Boże, chciałbym cię spotkać.
Ludzie, chciałbym was pokochać.
Od autora
Dlaczego poszukiwania? Bo cały czas szukam, Prawdy, Sensu, Boga, Miłości, Szczęścia. Dlaczego nieperfekcyjna? Bo jestem perfekcjonistą, lekko chorobliwym, neurotycznym. Uporczywe pragnienie absolutu i doskonałości mi w tym nie pomaga. Pisząc te trochę ponad osiemdziesiąt wierszy, zgodziłem się, że nie będą one idealne, ale za to autentyczne. W autentyzmie odnajduję moc i istotę poezji. „Do lekarza ducha” napisałem piątego maja roku 2020, jeszcze jako kleryk seminarium duchownego, a ostatni wiersz, „Homeostaza?”, 12 lipca 2021 roku. Te daty wyznaczają ramy czasowe bardzo ważnego dla mnie etapu w życiu.
Opisuję życie wewnętrzne człowieka, który analizuje i myśli nieustannie. Jest niezwykle uwrażliwiony, przez co nierzadko cierpi. Od szesnastego roku życia silnie związany, także formalnie, z Kościołem katolickim. Religijność jest dla podmiotu lirycznego niezwykle intymna, ale i fundamentalnie istotna. Coraz bardziej wdzięczny Kościołowi, ale i coraz mniej ortodoksyjny. Mniej formalny niż kiedyś, ale jeszcze uporczywiej zgłębiający postać Jezusa. Wadzący się z Bogiem, ale coraz to wymowniej go pragnący, nawet jeśli nie potrafi wyrazić tego wprost. Przechodzący kryzys relacji z Absolutem aż do głębin agnostycyzmu i bram ateizmu. Ten moment w życiu był dla niego duchowym dnem, zapukaniem w bramy piekła, które gdy się otworzyły, okazały skrywać w sobie tylko fałsz i pustkę. Zmaga się również z dość długim pornograficznym epizodem w jego życiu, który nie raz rzutuje na jego obraz kobiety. Ponadprzeciętnie inteligentny, ale i równie samotny w swych rozmyślaniach. Poza kilkoma przyjaciółmi nie może za darmo nikomu się uzewnętrznić tak głęboko, jak chce. Nie wiem, czy pisać o nim więcej. Poznacie go poprzez wiersze. Pisane szybko, poza kilkoma wyjątkami w nie więcej niż dziesięć minut. Pustka. Cisza. Oschłość. Natchnienie. Ekstaza. A na samym końcu wiersz. Odpowiednie słowa, może nie najelegantsze, ale z pewnością najbliżej sedna, toczą się same, wartką rzeką, wykorzystując talenty literackie autora. Wiersze poważne przerywane są tymi bardziej satyrycznymi, dając odczucie groteski. Ale taki właśnie bywa podmiot. Groteskowy. Pomieszany stylistycznie.
Dziękuję za spotkanie.
Poezja
Do lekarza ducha
Proszę to przekazać lekarzowi ducha
co leczy dla samego leczenia
który przepisuje najlepsze leki
wiedząc, że dawka leku zbyt mała
aby kurację zakończyć
Nastąpił nawrót choroby
nie chcę się już u niego leczyć
Proszę o wypisanie recepty na kolejną dawkę leku
nie pamiętam niestety swojego numeru
cyfr za dużo
On będzie wiedział
Intelektualne szlachectwo
Intelektualne szlachectwo zostało mi nadane
wtedy, kiedy tak bardzo chciałbym zostać
głupcem
i w oparach niemyślenia odurzyć się trwale
Błękitna krew podobno w mojej głowie płynie
co z tego, gdy przed każdą konkluzją jest tama
Cierpię, patrząc, jak się o nią rozbryzguje
Fundament istnienia
Boże, bądź chociaż dla mnie
fundamentem istnienia
już nawet nie musisz wysłuchiwać mych modlitw
wystarczy, byś istniał
i zatrzymał swój Wszechświat
przed zapadnięciem się w nicość
Nadzieja tli się we mnie jeszcze niezgaszona
że miłość moja nie jest tylko chemiczną reakcją
że kiedy zamknę ostatni raz swe zmęczone oczy
pomyślę radośnie: śmierć swą przeżyłem!
Pan mym pasterzem
Pan mym pasterzem, lecz czegoś mi brakuje
gdzie me zielone obiecane pastwiska?
chodzę w ciemnościach i boję się wszystkiego
a od czeluści nocy gorszy tylko blask dnia
Gdziekolwiek się obrócę, zło mnie spotyka
boję się nadziei, bo za nią kroczy zawód
lecz bez niej ciężko zasiąść przy stole życia
zwłaszcza, gdy przeciwnik opróżnia mój kielich
Zagorzały pacyfista
Zagorzały pacyfista
wyjął zabawkową broń
mierzy w ludzi reformista
raz to w głowę, raz to w skroń
Zagorzały pacyfista
poszedł na bitewną sztukę
wchodzi krępy legionista
krzyczy: zaraz wszystkich was zatłukę!
Zagorzały pacyfista
skacze przy metalu żwawo
długowłosy wokalista
wrzeszczy: wojna! Mamy prawo!
Twierdzi: sarkazm, żart, ironia
spektakl tylko lub zabawa
pokój to jest eudajmonia
twe zarzuty błaha sprawa
Ja zaś twierdzę nieodparcie
że — poglądów swych bękarcie
tyle mówisz o pokoju
a w twym sercu krwawe starcie
Cierpienie jest wyszukane
Cierpienie jest wyszukane
nie wie, co to tandeta
cierpienie nie rani od niechcenia
woli delektować się chwilą
Śmieje się z uciekinierów
chociaż nie śnią, nogi z waty
zakrywają sobie oczy
odsłaniając swoje gardła
Kto napisze moją biografię?
Kto napisze moją biografię
skoro każdy chce, by to o nim była?
kto wyciągnie dla mnie dłoń pomocną
gdy każdy sam sobie gratuluje?
Tworzę więc autobiografię
lecz pisząc ją, zżera mnie niepewność
czy ktoś zechce odczytać me życie
kiedy każdy zajęty swą historią
Szukam kogoś, kto pokocha moje wybory
i na ich podstawie będzie szedł przez życie
pragnę czytelnika, który nie zmruży oka
zastanawiając się, o co mi chodziło
Niektórzy, gdy słuchają, na końcu każą płacić
a mi kończą się już środki
na spełnienie mych pragnień
ostatnie pieniądze wydam chyba na megafon
by wykrzyczeć cicho światu, jak bardzo żałuję
Wyprany
Wyprany z poetyckiego myślenia
odcięty od pomysłów na dobrą ripostę
obdarty z poglądów, dla których warto umierać
Brak nastroju, by krzyczeć do chwili, by trwała
Brak muzyki, przy której dociskam słuchawki
aby nie uroniły ani jednej nuty
Zbyt dużo osób, których nie wiem jak kochać
Zbyt dużo słów, których nigdy nie przeczytam
Zbyt mało marzeń, by wstać bez problemów
Szukam sił do szukania ratunku
Szukam lekarza, lecz boję się diagnozy
że cierpię na siebie samego
Wiadomość do Boga
Uszy już bolą mnie od słuchania
ręce od dostrajania
gdy słyszę tylko szumy, uderza mnie prawda
chyba nie nadajemy na tych samych falach
Nie wierzę
Nie wierzę, że poezję mogą pisać atomy
a neurony lustrzane roztkliwiać odbiorców
nie dostrzegam w sobie zwykłego hominida
protestuję przeciwko złudzeniu mego ego
Nie chcę się zgodzić z tym, że mnie nie ma
że nie piszę tych sylab
w neurotycznych odruchach
że moja determinacja zdeterminowana
a ja tylko jestem swym obserwatorem
Gdy wątpię w swą niewiarę, zaczynam się kurczyć
miłość ma jak para unosi się w chmury
marzenia już nie moje, zmieniają właściciela
a wszystkie me poglądy wypadają mi z ust
Już nie szukam cierpliwie miejsca narodzenia
by spytać się położnej, dokąd dalej biec
teraz chodzę po cmentarzach i wołam nadzieję
by usłyszeć, że nie zdechnę niczym każdy pies
Boję się swego szaleństwa
Boję się swego szaleństwa
którego nie śmiem nazwać chorobą
obawiam się, że mi przeszkodzi
wypełnić sens, który ja tylko znam
Po prostu nie chcę czuć się bez wartości
naprawdę miło będzie tego uniknąć
wiem jednak, że nie jestem faworytem w tej walce
a opatrzność nie refunduje najwyraźniej pomocy
Czy wiesz, jak to jest czuć się pustym
a jednocześnie być pełnym obawy i niepewności?
Czy wiesz, jak to jest chcieć dobra dla wszystkich
zarazem zaś lękać się, że zrobisz komuś krzywdę?
Gdybyś ukazał się
Gdybyś ukazał się chociaż
na mały ułamek sekundy
wiedziałbym już, jaki jesteś
i miałbym siły, by stoczyć walkę
z niszczycielami Twego piękna
Nie mogę sam
Nie mogę sam nadać sobie sensu
czekam na Dawcę
Serce jest gotowe, aby zacząć bić
i pompować krew
którą można by wylać
dla Sprawy
Kropelka po kropelce
aż zaczerwieni się ziemia
i wyrosną z niej
piękni ludzie
To lepsze od podciętych żył
której krwawy kolor straci blask
zmieszany z czernią śmierci
Kohelet?
A i taki przykład widziałem pod słońcem
poetów dwóch piszących
dobry zachwyca pięknem litery
a słaby pomaga myśleć
Bo piękno zachwyca
a myśl uzdrawia
Szedłem z Kościołem za rękę
Szedłem z Kościołem za rękę
dopóki jego krok nie stał się niepewny, wolny
jakby nie znał drogi
Puściłem więc dłoń
niech idzie beze mnie
niech idzie przede mną
Ja pójdę krok za nim