Mojemu mężowi
Rozdział I
Coś więcej niż codzienność
Zimowe popołudnie sączyło się powoli, gdy nagle ciszę przerwał dzwonek telefonu. Felicja Bukowska sięgnęła po komórkę. Nie miała pojęcia, że to właśnie ta rozmowa będzie początkiem zmian.
— Halo?
— Przyjedź do mnie, co cię tam trzyma w tym Chmielnie? — powiedziała z marszu Emilia.
— No nie wiem. Nie znam tam nikogo, a poza tym co ja w ogóle będę robiła w Gdyni? To jest dla mnie inny świat — zastanawiała się Fela.
— No to przyjedź chociaż w odwiedziny. Poznasz ludzi, z którymi się zaprzyjaźniłam, pójdziemy na imprezę, pochodzimy po mieście, a potem się zobaczy. Może znajdziesz tutaj jakąś pracę i sobie dorobisz? Wynajmujemy z Radkiem w miarę duże mieszkanie, więc jeden pokój może być twój — namawiała Felę starsza kuzynka z Gdyni.
Po zakończeniu rozmowy dziewczyna intensywnie myślała nad propozycją. Minął niecały rok, odkąd witała razem z Emilią nowy wiek w Chmielnie, gdzie obie mieszkały przez większość życia. Doświadczyła na własnej skórze nadchodzące zmiany nowego stulecia. Stała przed lustrem w swoim pokoju, z telefonem Motorola w ręku, dumna i szczęśliwa. Miała wrażenie, że jest jak gwiazda filmowa, trzymając w dłoni ten błyszczący gadżet z antenką.
Telefon nie był nowy. Na obudowie widniały drobne rysy, a bateria nie trzymała tak długo jak w nowych modelach. Mimo tych małych niedoskonałości miał on dla niej ogromną wartość. Nie dlatego, że dostała go od brata, lecz dlatego, iż był jej pierwszą komórką w życiu. Jeszcze niedawno taki telefon był dla niej czymś absolutnie nieosiągalnym — jednym z tych przedmiotów, które widywała tylko w filmach lub w dłoniach ludzi zamożniejszych.
Sytuacja finansowa rodziny Bukowskich zaczęła się zmieniać dopiero kilka lat temu, kiedy rodzice Feli podjęli ogromne ryzyko. Otworzyli niewielki pensjonat na obrzeżach wioski, wkładając w niego wszystkie oszczędności. Decyzja była odważna, wręcz szalona. Dotychczasowe życie nauczyło ich ostrożności i oszczędności. Tata uwierzył, że ciężka praca i jego pomysł na miejsce, które miałoby przyciągać turystów, mogą dać im szansę na lepsze życie. Miał rację.
Początki były trudne, jednak z czasem pensjonat na Kaszubach zyskał popularność i przyjeżdżało coraz więcej gości. Sytuacja finansowa rodziny Bukowskich stopniowo się poprawiała. Nie musieli już się martwić o to, czy wystarczy na opłaty. Mogli nawet pozwolić sobie na rzeczy, które wcześniej wydawały się być poza ich zasięgiem. Nie chodziło tylko o telefon dla córki, ale też o drobne luksusy: nową kurtkę na zimę, książki, które zawsze chcieli kupić i mieć w swojej biblioteczce, a nie wypożyczać, rower czy wakacyjny wyjazd w góry.
Dla Feli ta mała rzecz — telefon — był symbolem zmian i dowodem na to, że marzenia czasem się spełniają, jeśli ktoś jest gotów zawalczyć o swoją przyszłość. Obchodziła się więc z nim z ogromną ostrożnością.
Nie lubiła wracać pamięcią do czasów podstawówki, kiedy to każde wyjście do szkoły było dla niej sporym wyzwaniem. Dzieci potrafiły być okrutne, a ona niejednokrotnie musiała wysłuchiwać kpin i docinków. Śmiali się, że nosiła ubrania po bracie, które były za duże, albo że jadła chleb ze smalcem.
Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego to, co dla jej rodziny było normalne, mogło być powodem do wyśmiewania. Te doświadczenia zostawiły w niej pewien ślad — smutek i poczucie niesprawiedliwości. Dlaczego to, gdzie się urodziła, miało decydować o tym, jak była traktowana?
Teraz pozostawało to tylko wspomnieniem. Nie musiała też zbierać jagód w wakacje, aby dorzucić się do domowego budżetu. Tamte lata — kiedy letnie dni spędzała w lesie z koszykiem — były trudne, ale nauczyły ją wytrwałości. Dzisiaj Fela była już pełnoletnia i miała inne możliwości zarobkowania. Pracowała dorywczo w pensjonacie rodziców. Pomagała w recepcji, przy sprzątaniu, zamówieniach czy podawaniu gościom posiłków. To wystarczało, żeby mogła odłożyć na drobne rzeczy, których wcześniej sobie odmawiała. Miała dość pieniędzy na kosmetyki, książki, a nawet bilety do kina czy na mały wypad.
Fela wciąż dobrze pamiętała, jak to jest być niewidzialną albo wręcz niechcianą. Te wspomnienia były dla niej przestrogą, a zarazem motywacją. Chciała czegoś więcej: stabilności, niezależności, a także by nikt jej nie oceniał przez pryzmat tego, co posiada. Telefon był nie tylko praktycznym narzędziem, ale symbolem tych małych zwycięstw. Przypomnieniem, że dzięki pracy i wsparciu rodziny może zacząć budować swoje życie na nowo, na własnych zasadach.
Marzenie o życiu w innym mieście towarzyszyło Feli już od dłuższego czasu — można powiedzieć, że od ukończenia podstawówki. To wtedy pojechała na wycieczkę do Gdyni. Miasta, które w tamtym czasie wydawało się zupełnie innym światem. Wysokie kamienice w centrum, pełne życia kawiarnie na nadmorskich promenadach, szum morza w tle i tętniąca energią ulica, na której każdy przechodzień zdawał się być częścią większej całości. To była rzeczywistość, której nigdy wcześniej nie doświadczyła. Podczas tej wycieczki, pomyślała, że jak będzie dorosła, to tu zamieszka.
Aktualnie, kiedy Emilka opowiadała jej o swoim życiu w Gdyni: o pracy, studiach, nowych znajomych i codziennych spacerach wzdłuż plaży, Fela miała wrażenie, iż wspomnienia sprzed lat ożywają. Kuzynka bardzo sobie chwaliła to miejsce. Mówiła o pracy w lokalnym urzędzie, o ludziach, których poznała, o wspaniałym klimacie miasta. Dla Feli to było jak spełnienie marzeń. Wyobrażała sobie, jak i ona znajduje pracę jako dziennikarka w jednym z tamtejszych czasopism, jak idzie na wymarzone studia z dziedziny mediów, poznaje nowych, interesujących ludzi. Kto wie, może nawet natrafi na kogoś wyjątkowego — „wymarzonego faceta”?
Po rozmowie z kuzynką w jej głowie coraz częściej zaczęły się przewijać obrazy życia, które mogłoby wyglądać zupełnie inaczej. Miała wrażenie, że Gdynia to miejsce, które ma szansę stać się jej domem. Zdawało jej się, że w tym mieście odnajdzie siebie, stanie się kimś innym: szczęśliwą i pełną pasji kobietą.
Może to właśnie tam czeka na mnie przyszłość pełna ciekawych doświadczeń?
***
Mijały dni, a Fela coraz bardziej doświadczała tego, że utknęła w rutynie. Spotykała się z przyjaciółmi, kiedy mieli czas, bywało, że wychodziła na miasto, pomagała rodzicom
w pensjonacie, gdy była potrzeba. Wszystko to robiła na autopilocie. Smutki i szarość dnia zaczęły przejmować nad nią kontrolę. Często pocieszała się słodyczami, co nie wpływało korzystnie na jej figurę. Chociaż starała się być pewną siebie, silną dziewczyną, gotową stawić czoła każdemu wyzwaniu, czasami przerastały ją słowa taty, które zdarzało mu się wypowiadać przy wspólnej kolacji:
— Może przestałabyś tyle jeść? Dziewczyna powinna zadbać o siebie, pilnować figury — upominał ją, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo te słowa ją raniły i dołowały.
Wkradały się w jej głowę i niszczyły poczucie wartości. Codziennie zmagała się z tym, by zaakceptować siebie — nie tylko emocjonalnie, ale również fizycznie. Beznadzieja wkradała się w jej serce. Gubiła się we własnym życiu. Szukała sensu w swojej codzienności, ale nie potrafiła go znaleźć.
W wolnych chwilach, a miała ich ostatnio aż za dużo, siadała przed komputerem i projektowała — na tyle, na ile pozwalały jej umiejętności. Najpierw bawiła się w robienie wizytówek, potem kartek świątecznych, okładek książek, aż w końcu wpadła na pomysł, że zrobi reklamę ich pensjonatu „U Świętopełka”.
Jej tata, Paweł Bukowski, mimo że potrafił czasem dołować Felę swoimi uwagami, szczególnie w kwestii figury, to w innych działaniach dostrzegał jej talent i zawsze ją wspierał. Kiedy z dumą pokazała mu jedną z grafik, które zrobiła do reklamy pensjonatu, powiedział:
— Wiesz co, masz do tego smykałkę. Nie każdy potrafi coś takiego wymyślić. Naprawdę dobrze to wygląda, widać, że masz oko do szczegółów. Mogłabyś robić takie rzeczy zawodowo.
Jego słowa nie tylko podniosły ją na duchu, ale również motywowały do dalszej pracy. Te drobne pochwały były dla niej ważne. Dzięki temu próbowała, mimo niepowodzeń w innych kwestiach. Rozwijała swoje umiejętności.
Pisała czasem SMS-y do Emilki, ale ona niejednokrotnie odpowiadała dopiero po kilku godzinach. Kuzynka studiowała i pracowała. Nie miała zbyt wiele wolnego czasu. Zdarzało się, iż Fela spotykała się też z Olą, przyjaciółką z osiedla, ale ona też uczyła się na uniwersytecie, więc widziała ją tylko czasami, gdy przyjeżdżała do rodziny na weekend.
Odczuwała coraz większą samotność. Miała przyjaciółki, ale co z tego, skoro nie mogła się z nimi umówić, ani nigdzie wyjść, bo mieszkały daleko? Często pisały, dzwoniły, wymieniały się wspomnieniami i planami, ale to Feli nie wystarczało.
Zdarzało się, że starsi bracia, Antek i Leon, pytali, czy nie chce z nimi gdzieś wyskoczyć. Wychodziła wtedy do ludzi. Pomimo różnicy wieku — Antek był o dwa lata starszy, Leon o sześć — nigdy nie naciskali, zawsze dawali jej przestrzeń, ale nie zostawiali jej samej. Nieraz to wystarczało — zwykłe, codzienne rozmowy albo herbata w ulubionej kawiarni. Fela nie zawsze czuła się swobodnie w towarzystwie ich znajomych. Niektórzy chłopacy siadali przy piwie i rozmawiali bez skrępowania o swoich podbojach miłosnych albo imprezach do rana, mówiąc o dziewczynach z lekceważeniem, a przecież nie były ich zabawkami.
Fela, młoda i wrażliwa, czuła się wśród nich obco. Często słyszała, jak lekko i bez skrupułów mówią o dziewczynach, jak o przygodach na jedną noc, albo tylko jak o środku do zaspokojenia ich potrzeb. Wówczas w jej wnętrzu coś krzyczało. Była rozczarowana tymi chłopakami i zła — najpierw na nich, potem na siebie. Nie umiała odpowiednio zareagować. Czy tak samo w przyszłości mężczyźni będą mówić o mnie?
Te rozmowy ukształtowały relacje Feli z mężczyznami. Wytworzyły w niej dystans i nieufność. Nie chciała być jedynie „opcją” ani czyimś chwilowym kaprysem. Zdarzało się, że odrzucała chłopaków, zanim oni mogli to zrobić. Wchodziła w relacje ostrożnie, zawsze czujna i gotowa się wycofać. Jednocześnie była spragniona bliskości, ale takiej prawdziwej, opartej na szacunku i wzajemnym zrozumieniu. Widziała ją choćby w związku swojego starszego brata Leona, który zawsze z miłością i oddaniem traktował swoją narzeczoną. Uczyła się podążać za tym pragnieniem, wbrew temu, co niejednokrotnie słyszała i widziała — że miłość to gra, w której duża wrażliwość bywa słabością. Mimo to spotkania w większym gronie dawały jej poczucie, że nie jest całkowicie sama. Dzięki nim, zwłaszcza braciom, uśmiech gościł na jej twarzy, chociaż w środku coś bolało. Ich obecność, była zbudowana nie ze słów, lecz z milczącego zrozumienia. To miało dla niej wartość, której nie potrafiła wyrazić.
Leon od czasu do czasu zabierał ją ze sobą na imprezy lub do klubu. Fela była trochę zagubiona. Towarzystwo starszego brata i jego znajomych onieśmielało ją. Byli dojrzali i poukładani, przynajmniej tak ich wtedy postrzegała. Brat żartował, podejmował różne tematy, o których ona mogła jedynie słuchać. Rozmawiali o pracy, o planach na przyszłość, o tym, jak układać sobie życie, a czasami po prostu o codziennych drobiazgach. W ich słowach brzmiała pewność siebie, do której jej było daleko.
Oni już żyli w tym świecie, do którego chciała należeć. Widziała, jak Leon swobodnie odnajduje się wśród przyjaciół i znajomych: pewny siebie i wiedział, kim jest i dokąd zmierza. Fascynowało to Felę i motywowało. Bywało, że miała wrażenie, że jest jedynie widzem, a nie uczestnikiem tych wydarzeń, ale gdzieś głęboko wiedziała, iż to jest świat, do którego chce wejść.
Były Andrzejki. Fela kolejny raz pojechała ze starszym bratem i jego towarzystwem do klubu. W ten wieczór była muzyka, wirujące światła i wiele śmiechu. Tańczyli, grali w bilard. Knajpka była przytulna i pełna ciepłego światła. Codzienność Feli zniknęła gdzieś za drzwiami. W pewnym momencie pojawił się wśród nich znajomy brata — Wojtek. Był studentem romanistyki. Okazało się, że zdobył licencjat i teraz podróżuje po świecie. Akurat przyjechał na parę dni do Polski. Mówił, że żyje na walizkach, przemierzając świat w poszukiwaniu sensu i nowych doświadczeń. Jego opowieści były barwne i fascynujące. Odwiedził mnóstwo egzotycznych miejsc i spotkał wielu interesujących ludzi. Fela wdała się z nim w rozmowę. Mówiła mu o poszukiwaniu swojej drogi, szarości dnia, codzienności i rozterkach. Zapytał tylko:
— Wiesz, co chciałabyś robić w życiu? Albo inaczej, czym byś się zajęła, gdybyś nie musiała się martwić o pieniądze?
Zamyśliła się przez chwilę.
— Wiesz… Jeszcze niedawno myślałam, że zostanę dziennikarką, ale życie potoczyło się trochę inaczej, niż chciałam. Nie dostałam się na studia i teraz wszystko, co robię, jest takie… przyziemne. A może zwyczajnie nie mam odwagi, by zacząć od nowa? — odpowiedziała, patrząc ze smutkiem.
Wojtek uśmiechnął się ciepło, widząc w jej oczach wewnętrzną walkę.
— Z tego, co mówisz, to chyba już wiesz, czego chcesz. Czasami wszystko zaczyna się od odwagi, by powiedzieć to na głos. Może trzeba po prostu zrobić pierwszy krok, tak jak ja. Najważniejsze to zacząć, a reszta przyjdzie sama.
Fela spojrzała na niego z zainteresowaniem.
— Ty naprawdę wierzysz, że życie jest takie proste? Wystarczy po prostu ruszyć w drogę i wszystko się ułoży?
— Tak — odpowiedział Wojtek bez wahania. — To wcale nie jest takie łatwe, ale warto się odważyć. Nieraz trzeba po prostu zaufać, że odpowiedzi przyjdą, gdy będziesz gotowa je przyjąć. Podróże nie muszą być tylko fizyczne. Czasami to my sami jesteśmy podróżnikami, odkrywającymi po prostu siebie.
W jej sercu zaczęła rosnąć jakaś nadzieja. Ziarno odwagi zostało zasiane. Może nie muszę mieć wszystkich odpowiedzi od razu — tu i teraz? Może droga, którą pójdę, jest właśnie tym, co pozwoli odkryć, kim jestem i dokąd zmierzam?
— A ciebie, Wojtku — zapytała, zmieniając temat, ale wciąż myśląc o tym, co powiedział — co najbardziej pociąga w twoich podróżach?
Zamilkł na chwilę, a potem ożywiony powiedział:
— To poznawanie nowych ludzi i miejsc. Przeżywanie chwil, które są ulotne, ale bardzo intensywne. Czasem wystarczy jedno spotkanie, jeden moment, człowiek, by zmienić całe spojrzenie na świat.
Może Wojtek miał rację i wystarczy tylko spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy? Jego słowa zaczęły rezonować w jej sercu.
— Wiesz… To brzmi jak magiczne zaklęcie — powiedziała w końcu, uśmiechając się.
— Dla mnie to po prostu życie — odrzekł Wojtek z lekkim uśmiechem.
— Może ty też powinnaś wyjść ze swojej strefy komfortu i spróbować czegoś innego?
Spojrzała na niego z zamyśleniem. Może naprawdę czas na zmiany? Może powinnam zacząć działać, a nie czekać na idealny moment?
— Może masz rację — powiedziała cicho. — Zmiany mogą być dobre. Czasami faktycznie warto ruszyć w innym kierunku.
Wojtek kiwnął głową z pewnością w oczach. Wziął piwo do ręki, popił jeden łyk i dodał:
— Pamiętaj, że życie to nie tylko cel, ale i sama droga. Nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa, a ty jesteś jeszcze taka młoda. Świat stoi przed tobą otworem. Odwagi!
W tamtej chwili, w małym klubie, coś w jej życiu zaczęło się zmieniać. Słowa przenikały do jej wnętrza.
Wróciła do codzienności. W ciszy swojego pokoju wracała do chwil, kiedy przebywała z chłopakiem i przyjaciółkami. Wówczas była spełniona. Wtedy życie miało dla niej sens, kiedy było dzielone z nimi. Teraz wielokrotnie walczyła ze swoją samotnością, szukając poczucia przynależności, które wydawało się tak bliskie, a zarazem tak dalekie.
Wspomnienia dawnych dni zdawały się być odległym snem. Nie miała pomysłu na siebie i swoje życie. Miała marzenia, ale nie miała planu na ich realizację. Wydawało jej się, że wszyscy znajomi i bliscy odnaleźli już swoje miejsce na ziemi, tylko ona nie wiedziała, co ze sobą począć. Po prostu beznadzieja! Miała świadomość, że musi przeczekać ten rok. Potem chciała ponownie spróbować dostać się na studia.
***
Za oknem zapanowała mroźna zima, świat tonął w aksamitnej bieli. Fela otuliła się miękkim kocem trzymając w jednej ręce książkę, w drugiej filiżankę herbaty z miodem. Migoczący płomyk świecy roztaczał wokół ciepło. Delektowała się właśnie słodkim naparem, gdy usłyszała dźwięk silnika, pod bramę podjechał samochód. Odłożyła książkę i ruszyła sprawdzić, kto przyjechał. Wyszła na ganek i zobaczyła znajomą sylwetkę — to była Zosia, jej koleżanka z liceum. Z szerokim uśmiechem na twarzy wybiegła i zawołała:
— Zosia! Co za niespodzianka! Cześć! — Przytuliła ją na przywitanie.
— Cześć! Byłam w pobliżu i pomyślałam, że cię odwiedzę. Tak dawno się nie widziałyśmy. Mam trochę czasu, zanim pojadę do klienta. Jadę do Sulęczyna i stwierdziłam, że po drodze wpadnę do ciebie — wyjaśniła, pokazując teczkę pełną dokumentów.
Gospodyni zaprosiła ją do środka, a koleżanka od razu zaczęła opowiadać nowinki z życia.
— Słuchaj, zapisałam się na kurs księgowości i wyobraź sobie, że od razu dostałam pracę w jednej firmie. Teraz jeżdżę do klientów, zbieram dokumenty. Dziś właśnie muszę odebrać kilka ważnych papierów z Sulęczyna i zawieźć je do Kartuz — mówiła z entuzjazmem.
— Cieszę się! Super! Gratulacje! — Fela uśmiechnęła się szeroko. — Wygląda na to, że świetnie sobie radzisz.
Usiadły w salonie przy filiżankach herbaty i drożdżówce wyjętej prosto z pieca. Rozmowa szybko zeszła na stare czasy.
— Pamiętasz, jak pojechałyśmy na ten biwak do Szymbarku? Zapomniałam wtedy jedzenia i przez cały tydzień żyłam dzięki twojej hojności.
— Jak mogłabym zapomnieć! — zaśmiała się Fela.
— Głodna Zocha, która nieustannie podjadała z mojego plecaka.
— A ten powrót autostopem do Kartuz? Zabrakło nam wtedy pieniędzy na bilet! Pamiętasz? — wspominała dalej koleżanka, śmiejąc się. — To były czasy!
Rozmawiały jeszcze chwilę o licealnych czasach, aż padło pytanie:
— A czym się teraz zajmujesz? Co porabiasz? Zawsze miałaś tyle energii i pomysłów. Mówiłaś, że chcesz studiować dziennikarstwo. Dostałaś się?
Dziewczyna spojrzała ze smutkiem na kubek parującej herbaty i pokręciła głową.
— Niestety, nie dostałam się na te studia, a gdzie indziej papierów nie złożyłam — zaczęła, a w jej głosie zabrzmiała nuta rozczarowania. — Pracuję aktualnie w pensjonacie u rodziców. Pomagam im prowadzić interes, ogarniam rezerwacje, dbam o gości… głównie w weekendy, bo wtedy jest najwięcej do zrobienia.
— Och, Fela… — Zosia położyła rękę na jej dłoni.
— Przepraszam, nie chciałam cię zdołować. Ale wiesz co? Ty zawsze miałaś głowę na karku. Kto wie, co jeszcze przed tobą. Może dziennikarstwo to nie jedyna droga?
— Może. Pożyjemy, zobaczymy — odpowiedziała ze smutnym uśmiechem.
Po jakimś czasie obie uściskały się na pożegnanie. Zosia zniknęła za drzwiami, a słowa przyjaciółki wciąż brzmiały w jej głowie: „Może dziennikarstwo to nie jedyna droga?”. Usiadła na kanapie. Została w ciszy z myślami. Może nadszedł czas, by coś zmienić i spróbować czegoś innego?
Fela siedziała w swoim pokoju, pogrążona w rozważaniach o przyszłości. Praca w pensjonacie, mimo że dawała jej pewną stabilność, zaczynała jej ciążyć. Utknęła w miejscu. Zmarnowany rok! Miałam tyle marzeń, planów. A teraz? Nie dostałam się na studia i wszystko wydaje się takie odległe.
Fela leżała na łóżku i słuchała piosenek Coldplay. Po rozmowach z Zosią
i Wojtkiem odnalazła w sobie iskrę nadziei.
Hmm… Może jednak nie wszystko stracone? Może wystarczy spróbować w przyszłym roku dostać się na inne studia?
Spojrzała na książki leżące na półce i zaczęła szukać ulotek z rozmaitych uczelni. Przewertowała kartki i spoglądała na różne kierunki. Może warto spróbować czegoś, czego nigdy wcześniej nie brałam pod uwagę? — zastanawiała się przekładając kartki jednej z ulotek.
Rozmyślania przerwał dźwięk nowej wiadomości. To była Emilka:
Hej! Co tam porabiasz? Może w końcu wpadniesz do mnie na kilka dni? Mam tu naprawdę świetnych znajomych, a i otoczenie jest super. Oderwiesz się trochę od tego wszystkiego. Pokój jest wolny i czeka na ciebie. Nie wykręcaj się już i przyjeżdżaj! Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy :)
Fela oderwała wzrok od ekranu telefonu i spojrzała na półkę wyżej. Stały tam kartki świąteczne od rodziny i znajomych, różnobarwne i pełne ciepłych życzeń. Wśród nich była jedna z zeszłego roku, która wywołała u niej smutny uśmiech. Kartka z zabawnymi aniołkami zaprojektowana i narysowana przez Zochę. Zawsze miała talent plastyczny. Dziewczyna chwyciła ją do ręki i kolejny raz przeczytała życzenia: „Zdrowych i Wesołych Świąt!
Życzy cała paczka z ogólniaka:
Zosia, Iza, Ania, Paweł i Andrzej
LO, Żukowo 1999 r.”.
Uśmiechnęła się smutno. Wszyscy z tamtej paczki albo poszli na studia, albo pracują. Co się dzieje z Pawłem? Odłożyła kartkę na półkę i złapała album ze zdjęciami z czasów liceum. Przewracała kolejne strony. Były wypełnione zdjęciami z różnych wspólnych momentów: spotkań z przyjaciółmi, studniówki, wycieczek, biwaków i imprez. Na niektórych z nich, niemal jak cień, pojawiał się Paweł — z tym nieziemskim uśmiechem. Patrzyła na fotografie, a wspomnienia ożywały i dręczyły ją na nowo. Potem zobaczyła ich wspólne zdjęcie z balu maturalnego i nie mogła dłużej znieść tych obrazów. Schowała album do szuflady. Czy on o mnie całkowicie zapomniał?! Gdzie on się podziewa?!
Spojrzała przez okno na piękne kaszubskie krajobrazy, które rozciągały się przed nią jak zimowa pocztówka. Zostały jeszcze tylko dwa dni do Nowego Roku. Była przytłoczona natłokiem myśli. Nie do końca podobało jej się to, co się wydarzyło w ostatnim roku. Nie była zadowolona ze swojego życia. Dopadał ją bezsens istnienia. Coraz częściej snuła się po domu bez celu. Nie wiedziała, co ma dalej robić ze swoim życiem. Nie miała aktualnie żadnej konkretnej pracy, nie licząc tego, że w weekendy pomagała rodzicom w pensjonacie. Nie miała chłopaka, nie dostała się na wymarzoną uczelnię, jej najlepsza przyjaciółka się zaręczyła i wyjechała, a inne koleżanki były zajęte studiowaniem albo pracą. Tylko ona została sama.
Zamykała się wielokrotnie w pokoju i słuchała raz za razem płyty Anity Lipnickiej, a w szczególności piosenki „Mosty”, przy której pierwszy raz w życiu się całowała. Wracała myślami do tamtych chwil i teraz słowa coraz bardziej pasowały do sytuacji, w której się znalazła.
„Kochany, mów mi częściej o miłości, bo chcę wierzyć, że jest, a z dnia na dzień czasu coraz mniej…” — śpiewała głośno wraz z wokalistką.
Nie mogła zasnąć, zaczęła czytać książkę, szukała w niej inspiracji. Co chwilę patrzyła na ekran telefonu.
Emilka znowu pisała i zapraszała ją do siebie:
I jak, przyjeżdżasz? Zastanowiłaś się? Możesz zamieszkać z nami i spróbować swoich sił w Gdyni. Może czas na zmianę otoczenia? Nie zastanawiaj się za długo, bo zapuścisz korzenie. Daj znać. Buziaki!
Fela pomyślała o rodzicach, na których zawsze mogła liczyć, i o tym, iż pensjonat dawał jej pewną stabilność, ale mimo to życie ciągle wydawało się jej jakieś płaskie.
— Na bilet i miesiąc życia w Gdyni by wystarczyło. Ale co ja tam będę właściwie robiła? — rozważała głośno.
Rozmowa z rodzicami była krótka, ale pozytywna. Namawiali ją na wyjazd, widząc, jak bardzo córka potrzebuje zmiany. Do tego Emilka wspomniała, że jej znajomi mają firmę i szukają kogoś do pomocy w biurze. Co prawda to byłaby umowa zlecenie, ale na początek to zawsze coś. To mogła być dla niej szansa na nowe doświadczenie.
Przez chwilę myślała jeszcze o Pawle. Minęło już kilka miesięcy, odkąd go nie widziała, wciąż miała w sobie jakąś tęsknotę, niespełnioną nadzieję. Może jednak coś by z tego wyszło? Raz na jakiś czas patrzyła na jego zdjęcie i wracały wspomnienia. Czuła się trochę przez niego oszukana, ale nie potrafiła pozbyć się tych romantycznych uczuć.
Tuż przed Sylwestrem, Fela pojechała w odwiedziny do kuzynki Gabrysi. Spacerowały po Kartuzach. Rozmawiały o życiu i planach na przyszłość. Były już prawie przy rynku, gdy Fela niespodziewanie dostrzegła znajomą sylwetkę. Stał przy kiosku. Serce zabiło jej mocniej. Od razu rozpoznała Pawła. Momentalnie pojawiły się obrazy z przeszłości: ich pierwsze potajemne pocałunki, tańce, wspólne wypady, rozmowy. To wszystko nagle ożyło w jej pamięci, ale też ten nagły koniec znajomości… On po prostu zniknął, bez żadnego śladu. Nigdy tego nie rozumiała, a jego milczenie ciążyło jej przez te miesiące.
Paweł zauważył ją dopiero, gdy podeszła kilka kroków bliżej. Uśmiechnął się tak jak dawniej. Czas jakby momentalnie cofnął się o kilka miesięcy.
— Fela? — zapytał z lekkim zdziwieniem w głosie. — To ty? Nie wierzę, że cię widzę. — Podszedł bliżej i przytulił ją na powitanie.
— Cześć — odpowiedziała, starając się zachować spokój, chociaż serce biło jak szalone. — Co tam u ciebie słychać?
— W porządku, w porządku… Długo się nie widzieliśmy, prawda? A co u ciebie? — powiedział, wzruszając ramionami.
Spojrzała na niego uważnie. Nie miała zamiaru od razu wracać do przeszłości, ale coś w jej wnętrzu domagało się odpowiedzi.
— Wiesz… Trochę się zmieniło. Pracuję w pensjonacie u rodziców, ale czuję, że to nie dla mnie i czas na zmiany. Może coś lub ktoś pomoże mi podjąć jakąś decyzję? — Uśmiechnęła się z pytaniem w oczach.
Rozmawiali przez chwilę tak, jakby nie dzieliły ich miesiące milczenia. Opowiedział jej o swoim życiu po szkole: o studiach zaocznych i pracy, którą podjął jako technik komputerowy. Ona słuchała i miała wrażenie, że między nimi znowu coś jest, jakaś niewidoczna więź. Kuzynka zauważyła, że dziewczyna potrzebuje z nim chwili sam na sam, i poszła do sklepu nieopodal.
Wtedy stało się coś, czego Fela się nie spodziewała. Zza rogu wyłoniła się piękna dziewczyna. Szła powoli, uważając na śliski chodnik, a jej płaszcz rozpięty poniżej trzeciego guzika nie był już w stanie skryć zaokrąglonego brzucha, który dumnie oznajmiał światu jej stan. Była w zaawansowanej ciąży. Kiedy podeszła bliżej, uśmiechnęła się do Pawła z czułością:
— Skarbie, wszystko w porządku? — zapytała — Jedziemy?
On spojrzał na nią i odpowiedział:
— Tak, kochanie, zaraz idę… Właśnie spotkałem swoją starą koleżankę i trochę się zagadałem.
Fela stała jak sparaliżowana. Przez jej myśli przetoczyła się burza emocji. Grunt pod nogami zaczął się osuwać.
W jednej chwili wszystkie jej kompleksy wypłynęły na powierzchnię i przybrały na sile. W głowie kłębiły się myśli.
Ale ja jestem głupia! Oczywiście, że Paweł ma kogoś innego. Piękna, szczupła, nawet w ciąży wygląda idealnie. A ja? Co ja chciałam mu zaoferować?
Widok czułości w oczach Pawła, skierowanej do tej innej dziewczyny, był jak cios prosto w serce. Fela poczuła się niewidzialna.
Byłam głupia, myśląc, że mogło coś jeszcze być między nami. Próbowała się opanować, ale w środku czuła, że coś w niej pęka.
Nie spodziewała się tego zobaczyć. Uśmiech dziewczyny, jej spojrzenie, wszystko to wbiło się w jej umysł.
Wiedziała, że w tym momencie coś się skończyło, zanim się dobrze zaczęło. Od razu poczuła, że przeszłość została zamknięta z hukiem. Wszystko było jasne.
— Muszę już iść — powiedziała cicho. Nie mogła dłużej tam stać i na nich patrzeć. — Fajnie było cię zobaczyć, Paweł. Do zobaczenia!
Znalazła odpowiedź. Nie taką, jakiej pragnęła, ale przynajmniej wiedziała. Po powrocie do domu od razu napisała do Emilki, że chciałaby przyjechać i spróbować życia w Gdyni. Potem wzięła płytę Anity Lipnickiej, album ze zdjęciami z ogólniaka i włożyła wszystko na samo dno pudła. Razem z innymi starymi gratami zaniosła wszystkie te rzeczy do piwnicy. Stanęła w ciemnym pomieszczeniu i wtedy łzy same zaczęły spływać jej po policzkach.
***
Fela doświadczała euforii i nadziei na nowy początek, poniekąd też lęku przed nieznanym. Wyjazd do Gdyni był dla niej wielką zmianą, czymś, czego od dawna chciała. Odkładała ten krok, niepewna, co ją czeka.
Myśl o rozstaniu z domem rodzinnym: rodzicami, braćmi, codziennym życiem, chociaż nie zawsze łatwym, budziła w niej sentyment i melancholię. Jednocześnie miała świadomość, że ta zmiana to krok, który musi zrobić, aby odnaleźć siebie i ruszyć z miejsca.
Emilka napisała, iż będzie w Chmielnie zaraz po Sylwestrze i że kuzynka ma być gotowa na przeprowadzkę.
Przed samym wyjazdem Fela pojechała z Olą, braćmi i innymi znajomymi na imprezę sylwestrową do Sulęczyna, do knajpki „Pod lipą”, gdzie czekali na nich znajomi z tamtej wioski. To była idealna okazja na pożegnanie się. Podczas spotkania rozmowy samoistnie schodziły na temat tego, co wydarzy się w nowym wieku.
Fela, podobnie jak wielu jej młodych przyjaciół, miała w głowie setki obaw i marzeń związanych z tym, co jeszcze nadejdzie w nowym stuleciu.
— Janek, myślisz, że kiedyś uda się nam żyć tak, jak w tych amerykańskich filmach? Wszystko takie nowoczesne, a ludzie zadowoleni i szczęśliwi? No i te podróże po całym świecie? Myślisz, że to możliwe?
— Może. Ale wiesz, im więcej o tym myślę, tym bardziej się boję, że te zmiany nas przytłoczą. Niby technologia ma nam pomagać, ale czasem mam wrażenie, że stracimy coś ważnego.
Chłopak pesymistycznie patrzył w przyszłość. Postanowił wyrazić swoje niepokoje w autorskiej piosence pod tytułem „XXI wiek”.
Impreza sylwestrowa miała się ku końcowi. Świetnie się bawiła. Wróciła do domu późno w nocy i szybko zasnęła. Zaraz po przebudzeniu zaczęła pakować walizki.
Wzięła pamiętnik do ręki i napisała: „Nie ma na co czekać. Decyzja zapadła. Wyjazd do Gdyni to dla mnie szansa na nowy początek. Nadszedł czas na zmiany!”
Na początku stycznia Emilka, wraz ze swoim narzeczonym Radkiem, przyjechała w odwiedziny do rodziny, do Chmielna. Wracając, mieli zabrać kuzynkę. Fela czekała już z niecierpliwością na przeprowadzkę. Spoglądała na spakowane torby, które stały obok drzwi. Serce biło jej szybciej, a w głowie kłębiły się myśli o przyszłości. Gdynia była nowym początkiem, którego tak bardzo potrzebowała.
Od drzwi domu Feli właśnie oddalali się przebrani Trzej Królowie. Zgodnie z kaszubską tradycją, na początku stycznia starsze dzieci w fantazyjnych strojach wędrowały od domu do domu i śpiewały noworoczne pastorałki oraz kolędy. Ich występy umilały dni mieszkańcom. Echa śpiewu unosiły się jeszcze w powietrzu, gdy Fela usłyszała dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Zerwała się z miejsca i spojrzała kto to. Emilka wysiadła pierwsza, a za nią Radek. Oboje uśmiechali się szeroko. Chcieli dodać jej odwagi.
— No i co, gotowa? — zapytała kuzynka z błyskiem w oku.
Fela spojrzała na nią z lekkim wahaniem. Niepokój i radość pojawiły się jednocześnie.
— Gotowa jak nigdy wcześniej! — odpowiedziała głośno. Chciała przekonać chyba bardziej samą siebie niż dziewczynę stojącą przed nią.
Radek pomógł załadować torby do samochodu, a Emilka spojrzała jeszcze raz na dom Feli i zapytała:
— Trudno będzie się pożegnać, co?
Dziewczyna westchnęła, próbując zebrać myśli.
— Trochę tak… ale wiem, że muszę to zrobić. To jest mój pierwszy krok w kierunku zmiany — odpowiedziała — a w jej głosie słychać było determinację.
Emilka pokiwała głową ze zrozumieniem.
— Gdynia cię nie zawiedzie, zobaczysz. Nowe miejsce i nowe możliwości. Poza tym będziesz miała nas i nową pracę — dodała z uśmiechem.
Fela odwróciła się ponownie, by spojrzeć na dom, który tak dobrze znała. Pożegnała się jeszcze raz z rodziną i wsiadła do samochodu. W głowie miała różne wspomnienia, ale teraz skupiała się na tym, co przed nią.
— No to ruszajmy!
Radek odpalił silnik. Ciężar przeszłości powoli ustępował miejsca ekscytacji. Była gotowa na nowe wyzwania.
Weszła do starego budynku. Od razu ogarnęła ją euforia. Otworzyła drzwi do mieszkania. Było niewielkie, ale przytulne. Emilka i Radek włożyli dużo serca, aby stworzyć ciepły nastrój. W salonie stała wygodna kanapa z wieloma kolorowymi poduszkami, a przy niej stał stolik, na którym czekały już ciasteczka do schrupania.
— No i jak ci się podoba nasza mała kryjówka? — zapytała z uśmiechem Emilia, pokazując całą przestrzeń.
Fela rozejrzała się i uśmiechnęła.
— Jest świetnie. Już czuję się tutaj jak w domu. Pewnie dlatego, że wy tu jesteście — odpowiedziała, siadając obok kuzynki.
Radek wszedł do salonu, niosąc walizki.
— Wiesz, Emilka mówiła mi o tobie same dobre rzeczy. Teraz będziemy razem mieszkać, więc mam nadzieję, że jakoś się dogadamy.
Mieszkanie, do którego wprowadziła się Fela, było niewielkie, ale funkcjonalne. Składało się z salonu z aneksem kuchennym, który był dobrze wyposażony, co od razu przypadło dziewczynie do gustu. Lubiła od czasu do czasu gotować. Z salonu wychodziło się na balkon — nieduży, ale wystarczający, aby ustawić stolik i dwa krzesła.
— Idealne miejsce na poranną kawę — powiedziała do kuzynki.
Były jeszcze dwa pokoje. Jeden z nich zajmowali Emilka z Radkiem, a drugi, nieco mniejszy, przeznaczony był dla Feli. Pokój przytulny, z łóżkiem, szafą i biurkiem. Reszta przestrzeni: salon, kuchnia i łazienka, była do wspólnego użytku.
— Myślę, że będzie ci się tu dobrze mieszkało. Nam jest tu naprawdę wygodnie — powiedziała Emilka.
— Czynsz nie jest duży. Spokojnie sobie poradzisz z opłatami — stwierdził Radek z uśmiechem.
— Poza tym zawsze możesz liczyć na naszą pomoc — dodała kuzynka.
Fela odniosła wrażenie, że to idealne miejsce na nowy początek. Mieszkanie miało wszystko, czego potrzebowała. Nowy rozdział w Gdyni zapowiadał się obiecująco.
Wieczorem Emilka zaproponowała wyjście do klubu. Fela zgodziła się bez wahania. Chciała jak najszybciej poczuć rytm miasta i poznać nowych ludzi. Dziewczyna na co dzień stawiała na wygodę. Najczęściej zakładała dżinsy i luźne bluzki albo ciepłe swetry. Dziś jednak Emilka uparła się, że czas na zmianę. W końcu pierwszy raz wybierały się razem na imprezę w Gdyni. Fela z wahaniem włożyła to, co Emilka dla niej przygotowała jako prezent powitalny. Kupiła jej modną sukienkę z dzianiny w kolorze głębokiego fioletu, sięgającą tuż za kolano, z lekko rozkloszowanym dołem i marszczeniem w okolicy talii, które pięknie modelowało sylwetkę. Materiał miękko układał się na biodrach i podkreślał kobiece linie, nie krępując ruchów. Dekolt w kształcie litery V wydłużał szyję i subtelnie eksponował biust. Rękawy o długości trzech czwartych dodawały lekkości całej stylizacji. Do tego dobrała długie, srebrne kolczyki, które połyskiwały przy każdym obrocie głowy, oraz buty na słupku — klasyczne, czarne, z delikatnym paskiem wokół kostki. Fela wyglądała kobieco i zmysłowo.
Sukienka była odważniejsza niż to, co nosiła na co dzień, ale miała w sobie coś, co pozwalało jej poczuć się pięknie.
Czuła się w niej inaczej, nie do końca sobą, ale nie mogła zaprzeczyć, że wyglądała całkiem nieźle.
— Masz piękne kształty, musisz częściej je podkreślać! — przekonywała Emilka. A dziewczyna, chociaż z lekkim oporem, zaczynała wierzyć, że może rzeczywiście wygląda dobrze.
W klubie dołączyli do nich Tadeusz i Mariusz z Kaśką. Miejsce tętniło życiem. Muzyka pulsowała. Tłum młodych ludzi bawił się na parkiecie. Fela od razu poczuła się swobodnie. Klimat miejsca od razu jej się spodobał, wciągnął ją całkowicie. Dziewczyny tańczyły i wygłupiały się.
Kuzynka była od Feli starsza o trzy lata, ale różnica wieku nigdy nie była między nimi wyczuwalna. Ona zawsze wydawała się dojrzała jak na swój wiek, podczas gdy Emilka miała w sobie coś z dziecka. Dzięki temu emocjonalnie spotykały się dokładnie w tym samym miejscu.
W pewnym momencie Radek i Mariusz dołączyli do dziewczyn z drinkami w rękach.
— No, Fela, jak wrażenia? Gdynia to zupełnie inny świat, co? — zapytał Mariusz.
— Zdecydowanie! Czułam, że to będzie coś wyjątkowego. Nie spodziewałam się, że aż tak mi się spodoba — odpowiedziała z uśmiechem.
Po pewnym czasie poszli do loży, do której przysiedli się też Dawid i Mateusz. Byli to dwaj wysocy, energiczni młodzi mężczyźni, którzy od razu wnieśli do spotkania jeszcze więcej życia. Obaj mieli gdzieś około dwudziestu lat, gdyż zdawali się tym wiekiem wręcz rozkoszować. Wchodząc, śpiewali piosenkę: „Ja mam dwadzieścia lat, ty masz dwadzieścia lat, przed nami siódme niebo…”, co wywołało ogólny śmiech i pokazało ich radosne usposobienie.
Dawid, brunet z szerokim, magnetycznym uśmiechem, od razu zwrócił uwagę Feli. Był to kuzyn Radka.
— Cześć wszystkim! Przepraszamy za spóźnienie, ale wiecie, obowiązki — powiedział z uśmiechem. Przywitał się z każdym po kolei, a kiedy spojrzał na nią, dodał:
— Ty musisz być Fela. Prawda? Emilka i Radek dużo o tobie mówili. Dawid Lorentz jestem. Miło mi ciebie poznać.
— Zgadza się. Miło mi.
Zareagowała na Dawida uprzejmie, aczkolwiek z dystansem. Ich spojrzenia się spotkały na dłużej. Serce zaczęło jej szybciej bić. Natychmiast skarciła się za to w myślach. Nie bądź głupia, Fela. Nie wyobrażaj nic sobie.
Chwilę później drugi chłopak — Mateusz, który do tej pory stał nieco z boku, też zbliżył się do niej z szerokim uśmiechem. Był wysokim, przystojnym blondynem. W jego oczach krył się cień arogancji, który od razu zauważyła.
— Mateusz. Miło cię poznać, Felu. Dawid trochę się spóźnił, ale wiesz, zdradzę ci tajemnicę. To cały on, zawsze ma czas na flirt i zabawę. Właśnie wrócił z randki — dodał z lekkim uśmiechem, który miał sprawiać wrażenie żartu.
Chłopak spojrzał na kolegę z uniesionymi brwiami.
— No proszę, proszę, Ty to Mateusz zawsze potrafisz mnie pięknie przedstawić — odpowiedział z napięciem w głosie.
— Nie wierz w to wszystko, co Mateusz mówi. Lubi żartować, ale chyba zapomina, że czasem jego „żarty” są nie na miejscu — zwrócił się do Feli, po czym spojrzał gniewnie na towarzyszącego mu kolegę.
Rozmowy z nową paczką potoczyły się naturalnie. Mówili o przeprowadzce, pracy, planach na przyszłość i o ostatnich podróżach. Po ostatnim zawodzie miłosnym Fela stała się bardzo ostrożna w relacjach z mężczyznami. Każdą próbę zainteresowania traktowała z podejrzliwością. Była przekonana, że prędzej czy później zostanie przez kogoś zraniona. Pod płaszczykiem żartów ukrywała swoją wrażliwość i trzymała się na dystans, szczególnie w rozmowie z Dawidem, który zbyt szybko przypadł jej do gustu.
Starała się być elokwentna i zabawna w nowym towarzystwie. Nie pozwalała jednak na to, by rozmowa zeszła poniżej powierzchni. Nie lubiła odkrywać siebie. Dawid zapytał ją wprost o plany na przyszłość, ona zbyła pytanie półżartem:
— Ach, plany… Może wygram w totka?! Rzucę wtedy wszystko. Kupię domek w górach i wyjadę? Byłoby wspaniale!
Chociaż cała paczka się roześmiała, zauważyła, że on patrzył na nią z większym zainteresowaniem. Próbował dostrzec coś więcej pod tą maską humoru. To ją zaniepokoiło.
Nie wciągaj się, Fela. Im bardziej pozwolisz sobie na bliskość, tym bardziej zaboli, kiedy to się skończy.
— Mówiłaś o domku w górach. To twoje marzenie? Gdybyś miała wybrać jedno miejsce na świecie, w którym mogłabyś zamieszkać, to gdzie by to było? — zapytał Mateusz.
— Zdecydowanie Hiszpania! — odpowiedziała, uśmiechając się na wspomnienie pobytu.
— Byłam tam dwa lata temu i zakochałam się w tym kraju. Chodzi głównie o klimat, ale i połączenie gorącego słońca, wspaniałych plaż i tych małych, tętniących życiem miasteczek. Wieczory, kiedy wszyscy wychodzą na ulicę, rozmawiają, tańczą, uśmiechają się… po prostu żyją pełną piersią. Niezwykły klimat i ludzie. Bije od nich taka radość i są o wiele bardziej kontaktowi.
Mimo tego, że Dawid był dla niej miły i ewidentnie zainteresowany, nie mogła uwolnić się od myśli, że to tylko kwestia czasu, zanim przestanie być dla niego ciekawa. Asekuracyjnie urywała rozmowę.
Wieczór minął w mgnieniu oka. Fela znalazła się w dobrym miejscu, wśród ludzi, którzy ją akceptowali i których polubiła. Cała paczka, którą właśnie poznała, była bardzo interesująca. Czas wśród nich szybciej płynął, a jej życie zaczynało nabierać barw i tempa.
Gdynia naprawdę stawała się dla niej miastem możliwości.
Fela z radością zaczynała nową pracę w firmie projektowej znajomych Radka — młodego małżeństwa Ani i Kuby, którzy od niedawna rozwijali swój biznes. Teraz cieszyła się na nowe i ciekawe doświadczenia.
Już pierwszego dnia zauważyła, że są serdeczni i życzliwi.
— Felu, cieszymy się, że jesteś z nami! — powitała ją Ania z uśmiechem. — Mamy teraz naprawdę gorący okres, więc twoja pomoc jest nieoceniona. Kuba, bardziej pragmatyczny, dodał:
— Potrzebujemy kogoś do ogarnięcia biura, żebyśmy mogli skupić się głównie na projektowaniu. Pracy jest sporo, ale mamy nadzieję, że sobie poradzisz. W razie czego pytaj.
Dziewczyna szybko zorientowała się, jak szeroki zakres obowiązków na nią czeka. Już w pierwszym tygodniu otrzymała szereg zadań. Dzwoniła do klientów, by umawiać wizyty w biurze lub na miejscu realizacji projektu, musiała uporządkować wszystkie umowy, faktury, dokumentację projektów. Oprócz tego regularnie uzupełniała zapasy papieru, tonerów i innych niezbędnych rzeczy oraz koordynowała terminy. Dbała o to, by Ania i Kuba mieli wszystko pod ręką i na czas.
Pewnego dnia, między wymianą tonera, a parzeniem kawy dla klientów, zauważyła, że podczas pracy uśmiecha się sama do siebie — podobała jej się współpraca z młodym małżeństwem. Czerpała dużą satysfakcję z podejmowania nowych wyzwań. Mimo niewielkiego wynagrodzenia pracowała z chęcią i zapałem.
Z czasem jej zakres obowiązków zaczął się poszerzać. To dawało jej szansę na rozwój umiejętności i lepsze zrozumienie branży projektowej. Niestety nie wiązało się to z żadną podwyżką. Fela koordynowała przebieg dostaw i upewniała się, że zamówione meble i dekoracje docierają zgodnie z planem. Po kilku tygodniach pracy Ania i Kuba zaczęli powierzać jej przygotowywanie wstępnych ofert dla nowych klientów. Pisała szczegółowe opisy proponowanych rozwiązań, dodając wyceny.
Był jeszcze styczeń. To był jeden z tych dni, gdy mróz rysuje delikatne kwiaty na szybach. Wyszła z Emilką na spacer. Szły ulicami Gdyni — aktualnie jej ulubionego miasta. Przysiadły na chwilę w jednej knajpce na ul. Świętojańskiej, gdzie wypiły gorącą czekoladę. Potem przechadzały się po plaży. Fela zatrzymała się na moment. Zapatrzyła się na ciemne, morskie fale rozbijające się o brzeg. Zimny wiatr targał jej włosy, a w oddali migotały światła portu. Wzięła głęboki oddech. W powietrzu było czuć chłód i wilgoć. Na chwilę zamknęła oczy i po prostu słuchała szumu morza. Spojrzała na wodę, uśmiechnęła się do kuzynki i powiedziała:
— Jestem tu. Naprawdę tu jestem! I do tego mam pracę. Udało się! Cały czas nie mogę w to uwierzyć!
Ten spacer był jej małym zwycięstwem, dowodem na to, że marzenia mogą stać się rzeczywistością, jeśli tylko się odważy zrobić pierwszy krok.
***
Wkrótce nadszedł długo wyczekiwany moment — na początku lutego Emilka i Radek wzięli planowany tydzień urlopu i pojechali do Chmielna. Mieli dopiąć ostatnie szczegóły związane ze swoim ślubem. W weekend dołączyła do nich Fela. Jako gość uczestniczyła w uroczystości. Kameralne wesele, odbyło się w serdecznej atmosferze, w najbardziej romantycznym dniu w roku — czternastego lutego w święto zakochanych. Fela, w długiej, granatowej sukni, obserwowała szczęście młodej pary z mieszaniną wzruszenia i zadumy. Ten dzień wypełniał ją miękkim ciepłem, ale w jej sercu nadal było miejsce, którego nikt jeszcze nie zdołał wypełnić. Po intensywnym, pełnym emocji czasie wróciła sama do Gdyni.
Nie czuła się samotna. Była przez ten czas zaangażowana w pracę, którą bardzo lubiła. Zorganizowała razem z Anią i Kubą pokaz projektu wnętrz dla potencjalnych klientów i partnerów biznesowych. Poczuła się doceniona i potrzebna. W końcu rosło jej poczucie wartości.
Zanim się obejrzała, minęło kilka dni i para młoda wróciła z krótkiej podróży poślubnej. Emilia i Radosław Barczykowie rozpoczęli wspólne życie jako małżeństwo. Poza tym wszystko zostało bez zmian. Nadal mieszkali we trójkę, w tym samym mieszkaniu.
Pracodawcy zlecali Feli coraz więcej odpowiedzialnych zadań. Byli z niej zadowoleni. Pracowała jednak ponad swoje siły i praktycznie codziennie przychodziła do domu wyczerpana. Czasami nie miała siły zjeść kolacji i ledwo brała prysznic. Potem zaraz padała ze zmęczenia na łóżko i zasypiała.
Pod koniec lutego Ania z Kubą niespodziewanie oznajmili, że dają jej tydzień urlopu. Wyjeżdżali na ferie i w tym czasie firma miała być zamknięta. Dziewczyna na początku była zdezorientowana. Był to urlop bezpłatny i trochę się tym zmartwiła. Ostatecznie, wróciła do mieszkania. Położyła się na łóżku i od razu zasnęła. Organizm domagał się odpoczynku. Zaczęło się kilkudniowe błogie leniuchowanie.
Odzyskiwała siłę i energię. Nie była śpiochem. Codziennie wstawała wcześnie rano. Szybko wykonywała domowe obowiązki i potem zostawało jej dużo wolnego czasu. Po dwóch dniach zaczęło jej się już trochę nudzić. Czytała książki, sprzątała, gotowała, oglądała filmy, ale czasu wydawało się strasznie dużo.
Leniwie się przeciągnęła. Założyła gruby sweter i wyszła z ciepłą herbatą na balkon. Spojrzała na zimowy krajobraz. Luty prawie dobiegał końca, ale zima wciąż mocno trzymała. Śnieg zalegał na chodnikach Gdyni, a mroźne powietrze szczypało w policzki i… wtedy wpadła na pewien pomysł.
Tego wieczoru, siedząc z Radkiem i Emilką przy ciepłej herbacie, zapytała z iskrą w oku:
— Co byście powiedzieli na mały wypad do Chmielna?
Radek spojrzał na nią zdziwiony.
— Do Chmielna? Teraz? A co tam takiego się dzieje? — dopytał, unosząc brew.
— Antek mi mówił, że organizują tam kulig! Spadło tyle śniegu, że pogoda idealnie się nadaje. Moglibyśmy przy okazji odwiedzić nasze rodziny. Co wy na to? — zaproponowała z entuzjazmem.
Zza książki wyłoniła się kuzynka i stwierdziła, że to świetny pomysł.
— Jedziemy! — krzyknęła z uśmiechem — Może będziemy nocować w domku twoich rodziców? Radek, co o tym myślisz? Napalimy w kominku i będzie super.
Młody mąż uśmiechnął się, widząc, jak bardzo Emilka jest podekscytowana tym pomysłem.
— W sumie, brzmi świetnie! Trochę odpoczynku od miasta dobrze nam zrobi — odparł, wyobrażając sobie białe zaspy śniegu. Powiem jeszcze chłopakom z paczki. Może też będą chcieli się wybrać. Im nas więcej, tym weselej. A gdzie dokładnie jest ten kulig i o której? — dopytywał Radek i już dzwonił do któregoś z kolegów.
— Kulig rozpoczyna się przy jeziorze w Chmielnie. W sobotę późnym popołudniem. Chyba o 17:00. Jeśli twoi znajomi będą chcieli dołączyć, to daj mi znać. Muszę zarezerwować odpowiednią liczbę miejsc. — wołała Fela z korytarza.
Po chwili Radek zakończył rozmowę telefoniczną. Wrócił zadowolony i powiedział:
— Jeszcze cztery osoby są chętne: Tadeusz, Mariusz, Dawid i Mateusz. Ustaliliśmy, że po kuligu zostaniemy wszyscy w domku w Chmielnie i będziemy tam nocować. Jak chcesz, Fela, możesz dołączyć do nas, miejsca jest dosyć.
— Dzięki. Zobaczę na miejscu. Kto wie? Może skorzystam. Co do kuligu, to ruszamy w sobotę rano, tak? Nie samą pracą człowiek żyje, co nie?!
Mariusz i Tadeusz wpadli jeszcze tego samego dnia na chwilę do Radka. Chcieli dopytać o szczegóły kuligu. Obaj byli od Feli o cztery lata starsi. Tadeusz był spokojny i skupiony. Kończył właśnie studia, co było widać po jego zmęczonych oczach i notatkach, które nosił przy sobie. Mariusz natomiast był pełen energii i przedsiębiorczego ducha. Prowadził swoją małą firmę, co wyraźnie go wyróżniało. Był ambitny. Opowieści o jego kolejnych pomysłach na biznes zawsze budziły ciekawość reszty grupy. Obaj wnosili do towarzystwa dojrzałość, ale i poczucie humoru, które świetnie ich łączyło z młodszymi kolegami — Dawidem i Mateuszem.
Fela przyglądała się młodym mężczyznom, którzy zasiedli w salonie. Tadeusz miał ciemne włosy, spokojne i łagodne rysy twarzy oraz lekko zmęczone spojrzenie, świadczące o wielu godzinach spędzonych nad książkami. Nosił okulary, które sprawiały, że wyglądał na jeszcze bardziej zamyślonego i skupionego. Był ubrany schludnie, ale bez przesady, w wygodny sweter i klasyczne dżinsy. Mariusz natomiast wyróżniał się pewnym siebie uśmiechem i błyskiem w oku. Był szatynem niskiego wzrostu. Wysportowany i zadbany, zwracał uwagę bardziej dynamicznym stylem, miał koszulę z podwiniętymi rękawami i dobrze dopasowane spodnie. W jego ruchach było coś energicznego. Zawsze miał w głowie kolejny plan do zrealizowania.
Z zamyślenia wyrwał ją głos kuzynki:
— Ale się cieszę! — piszczała z radości. — Co będzie nam potrzebne? Ostatnio tak rzadko gdzieś razem wyjeżdżamy — paplała podekscytowana przytulając się do męża…
W sobotę rano Radek, Emilka i Fela zaopatrzyli się w termosy z gorącą herbatą i wyruszyli na kulig. Podróż minęła szybko — pełna radosnych rozmów i śmiechu. Pojechali dużo wcześniej. Chcieli jeszcze przed zimowym szaleństwem odwiedzić swoje rodziny. Chłopacy z Gdyni mieli dojechać później.
— No, nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na kuligu — powiedział Radek, gdy już czekali na przyjazd sań. — Chyba za dzieciaka.
— Ja byłam w zeszłym roku, ale już się nie mogę doczekać. Myślę, że będzie się działo — zaśmiała się Fela, spoglądając na śnieżny krajobraz. Ostatnio nabiłam sobie takie siniaki, że nie pytajcie.
Zaczęło się ściemniać. Dotarła reszta osób z Gdyni. Wszyscy pojawili się na miejscu zbiórki o wyznaczonej godzinie. Wszyscy byli pełni energii i zapału. W powietrzu wyczuwało się radosne oczekiwanie na przygodę.
Lekki śnieg skrzypiał pod butami. Konie były już zaprzężone do sań i parskały cicho, a ich oddechy tworzyły w powietrzu mgiełki.
— Dawid, jak myślisz, jak długo w tych saniach wytrzymasz? — odezwał się Mariusz. Chłopak wskoczył na drewniane siedzisko i sprawdzał wywrotność sanek. — Mam nadzieję, że nie zakończy się odmrożeniem pewnej części ciała.
— Spokojnie, Mario. Kaszuby to nie Syberia. — Dawid zaśmiał się głośno, chociaż termometry pokazywały minus piętnaście stopni.
Wszyscy usadowili się i zaprzęg ruszył. Pochodnie rozświetlały drogę, odbijając się w pokrytym śniegiem lesie.
W tle było słychać muzykę — śpiew i akordeon, na którym przygrywał jeden z organizatorów siedzący obok woźnicy.
— Emilka, zobacz, jak tu pięknie, prawie jak w bajce! — zachwycała się Fela, która siedziała z nią na sankach.
— Poczekaj, jak usłyszysz Tadeusza, gdy zacznie śpiewać przy ognisku, wtedy dopiero zacznie się magia jak z bajki.
Konie ciągnęły sanie przez malownicze krajobrazy Kaszub. Śnieg migotał w świetle pochodni. Śmiechy i oddechy wypełniały powietrze ciepłą parą. Po drodze mijali zamarznięte jezioro, na którym kilka osób ślizgało się na łyżwach.
— Fela, patrz, mogłybyśmy tu przyjechać na łyżwy, dawno już nie byłyśmy — stwierdziła Emilka.
Całe męskie grono siedziało wygodnie na swoich sankach bardziej z tyłu. Śmiali się z kolejnych żartów. W pewnym momencie Mariusz, chcąc dodać całej scenie nieco dramatyzmu, wstał, by rozciągnąć ręce jak w scenie z filmu Titanic.
— Patrz, Dawid! Jestem królem świata! — krzyknął, balansując na sankach.
Spojrzał na niego z szerokim uśmiechem. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, sanie podskoczyły na niewielkiej nierówności i Mariusz stracił równowagę. Z impetem wpadł prosto na kolegę. Obaj wypadli z sanek, lądując w wielkiej zaspie śniegu, a zaprzęg jechał dalej.
— No i co? Król świata czy król bałwanów? — Dawid wydostał się z zaspy z włosami pełnymi śniegu i zaczął się głośno śmiać.
Mariusz próbował się wygrzebać. Śnieg skutecznie krępował jego ruchy.
— Przestań się śmiać i pomóż mi! — zaśmiał się, rzucając w kumpla garścią białego puchu.
— Chciałeś być królem, a skończyłeś jak… — Dawid nie mógł powstrzymać śmiechu, pomagając koledze wstać.
Reszta paczki, widząc całą sytuację, też zanosiła się śmiechem. Muzyk z akordeonem zaczął grać wesołą melodię na cześć ich spektakularnego upadku. Zaprzęg zwolnił i chłopacy zdążyli z powrotem wskoczyć na sanki.
— Chyba musimy zainwestować w pasy bezpieczeństwa — zażartował Mariusz, trzymając się za brzuch.
— Albo Mario musi zrezygnować z kariery akrobaty — dodał Tadeusz, śmiejąc się jeszcze bardziej.
Dotarli do polany, gdzie już czekało na nich ognisko. Z sań wyciągnięto ciepłą herbatę w termosach i kaszubską drożdżówkę. Zaczęli też piec kiełbaski. Emilka z Radkiem usiedli razem, opatuleni w koc. Mariusz zaś wpadł na pomysł, aby zaśpiewać swoją wersję kaszubskiej pieśni.
— Ogniska blask… — zaczął, robiąc teatralne pauzy — … i kiełbaski czas. Śnieg nas zasypie, ale my nie wymiękamy!
Wszyscy ryknęli śmiechem. Ciepło parowało z kubków i ogrzewało kojącą aurą.
— A teraz, panowie i panie! — Radek wstał dynamicznie. — Ogłaszam, że najlepiej upieczoną kiełbaskę ma… Radek, czyli ja! — Zaczął się śmiać sam z siebie i wcinać kiełbaskę.
Wieczór na Kaszubach mijał w rytmie muzyki. Dało się słyszeć też śmiech i głośne rozmowy. Wśród przyjaciół wszystko smakowało lepiej. Po upadku chłopaków z sanek, klimat na kuligu rozluźnił się jeszcze bardziej. Żartom nie było końca. Wszyscy cieszyli się ciepłem herbaty i ognia. Mariusz wpadł na kolejny pomysł.
— Co powiecie na bitwę na śnieżki? — zawołał, chwytając garść śniegu i rzucając ją w Tadeusza.
To wystarczyło, by wszyscy włączyli się do zabawy. Śnieżki latały w powietrzu, a śmiech niósł się echem po lesie. Dawid, wciągnięty w bitwę, przygotował wielką śnieżkę i…
— Uważaj, Mati! — zawołał, śmiejąc się i celując w kolegę. Jednak w ferworze zabawy śnieżka poleciała w zupełnie innym kierunku. Trafiła prosto w Felę. Dziewczyna, zaskoczona, zatrzymała się, patrząc na chłopaka z szeroko otwartymi oczami. Śnieg powoli opadał z jej twarzy.
— O nie! Fela, przepraszam! — Zaniepokojony Dawid szybko do niej podbiegł. — To miało być do Matiego, nie do ciebie, naprawdę, ale… — tutaj zrobił pauzę i uśmiechnął się figlarnie — czasami cel wybiera się sam. Prawda?
Zdjął rękawiczkę i musnął twarz dziewczyny ciepłą dłonią. Otarł policzek ze śniegu i zbliżył się. Fela poczuła napięcie. Spojrzeli na siebie, a ona na chwilę zatrzymała na nim wzrok. Potem szybko udała oburzenie. Z lekkim rozbawieniem w głosie, powiedziała:
— No tak, świetny cel… Gratulacje. Jesteś prawie takim samym wyborowym strzelcem jak James Bond.
Dawid nie odsunął się od niej. Wręcz przeciwnie, chwycił ją za ramię i przysunął się bliżej. Zaczął otrzepywać jej kurtkę ze śniegu. Fela zrobiła szybko krok do tyłu, ale… poślizgnęła się na oblodzonej powierzchni. Straciła równowagę. Jedno szczęście chłopak w porę ją złapał i nie pozwolił jej upaść. Wpadła prosto w jego ramiona. Ich spojrzenia spotkały się znowu. Cały świat dziewczyny na moment się zatrzymał. W jej oczach pojawił się ulotny błysk. Poczuła się nieswojo. Nieudolnie próbowała obrócić całą sytuację w żart.
— No cóż, chyba mam talent do przyciągania kłopotów — zaśmiała się, otrzepując kurtkę. Jej ton był lekki, ale była spięta.
— Serio? — wyszeptał Dawid. — I ja jestem niby tym kłopotem? Może miałem uratować cię przed upadkiem jak prawdziwy agent zero zero siedem? Zawsze pojawiam się, gdy niebezpieczeństwo jest na horyzoncie. Nawet bez martini. — Uśmiechnął się łobuzersko.
Jej mur obojętności, tak starannie budowany, zaczynał się powoli kruszyć. Nie wiedziała, co robić. Szybko się odsunęła i zaczęła rzucać w niego śnieżkami.
Po tej zimowej bitwie cała paczka postanowiła, że pójdzie do przygotowanego domku wypić po grzańcu. Radek, jako gospodarz od razu po wejściu dorzucił drewno do kominka. Po chwili salon wypełnił się nie tylko ciepłem, ale i aromatem goździków i cynamonu. Parujące kubki ogrzewały dłonie. Któryś z chłopaków włączył cichą muzykę, która delikatnie wypełniała przestrzeń. Było miło i klimatycznie. Wszyscy wciąż przeżywali najlepsze chwile kuligu. Rozmowy trwały bez końca.
— Za udany wieczór! — powiedziała Emilka, unosząc kubek w geście toastu.
— Dawno się tak dobrze nie bawiłem — zadeklarował Mariusz.
— Za spotkanie w Chmielnie! — Dawid też uniósł kubek. Wszyscy razem wypili łyk rozgrzewającego napoju.
— Nasze zdrowie! — dorzucił Radek.
Mariusz wpadł na kolejny pomysł:
— A może zrobimy małe zawody, taki „muzyczny talent show”? Co wy na to?
— Mario, pamiętaj, że nie wszyscy mają tak anielski głos jak ja. — Tadeusz zaśmiał się, rozkładając ręce. Wyciągnął swoją gitarę i zaczął śpiewać.
Fela oniemiała z zachwytu.
— Wow! Nie wiedziałam, że potrafisz tak śpiewać. Ale ty masz kawał głosu! — powiedziała do kolegi.
Nie minęło wiele czasu, a salon zamienił się w scenę koncertową. Każdy śpiewał, trochę lepiej, trochę gorzej, ale najważniejsze, że wszyscy dobrze się przy tym bawili.
W końcu zaczęli rozchodzić się do swoich pokoi. Fela wzięła kubki i poszła je umyć do kuchni. Zrobiło się cicho i dało się słyszeć tylko szum wody cieknącej z kranu.
W pewnym momencie podszedł do niej Dawid.
— Czy za uratowanie przed upadkiem mogę liczyć na nagrodę? — zapytał, nachylając się zbyt blisko.
Głos miał cichy i spokojny. Dziewczyna zawahała się. Odwróciła się i ujrzała w jego spojrzeniu coś prowokacyjnego.
— Chyba nie podpisywaliśmy żadnej umowy w tej kwestii — odpowiedziała beztrosko, ale poczuła się dziwnie.
— Wiesz… Chciałem tylko zapytać, czy umyjesz i mój kubek? — Podszedł jeszcze bliżej, uśmiechając się szeroko.
Fela wyciągnęła rękę po naczynie i wtedy Dawid dodał pewnym głosem:
— Czasem wystarczy jeden niecelny rzut śnieżką, żeby przełamać zimowe lody. Nie uważasz? — uśmiechnął się tak, że dziewczynie zrobiło się ciepło.
Spojrzała na niego nieco zmieszana. Skupiła się na kubku, jakby na świecie nie istniało nic ważniejszego.
— Kolorowych snów, Felcia. To był super pomysł z tym kuligiem — dodał jeszcze i powoli poszedł na górę.
— Dobranoc — powiedziała cicho.
Rano, gdy wstawali, było zimno. Ogień w kominku wygasł. Wszyscy krzątali się po domu i pakowali swoje rzeczy. Fela właśnie podnosiła swój plecak, gdy poczuła, że ktoś stanął tuż za nią.
— Może pomogę ci zanieść torbę? — Usłyszała głos tuż przy uchu. — Zawsze tak szybko się zbierasz do domu?
Odwróciła się gwałtownie. Dawid stał blisko, za blisko, jego perfumy zapachniały tak, że zaniemówiła. Spojrzał na nią, a na jego twarzy ujrzała figlarny uśmiech, ten, przez który wczoraj nie zasnęła od razu.
— Nie, dzięki, poradzę sobie. Po prostu… — zaczęła, ale nie dokończyła. Chłopak nie słuchając jej, wziął od niej plecak i zaniósł go do samochodu.
— Wiesz… Myślałem, że zdążymy gdzieś w okolicy wypić razem kawę. Szkoda, że już jedziecie. Może następnym razem uda się nam spotkać sam na sam — powiedział, wkładając plecak do bagażnika.
Potem ruszył w stronę swojego samochodu i pomachał z daleka, wołając:
— Do zobaczenia!
***
Wszyscy wrócili do Gdyni, do swoich obowiązków. Fela wpadła w wir pracy i szybko zapomniała o kuligu. Przyzwyczaiła się do codziennej rutyny. Wszystko układało się jak dawniej. Jednak po kilku tygodniach Ania niespodziewanie powiedziała, że sytuacja w ich małej firmie nieco się zmienia.
— Przez ostatnie miesiące było naprawdę sporo pracy, ale teraz zleceń jest mniej. Niestety, nie będziemy cię już potrzebować na pełen etat.
Dziewczyna spojrzała na Anię. Była zaniepokojona.
— Co to oznacza? — zapytała z nadzieją, że to tylko przejściowe.
— Na ten moment możemy ci zaoferować pracę tylko dwa razy w tygodniu — wyjaśnił Kuba. — Bardzo nam przykro, ale musimy dostosować się do sytuacji na rynku.
Fela zrozumiała, że jej sytuacja finansowa znacząco się zmieni. Po powrocie do mieszkania podzieliła się swoimi obawami z Emilką i Radkiem.
— Co ja teraz zrobię? — zapytała, opadając na kanapę. — Dwa dni w tygodniu ledwo wystarczą na opłacenie czynszu, nie mówiąc o innych wydatkach.
Kuzynka próbowała ją pocieszyć.
— Może znajdzie się dla ciebie coś dodatkowego? Może jakiś projekt na zlecenie? A może coś się z czasem zmieni w tej firmie? Popytamy znajomych.
Fela wiedziała, że będzie musiała znowu zmierzyć się z przeciwnościami losu.
Każdy dzień przynosił nową porcję zwątpienia. Miała tylko maturę w ręku i mimo że pomysłów na przyszłość jej nie brakowało, coraz bardziej rozumiała, że znowu staje w miejscu.
Ogarniała ją bezsilność. Emilka z Radkiem gdzieś wyszli. Wiedziała, że jeśli zostanie w czterech ścianach, udusi się własnymi myślami. Sięgnęła po płaszcz, czapkę i wyszła się przejść.
***
Wiatr od morza smagał jej twarz, ale to nie miało znaczenia. Potrzebowała tego spaceru i rześkiego powietrza, przestrzeni, ciszy, która zagłuszy chaos w jej głowie. Ruszyła w stronę klifu, z którego rozciągał się widok na Gdynię. Kiedy dotarła na miejsce, usiadła na ławce i zapatrzyła się na horyzont. Morze zdawało się bezkresne, tak jak jej myśli. Coś ją tu trzymało, ale jednocześnie przyszłość ciążyła jej coraz bardziej. Każdy dzień przynosił nową porcję zwątpienia.
Gdynia, z tymi swoimi wzgórzami i statkami sunącymi po wodzie, zawsze wydawała się pełna możliwości, ale teraz… teraz Fela może była tutaj ostatni raz. To miejsce wciąż miało w sobie coś przyciągającego.
Może powinnam wyjechać i spróbować gdzieś indziej? Ale dokąd? Marzyłam, że właśnie tutaj zacznę nowe życie. I co teraz?
Fela westchnęła ciężko. Nie była pewna, czy ma dość siły, by walczyć dalej. Pociągnęła nosem z zimna i gwałtownie wstała. Spojrzała jeszcze raz na horyzont i szepnęła:
— Jeszcze zobaczymy, co przyniesie jutro.
Po czym ruszyła w stronę mieszkania. Przeszył ją prawie arktyczny wiatr i przyspieszyła kroku. Przeszła zaledwie kawałek, gdy usłyszała, że ktoś woła jej imię:
— Fela! Fela!
Odwróciła się i zobaczyła, że to Dawid Lorentz. Podbiegł do niej, szeroko się uśmiechając.
— Cześć. Jak miło cię widzieć! Co tu robisz sama w taki ziąb?
Fela spojrzała na niego zaskoczona. Spojrzała w jego ciemnobrązowe oczy i serce jej szybciej zabiło.
Rozsiewał wokół siebie pozytywną aurę. Tego dzisiaj potrzebowała, trochę radości i wesołości. Nie znali się aż tak dobrze, ale zrobiło jej się cieplej na jego widok. Wydawało się jej, że temperatura na zewnątrz wzrosła. Fela pokręciła głową i westchnęła głęboko.
— Wiesz… ciężko mi ogarnąć życie w Gdyni — stwierdziła z lekkim wzruszeniem ramion.
— Też mam czasami takie dni i wiesz co? Mam pomysł — odparł, uśmiechając się swobodnie. — Co powiesz na piwo?
Zerknęła na niego, trochę zaskoczona propozycją, ale nie oponowała. Potrzebowała oderwać się od swoich myśli.
— Piwo? — powtórzyła, udając, że się zastanawia.
— W sumie, dlaczego nie? — Uśmiechnęła się.
— Super! To idziemy! Znam fajne miejsce! Można porozmawiać spokojnie. Lubisz grać w bilard?
Pokiwała głową, czując, że to może być ciekawy wieczór.
Dotarli do knajpki. Było trochę ludzi w środku, ale nie tłum. Usiedli przy stoliku, a Dawid poszedł zamówić coś do picia. Na początku była nieco zakłopotana i zawstydzona. On jednak potrafił rozładować napięcie. W tle było słychać „Yellow” Coldplaya — hit tamtego roku. Szybko poczuła się przy nim swobodnie. Dowiedziała się, że jest od niej dwa lata starszy i właśnie kończy licencjat… Mówili o muzyce, filmach, książkach i przypadkowym spotkaniu…
On często się uśmiechał, ukazując swoje urocze dołeczki. Jego spojrzenie i tembr głosu były ciepłe. Zagrali w bilard, wypili kolejne piwo, potem tańczyli kilka szybkich kawałków, później wolniejszych. On delikatnie flirtował, dając do zrozumienia, że mogłaby stać się kimś więcej niż tylko jego koleżanką. Fela na początku starała się nie poddać temu przystojnemu młodemu mężczyźnie. Nie wierzyła w to, co słyszy i w to co się dzieje. Bardzo dobrze czuła się w jego towarzystwie. Tak miło im się rozmawiało, że było jej coraz trudniej trzymać dystans. Pili kolejne piwo, dyskutowali, śmiali się, subtelnie flirtowali i znowu tańczyli. Fela rozluźniła się jeszcze bardziej.
Ten wieczór, alkohol, ta knajpka i wspaniałe towarzystwo pozwalały jej zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Fela nawet nie zauważyła, kiedy zrobiła się noc. Na chwilę odpuściła myślenie. Zapomniała o kompleksach i wszystkim innym wokół. Dała się ponieść chwili, jemu, i namówić na jeszcze jedno piwo i kolejny taniec. Knajpka już pustoszała.
— Chodź, odprowadzę cię. — Dawid złapał ją za rękę.
Wychodzili z klubu i w pewnym momencie zanucił słowa piosenki: „W życiu piękne są tylko chwile…”. Wzięła je sobie do serca. Mimo budowania muru i sprzecznych emocji cieszyła się towarzystwem, poznanego nie tak dawno, przystojnego młodego mężczyzny i ciepłem jego dłoni w swojej. Chciała pamiętać ten miły wieczór. Od czasu do czasu spoglądała na jego przystojną twarz, która jednocześnie kusiła i onieśmielała. Była w tym momencie szczęśliwa.
Nie była pewna, czy to alkohol tak na nią zadziałał, czy po prostu obecność Dawida, ale gdy dotarli do jej mieszkania i stanęli przed drzwiami, on delikatnie ją pocałował, a ona nie uciekła. Wręcz przeciwnie — odwzajemniła pocałunek. Przeczuwała, że to będzie ich ostatnie spotkanie. Nie robiła sobie złudnych nadziei. Uznała jednak, że jeśli musi wyjechać z tego miasta, to zostawi sobie miłe wspomnienia.
Spojrzeli na siebie, ich usta znowu się spotkały. Teraz ich pocałunek był dłuższy i bardziej namiętny. Czas na moment się zatrzymał. Było przyjemnie ciepło i błogo. Dała się porwać tej chwili. Chłopak przytulił ją mocniej i stali tak przez moment. W końcu odsunęli się od siebie. Spojrzała filuternie na Dawida, ale pozwoliła sobie na nic więcej.
— Dobranoc… Miło było cię spotkać. — powiedziała otwierając drzwi do mieszkania. On chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Weszła do środka.
— Dobranoc — odpowiedział cicho i wyszedł na zewnątrz.
Gdynia milczała — tylko morze szeptało coś w tle.
Fela nieco zamroczona od alkoholu i emocji, usiadła na fotelu i zaczęła wpatrywać się w migającą na zewnątrz latarnię. Wiedziała, że ten wieczór i pocałunek na długo zostaną w jej pamięci. Sięgnęła po pamiętnik i otworzyła go na pustej stronie. Przez moment siedziała jeszcze w ciszy, patrząc przez okno na rozświetlone miasto. Sięgnęła po pióro i zawahała się, ale w końcu na dole strony zapisała jedno krótkie zdanie:
„Czasem jedno dobranoc wypowiadane przez właściwą osobę potrafi rozgrzać bardziej niż ciepły koc w zimową noc”.
***
Wiosna zapukała do drzwi. Fela była w Gdyni jeszcze tylko kilka dni. Ania i Kuba podziękowali jej za dotychczasową pracę. Wyjaśnili, że nie mogą jej zagwarantować dalszego zatrudnienia, ponieważ sami mają niewiele zleceń i nie stać ich na pracownika. Z dnia na dzień zarówno nadzieja na pracę, jak i oszczędności się kurczyły.
Fela nie odezwała się do Dawida ani nie dała mu numeru telefonu. Ich relacja była chwilowa i nie łudziła się, iż z tego będzie coś więcej. Jej budżet był w opłakanym stanie. Doszła do wniosku, że nie ma na co dłużej czekać. Najrozsądniej było wrócić do pensjonatu rodziców, gdzie mogła odzyskać równowagę finansową. Przez te kilka ostatnich dni często spacerowała po nadmorskich bulwarach. Chłonęła zapach słonego powietrza i obserwowała mewy, które krążyły nad portem. Wiedziała, że niedługo opuści to miasto i ludzi, których zdążyła tak polubić. Gdynia rozpływała się we mgle. Miała stać się tylko wspomnieniem.
Wieczorem, siedziała na balkonie z papierosem w ręku. Przyszła do niej Emilka i wtedy powiedziała jej ze łzami w oczach:
— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęła, próbując ukryć rozczarowanie. — Nie mogę już z wami dłużej mieszkać. Wyprowadzam się z powrotem do rodziców. Tutaj nie mam pracy i wygląda na to, że jej tak szybko nie znajdę. Mam nadzieję, że dla was to nie będzie duży kłopot.
Kuzynka milczała przez moment. Przetwarzała wiadomość. W końcu odpowiedziała:
— Rozumiem. Naprawdę rozumiem. Ale… Najważniejsze, że spróbowałaś czegoś innego! A my damy sobie radę. Nie martw się.
Fela westchnęła.
— Wiesz… Myślałam, że to miasto będzie dla mnie czymś więcej, że znajdę tu miejsce dla siebie. Trudno. Co ma być, to będzie. Wracam do Chmielna.
Emilka starała się ją pocieszyć:
— Słuchaj, przeprowadzka to zawsze ryzyko. Zrobiłaś coś, na co wielu by się nie odważyło. Może teraz wrócisz na chwilę do domu, ale pamiętaj, że to tylko przejściowe. Przed tobą całe życie, jeszcze nadarzą się inne okazje.
Spojrzała na znajomy widok za oknem, na Gdynię, która zdążyła się jej tak spodobać. Przez krótką chwilę pomyślała o Dawidzie, ale… szybko otrząsnęła się z marzeń.
— Wiesz, teraz czuję, że wracam do punktu wyjścia, ale w sumie nie żałuję niczego. Dałam sobie szansę i z tego się cieszę. Może jeszcze wrócę do tego miasta, a może nie, tego nie wiem. Te kilka miesięcy nauczyło mnie jednak, że potrafię więcej, niż myślałam.
Emilka uśmiechnęła się smutno i przytuliła kuzynkę.
— Kochana, to, że wracasz do domu, nie znaczy, że przegrałaś. Może po prostu miałaś tu przyjechać po nową energię i siłę. W razie czego zawsze możesz wpadać naładować baterie.
Po rozmowie z kimś, kto ją rozumie poczuła się trochę lepiej. Może powrót do punktu wyjścia faktycznie nie oznacza końca marzeń, a jedynie chwilowy przystanek?
***
Była połowa kwietnia. Fela stała przy drzwiach, gotowa do wyjazdu. Ściany wciąż pachniały kawą i wspomnieniami, które miały tu zostać. Na wieszaku wisiała jeszcze jej stara kurtka — ta, w której przyjechała do miasta, pełna nadziei i odwagi, której dziś było w niej dużo mniej. Emilka i Radek stali obok niej i starali się ukryć smutek.
— Będzie nam ciebie brakowało. Trzymaj się. Mam nadzieję, że szybko się zobaczymy — powiedziała Emilka, obejmując ją na pożegnanie.
— Wiesz, przeprowadzka była dla mnie czymś ważnym — odpowiedziała powoli. — Poznałam trochę bardziej siebie. Chociaż może teraz wszystko wraca do punktu wyjścia, to… w sumie nie żałuję, że tu przyjechałam.
Emilka się uśmiechnęła i przytuliła serdecznie kuzynkę.
— Odwiedzajcie mnie często.
Radek kiwnął głową i dodał:
— Pamiętaj, że tutaj drzwi też są dla ciebie zawsze otwarte.
— Zadzwonisz, jak dojedziesz, dobra? — dodała Emilka z progu.
— Jasne — uśmiechnęła się dziewczyna. — I dziękuję… za wszystko.
Fela zostawiała za sobą coś więcej niż tylko miasto. Porzucała marzenia, ludzi, nadzieje i plany, które nie do końca się spełniły. Wyszła z mieszkania, powietrze pachniało świeżym deszczem i kwitnącymi drzewami. Po drodze do Chmielna w samochodzie obok niej siedział brat Antek. Przyjechał po nią, by zabrać ją z powrotem do domu. Nie miała ochoty rozmawiać. Myśli krążyły wokół tego, co było. Wiedziała, że czas pomoże jej wszystko uporządkować. Brat uśmiechnął się do niej. Zauważył, że coś ją niepokoi.
— Nie przejmuj się tak — mówił z przymrużeniem oka. — Każdy z nas potrzebuje czasem przerwy w działaniu.
Dotarli do Chmielna, a tam powitała ją cała rodzina. Mama przytuliła ją mocno, a tata położył dłoń na jej ramieniu i powiedział, że zawsze może wrócić do domu.
— Dobrze, że jesteś z powrotem — powiedziała mama, spoglądając na nią z ciepłem w oczach.
Chociaż nie miała jeszcze wszystkich odpowiedzi, obecność rodziny dawała jej poczucie bezpieczeństwa.
Wiosna objawiła się w pąkach liści i kwiatów. Przyszedł długi majowy weekend. Był to czas, w którym Fela pomagała rodzicom w pensjonacie bardziej intensywnie niż zwykle. Zjawiło się dużo turystów i mieli pełne ręce roboty. Rytm dnia porządkował jej myśli. Za oknem i w jej duszy pojawiła się wiosenna energia.
„Dwór Świętopełka”, bo tak nazywał się ich rodzinny pensjonat, swoją nazwę wziął od Świętopełka II, jednego z najpotężniejszych władców Pomorza. Tata Feli, z wykształcenia historyk i pasjonat lokalnych dziejów, nie mógł wyobrazić sobie lepszej nazwy dla miejsca, które miało łączyć w sobie tradycję i kaszubskiego ducha. Pensjonat był położony nad brzegiem jeziora. Wyglądał niczym stary dwór z drewnianymi okiennicami. Był tam też kamienny ganek i ciepłe światła lamp, które wieczorami rozświetlały jego fasadę. W środku nie brakowało historycznych akcentów. Chociaż miejsce tętniło życiem i gościnnością, miało w sobie coś z ducha dawnych czasów. Historia nigdy stąd nie odeszła, a wspomnienie wielkiego księcia wciąż unosiło się nad wodami jeziora.
Okolica, w której mieścił się pensjonat, również miała swój urok. Chmielno — malownicza wieś nad Jeziorem Raduńskim — przyciągała turystów swoją urodą i atrakcjami. Od majowego weekendu wieś zmieniła się w tętniące życiem miasteczko. Restauracje, kawiarnie ożywały, a w centrum pojawiały się stoiska z lokalnymi przysmakami i rękodziełem. W powietrzu czuć było radość. Sezon festynów, imprez i dyskotek trwał w najlepsze.
Chmielno stawało się miejscem spotkań i wspólnej zabawy. Przyjeżdżali tu ludzie z różnych zakątków Polski. Doceniali magię tego miejsca, a okoliczne jeziora były główną atrakcją turystyczną. Wypożyczalnie sprzętu wodnego oferowały kajaki i żaglówki. Turyści chętnie uczestniczyli w rejsach, podziwiając lasy otaczające jezioro.
Te tereny pełne jagód i grzybów przyciągały też miłośników przyrody. Dla Feli jednak zbieranie tych darów budziło wspomnienia z trudnego dzieciństwa. Niejednokrotnie zamiast zabawy spędzała godziny w lesie… Jednak nie żałowała tego. Czas spędzony z rodziną, a także pomoc w gospodarstwie dziadków, był dla niej czymś więcej niż tylko obowiązkiem. To były chwile, które pozwalały jej złapać oddech od codziennych trosk, od świata. W lesie, wśród wysokich sosen i delikatnego zapachu mchu, odnajdywała spokój. Każdy koszyk wypełniony jagodami czy borówkami wydawał się małym sukcesem, drobnym osiągnięciem, które przypominało jej, że czasami życie nie musi być skomplikowane, by dawało satysfakcję. Można było po prostu czerpać z darów natury.
W gospodarstwie dziadków uświadamiała sobie, że zawsze ma tutaj swoje miejsce. To było inne tempo życia: poranki przy karmieniu kur, pomoc w zrywaniu warzyw z pola, przerzucanie siana czy noszenie wiader z wodą. Fela często towarzyszyła dziadkowi przy pracy w stodole. Tam z zaciekawieniem słuchała jego opowieści z dawnych lat. Przeżył wojnę i był w obozie koncentracyjnym w Sztutowie. Już jako mała dziewczynka słyszała o tej strasznej historii.
Często odwiedzała dziadka. Zawsze był jej bohaterem. Później, gdy pojęła przerażające historie, niejednokrotnie dopytywała go, jak to przeżył. On niechętnie, ale czasem opowiadał o torturach, o głodzie, o strasznych sytuacjach, o tym, jak wielu ludzi, pozbawionych jedzenia, traciło swoje człowieczeństwo. Mówił też o przyjaźniach, które w takich warunkach były bezcenne. Każda drobna pomoc była na wagę złota.
Fela czasami przyjeżdżała do niego smutna. Dziadek siadał wtedy obok niej i mówił spokojnie, z mądrością w oczach:
— Wnusiu, moja droga, pamiętaj, że to, co dziś robisz, ma sens. Może to wygląda jak nic wielkiego, pokazał drewno na opał, które właśnie układał, ale to właśnie te małe rzeczy budują życie.
Uczył ją, że w życiu liczą się proste, ale wartościowe zasady. Zawsze powtarzał się, że najważniejsze jest być człowiekiem, co by się nie działo. Mówił:
— Nie musisz być najbogatsza, najpiękniejsza, ale bądź dobrym człowiekiem i pamiętaj o rodzinie. W każdym momencie możesz wybrać, kim chcesz być, nawet jeśli świat wokół ciebie jest inny.
W chwilach, gdy życie stawiało przed Felą trudne wyzwania, przypominała sobie mądre rady dziadka.
Kaszubskie krajobrazy, pełne jezior, wzgórz, kwiatowych pól i śpiewu ptaków, sprzyjały relaksowi i wędrówkom. Wieczorami w ich wiosce czasami odbywały się koncerty albo ogniska. To łączyło turystów z mieszkańcami. Właściciele pensjonatów i domków letniskowych też zawsze znajdowali czas na rozmowę z przyjezdnymi, tak jak i tata Feli. Pewien gospodarz, stał właśnie na progu swojego pensjonatu i z szerokim uśmiechem witał turystów, mówiąc po kaszubsku: — Dobri dzéń. Witóm na Kaszëbach.
To był tata Feli — Paweł Bukowski. Był człowiekiem niezwykłym, głęboko zanurzonym w naukowych badaniach jako historyk. Jednocześnie był bardzo otwartym i zaangażowanym przewodnikiem. Z pasją oprowadzał turystów po malowniczych Kaszubach. Jego głos, spokojny, a zarazem pełen entuzjazmu, potrafił ożywić każdy zakątek regionu. Znał nie tylko wszystkie fakty historyczne, ale i lokalne legendy. Snuł je z takim urokiem, że słuchacze poniekąd stawali się częścią tych opowieści.
Uwielbiał podkreślać unikalność kultury kaszubskiej, od języka i tradycyjnych haftów po kuchnię i muzykę. Każdą wycieczkę traktował jak okazję do dzielenia się swoją miłością do regionu. Wykształcenie historyczne dodawało głębi jego opowieściom. Potrafił związać lokalne wydarzenia z szerszym kontekstem historycznym Polski i Europy. Był chodzącą encyklopedią. Zawsze znalazł sposób na przyciągnięcie uwagi turystów. W ręku trzymał tabakę i mapę okolicy. Jego słowa brzmiały jak zaproszenie do odkrywania nieznanych skarbów.
Córka często podziwiała go z daleka. Właśnie z wielkim zaangażowaniem wskazywał na mapie miejsce warte odwiedzenia i przytaczał historię o starym młynie i ceramice kaszubskiej Neclów.
— A jak będziecie mieli państwo szczęście, to usłyszycie, jak jezioro „śpiewa” nocą — dodawał z uśmiechem. Ludzie patrzyli na niego tak, jakby naprawdę mógł ich zabrać do świata kaszubskiej magii.
Fela pomagała w pensjonacie, sprzątając pokoje czy podając gościom śniadania, ale nie tylko. Najbardziej lubiła towarzyszyć tacie w regionalnych wycieczkach. Była dumna z tego, jak zwiedzający słuchali ojca z zapartym tchem.
— Tato, jak ty to robisz? — zapytała kiedyś.
Wracali do domu po całym dniu wędrówek, spojrzał na nią z tym swoim ciepłym, nieco szelmowskim uśmiechem i powiedział:
— Wystarczy kochać to, o czym się mówi. Jak włożysz w to serce, ludzie to poczują.
Te słowa zapamiętała na zawsze. Tata nie tylko nauczył ją miłości do Kaszub, ale też pokazał, jak ważne jest dzielenie się tym, co dla nas cenne.
Mama Feli — Maria — była uroczą kobietą, która przyciągała uwagę nie tylko swoją urodą, ale i wyjątkową osobowością. Jej kasztanowe, kręcone włosy lśniły w promieniach słońca, a zielone oczy, głębokie jak kaszubskie jeziora, zdawały się widzieć więcej, niż mogli dostrzec inni. Była subtelna i pełna wdzięku, który oczarowywał każdego, kto miał okazję ją poznać. Jej miłość do literatury przejawiała się w stale rosnącej kolekcji książek, które wypełniały dom. A każde spotkanie z nią przypominało żywą lekcję sztuki i kultury.
Była też mistrzynią kuchni. Jej jagodzianki i drożdżówka zyskały niemal legendarną sławę w całym regionie. Pachniały wanilią i ciepłem rodzinnego domu — delikatne, z idealną kruszonką. Stanowiły jeden z powodów, dla którego goście często odwiedzali jej dom.
Chociaż mama Feli była osobą o wielu talentach i pasjach, jej największą siłą była umiejętność tworzenia ciepła w relacjach z ludźmi i w codziennym życiu. Potrafiła zachować kulturę i życzliwość w najbardziej kryzysowych momentach, co Fela uważała za coś niemal magicznego.
— Witómë serdeczno na piãknëch Kaszëbach — powiedział Paweł Bukowski, machając ręką do nadchodzących gości.
— Mamy tutaj nie tylko przepiękne krajobrazy, ale i wiele ciekawych miejsc do zwiedzania. A jeśli macie ochotę spróbować naszej kaszubskiej drożdżówki, to moja pani robi najlepszą. Mówimy na nią „Młodzowi kùch” — dodał, zapraszając na kawałek aromatycznego ciasta.
Pracując w pensjonacie rodziców, szybko odkryła, że to miejsce skrywa wiele fascynujących historii i ludzi.
***
Maj minął niepostrzeżenie, zostawiając po sobie zapach kwitnących bzów i pierwsze ciepłe wieczory. Już na początku czerwca woda w jeziorze była ciepła jak w sierpniu. Fela niemal codziennie przed pracą wymykała się popływać. Wróciła właśnie znad jeziora i stała na tarasie pensjonatu. Wpatrywała się w ogród, który właśnie teraz rozkwitał najpiękniej, gdy zauważyła grupę ludzi. Przyszli na herbatę. Wśród nich był starszy mężczyzna z długimi, siwymi włosami, który od razu przyciągnął jej uwagę. Okazało się, że był to reżyser filmowy — Filip Meller. Postanowił spędzić kilka dni w ich wiosce. Szukał inspiracji do nowego projektu.
— Cześć, młoda damo! — przywitał się z nią — Jak się miewasz?
Fela, nieco zaskoczona, odpowiedziała nieśmiało:
— Dzień dobry. Jak się miewam? Na razie szukam spokoju i ciszy, ale to miejsce jest pełne życia.
Starszy mężczyzna roześmiał się, słysząc jej odpowiedź.
— Wiesz, masz rację. Kaszuby mają tę niezwykłą cechę, że łączą w sobie spokój natury z ogromną energią lokalnej społeczności. To chyba właśnie jest ich największy urok.
Reżyser podszedł jeszcze bliżej.
— Co najbardziej lubisz w tym miejscu?
Spojrzała na rodzinną wioskę, po czym jej twarz rozjaśnił uśmiech.
— Uwielbiam to, że mogę tu być sobą. Wszyscy się znają, ale nie ma w tym nic dusznego. Żyjemy obok siebie, ale szanujemy swoją przestrzeń. Chociaż tu i ówdzie zdarza się jakaś wścibska sąsiadka, która ma potrzebę bycia na bieżąco z tym, co się dzieje w okolicy lub u sąsiada w domu. To może wkurzać, ale przy tym zawsze możemy liczyć na siebie nawzajem, i to się ceni. Mam tu mnóstwo ulubionych miejsc, takich jak to jezioro… Pływam i myślę o wszystkim. Woda działa na mnie jak reset — wchodzę do niej i nagle wszystko, co mnie wkurza albo przytłacza, znika pod powierzchnią jeziora.
Rozmówca zamyślił się przez chwilę, analizował słowa Feli.
— Zatem… jezioro, cisza, natura, przemyślenia. To idealne tło do jednej z pierwszych scen filmu. Zbliżenie na bohatera, który przyjeżdża tutaj po długiej podróży, zmęczony i szukający spokoju. Wchodzi do wody, zamyśla się… a w tle widzimy kaszubskie krajobrazy. Woda, lasy, łąki, stare domy… Tylko powiedz mi, co się wtedy dzieje? Co czujesz, gdy jesteś nad jeziorem?
Reżyser spojrzał na nią z zainteresowaniem. Chciał zrozumieć, co przeżywa. To jednak było dla niej za dużo. Poczuła się trochę niekomfortowo. Zamknęła na chwilę oczy. Próbowała zebrać myśli. Spojrzała w dal, na jezioro, które wydawało się niemal magiczne w tym świetle i powiedziała:
— Czasami wszystko tutaj zwalnia. Cały świat się zatrzymuje. To miejsce ma jakąś moc. Kiedy pływam, czuję, że jestem częścią czegoś większego. Nie wiem, jak to opisać… To takie uczucie, że… wszystko staje się jasne. Wtedy o nic się nie martwię.
Reżyser uśmiechnął się szeroko.
— Mądra z ciebie dziewczyna — powiedział — Wiesz, to, co mówisz, jest właśnie tym, czego szukam w tej scenie. To uczucie spokoju, tej ciszy, która wszystko otacza. To, co czujesz nad jeziorem, to jest esencja tej postaci.
Roześmiała się.
— Myślę, że Kaszuby mają coś więcej niż piękne krajobrazy. Mają duszę, którą czują tylko ci, którzy tu bywają i mieszkają.
Filip Miller kiwnął twierdząco głową.
— Zgadzam się z tobą. Prawdziwa magia tego miejsca to ludzie. Kaszubi są tacy gościnni i pełni historii, które wciąż żyją. Mój film o Kaszubach byłby opowieścią o ludziach, ich pracy, pasjach, tradycji. No ale nie zapominajmy o tej cudownej drożdżówce. „Młodzowi kùch”, tak? — Wybuchnął śmiechem podnosząc kawałek ciasta do ust. — Ona będzie świetnym elementem uzupełniającym. To symbol tej gościnności, którą tu czuję.
Fela roześmiała się razem z nim.
— No to smacznego! — podniosła talerz z ciastem, który stał na stole obok.
— Wiesz, odnalazłem swoją pasję i sens w życiu właśnie dzięki takim chwilom. Zawsze fascynowały mnie historie ludzi i ich emocje. Próbowałem różnych rzeczy w życiu, aż w końcu odkryłem film. Był dla mnie sposobem na uchwycenie tego, co ulotne, co często umyka w codzienności. Pokazanie różnych światów.
Spojrzała na niego z podziwem. Ich rozmowę przerwał jakiś mężczyzna. Fela poszła do pensjonatu, a w tle wioska dalej pulsowała swoim spokojnym życiem.
W ten sam weekend Fela wdała się w kolejne ciekawe rozmowy. Poznała Martę, młodą artystkę, która malowała pejzaże Kaszub, oraz pana Andrzeja, który prowadził lokalną szkołę jazdy konnej. Spotykali się na wspólnych posiłkach, a ich rozmowy zaskakiwały ją coraz bardziej.
Podczas kolacji, pan Andrzej opowiadał o swoich podróżach do Ameryki Południowej.
— W górach Argentyny, zobaczyłem coś, o czym nie zapomnę — mówił, z pasją w oczach. — Ludzie żyją w zupełnie innym rytmie, bez pośpiechu. A ich podejście do natury? Niezwykłe.
Marta, słuchając, dodała:
— To ciekawe, bo ja też miałam kiedyś okazję malować w Peru. Spotkałam tam ludzi, którzy byli w stanie opowiedzieć mi historie, jakich nigdy bym nie wymyśliła.
Fela zafascynowana słuchała, jak ich opowieści otwierają przed nią zupełnie nowe światy. Widziała w wyobraźni barwne targowiska Ameryki Południowej. Czuła zapach przypraw unoszący się nad ulicami i niemal słyszała melodie grane na nieznanych jej dotąd instrumentach.
— To niesamowite, ile można się dowiedzieć, nie ruszając się z tego miejsca — powiedziała, patrząc na rozmówców. — Wystarczy rozmowa, a nagle wszystko jest tuż obok.
Z każdym dniem coraz bardziej doceniała to, jak bardzo różnorodność ludzi i ich doświadczeń zmieniała jej perspektywę. Czasami te opowieści były bardziej ekscytujące niż niejedna powieść, którą przeczytała.
***
Po długim czerwcowym weekendzie w wiosce zrobiło się ciszej. Wczasowicze wyjechali, a pensjonat znów stał się spokojnym miejscem. Fela, mając więcej czasu dla siebie, zaczęła ponownie zastanawiać się nad swoją przyszłością. Myśli o studiach powróciły.
Usiadła w swoim pokoju i przeglądała broszury różnych uczelni. Miała podjąć ważną decyzję, ale wciąż nie była pewna, w jaką stronę powinna podążać. Patrzyła na oferty z zakresu literatury, turystyki, psychologii, a nawet sztuki, ale żadna z nich nie wydawała się idealna.
Podczas kolacji, podzieliła się swoimi rozterkami z rodzicami.
— Zaczynam się martwić — zaczęła Fela, mieszając sałatkę na talerzu. — Czas składania dokumentów na studia zbliża się nieubłaganie, a ja nadal nie wiem, co wybrać. Wszystko wydaje się interesujące, ale nic mnie nie pociąga na tyle, by podjąć decyzję. Nie mogę się zdecydować.
Mama spojrzała na nią z troską.
— To naturalne… Decyzja o studiach nie jest łatwa. Może spróbuj pomyśleć o tym, co cię najbardziej pasjonuje? Czego byś chciała się nauczyć, nawet gdybyś nigdy nie miała z tego pracy?
Tata dołączył do rozmowy, uśmiechając się pokrzepiająco.
— Może warto porozmawiać z kimś, kto już studiuje? Pomoże ci zrozumieć, czego możesz się spodziewać.
Po kilku dniach intensywnych przemyśleń i rozmów, Fela w końcu wiedziała, co chce robić. Spojrzała na swoje notatki i katalogi uczelni, które leżały przed nią. Dwa kierunki wyróżniały się na tle pozostałych — filologia polska i psychologia.
Wieczorem, podczas kolacji, powiedziała pewnym głosem:
— Mamo, tato, postanowiłam. Złożę papiery na filologię polską w Koszalinie i na psychologię w Gdańsku — oznajmiła z mieszanką ekscytacji i ulgi w głosie. — To dwa kierunki, które naprawdę mnie interesują. Kocham literaturę, a psychologia zawsze mnie fascynowała.
Mama uśmiechnęła się.
— Ważne, że wybrałaś to, co cię pasjonuje. Teraz tylko trzeba podejść do egzaminu i będziemy czekać na wyniki rekrutacji.
— Niezależnie od tego, na którą uczelnię się dostaniesz, jestem pewien, że sobie poradzisz. Będziemy cię wspierać. Nie martw się o opłaty za mieszkanie. Nie mamy kokosów, ale damy radę — dodał tata.
W najbliższych dniach złożyła wszystkie potrzebne dokumenty i okazało się, że egzaminy na obie uczelnie są tego samego dnia i o podobnych godzinach. Musiała więc podjąć decyzję, na który egzamin pojedzie. Początkowo uczyła się do obu. Jednak potem, w weekend, do swojej rodziny przyjechała Ola — jej przyjaciółka z osiedla, studiująca w Koszalinie. Co prawda nauki przyrodnicze, ale jej opowieści o życiu studenckim w tym mieście były niezwykle barwne i zachęcające. Dziewczyny usiadły w ogrodzie zajadając arbuza. Rozmowa zeszła na temat uczelni.
— Koszalin to naprawdę świetne miejsce do studiowania — zaczęła Ola z uśmiechem. — Miasto jest przyjazne dla studentów, a filologia polska na naszej uczelni ma świetną kadrę. Myślę, że naprawdę byś się tam odnalazła.
Fela westchnęła, wciąż rozdarta między dwoma kierunkami.
— Problem w tym, że egzaminy na filologię i psychologię są tego samego dnia. Nie wiem, który kierunek wybrać. Uczę się do obu, ale muszę w końcu podjąć decyzję — powiedziała zmartwiona.
Dziewczyna spojrzała na nią z powagą.
— Wiem, że psychologia też cię interesuje, ale nie jest łatwo się dostać. Poza tym zastanów się, co daje ci więcej radości. Jeśli literatura i język są tym, co naprawdę kochasz, to może warto dać sobie szansę właśnie w Koszalinie. Czasem serce wie najlepiej. A tak w ogóle, w Koszalinie będziesz już miała przyjaciółkę. — Ola uśmiechała się, wyraźnie zadowolona.
Fela usiadła z rodzicami przy kolacji i wtedy z lekkim uśmiechem oznajmiła:
— Jadę do Koszalina. Chcę spróbować swoich sił na filologii polskiej. To chyba coś dla mnie.
Mama i tata spojrzeli po sobie.
— To świetna decyzja — dodała mama, trzymając ją za rękę. — Pamiętaj, że niezależnie od wyniku, jesteśmy z tobą.
Fela pożyczyła od ojca samochód i w pierwszym tygodniu lipca wyruszyła do Koszalina. Pełna nadziei weszła do budynku i odnalazła salę, gdzie odbywał się egzamin. Były setki chętnych osób, ale mówiła sobie w myślach: Będzie dobrze! Dasz radę!
Egzamin był trudny, ale wiedziała, że zrobiła wszystko, co mogła.
Dwa tygodnie później nadszedł dzień, na który czekała z niecierpliwością. Wyniki rekrutacji miały zostać wywieszone na tablicy ogłoszeń na uczelni. Tym razem pojechała do Koszalina razem z Olą, która już rozpoczęła wakacje. Wyruszyły wcześnie rano. Kiedy dotarły na miejsce, tłum młodych ludzi zebrał się przed budynkiem wydziału. Wszyscy wyczekiwali wyników. Dziewczyna podeszła do tablicy ogłoszeń z drżącymi rękami, prawie zaczęła obgryzać paznokcie z nerwów. Przyjaciółka stała tuż za nią, gotowa wesprzeć ją w każdej chwili.
— Spokojnie, na pewno się dostałaś — uspokajała ją.
Fela wzięła głęboki oddech i zaczęła przesuwać wzrokiem po długiej liście nazwisk. Szukała swojego imienia. Napięcie rosło z każdą sekundą. Wtem ujrzała:
Felicja Bukowska.
— Udało się! Zostałam przyjęta! — wykrzyknęła z radością.
Rzuciła się w ramiona Oli. Śmiała się, a łzy szczęścia napłynęły jej do oczu.
— Wiedziałam, że ci się uda! — powiedziała przyjaciółka. — Witam w gronie studentów!
Zdecydowały, że warto wykorzystać dzień, by Fela poznała uczelnię i okolicę. Ola, jako doświadczona studentka trzeciego roku, znała teren jak własną kieszeń.
— Chodź, pokażę ci najważniejsze i najfajniejsze miejsca — zawołała z entuzjazmem. — Zacznijmy od biblioteki, bo tam spędzisz sporo czasu, a potem przejdziemy się po kampusie. Pokażę ci też najlepsze kawiarnie i miejsca, gdzie siedzimy między zajęciami.
Przyjaciółka opowiadała o swoich doświadczeniach, dzieląc się praktycznymi wskazówkami. Fela chłonęła każde słowo. Niedługo miała zacząć nowy rozdział życia.
***
Fela właśnie wróciła znad jeziora. Uwielbiała pływać, a gorący lipcowy dzień sprawiał, że chłodna woda wydawała się rajem. Osuszona ręcznikiem usiadła w swoim pokoju. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Trzymała w ręku list potwierdzający przyjęcie na studia. Ciężar, który nosiła przez ostatni czas, zniknął. Było coś magicznego w tej chwili. Po tylu miesiącach trudów, wreszcie otwierała drzwi do innej przyszłości, takiej której od dawna pragnęła. Świat stał przed nią otworem.
Przyjaciółki postanowiły spotkać się wieczorem i świętować w pobliskiej knajpce na świeżym powietrzu.
— Teraz czas na imprezę! — powiedziała Fela, gdy szli razem z Olą i Antkiem do ulubionego miejsca — Chyba zasłużyłam?! No nie?
Potem dołączyło do nich kilkoro innych znajomych. „Bar pod chmurką”, bo tam się udali, to było miejsce, które funkcjonowało w sezonie letnim, kiedy pogoda sprzyjała. Idealne na spotkania z przyjaciółmi i korzystanie z ciepłych wieczorów na świeżym powietrzu.
Dobre wiadomości szybko rozeszły się wśród znajomych, którzy siedzieli przy stolikach obok. Gratulacje dla Feli zaczęły napływać z każdej strony. To było typowe dla ich małej społeczności — większość się znała i sekrety wypływały szybciej, niż niejedni by chcieli.
Tymczasem Dawid, kuzyn Radka, też przyjechał do Chmielna na miesięczny urlop w domku letniskowym. Od lat spędzał tam czas z rodziną i przyjaciółmi. Rodziców Radka i Dawida łączyły nie tylko więzy krwi, ale też serdeczna relacja. Wiele lat temu wpadli na pomysł, by kupić sąsiadujące działki blisko jeziora i zbudować tam domki letniskowe. Tak też się stało. Odwiedzali zatem to miejsce, kiedy tylko mieli ochotę pobyć blisko natury.
Dawid przekroczył drewnianą bramę baru. Od razu zwrócił uwagę niektórych gości, szczególnie dziewczyn. Jego wysoka postawna sylwetka i pewny krok sprawiły, że kilka młodych kobiet nieświadomie podniosło głowy, by spojrzeć w jego stronę. Widać, że bywał tu od czasu do czasu. Już na wejściu niektórzy wołali do niego radosne „cześć”. Podszedł do lady. Zamówił coś do picia, a barmanka od razu uśmiechnęła się na widok jego przystojnej twarzy.
Fela siedziała przy jednym z drewnianych stolików, usytuowanych na górze. Rozmawiała z Olą i bratem oraz paroma innymi znajomymi. Nie zauważyła, że pojawił się Dawid.
On zaś zamówił piwo i zaczął się rozglądać. Szukał wolnego miejsca. W pewnym momencie zauważył Felę. Zbliżył się do stolika, przy którym siedziała.
— Gratulacje! — powiedział z uśmiechem i przerwał na moment, aż na niego spojrzała, wtedy dodał: — Nie wiem, czego ci gratulować, ale zdaje się, że coś świętujesz?
To był on — Dawid. Stał przed nią i wyglądał nieziemsko — w luźnej lnianej koszuli i spranych dżinsach. Co on tu robi? Skąd on się wziął?
Jego ciemne, niemal czarne włosy, chociaż starannie przycięte, układały się w lekki, naturalny nieład, który dodawał mu pewnej tajemniczości. Mimo męskich, zdecydowanych rysów twarzy, jego uśmiech odsłaniał urocze dołeczki na policzkach, co sprawiało, że cała jego postura stawała się jeszcze bardziej ujmująca. Był jak połączenie surowej elegancji z odrobiną dzikości. To czyniło go niezwykle interesującym i pełnym kontrastów. Obecność tego młodego mężczyzny i ten tajemniczy uśmiech sprawiły, że Fela zatraciła się.
— Dawid? Co ty tu robisz? — wydusiła w końcu z siebie.
— Mam miesiąc urlopu i przyjechałem do domku letniskowego. Parę dni spędziłem z rodziną, a teraz zostałem sam jak palec. Za kilka dni mają do mnie dołączyć Radek z Emilką.
— A to ciekawe — starała się utrzymać lekkość w głosie. — Emilka z Radkiem? Nic mi nie mówili, że przyjeżdżają. W sumie dawno z nimi nie rozmawiałam. I jakie plany na urlop? Dla ciebie to chyba trochę inne wakacje niż w mieście, co? — dodała radośnie. Udawała, że to spotkanie nie zrobiło na niej żadnego wrażenia, ale coś się zmieniło w jej dotychczasowym porządku.
Dawid uśmiechnął się.
— Tak, to miejsce, gdzie można odpocząć od wszystkiego. Przyjeżdżam tu od lat i czuję się jak w drugim domu — odpowiedział. Spojrzał jej prosto w oczy trochę dłużej, niż powinien. — Wiesz, Radek mówił, że tu mieszkasz. Nie spodziewałem się, że na ciebie wpadnę. Cóż za miła niespodzianka!
Fela wiedziała, że musi opanować emocje. To był tylko przypadek, nic więcej. Jednak coś w sposobie, w jaki Dawid na nią patrzył, sprawiało, że nie była już tak pewna swojego dystansu. W tym momencie zrozumiała, że życie potrafi zaskakiwać w najbardziej nieoczekiwany sposób. Myślała, że już nigdy więcej go nie zobaczy, a tu nagle…
— To ten facet, o którym mi kiedyś mówiłaś? — zapytała Ola cicho, gdy on rozmawiał z kimś innym.
— Tak, to on — potwierdziła, po czym rumieńce pojawiły się na jej policzkach.
Nie widziała go od wyprowadzki z Gdyni, a teraz, gdy był tak blisko, znów poczuła przyciąganie. Fela często chowała się za dużymi swetrami i dżinsami, rzadko decydując się na coś bardziej kobiecego. Dziś jednak świętowała i postawiła na elegancką swobodę. Miała na sobie oliwkową bluzkę na ramiączkach, która subtelnie odsłaniała opalony dekolt i luźno opadała na ciemne dżinsy o prostym kroju. Do tego dobrała krótką, lekko wyblakłą kurtkę dżinsową, nadając całości młodzieńczego luzu. Na nogi włożyła wygodne sandały na koturnie, a delikatna biżuteria — łańcuszek z serduszkiem i wiszące kolczyki — dopełniały stylizację. W tym momencie dziękowała sobie w duchu, że wybrała taki stroj.
Dawid uśmiechnął się szeroko.
— To czego ci gratulować? — dopytywał.
— Fela dostała się na swoje wymarzone studia i świętujemy — wytłumaczyła Ola przystojnemu nieznajomemu.
— W takim razie, gratulacje. Twoje zdrowie! — zawołał, unosząc piwo do góry. — Mogę się do was przysiąść?
— Jasne, siadaj — odparła podekscytowana przyjaciółka.
— Jak urlop? — zagaiła Fela.
— W końcu trochę spokoju i świeżego powietrza. Brakowało mi tego.
— Nie znamy się jeszcze. Dawid jestem.
— Ola. Miło cię poznać.
Uśmiechnął się szeroko. Jego obecność wywołała ożywienie w rozmowie, a charyzma sprawiała, że wszyscy słuchali go z zainteresowaniem.
— No dobrze, dziewczyny, może powiecie mi, co ciekawego dzieje się w okolicy? — zapytał z błyskiem w oku. — Chciałbym dobrze wykorzystać ten urlop.
Przyjaciółki jedna przez drugą zaczęły opowiadać o atrakcjach i najbliższych wydarzeniach. Wkrótce rozmowa stała się żywa i pełna śmiechu.
Zrobiło się późno. Bar pustoszał i wszyscy zaczęli się rozchodzić. Barmanka zamykała bramę. Ola spojrzała na Felę z podekscytowaniem i cicho powiedziała:
— Nie dziwię się, że ci się ten facet spodobał. Jest naprawdę fajny!
— On jest tylko kolegą.
Ola z powątpiewaniem popatrzyła na przyjaciółkę. Ten wieczór przyniósł Feli więcej, niż się spodziewała. Wspomnienie o ostatnim spotkaniu z Dawidem wróciło niczym błyskawica, ale nie dała tego po sobie poznać. Niedługo miała wyjechać na studia. Nie było sensu wracać do dawnych chwil. Pożegnali się zwykłym „cześć” i każdy ruszył w swoją stronę.
Tydzień później w wiosce odbywał się koncert miejscowego bandu „Szum Przyszłości”. Grali popularne rockowe kawałki. Dziewczyny chciały kolejny raz zobaczyć, jak Janek -brat Oli, gra i śpiewa. Dotarły na miejsce i usiadły zaraz przy scenie. Czekały razem z resztą na występ. Zabrzmiały pierwsze dźwięki gitar, a cała publiczność poderwała się z miejsc. Fela zanurzyła się w dźwiękach. W tym samym momencie wyczuła obok czyjąś obecność — to był Dawid. Spojrzała na niego z lekkim zmieszaniem.
— Hej, Fela — powiedział z uśmiechem. — Znowu na siebie wpadamy. Nie spodziewałem się tu ciebie.
Starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyła ją jego obecność. Przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. Postanowiła zachować dystans.
— To nasz lokalny ulubiony zespół — odpowiedziała lekko. — Znamy go już od dawna, lubimy tę energię na scenie. Janek świetnie śpiewa i często gra nasze ulubione kawałki.
— Zaczęła śpiewać jedną z ulubionych piosenek razem z wokalistą.
Dawid uśmiechnął się szeroko. Zauważył, że dziewczyna nie jest zainteresowana dalszą rozmową. Stanął obok, patrzył na nią i popijał piwo.
— Miłego koncertu — dodał po chwili i poszedł do swoich znajomych.
Fela skinęła głową i zaczęła dalej śpiewać. Udawała, że spotkanie z nim nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Nie miała zamiaru pozwolić, by się do niej zbliżył. Miała swoje cele, a mężczyźni tylko zakłóciliby tę harmonię. Wiedziała, że musi trzymać się na dystans, zwłaszcza od niego. Wkraczał w jej życie zbyt łatwo.
— Też lubicie rockowe brzmienia? — zapytał jakiś czas później Dawid, znów podchodząc do dziewczyn.
Wymieniły spojrzenia, a potem się uśmiechnęły.
— Przyszłyśmy zobaczyć, jak mój brat daje czadu na scenie — odpowiedziała Ola z lekkim uśmiechem, wskazując na solistę.
— Janek to twój brat? — Dawid spojrzał na dziewczynę z zainteresowaniem. — Świat jest mały. Poznałem go niedawno. Fajny gość.
— Tak, to mój starszy brat — potwierdziła z dumą Ola.
— Mój kumpel to ten, co gra na perkusji w czapeczce. Pamiętasz go, Fela? Poznałaś go.
Przypomniała sobie jego przystojnego, aczkolwiek aroganckiego kolegę, który wcale nie przypadł jej do gustu.
— Zastanawiałam się, skąd kojarzę tę twarz — przytaknęła.
Muzyka wypełniła okolicę, a Janek na scenie porwał publiczność swoją energią i charyzmą. Wszyscy zatracili się w dźwiękach, w tym Dawid i Fela. Wspólne zainteresowanie muzyką powoli zaczynało na nowo przełamywać lody między nimi.
Zespół skończył swój występ.
— Janek naprawdę dał czadu — rzucił Dawid w stronę Feli.
— Fakt. Było niesamowicie! — potwierdziła.
Ola wtrąciła z uśmiechem:
— Byli naprawdę super! Dzisiaj przeszli samych siebie. Co za energia!
Wieczór zakończył się długą rozmową przy stoliku. Dawid kupił dziewczynom po piwie i wdali się w rozmowę. Fela dyskutowała coraz bardziej otwarcie: o swoich pasjach, doświadczeniach, planach i odczuciach.
— Wiesz, co mnie ostatnio dziwi? — odezwał się poważnie. — Że my, ludzie, tak bardzo potrzebujemy narracji. Nie tylko w książkach, filmach, polityce… ale też w codziennym życiu. Przecież nie wszystko musi mieć początek, punkt kulminacyjny i zakończenie.
— No tak… — przytaknęła Fela z błyskiem w oku.
— — Myślę, że właśnie dlatego pokochałam literaturę. Pozwala zrozumieć ten bałagan, z którego składa się życie. Albo może raczej pokazuje, że coś w nim ma sens.
Ola obserwowała ich z uśmiechem. Widziała, jak szybko znaleźli wspólny język. Oddaliła się i poszła do brata. Wtedy do ich stolika podszedł Mateusz.
— Cześć, Fela. Miło cię znowu widzieć — powiedział, a potem spojrzał na nich i dodał z przekąsem: — Wiesz, mój kolega to naprawdę fajny gość. Jest miły i czarujący, ale trochę za bardzo kocha życie na luzie. Na twoim miejscu uważałbym na niego. — Uśmiechnął się niby niewinnie.
Fela zmieszała się, ale nie dała tego po sobie poznać. Dawid zachował spokój, ale chłodnym tonem, odpowiedział:
— Mati, każdy ma swoje życie. Fela to dorosła osoba i sama wyciągnie wnioski.
Po czym spojrzał na nią i dodał:
— Nie wierz we wszystko, co on mówi, szczególnie pod wpływem alkoholu. — Popatrzył na kolegę z ukosa.
— Oczywiście, to tylko moje spostrzeżenia — dodał Mateusz, unosząc ręce w obronnym geście.
Dawid zignorował kolegę i kontynuował rozmowę z Felą. Mieli podobne poczucie humoru i ponownie szybko znaleźli wspólną płaszczyznę porozumienia. Jednak usłyszane przed chwilą słowa nie pozostały bez echa. W głowie dziewczyny pojawiła się pewna myśl: Dlaczego mam na niego uważać?
— Niedługo urządzam imprezę urodzinową w domku. Może masz ochotę przyjechać? Zapraszam. Będzie też Emilka z Radkiem, Mateusz, Tadeusz, Mariusz z Kaśką, ich już znasz — zaproponował po chwili.
***
Fela stała przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Nie miała figury modelki — tu i ówdzie zauważała nadmiar ciała, to nie był jej największy atut. Jednak mówiono jej, że jej promienna twarz z niebieskimi, dużymi oczami i charakter, przyciąga ludzi. To były jej mocne strony. Nie była pewna siebie, ale starała się zaakceptować taką, jaką była — z wadami i zaletami.
Chyba godzinę wybierała odpowiedni strój. Od sukienki w kwiaty po dżinsy. W końcu postawiła na wygodną stylizację — sukienka midi w głębokim odcieniu niebieskiego, który podkreślał kolor jej oczu. Do tego ulubiona dżinsowa kurtka, która ukrywała mankamenty urody, i sandały na koturnie. Dobrała jeszcze srebrne kolczyki i była gotowa do wyjścia. W głowie miała tylko jedno pytanie. Czy powinnam tam iść?
Przypomniała sobie, jak ostatnio Dawid pojawił się w jej życiu. Jego obecność od razu sprawiła, że czuła emocjonalne zamieszanie. Ze swoją aparycją i pewnością siebie przebijał się przez jej otoczkę chłodu bez najmniejszych problemów.
Fela westchnęła. Zarazem chciała i nie chciała iść na tę imprezę. Otworzyła swój pamiętnik i zaczęła pisać:
„Co, jeśli Dawid znowu zacznie coś mówić, patrzeć na mnie w ten sposób, który sprawia, że tracę równowagę? No serio, może wcale mu się nie podobam? Może po prostu lubi się bawić dziewczynami, jak mówił Mateusz? A może… może ja sobie coś dopowiadam? Nie jestem ani ładna, ani nic… Kurczę, co ja w ogóle myślę?!”
Pisanie przerwał dźwięk wiadomości. Fela popatrzyła na swój telefon, który wyświetlał SMS-a od Emilki. Pytała, czy jest już gotowa, bo chcą wyjeżdżać.
— Może po prostu napiszę, że źle się czuję…? — powiedziała sama do siebie.
Potem pomyślała o swoich przyjaciołach. Chciała się świetnie bawić, było lato, wakacje, to przecież tylko urodziny, żadna wielka sprawa.
Impreza odbywała się nad jeziorem. Było tam sporo młodych ludzi. Zjawiła się też ekipa z Gdyni, którą Fela poznała już wcześniej. Zapowiadało się miło. Na urodziny Dawida przyjechała z Emilką i Radkiem. Niestety, oni byli w sobie tak zakochani, że spędzali większość czasu tylko we dwoje. Znikali, zanurzeni w swojej własnej bańce i zapominali o kuzynce. Czuła się przy nich jak piąte koło u wozu. W pewnym momencie zaczęła żałować, że przyjechała na tę imprezę.
Poszła się czegoś napić. Starała się się zająć ręce i oderwać myśli od sytuacji, w której została sama. Stała przy stole, popijała drinka i obserwowała bawiących się ludzi. Ich radosne rozmowy i tańce były dla niej jak coś odległego. Uśmiechała się, ale nie potrafiła się tu odnaleźć. I w tym momencie zauważył ją Dawid, który od razu z uśmiechem podszedł do niej.
— Chodź, zatańczymy! — powiedział radośnie. Nie czekał na odpowiedź. Chwycił ją za rękę i poprowadził na parkiet.
To było miłe zaproszenie. Zaczęli tańczyć. Leciały szybkie kawałki. Wszystko było w porządku. Rozmawiali i śmiali się, ale w tańcu pojawia się między nimi inna energia. Było coś w jego spojrzeniu, co sprawiało, że serce zaczynało jej bić szybciej niż wtedy w Gdyni. Była o wiele bardziej onieśmielona.
Czuła się nieswojo, prosty taniec stał się walką z jej kompleksami. Dawid zaproponował, by zatańczyć wolnego. Cała jej pewność siebie nagle wyparowała, a jej myśli zaczęły biec w stronę obaw. Serce szeptało: Nie pasujesz do niego. On jest taki przystojny, a ty co? W bliskim tańcu miała wrażenie, że każdy centymetr jej ciała będzie na widoku. Pomyślała, że jest gruba i nieatrakcyjna, nie dość ładna dla niego. Musiała się wycofać. Zwolniła tempo tańca, delikatnie odsunęła się, popatrzyła na niego i powiedziała:
— Wiesz co, chyba pójdę trochę odpocząć i czegoś się napić.
— Jasne — odpowiedział nieco zdezorientowany. — Jeśli czegoś potrzebujesz, to śmiało, częstuj się.
Skinęła głową, a potem z lekkim poczuciem ulgi wróciła do stolika. Czasami trzeba delikatnie postawić granicę, żeby nie zatracić siebie. Po chwili podszedł do niej lekko wstawiony Mateusz i zaczął gadać jak opętany. Znowu poruszał temat Dawida.
— Wiesz, on zawsze tak działa. Zauroczy sobą dziewczynę, a potem znika, kiedy robi się poważnie — powiedział, wpatrując się w nią. Spojrzała na niego zmieszana i zdziwiona.
Mateusz, zauważył, że nie odniósł sukcesu w rozmowie i szybko zmienił temat. Zaczął opowiadać o tym, że jest surferem, lubi spędzać czas na plaży i łapać fale, a na co dzień pracuje jako trener personalny w klubie fitness. Potem zaprosił Felę wraz z resztą ekipy nad Jezioro Gowidlińskie, gdzie razem ze znajomymi rozbili namioty i żeglowali przez ostatnie dni.
— Wpadajcie w sobotę z Emilką i Radkiem. Mogę cię nauczyć żeglowania, jeśli masz ochotę.
— No nie wiem… — rzuciła sceptycznie.
— No przestań! Mamy tam miejscówki noclegowe i biwakowe. Będzie wesoło. Popływamy, poleniuchujemy, zrobimy ognisko, pośpiewamy… Będzie fajnie, zobaczysz.
Rozmowę usłyszał Radek, który wtrącił się i od razu odpowiedział:
— Brzmi świetnie, chętnie przyjedziemy! Jesteśmy umówieni!
Mateusz nieporadnie poprosił Felę do tańca. Nim zdążył poprowadzić ją na parkiet, rozbrzmiało głośne „sto lat, sto lat…”, które wszyscy śpiewali Dawidowi. Goście zebrali się w jednym miejscu i składali życzenia. Przyszła kolej na Felę, a wtedy solenizant nachylił się do jej ucha i szepnął:
— No dobrze, życz mi wszystkiego najlepszego, a potem… mam jedną dodatkową prośbę.
— A cóż to za prośba? — zapytała, próbując zachować swobodę.
Zawahał się przez chwilę, próbował dobrać odpowiednie słowa.
— Chciałbym, żebyśmy poszli razem na spacer. Nie teraz, ale któregoś dnia. Co ty na to?
Wahała się, ale powiedziała z lekkim uśmiechem.
— W sumie. Czemu nie? Spacer brzmi całkiem nieźle.
— Świetnie! — Uśmiechnął się szeroko i dodał: — Dam ci mój numer telefonu. — Po chwili wpisywał już cyfry
— w komórkę. — Teraz wracam do urodzinowych obowiązków. Zdzwonimy się później. Do zobaczenia — powiedział lekko
— i z uśmiechem poszedł do gromadki młodych ludzi.
Fela patrzyła, jak odchodzi. W jej głowie pojawiło się mnóstwo sprzecznych myśli.
Dlaczego zgodziłam się tak szybko? Co takiego sprawia, że nie potrafię być przy nim tak zdystansowana, jak przy innych?
Niespodziewanie koło Feli ponownie pojawił się Mateusz, tylko czekał na odpowiedni moment.
— O, widzę, że udało mi się trafić na chwilę sam na sam — odezwał się z uśmiechem, który miał być czarujący, ale
— w jej oczach wyglądał na wymuszony. — Muszę przyznać, że w tym świetle wyglądasz naprawdę zjawiskowo.
Podniosła wzrok, nieco zaskoczona jego nagłym pojawieniem się i sztucznym komplementem.
— Dzięki. Miło to słyszeć, ale chyba przesadzasz
— — odpowiedziała uprzejmie, ale zachowując dystans.
— Wcale nie. Serio, jesteś jedną z tych dziewczyn, które od razu przyciągają uwagę. Zresztą… Dawid to widzi, ale nie wiem, czy on docenia to tak, jak powinien — dodał i usiadł na poręczy tuż obok niej.
Zmarszczyła brwi. Nie była zadowolona z towarzystwa. Mateusz uśmiechnął się lekko, chciał złagodzić wydźwięk swoich słów.
— Wiesz, nie zrozum mnie źle, bo Dawid to mój kumpel i świetny gość, ale czasem nie do końca wie, czego chce. A ty wyglądasz na kogoś, kto zasługuje na coś więcej. Na kogoś, kto będzie umiał docenić każdą chwilę z tobą.
Przez chwilę milczała, próbując zrozumieć jego intencje, a on mówił dalej.
— Po prostu… Gdybym to ja miał taką szansę jak on, na pewno bym jej nie zmarnował — powiedział nieco podchmielonym głosem.
Felę zaczęło coraz bardziej denerwować towarzystwo podchmielonego chłopaka. Jego słowa wydawały się nie tylko sugestywne, ale i zbyt natarczywe.
— O! Nie wiedziałem, że planujesz dołączyć do rozmowy. — Nagle zjawił się Dawid i prowokacyjnie uśmiechnął się do kolegi.
Mateusz wstał i rozłożył ręce.
— Wiesz, nie mogłem się powstrzymać, żeby nie porozmawiać z tak interesującą osobą, ale widzę, że na mnie czas — stwierdził, patrząc na Felę.
Dziewczyna spojrzała na młodych mężczyzn z lekkim rozbawieniem i powiedziała dla rozładowania sytuacji:
— To ja lepiej pójdę potańczyć, a wy tu sobie porozmawiajcie. — Po czym zniknęła na parkiecie.
Tej nocy nie rozmawiała już z żadnym z chłopaków. Zatańczyła jeszcze do kilku utworów z Emilką, a potem zadzwoniła po transport. Szybko pożegnała się ze wszystkimi i wróciła do domu.
***
Tydzień później cała paczka dotarła na ustronną plażę nad Jeziorem Gowidlińskim. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, odbijało złote refleksy na tafli wody. Na brzegu stał Mateusz wraz ze swoimi znajomymi — wszyscy opaleni i uśmiechnięci. Wśród nich była też nieznajoma dziewczyna — piękna, smukła, o delikatnych rysach twarzy, z długimi kasztanowymi włosami.
Fela, jeszcze w aucie była pełna entuzjazmu, teraz zaczęło ją ściskać w żołądku. Kiedy wysiadła z samochodu i zobaczyła tę grupę młodych ludzi, ich doskonałe ciała — wyrzeźbione mięśnie muśnięte słońcem i pewność siebie malującą się na twarzach — od razu wiedziała, że za żadne skarby nie pokaże się tu w stroju kąpielowym. Po prostu nie wejdzie do wody. Jej śmiałość ulatniała się jak powietrze z piłki do siatkówki plażowej.
— Cześć. Wiecie co, boli mnie trochę głowa. Po prostu sobie posiedzę na brzegu i popatrzę, jak pływacie — oznajmiła, przyklejając uśmiech do twarzy.
Nikt nie naciskał. Mateusz spojrzał na nią z lekkim uśmiechem:
— Może chociaż wejdziesz na żaglówkę? Nie musisz się nawet zamoczyć. Płyniemy za chwilę. Będzie nieziemsko. Zobaczysz.
Zawahała się, ale perspektywa rejsu wydawała się bezpieczna. Nie musiała się rozbierać, nie musiała pokazywać ciała. W końcu zgodziła się i chwilę później była już na pokładzie. W swojej zwiewnej, długiej sukience, którą delikatnie poruszał wiatr, nie odsłaniając ani centymetra ciała więcej, niż chciała, Było dobrze.
Mateusz, który miał patent żeglarski, od razu zaczął się popisywać swoją wiedzą.
— Najpierw sprawdzamy kierunek wiatru — powiedział, wskazując na małą wstążkę przy maszcie, która delikatnie trzepotała. — Widzisz? Dzisiaj mamy idealne warunki na spokojne pływanie.
Fela kiwnęła głową, chociaż nie była pewna, czy faktycznie coś rozumie.
— Luzuję szoty foka i ustawiam grota pod odpowiednim kątem do wiatru
— mówił dalej z nonszalanckim uśmiechem. — Teraz delikatnie przechylamy łódkę, żeby zwiększyć prędkość…
Dziewczyna, która była z nimi miała na imię Malwina. Była typową „słodką idiotką”, której obecność irytowała Felę od samego początku. Rozmawiała wesoło z chłopakami i przymilała się do nich. Nie lubiła takiego typu. Nie przestawała się kleić do chłopaków: była blisko Dawida, a za moment obok Mateusza. Co chwilę sypała do nich komplementami.
— Ależ ty się ładnie opaliłeś, wyglądasz jak model z reklamy! — mówiła raz do jednego, potem drugiego.
Ta piękna dziewczyna nie przejmowała się niczym. Zdjęła ubrania i została w dwuczęściowym stroju kąpielowym — jasny turkus, który idealnie podkreślał jej sylwetkę i opaleniznę. Fela spojrzała na nią. „No tak, może nie jest zbyt mądra, ale wygląda świetnie… A ja?” — pomyślała, kręcąc lekko głową i próbując odgonić własne kompleksy. Malwina ciągle szeptała coś do ucha Mateusza, co chwilę delikatnie dotykając jego ramienia czy ręki. A potem podchodziła do Dawida i robiła to samo. Chciała zaimponować im swoją bliskością. To było absolutnie nie w stylu Feli. Patrzyła na nią z lekkim niesmakiem, ale i z zazdrością. Zastanawiała się, czy to naprawdę podoba się chłopakom. Cała ta powierzchowna gra, ta nieustanna chęć bycia w centrum uwagi.
Mateusz prowadził żaglówkę z wielką pewnością, chyba urodził się na wodzie. Fela poczuła wiatr we włosach. Było naprawdę przyjemnie.
— Widzisz? Nie trzeba od razu wskakiwać do wody, żeby było magicznie. Widzę, że ci się podoba — powiedział, gdy zobaczył jej szeroki uśmiech.
Wieczorem rozpalili ognisko, wokół trzaskały płomienie, pachniało pieczonymi kiełbaskami i dymem z drewna. Śmiechy i rozmowy niosły się nad taflą jeziora, a w tle cicho grała muzyka z przenośnego magnetofonu. Zrobiło się późno. Wszyscy zaszyli się w namiotach — zmęczeni, ale zadowoleni. To był jeden z tych wieczorów, które chciało się zapamiętać na długo.
Następnego dnia, o wschodzie słońca, Fela wyszła z namiotu i usiadła na brzegu jeziora. Prawie nie zmrużyła oka w nocy. Spanie na nierównościach, w śpiworze, z trzema osobami obok nie należało do najciekawszych doświadczeń. Każdy ruch kogoś obok sprawiał, że się budziła, a do tego co chwilę Radek chrapał.
Jezioro było spokojne, jego powierzchnia niemal nieruchoma. Dzień jeszcze nie do końca się obudził. Niebo powoli nabierało ciepłych barw — od fioletów i różów po złociste pomarańcze. Było cicho i pięknie.
W pewnym momencie drgnęła. Kątem oka zauważyła, że ktoś przysiada się obok.
— Spokojnie, to tylko ja — powiedział cicho Dawid.
Spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem. On tylko się uśmiechnął i spojrzał na jezioro.
— Nie mogłem spać — dodał, wzruszając ramionami.
— Ja też… — przyznała, mimowolnie odwzajemniając uśmiech.
Przez chwilę po prostu siedzieli w ciszy i patrzyli na wschód słońca. Po jakimś czasie namioty zaczęły się poruszać — ekipa powoli budziła się do życia. Wychodzili, rozciągając się leniwie. Mimo że wszyscy mieli lekko poczochrane włosy, i tak wyglądali jak z reklamy sportów wodnych. Tylko ona nie pasowała do reszty. Oczywiście, nikt jej tego nie powiedział — to było tylko w jej głowie. Mimo to miała wrażenie, że stanowi jakiś niepasujący element tej idealnej układanki.
Siedziała z boku i ukradkiem spoglądała na Dawida, który właśnie przeczesywał dłonią włosy. Był tak naturalny, swobodny… Wszystko wokół niego działo się w swoim własnym rytmie, bez wysiłku. Był taki przystojny. A ona? Pomyślała, że mogłaby zniknąć i nikt by tego nie zauważył.
Podszedł do niej, wyrywając ją z zamyślenia i powiedział wesoło:
— No, co tam tak dumasz? Zastanawiasz się, czy będziesz w stanie utrzymać równowagę na tej żaglówce?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy usłyszała:
— No dobra, śpiochy, co robimy na śniadanie? — Radek ziewnął głośno, przecierając oczy.
— Najpierw kawa, a potem się zastanowimy — odparła Emilka, wyłaniając się z namiotu tuż za nim.
Wszyscy wesoło rozmawiali, a Fela próbowała wpasować się w ten rytm, chociaż w środku wciąż miała to samo wrażenie: że jest trochę na marginesie. Ale może… może to było tylko w jej głowie?
Dawid przypomniał jej o umówionym spacerze. Jego głos był ciepły. Chciał dać jej przestrzeń, ale jednocześnie wyraźnie zaznaczył, że pamięta o tym, co zaplanowali.
— Może dzisiaj wieczorem, po pływaniu, znajdziesz chwilę? Myślałem, że moglibyśmy się wybrać na spacer z dala od reszty.
Jego uśmiech był szczery, a w oczach pojawiła się lekka troska. Jej serce delikatnie przyspieszyło. Odzyskiwała odrobinę pewności siebie. Może to szansa, by wreszcie poczuć się sobą wśród tych wszystkich ludzi?
Fela myślami wracała do popołudnia na żaglówce. Kiedy wsiedli na pokład, jej spojrzenie mimowolnie wędrowało w stronę Dawida. Był wysoki, świetnie zbudowany, a jego opalone, wyrzeźbione mięśnie poruszały się naturalnie przy każdym ruchu. Wyglądał tak swobodnie. Wtedy jej kompleksy wróciły ze zdwojoną siłą.
Mimo to jeszcze tego samego wieczoru Fela i Dawid wybrali się na umówiony spacer.
— Dzień dobry — powiedział z lekkim ukłonem, wręczając jej bukiecik stokrotek. — Pomyślałem, że takie drobiazgi to dobry początek spaceru.
— Dziękuję, są piękne — odpowiedziała lekko zmieszana. — To dokąd idziemy?
— Mam jedno miejsce, które chciałem ci pokazać. Tylko spokojnie, to nic wielkiego, ale pomyślałem, że ci się spodoba — odparł tajemniczo i wskazał ścieżkę prowadzącą przez niewielki zagajnik.
Podczas spaceru rozmawiali o wielu rzeczach — o jej studiach, o jego praktykach, o planach na przyszłość i zabawnych sytuacjach.
Dużo opowiadał o tym, co zaczynało go ostatnio pochłaniać.
— Wiesz… Zaczęło się od kursu pierwszej pomocy. Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, jak ważne jest reagowanie w sytuacjach kryzysowych? Cóż, postanowiłem, że nie chcę tylko wiedzieć, jak pomóc. Chcę to robić naprawdę, w sytuacjach, w których jest to niezbędne. Teraz jestem na etapie praktyk. Ostatnio byłem w szpitalu na oddziale ratunkowym i brałem udział w symulacjach. Fela słuchała go z nieukrywaną fascynacją.
Chłopak starał się podtrzymywać rozmowę lekkimi anegdotami, a ona, choć początkowo powściągliwa, zaczęła się otwierać. Dotarli na polanę.
Usiedli na prowizorycznie zbitej ławce z desek, lekko chwiejącej się przy każdym ruchu. Nad nimi rozpościerały się gałęzie dębu, a przed nimi spokojna tafla jeziora. Widok rzeczywiście był przepiękny. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
— To jedno z moich ulubionych miejsc na Kaszubach — powiedział spokojnie. — Pomyślałem, że ci się też spodoba.
Miejsce miało w sobie coś magicznego. Poczuła w sercu przyjemne ciepło.
— Czasem trzeba zaryzykować, prawda?
Spojrzał jej w oczy i zbliżył się powoli. Pocałował ją najpierw delikatnie, a potem długo i namiętnie, aż zabrakło jej tchu. Fala ciepła przepełniła ją od stóp do głów. To nie był zwykły pocałunek. Dawid przyciągał ją i przerażał tym, jak na nią działał. Odsunęła się gwałtownie. Spojrzała na niego i powiedziała cicho:
— Ja… Ja muszę już iść.
Wstała i szybko pobiegła do reszty towarzystwa. Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy znalazła się przed namiotami. Starała się ukryć przed sobą i innymi to, co właśnie przeżyła i poczuła. Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła po brata, żeby po nią przyjechał. Dawid przyszedł chwilę po niej. Popatrzył na nią z pytaniem w oczach, ale ona unikała jego spojrzenia. Jeszcze raz zerknęła w jego stronę i ze smutkiem na twarzy powiedziała do siebie w myślach: Po co zaczynać coś, co zaraz się skończy?
Słońce już całkiem zaszło. Podeszła do ogniska, gdzie wszyscy siedzieli.
— Dzięki za pobyt. Było naprawdę miło. Muszę jechać do domu. Brat już na mnie czeka w samochodzie. Pa, pa. Do zobaczenia.
— Chwyciła swoje rzeczy i pobiegła do auta, które stało na polnej drodze.
Dawid spojrzał na nią zaskoczony, ale nie zdążył nic powiedzieć. Fela po chwili była w domu. Próbowała nie myśleć o tym, co się stało. To bez sensu. Nigdy mu nie powiem, że mi się spodobał. Każdy z nas i tak pojedzie w swoją stronę i nic z tego nie będzie.
Tak się też stało. Dawid wrócił do Gdyni. Fela pakowała rzeczy, skupiała się na przyszłości i studiach w Koszalinie. Czasami tylko spoglądała na jakąś stokrotkę, która stała się dla niej symbolem czegoś więcej niż zwykłej znajomości i ze smutnym uśmiechem mówiła sama do siebie:
— Może kiedyś…
Rozdział II
Drzwi otwartych możliwości — studia, pasja i zauroczenie
Fela rozpoczęła studia polonistyczne w Koszalinie z mieszaniną ekscytacji i niepewności. To miasto otwierało przed nią wiele możliwości. Wszystko było nowe i fascynujące. Wspomnienia związane z Dawidem zdawały się coraz bardziej odległe. Ukryła je głęboko w swojej podświadomości. Skupiła się na teraźniejszości i na tym, co miało nadejść.
Była w Koszalinie od kilku dni. Wciąż czuła się tu nieco zagubiona. Na razie szukała miejsca do zamieszkania. Wynajęły z Olą na parę dni pokój w akademiku i szukały lokum na dłużej. Wszystko to było takie… inne. Nie przypominało żadnego z jej wyobrażeń o studenckim życiu. Na szczęście miała obok swoją przyjaciółkę, która już od trzech lat studiowała tu nauki przyrodnicze i jak na doświadczoną studentkę przystało, znała wszystkie sekrety tego miasta i uczelni. A co najważniejsze — była gotowa pomóc Feli w ogarnięciu nowej rzeczywistości.
— No weź, nie rób takich min. Wiesz, że Koszalin to świetne miejsce, prawda? Na polonistyce będzie mnóstwo ciekawych ludzi! — Ola próbowała ją pocieszyć.
Stała w drzwiach kolejnego mieszkania, przyglądając się swojemu nowemu życiu. Miasto, o którym nigdy nie wiedziała zbyt wiele, teraz miało stać się jej domem na najbliższe lata. Z torbą pełną książek, długopisów i notatników czuła się jak bohaterka filmu o wielkiej przygodzie. Chociaż jednocześnie nie miała pojęcia, jak wygląda ten „nowy świat” studiowania.
— No fajnie, tylko jak mam teraz znaleźć mieszkanie, jeśli nie wiem, czy to, co widziałam, to w ogóle mieszkanie, czy może znowu jakaś piwnica w stylu „witaj w świecie bohaterów horrorów”? — Fela przewróciła oczami.
— Z tymi kwaterami to jest zawsze trochę jak ruletka, ale spoko, znajdziemy coś. — Ola zaśmiała się głośno.
Fela wzruszyła ramionami.
— W końcu, jakby nie było, to już same poszukiwania są przygodą.
Dziewczyny długo szukały idealnego miejsca do zamieszkania. W końcu jednak znalazły mieszkanie, które przypadło im do gustu — w starej kamienicy, zaledwie dziesięć minut spacerem od uczelni.
Kamienica miała swój urok — wysoka i majestatyczna. Ich lokum było na parterze i miało wszystko, czego potrzebowały: duży pokój, kuchnię i łazienkę oraz stary kaflowy piec w rogu kuchni, który częściowo został prze robiony na elektryczny. Okna wychodziły na park, a do tego okolica była spokojna i cicha — idealna do nauki.
Największym atutem był jednak niski koszt wynajmu. To była wielka ulga dla obu dziewczyn, które musiały liczyć każdy grosz.
— Co to w ogóle jest za karta? — zapytała Fela, obracając w dłoniach niewielki plastikowy prostokąt, który dostały od właściciela mieszkania. — Mam ją wsadzić do jakiegoś dziwnego urządzenia? Jak to działa?
Ola, która miała już pewne doświadczenie z tego typu rozwiązaniem, wyjaśniła jej, jak ładuje się kartę w specjalnych punktach i wkłada do licznika, by mieć prąd.
— Spokojnie, to nie jest takie skomplikowane. Trochę jak doładowanie telefonu na kartę. Musisz tylko pamiętać, żeby nie zużywać całego prądu, bo inaczej nagle zostaniesz w ciemnościach — zaśmiała się Ola, widząc przerażenie w oczach przyjaciółki.
— To ja chyba kupię sobie zapas świeczek — westchnęła.
Dziewczyny wynajęły wspólne mieszkanie i były pełne entuzjazmu, ale jednocześnie musiały stawić czoła wyzwaniom życia studenckiego. Ich finanse były skromne, więc tworzyły budżet, planując wydatki na jedzenie, transport i rozrywkę.
***
W październiku czuło się już chłodne powiewy jesieni. Fela siedziała na holu uczelni, na jednej z ławek ustawionych na zbliżające się wydarzenie. Nerwowo poprawiała włosy. Była to jej pierwsza uczelniana uroczystość — inauguracja roku akademickiego. Aula była pełna studentów, wykładowców i pracowników uczelni. Wszyscy byli elegancko ubrani, a w powietrzu unosiła się nuta ekscytacji. Rozglądała się wokół, próbując chłonąć klimat tego wydarzenia. Czuła, że w tej chwili, pośród tych ludzi, zaczyna się jej nowy rozdział, nie tylko studencki, ale i życiowy.
Ten pierwszy dzień na uczelni szybko minął, ale został zapisany na zawsze w jej pamięci jako początek czegoś ekscytującego i pełnego możliwości.
Kolejne dni na studiach były dla Feli prawdziwą konfrontacją z jej marzeniem o studiowaniu. Z jednej strony czuła ekscytację — w końcu miała zanurzyć się w świecie literatury, języka i kultury, który ją fascynował. Z drugiej strony towarzyszył jej nieustanny lęk, czy sobie poradzi.
W Koszalinie wszystko było nowe i nieznane. Razem z Olą, zamiast kupować bilety komunikacji miejskiej, chodziły pieszo, a wieczory często spędzały przy grach planszowych czy książkach. Gotowały same i korzystały z darmowych wydarzeń w mieście. Dzięki współpracy i planowaniu udawało im się nawet zaoszczędzić na małe przyjemności czy okazjonalne wyjście na miasto. Studia wydawały się zupełnie innym światem niż szkoła średnia. Więcej samodzielności i większe oczekiwania, a struktura zajęć była dla niej początkowo nieco chaotyczna.
Czy podołam literackim analizom, historii języka i lekturom, które wydają się być wręcz encyklopedyczne? — zastanawiała się, rozglądając się po wydziale.
Weszła na uczelniane korytarze i zaczęła szukać swojej sali wykładowej. Radosne rozmowy studentów ucichły, a gdy przekroczyła próg sali, przywitała ją niespodziewana, gęsta cisza. Po chwili jakaś dziewczyna z grupy podeszła i przedstawiła się wesoło, to była Aga.
Usiadła koło niej i wyjęła długopis oraz zeszyt. Pozostałe osoby siedziały cicho, zanurzone w swoich własnych światach.
Co teraz? Co powinnam zrobić, żeby nie wyglądać jak totalny nowicjusz?
Zajęcia zaczęły się od razu od teorii. Język, literatura, historia, filozofia. Struktury nauczania były tak różne od tego, do czego była przyzwyczajona w szkole. Wykładowca, profesor Kowalski, od razu zarzucił ją trudnymi pytaniami o „strukturę sonetu”, a ona, nie chcąc wyglądać na ignorantkę, próbowała coś powiedzieć o „poezji miłosnej”.
— Więc, pani Felicjo, jak pani rozumie pojęcie „zmysłowości” w twórczości barokowej? — zapytał profesor z błyskiem w oku.
Zaczęła niepewnie.
— Cóż, to oznacza… te wszystkie rzeczy związane ze zmysłami? — zaczęła z lekkim stresem.
Koleżanka z boku szybko podała jej odręczny karteczkowy przypis „w stylu: barokowa zmysłowość to wyraz namiętności i silnych emocji w literaturze”, co uratowało sytuację.
Później na przerwie cała grupa zeszła do kantyny. Rozsiedli się przy stolikach. Mimo że nie była przekonana, czy odnajdzie się w tym towarzystwie, po chwili jej niepewność zaczęła ustępować miejsca ciekawości. Fela usiadła z nowo poznaną koleżanką — Agą, która uratowała ją z opresji. Dziewczyna była ciepła, otwarta, zupełnie jakby znały się od lat. Do ich stolika dołączyła reszta grupy. W tym momencie wkraczała w zupełnie nowy świat: pełen śmiechu, nowych osób, luźnych rozmów i wspólnych planów.
— No dobra, słuchajcie, to kto właściwie jest w naszej grupie? Bo dopiero zaczynam kojarzyć ludzi i już się gubię. — zapytała odważnie.
— Spokojnie, Fela! Nasza grupa to ci, którzy kontynuują rosyjski. Czyli ja, Szymon, Sylwia i oczywiście ty, no i zobaczymy, kto jeszcze. Grupa jest chyba mniejsza, bo reszta poszła na angielski — mówiła Aga.
— Ciekawie będzie, bo z tego, co słyszałem, profesor Kwiatkowska ma bardzo specyficzne podejście do nauki języka rosyjskiego. Podobno każda lekcja to jak podróż do innej epoki — odparł Szymon.
— No i jeszcze mamy literaturę rosyjską! Czytałaś coś z Dostojewskiego, Fela? — dopytywała Sylwia.
— No… „Zbrodnię i karę”, lubię literaturę psychologiczną. A co, będziemy mieli coś podobnego?
— Pewnie tak. A co z innymi przedmiotami? Ktoś wie, co nas jeszcze czeka? — dopytywała Sylwia.
— Z tego, co widziałem w planie, mamy historię języka, psychologię, pedagogikę, literaturę polską i kulturoznawstwo, filozofię… No i jakieś zajęcia z pisania, to podobno bardziej kreatywne, więc nie powinno być źle — mówił dalej Szymon.
— Cieszę się, że trafiłam do waszej grupy. Razem damy radę! — dopingowała samą siebie.
Zaczęła się rozmowa o książkach, które powinni przeczytać w semestrze. Fela poczuła się jak mały pisklak w strefie intelektualnych orłów. Pomyślała, że studia polonistyczne to będzie ogromne wyzwanie.
Po pierwszych zajęciach grupa Feli, razem z kilkoma innymi studentami, postanowiła wybrać się do klubu studenckiego. Lokal, choć niewielki, był klimatyczny — drewniane stoliki, nastrojowe światło i głośniki grające największe przeboje lat osiemdziesiątych. Idealne miej sce, by się zintegrować.
— No dobra, kto chce piwo? — pytał Szymon, siadając na jednym z wolnych krzeseł. — Ja stawiam pierwszą kolejkę! W końcu to pierwsze spotkanie, trzeba to uczcić.
— O, jakiś ty hojny! — zaśmiała się Sylwia. — Ale skoro stawiasz, to ja poproszę jasne.
Fela usiadła obok Agi i rozejrzała się po towarzystwie. W sumie zebrała się niezła ekipa — nie tylko ich mała „rosyjska” grupa, ale też kilka osób z angielskiego i jakaś dwójka innych studentów.
— To może zrobimy małą rundkę, kto skąd jest? — zaproponowała, gdy już wszyscy mieli swoje piwa w rękach. — W końcu wypadałoby się lepiej poznać, skoro mamy razem spędzić kilka lat. Ja pochodzę z małej miejscowości na Kaszubach, która nazywa się Chmielno.
— Słyszałam, że Kaszuby są piękne. — powiedziała Aga. — Ja jestem z Poznania. Przyjechałam, bo Koszalin ma fajny klimat, mieszka tu moja ciotka, no i morze jest blisko! To przede wszystkim.
— Ja jestem z Piły — dodała Sylwia. — Moje miasto jest małe, ale Koszalin wydaje się jeszcze bardziej kameralny.
— Ja jestem ze Słupska — dodał Jakub, chłopak z grupy angielskiej — Więc całkiem blisko.
— A ty, Szymon? — zapytała Fela
— Starogard Gdański — odpowiedział z dumą. — W końcu ktoś musi reprezentować Kociewie!
— Ja z Podlasia — wtrącił jeden z chłopaków z grupy angielskiej, Marek.
— Zawsze myślałem, że będę studiować gdzieś w większym mieście, ale Koszalin jakoś mnie przyciągnął.
— A ja miejscowy — odezwał się Arek, jeden z chłopaków, którzy dołączyli spontanicznie.
— Jestem z Białogardu, więc w sumie nie tak daleko. Ale Koszalin to dla mnie jak inny świat, zupełnie nowy początek — dodała Tamara.
Rozmowa toczyła się coraz swobodniej, a kolejne osoby włączały się do dyskusji, opowiadając o swoich miastach, szkołach i pierwszych wrażeniach. Grupa studentów przełamała lody i od razu poczuli, że się polubią. Wspólne zainteresowania, podobne poczucie humoru i tyle ciekawych rzeczy do opowiedzenia. Każdy przywiózł tutaj ze sobą swój kawałek świata. Rozmowy toczyły się coraz swobodniej. Było sporo śmiechu, a wieczór w klubie przeciągnął się dłużej, niż się spodziewali. Rozmowy o filmach, muzyce, a nawet ulubionych daniach sprawiły, że wszyscy poczuli się bardziej zżyci. Fela uśmiechnęła się sama do siebie z przekonaniem, że trafiła na wspaniałych ludzi. To był dobry początek nie tylko studiów, ale i nowych przyjaźni. Nowy rozdział w jej życiu właśnie się zaczynał.
Był koniec października, jesień zadomowiła się na dobre, a Fela czuła się już na swoim wydziale swobodnie, jak u siebie. W przerwie między zajęciami usiadła w kawiarni, popijając herbatę i wpatrując się w okno. Co jakiś czas spoglądała na chłopaków z grupy i nie mogła powstrzymać się od porównań. Dawid… to zupełnie inny świat. Przyszło jej to do głowy, kiedy spojrzała na jednego ze swoich kolegów, który z nieco niezdarnym uśmiechem próbował zagadać dziewczynę z roku. Był miły, nawet zabawny, ale brakowało mu tej pewności siebie, którą tamten emanował naturalnie. Żaden z chłopaków z roku nie mógł się z nim równać. Byli sympatyczni, niektórzy nawet atrakcyjni, ale brakowało im tej wyjątkowej aury, którą on roztaczał wokół siebie.
Przypomniał jej się wypad na żaglówki, na którym była tak niedawno, a wydawało się, że to było w zeszłym roku. Rozmarzyła się na chwilę. Wtedy chyba ostatni raz jej myśli uciekły do chłopaka, który gdzieś tam w Gdyni zajmował się swoimi sprawami. Zastanawiała się, czy ją w ogóle pamięta. Czas mijał, a myśli Feli i Dawida o sobie nawzajem bladły. Każde z nich zanurzyło się w swoje życie tak głęboko, że przeszłość zdawała się należeć do innej rzeczywistości. Pamiętała sposób, w jaki na nią patrzył, ale traktowała te wspomnienia jak zamknięty rozdział. Chociaż kiedyś przez krótki moment poczuła coś wyjątkowego, teraz każdy z nich kroczył własną ścieżką.
Jesienne słońce kładło na szybie ciepłe smugi, a wiatr poruszał liśćmi w rytmie, który przypomniał jej ich dawną bliskość. Przez moment poczuła ten sam spokój, co kiedyś przy nim, a zarazem smutek, że to już tylko odległe wspomnienie.
***
Nie minęło dużo czasu, gdy po oficjalnych spotkaniach organizacyjnych grupa studentów postanowiła pójść na kolejne piwo integracyjne. Wśród nich byli Fela, Szymon, Jakub, Sylwia, Aga i jeszcze kilka innych osób z roku. Imiona niektórych szybko zatarły się w pamięci tego wieczoru — pełnego śmiechu i rozmów. Już od pierwszych chwil paczka nowo poznanych studentów czuła, że ma ze sobą coś wspólnego — podobne poczucie humoru, otwartość i chęć czerpania radości z nowego etapu w życiu. Klimat był lekki i naturalny, jakby znali się od lat. Ich znajomość rozwijała się w błyskawicznym tempie, więc wspólne wypady były częste.
Fela i Ola egzystowały w wynajętym mieszkaniu i wszystko wydawało się układać świetnie do momentu, w którym zobaczyły, ile wydają na prąd. Kwota była zaskakująco wysoka i wywołała niemałe poruszenie. Po kilku kalkulacjach i rozmowach doszły do wniosku, że muszą coś z tym zrobić. Dobrze się złożyło, że Zuza, znajoma z dalszego kręgu, właśnie szukała nowego lokum. Po krótkiej naradzie przyjaciółki doszły do wniosku, że w ich dużym pokoju spokojnie zmieszczą się we trzy. Fela i Ola spały razem na dużym, rozkładanym narożniku, a Zuza dostała do dyspozycji jednoosobowe łóżko.
Na samym początku wspólnego mieszkania ustaliły podstawowe zasady wzajemnej egzystencji — jasny podział obowiązków, szacunek do przestrzeni osobistej i zachowanie harmonii w codziennym życiu. Ku ich zaskoczeniu, nowe warunki okazały się całkiem wygodne, a po kilku dniach nikt już nie wyobrażał sobie innego układu.
Jednak było coś, co od początku zwróciło uwagę dziewczyn — Zuza była zupełnie inna niż one. Wychowana w całkowicie odmiennym środowisku i wyznawała buddyzm. Było to coś, o czym dziewczyny wiedziały niewiele, więc z zaciekawieniem obserwowały jej codzienne rytuały. Buddyzm nigdy wcześniej nie był dla Feli i Oli czymś więcej niż odległym hasłem z podręczników albo ciekawostką zasłyszaną w rozmowach. Owszem, obiło im się o uszy, że to filozofia życia, droga do spokoju, ale nie wnikały w to głębiej. Miały okazję przyjrzeć się temu bliżej dopiero, gdy wprowadziła się do nich Zuza.
Mówiła im, że to religia pochodząca z Indii, która koncentruje się na osiągnięciu oświecenia poprzez medytację, właściwe postępowanie i rozwój duchowy. Zuza wcielała te zasady w codzienne życie. Wstawała wcześnie, zanim jeszcze ktokolwiek inny otworzył oczy, i siadała w ciszy na poduszce. Zapalała kadzidło, a potem zamykała oczy i oddychała równomiernie, pogrążając się w medytacji. Dziewczyny początkowo były zdziwione, ale szybko przywykły do nowej rzeczywistości.
Poza medytacją Zuza miała swoje codzienne rytuały. Przed każdym posiłkiem składała krótkie podziękowanie za jedzenie, wierząc, że powinno się je spożywać z wdzięcznością. Unikała mięsa i alkoholu, kierując się zasadą ahimsy — niekrzywdzenia żadnej istoty. Czasami wieczorami zapalała małą lampkę oliwną i powtarzała w ciszy mantry, co wydawało się Feli i Oli czymś egzotycznym, ale jednocześnie fascynującym.
Mimo tych różnic dziewczyny świetnie się dogadywały. Zuza nie narzucała swoich przekonań, a współlokatorki z zainteresowaniem słuchały jej opowieści o filozofii buddyjskiej. Miała w sobie spokój, który nie był obojętnością, ale głębokim zrozumieniem, że rzeczy przychodzą i odchodzą. Każda z nich miała inny światopogląd, ale to im nie przeszkadzało w tworzeniu harmonijnej, wspólnej przestrzeni.
Pewnego wieczoru, gdy Ola wróciła zdenerwowana po długim dniu na uczelni, Zuza zaproponowała jej krótką sesję medytacji.
— Spróbuj, to cię uspokoi — powiedziała, podsuwając jej poduszkę.
— Ja? Medytować? — uniosła brwi. — Nie mam do tego cierpliwości.
— Wystarczy, że skupisz się na oddechu przez kilka minut. — Zuza się uśmiechnęła. — Nic na siłę, ale może ci to pomóc.
Ola, choć sceptyczna, spróbowała. Po kilku minutach faktycznie poczuła się nieco lepiej, a zapach kadzidła sprawił, że zyskała większy spokój.
Innym razem Fela przyznała, że ma problem ze snem.
— Nie mogę zasnąć, cały czas coś analizuję w głowie.
— Może spróbujesz mantr? — zaproponowała nowa współlokatorka.
— Powtarzanie prostych dźwięków może uspokoić umysł.
— Masz jakieś ulubione?
— „Om mani padme hum” — powiedziała Zuza. — To mantra współczucia. Możemy razem spróbować.
Fela była zaskoczona, ale po kilku wieczorach zauważyła, że faktycznie zasypia szybciej.
Mieszkanie we trójkę stało się dla nich nie tylko wygodnym rozwiązaniem, ale także okazją do poznania nowych perspektyw. Pochodziły z różnych światów, ale potrafiły stworzyć własną harmonijną przestrzeń do życia. Fela i Ola nie stały się buddystkami, ale coś w nich się zmieniło.
Sytuacja finansowa dziewczyn poprawiła się. Fela dodatkowo dorabiała w weekendy jako kelnerka, a Ola opiekowała się dziećmi. To również przynosiło im dodatkowe fundusze. Dzięki zamieszkaniu z Zuzą i dorywczym pracom mogły nieco odetchnąć. Od czasu do czasu pozwalały sobie na jakieś małe szaleństwo.
***
Jesień zagościła na dobre. Wieczory zrobiły się długie i chłodne. Miasto spowolniło, a ludzie częściej chowali się w domach i kawiarniach. Za to paczka z grupy Feli widywała się po zajęciach niemal codziennie, tworząc zgraną ekipę i nie przejmując się kapryśną pogodą… Spotkania odbywały się najczęściej w studenckiej kawiarni albo w mieszkaniu Szymona lub Feli — oboje bowiem mieli przestronne stancje, gdzie było dużo miejsca i swobody.
Ich wspólne popołudnia oraz wieczory były pełne pomysłowych zabaw oraz kreatywnych inicjatyw. Jednego dnia grali w kalambury, wymyślając absurdalne hasła, które potrafiły rozbawić do łez. Jakub szczególnie wyróżniał się w tej zabawie, bo jego pokazywanie „statku kosmicznego” czy „średniowiecznego rycerza” stało się wręcz legendarne. Innego wieczoru zorganizowali quiz z pytaniami o sobie nawzajem — kto najbardziej boi się pająków, kto w dzieciństwie chciał zostać astronautą, a kto ma ukryty talent do gry na ukulele. Okazało się, że Sylwia jest prawdziwą mistrzynią w zapamiętywaniu drobnych szczegółów, co wszystkim zaimponowało.
Nie brakowało też bardziej szalonych pomysłów — raz, na stancji u Feli, postanowili zagrać w „Poszukiwanie skarbu”. Fela schowała małe paczki cukierków po całym mieszkaniu, a reszta, uzbrojona we wskazówki i latarki, przeszukiwała każdy kąt, co doprowadziło do kilku komicznych sytuacji. Innym razem na stancji u Szymona odbył się wieczór karaoke — Aga zachwyciła wszystkich swoim głosem, a Jakub, mimo kompletnego braku talentu wokalnego, wciągnął wszystkich w rozśpiewane wersje klasyków rocka. Czasem z konieczności, czasem dla zabawy — cała grupa spotykała się na nocnym czytaniu jednej książki, dzieląc się rolami.
Nierzadko po prostu włóczyli się po mieście, szukając nowych miejsc, gdzie można zjeść dobrą pizzę lub wypić tanią kawę albo posiedzieć w pubie. Mimo codziennych obowiązków i różnych zajęć zawsze znajdowali czas, by się spotkać. Każdy z nich wnosił coś wyjątkowego do tej grupy — Fela swoją energię i pomysłowość, Szymon luz, Jakub niezawodny humor i opiekuńczość, Sylwia bystrość i wrażliwość, Aga spokój i empatię. Wspólnie stworzyli coś więcej niż paczkę znajomych — prawdziwą, pełną śmiechu i wsparcia rodzinę studencką.
Fela i Jakub często byli widywani razem. Od razu przypadli sobie do gustu i poczuli wspólny klimat. Na zajęciach, które mieli wspólnie, często siedzieli obok siebie. Po wykładach niejednokrotnie wychodzili gdzieś we dwójkę: na kawę, pograć w karty, do biblioteki czy po prostu na spacer. Wspólne powroty do domu, podczas których rozmawiali bez końca o wszystkim i o niczym, też nie należały do rzadkości. Część znajomych zaczęła nawet szeptać, że pewnie są parą, bo przecież kto spędza tyle czasu razem, jeśli nie jest zakochany? Oni jednak tylko się z tego śmiali. Prawda była znacznie prostsza, po prostu z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się lubili i cenili jako przyjaciele. Fela uwielbiała Jakuba za jego poczucie humoru, które potrafiło rozładować nawet najcięższą atmosferę. Był szczery, otwarty i nigdy nie udawał kogoś, kim nie jest. Jakub natomiast doceniał u Feli jej energię, determinację i to, jak potrafiła dostrzegać dobre strony nawet w najbardziej ponurych sytuacjach.
Ich rozmowy często schodziły na głębsze tematy. Ona potrafiła godzinami opowiadać o swoich kaszubskich przygodach, marzeniach, planach na przyszłość i drobnych obawach. On dzielił się swoimi historiami z dzieciństwa, na przykład tym, że z przyjaciółmi wymyślali zaszyfrowane zagadki i tworzyli tajne kody albo że uwielbia jeździć pociągami. Oboje mieli wrażenie, że mogą być w stu procentach sobą, bez żadnych masek czy pozorów.
Ich wspólne chwile były pełne śmiechu, ale i ciszy, w której oboje czuli się równie komfortowo. Czasem siedzieli po prostu na ławce w parku, obserwując ludzi i wymyślając ich historie, a czasem wymieniali się książkami, które uważali za warte przeczytania. Jednego wieczoru, na stancji u Szymona, ktoś z paczki wprost ich zapytał, czy są razem. Jakub spojrzał na Felę z uśmiechem, a ona odpowiedziała z rozbawieniem:
— Nie, my po prostu świetnie się dogadujemy.
Jakub dodał:
— Fajnie mieć kogoś, kto jest jak twoje lustrzane odbicie.
Spędzali razem coraz więcej czasu. Dla nich to było coś naturalnego. Przecież byli przyjaciółmi. Często dołączali do nich Szymon, Aga i Sylwia. Tworzyli razem zgraną paczkę — taką, jaką każdy chciałby mieć.
Kilka dni po Andrzejkach Jakub wpadł do Feli po wykładach, jak zwykle. Leżał na jej łóżku, trzymając w rękach książkę „Z szynką raz!” Charlesa Bukowskiego, i przekonywał żartobliwie, że nazwisko Feli — Bukowska — wręcz zobowiązuje ją do przeczytania tego dzieła. Uwielbiał amerykańską literaturę z pazurem — brudną, szczerą, trochę obdartą z patosu, ale przez to jeszcze bardziej prawdziwą. Fela, która znała tylko kilka wierszy tego autora, obiecała, że spróbuje sięgnąć też po „Kobiety” albo „Faktotum”.
W tle chrypiał Tom Waits, jego głos rozlewał się po pokoju — szorstki, melancholijny, nieco pijany. Z głośników leciało Hold On, a potem Martha, wydawało się, że ktoś celowo układał ścieżkę dźwiękową do tej chwili.
Fela, przeglądając notatki, co chwilę zerkała na Jakuba i przez moment zawahała się nad pewną myślą, którą nawet sama przed sobą chciała ukryć. W sumie, to fajnie byłoby mieć takiego chłopaka.
Zaraz potem skarciła się w duchu. Spojrzała na Jakuba przez moment jak na mężczyznę, a nie przyjaciela. Stwierdziła, że ta mieszanka niedoskonałości i naturalnej pewności siebie oraz niesamowita lekkość bytu mogłaby zauroczyć.
Zawsze miała swoje wyobrażenie o idealnym mężczyźnie — wysoki brunet o przenikliwym spojrzeniu i ciemnych, tajemniczych oczach. Jakub nie wpisywał się w ten obraz. Był blondynem, co już samo w sobie było poza jej wyobrażeniem. A jednak — miał w sobie coś, co zwracało uwagę. Był wysoki, szczupły, ale jednocześnie umięśniony. Widać było, że dba o siebie, ale nie w sposób przesadny. Kojarzył się z kimś, kto naturalnie emanuje siłą. Jego jasne, niemal platynowe włosy, zawsze lekko potargane, sprawiały wrażenie, jakby nie przykładał do nich większej uwagi, a ten nonszalancki nieład był w pełni naturalny. Miał piękny uśmiech — szczery, ciepły, który zjednywał serca.
Nie był doskonały w tradycyjnym znaczeniu. Jego nos może nie był idealnie proporcjonalny — nieco większy niż można oczekiwać — ale to właśnie ta drobna niedoskonałość nadawała mu uroku. Ta cecha czyniła go bardziej autentycznym. Właśnie te pozorne „wady” sprawiały, że był naturalny w każdym calu. Może nie był mężczyzną „idealnym”, ale te oczy… Miał w nich coś, co sprawiało, że każda rozmowa z nim zapadała w pamięć. Błysk inteligencji i wrodzonej pewności siebie, która nie była nachalna, lecz swobodna. To przyciągało wzrok nie tylko Feli. Zauważyła z czasem, że Jakub podoba się wielu dziewczynom.
Jego wygląd, chociaż przyjemny, nie był tym, co robiło największe wrażenie. To jego charakter przyciągał jak magnes. Był jednym z tych ludzi, których zadaniem było rozjaśnienie przestrzeni wokół. Jego radość i głęboki, zaraźliwy śmiech, były jak łyk świeżego powietrza. Nie próbował zaimponować innym, nie robił niczego na pokaz. Był szczery, ale nigdy brutalny. W jego towarzystwie Fela czuła się bezpieczna, a to było coś bezcennego. Chyba dlatego od razu się z nim zakolegowała. Z tym swoim nonszalanckim uśmiechem i niesfornymi włosami, był wszystkim, czego nie szukała, a jednocześnie wszystkim, co ją fascynowało.
Zanim na dobre zadomowiła się w życiu studenckim i poznała Jakuba, miała już za sobą inną historię — mniej przyjemną, a wciąż świeżą w pamięci. Fela pamiętała bruneta z czasów licealnych, który był wyrwany niczym z okładki modowego magazynu. Był dokładnie tym, o czym kiedyś marzyła — przystojny, ciemnowłosy, wysportowany, z magnetyzującym spojrzeniem, które zdawało się przenikać duszę. Ale przy nim czuła się zawsze… niedoskonała.
Od tamtej chwili inaczej patrzyła na mężczyzn, nie chciała więcej czuć się tak jak wtedy — niewidzialna i załamana. Zbudowała wokół siebie zbroję obojętności, którą nosiła z wprawą. Uśmiechała się na zewnątrz, wydawało się, że nic jej nie dotykało i wszystko było pod kontrolą. Z czasem stała się mistrzynią w ukrywaniu emocji. Nauczyła się mówić to, co wypada i śmiać się, gdy sytuacja tego wymagała. Odgrywała rolę kobiety niezależnej, której nie można złamać.
Jakub był inny. Przy nim nie musiała udawać ani kryć swoich niedoskonałości i emocji. Widział w niej więcej, niż ona sama była w stanie zobaczyć. To zmieniało wszystko. Od razu przypadł jej do gustu i został jej przyjacielem. Może nie był tym brunetem z marzeń, ale z każdym kolejnym dniem dostrzegała, że to, co najpiękniejsze, nie jest widoczne na pierwszy rzut oka. Przy nim nie musiała być idealna, wystarczyło, że była sobą — i to było więcej, niż wcześniej przypuszczała. Wnosił do jej życia coś istotnego, o wiele więcej niż tamten nieosiągalny ideał. W końcu w tej przyjacielskiej relacji miała spokój, radość i poczucie stabilizacji.
A co, gdybyśmy tak… Może z tego mogłoby wyjść coś więcej?
Zanim zdążyła dać się ponieść tej myśli, usłyszała jego głos.
— Wiesz, w ten weekend znowu jadę do Poli. Już się nie mogę doczekać, aż ją zobaczę.
Serce Feli ścisnęło się na moment. Zatrzymała oddech, próbując zebrać myśli. Pola? Jaka Pola? Zastanawiała się, szukając odpowiedzi, która natychmiast miała zagościć w jej świadomości. Zaczęła analizować wszystko, co do tej pory mogło umknąć jej uwadze. Jakub… miał dziewczynę. Faktycznie wspominał wcześniej o jakiejś Poli, ale myślała, że to zwykła koleżanka.
Fela spojrzała na chłopaka, starając się zachować spokój, chociaż jej serce wciąż biło szybciej niż zwykle. Chciała zostać jego przyjaciółką, tylko i aż tyle. Nigdy więcej nie wróciła do tej ulotnej myśli o „czymś więcej”. Zdecydowała, że to, co miała, było wystarczające. Tylko i aż przyjaźń.
Przez krótką chwilę Fela poczuła znajome ukłucie smutku, to samo, które kiedyś pojawiło się przy Pawle. Przełknęła gorycz i zdołała się uśmiechnąć. Jakub pokazywał ich wspólne zdjęcie z wakacji, gdy z całą grupą stali w teatrze.
— Pola to ta blondynka z twojego zdjęcia? Ładna. Pasujecie do siebie.
Uśmiechnął się szeroko, nie zauważając jej zmieszania.
— Dzięki, też tak uważam. Jest świetna.
Skinęła głową, a myśl o „czymś” z Jakubem zamknęła w ciemnym, zapomnianym zakamarku swojego umysłu — jak książkę, której więcej nie miała zamiaru otworzyć. Przekręciła klucz w zamku, ukrywając go przed sobą tak głęboko, że już nigdy nie miała tam powrócić. Nie mogła pozwolić sobie na kolejne ośmieszenie, na kolejną wędrówkę w krainie nierealnych marzeń. Takie ścieżki prowadziły tylko do upadku, a ona miała dość zbierania kawałków swojego serca. Zamiast tego wybrała ciszę, przyjaźń i bezpieczny port.
Jest jak brat. Powtarzała to sobie w myślach kilka razy, aż stwierdziła, że naprawdę w to wierzy. Od tamtej pory miał być zawsze przyjacielem, jednym z najlepszych, ale nikim więcej. Mieli w sobie oparcie, motywację i zrozumienie.
***
Fela siedziała w kącie uczelnianej stołówki. Czuła się trochę zmęczona po porannych wykładach, ale cieszyła się, że miała chwilę, by odpocząć przed kolejnym seminarium. Właśnie wtedy jej uwagę przyciągnął hałas dochodzący z sąsiedniego stołu.
Kryśka, jej koleżanka z roku, siedziała tam sama, z książką w ręku. Fela wiedziała, że zawsze miała coś do czytania przy sobie. Często zanurzała się w literaturze, którą Fela uważała za… hmm, nieco nietypową.
Nagle usłyszała głośny, drwiący głos.
— Naprawdę? Czytasz takie banały? — rzucił ktoś, kto stał z drugiej strony stołu z rękami w kieszeniach, wyraźnie rozbawiony.