E-book
4.41
drukowana A5
13.63
Poza światem

Bezpłatny fragment - Poza światem

science fiction


Objętość:
31 str.
ISBN:
978-83-8245-798-8
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 13.63

Plany

Jeśli coś może pójść nie tak, na pewno pójdzie źle.

Nawet najlepszy plan może okazać się pułapką dla jego twórcy.

Czasami pułapka bywa śmiertelna.

(Kroniki Wojenne, Lambor).

Ludzie lubią sobie uprzykrzać życie. To prawda? – Joe popatrzył na ścianę, na której namalowane było coś co przypominało na pierwszy rzut oka mapę. Tak naprawdę była to mapa, ale dość stara. Namalował ją jego poprzednik, który był nieprzejednanym wrogiem techniki. Determinacja poprzedniego komendanta posterunku na rzecz demilitaryzacji tego obszaru była dość znana. Jednak ostatecznie skończyła się dla niego tragicznie. Po tym jak nakazał wyłączenie systemów wczesnego ostrzegania kilka miesięcy temu, snajper Ulsterów zmiótł jego głowę równo z torsem.

Nie mam pojęcia co lubią ludzie, nie jesteśmy tutaj po to, żeby nas lubić – Andrew skrzywił się z niesmakiem. Jako starszy stopniem miał ochotę wykorzystać swoje uprawnienia i kopnąć Joe w tyłek. Ale znali się od lat i wiedział, że Joe jest tym właściwym człowiekiem którego poszukiwał. Niedawno zastąpił tego nieszczęśnika Detera, który zwariował i myślał że na posterunku Fundacji na jednej z planet na obrzeżu galaktyki, gdzie diabeł mówi dobranoc, do ochrony wystarczy dobra wola i zaufanie.

Nie o tym mówię –żachnął się Joe- wiesz dobrze, że od dawna już próbujemy wprowadzić tutaj jakiś porządek. Ulsterowie wcale nie chcą się podporządkować, chociaż byłoby to dla nich z korzyścią. Pytanie zatem jaki mają tak naprawdę interes w tym, aby na nas polować zamiast z nami współpracować. Strzelanie do kogoś nie jest objawem ciepłych uczuć. Uśmiechnął się wrednie.

Wiem o czym mówisz – westchnął Adrew. Ale ja nie mam pomysłu na tą zasraną planetę. Planeta nazywała się Aramis. Zresztą całkiem ładnie, na cześć jednego z muszkieterów, bohatera powieści sprzed ponad pięciuset lat. Ludzie dawno zniszczyli swoją rodzimą planetę, po drodze zdążyli jednak założyć całkiem znaczne galaktyczne państwo, zwane Fundacją… Ale jak to w historii bywa, im bardziej kombinujesz tym więcej wrogów masz. Niedawno zakończyła się wojna z Furgalami, stworzeniami o nieludzkich korzeniach, które namiętnie łupiły ludzkie planety. Jedynym co ich interesowało było łupienie. Po prostu robili to dla draki, taki mieli sposób na funkcjonowanie. Ciągła walka, mord, niszczenie. Na szczęście w końcu udało się ich wypchnąć z galaktyki, ale istnieć nie przestali. Na dalekich rubieżach Fundacji na zdatnych do zamieszkania planetach tworzono forpoczty. Jednak brakowało po wojnie środków i ludzi do ich zamieszkania. Nie było nawet dość aby porządnie się dozbroić. Na niektórych planetach, jak na tej, tubylcy brali sobie za punkt honoru walkę z rzekomymi najeźdźcami.

Joe spoważniał. Wstał i podszedł do trójwymiarowej mapy holograficznej, która przedstawiała niewielka zieloną planetę. Większość jej obszaru usiana była plamami zieleni poprzecinanej strugami niebieskich żył. Planeta była mało nawodniona, nie było tu oceanów, tylko rzeki. To przez dwa słońca, świecące na zmianę prawie całą dobę. Mimo to planeta całkiem kwitła, miała atmosferę tlenową, całkiem przyjazną florę i faunę, w zasadzie było to względnie bezpiecznie. Jednak jej naturalni mieszkańcy robili wszystko, aby ten fakt zmienić. Byli to kosmoludy jak ich nazywano w żargonie wojskowym. Nie byli potomkami ludzi ale w jakiś sposób wywodzili się z jakiegoś wspólnego pnia w prehistorii. Umieli posługiwać się narzędziami, mieli niewielkie miasta, ich poziom rozwoju odpowiadał gdzieś ludzkiemu średniowieczu z czasów, kiedy ziemia była jedyną zamieszkałą według ludzi planetą. Prawdopodobnie ta mentalność była powodem że ciągle nie chcieli z nimi współpracować. A może przyczyniły się do tego gwałty, rabunki i morderstwa dokonane przez pierwsze oddziały, które przybyły tu ponad dziesięć lat temu… od tamtej pory zbudowano tutaj niewielki posterunek wyposażony w podstawowe urządzenia i minifabrykę do budowy komponentów. Jednak ciągle czekali na pomoc w budowie kosmodromu  i na jakieś oficjalne próby zasiedlenia planety.

Słuchaj Andrew. Nie możemy tak po prostu tu siedzieć jak kaczki i czekać. Albo ich zmusimy do współpracy albo będziemy się musieli ich pozbyć. Co proponujesz? – popatrzył twardo.

Dobrze, faktycznie to jedyne co możemy zrobić. Ostatnia szansa. Jeśli dotrą tu koloniści będą chcieli mieć gwarancję względnego spokoju, inaczej spanikują i planeta zostanie w planach zasiedlenia wpisana na czarną listę – przytaknął Andrew. W takim razie będzie cię czekał zaszczyt poprowadzenia pierwszego prawdziwego zwiadu. Musimy złapać kilku tutejszych i namówić ich do współpracy.

Joe przytaknął – tak, tego się obawiałem. Trudno, zatem przygotuję misję. Podniósł się z fotela i powłócząc żołnierskimi butami wyszedł z budynku. Na zewnątrz było jasno jak w dzień, chociaż według tutejszego zegara była już północ. Słońca zachodziły tylko na cztery godziny nad ranem i co kilka dni, kiedy ogromny księżyc planety zasłaniał ich widok. Skierował się szybkim krokiem do baraków. Jego drużyna składała się z dziesięciu chłopa, wytrawnych wojaków. Wszyscy brali udział w poprzedniej wojnie, każdy z nich stracił w niej kogoś mu bliskiego. Wszyscy byli zatwardziałymi zwolennikami przemocy i przeciwnikami pokoju. Tym razem jednak musiał ich przekonać, że muszą spróbować czegoś  innego. Po kilku minutach leżał już na pryczy, z zamkniętymi oczami układając plan działania. Jutro przedstawi go swoim ludziom.

Plan był relatywnie prosty. Ale jak wszystko co proste mogło pójść dokładnie odwrotnie. Dobry dowódca nie polegał na planie ale potrafił go zmieniać w czasie rzeczywistym. Priorytetem było bezpieczeństwo jego ludzi. Na nowych musiałby długo czekać a poza tym znał każdego z nich od dawna. W każdym razie prosty plan zakładał ostatecznie porwanie dwóch lub trzech tubylców w okolicy najbliższego miasta. Potem będą się zastanawiać co z nimi zrobić.

Rozpoznanie

Kiedy podążali drogą, ich myśli zaprzątało jedno.

Dotrzeć ze świętym narzędziem do Kapłana.

Narzędzie pomoże im pozbyć się wrogów.

(Księga Trwania)

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 13.63