Życie. 1
Na pewno ono istnieje, przynajmniej na naszej kuli ziemskiej. Czy znajduje się gdzieś poza nią, tego nie wiem. Czasami zastanawiałem się nad tym, będąc dzieckiem a później jako dorosły człowiek. Czy zgłębiałem tą wiedzę, poprzez naukowe książki? Raczej nie bardzo, traktowałem życie jako coś oczywistego. Więc marnowanie czasu na szukanie tego, co widać gołym okiem wydało mi się zbędne. Wolałem żyć i cieszyć się nim, w taki sposób na jaki pozwalały mi fundusze i czas, który miałem do dyspozycji. Mówią że życie jest krótkie i to o wiele lat. Statystyczny człowiek żyje w naszym kraju 75 lat, kobiety trochę dłużej od mężczyzn. Ale czy wystarczająco długo? Otóż nie. Zresztą zależy jak to życie się przeżyło. Można żyć ciekawie, zwiedzając różne miejsca na ziemi. Można żyć z dnia na dzień, jak robi to większość społeczeństwa. Więc czy żyć będziemy 70 lat, czy też 200 i tak to będzie dla nas za mało. Bo w chwili śmierci stwierdzimy, że to jeszcze nie czas na umieranie. W dodatku dlaczego ja mam odejść z tego świata, a cała reszta zostaje? To jest niesprawiedliwe, przynajmniej w naszym osobistym odczuciu. No i co z moimi dobrami, które zbierałem przez całe życie? Komu je zostawię? Ale dlaczego mam to robić, w końcu to ja się trudziłem, pracowałem na to wszystko tyle lat. A ktoś przyjdzie na gotowe? Nie ma mowy. Gdybym wcześniej wiedział, o dacie mojego zejścia z tego świata, to zrobiłbym z tym porządek. Część roztrwonił, część rozdał ubogim, czy dał coś na kościół? Raczej nie bardzo, on jako instytucja kościelna, już tak pławi się w luksusach. Więc nie ma najmniejszego sensu, wlewać tam gdzie już się ewidentnie przelewa. To może oddać rodzinie? A oni co, rąk nie mają? Tak samo żyją na tym świecie co ja, więc też mogą się o siebie postarać. A nie żerować jak sępy na pustyni. Co do dzieci, jeśli w ogóle je mamy, to trzeba tak je wychować i wykształcić, aby na nasze stare lata pomogły jeszcze nam, a nie oczekiwały zachowku. Bo z chwilą naszej śmierci i tak skończyłoby się ich finansowanie. Ktoś powie; wyrodny ojciec. Wcale nie, pomagać naszym dzieciom, nie znaczy wcale wyręczać je w obowiązkach. Chowanie pod kloszem, to najgorsze co możemy im zafundować. Dziecko ma poczuć wiatr we włosach, brud na ubraniu, zmęczenie nauką, siniak na kolanie. To wszystko jest namiastką tego, co je czeka w życiu. Jeżeli im to odbierzemy, to tak jakby przeżyć życie za nich. A kto potrafi żyć dwoma życiami naraz? Jedynie Bóg, który tak naprawdę ma wgląd w każdego z nas. A jeśli ludzi są miliardy na ziemi, to ma co robić. Mówią że życie jest kruche i ulotne, zgadzam się z tym stwierdzeniem. Bo jeżeli kobieta na porodówce, męczy się kilkanaście godzin aby wydać życie na świat. A spadająca cegła z pewnej wysokości, kończy to życie w jednej sekundzie, to jest to prawdą. Ale czy noszenie kasku na głowie, uchroni nas od zadławienia ością z ryby? Raczej nie, więc nie ma stuprocentowego zabezpieczenia życia przed jego utratą. A może to wszystko, jest już wpisane w nasze życie. Bo nie ma końca życia, takiego samego dla wszystkich. Jeden traci je we śnie, wieczorem kładzie się spać, rano zastają go sztywnego. Drugi przechodzi przez ulicę i potrąca go samochód. Trzeci rodzi się martwy, już jak płód. Czwarty w pracy, wchodzi tam, gdzie nie trzeba. Piąty ginie od kuli, niekoniecznie na wojnie. Te przykłady można mnożyć, bo każda śmierć wydaje się inna, przynajmniej nie jest nudno. Wyobraźcie sobie, jakie przewidywalne byłyby wiadomości w telewizji; dzisiaj zmarło 500 osób, i już nie mówili by jak, bo byłoby to oczywiste, tylko liczby by się zmieniały, nic więcej. Dlatego życie pozostanie dla nas zagadką, którą dalej będą się starali rozwiązać. Ale czy rozwiążą ją do końca? Wątpię, nasz umysł jest rozwinięty, lecz nie na tyle aby prześcignąć stwórcę w jego rozumowaniu. Bo jeśli wszyscy ludzie, staliby się nagle Bogami? To co czekałoby ten świat? Chyba koniec i to rychły. Żyć to znaczy oddychać, żyć to znaczy kochać, żyć to znaczy wierzyć. Jeżeli w swoim życiu pomijamy jakąś kwestię, z tym związaną. To znaczy że żyjemy nie pełnie, powierzchownie, tylko dla siebie a więc samolubnie. A jeśli człowiek żyje tylko dla siebie, to tak jakby żył samotnie. Więc czy jego egzystencja tu na ziemi, ma jakąś wartość społeczną? Moim zdaniem nie. A samolubów nam nie potrzeba, bo jeżeli bawimy się klockami sami, to zbudujemy twierdzę, którą już nikt nie zdobędzie.
Śmierć. 2
Jeżeli podjąłem temat życia, to nieodłącznym czynnikiem w nim jest także śmierć. Co prawda jest to ciemniejsza strona, której każdy unika jak ognia, jednak nie możemy jej nie zauważać. A co gorsza lekceważyć, bo jest tak samo namacalna jak życie. Czy jej się boimy? Na pewno tak, jest zagadką dla nas wszystkich, bo tak naprawdę nie wiemy co po niej następuje. Wierzący ludzie mówią o życiu pozagrobowym, tam w królestwie niebieskim. Ateiści twierdzą że po śmierci nie ma już nic. A co myślę ja? Na pewno chcę wierzyć, że z chwilą wyzionięcia ducha nie kończę swojego istnienia. Co prawda moja ziemska powłoka ląduje w ziemi, w postaci zwłok lub też urny z prochami. Ale mój duch który tyle lat zamieszkiwał we mnie, nie może sobie tak po prostu zniknąć. Jest zbyt cenny aby uleciał sobie w powietrze, jak przysłowiowe pierdnięcie. Bo to byłoby zwyczajne marnotrawstwo, na które Stwórca nie może sobie pozwolić. Z moją śmiercią, znika moje ja, a co z kolejnymi którzy przychodzą, na ten świat po nas? Czy oni mają swoje prywatne dusze, czy też one pochodzą od ludzi zmarłych? Tylko pozbawione są świadomości, to znaczy mają wyczyszczony twardy dysk. Więc zaczynają żyć na swoje konto. Tak też może być, przecież tego nikt jednoznacznie nie stwierdzi, ani też wykluczy. Dlaczego ludzie nie mogą żyć wiecznie? To jest dobre pytanie. To proste, bo rodzące się następne pokolenia, za ileś tam wieków całkowicie zapełniłyby naszą planetę. I co wtedy? No właśnie, siedzielibyśmy jeden na drugim, jak żyć w takich warunkach. A tak, jedni się rodzą, inni umierają i proces ten trwa dalej. Po drugie, abyśmy żyli wiecznie, musielibyśmy być inaczej zbudowani. Z jakiejś niezniszczalnej materii, która byłaby odporna na wszystko, warunki atmosferyczne, jak i na ząb czasu, który z każdym kolejnym rokiem naszego życia nas podgryza. Może gdyby człowiek był ze złota, to jego trwałość byłaby dłuższa. Ale co wtedy z czuciem? Bylibyśmy zimni jak głaz, nie czuli na bodźce zewnętrzne. To już nie byłby człowiek, tylko robot. A maszyna nie potrafi się cieszyć, z tego wszystkiego co nas otacza. Więc jedno zaprzecza drugiemu, dlatego niech już będzie tak jak jest. Nie ważne że krótko, nie ważne że cierpimy, ale ważne że to wszystko czujemy. Śmierć też jest dla ludzi, niektórzy czekają na nią od lat, wręcz modląc się o nią każdego dnia, z różnych przyczyn. Na przykład są ciężko chorzy, i swój ratunek widzą właśnie w niej. Bo stracili kogoś bliskiego, i dalsza egzystencja jest dla nich nie do zniesienia. Czy śmierć jest straszna? I tak i nie, straszna gdy przychodzi nagle i nieoczekiwanie. Znośna gdy się jej spodziewasz każdego dnia. A czy ma ze sobą kosę i jest ubrana w czarny kaptur? Tego nie wiem, przekonam się o tym wtedy, kiedy do mnie przyjdzie. A kiedy to będzie? Lepiej nie wiedzieć, człowiek lubi niespodzianki, więc niech nas zaskoczy. Ci co ocierają się o śmierć każdego dnia, śmieją się jej w oczy, wręcz ją prowokują. No chodź, weź mnie, co tak stoisz, na co czekasz? Ale ona ma czas, to tylko my wiecznie się gdzieś spieszymy. Bo jeśli żylibyśmy świadomie, to wiedzielibyśmy na pewno kiedy nadejdzie. A tak my sobie, ona sobie, tylko że to śmierć ma ostatnie zdanie do powiedzenia. My jesteśmy marionetką w jej rękach, tańczymy jak ona nam zagra i tyle w temacie. Jednak nie trzeba się na nią gniewać, lub co gorsza obrażać. Bo co ona jest temu winna, że ma taka funkcję do pełnienia. Spełnia tylko czyjąś prośbę, lecz czy zleceniodawcą jest Bóg, lub też diabeł, tego nie wiem. Ważne że to wszystko jakoś funkcjonuje, wiadomo że do jednych przychodzi z posługą szybciej, do innych później. Jednak zawsze można na nią liczyć. Śmierć i podatki, to jedyna pewna rzecz na tym świecie, jak ktoś kiedyś powiedział. Nie raz mówią, że ktoś otarł się o śmierć, był już jedną nogą na tamtym świecie. Przeszedł jakimś tunelem w stronę światła, a potem wrócił do swego ciała. Dzieje się tak niby w czasie śmierci klinicznej, kiedy nasze życie podtrzymywane jest sztucznie, przez aparaturę szpitalną. I wtedy nagle staje się cud, wybudzamy się ze śpiączki, która może trwać różnie. I zaczynamy opowiadać wszystkim, gdzie to byliśmy i co widzieliśmy. Oczywiście nikt nam za bardzo nie chce wierzyć, bo jeśli sam tego nie przeżył, to ciężko mu zrozumieć zaistniałą sytuację. Dlatego niech każdy czeka na swoją, prywatną śmierć, wtedy wrażenia będą dla każdego inne i niepowtarzalne zarazem.
Miłość. 3
Co to takiego ta miłość? Czy to jest jakiś stan zauroczenia? Możliwe że tak. Każdy z nas w swoim życiu, przynajmniej raz miał z nią do czynienia. Mogła to był miłość platoniczna, lub taka odwzajemniona. Platoniczna, inaczej jednostronna jest miłością niespełnioną. Czasem osoba kochana, nawet nie wie o istnieniu swojego adoratora. Dzieje się tak z różnych względów, chociażby dlatego że ktoś jest nieśmiały. Boi się wprost wyznać tej osobie miłość, czując że nie jest jej wart. Są różne przyczyny takiej decyzji, ktoś może być mało atrakcyjny, więc posiadający kompleksy. Które już na starcie dyskwalifikują go w oczach swojej wybranki. Gdyby jednak miał więcej wiary w sobie, mógłby chociaż spróbować stanąć twarzą w twarz z wybranką swego serca. Może ona wtedy znalazłaby w nim coś pozytywnego. Na przykład inteligencję, której jej by brakowało. W ten sposób tworząc związek, mogli by się w przyszłości uzupełniać. Ona oczarowywałaby gości swoją urodą, on natomiast zabierałby głos w ważnych sprawach. O których ona nie miałaby bladego pojęcia. Ale żeby tak się stało, potrzeba odwagi i wiary w swoje możliwości. Przy miłości odwzajemnionej, nie ma tylu problemów co przy platonicznej. Partner i jego partnerka, wzajemnie się akceptują. Są wpatrzeni w siebie jak w obraz, godzinami potrafią ze sobą przebywać. Kiedy w końcu zdecydują się na zbliżenie, nie mogą się nacieszyć ciałem partnera lub partnerki. Jednak taki stan zauroczenia nie trwa wiecznie, bo ileż można się całować, patrzeć na siebie i się kochać. Nawet szampan i kawior spożywany codziennie, w końcu się znudzi lub zwyczajnie przeje. I co wtedy? Drodzy panowie i panie? Nic, dzień który kiedyś był wiecznym świętem, staje się dniem powszednim. Dziewczyna czy też kobieta, już nie skrywa dla nas żadnych tajemnic. Staje się zwykłą kobietą, u której z czasem zaczynamy zauważać jakieś wady lub niedoskonałości, których wcześniej nie widzieliśmy. Mężczyzna czy też chłopak, także zaczyna kobiecie przypominać jej ojca. Może nie we wszystkim, jednak jakieś podobieństwo zawsze się znajdzie. Na przykład tak samo pije piwo i beka, poci się pod pachami, nie myje zębów. Lub co gorsza, zaczyna się oglądać za innymi kobietami, kiedy wcześniej tego nie robił. Zastanawiacie się wtedy, co poszło nie tak? Gdzie popełniliśmy błąd? Jak do tego doszło? Nikt nic nie popełnił, po prostu minął okres fascynacji i zaczęło się zwykłe życie u boku naszego wybranka lub wybranki. Bo kiedy już mamy pewność, że ten ktoś zostanie już z nami na zawsze. To przestajemy się starać, adorować i zabiegać o względy, jak było to wcześniej. Co w takim przypadku robić? Nic, przejść z tym do porządku dziennego Jeśli się nie nudzicie w swoim towarzystwie, to pół biedy, zawsze można coś wspólnie robić. Na przykład oglądać telewizję, grać w jakieś gry, wspólnie sprzątać mieszkanie lub odkurzać samochód. Ale jeśli nie macie zainteresowań, a wręcz się ze sobą nudzicie, To istnieje prawdopodobieństwo, że wcześniej czy później odsuniecie się na tyle. Że zaczniecie się oglądać za kimś innym, bo wasz dotychczasowy partner lub partnerka po prostu się wam znudził. Kiedyś ludzie byli ze sobą do końca, od ślubu aż po śmierć. Nawet gdy już do siebie nic nie czuli, to trwali w tym związku z konieczności. Dlatego że mieli wspólny dom, mieszkanie, kredyt lub inne zobowiązania. Bywa tak, że kobieta trwa przy mężczyźnie tylko dlatego, że nie ma gdzie pójść. W dodatku całe życie nie pracowała, więc zdążyła się uzależnić od swojego partnera. A to jest najgorsze rozwiązanie z możliwych. Dlatego drogie panie, jeśli możecie to idźcie swoją drogą, nie rezygnujcie z pracy i własnych ambicji. Tylko dlatego że wasz partner dobrze zarabia, bo wcześniej czy później i tak wam te pieniądze wypomni. A wtedy obudzicie się z ręką w nocniku, bo inaczej tego nazwać nie można. Dlatego zadbajcie o siebie już wcześniej, nawet wtedy gdy gdy wasz związek jeszcze funkcjonuje. Mężczyzna zawsze sobie jakoś poradzi, wróci do matki, pozna kolejną kobietę w potrzebie. Gorzej z wami, ponieważ zaczynać od początku w wieku czterdziestu lat i więcej, to już prawdziwe wyzwanie. Tym bardziej, że ma się jeszcze nastoletnie dzieci na wychowaniu. Bo zazwyczaj dzieci po rozwodzie, zostają z matką, która potem dźwiga całe to brzemię, zwane domem. Miłość istnieje, ale tylko w naszej wyobraźni, rozczarowanie związkiem jest bardziej namacalne, czujemy to każdego dnia.
Przyjaźń. 4
Przyjaźń jest dobra, kiedy ma się przyjaciół, albo przynajmniej jednego przyjaciela. Tylko skąd go wziąć? W dzieciństwie jest nam łatwiej o takie osoby. Człowiek przebywa w większym gronie, zawsze można u kogoś zaskarbić sobie przyjaźń. Można pożyczać sobie zabawki, czytać tą samą książkę razem. Spędzać razem czas po szkole, odrabiać lekcje, słuchać takiej samej muzyki. Jednak w miarę dorastania, nasza przyjaźń zostaje wystawiona na próbę. Kiedy tak się dzieje? Na przykład wtedy, kiedy nasza koleżanka poznaje jakiegoś chłopaka. Dobrze, jeśli obie dziewczyny mają swoje sympatie, bo jeśli tylko jedna z nich, to już się tworzy problem. Dlaczego? Otóż zaczyna się rodzić zwyczajna zazdrość, dlaczego to koleżanka ma kogoś a ja nie. Do tej pory dziewczyny razem spędzały wolny czas, teraz się to zmieniło. Koleżanka chodzi za rękę, ze swoim chłopakiem i wszystkim wkoło to oznajmia. Oczekując oklasków i podziwu od pozostałych. Przyjaźń została wystawiona na próbę, co ja mówię przyjaźń? Już jej w tej chwili nie ma. Ktoś został zdradzony, w tym wypadku koleżanka, która została zepchnięta na boczny tor. Z chłopakami rzecz się ma podobnie, tylko oni mają lepiej, z tego względu że później dojrzewają emocjonalnie. Więc ich młodzieńcza przyjaźń, trwa nieco dłużej od dziewczęcej. W dodatku oni mają więcej bodźców do odkrycia. Chodzi mi tutaj o wspólne palenie papierosów, lub picie alkoholu, którego próbują w latach szklonych. Dziewczyny zazwyczaj tego nie robią, choć zdarzają się wyjątki, jeśli chodzi o dzisiejsze czasy. Chłopak jeśli już szuka dziewczyny, to robi to w późniejszym wieku. Jednak dalej stara się zachować przyjaciół, dziewczyna wtedy bywa dla niego pewnego rodzaju odskocznią. Jednak nie traktuje tego, jako związku na całe życie, bo jeszcze nie myśli takimi kategoriami jak dziewczyna. Po latach szkolnych przychodzi czas młodości. Tutaj znowu kobiety, zaczynają szukać przyjaciół, lub tej jednej przyjaciółki do pogadania. Jednak teraz sytuacja jest już inna, nie ma tego co było w młodości. Przyjaźń dwóch dorosłych kobiet, to przeważnie chodzenie na wspólne zakupy, wyjście do kawiarni lub do klubu. No i wzajemne zadręczanie się opowieściami z pracy, jak to mnie szef prześladuje lub co gorsza zaczyna mnie podrywać. No i tutaj zaczyna się powtórka z rozrywki, bo jeśli nasza koleżanka, znowu pozna jakiegoś fajnego faceta. To ta przyjaźń znów przestaje istnieć, ponieważ cały swój wolny czas poświęca właśnie jemu. Chyba że związek się rozpadnie, wtedy nagle przypomina sobie, o dawnej koleżance. Ale tylko po to, żeby mieć się komu wyżalić. Prawdziwa przyjaźń może powstać, między kobietą a gejem. Tam nie ma już miejsca na zazdrość, ponieważ każde z nich ma innych partnerów do związku. Nie ma strachu, o odbicie sobie ukochanej osoby. Za to jest możliwość wzajemnego zwierzania się przyjacielowi, nawet z najintymniejszych spraw. Taka przyjaźń może trwać latami, nic i nikt jej nie zachwieje, bo nie ma ku temu podstaw. A co się dzieje z przyjaźnią w starszym wieku? Też jest możliwa, kiedy to panie są już na emeryturach, sprawy seksu i zdrady mają już dawno za sobą. Ich partnerzy już nie żyją lub co gorsza, związali się z kobietami o dwadzieścia lat od siebie młodszymi. Wtedy ta przyjaźń odżywa na nowo, można znów razem pójść do kawiarni na kawę, pójść do parku na spacer, nakarmić kaczki lub łabędzie. Powspominać stare dobre czasy, kiedy się było młodym i pięknym. Takie przyjaźnie w późnym wieku, są moim zdaniem najtrwalsze i najbardziej prawdziwe, bo trwają nie raz już do końca. Tutaj nie ma miejsca, na zazdrość i obłudę, chyba że pokłócicie się o wysokość waszej renty lub emerytury. Jednak te kwestie są do dogadania. Bo co komu z dużych pieniędzy, kiedy ni ma ich z kim dzielić. Dlatego moi drodzy, szukajcie przyjaźni przez całe wasze życie, i nie zrażajcie się ewentualnymi niepowodzeniami. W końcu natraficie, na chociażby jedną osobę, która będzie wam życzliwa. A taki bezinteresowny przyjaciel, to skarb nad skarby, którego trzeba trzymać rękami i nogami, bo może się nam już zwyczajnie nie trafić. A co zrobić, jak nie mamy nikogo takiego, mimo usilnych starań? Ponoć książka też może być naszym przyjacielem, do których czytania serdecznie namawiam.
Zdrada. 5
Nie powinno jej być, jednak się zdarza i to dosyć często. Ale zacznijmy od początku. Dlaczego tak się dzieje i czy w ogóle powinno do tego dojść? Kiedy ludzie się pobierają, lub też zakładają nieformalne związki, to zaczynają ze sobą przebywać 24 godziny na dobę. Razem śpią, jedzą, chodzą na zakupy, do znajomych, wyjeżdżają na wakacje, nawet razem się kąpią. I wszystko jest dobrze, jednak do czasu. Wiadomo że takie ciągłe przymilanie się, lub uważanie na to, co się powie lub zrobi jest strasznie męczące. Kiedy mężczyzna i kobieta się poznają, starają siebie pokazać z jak najlepszej strony. Niektórzy udają tych, którymi w rzeczywistości nie są, a to potem z czasem wychodzi. To tak jak z zakupami, podoba nam się jakiś ciuch, pragniemy go mieć za każdą cenę. Jednak kiedy już go kupimy i ubierzemy parę razy, nasza euforia z tym związana, jakby się ulotniła. Co prawda dalej czujemy się w nim dobrze, tylko powoli już nam się zaczyna nudzić i powszednieć. Tak bywa też z naszym związkiem, który po jakimś czasie po prostu nam się przejadł. Co wtedy robimy? A no, szukamy nowego ciuchu, znaczy się partnera lub partnerki. Tylko co zrobić z tym starym? Oddać już nie możemy, bo wzięliśmy ślub. Więc zaczynamy szukać coś na boku, najpierw dyskretnie i nieoficjalnie. A jak już coś znajdziemy, wtedy zaczynamy się angażować w kolejny związek, tym razem nieformalny i nieoficjalny. Taki na weekend, lub dwa razy w miesiącu. Kiedy się on sprawdzi i jesteśmy z niego zadowoleni, wtedy całe swoje uczucie przelewamy na niego. Już nie współżyjemy, ze swoim partnerem lub partnerką tak często jak dotychczas. Zdarza się że w ogóle przestajemy się kochać, bo swoje uczucie i zapędy seksualne wolimy wdrażać w nowy związek. A co wtedy, jak nasza druga połówka zacznie coś podejrzewać? Przecież ciągłe wyjazdy w delegacje, lub częste wypady do koleżanek, staną się w końcu podejrzane i mało wiarygodne. Wtedy na ogół zaczynamy kłamać, wymyślać nietworzone historie, tylko po to aby dalej móc ciągnąć naszą zdradę. Jednak kłamstwo ma krótkie nogi, w końcu ktoś nas przyuważy na mieście, jak idziemy pod rękę z kimś nowym. Nie koniecznie z żoną czy mężem. I co wtedy? Nasze kłamstwa już na nic się nie przydadzą. Zaczynają się więc kłótnie, o byle co, wypominanie o to, że straciłam lub straciłem tyle czasu z tobą. A mogłam lub mogłem w tym czasie, być z kimś zupełnie innym, kto by docenił moją miłość i poświęcenie. Jeśli jesteśmy na tyle dorośli, że dzieci mamy już odchowane, to rozwód w takim wypadku nie jest już taką tragedią. Gorzej gdy kobieta zostaje sama z małymi dziećmi, tylko dlatego że jej mąż znalazł sobie młodszą i ładniejszą. Jednak nie wie o tym, że w każdym kolejnym związku, nastąpi to samo wypalenie, co nastąpiło teraz. Bo jeśli ktoś raz zdradził, to prawdopodobnie zrobi to samo, z nową partnerką za kilka lat. Historia lubi się powtarzać, więc nie liczmy na to, że z kochanką będziemy szczęśliwi do końca życia. Może się okazać, że to ona pierwsza, przyprawi nam rogi, któregoś pięknego popołudnia, a wtedy my będziemy musieli przełknąć tą gorzką pigułkę zdrady. I co wtedy, wrócisz do żony? Z podkulonym ogonem. A jeśli ona znajdzie w tym czasie zastępstwo za ciebie? To zostaniesz na lodzie, to samo dotyczy kobiet, które zdradzają. Rozumiem jeśli w związku dzieje się źle, na przykład mąż bije żonę, znęca się nad nią fizycznie i psychicznie, a widzą to wszystko dzieci. To nie ma na co czekać, tylko wyrwać się z tego toksycznego związku, jak najprędzej. Ale jeśli rezygnujemy z partnera, tylko dlatego że coś nam się znudziło i spowszedniało? To stajemy się po prostu aroganccy i tyle, bo spokój domowego ogniska zamieniamy na niepewne jutro u boku osoby, której tak naprawdę do końca nie poznaliśmy. Bo zostaliśmy zaślepieni jej lub jego wdziękiem, zapewne powierzchownym i krótkotrwałym. A seks z przypadkowo poznaną osobą, niesie ze sobą niebezpieczeństwo, w postaci niechcianych chorób lub ciąży. Ale o tym się nie myśli, mając w tym momencie podniecenie i klapki na oczach. Przygoda, dobra rzecz, lecz czy wyjdzie nam ona na dobre, z perspektywy czasu? Tego nie wiem. Może ktoś pomyśli, że zazdroszczę innym skoku w bok, bo sam tego nigdy nie próbowałem. Nie w tym rzecz, po prostu to nie jest wyjście z sytuacji. Czy nie lepiej porozmawiać ze swoją drugą połówką, o tym co nas boli i trapi w związku, zanim skorzystamy ze zdrady? A może jeszcze da się coś uratować i na nowo ożywi partnerkę lub partnera. Spróbujmy, co nam szkodzi, chyba że zdradę mamy we krwi, to co innego.
Praca 6
Praca to nic innego, jak zajęcie zarobkowe, które pozwala nam żyć. Jednak są tacy, którzy żyją a nie pracują, jak oni to robią? Też jestem ciekaw, prawdopodobnie żerują na innych, na przykład swojej matce, babci, żonie albo opiece społecznej. Jednak kiedy chcemy naprawdę żyć a nie wegetować, wtedy podejmujemy pracę. Jest ona związana z naszym wykształceniem i wyuczonym zawodem, choć nie do końca tak jest. Ponieważ duża liczba osób, pracuje nie w swoim zawodzie. Jest to podyktowane rynkiem pracy, który akurat oferuje nam to, co jest aktualnie dostępne. Kiedyś za moich czasów, a zaczynałem jak zmieniał się ustrój w Polsce, było zupełnie inaczej. Wtedy większość społeczeństwa kończyła szkoły zawodowe, które przysposabiały młodego człowieka do pracy w wybranym zawodzie. Takim, jaki akurat sobie wybrał. Jednak kiedy zaczęto zamykać zakłady pracy, i zaczęło zwyczajnie brakować roboty. Młodzi ludzie, nie widząc dla siebie innej alternatywy, zaczęli dłużej się uczyć. Na przełomie ostatnich dwudziestu lat, sytuacja w szkolnictwie zmieniła się do tego stopnia. Że teraz większość młodzieży kończy licea i technika, a procent studentów zwiększył się kilkakrotnie. Dlatego świeży magister, kończąc kierunek mało atrakcyjny, zmuszony jest do podejmowania pracy, poniżej jego kwalifikacji. Gospodarka w ostatnich latach potrzebuje fachowców, ale od zwykłej roboty, spawaczy, ślusarzy, kierowców, mechaników, których brakuje na rynku. A tylko dlatego, że każdy młody człowiek uparł się aby skończyć studia. Które nie dają mu zatrudnienia. Po otwarciu granic, sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Prawdziwi fachowcy wyjechali z kraju, w poszukiwaniu lepszego życia. A zostali tylko ci, którzy bali się wyjechać i podjąć ryzyko. I dlatego teraz, mamy sytuację taką, że pracodawcy ratując się od bankructwa, zatrudniają do pracy osoby ze wschodniej granicy. Czy to jest dobre rozwiązanie, tego nie wiem. Natomiast wiem, że przez taką politykę tracą rodzimi pracownicy, którzy zarabiają na zbliżonym poziomie, co ich koledzy z Ukrainy i Białorusi. Ale wróćmy do początku, człowiek podobno żyje aby pracować. Bo powiedzmy sobie szczerze, jakbyśmy nic nie robili, to po pewnym czasie uderzyłoby nam do głowy. Zresztą przyjemności kosztują, chcąc mieć fajny dom lub mieszkanie, musimy pracować ileś tam lat, odkładając na ten cel nasze pieniądze. Rzadko kto dostaje coś od swoich rodziców za darmo, chociaż tacy się zdarzają, mówi się o nich — nowobogaccy. Jednak cała reszta pracuje na te swoje, jasno wytyczone cele. Biorą kredyty na 30 lat, pracują po dwa etaty, aby związać koniec z końcem. A gdy nagle tracą pracę, usuwa im się grunt pod nogami, bo nie wiedzą co mają ze sobą począć. Czy praca musi być nudna i nieprzyjemna? W zasadzie większość z nas robi to, czego nie lubi, lub zmusiło ich do tego życie. Tylko nieliczni mają pracę swoich marzeń, jeszcze się w niej spełniają do reszty. Dlatego ludzie chcąc odreagować po ciężkim dniu, wymyślili sobie hobby. To takie zajęcie które chcieliby robić w pracy, gdyby im na to pozwolono. Dlatego jedni w wolnej chwili, malują obrazy, tworzą rzeźby, kleją różne modele, odrestaurowują stare pojazdy, lub tak jak ja piszą książki. Każde hobby jest dobre, ponieważ człowiek w ten sposób się dowartościowuje, uduchowia i spełnia w ten sposób swoje marzenia. Które zapewne ma każdy z nas, od małego dziecka aż po starość. Człowiek który pracuje fizycznie, wybiera sobie zajęcia, przy których odpoczywa. Natomiast ten, co cały dzień siedział za burkiem, szuka zajęcia energicznego, jak siłownia, jazda na rowerze, bieganie. A co po latach, spędzonych w pracy nas czeka? Jeśli szczęśliwie dożyjemy tego okresu, to zasłużona emerytura. Tylko czy pieniądze z tej emerytury, dadzą nam spokojnie przeżyć jesień życia? Tego już nie mogę wam obiecać, wiadomo że to jest w znacznym stopniu uzależnione, od zarobków jakie dostajemy na wypłatę. Mała pensja równa się, jeszcze mniejsza emerytura. Wiadomo że nie każdy jest prezesem firmy, my zwykli ludzie, musimy żyć tak aby nam na wszystko starczyło. Bo emeryt nie raz zastanawia się nad tym, co kupić? Leki czy jedzenie. Niektórzy politycy chcieliby, abyśmy pracowali do końca życia, wtedy ZUS nie miałby z nami problemów. A tak żywy emeryt, to strata dla państwa. Zresztą kto z nas tak naprawdę, dożyje tej emerytury?
Cywilizacja. 7
Każdy cywilizowany człowiek w XXI wieku, ma mieszkanie lub dom, samochód, konto w banku, pracę, telewizję, komputer, internet i smartfona. Bez tych rzeczy praktycznie, nie jest już w stanie normalnie funkcjonować. Jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie 500 lat do tyłu, z tych wymienionych rzeczy miał jedynie dom, a raczej zamek lub chatę. W miarę upływu lat, potrzeby człowieka stawały się coraz większe, zaczęto więc wymyślać nowe rzeczy, które miały ułatwić człowiekowi życie. I tak na przełomie wieków, doszliśmy do tego momentu, gdzie jesteśmy dzisiaj, czyli do 2021 roku. Ale czy te wszystkie rzeczy, są nam niezbędne do życia? Zastanówmy się, wiadomo dom czy też mieszkanie jest nam potrzebne, bo musimy gdzieś mieszkać. Nie pójdziemy przecież do lasu, i nie będziemy spać w namiocie. Bo to dobre na dwie noce, i to latem jak jest ciepło i komary nie żądlą. Samochód się przydaje, bo nie zawsze autobusy jeżdżą lub pociągi, a z odległością do pracy czy też szkoły różnie bywa. Konto w banku jest dobre, pracodawca nie musi nam płacić, co miesiąc pieniędzy do ręki, jak to kiedyś bywało. A banki mając nasze pieniądze na koncie, bez naszej wiedzy pożyczają je innym klientom na procent, wcale się z nami nie dzieląc. Telewizor jest dobry, a w zasadzie był i to kiedyś, jak puszczano w nim jakieś sensowne filmy i programy. Których to co chwila nie przerywano, kilkunastominutowymi reklamami, które nie dość że ogłupiają człowieka, to jeszcze zabierają mu cenny czas. Którego tak za wiele nie mamy w życiu. Komputer jest dobry do czasu, jeśli się na nim pracuje, i jest nam niezbędny. Bo jeżeli tylko dla zabawy, to lepiej wyciągnąć jakieś gry z szafy i na nich skupić swoją uwagę. Doszliśmy do smartfona. Kiedy to była jeszcze zwyczajna komórka, to spełniała swoją funkcję, można z niej było w każdej chwili zadzwonić, jeśli była taka potrzeba. Z czasem z telefonu przeistoczyła się w przenośny komputer oraz telewizor. Wszystko już w niej jest, co nam przyjdzie do głowy. No właśnie do głowy, można dostać siedząc godzinami w w smartfonie, i patrząc w te 6,5 cala. Przez to małe urządzenie, dużo ludzi uzależniło się od niego. W pracy, co chwila do niego zaglądasz, na przerwie zamiast pogadać z kolegami, patrzysz w ekran telefonu. Po pracy zamiast zająć się żoną i dziećmi, dalej siedzisz w internecie. Co gorsza twoja żona i dzieci, też siedzą w smartfonach, zupełnie się od siebie izolując. Mieszkanie nieposprzątane, obiad niezgotowany, lekcje nieodrobione ale każdy w telefonie siedzi. Do czego doprowadzi nas, taki stan rzeczy? Moim zdaniem do jakiejś katastrofy, jeśli nie teraz to zapewne w niedalekiej przyszłości. Kiedy wreszcie otrzeźwiejesz i zwrócisz komuś z rodziny uwagę, to odburknie do ciebie jak wściekły pies. Staniesz się jego wrogiem numer jeden, i to nie ważne czy jest to twoja żona lub dzieci. Miałem przypadek w domu, kiedy to córka oglądała coś w telefonie, będąc cała pod kołdrą, aby przypadkiem ktoś z rodziców się nie dowiedział. Uzależnienie od telefonu jest tak samo groźne, jak każde inne. Alkoholik nie może żyć bez wódki, a dziecko bez telefonu. Jeżeli się w porę nie ockniemy, i nie zrobimy z tym problemem czegoś sensownego. To czeka nas dziwna przyszłość, życie w wirtualnym świecie, które nie jak ma się do rzeczywistości. Człowieczeństwo jako takie przestanie istnieć, staniemy się robotami, które nie potrafią samodzielnie myśleć. A łykają to wszystko, co podaje się im na tacy, zwanej internetem. Co z tego, że fabryki będą zautomatyzowane, domy naszpikowane elektroniką, skoro nie będziemy umieli normalnie żyć, i cieszyć się z otaczanego nas świata, który pozostanie za oknem naszych mieszkań i domów. A my każdą wolną chwilę, będziemy spędzać na kanapie ze smartfonem w ręku, i coraz to grubszymi szkłami okularów na nosie. Bo nasz wzrok będzie się psuł, od tego szkodliwego promieniowania. Co nam po takiej cywilizacji, skoro ona działa na naszą szkodę. Lepiej było zostać w jaskini, i grzać się przy jednym ognisku, ale z całą naszą rodziną, począwszy od dziadków a skończywszy na wnukach i prawnukach. Bo z braku zajęcia rodziłyby się na potęgę i to bez żadnego wabika, zwanego 500+. Może jeszcze kiedyś do tego wrócimy, kto wie?
Wiara. 8
Co z naszą wiarą, w co tak naprawdę wierzymy? Nasze polskie społeczeństwo, jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku, kwalifikowało się w ponad 90 % do wiary katolickiej. To były czasy, kiedy w Rzymie papieżem był nasz rodak Jan Paweł II. Jednak po jego śmierci, i nastaniu następcy w postaci kardynała Ratzingera. Wiara Polaków jakby zmalała. Stało się to też za sprawą księży, którzy zamiast iść drogą prawdy, tak jak było dawniej. Obrali drogę obłudy i zysku za wszelką cenę. Co rusz słyszy się ostatnio o księżach pedofilach, którzy w swoich parafiach, dopuszczali się czynów lubieżnych, na nieletnich dzieciach, służących do mszy i nie tylko. To na pewno nie pomaga kościołowi, w tym co starają się głosić, jako pasterze swoich wiernych. Sam chętnie chodziłem do kościoła, jak byłem mały. Jednak było to dawno i nigdy nie służyłem do mszy świętej. Co zapewne uchroniło mnie, od bolesnych doświadczeń, jakie doznali inni. Zresztą nasz ksiądz miał swoje organistki, więc był zajęty czym innym niż dziećmi, tym lepiej dla niego. Ale wracając do wiary, teraz kiedy osiągnąłem wiek Abrahama, czyli skończyłem 50 lat, inaczej patrzę na sprawy wiary. Co prawda dalej wierzę w Boga, jak dawniej, jednak przestałem wierzyć w posługę księży, i cały ten ich interes zwany kościołem. Bo cóż to jest kościół? Kościół to są ludzie żywi, zebrani w imię Jezusa, a nie mury świątyń, ociekające nie raz złotem i marmurem. Jeżeli nasz Chrystus mógł nauczać, na pustkowiu lub nad brzegiem jeziora. To czemu nie czynią tego, jego następcy? Czyżby przez te ostatnie 2000 lat tak się rozleniwili, że muszą mieć ogrzewany kościół i kucharkę na plebanii? Bo inaczej nie potrafią funkcjonować jako duszpasterze? Starsi ludzie jeszcze to wszystko ciągną, finansując ich ze swoich marnych emerytur. Ale to się skończy, młodzi już nie są tacy skorzy, aby rzucić na tacę przysłowiowy wdowi grosz. Wolą go inaczej spożytkować, chociażby na kupienie sobie doładowania do telefonu A co się stanie, jak zabraknie finansowania? Czy kościół i jego kapłani przetrwają tą rewolucję, czy też zmienią profesję? Tego jeszcze nie wiemy. Już teraz oprócz zwykłej posługi w swojej parafii, imają się dodatkowych zajęć. Takich jak otworzenie sklepu z alkoholem, komisu samochodowego, lub domu pogrzebowego. A jak to jest w innych krajach Unii Europejskiej? Otóż kościoły, do których przestali uczęszczać wierni, zostały przetworzone na kluby lu b restauracje. Czy to też czeka nasze domy Boże? Tego nie wiem, wszystko możliwe. Więc gdzie tkwi problem? Czy w naszej wierze, która zmalała do ziarnka piasku, czy też w księżach, którzy swym postępowaniem odstraszają, już tak pozostałą resztkę wiernych. Wiem że w dzisiejszym świecie, tak rozwiniętym technicznie i przemysłowo, ciężko wyobrazić sobie, że nad tym wszystkim czuwa Bóg. Ja w to wierzę, nie wiem jak wy, to jest sprawa prywatna każdego z nas. Ważne aby swojej woli i wiary, nie narzucać innym siłą, bo to byłoby bezprawne. A tak mamy wolność słowa i wyznania, tylko nie obrażajmy innych ludzi, tylko dlatego że mają swoje spojrzenie na świat. Dyktatury były już na tym świecie, i wszyscy wiemy jak to się skończyło. Prędzej czy później wszystko upadło, i prawda zwyciężyła. Dlatego uważajmy na przyszłość, bo fałszywych proroków, może być więcej, którzy będą głosić, że tylko ich prawda jest najprawdziwsza. Nie dajmy się wciągnąć w jakąś sektę, która zrobi nam pranie mózgu i pozbawi wolności. Już dosyć się nacierpieliśmy jako naród, więc teraz przyszła pora na to aby żyć prawdą i szczęściem. Wiem że nikt na własne oczy, nigdy nie widział Boga, ale samo wyobrażenie o tym że może istnieć, daje człowiekowi szczęście i nadzieję na lepsze jutro. Co nam szkodzi w to wierzyć, nic nas przecież to nie kosztuje. A na końcu świata zobaczymy, kto z nas miał rację w tej kwestii. Jeden wierzy w Boga, drugi w Allaha, trzeci w Buddę, Czwarty w Jehowę, i to jest piękne. Ta różnorodność wyznania, bo kolor skóry czy też oczu nie ma tutaj żadnego znaczenia, wszyscy jesteśmy równi i tego się trzymajmy, a będzie dobrze. Wiara zwycięży wszystko, czego wam i sobie życzę.
Pieniądze.9
Jest to czynnik płatniczy na całym świecie, bez którego tak naprawdę współczesny człowiek nie potrafi się obejść. Ten kto ma pieniądze, może sobie kupić wszystko to, na co ma ochotę. Ale żeby je mieć, trzeba zarobić lub dostać w spadku, po bogatym krewnym na przykład. Co pieniądz robi z ludźmi? Wszystko. Dla nich poświęcamy swoje życie, zdrowie, rodzinę i swój wolny czas. Wiadoma rzecz że uczciwą pracą, jeszcze nikt się nie dorobił. Co prawda doszedł do jakiegoś statusu majątkowego, jednak nie aż tak, aby móc o sobie powiedzieć że ma już wszystko. Zawsze jakiś niedosyt pozostanie, wiadoma sprawa. Bo im człowiek więcej ma, tym więcej jeszcze by chciał. Apetyt przecież rośnie zawsze w miarę jedzenia, jak mówi przysłowie. Ale zastanówmy się, czy te pieniądze są nam aż tak potrzebne? Wiadomo życie kosztuje, trzeba kupić jedzenie, opłacić mieszkanie, wysłać dzieci do szkoły lub na studia. Życie generuje koszty, które w jakiś sposób musimy uregulować. A im lepiej chcemy żyć, tym więcej musimy zarabiać. Dlatego stopa życiowa, pomiędzy ludźmi bardzo się różni. Jednym wystarcza zwykła wypłata, aby żyć skromnie Innym, z większymi ambicjami potrzeba więcej, dlatego dwoją się i troją aby to osiągnąć. Poświęcają więc czas wolny, na dodatkowy etat, który dostarczy im więcej gotówki. Jak ktoś ma swoją firmę, to tak naprawdę nie wie, kiedy ma zrobić sobie wolne od pracy. Zawsze jest coś do zrobienia, bo konkurencja nie śpi, i też chce dla siebie pozyskać nowych klientów. Ta spirala pracy cały czas się nakręca, człowiek już nie wie, kiedy ma przestać i powiedzieć sobie dość. A jeśli ma się do tego wymagającą żonę, która trwoni w zastraszającym tempie, wszystko to co zarobimy. To już nie ma dla nas ratunku. Dlatego za sprawą pieniędzy, jest dużo rozwodów, tam dochodzi do podziału majątku, którego rzekomo oboje się dorobili. Żona zarzuca swojemu mężowi, że przez ciągłą pracę, zaniedbał ją i ich dzieci. On natomiast broni się od tego zarzutu, mówiąc że to wszystko robił właśnie dla nich, aby im niczego nie brakowało. Więc gdzie tu jest sens i logika? Pracować do upadłego, żeby to potem stracić za sprawą rodziny. Czy nie lepiej żyć spokojnie, nie zarzynać się, wypruwać sobie żyły. Bo i tak na końcu, nasza kochana żona kopnie nas w tyłek, i to za nasze pieniądze. A może pracować tylko na siebie? Nie wiązać się z nikim, a broń Boże z jakąś młodą siksą. Bo w końcu i tak nam rogi przyprawi, dla jakiegoś gościa z kaloryferem na brzuchu. Tylko co takie życie w pojedynkę jest warte? Nawet gdy ma się górę pieniędzy. Bo wtedy nie kocha się nikogo, oprócz swojego konta w banku. A za przygodny romans, płaci się gotówką, bo modelki kosztują. Co więc robić? Zarabiać i pomnażać majątek, czy dać sobie spokój? Niestety wybór należy do każdego z nas osobno. Wiadomo, pieniądze szczęścia nie dają, ale pomagają osiągnąć pewne cele w życiu. Więc starajmy się żyć, od razu je wydając, wtedy nie będzie problemu, komu potem je przekazać na starość. Bo pracować przez całe życie i nic z tego nie mieć, to czysta głupota. Nawet jak będziesz miał miliony na koncie, a nie wskażesz osoby, która jest do nich upoważniona. To po twojej śmierci wszystko zabierze bank, i to z pocałowaniem ręki. Jeszcze ciebie zrobią pośmiertnie, honorowym ich członkiem. To tylko taki żart, wiadomo że jak już zamkniesz oczy na wieki, to nikt się tobą nie będzie przejmował. Są tacy, którzy za pomocą swoich pieniędzy, kolekcjonują jakieś cenne antyki, jednak kiedy zbiorą już ich pokaźną kolekcję. I tak wtedy przekazują je do różnych muzeów. Jedno jest pewne, nikt nie doceni tego, co za pomocą swoich ciężko zarobionych pieniędzy, dokonamy dla innych. Może ukaże się jakaś wzmianka, na ten temat w gazecie lub internecie i nic poza tym. Dla całej reszty i tak pozostaniemy anonimowi, bo w sumie kogo to będzie obchodzić. Dlatego zastanówmy się już dzisiaj, czy warto tak gonić za pieniędzmi. Bo nawet jeśli przez nasze pieniądze, kogoś uszczęśliwimy. To tak znajdą się tacy, którzy będą z tego niezadowoleni. Że to im nie pomogliśmy, tylko tym i tamtym. Pracujesz — zarabiasz — wydajesz, ja obieram taki schemat działania. Jeśli ty masz inny, twoja sprawa. Każdy człowiek różni się od drugiego, i to jest dobre. A jeśli dojdzie do tego jeszcze mieszanka kulturowa, to wychodzi nam niezły miszmasz. Dlatego temat pieniądza, jest tak obszerny, że ciężko jest go wyczerpać, takie ma pokłady.
Ciało. 10
Trochę kości, trochę mięśni, reszta wody, czy to już wszystko? Na pierwszy rzut oka tak. Ale jak się temu bardziej przyjrzymy, to wychodzi z tego człowiek i to jaki, bo dwupłciowy, czyli kobieta i mężczyzna. Mówią że z prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy, jednak zanim do tego dojdzie, to trochę wody w Wiśle upłynie. Do czego zmierzam, a więc do tego że ciało ludzkie jest piękne, jeśli się o nie zadba. Na co dzień widzimy piękne kobiety w bikini i prężących się obok nich mężczyzn. Jednak aby tak się stało, potrzeba wiele wyrzeczeń. Bo zwykłe ciało ma każdy z nas, jednak żeby się wyróżniało w tłumie, trzeba o nie zadbać. Dlatego warto by było uprawiać jakieś sporty, chociażby bieganie lub jazda na rowerze. Samo siedzenie przed komputerem lub telewizorem nic nam nie da, oprócz skoliozy i nadwagi. Współczesny człowiek, jest bardziej podatny na choroby, niż jego poprzednik kilkaset lat do tyłu. Mamy do czynienia z cywilizacją, która nam tego nie ułatwia. Kiedyś aby coś zjeść, trzeba się było wybrać do lasu i coś upolować lub złowić. Teraz wystarczy przejść się do sklepu i kupić gotowy produkt. Ale czy on jest zdrowy dla naszego organizmu, tego już nie wiemy. Wracając do tematu naszego ciała, musimy coś robić aby nam się ono nie zastało. Bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci, jak mówi mądre przysłowie. Więc weźmy się za siebie, możliwie jak najprędzej, bo im później to zrobimy, tym mniejsze efekty z tego będą. A wiadomo że na starość kości i mięśnie już nie te. Co prawda można udać się do gabinetu odnowy biologicznej, i tam poczynić korekty w naszym ciele. Ale czy to wystarczy? Moim zdaniem nie, więc lepiej zacząć wcześniej o siebie dbać, a nie będziemy musieli iść pod skalpel. Nie mówię tutaj o powiększaniu sobie operacyjnie piersi, bo wiadomo że uprawiając sport, one nam nie urosną. Jednak te co już mamy, staną się jędrniejsze, i nie będą nam wisieć, jak przysłowiowe kilo kitu. Co więc robić? Po pierwsze nie siedzieć bezczynnie, każdy ruch to już krok w dobrym kierunku. Po drugie jeśli nam się nie chce samemu ćwiczyć, czy choćby pójść na spacer, to namówmy do tego swojego partnera lub dzieci. Nie ma sensu ćwiczyć samemu, kiedy nasze winorośle siedzą w tym czasie w telefonie. Co nam po sprawnym starszym pokoleniu, kiedy nasi młodzi następcy, są na bakier ze sportem. Przecież to oni nas kiedyś we wszystkim zastąpią, a jak oni będą pokrzywieni i schorowani, to jaka przyszłość nas czeka? Żadna! Dlatego warto to robić razem, całymi rodzinami. Ktoś powie, no tak, młodzi mają tyle nauki, że ledwo się wyrabiają wieczorami. Muszą odrobić lekcje i się przygotować na jutrzejszy dzień. To prawda, jednak tylko połowiczna, bo przecież można zrobić sobie przerwę, choćby piętnastominutową i zrobić kilka przysiadów i pompek, przy otwartym oknie. Tylko to trzeba chcieć, a samodyscyplina w tym przypadku jest nieodzowna. Wracając do starszych, wiadomo nie każdy ma możliwość, godzinami ślęczeć na siłowni, bo to praca na zmiany nie pozwala, lub w naszej okolicy nie ma takiego klubu. A co nam szkodzi, kupić jakieś hantle i w zaciszu domowym trochę powyciskać? Jakaś ławeczka do brzuszków i sprawa rozwiązana. Ktoś powie, nie mam miejsca w małym mieszkaniu. A kawałek podłogi masz? No właśnie, nie zwalajmy winy na mały metraż. Zawsze można wyjść na dwór, cały rok przecież deszcz nie pada. Kiedy się trochę poruszamy, to samopoczucie będzie lepsze i przemiana materii nam się poprawi. Ale to nie wszystko, ważne jest też odpowiednie odżywianie. Bo co nam da bieg na 10 km, kiedy zaraz po nim nawpieprzamy się jakiegoś świństwa, w postaci chipsów i coli. Jesteśmy tym co jemy i pijemy, więc rozejrzyjmy się dookoła, co możemy zmienić w swoim odżywianiu aby służyło naszemu zdrowiu. Teraz jest moda na bycie fit, ale bez przesady, sama skóra i kości to niekoniecznie oznaka zdrowia. Warto zachować proporcje, no i uważałbym z napojami energetycznymi. Po nich co prawda jest power i nie chce się spać, jednak cierpi na tym nasze serce. A jak ono wysiądzie, to całe nasze piękne ciało, zwyczajnie szlag trafi. Dlatego sport, jak najbardziej ale w granicach rozsądku. Nie sztuka się zajechać, na jednym treningu, rozłożyć to sobie trzeba na lata, wtedy to ma sens. Jeśli po osiemdziesiątce, będziecie jeszcze sprawni duchowo i fizycznie, to będziecie zawdzięczać jedynie sobie.
Prawda i kłamstwo. 11
Jedno jest przeciwieństwem drugiego, ale w życiu naszym codziennym się uzupełniają. Jak to wygląda w praktyce? Normalnie. Człowiek jest tak stworzony, że mówi i myśli co mu się rzewnie podoba. Więc za bardzo nie jest wiadomo, kiedy mówi prawdę a kiedy kłamie. Może łatwiej jest nam to stwierdzić, kiedy kogoś lepiej poznamy. Jego zachowanie, podejście do różnych spraw i stosunek do nich. Sam wiem po sobie, że gdyby człowiek mówił tylko prawdę, i nią się w życiu kierował. To byłoby to co najmniej dziwne. To nie oznacza wcale że popieram kłamstwo, i tą zasadą kieruję się na co dzień. Ale żeby nie być gołosłownym, podam jakiś przykład. Widzę kogoś znajomego, na przykład kobietę, a idę z żoną pod rękę na spacerze. Mijamy się, ja mówię jej dzień dobry, oczywiście moja żona nie, bo jej nie zna. Wtedy pada pytanie. Znasz ją? Mówię że tak, podoba ci się? Mówię że nie bardzo, chociaż jest atrakcyjną osobą. Czy skłamałem? Możliwe, ale dla własnego dobra. Ponieważ jeślibym powiedział, że jest ładna, zaszkodziłbym sobie na całej linii. A tak wyszedłem z tego obronną ręką. Dlatego w pewnych sytuacjach życiowych, użycie drobnego kłamstwa jest wręcz wskazane. Gorzej jeśli się to robi nagminnie, bez żadnych zahamowań, w dodatku ze szkodą dla innych. Mówienie komuś prawdy w oczy, bywa dla tej osoby bolesne. Przez taką sytuację można stracić znajomych i przyjaciół, jeśli się ich jeszcze w ogóle ma. Nie powiesz przecież koleżance, że w tej sukience wygląda źle lub co gorsza grubo. Bo się na ciebie obrazi, lub odwdzięczy się tym samym i tobie dowali z czymś nieprzyjemnym. Trzeba niestety uważać na każdym kroku, co się powie i komu. Dlatego w takiej sytuacji drobne kłamstewka, są naszym kołem ratunkowym. Z którego to chętnie korzystamy, tylko jak nadarzy się jakaś okazja. A tych w naszym życiu, bywa naprawdę sporo. Żona pożyczyła twój samochód, biorąc go na zakupy, niechcący zarysowała błotnik. Czy przyzna ci się do tego, jedynie wtedy jak nie ma innego wyjścia. Jednak kiedy jesteś poza domem, na przykład pracujesz za granicą. To ma sporo czasu aby tą usterkę usunąć, i udać się z tym do lakiernika. Oczywiście zrobi to, jednak zapewne za twoje pieniądze, które ty ciężko zarobiłeś, pracując na was dwoje. Wolałbyś aby ci to powiedziała wprost? Na pewno nie, zaraz byś się wściekał, ciśnienie by ci skoczyło. A tak co oczy nie widzą, to sercu nie żal, jak mówi przysłowie. Na razie mówię tutaj, o takich małych kłamstewkach, co będzie jak użyjemy większego kalibru? Małe kłamstwo, mała szkoda, duże kłamstwo to już jest problem. Czy warto takie serwować swoim najbliższym, lub komuś innemu? Zapewne nie, ale w życiu różnie bywa. Kiedyś był taki przypadek, mężczyzna pracował w Holandii na budowie. Był wierny swojej żonie, nigdzie nie chodził, tylko ciułał to euro. Ale pech chciał, że tam obchodził swoje okrągłe urodziny. Jego koledzy namówili go, na wyjście do domu publicznego. Tam nieświadomie zaraził się aids, od kobiety z którą współżył. Po powrocie do domu, wyposzczona żona czekała na swojego męża. A co on jej zaserwował? Chorobę. A w czasie ich rozmów telefonicznych, nawet słowem nie wspomniał o historii z prostytutką Prawda w tym przypadku, pewnie uchroniłaby kobietę od zarażenia. Więc trzeba wiedzieć, kiedy można kłamać, a kiedy trzeba powiedzieć prawdę. Choćby ona była bolesna i miała zakończyć nasz związek, trwający przecież długie lata. Dużo zależy w tym przypadku od nas samych, wiem że to nie jest łatwo, być sędzią w takich sprawach. Jednak wyrządzenie komuś krzywdy, która jest nieodwracalna w skutkach, to przestępstwo moralne. Dlatego zastanówmy się nad swoim postępowaniem, w sprawach mówienia prawdy i kłamstwa. Bo można w tym przypadku zabrnąć w ślepą uliczkę, z której już nie będzie odwrotu. Czy musi do tego dojść, oczywiście że nie, przecież to zależy od nas, co komu powiemy. Jak się zachowamy w danej sytuacji, czy sprawimy komuś radość, czy też doprowadzimy do łez i rozpaczy. Prawda to dobro, kłamstwo to zło, aby na świecie było w miarę dobrze, musi być zachowana równowaga. Nie da się tego zmierzyć i zważyć, to musimy wyczuć, swoim sercem i sumieniem. Zachowajmy w sobie resztki człowieczeństwa, czasami zwierzęta zachowują się lepiej, w stosunku do siebie niż ludzie. A przecież to my mamy dawać przykład, i to ten dobry, bo zła jest i tak za dużo.
Dzieci. 12
Większość związków posiada potomstwo, czyli dzieci które im się urodziły. Dlaczego małżonkowie się o nie starają? Jest wiele powodów, dla których to robią. Podstawowy i najważniejszy to przedłużenie rodu, z którego się wywodzimy. Wiadomo że związek który nie posiada potomstwa, skazany jest w przyszłości na wymarcie. Dlatego mąż myśli o potomku męskim, który przejmie jego nazwisko i przedłuży ród. Kiedy rodzą się dzieci rodzaju żeńskiego, takiej możliwości nie ma. Wiadomo kobieta wychodząc za mąż, w większości przypadków przejmuje nazwisko po mężu. Więc pozbywa się w pewnym stopniu, swojego nazwiska panieńskiego, a więc rodowego. Znam taki przypadek, kiedy w związku małżeńskim rodziły się same dziewczynki. Ojciec był już na skraju wyczerpania nerwowego, z tego powodu. Dopiero za czwartym razem urodził im się syn. Radość była wielka, przynajmniej po stronie męża, jednak do czasu aż syn podrósł. Wtedy to pokazał rodzicom, na co go stać i zaczął ich rozstawiać po kątach. Aż zaczęła w tej rodzinie, interweniować policja, bo dochodziło do rękoczynów pomiędzy ojcem a synem. Dlatego warto się zastanowić, czy faktycznie opłaca się mieć potomka rodzaju męskiego. Skoro potem takie problemy się dzieją. W dużym stopniu zawiniło tutaj wychowanie, po prostu rodzynkowi za dużo pozwalano, a to się w przyszłości zemściło. Ojciec miał go trzymać krótko, a nie pozwalać synowi skakać sobie po głowie. Ale wróćmy do tematu dzieci. Co one nam faktycznie dają? Jedni mówią że radość i miłość, którą można na nie przelać. Drudzy mówią, że będą mieli pociechę na stare lata, będzie miał im kto podać szklankę wody, jak będą chorzy. Ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Wiadomo, dużo zależy od wychowania dzieci. Jednak w dzisiejszym świecie, dzieci które dorosną i się wykształcą, nie mieszkają już ze swoimi rodzicami. Idą na swoje, wynajmują mieszkanie, lub z pomocą rodziców kupują wymarzone M2. Lub w przypadku dobrze płatnej pracy, zaciągają kredyt w banku, na 30 lat, a potem go spłacają. W każdym razie nie siedzą na karku rodziców. Dlatego z biegiem lat, ta więź się zatraca, co prawda dzieci potrafią jeszcze wykorzystać swoich rodziców, a w szczególności babcie. Do pilnowania swoich pociech, jednak kiedy ich maleństwa podrosną i pójdą do szkoły. To rodzice przestają być już im potrzebni. Dlatego kiedy starość zapuka do naszych drzwi, to nie łudźmy się przypadkiem, że któreś z naszych dzieci się nami zajmie. Może nas jedynie wysłać do domu starców, lub w przypadku ciężkiej choroby, umieścić w hospicjum. Gdzie będziemy czekać już tylko na nasz rychły koniec. Taka jest niestety prawda, o naszych dzieciach. Kiedyś było to nie do pomyślenia, jednak teraz czasy się zmieniły, a my odgapiamy wszystko, zza zachodniej granicy. Myśląc że jest to godne do naśladowania. A co z parami, które nie mogą mieć dzieci, z różnych zresztą powodów? Starają się o zapłodnienie in-vitro, lub adoptują dzieci z domu dziecka. Jednak chowanie nieswojego potomka, to już inna sprawa. Wiadomo dzieci z takich placówek, są poszkodowane przez los, nie raz z chorobą sierocą lub innymi wadami genetycznymi. Dlatego na taki krok decydują się pary, zdesperowane i nie mające innego wyjścia. Tylko czy adopcja dziecka kilkuletniego, wniesie szczęście i miłość w ten związek? Nie byłbym taki pewien. W dodatku na adopcji sprawa się nie kończy. Przez cały czas będziemy pod kontrolą kurateli sądowej, czy proces adopcyjny przebiega prawidłowo. Czy dziecko w rodzinie zastępczej, adoptuje się do nowej roli. I czy przypadkiem temu dziecku, w nowej rodzinie nie dzieje się jakaś krzywda. Dużo zachodu i dużo nerwów, ale jak ktoś kocha dzieci i nie wyobraża sobie życia bez nich, to jest to jakieś wyjście z sytuacji. Tylko pamiętajcie o tym, skoro własne i rodzone dzieci potrafią dać porządnie w kość swoim rodzicom. To czego się spodziewać od obcych? Może się mylę i obym się mylił, jednak życie pokazuje, że wychowanie dzieci, to nie jest bułka z masłem. Tylko ciężka orka na ugorze, która na końcu drogi może się okazać totalnym fiaskiem. A co z rodzicami, którzy decydują się na potomstwo, ze względów ekonomicznych? 500+ nie zawsze będzie, a dzieci zostaną i co wtedy? Okno życia? Dlatego zastanówmy się dobrze, czy pragniemy dzieci i damy radę je wychować.
Tatuaż. 13