E-book
15.75
drukowana A5
39.04
Poznaj Mnie Bliżej

Bezpłatny fragment - Poznaj Mnie Bliżej


Objętość:
158 str.
ISBN:
978-83-8245-953-1
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 39.04

Od autora

Cześć moi kochani. Chciałbym w tej opowieści poruszyć temat, który jest dla wielu trudny. Nie wiem dlaczego ktoś może o tym nie rozmawiać i po prostu milczeć jak grób. Jestem zdania, że każdy powinien o tym rozmawiać w swoim towarzystwie. Czy to młodszy czy starszy. Jak to jest, że osoby, które chodzą mają lepiej niż te, które nie chodzą? Nikt na to nie odpowie, ale jednak trzeba znaleźć odpowiedź na to pytanie. Książka ta opowiada o wielkiej sile przyjaźni, ale i miłości z osobą niepełnosprawną jeżdżącą na wózku. One są takie same jak my i jest na to wiele sportowych czy życiowych przykładów. Każdy z nas chciałby poznać tego Jedynego czy tą Jedyną. Lecz trzeba wiedzieć, że to właśnie ta osoba. Owa opowieść łamie wszelkie założone jak kolczuga bariery społeczne względem tych osób. One również potrafią nie tylko pokonywać swoje własne bariery, ale i kochać. Powieść ta wzruszy was do łez i i postara się odpowiedzieć na jedno proste a zarazem trudne pytanie. Brzmi ono co wybierzesz na początku związku i wchodząc w niego. Łóżko czy serce? Odpowiedz sobie sam. Pokaże również siłę miłości i przyjaźń bo prawdziwa miłość ani przyjaźń nie zna granic. Zapraszam was do zapoznania się z nią i przygotujcie chusteczki.

Powieść oparta na Faktach.

Prolog

— Daria mam extra pomysł powiedział Darek szturchając mnie lekko ramieniem spod biurka. Był wysoki mierząc ponad 190 centymetrów wzrostu i przy tej okazji bardzo przystojny. Posiadał również to coś czego pragnęła każda kobieta. Te oczy patrzące na mnie zrobiły wielkie i piorunujące wrażenie. Kolana ugięły się pode mną i zrobiły się jak z waty. Musiałam go mieć i to już taką miałam pierwszą myśl, którą chciałam zrealizować. On sam patrzył na mnie tym samym uroczym spojrzeniem mówiącym Tak Daria jest piękną kobietą. Również jej potrzebuje. Odgoniłam sama z siebie na chwilę swoje myśli i powiedziałam do niego :

— Tak słucham cię Darku jaki masz pomysł?

Dodatkowo spojrzała jeszcze raz prosto w jego oczy czując jego intensywne perfumy. Ciesząc swój nos ślicznym zapachem dodała :

— Ładnie pachniesz kolego i spojrzała w tej samej chwili na ekran komputera.

Zobaczyli właśnie tą dziewczynę pełną łez. Zauważyli, że od dziecka była niepełnosprawna. Według ich doniesień zbierała na leczenie, bo była chora na zaawansowaną żółtaczkę. Patrząc na jej zdjęcie, gdy siedziała na swoim wózku inwalidzkim i ocierała łzy chusteczką było widać jak jej smutno. Wyglądała jak siedem nieszczęść. To była właśnie prawdziwa ona, lecz Daria posiadała na komputerze jeszcze kolejne zdjęcie. Nacisnęła myszkę, przejechała nią po ekranie monitora i kliknęła w nie. To było drugie zdjęcie, którego wcale nie chcieli oglądać. Musieli to jednak zrobić dla jej własnego dobra mimo wielkich niechęci. Widać było iż jest ono przerobione. To co zobaczyli wprawiło ich w czyste osłupienie. Brudne, poszarpane i pełnie ironizowania wobec niej i jej osoby z wulgarnymi szykanami. Nie chcieli ich cytować i nawet nie raczyli tego zrobić. Zwyczajnie we własnym zakresie mieli znaleźć tych uczniów i dać im życiową nauczkę. Przeczytali jedynie te najbardziej łagodne takie jak precz z naszej budy, takie osoby nie nadają się do normalnego życia czy jak ona może rozłożyć komukolwiek nogi. Oboje pracowali jako nauczyciel W-fu i języka Polskiego w szkole. Tam właśnie przebywała ich zdaniem owa dziewczyna ze zdjęcia i uczyła się. Daria i Darek byli dużo bardziej wykształceni niż niektórym niedowiarkom się wydawało. Oboje poza tym pedagogiką skończyli też dziennikarstwo i posiadali w tej dziedzinie tytuł magistra. To był ich konik i pasja, którą oboje wykonywali poza godzinami pracy w szkole. Zarabiali na tym nie małe pieniądze. Coraz bardziej czuli, że być może w przyszłości staną się dobrymi przyjaciółmi. Być może najlepszymi bo w końcu przyjaźń z kobietą istnieje pomyślał patrząc na swoją koleżankę. Nie mogąc dłużej na to patrzeć wyłączyli zdjęcie i zastanowili się co zrobić. Po przebłysku jakiego doznał Darek patrząc na nią powiedział:

— Musimy jej pomóc i napisać coś o niej. Najlepiej będzie rozpocząć cykl artykułów o osobach takich jak ona. Ta dziewczyna powinna być szanowana tak samo jak inni. Denerwuje mnie taki brak szacunku. Będzie krótki a potem zaczniemy pisać o niej samej i opisywać jej historię. Zatrzymamy cały ten proceder.

Kiwnęła głową i zgodziła się bez najmniejszego oporu. Ona sama nie tolerowała takich nieprzyjemności i miała ku temu niezmiernie ważny powód. Jej świętej pamięci tata Mirek był osobą niepełnosprawną. Jej mama mimo początkowej niechęci i strachu przed takim życiem ostatecznie dała mu szansę. Pokochała go, wzięła z nim ślub i urodziła dwójkę pięknych córek. Ją i jej rodzoną siostrę, która teraz mieszkała już w Anglii i miała własne życie w tym trójkę dzieci. Darek a pracowali ze sobą już kilka lat opowiadał również swojej koleżance o sobie. Miał kochającą rodzinę i brata z którym do dzisiaj utrzymywał stały kontakt. Trzymali się a ich relacja okraszona wielką braterską miłością i przyjaźnią trwa do dnia dzisiejszego. Często specjalnie po pracy czy w wolny weekend jeździł do niego do Poznania, aby spędzić z nim czas. Nie znali się jeszcze na tyle dobrze z Darią, by mógł opowiadać intymne szczegóły z jego prywatnego życia. To jednak miało się wkrótce zmienić. Zgodzili się pomóc i znaleźli jedynie jej nazwisko Juzgowska. Nie mogli nic więcej wiedzieć, lecz jak to mówili co to dla nich. Jako, że to był ich konik mogli błyskawicznie znaleźć rozwiązanie tego problemu. Byli pełni dumy z prostego powodu. To oni będą pierwszymi, którzy opiszą to i puszczą do brukowców i Kieleckich gazet. Rozwiązali już nie jedno takie śledztwo dziennikarskie. Chcieli je zacząć, ale potrzebowali do tego zgody szefostwa.

Ich szef starszy pan po 50 mający dzieci i deklarujący wierność w związku sam był kiedyś na ich miejscu. Pracował w tej gazecie od kilkunastu lat. Miał jednak specyficzne poczucie humoru i jak to śmiał mawiać rządze Mądrze i skromnie dzięki wam. Prywatnie Pan Irek zarządca tej dziennikarskiej działalności był wyjątkowo ciepłą osobą. Była ona połączeniem dziennika Kieleckiego i po części Gazety Wyborczej. Tą pierwszą zarządzał Pan Irek zaś tą drugą Pani Mirosława bardziej oschła i stanowcza kobieta na wysokim stanowisku. Zrobili sobie przerwę jedząc swoje kanapki i pijąc gazowaną wodę z kranu. Cierpliwie czekali aż Irek skończy swoją konferencję i dopiero wtedy mieli do niego pójść. Mogli mówić do niego po imieniu, bo wyraził na to pełną zgodę. Skończyli już swoją kolację i zauważyli jak z jego gabinetu ktoś wychodzi. Byli to kontrahenci oraz pani wiceprzewodnicząca Rady Miasta Pani Iza. Pożegnała się z nim uściskiem dłoni i wyszła już z budynku wraz z pozostałymi. Irek siedząc już po spotkaniu zadzwonił do swojej ukochanej żony Malwiny. Kobieta odebrała telefon stacjonarny i przewijając niemowlaka zapytała go :

— Dzień dobry słodziaku. Pomóc ci w czymś?.

Irek puścił jej buziaczka do telefonu i odparł po chwili:

— Wrócę dzisiaj lekko później. Muszę jeszcze porozmawiać z tymi młodymi. Czuje, że mają do mnie sprawę i to pilną.

Nakarmiła dziecko piersią i położyła je do kołyski. Ich synek Miłosz był dla niej całym światem. Ona zajmowała się głównie domem czekając aż on wróci z pracy. Kilka razy myślała, że jej ukochany mąż miał romans z sekretarką, ale za każdym razem się myliła. Musiał zostawać odrobinę dłużej w pracy, ale zawsze dawał jej znać tak jak teraz. Musiała naprawić jego utracone zaufania i starała się jak mogła. Była zazdrosna, ale on miał prawo jej nie ufać. Teraz kiedy ich synek zasnął myślała jak poprawić sobie i jemu humor. Pełna lęków powiedziała więc do słuchawki:

— Kochanie mogę zrobić ci kolację i oddać ci się jeśli chcesz.

— Tak chętnie i przecież ci wybaczyłem to już dawno. Niedługo wróce kotko -odparł drapieźnie i z humorem do słuchawki.

Kobieta odwzajemniając ton swojego męża powiedziała tylko :

— To szykuj się na noc pełną wrażeń tygrysie i rozłączyła się.

Dopiero teraz mogli śmiało wejść do jego gabinetu. Siedział tam jedynie on paląc cygaro przy otwartym oknie.

Patrzył przez nie przyglądając się widokowi miasta. O tej wieczornej porze a była godzina 18.15 wyglądało naprawdę uroczo. Zapalone światła lamp i latarnie świeciły pełnym blaskiem oświetlając okolicę. Pełne uroku neony reklamowe przeróżnych marek kosmetycznych, medycznych, farmaceutycznych i sportowych. Oprócz tego światła i reflektory przejeżdżających przez okolicę samochodów w tym Opli, Skód i wielu innych znanych i lubianych światowych marek ale i polskich marek. Najczęściej jeszcze wtedy na ulicach był widziany polski klasyk. Polonez bo o nim mowa w przyszłości miał stać się samochodem legendą, który miał być warty krocie i sprzedawać się jeszcze po roku 2000. Właśnie to przypominało, że znajdują się oni w swoim rodzinnym mieście Kielcach. Stare budynki, otoczone parkingami, zabytkowe średniowieczne kościoły przypominające o świetności miasta oraz cudowny widok z okna na stare miasto. Jako, że jego biuro i okno znajdowało się na 5 piętrze robiło to nie małe wrażenie. Jego opinia na temat jego gabinetu była taka. Mój gabinet jest przytulny i mały. Biurko na którym stał kolos komputerowy tamtych czasów Amiga 64 oraz dwie stojące po lewej stronie szafki z jego dziennikarskimi nagrodami, które zbierał przez długie lata. Nie musiał się nimi chwalić. Jego pracownicy musieli wiedzieć to, że są autentyczne i prawdziwe. Oprócz tego w biurze dyrektora stała jeszcze jedna szafka po prawej stronie. Była ona mniejsza niż poprzednie, ale z prostej przyczyny. Irek był sentymentalną osobą ceniącą sobie wartość miłości i rodziny. Uważał się jak sam śmiał to mawiać przy wielu okazjach, że jest wiernym barankiem, który ma jedną owcą. Ze swoją własną żoną przeżywali renesans swoich uczuć. Potwierdzało to jego podejście do zalotów jego sekretarek i pracownic, które były nim zauroczone. Łagodnie odrzucał je i sam znajdował dla nich odpowiednich kandydatów na partnerów. Działało to w 90 % i był z tego dumny. Miał żonę od 20 lat i był głową rodziny. Własne i stosowne zasady dotyczące kobiet w dzieciństwie wystarczyły, aby dochować wierności jednej kobiecie. Wpajała mu je mama kobieta zamężna i tak samo jak później on oddana jego ojcu. Trzymał w tej szafce zdjęcia swojej ukochanej żony i dzieci. Miał ich dwóje. Dziewczynkę o imieniu Malwina, która miała już wtedy 9 lat i chłopca Tomka w wieku 8 lat. Gdy w gabinecie nie było nikogo potrafił bez zahamowań wziąć jedno ze zdjęć i pocałować.

Czekała go jeszcze jedynie ta jedna rozmowa z jego pracownikami. Po niej mógł już spokojnie i bez oporu wrócić z pracy do domu i cieszyć się swoją rodziną.

Nie chcieli go niepokoić. Ta sprawa wymagała jednak jego pełnej zgody i akceptacji. Według ich wewnętrznych zasad to właśnie szef podpisywał i dopuszczał sprawy do obrotu, lub je odrzucał, lecz bardzo rzadko. Daria i Darek trzymali się regulaminu i postępowali zgodnie z regułami. Z tego powodu zapukali do jego gabinetu. Czekali na jego odpowiedź, aby mogli wejść do środka i porozmawiać z nim. Proszę odparł po usłyszeniu ich pukania. Weszli do środka, powiedzieli mu cześć szefie i usiedli na fotelach. Chcieli go w ten sposób zobaczyć i widzieć. Jeśli się jest zainteresowanym rozmową zawsze patrzy się rozmówcy w oczy. Stara jak świat, acz jak ważna zasada komunikacji. Oboje patrzyli mu w oczy rozmyślając co powiedzieć. Być może opętał ich strach i on to wyczuł? Nie wiadomo. Jako pierwsza odezwała się Daria i powiedziała:

— Szefie nasz kochany. Potrzebujemy twojej zgody na kolejne śledztwo. Będziemy badać dość delikatną sprawę.

— Słucham jaką -odparł pocągając dym z cygara.

Do rozmowy włączył się Darek i kładąc ręce na oparciu powiedział:

— Ta sprawa dotyczy niepełnosprawnej uczennicy. Ona jeźdżi na wóżku. Zakładamy z Darią, że jest szykanowana i bita w szkole. Chcemy to zbadać i napisać o niej w gazecie.

Jego reakcją było klaśnięcie w dłonie. Taka mogła być reakcja na to co usłyszał od swoich podopiecznych. Uśmiechnął się i kolejny raz puścił dym z cygara. Spodziewał się każdego rodzaju rewelacji, ale nie aż takich. Rozpierała go wewnętrzna duma i szczęście. On również pomagał kilku fundacjom, które zajmowały się takimi osobami. Znowu puścił z cygara chmurę przed okno i odparł:

— Rozumiem was i daje zielone światło. Możecie prowadzić to śledztwo. Dowiedźcie się też jak najwięcej o niej i rozpiszcie to. Już tęsknie za moimi dzieciakami.

— To niech szef już idzie do domu zasugerowali mu oboje widząc jego stęksnioną minę.

— Macie rację pójdę już -odparł i pakując już swoje rzeczy do torby wyszedł z biura. Ruszył on od razu po wyjściu z budynku w stronę swojego Poloneza. Wcześniej jak to miał w zwyczaju pożegnał się z nimi oraz pozostałymi współpracownikami. Dotarł do samochodu, wsiadł do niego i odpalając już silnik ruszył do domu.

Dostając na to zgodę mieli oni pełne pole do popisu. Mając do tego jej zdjęcie i dziennikarski dryg mogli rozpocząć swoją pracę już niedługo.

Ich dzień pracy kończył się wyjątkowo pochmurnie i deszczowo. Po wyjściu ze swojego biura a było tuż przed godziną 19 zaczął padać deszcz. Odbijające i coraz mocniej kapiące z nieba krople deszczu mogły ich zmoczyć. Nie tylko ich, lecz również ich ubrania i kurtki przeciwdeszczowe, które mieli na sobie. Zastanowili się przez chwilę co zrobić stojąc pod dachem. Ulewa coraz mocniej przybierała na sile ukazując swoją potęgę. Padało coraz mocniej i silniej przez to całe miasto wręcz tonęło w wodzie i kroplach deszczu. W pobliżu około 50 metrów dalej znajdował i dalej znajduje się w Kielcach postój taksówek. Pobiegli przykrywając się kurtkami do jednej ze stojących tam taksówek. Wsiedli do środka, usiedli w tyłu i odparli do siedzącego z przodu kierowcy:

— Proszę pana. Oboje potrzebujemy podwózki do domu.

— Dobrze akurat jestem wolny dokąd proszę państwa? Zapytał odpalając silnik.

Podali mu swoje dokładne adresy i poprosili o jak najszybszy dojazd. Nacisnął kierunkowskaz i ruszył śmiejąc się pod nosem z nudnego i suchego żartu o taksówkarzach. Kiwnął głową i jeszcze zatrzymując się na pobliskich światłach powiedział:

— Żelazna i Petyhorska są dość blisko siebie. Już idziemy dodał naciskając pedał gazu.

Do pierwszego domu na Żelazną 25 dojechał po około 10 minutach. Daria wysiadła obok swojego domu, zapłaciła 35 zł i wysiadła z samochodu. Zanim jednak odjechał dalej kobieta powiedziała przez szybę :

— Stary ogarniemy to rano przed lekcjami. Najlepiej koło 10. Jesteśmy w tym mistrzami.

— No pewnie, że jesteśmy Dario. Dobrze jutro koło 10 w naszym pokoju nauczycielskim.

— Zgoda Elo -odparła na koniec i pomachała mu ręką na pożegnanie.

— Siema rzucił i pożegnał się z nią sztamą.

Taksówkarz ruszył na ulicę Petyhorską wykręcając z parkingu. Dojechał na nią po około 7 minutach i zaparkował obok jego klatki parkując tak, aby wykręcić. Darek zapłacił mu 15 zł, wysiadł z pojazdu i udał się już do swojego domu na spoczynek.

Wykąpał się, przebrał w piżamę i natychmiast udał się do łóżka żony spać. Odpłynął i zasnął tak głęboko, że jego małżonka wtuliła się w niego całując go w szyję.

Kolejny dzień zaczął się tak samo jak każdy inny. Wstał przeciągając się jeszcze na łóżku. Jego żona przetarła oczy przewracając się na drugą stronę. Spała tak słodko, iż Darek nie chciał jej budzić. Sam przetarł oczy i podniósł się z niego. Wykonał swoją poranną rutynę i zjadł swoje ulubione śniadanie robione od lat. Usmażył jajecznicę z boczkiem i wchłonął ją jak smok. Dodał do tego kilka kanapek z serem i szynką wołową. Po zjedzeniu śniadania ubrał się, pocałował swoją śpiącą małżonkę w czoło i wyszedł z domu do pracy. Zostawił jej również słodką kartkę na szafce w przedpokoju i powoli zamknął drzwi na klucz. Wsiadł do swojego samochodu odpalił go i patrząc na zegarek ruszył do szkoły gdzie uczył na spotkanie z Darią.

Oboje pracowali w Liceum imienia Henryka Sienkiewicza. Reszta nie była wiadoma. Po prostu tam pracowali ciesząc się kontaktem z młodzieżą i ich nauczaniem. Dojechał na miejsce o 9.50.Wybiegł jak z procy za swojego Poloneza i pobiegł prosto do pokoju nauczycielskiego. By się do niego dostać okrążył sale lekcyjne, oraz pokój Dyrektora. Uczniowie witali się z nim mówiąc mu dzień dobry. Odpowiadał tak samo uśmiechając się do każdego z nich. Po dotarciu na miejsce otworzył drzwi. Wszedł do środka i spostrzegł innych nauczycieli w środku. Wszyscy byli do siebie przyjaźnie nastawieni. Lubili się i to było widać. Tworzyli oni zgrany Team nauczycieli, którzy uczyli swoich uczniów i młodzież. Przywitał się z nimi podaniem dłoni a kobiety przytulił jak to miał w zwyczaju. Podszedł do Darii i do niej również się przytulił. Odwzajemniła uścisk i po chwili puściła go. Pozostali nauczyciele mieli już o tej porze swoje zajęcia i musieli na nie pójść. Jeszcze raz przywitali się z nimi i truchtem wybiegli z pokoju wprost do swoich sal lekcyjnych.

Musieli się śpieszyć i wygrać wyścig z czasem. Chcieli zdążyć na swoje zajęcia a niektóre z sal były oddalone o kilka długich szkolnych korytarzy.

Gdy zostali sami w pokoju Daria zapytała go wsypując kawę do szklanek:

— Jak tam twój poranek Darek?. U mnie był przebojowy uwierz mi.

Nastawił wodę w czajniku i postawił go na miejsce. Nacisnął guzik, czekając aż woda się zagotuje. Pili Jacobs Kronong swoją ulubioną kawę rozpuszczalną. Czekając aż woda będzie gotowa Darek odpowiedział na jej pytanie mówiąc:

— Zwykły i rutynowy. Moja małżonka jeszcze spała, kiedy ja wstawałem. Zjadłem śniadanie i przyjechałem tutaj. Nic nazwyczajnego. Teraz ty opowiedź Daria co się działo. Zaparzymy sobie kawę, pogadamy o tym i zajmiemy się naszą sprawą.

Kiwnęła głową i z wielką ekscytacją odparła do niego:

— Mój mąż miał wyjątkowo dobry humor. Kochałam się z nim dzisiaj z samego rana. Wiesz jaką to daje energię. Mówię ci Darek. Jeszcze jak mówi ci, że cię kocha w łóżku. Jestem szczęśliwa i gotowa do działania stary.

Po tym co usłyszał musiał nadrobić swoje łóżkowe zaległości z własną żoną. Zbierał się do tego już długo. Miał dzisiaj tylko dwie lekcje więc tak to sobie zaplanował. Wiedział, że zbyt dużo pracuje i powiedział sam do siebie, że czas to zmienić. Daria opowiedziała mu już zalewając kawę, że ona i jej mąż uprawiają seks prawie codziennie. Mówiła to emocjonalnie i pełna życia. Darek słuchał i miał coraz większą ochotę to zmienić. Postanowił najpierw jak to ładnie ujął wziąć swoją żonę i porozmawiać z nią szczerze o ich sferze łóżkowej. Ostatni raz robiłem to trzy tygodnie temu Dario przyznał się jej biorąc łyka swojej kawy. Dyskutowali na ten jak i inne tematy przez następne kilkanaście minut. Taka zwyczajna rozmowa przy kawie o związkach i życiu. Nie wstydzili się rozmawiać o swoim drugim zawodzie przy innych nauczycielach, ale po prostu nie zdążyli o tym wspomnieć. Powód był prosty. Po prostu pobiegli oni już na swoje zajęcia. Wypili do końca swoje kawy i oboje wymyli kubki w znajdującym się tam kranie. Usiedli i mieli już przejść do sedna ich rozmowy. Mieli wymyślić plan jak zacząć ostatecznie działać. Rozmowę o ich planie zaczęła Daria mówiąc :

— Słuchaj stary. Plan jest taki. Znajdziemy ją i pogadamy. Najpierw zapytamy czy się zgodzi. Musimy mieć to wszystko spójne Darek. Opowiedźmy tą opowieść od samego początku aż do teraz.

— Masz rację Dario. Poszukamy materiałów i tego co się da o tej dziewczynie. To na pewno będzie wzruszająca opowieść pełna zawirowań i łez.

— Do tego napisana przez nas haha dodała z wielką euforią.

Nie zwlekając na to jakie mieli zajęcia od razu rozpoczęli swoje śledztwo i chcieli ze wszystkich swoich sił znaleźć tą osobą i napisać o niej opowieść. Osoba ta miała na nazwisko Juzgowska.

Rozdział 1

Rodzina naszą Siłą

Każde dziecko to prawdziwy cud. Chore czy zdrowe nie może zostać pozbawione praw do życia. Możecie je adoptować z ośrodka, dać mu dom i miłość, ale nie je zabić. Każde zabite dziecko zostanie oczyszczone w niebie przez Pana boga. Ktoś mądry powiedział, że ten mały cud wzmacnia związek i to jest prawda. Nie potępiam kobiet, które poddały się aborcji, lecz później mogą mieć one problemy psychiczne i fizyczne z zajściem w ciążę. Dziecko ma być ukochanym cudem i tym, które będzie kochane bez względu na cenę. Mówię wam to z czystego serca drogie panie. Nawet nie wyobrażacie sobie jak to jest -tu przerwała i za chwilę mówiła dalej:

— Możecie uważać, że jestem osobą szaloną i psychiczną. Nie jestem taką osobą. Ja mogę być ostrzeżeniem i przestrogą przed waszym największym błędem. Dokonałam tego mając 18 lat. Namówił mnie do tego mój wtedy ukochany chłopak. Wiecie co wtedy powiedział?. Że ta rzecz zmarnuje nasze życie i on chciał tylko seksu. Tak chciał jedynie tego. Zebrał od własnych rodziców pieniądze na zabieg. Broniłam się, ale wtedy myślałam, że mnie kocha. Pojechałam do szpitala i cały czas płakałam. Kiedy było już po wszystkim i pozbyłam się tej rzeczy jak to ujął on mnie rzucił bo nie mogłam się z nim kochać. Nie ryczałam dwóch dni i zapomniałam jak niektóre kobiety. Gdy zaczęło do mnie docierać co zrobiłam byłam już inną osobą. Pełną mroku, zamknięta w sobie nastolatką, która miała mieć maturę i pójść na studia polonistyczne. Rodzice uznali, że jest wszystko w porządku więc nie rozmawiali ze mną o tym. Zdałam tylko maturę i nie mogłam więcej. Załamałam się psychicznie i wpadłam w depresję. Gdy ginekolog powiedział mi, że mogę już nigdy nie zajść w ciążę zamknęłam się jeszcze bardziej w sobie we własnym kokonie. Rodzice odwrócili się ode mnie a ja musiałam zacząć własne dorosłe życie. Tu znowu przerwała i wzięła łyk zimnej wody. Po chwili jedna z kobiet siedząca w tłumie zapytała ją przez mikrofon:

— Jesteśmy niezwykle ciekawe pani dalszej opowieści. Żadna z nas nie chce tego robić, ale po coś pani tutaj jest. To nas wszystkie buduje. Czy pani trudno jest to mówić? Proszę mówić dalej.

Zanim opowiedziała co się działo dalej kobiety obecne na sali zaczęły bić brawo i klaskać w dłonie. Nie sztuczne i pozbawione patosu, ale prawdziwe i szczere. Rozumiały ją i powoli docierało do nich co zamierzała im przekazać. Wszystkie przyszły tutaj na spotkanie z nią z kilku powodów. Były one na tyle dobre, że po pierwszej części jej prelekcji wcale nie żałowały przyjścia tutaj. Powodami tymi była między innymi ciekawość i chęć spotkania się ze słynną prawdziwą charakteryzatorką, która przeżyła w młodości takie piekło i potrafiła o tym opowiadać publicznie. Kobiety siedzące na sali w szkole wizażystów im Bromskiego w Kielcach były pod ogromnym wrażeniem jej opowieści. Wstęp kosztował tutaj około 40 zł, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyła się pomoc i wysłuchanie czegoś czego one jako kobiety mogłyby nigdy nie przeżyć. Wszystkie wpłacane pieniądze miały zostać przeznaczone na szczytny cel. Miały one zasilić dwa Kieleckie domy dziecka oraz okna życia. Chwalebne pomyślały kobiety czekając na dalszą część prelekcji pani Gabrieli. Obecnie jedna z najbardziej rozpoznawalnych wizażystek w Polsce przy nich stała się małą płaczącą dziewczynką. Emocje wydobywające się podczas niej wzięły górę. Płakała przecierając oczy i próbowała robić dobrą minę do złej gry. Zawsze tak było, ale potem miało być już tylko lepiej. Jeszcze raz wzięła łyk wody ze stojącej na ambonie szklanki. Uspokoiła się patrząc na nie ze słabym uśmiechem. Serce waliło jej jak młotem. Spojrzała w górę na sufit a tak naprawdę niebo. Gdy wszyscy już siedzieli na swoich miejscach po tej krótkiej przerwie odważyła się zrobić nie lada rzecz. Patrząc w niebo przeżegnała się, pocałowała swoją obrączkę i podniosła ją w górę. Dopiero po tym geście wzięła stojący na stojaku mikrofon i powiedziała:

— Zaczęłam przyuczać się do zawodu. Szkoła do której chodziłam była dla wszystkich. Moja serdeczna przyjaciółka zaoferowała mi pomoc. Ona jako pierwsza wyciągnęła do mnie rękę. Mieszkałam na małym osiedlu w kawalerce, którą ona pomogła mi wynająć. Szkoła dawała mi pełne pole do popisu jeśli chodzi o naukę zawodu. Starałam się jak mogłam i przyniosło to oczekiwany efekt. W międzyczasie pracowałam jako pomocnik kosmetyczki w salonie w centrum. Praca mnie pochłonęła i starałam się zapomnieć o przykrym związku, rozstaniu i tym czego dokonałam. Nie byłam z tego dumna i do dzisiaj nie jestem. Moja przyjaciółka zamieszkała ze mną w drugim pokoju i pomagała mi jak mogła. To ona jako pierwsza starała się wyciągnąć mnie z mojego własnego mroku, który sama stworzyłam. Ola wysłała mnie do psychiatry i zaproponowała mi po godzinach wolontariat z małymi dziećmi. Początkowo nie chciałam się zgodzić, ale uległam jej namowom. Uwierzcie mi moje drogie na słowo, ale zadziałało. Rozumiała mnie i starała się zrozumieć. To znowu się obudziło. Uczucie, którego już dawno nie czułam. Praca z noworodkami i dziećmi w wieku przedszkolnym dodała mi otuchy. Poczułam spokój, szczęścia i chęć bycia mamą. Po tylu latach a miałam już ich 24 znów pragnęłam być w ciąży. Patrząc na nie mój instynkt macierzyński wariował i zachowywał się jak szalony. Przykładałam się do nauki makijażu i zdawałam wszystkie egzaminy. Szkoła i to co robiłam sprawiało mu ogromną przyjemność. Kobiety przychodziły do mnie na makijaż i nie tylko. Zajęcia praktycznie również mi się podobały. Miałam 25 lat i byłam już po szkole zawodowej. Egzaminy, które miały dać mi uprawnienie do wykonywania zawodu wizażystki zdałam za drugim razem. Czułam się coraz bardziej samotna. Pragnęłam jedynie wyrozumiałości i miłości mężczyzny, który by mnie zaakceptował. Czas na dziecko mijał mi nieubłagalnie i doskonale o tym wiedziałam. Ola zachowała się w takiej sytuacji jak prawdziwa przyjaciółka. Ufałam jej i wierzyłam we wszystko co mówiła. Zaczęła mówić o pewnym brunecie z którym pracuje. Jak to ujęła jego piękne zielone oczy budziły zachwyt kobiet i jego koleżanek. Wszystkie podkochiwały się w nim i uważały za jakiegoś boga. Z relacji Oli był typem kolesia, który nie lubi romansów i woli zakochać się raz a prawdziwie. To wcale nie było dziwne biorąc pod uwagę jego znak zodiaku Byka. Koleżanka wymyśliła więc chytry plan jak połączyć mnie i Krzysztofa bo tak miał na imię. Miała w swoim plecaku jego czarno białe zdjęcie. Nosiła je przy sobie i nie było w tym niczego niezwykłego. Zadzwoniła do niego z budki telefonicznej i powiedziała tylko kilka zdań, które brzmiały:

— Witaj Krzysiek. Słuchaj chce żebyś się spotkał z moją najbliższą koleżanką. Zobaczysz będzie miło i przyjemnie. To naprawdę sympatyczna osoba jeśli się ją bliżej pozna.

Chłopak mający wtedy 28 lat i był spod znaku Byka zastanowił się przed moment. Nigdy nie brał udziału w tak zwanej randce w ciemno. Mogło to być dla niego zupełnie nowe doświadczenie jakiego nigdy nie miał. Zastanowił się i odparł po chwili do słuchawki:

— Zgoda umów mnie z nią.

Wystarczyła jedna chwila i telefon. Ja również uprzednio wcześniej zostałam poinformowana o spotkaniu z tajemniczym Krzyśkiem. Byłam cała podniecona jednocześnie się bojąc. Bałam się skrzywdzenia, odrzucenia i wyśmiania przez tego przebojowego mężczyznę. Wymalowana i pełna obaw oczywiście poszłam na spotkanie z nim. Po raz kolejny przerwała i wzięła łyk wody, aby odpocząć. Po chwili zaczerpnęła oddech i mówiła już ostatnią część prelekcji mówiąc :

— Teraz w tej chwili nazywam to wybawieniem, ale on był i nim jest. Awansował błyskawicznie i z wielkim polotem. Przyszłam na tą randkę zestresowana, umalowana i pełna obaw. Miałam je, po tym co się stało z moim byłym chłopakiem i tym co uczyniłam. To jest ten moment kiedy zapewne powiem, że mój mąż jest ciachem i uratował mnie podając mi dłoń. Randka w ciemno przerodziła się w kolejną i kolejną. Zakochaliśmy się w sobie i szliśmy coraz dalej. Krzysiek nie wyśmiał mnie i idąc po schodach mojego życia wspierał mnie i dodawał otuchy. Był totalnym przeciwieństwem Adama mojego byłego. Oświadczył mi się po 2 latach związku w kawiarni w Gdańsku nad polskim morzem. Niczego się nie spodziewałam, ale to. Zabrakło mi słów i zaniemówiłam. Płakałam jak mała dziewczynka, gdy dostaje sukienkę od rodzica. Łzy szły mi ciurkiem i nie mogłam ich powstrzymać. Miałam już wtedy 26 lat on 30,ale wcale mi to nie przeszkadzało. Oczywiście przyjęłam oświadczyny i stałam się jego narzeczoną i najbliższą osobą jaką on miał. Sypialiśmy ze sobą bo złamał we mnie ten lęk ukryty gdzieś głęboko we mnie. Mieszkaliśmy już razem i cieszyliśmy się sobą i naszym seksem jak szaleni. Nie powinnam przeklinać, ale mój mąż jest w tym piekielnie zajebisty. Kochaliśmy się tak namiętnie, że podczas kwietniowego okresu, którego nie miałam przeraziłam się. Zapamiętałam sobie niezwykle mocno słowa lekarza. Podzieliłam się swoimi objawami ze swoim narzeczonym, który powiedział wtedy:

— Aniu skarbie a może ty jesteś w ciąży. Jeśli nic nie będzie przez dwa tygodnie zrobimy test.

To nie był czarny scenariusz, ale czy bałabym w stanie. On co prawda akceptował to, że jedno moje dziecko jest teraz w niebie, ale bałam się. Nie tłumiłam strachu, ale on zaczął mną władać. Byłam słaba względem niego, ale nic nie mogłam poradzić. Cała przerażona jak mama tej małej z Egzorcysty poszłam zrobić po dwóch tygodniach test ciążowy. Rozpłakałam się, ale nie żalu a tym razem prawdziwego szczęścia jakie mnie spotkało. Można to śmiało nazwać cudem i nie kłamie. Przytulił mnie jak misia i sam płakał. Nasze cudowne dwie kreski szczęścia promieniały w promieniach światła z żyrandola. To dziecko to nasz cud Aniu powiedział mój narzeczony całując mi cały kark i czoło. Tak kotek masz rację odparłam zasłaniając usta dłonią.

Wzięliśmy ślub w marcu 1980 roku. Dokładnie jak tutaj stoję 7 lat temu moje drogie. Powiem to w trzech słowach. Było hucznie, cudnie i bosko. Chce wam uświadomić, że mężczyźni to nie tylko stare i napalone zboki, ale są tak samo ważni jak my. Mój mąż okazał się moim trzecim cudem i jestem mu po stokroć wdzięczna. Po ślubie urodziłam jeszcze dwójkę dzieci Antosia i Klarę. Nasze trzecie dziecko nazywa się Staś. Do dzisiaj gdy mówię publicznie co zrobiłam jest mi wstyd przed samą sobą i kobietami. Będę go pamiętać aż po kres dni. Zachęcam was również do zakupu mojej książki „Coś nadchodzi jutro”. Jest dostępna w wielu księgarniach i bibliotekach publicznych. Czy macie może do mnie jakiejś pytania na koniec?. Ja nazywam się Ania Staszycka i mówiłam dla was to świadectwo. Dziękuje.

Nikt nie zadał już więcej pytań. Oczywiście uczestnicy mieli i kupili książkę pani Ani. Podziękowali jej i wyszli z sali na dwór przed budynek. Pani Ania porozmawiała jeszcze chwilę z uczestniczkami, bo kilka z nich chciało porozmawiać poza salą. Mówiła krótko, podała im ręce i poszła już do poloneza swojego męża wracając już do domu i dzieci.

Jedną z uczestniczek owego spotkania była Aniela Juzgowska. Chciała być na nim z czystej ciekawości. Nie wysłał jej tam jej mąż Tymon. Poszła sama posłuchać naprawdę wzruszającej historii o sile miłości i spełnianiu swoich marzeń. Natychmiast po spotkaniu zahaczyła o pobliską księgarnię i kupiła jej książkę. Pełna dumy i radości wracała już do swojego domu do małżonka. Byli oni po ślubie już ponad 9 lat a ich historia była tak banalna jak z romantycznej komedii. Zbliżała się ich 10 rocznica i idąc z biblioteki do domu z powieścią kupioną za symboliczne 35 zł powoli przypominała sobie jak to wszystko się zaczęło.

11 lat temu w chłodny grudniowy poranek Aniela, która mieszkała jeszcze z rodzicami postanowiła udać się do galerii handlowej. Miała wtedy 19 lat i całą przyszłość przed sobą. Rok 1978 był czasem trudnym dla wszystkich Polaków. W nim właśnie władza komunalna próbowała znowu obalić wszystko i wszystkich. To były czasy pełne niepokoju i teatrzyku politycznego. Nikt raczej nie chciał obalać ówczesnej władzy. Najbardziej pamiętną rzeczą tamtego okresu były tak zwane kartki. Reglamentowana żywność i pewne produkty spożywcze nie stanowiły aż takiego problemu. Ludzie i Polacy przyzwyczajając się do zmian przyzwyczaili się i do tego kartkowego systemu. Aniela dotarła w końcu piechotą do galerii. Oddalona od jej domu rodzinnego Kielecka galeria była bardzo pięknym budynkiem. Sklepienie okrągłego dachu połączonego z kilku piętrowym budynkiem i parą neonów świecących w ciemności. Chciała odpocząć po swojej nudnej pracy i zamówić pizzę z serem. Pracowała jako kelnerka w barze naprzeciwko swojego miejsca zamieszkania. Bar o wyszukanej nazwie Garaż stanowił jej źródło dochodu. Mieszkała jeszcze wtedy u swoich rodziców, ale zamierzała po odłożeniu 10.000 złotych wyprowadzić się na swoje. 8 godzinna praca z miłym szefem i kolegach przynosiła jej satysfakcję. Miała do niej pełne prawo zważywszy na czasy. Pracy było od groma a każdy chcąc się utrzymać musiał pracować. Nawet jeśli nie lubił swojej pracy a takie przypadki również się zdarzały musieli pracować. Aniela zdała w tym roku maturę. Język polski zdała na 5,matematykę na ocenę 4 a język rosyjski, którego szczerze nienawidziła na 4. Po zdanej maturze zgodnie ze swoim założeniem poszła do pracy. Potrzebowała wyprowadzić się od swoich rodziców i wyprowadzić się na swoje. Sama uważała, że na jej miłość i pełne szczęście przyjdzie jeszcze czas. Ale żeby to miało być takie banalne pomyślała wchodząc już do galerii. Otwarte sklepy i pozostające na zewnątrz stragany z owocami, warzywami i innymi rzeczami codziennego użytku. Płaciło się w nich dwoma rodzajami walut co mogło wywołać niepokój samych sprzedawców. Oczywiście w tej samej galerii musiały być pizzeria oraz brudne i szczurze pozbawione świeżości toalety. Oprócz tego masarnie z mięsem i drobiem, starsza kobieta sprzedająca mleko w butelkach z pobliskich wsi oraz sklepy z mała elektroniką. Każdy kto pamięta te czasy może powiedzieć jedno. Nie było wtedy internetu, komórek, komputery były zarezerwowane dla całkiem bogatych i biznesmenów. Dzieciaki wychodziły na własne podwórko na trzepak, gadając o wszystkim i niczym. Potrafiły ze sobą rozmawiać, patrzeć sobie prawdziwie w oczy i słuchać siebie nawzajem. Podwórko to był ich azyl, dom gdzie mogli pograć w przysłowiową gałę, zapalić papierosa i popatrzeć się na dziewczyny. Technologia była wtedy jak grasujący prężnie potwór z los nes chcący pożreć nastolatków i wciągnąć ich w swój świat. Jedyną formą komunikacji była piłka nożna czy spotkania rodzinne. Może i panowały ciężkie czasy, ale spoglądając dzisiaj na zamknięte w komputerach dzieci i młodzież, która umie jedynie rąbac drewno w grach, kochać się przez siec z kobietą i zatracać się w maszynie wtedy tak nie było pomyślał by później ktoś z pokolenia do 2000 roku.

Przechadzała się po galerii w poszukiwaniu czegoś z pizzą. Była głodna i potrzebowała jedzenia. Po kilku nudnych minutach znalazła w końcu jedyny punkt z pizzami. Nazywał się on Mistrz pizzy i znajdował na pierwszym piętrze tegoż budynku. Udała się tam i usiadła przy stoliku. Podszedł do niej młody kelner obsługujący tą zmianę i zapytał jej :

— Dzień Dobry co dla pani?

— Pizza peperroni, czosnek i może coca colę.

Młody chłopak imieniem Tymon, bo tak miał napisane na plakietce zebrał zamówienie i ruszył już z powrotem do kuchni. Aniela zarumieniła się a jej młode serce zabiło na jego widok znacznie mocniej. Sama nie była też brzydką kobietą biorąc pod uwagę jej wiek.

Blond włosy do ramion związane w podwójny warkocz. Szczupła figury osy i 55,7 kilograma. Nosiła miseczkę B, ale uważała się za atrakcyjną kobietę. Zielone pełne miłości i delikatności oczy dodawały jej uroku. Przyznała sama przed sobą, że powoli była nim zauroczona. Samym gestem ręki mógłby go pociągnąć przy ludziach i pocałować tak o. Obsługujący ją Tymon zrobił na niej niesamowite wrażenie. Taki ideał mężczyzny i w moim guście pomyślała cały czas czekając na pizzę. Przyszła po 35 minutach. Zaniósł ją do stolika wraz z jej zamówioną wcześniej colą. Postawił zamówione danie na stole i powiedział tylko:

— Proszę to dla pięknej pani. 77,80 złoty proszę pani.

Zapłaciła mu tą pierwszą formą waluty wręczając mu ją do ręki. Spojrzała wprost w jego oczy. Nie mogła się od nich oderwać. Miał ocean w oczach bo jego oczy były niebieskie i pełne łagodność. Mosiężna sylwetka początkującego sportowca albo kogoś kto chodzi na siłownię. Dość grube ramiona i bicepsy oraz to zabójcze spojrzenie. Zanim zabrała się do jedzenia pociągnęła go za ramię i zapytała:

— Panie Tymonie mam nietypowe pytanie. Czy chciałby pan w ramach tej pizzy umówić się ze mną na kawę w kawiarni?. Chce utrzymać tą znajomość.

Chłopak a miał wtedy 21 lat i skończył technikum rolnicze rozpromienił się. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad dojrzałym i poważnym związkiem. Jego związki kończyły się szybko. Powodem tego była jego nieustanna nieśmiałość i brak tego czegoś co kochają kobiety. Był blondynem mierzącym 178 cm a jego włosy zazwyczaj związane w kucyk tym razem opadały mu na ramiona. Niebieskie oceaniczne oczy i ten łagodny wyraz twarzy. Owszem był lekko tęższy niż pozostali jego koledzy ale nie gorszy i słabszy. 85 kilogramów to jeszcze nie grzech, ale to mogło odrzucać potencjalne kandydatki. On też chciał być kochany, albo chociaż prawdziwie szanowany w przyjaźni. W swoim własnym notesie zamówień nigdy nie pisał takich rzeczy, ale zrobił wyjątek. Wyrwał z niego kartkę. Spojrzał jej w oczy i napisał na niej swój adres pocztowy i numer mieszkania do którego miała by się udać. Puścił jej oczko i po chwili przełknął ślinę i odparł:

— Tak oczywiście proszę pani. Rzadko chodzę na randki przez swoją tusz. Przyjmuje zaproszenie.

Uśmiechnęła się czekając na to co napiszę. Ona sama napisała podobną karteczkę ze swoim adresem pocztowym i gdzie mieszkała. Zostawił jej kartkę na stole i wrócił z uśmiechem do swoich obowiązków. Aniela zjadła do końca swoją pizzę i z tą niezwykłą karteczką ruszyła jeszcze na zakupy do masarni i wróciła zmęczona do domu coraz bardziej zauroczona Tymonem. Już w tym wieku można się zakochać i założyć rodzinę pomyślała i cały czas myślała o nim wszędzie gdziekolwiek była.

Jego najlepszy wręcz kumpel Jarek jeszcze tego samego dnia wyciągnął go na najlepsze polskie piwo. Byli kumplami na śmierć i życie. Wcale nie było to mitem. To dzięki Tymonowi jego serdeczny przyjaciel zdołał pozbierać się po tragicznym wydarzeniu w jego życiu. Mając niepełna 19 lat jego ukochana dziewczyna Monika popełniła samobójstwo. To miała być jego miłość na całe życie i z nią planował mieć dzieci. Mimo początkowej niechęci do tych ślicznych małych istot jakimi są dzieci złamał się przy Monice. To z nią uprawiał seks bez gumki i coraz częściej odwiedzał rodzinę brata, by nawet spojrzeć na jego córeczkę i synka. Podczas tych wizyt łzy napływały mu do oczu, mimo, że nigdy w życiu nie płakał. Wspierał ją do samego końca i nie zostawił. Powiesiła się, kiedy on był w pracy i nie mógł nic zrobić. Gdy wrócił tego dnia do domu zamknął oczy i nie mógł patrzeć. Zobaczył ją wisząca na żyrandolu. Na dole leżała specjalnie dla niego przygotowana karteczka, którą przeczytał zapłakany. Nie pamiętał dokładnie jej treści, wiedział tylko że ją przeczytał. Przeciął sznur sekatorem i ostatni raz wziął ją w ramiona. Mieli wspólne plany, planowali nawet ślub gdyby nie depresja. Ona ją pokonała i dlatego zrobiła to co zrobiła powiedział mu pijąc setę. Tymon wspierał swojego przyjaciela najbardziej jak mógł. Załatwił mu psychologa, antydepresanty przepisane od lekarza i był z nim. Ich męska przyjaźń rozwijała się z każdym rokiem. Nigdy nie dopytywał dlaczego Monia miała depresję. Nie chciał wiedzieć to była prywatna sprawa jego i Jarka. Po wypiciu kolejnego już piwa rozpłakał się jeszcze mocniej i powiedział do niego :

— Dzisiaj bym miał zapewne już syna. Brakuje mi jej i czuje się samotny. Dzisiaj jest rocznica jej śmierci już druga. Gdybym tylko był w domu.

Pogłaskał go ramieniem i nie zważając na gapiów w barze do którego poszli przytulił go. Byli dobrymi kumplami a powszechnie znaną wśród mężczyzn metodą było również tulenie. Może i nie przyznawali się do tego, ale w istocie tak było. Sam napił się jeszcze piwa nie mogąc przestać myśleć o Anieli. Zawładnęła jego umysłem. Na samą myśl o jej głosie jego serce waliło jak oszalałe. Jego jeszcze nie pijany przyjaciel wyczuł co się święci i zapytał go :

— Stary poznałeś jakąś kobietę tak?.

— Tak zakładam. Nazywa się Aniela i jest piękna jak anioł.

— Oj ziom ja cię za dobrze znam. Ona cię kręci prawda?. Jeszcze mi powiedz, że to ta jedyna jak moja Monika -zapytał go znowu dopijając już drugie swoje piwo.

Kłębiły się w nim uczucia których już dawno nie czuł. Miłość, empatia i chęć poznania trzy najważniejsze emocje przy zauroczeniu. To pierwszy etap do pełnego zakochania. Kiedy się zauroczymy widzimy tą osobą jak w lustrze. Jest piękna, mądra i tracimy dla niej głowę. Zamknął oczy i to co zobaczył wywarło na nim wrażenie. Jego wyobraźnia i serce podpowiadały mu bierz ją to jest ona. Ta kobieta będzie jak trawa rosnąca na twojej łące. Widział tam siebie z Anielą w otoczeniu trojki dzieci. Mieli już obrączki na swoich palcach i cieszyli się z nich. Żadna wizja pod wpływem alkoholu nie mogła być taka prawdziwa. To był sen, obraz jego przyszłego życia. Tylko od niego zależało czy idylla jaką sobie wytworzył w głowie zaistnieje naprawdę. Otworzył oczy i popijając już ostatnie swoje piwo powiedział do niego :

— Tak zakładam, że to ta jedyna. Widziałem siebie w jej ramionach z naszymi dziećmi. Wiesz kumplu myślałem o tym i chce mieć taki cudzik. Pamiętaj co obiecałeś Monice. Nie możesz ciągle pić. Musisz sobie znaleźć kobietę stary.

Łzy i jego własny płacz dobijał go. Dalej nie mógł pogodzić się ze śmiercią Moniki mimo iż minęło już dwa lata od jej śmierci. Czuł na sobie jej dłonie, słyszał jej głos i miał ją w sercu. Od czasu jej śmierci zaczął pić, uprawiał seks z prostytutkami i palił jak smok. Teraz gdy znowu wylądował w barze nie mógł się nie napić. Dopił swoje ostatnie już zamówione piwo do końca i odparł kumplowi :

— Nowa miłość uleczy twoje rany. Wystarczy że się przyznasz co robiłeś. Słuchaj mnie. Jest tyle fajnych i pięknych kobiet. Nie wszystkie lecą na wielkie banany i pieniądze jak o tym się słyszy. Obiecałeś Monice, że jeszcze się zakochasz stary. Ona teraz na ciebie patrzy z nieba i co widzi. Rozwalonego i pijanego faceta, który jak krok od alkoholizmu. Obudź się do życia. Idź na cmentarz, pogadaj z nią. Ona jest tam i cię słyszy. Możesz na mnie liczyć, ale tak nie może to wyglądać. A co jeśli szef cię zwolni ziom? Użyj mózgu nie swojego banana.

Krzyczał na niego, ale dopiero to obudziło go z letargu. Docierało to do jego świadomości. Uderzony moralnym młotkiem prosto w mózg spojrzał na swojego przyjaciela łagodnym okiem. Wtulił się w niego jak w swojego tatę, który czekał na niego w domu. On również przeżył śmierć przyszłej synowej i chciał jak najbardziej go wspierać. Dopadł go amok alkoholowy i mówił już od rzeczy. Trzymając się jego ramienia poprosił go tylko :

— Proszę cię pomóż mi stary i prawie zemdlał od ilości wypitych piw.

— Obiecuje, że pomogę i napiszę list do Anieli. Kobieta cię zmieni zobaczysz.

Przełknął ślinę i odparł tylko :

— Obyś miał rację stary i odpłynął.

Miał i uśmiechał się pod nosem. Po tej feralnej imprezie i męskiej rozmowie Jarek faktycznie rozmawiał ze swoją zmarłą dziewczyną. Zapłakany klęczał na cmentarzu i mówił jej jak się czuje. Czuł się źle i nieswojo wręcz okropnie. Położył rękę na jej grobie i obiecał się zmieni tylko dla niej. Zapalił znicz, pomodlił się i skacowany poszedł już do domu. Aniela po otrzymaniu listu od Tymona nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Latała po mieszkaniu jak oszalała z drżącym sercem. Zamykając oczy cały czas myślała o nim i jego uśmiechu. Od razu odpisała na list i postanowiła znowu się z nim spotkać i spędzić z nim kilka godzin. Tymon po otrzymaniu listu nie zwlekał zbyt długo. Natychmiast po swojej pracy jeszcze z domu rodziców umówił się z nią listownie na randkę chcąc widzieć ją coraz częściej. Czuł, że to właśnie z Anielą ułoży sobie własne dorosłe życie i nie będzie żałował tej decyzji. Mam nadzieje, że ona czuje to samo pomyślał wysyłając swój list, czekając cierpliwie na odpowiedź.

Pisali do siebie listy i spotykali się. Połączyła ich wielka miłość, która trwa do dziś. Tymon i Aniela najpierw doczekali się również czegoś pięknego. Jarek jego najbliższy kolega dotrzymał obietnicy i nie zawiódł. Uczęszczał na AA i tam poznał swoją żonę Iwonę również alkoholiczkę. Zakochał się i brał z nią ślub tydzień przed nimi. Widać było na jego twarzy wielkie szczęście i radość z tego wydarzenia. Nie chciał o tym zbytnio opowiadać więc wyprawił swój ślub w kościele świętego Pawła w Kielcach a wesele w domu weselnym w pobliskiej miejscowości na jedynie 30 osób. Oczywiście po nim zamieszkali razem już w swoim mieszkaniu na ulicy 1905 roku przez 2. Miał z Iwoną rozpocząć wspólne i udane życie pełne miłości, wierności i zaufania.

Tydzień po swoim najlepszym kumplu Tymon sam stanął przed ołtarzem. Dzień pełen przygotowań i trosk miał być tym, który każdy zapamięta. Przymiarka spodni, garnituru i krawatu oraz wielki stres i lęk przed przysięgą małżeńską. Mieli wziąć ślub kościelny, bo oboje byli osobami wierzącymi w Boga. Wcale się z tym nie kryli a wręcz pokazywali to. Wytatuowany prawdziwy różaniec misyjny na prawym ramieniu Tymona oraz chodzenie na nauki przedmałżeńskie i Mszę świętą pogłębiało ich relację. Jedynie w czym się nie zgadzali to, że seks przed ślubem to wielki grzech. Uprawiali go tak jak każda para chcąc uniknąć awantur i wielkich kłótni. Kiedy nadszedł dzień ślubu oboje byli wystarczająco gotowi na niego. Wielkie przygotowanie psychiczne, mentalne i fizyczne dobiegło właśnie końca. Sama uroczystość skromna i na 45 osób wzbudziła wielki zachwyt. Cudowny ślub, wesele i co najważniejsze noc poślubna. 30 marca 1979 roku to był dzień ich szczęścia. Jeszcze wcześniej przez rok przyszykowali się do niego jak tylko mogli. W końcu po ślubie wrócili do normalnego życia i swojej idylli na Tadeusza Kościuszki 25/4,gdzie mieszkali.

Aniela jak każda kobieta marzyła o dziecku. Wcześniej wstydziła się rozmawiać o tym ze swoimi chłopakami a najbardziej narzeczonym. Powodem był strach i lęk przed jego odejściem. Bardzo długo i nieprzerwanie tłumiła to w sobie. Nie chciało to z niej wyjść aż w końcu odważyła się powiedzieć o tym swojemu jeszcze wtedy chłopakowi. Po tym co powiedziała chłopak zareagował bardzo emocjonalnie. Nie krzyczał, nie bił ani nie przeklinał. Sam chciał mieć dzieci więc przegadali o tym całą noc tuląc się. Jego łagodne usposobienie dodawało skrzydeł Anieli. Wiedziała że właśnie jego chce zobaczyć w roli ojca i swojego męża. Odkąd pamiętała była długo wyczekiwanym dzieckiem swoich rodziców. Czekali na nią szmat czasu od dnia swojego ślubu. Ich córeczka, którą po długiej i twardej dyskusji nazwali Sandra urodziła się w szpitalu miejskim w Kielcach 19 marca 1987 roku. Ich widok rozczulił ich aż się rozpłakali. Aniela już świeżo upieczona mama biorąc ją na ręce oniemiała z wrażenia. Przytuliła ją do piersi i płakała. Tymon nie był tego dnia wyjątkiem i sam rozpłakał się na widok swojej małej księżniczki. Musiała jeszcze zostać kilka dni na obserwacji i dopiero wtedy została wypisana do ich domu. Cieszyli się ze swojego szczęścia i chcieli wychować ją jak najlepiej potrafili w duchu katolicyzmu. Ich rodzice jako dziadkowie również mieli pomagać im przy swojej małej wnuczce ciesząc się tak samo mocno jak jej rodzice. W czasie swojej pierwszej ciąży chorowała na cukrzyce, która musiała leczyć igłami. Było to niezwykle niebezpieczne dla dziecka dlatego podjęła się leczenia, które mogło trwać latami. Wychowywali swoją córkę najlepiej jak mogli. Po kolejnych dwóch latach po raz drugi nie mogli uwierzyć we własne szczęście. Zaszła w ciążę po raz drugi i tym razem po badaniach i wizytach lekarskich to miał być chłopiec. Idylla trwała dalej aż do pewnego momentu. Wyczekiwali jego narodzin tak samo jak jej. Chodzili na regularne wizyty kontrolne do lekarza, dbali o nią w ciąży i powiedzieli o tym swoim rodzicom. Ponownie dowiedziawszy się o tym oszaleli na punkcie swojego przyszłego wnuka obiecując pomoc. Oni sami nie spodziewali się tej ciąży jednak los chciał inaczej. Po ślubie doczekali się dwójki dzieci co już było sukcesem. W tamtych czasach większość małżeństw oscylowała aby mieć trójkę bądź czwórkę dzieci. Oni cieszyli się z dwójki i opinia innych była im obojętna. Młodszy brat Sandry Krzyś urodził się w tym samym szpitalu co ona 19 maja 1989 roku. To samo uczucie szczęścia tak jak poprzednim razem. Płakali ciesząc się swoim synkiem i przyjmując go do swojej rodziny. Ze szpitala udali się wprost do domu, aby cieszyć się swoim drugim uprawionym dzieckiem.

Krzyś rozwijał się sprawnie i jako 2 latek potrafił już raczkować, tarzać się po podłodze i podchodzić do swoich rodziców. Był bardzo mały, ale czuł że z jego siostrą zaczyna dziać się coś niedobrego. Jeszcze jako 4 latka nie umiała poprawie raczkować, tarzać się po ziemi i utrzymywać się na swoich własnych nogach. Kiedy udało już jej się stanąć z potwornym bólem szła kawałek przed dom i z hukiem upadała na podłogę. Płakała próbując się podnieść. Tak jakby miała złamaną nogę czy kręgosłup. Umiała już mówić, ale była tylko dzieckiem. Nie rozumiała co dzieje się wokoło niej i chciała to sprawdzić. Gdy po kolejnym upadku w kuchni rozpłakała się i nie mogła wstać Sandra zapytała mamy :

— Mamo ja nie mogę nawet chodzić. Ja jestem gorsza od Krzysia na pewno.

Popatrzyła na nią z wielką empatią i pomogła usiąść na kanapie. Kiedy już to zrobiła spojrzała na nią i powiedziała :

— Nie jesteś córeczko. Pojedziemy jeszcze dzisiaj do tego doktora co zawsze. Pan Gromski zbada cię i zobaczymy co się dzieje.

Zapłakana przytuliła się do mamy i chwilę później do taty. Była rozżalona swoją sytuacją, ale chciała już jako dziecko pokazać, że potrafi. Mogła bawić się w przedszkolu z innymi dziećmi i być sobą. Kiwnęła głową i na rękach własnych rodziców pojechała do doktora Gromskiego ginekologa, który badał jej ciążę. Dojechali na miejsce do jego na Kościuszki pełni obaw. Bali się o zdrowie swojej córki a to co ostatnio widzieli wcale nie wyglądało dobrze. Podejrzewali najgorsze, ale musieli się przekonać co dokładnie się dzieje.

Pan Mirosław Gromski przyjął ich tego dnia poza kolejką. Nie robił w ten sposób przykrości innym klientom, ale to byli jego naprawdę bliscy przyjaciele. Nie pamiętał jak się poznali, lecz pamiętał jedynie, że przyszli do niego do gabinetu i zaprzyjaźnili się. Weszli do środka z Sandrą na rękach i położyli ją na łóżku. Lekarz obejrzał ją i zapytał ich :

— Słucham was co się stało?.

— Zrozpaczeni i pełni niepokoju rodzice odpowiedzieli mu :

— Mirek ona nie potrafiła raczkować ani chodzić. Za każdym razem gdy próbuje wstać upada na ziemię. Nie wiemy co się dzieje. To trwa od 2 lat stary.

— Zajmę się tym Tymon spokojna głowa.

— Lekarz podszedł bardzo łagodnie do dziewczynki przeprowadzając podstawowe badania steteskopem i mierząc ciśnienie. Gdy wszystko było w normie natychmiast zalecił zrobienie dziecku badania RTG kręgosłupa. Rodzice czekali cierpliwie na korytarzu. Spodziewali się najgorszego, ale tego nie mogli przewidzieć. Sandra dzielnie zniosła wszystkie badania łącznie z RTG. Dwie godziny później lekarz wezwał ich do gabinetu i z posępną miną powiedział :

— Pani anielo nie mam dla państwa dobrych wieści. Pamiętasz aniela jak byłaś z Sandrą w ciąży, że kategorycznie zabraniam ci śmiagać po górach i jeźdzenia na rowerze?.

— Tak no pamiętam Mirek, ale co to ma do rzeczy? -zapytała zdziwiona i pełna łez.

— Położył na stole zdjęcie RTG ich córki. Widać było na nim wielkie czarne plamki na kilku odcinkach rdzenia kręgowego sandry w tym lędźwiowego. Zobaczyli je i kiwnęli głowami nie wiedząc kompletnie o co chodzi. Lekarz bardzo smutnym tonem odparł do nich:

— Aniela podczas ostatniej wizyty w pierwszej ciąży gdy cię badałem powiedziałaś że spadłaś z roweru i miałaś wypadek. Lekarz, który cię wtedy badał po wypadku nie zauważył rozbitego rdzenia aż do teraz. Upadek uszkodził płodowi kręgosłup i rdzeń kręgowy. Twoja córka Sandra do końca życia będzie musiała jeździć na wózku inwalidzkim. Być może da się na tą chwilę coś zrobić. Przykro mi Aniela i nie wiń się.

— Faktycznie w ostatnim trymestrze ciąży wybrała się na wycieczkę rowerową. Pamiętała że jechała do swoich rodziców na gody małżeńskie a nie chciała jechać autobusem. Jej mąż zakazał jej wsiąść, ale ona mimo ciąży nic sobie z tego nie robiła. Jechała swobodnie rowerem pedałując i zwiększała prędkość. Postępowała zgodnie z przepisami drogami i ruchem uważając na samochody. To było nagłe zdarzenie przypadkowe. Kiedy przejeżdżała rowerem po ścieżce kierowca wjechał z impetem na chodnik chcąc zaparkować. Wiwinęła koziołka na rowerku uderzając swoim ciężarnym brzuszkiem prosto w beton. Kierowca zahamował samochód i natychmiast ruszył jej na pomoc. Podniósł ją, przeprosił i przeklinając jak szewc wezwał na miejsce zdarzenia policję i pogotowie. Przyjechało po 15 minut i zabrało ciężarną Anielę do szpitala. Lekarz mógł tego nie zauważyć, ale był w wielkim szoku i zapomniał wykonać odpowiednich badań. To był cud, że po upadku nie poroniła, ale Sandra przeżyła tą kraksę. Na samo wspomnienie teraz gdy 4 letnia Sandra przez nią samą nie będzie mogła nawet chodzić rozpłakała się. Musiała przetrawić tą wiadomość, ale było jej ciężko. Odjęło jej mowę, więc jedyne co jej pozostało to wypłakać się w ramionach swojego męża. Nie miała prawa się za to winić, bo to był wypadek. Chodź uważała, że to przed nią ich córka do końca życia będzie kaleką. Jej mąż i przyjaciel próbowali ją uspokoić, ale bez skutku. Wpadła w histeryczny płacz plamiąc łzami koszulę męża. Przeklinała i wyzywała samą siebie najbardziej przesadzonymi wulgaryzmami jakie znalazła w głowie. Przytuliła się mocniej do męża i starając się opanować zapytała :

— Czy da się cokolwiek teraz zrobić, aby nasza córka miała namiastkę normalności?

Lekarz pokręcił głową i wziął do ręki kartkę. Napisał coś na niej i wręczył jej mówiąc :

— Dla nikogo nie będzie to łatwe. Sandra musi się z tym oswoić. Potrzebujecie nie tylko mnie, ale i psychologa. Daje wam skierowanie do psychologa mojego rodzonego brata Kamila oraz na rehabilitację i ćwiczenia. Posłuchajcie mnie uważnie. Ona potrzebuje was i naszej miłości. Takie dzieci jak ona potrzebują opieki, ale i oddanych rodziców. Jeśli nie są zostawione samemu sobie mają łatwiej w dorosłym życiu powiedział po czym wręczył im kartkę ze wszystkim.

Jego słowa musiały wybudzić ich z letargu. Przez całą drogę do domu patrzyli na swoją ukochaną córkę. Przecież to nie wyrok mówili sobie w myślach zastanawiając się od razu nad kupnem wózka i wizytą u psychologa. Powtarzali sobie również w myślach ona nie jest gorsza i będziemy ją kochać tak samo jak Krzysia. Nikt ani dziecko ani chory dorosły nie zasługiwał na to, by się czuć gorzej i słabiej. Byli jej rodzicami i kochali ją tak samo jak jej brata. Postanowili wytłumaczyć jej bratu jak wygląda sytuacja, aby zrozumiał siostrę i nie był wobec niej oschły. Chcieli spróbować wszystkiego łącznie z rehabilitacją dla ich ukochanej córki.

Najtrudniejsze było powiedzieć o tym samej zainteresowanej. Zrobili to dopiero gdy do ich domu tydzień później zawitał kupiony za ponad 1000 zł wózek inwalidzki. Postawili go w przedpokoju ze łzami w oczach. Nie wiedzieli jak się do tego zabrać. Dziewczynka widząc wózek rozpłakała się i z żalem w głosie odparła :

— A więc to prawda tak mamo. Będę musiała jeździć na wózku. Jestem gorsza od Krzysia, od innych dzieci. Ja tak nie chce.

Nie krzyczeli na nią, ani nie podnosili głosu. Wytłumaczyli jej spokojnie, że to nie koniec świata i, że musi nauczyć się z tym żyć. Dziewczynka rozmawiała z rodzicami ponad 3 godziny. Pod koniec rozmowy gdy już powoli małymi krokami dochodziło to do niej odparła do nich :

— Proszę was tylko o jedno. Kochajcie mnie z tym wskazała palcem na wózek i dodała :

— Potrzebuje pomocy. Ja nie umiem się z tym oswoić. Nie chce być pośmiewiskiem i kopciuszkiem nawet w przedszkolu dodała i zapłakana schyliła głowę.

Zanim jej cokolwiek odpowiedzieli zadzwonili jeszcze do swoich rodziców a jej dziadków. Nieśli im straszną wieść, ale musieli to powiedzieć. Byli w totalnym szoku, ale wszyscy łącznie z dziadkami powoli przyswajali tą myśl. Musieli żyć ze świadomością że Sandra nigdy nie stanie na nogi i nie będzie mogła chodzić. Nikt z jej rodziny nawet ciocie czy wujkowie nie zamierzali zostawić jej na pastwę losu. Dopiero po rozmowie z dziadkami Rodzice przytulili córkę i odparli :

— Kochamy cię skarbie i będziemy. Nikt nie jest potworem. Otrzymasz pomoc bo zapiszemy cię do psychologa dziecięcego. Dziadkowie już wiedzą i też będą cię odwiedzać. Kochamy cię taką jaką jesteś. Porozmawiamy też z Krzysiem kochanie.

— Dziękuje mamo i tobie tato też -odparła i chciała wjechać do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia.

Podczas gdy Sandra starała się robić sobie obiad rodzice porozmawiali z 2 letnim wtedy synkiem. Synek kiwnął tylko głową i starał się pomóc. Mimo że od tego momentu Sandra miała jeździć na wózku nikt jej nie karcił. Była traktowana tak samo jak jej młodszy brat Krzyś. Mimo że miał tylko dwa latka podświadomie rozumiał sytuację. Pomagał jej pchać wózek i był wyrozumiały. Rodzice uczyli go ludzkiej wrażliwości i tolerancji wobec chorych osób takich jak jego siostra. Musiał ją sobie wpoić od najmłodszych lat ze względu na sytuację. Uczył się tego sprawnie i szybko tak samo jak miał to robić w szkole.

Aby móc lepiej wejść w psychikę i umysł takiego dziecka Tymon, gdy się już z tym oswoił postanowił jeszcze w pracy wybrać do niej numer. Najpierw starali się z nią rozmawiać i sami coś zrobić. Poświęcali jej czas, wychodzili na spacery i pokazywali różne unikalne części miasta. Niestety na próżno i po długiej rozmowie z żoną musiał wybrać ten numer. Minęło już trochę czasu i powoli legendarne już współczesne Nokie z mocarną baterią powoli wchodziły na rynek. Tata Sandry przetrącił za nią pół wypłaty, ale mógł normalnie zadzwonić tam gdzie chciał. Wybrał numer i czekając na sygnał upił łyk kawy. Doczekał się i głos w słuchawce odpowiedział mu krótko :

— Dzień dobry Panie Tymonie tu Iwona Skalska. Słyszałam od Mirka co się dzieje. Pan się nie martwi pomogę jeśli dziewczynka i chłopiec wyrażają na to chęć. Jestem wykwalifikowanym psychologiem z 20 letnim doświadczeniem. Sama mam męża i wychowałam trójkę dzieci.

Roześmiał się do telefonu i zapytał :

— To Mirek panią zna?.

Kobieta próbując się nie śmiać powstrzymała atak śmiechu i odparła mu :

— Jestem szczęśliwą małżonką brata Mirka panie Tymonie. Nie będę tego robić dla pieniędzy a z chęci pomocy. Więc co pan na to?.

Nie wachał się ani chwili dłużej i po chwili zawachania odpowiedział jej :

— Zgoda oczywiście a dzieci się jak najbardziej zgadzają.

— Będę u was w domu za dwa dni. Będę przyjeźdzała regularnie co kilka dni. Chce poznać pana dzieci.

— Oczywiście i dziękuje -odparł i rozłączył się.

Miała już wtedy 4 i pół roku. Oczywiście zgodziła się na wizyty psychologa dziecięcego. Było coraz gorzej i już potrzebowała pomocy. Sama z siebie mimo swojego wieku czuła, że jest coraz gorzej. Zaczynając od tego, że za każdym razem gdy wsiadała na wózek płakała a kończąc na braku snu w nocy. Jeszcze przed jej przyjazdem rodzice wypełnili wszystkie potrzebne dokumenty i podpisali je. Wysłali je potem pocztą do pani psycholog, aby wszystko było zgodnie przed jej pierwszą wizytą.

Rozdział 2

Ciężkie początki

Zdanie wypowiedziane przez panią Iwonę nie było wyciągnięte na wyrost. To była czysta i szczera prawda. Ludzie nazywali ją różnie od co, ale tak bywa w każdym zawodzie. Jedni nazywali ją chodzącym aniołem inni oschłą diablicą i służebnicą diabła. Każdy mógł mieć i miał różne zdanie, ale nie można było jej obrażać i karcić za pracę jaką wykonywała. Ktoś mógłby mieć opinie czubka, ale na pewno nie ona. Oprócz swojej pracy zawodowej psychologa dziecięcego miała jeszcze inne pasje. Brylowała w takich dziedzinach jak łyżwiarstwo i gra w siatkówkę. Nie zapominała o tym, ze pasje muszą być łączone z życiem małżeńskim. Inaczej mogłoby się to skończyć rozwodem czego nikt nie chciał. Pracowała w największej poradni psychologicznej NZOZ Syntonia w Kielcach przy ulicy Podgórskiej 20. Nie tylko pomaganie innym było jej życiem. Miała drugie równie ciekawe i pełne wrażeń. Życie to trwało od przeszło 20 lat i za nic w świecie nie chciała go zmieniać. Sielanka być może jakby powiedziała to sama zainteresowana, ale było w tym dużo humoru i zarazem prawdy. Iwona była szczęśliwą mężatką od ponad 20 lat i mamą dwójki dziewczynek Tosi i Zosi. Jej mąż z zawodu okulista wspierał w tym swoją żonę. Był takim samym tatą jaką ona mamą czyli wręcz wybornym. Prawda była taka, że gdyby nie Iwona Leszek mógłby się już dawno zatracić w tym co robił. Został pochłonięty nie przez pornografię, alkohol czy seks. Coś zupełnie innego dominowało nad nim i ponad 20 lat temu jego żona uratowała mu życie. Czy to było błahe i z pozoru dziecinne i infantylne. Odpowiedź psychiatry który to stwierdził brzmiała nie. Leszek już wtedy pod kuratelą swojej narzeczonej bo zaręczył się z Iwoną wcale nie udawał mięczaka i tchórza. Z początku mogłoby się tak wydawać ale po wizycie u psychiatry wszystko się rozjaśniło. Dzisiaj gdy to wspominają może wydawać się to nawet śmieszne ale w tamtym okresie nie było im do śmiechu. Lekarz badając 26 chłopaka bez namysłu już wiedział co mu jest. Musiało minąć kilka godzin do wyników badań, ale on z politowaniem i lekkim uśmiechem odparł :

— Nie jesteś jedynym przypadkiem młody człowieku. Ma pan 26 lat i nadal mieszkasz u mamy. To byłoby nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że pan ma 26 lat. Cierpi pan na lęk przed dorosłością i musi pan to wyleczyć.

Zdumiony diagnozą lekarza zapytał go :

— Panie doktorze a w tym wieku to normalne?.

Lekarz podrapał się po brodzie i odparł mu szybko:

— Tak normalne, ale tak być nie może. Zrób to dla siebie i ukochanej. Kobiety lubią mądrych facetów, odpowiedzialnych jak gazele i mądrych jak wielkie i urocze słonie. Znajdź pan pracę i wyprowadzać się od rodziców. Nie możesz żyć do 30 na ich garnuszku młody człowieku.

Było mu wstyd. W tamtym momencie ogarnął go smutek i fala wstydu. Niestety siedzący przed nim psychiatra miał całkowitą słuszność. Ogarnął go paniczny lęk przed pracą, spłacaniem rachunków i własnym kącikiem. Sam z siebie wyczuł, że coś nie gra, ale nie wiedział co. Powziął się i postanowił, że po tej wizycie zmieni się i swoje życie. Gdy już opanował wstyd odpowiedział lekarzowi :

— Dobrze na pewno tak zrobię. Dziękuje za pomoc.

— Proszę i pan o tym pamięta.

Faktycznie pod wpływem narzeczonej i najbliższej rodziny, która zmieniła zdanie po tej wizycie wyprowadził się z domu i zaczął pracować. Skończył również zaocznie studia okulistyczne pisząc z tego magisterkę. Czasy się zmieniły a ich małżeństwo przetrwało wszystko. Pani psycholog doskonale wiedziała dlaczego jej mąż wspomniał o tym przy obiedzie. Nie było to praktyką, ale wtedy przyznała mu rację. Wiedziała, że będzie w końcu musiała porozmawiać również o tym. Otrzymała wielkie wsparcie swojego męża jeszcze przed wizytą w domu swojej pacjentki. Jej ukochany wycałował ją przy ścianie po obiedzie i odparł :

— Wszystko ma swój czas. Trawa rośnie, nasz amstaff a nawet nasze dzieci. Chce z całego serca, żebyś pokazała tej dziewczynce, że wózek to nie wyrok. Każdy zasługuje by żyć i cieszyć się chwilą. Jeśli ją wesprzesz odpłaci ci się zaufaniem i akceptacją samej siebie. Dasz radę kocham cię.

— Ja ciebie też mężu -odparła i udała się już na miejsce.

Był dokładnie 14 września 1991 roku. Dzień ten, który zaczynał się jak każdy inny miał należeć do wyjątkowych. Sandra wstała jak zwykle i dostała swoje śniadanie do łóżka. Jajecznica z boczkiem pachniała pyszne i wyglądała zdrowo. Przebudziła się i pierwsze co zrobiła to podniosła się z pomocą swojej mamy. Kobieta posadziła ją na wózek dała śniadanie i zapytała:

— Jak się dzisiaj czujesz Sandro?. Pani Iwona przyjdzie za trzy godziny o 11.00. Chce cię poznać i porozmawiać. To ci pomoże córeczko jestem pewna.

Zjadła śniadanie i po dłuższej chwili odparła swojej mamie :

— Moja intuicja jest niezawodna mamo. Przeczuwam, że ta pani będzie niezwykle sympatyczna i pomoże mi psychicznie. Chce się z nią zobaczyć i pogadać.

— Oczywiście córeczko już na nią czekamy.

Pani Iwona była punktualna i w punkt 11 zjawiła się u nich w domu. Nie lubiła się spóźniać i piętnowała to. Uśmiechnęła się szczerze do jej rodziców i weszła do środka. Zdjęła kurtkę i buty zostawiając je w przedpokoju. Zaczarowała ją swoim optymizmem i uśmiechem. Pani Iwona kucnęła przed Sandrą i wystawiła swoją dłoń mówiąc :

— Cześć Sandro. Jestem tu po to, aby ci pomóc.

Odwzajmniła uśmiech i przycisnęła rękę mówiąc:

— Wiem i nazywa się pani Iwona. Moje przeczucie podpowiada mi, że ta pani będzie miła i mi pomoże. Naprawdę dziękuje, że pani tutaj jest.

Kobieta była zaskoczona i pełna emocji. Pomyślała sobie jak 4 letnie dziecko może jej już dziękować. Czuła, że kryje się za tym coś więcej i musiała dowiedzieć się co. Przyglądając się jej zauważyła na jej twarzy smutek. Pogłaskała jej dłoń i dodała mówiąc:

— Wszystko będzie dobrze młoda damo. Chodź do pokoju to porozmawiamy.

Wzięła uchwyty wózka i popchała ją do pokoju. Poprosiła o zostanie z nią przez ponad godzinę, aby mogła z nią szczerze porozmawiać. Kiwnęli głowami i zostali już je w spokoju. Gdy zamknęły się drzwi pani psycholog usiadła już na łóżku i zaczęła z nią rozmawiać. Sandra powoli się przed nią otwierając przyznała bez bicia iż nie może spać w nocy, towarzyszą jej koszmary senne i zawsze płaczę. Po tym jak znalazła się w takiej sytuacji zamknęła się w sobie stając się małomówną i smutną dziewczynką. Co noc przed snem próbowała nie patrzeć, lecz nie potrafiła. Jej nogi pozbawione sprawności stanowiły dla niej przekleństwo. Bolało ją to i dlatego potrafiła przepłakać pół nocy. Czasami we śnie wyobrażała sobie siebie jako osobę, która chodzi. Wykonywała wtedy ruchy, chodziła, jeździła na rowerze jak jej mama i nawet biegała. Te sny nie pomagały tylko jeszcze bardziej pogłębiały narastającą depresję. Mówiła to powoli nie w całości otwierając się jak pudełko czekoladek. Pani psycholog czuła, że to trudne i nie naciskała na nią. Miał to być cykl ich spotkań nawet trzy letni a to było pierwsze z nich. Sandra mówiła mało i zdawkowo starając się opanować swój płacz. Dlatego jej nie naciskała i starała się rozmawiać odpowiednim tonem. Miała tu temu piękny głos i odpowiednie podejście. Jej terapeutyczna godzina upłynęła jak z armaty. Otwierając już drzwi przez ułamek sekundy widać było uśmiech Sandry. Dziewczynka udała się już z powrotem do siebie i czekała na swoje drugie śniadanie.

Po tym wywiadzie Pani Iwona wychodząc od nich powiedziała do jej rodziców :

— Dziewczynka potrzebuje terapii i wielkiej troski. Czuje się samotna i opuszczona z powodu swojej przypadłości. Miewa koszmary tak mi powiedziała. Pomogę jej najpierw pogodzić się z tym wózkiem a następnie gdy u państwa będę pokaże jej osobiście, że to nie jest wyrok i koniec świata.

— Przepraszam, że zapytam, ale czy pani dużo bierze za te wizyty? -zapytała jej mama próbując wyjąć portfel.

Kobieta natychmiast machnęła ręką i odparła :

— Nie chce od państwa pieniędzy. Czuje się wtedy źle. To żaden wstyd mieć i wychowywać takie dziecko. Pomogę jej prosto od serca nie za forsę.

Aniela natychmiast schowała przygotowane w portfelu pieniądze i poszła już robić obiad. Cieszyła się z bezinteresownej postawy jednego z lepszych psychologów w całym mieście. Pani Iwona z wielką powagą na twarzy ubrała się i wyszła już z ich domu. Obiecała przyjść za trzy dni, by kolejny raz sprawdzić jej stan psychiczny.

Pani Iwona wykonała tytaniczną wręcz pracę. Niczym doświadczony gracz na growych automatach przechodziła przez kolejne poziomy jej psychiki. Łatwe czy trudne ale wykonywała je z uśmiechem i skromnością. Przechodziła kolejne etapy pomagając w tej sposób dziewczynce. Mimo, że była mała podczas ich sesji terapeutycznych starała się rozumieć jak najwięcej. Wszystkie sesje z panią Iwoną powoli niczym klocki Lego budowały jej postrzeganie świata i psychikę. Już po kilku sesjach jej sny zmieniły się o 180 stopni. Stonowane i lepsze, dobre i niepowtarzalne. Zamiast strachu i bólu śniła jej się miłość rodziców, poznanie chociaż o tym jeszcze nie myślała swojego jedynego mężczyzny i wielka trawa otoczona łąką. Jej własna łąka otoczona różami bez kolców, tulipanami i hiacyntami. Wychodziła z lęków i strachu przed własnymi demonami, które ją dręczyły. Wszystko dzięki umiejętnościom i podejściu jej Pani psycholog. Już gdy pojawiała się w drzwiach na jej twarzy gościł uśmiech. Czy gdy ktoś skaczę ze spadochronu bez niego uważa, że to śmieszne i zabawne? Oczywiście, że nie. Każde takie podejście prowadzi do zgubnej drogi powiedziała jej Pani Iwona na jednej z sesji. Odkąd zaczęła się jej terapia upłynęły ponad 3 lata. Żaden czas pogardy i szykan tak nazwała to sama Sandra która po psychologicznym pójściu pod górę zaczęła odżywać. Przez ten czas również rozwijała się prawidłowo mimo swojej niesprawności. Nauczyła się tak samo jak jej brat czytać, pisać i mówić. Nawet jej brat Krzyś mimo, że był młodszy podświadomie czuł co się święci. Miał tylko 5 lat, ale również pomagał i wspierał psychicznie swoją siostrę. Siedział i chodził jeszcze do przedszkola, które lubił. Dziewczynka zmieniła się. Z nieśmiałej i pełnej smutku stała się wesoła i radosna. Bała się najbardziej pójścia do szkoły i szykan. Mimo opanowania strachu szkoła mogła być zupełnie inna. Różne dzieci, podejścia do dzieciństwa i wychowanie. Musiała przełknąć ślinę i pojechać na pierwszy dzień do swojej nowej szkoły podstawowej. Tego dnia ubrała się, zjadła śniadanie i wsiadła do ich samochodu. Wsparcie jakie dawali jej rodzice i brat musiało jej pomóc. Jej tata odpalił silnik samochodu i ruszył wprost do jej nowej szkoły podstawowej na Radiowej. Pomogli jej wysiąść z samochodu, posadzili na wózek i pocałowali w czoło. Powiedzieli coś miłego i zabawnego by dodać jej otuchy. Sandra sama wjechała do budynku szkolnego mówiąc tylko czołem i starała się nie zwracać uwagi na zaczepki.

Nowe wyzwania i początki szkolne nie były łatwe. Już po dwóch tygodniach musiała mierzyć się ze złośliwymi komentarzami i uwagami na temat swojego wyglądu. Jaka to jest gruba, brzydka i czegoś tam nie potrafi. Starała się nie zwracać na to uwagi i zachowywać pozory. Chodziła zwyczajnie do szkoły, uczyła się czego musiała i coraz bardziej zakładała twardą skorupę. W szkole mimo okazywania uczuć wobec innych nie znajdowała zrozumienia i akceptacji. W oczach kolegów czuła inność i brak możliwości według oczywiście nich zaprzyjaźnienia się z kimkolwiek. Dziewczynki nie podchodzili do niej chłodno, ale niestety chłopcy już tak. To oni byli wszystkiemu winni. Wychowani w bogatych rodzinach, gdzie panowały pieniądze i luksus wyśmiewali biedniejszych materialnie. Nie była ona zbyt urodziwa co nie znaczy, że musiała być ciągle smutna. Myślała o powrotach do domu lekcjach, które musiała zrobić i swoim bracie. Znowu upłynęło trochę czasu od kiedy rozpoczęła naukę w podstawówce. Miała niecałe 10 lat gdy płakała na korytarzu. Łzy płynęły jej ciurkiem do nosa. Zakryła swoją twarz i starała się udawać, że jest wszystko w porządku. Wcale nie było. Zauważyła to przechodząca za w czasu jej wychowawczyni pani Suchalska. Lubiła ją, szanowała i nie umiała patrzeć jak dzieci płaczą. Kucnęła podeszła do niej i zapytała:

— Sandruś dlaczego płaczesz?.

Podniosła swoje zapłakane oczy i odparła do niej:

— Wyzywają mnie z powodu wózka i mojej niesprawności. Szydzą ze mnie i mają z tego niezłą zabawę. Od samego początku tak jest. Oni mają coś ja nie mam nic proszę pani.

Takie sytuacje wśród dzieci mogły się zdarzyć. Porażona tym co usłyszała chciała zareagować natychmiast. Nie tolerowała takiego zachowania a pracowała ponad 30 lat w tej placówce szkolnej. Przytuliła swoją podopieczną i natychmiast zapytała:

— Powiedz mi kochanie. Kto ci to zrobił i robi? Mi możesz powiedzieć pomogę ci.

Znów spojrzała prosto w oczy swojej wychowawczyni. Nie mając szczególnie nic do stracenia odparła jej:

— Bartek i spółka. Uwzięli się na mnie i myślą, że mogą wszystko bo mają kasę i drogie Nokie. Ja chce być tylko lubiana proszę pani nawet z tym-mówiąc to wskazała na swój wózek.

Grymas na twarzy jej wychowawczyni mówił sam za siebie. Opanowała emocje i wiedziała, że tylko zastosowanie pewnego triku położy temu kres. Już miała go na końcu języka i w swojej głowie. Pomysł był nie lada wyzwaniem, ale musiały zostać podjęte pewne kroki. Z lekkim uśmiechem na twarzy łapiąc się za podbródek nauczycielka odparła do niej:

— Takie dzieci mogą nie mieć lekko. Są pozbawieni tego co ty Sandra. Dostają drogie prezenty z miłości, której tam prawie nie ma. Z tego powodu Bartek i pozostali się tak zachowują. Damy im lekcję życia Sandro. Podjedź wózkiem pod klasę po 6 lekcji i czekaj na mnie proszę.

Co miała znaczyć ta cała lekcja dowiedziała się dopiero później. Po rozmowie z nią kiwnęła tylko głową i znowu rozmyślała. Tym razem jej głowę zaprzątało słowo klucz do zrozumienia tej całej sytuacji. To słowo to miłość.

Jak zapowiedziała tak zrobiła. Cała lekcja miała odbić się echem na dorosłe życie dzieci. To one te które dokuczały i szykowały biedną Sandrą miały jak przypuszczała doświadczyć tego samego. Przeciwnie i jej wychowawczyni zrobiła to zupełnie inaczej niż przypuszczała. Po 6 lekcji Bartek i spółka zaczęli swój taniec. Wyzywali ją, śmiali się z jej nóg i przeklinali. Pani Suchalska tylko na to czekała. Pociągnęła chłopca za kołnierz i przy całej klasie a ona była gapiami odparła:

— Każdy z nas uczy się całe życie prawda. Czy twój dziadek tak by postąpił gówniarzu? -ryknęła opanowując złość kobieta ciągnąc go dalej za kołnierz. Chłopczyk patrząc na swoich kolegów i Sandrę spokorniał. Niewiele brakowało a najbardziej spokojna nauczycielka w szkole zdzieliła by go po tyłku linijką i to bez hamulców. Nie rozumiejąc co się dzieje powiedział tylko:

— Proszę pani ja jestem zmuszany. Może po prostu jej zazdroszczę. Bo ona ma rodziców a moi mnie mają wie pani gdzie w poważaniu. Moich kolegów też. Jeżdżą po Polsce a ja zostaje tylko z babcią i dziadkiem całymi dniami. Brakuje mi wie pani czego. Tego czegoś co ma Sandra. Wyzywam, bije i przeklinam bo to forma odreagowania.

— Zdajesz sobie sprawę Bartek, że to zła droga? Zapytała puszczając jego kołnierz i odstawiając go na ziemię.

— Nie wiedziałem, ale chce dostać swoją karę. Ja chce tylko, że moi rodzice wyszli z cienia i się mną zajęli-odparł i schylił głowę tak samo jak jego szkolni kumple.

Brak akceptacji wśród rodziców był spotykanym w społeczeństwie problemem. Rodzice zajmujący się pracą i obowiązkami zawodowymi często zostawiali swoje dzieci. Pracowali od rana do nocy jak to oni mówili dla dobra dziecka. Bartek wychowywany przez babcię i dziadka i prawie nie widząc rodziców zamknął się na świat. Czuł się gorzej niż Sandra i musiał wyładować swoją frustrację na rówieśnikach. Dziewczynka podjechała blisko niego wystawiając dłoń na zgodę. Przerażony Bartek ujął jej dłoń i zanim zdążył coś powiedzieć dziewczyna powiedziała:

— Bartku nie musisz tego robić. To nie ty powinieneś dostać nauczkę. To żadna frajda mieć rodziców z doskoku. Mogę to zrozumieć. Wybaczam ci Bartku. Zrobimy coś takiego, aby oni cię w końcu zobaczyli.

Odwróciła głowę do swojej wychowawczyni i odparła patrząc jej w oczy:

— Ja tego tak nie zostawię. Nie zamierzam patrzeć na kolegę, który cierpi z takiego powodu. Proszę mnie podnieść -odparła stanowczo tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Nie sprzeciwiła się jej. Pomimo jej postury zdołała podnieść ją z wózka i trzymać w swoich rękach. Oparła się rękoma o jej szyję i trzymała się tak. Zastanawiała się co ona kombinuje, ale domyślała się tego. Było widać na pierwszy rzut oka pomyślała nauczycielka widząc minę Sandry.

Dziewczynka nie tracąc swojej godności spojrzała na Bartka i powiedziała:

— Siądź na wózek. Weźmiemy twoich rodziców i powiemy im, że będziesz kaleką. To nie jest dla zabawy, ale to jedyna metoda. Może się obudzą. Jeśli nie musisz powiedzieć im jak się czujesz.

Kiwnął po raz kolejny głową rozumiejąc jej plan. Na prośbę woźnego dostarczono z magazynu dla Sandry drugi wózek. Usiadła na nim i uśmiechnęła do Bartka. Pomysł Sandry, aby zwrócić na siebie uwagę rodziców tych chłopców zadziałał jak automat do gier. Ich rodzice jak to potem było opisywane zdołali wyjść z tego cienia w ostatniej chwili. Żadne dziecko nie chce być traktowane przedmiotowo jak lalka czy samochodzik, który można wyrzucić. Dopiero zastosowana przez Sandrę terapia szokowa zdołała obudzić ich do życia.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 39.04