Prolog
Książka powstała na „zlecenie” pewnego przesympatycznego chłopca Mikołaja.
Z założenia miała być pełna zwrotów akcji i opowiadać o jego przygodach niekoniecznie prawdziwych lecz niekoniecznie nieprawdziwych.
Generalnie poza Mikołajem wszystkie postacie umieszczone w książce są fikcyjne… ale czy aby na pewno?
Zleceniodawca chciał, żeby książka była ciekawa, pełna zwrotów akcji i przede wszystkim zaskakująca od samego początku do samego końca, w związku z tym na potrzebę książki powstał nowy fikcyjny gatunek literacki :
kryminał science fiction LIGHT
A prościej :
Fantastyczne Przygody Mikołaja
A w jakim stopniu mi się to udało, przekonajcie się sami…
Bowiem…
„Porwanie to dopiero początek”…
Wszystkie postaci i wydarzenia przedstawione w książce są fikcyjne a ich ewentualna zbieżność jest jedynie przypadkowa
Część pierwsza
1
Wiktoria obudziła się z ciężkim bólem głowy. Było jej niedobrze, miała głupie i straszne sny. Śniło jej się, że została porwana przez groźnych porywaczy, którzy byli bardzo brutalni i obcesowi. Jedyne co pamięta, to ból głowy i ich straszne chichoty. To nie były przyjemne chichoty… to były obrzydliwe rechoty obrzydliwych ludzi. Obudziła się… na szczęście to był sen… tylko sen… lecz ból głowy po obudzeniu Wiki nadal był prawdziwy...Jej długie włosy były zlepione i potargane… Boże… to nie sen?
Chciała głośno zakrzyczeć, żeby to wyjaśnić lecz… nie mogła… Brudna i wilgotna szmata była w jej ustach…
Wiki była przerażona… Została naprawdę porwana… Czego chcą porywacze?
Dlaczego porwali właśnie ja?
Czy nie zrobią jej krzywdy?
I czy ktoś będzie jej szukał?
Tak… na pewno… rodzice, siostra i on… jej najlepszy przyjaciel……on na pewno ją znajdzie… rozumieli się przecież bez słów… zawsze jej pomagał… Wiki zawsze mogła na niego liczyć… zawsze od pierwszego dnia… Wiki zaczęła płakać…
— Mikołaj pomóż… Miki uratuj mnie… — wyszeptała
— Miki musisz mnie odnaleźć…
2
Mikołaj obudził się o godzinie 10 rano. Szybko umył ręce i zęby i poprosił babcię Krysię o lekkie śniadanie. Babcia, jak to babcia, chciała przemycić trochę ciężkostrawnej jajecznicy z kiełbasą wiejską z Lipska, ale Miko tylko się uśmiechnął.
— Babciu no please — powiedział Miki — Poproszę Cię o płatki na mleku fit z mlekiem kokosowym i ciepły sok malinowy. No i jeszcze mały jogurt brzoskwiniowy Krasnegostawu. On zawsze był najlepszy. Mikołaj wstał w dobrym humorze i lekko pogwizdywał. Nie wiedział że za godzinę jego życie zmieni się diametralnie. Niczego nie przeczuwał. Miał po prostu dobry humor. Wszystko trwało to jednak ulotną chwilę. Około godziny 11.00 świnki morskie zaczęły zachowywać się dziwnie. Babcię Krysię zaczęła boleć głowa, a Miki zaczął się dziwnie niepokoić.
Co to miało znaczyć? Nie wiedział… ale niepokój zaczął rosnąć jak zadzwonił tata Paweł, że złapał gumę w służbowej skodzie scala, a mama Ania zalała swoje sprawozdanie czarną jak smoła kawą. Tak… dziwne… tyle różnych dziwnych rzeczy… a ten dzień miał być taki piękny… pomyślał Miki, lecz wszystko zaczęło dziać się nie tak jak powinno. Co to mogło oznaczać? Nie wiedział. Jednak niepokój go nie opuszczał. Miko do Wiki miał zadzwonić dopiero w południe, żeby umówić się na lekki spacer i kręcenie nowych tik toków na ich wspólnym kanale „Miko and Wiki”, jednak przeczucie kazało mu zweryfikować swe plany. Musiał usłyszeć Wiktorię już teraz. Musiał wiedzieć czy wszystko jest ok. Wykręcił numer.
3
Po paru godzinach w ciemnym lochu (czy to był właśnie loch?) moje przerażenie jeszcze się zwiększyło. Brudna szmata w ustach przeszkadzała i wzbierało mi się na wymioty. Było mi niedobrze i bolała mnie głowa. Strach. Ból. Przerażenie. Nie opuszczały mnie te uczucia. Jednak wiara, że Mikołaj mi pomoże pozwalała zachować resztki zdrowych zmysłów. Pot spływał mi po czole i policzkach.
W końcu podszedł do mnie jeden z porywaczy i powiedział :
— Nie rycz Wiktoria, jeśli twój piesek Miko cię tak uwielbia jak wie o tym cała szkoła, to wkrótce dostanę to czego oczekuję. Ten kundel da mi wszystkie swoje pieniądze ze swojego wielkiego słoika. Będę bogaty cha! cha! cha!… I kupię sobie co będę tylko chciał. A ty wstrętna dziewucho popamiętasz, że ze mną się nie zaczyna. Ani ze mną, ani z moją Szefową.
Po usłyszeniu tego wszystkiego wiedziałam, że oprócz porywacza jest te jego szefowa. I że ona rządzi w tym układzie. O ile oczywiście nie był to blef porywacza. Porywacz był w białej masce z uśmiechem świnki morskiej. Nazwałam go Biały. Nie mogłam nazwać go Pikaczu ponieważ tak nazywała się świnka mojego przyjaciela Mikiego. Miał też drugą uroczą świnkę Ambronia. Myśl o Mikołaju i jego świnkach spowodowała, że trochę się uspokoiłam. Pokazałam Białemu na moje usta błagalnie, żeby wyjął mi tą parszywą szmatę ust. Nie zgodził się, tylko raz jeszcze zarechotał. Zbladłam. Nagle wpadłam na jeszcze jeden pomysł. Zaczęłam udawać, że się duszę i biały porywacz musiał ustąpić. Zdjął mi szmatę. Mogłam w końcu spokojnie oddychać. Podziękowałam Białemu lekkim skinieniem głowy, bo miałam przeczucie, że to nie on tutaj rządzi. Wspominał o swojej szefowej. Czy to blef? Nagle otworzyły się drzwi i weszła dziewczyna w czarnej masce. Tak, to ona. Szefowa Białego. Miałam nazwać ją Ambrion lecz wydawało mi się, że ona jest zła do szpiku kości… a Ambrion, druga świnka morska Mikiego była taka słodka.
Czarna popatrzyła wściekła na Wiktorię i wrzasnęła na Białego.
— Ty imbecylu, dlaczego wyjąłeś szmatę z ust tej wywłoki. Zaraz obu was ukarzę — wrzeszczała Czarna.
Zamarłam. Biały mówił jednak prawdę. To ona tutaj rządziła. To była Czarna.
4
Wykręciłem numer Wiki i raz, i dwa, i chyba milion razy. Telefon milczał jak zaklęty. Zmartwiłem się. Wiki nigdy tak się nie zachowywała. Zawsze odbierała albo oddzwaniała zaraz lub góra za 5 minut. Byłem przerażony i mega zmartwiony. Musiałem działać. Musiałem zebrać ekipę by odszukać Wiktorię. To było najważniejsze.
Do pokoju weszła zmartwiona babcia Krysia.
— I co Miki, odebrała Wiki telefon?
— Niestety nie, babciu. Lecz nie martw się. Odszukam Wiki.
Znajdę ją choćby na końcu świata. Muszę.
To moja najlepsza przyjaciółka.
Wszystko będzie dobrze babciu — odparłem.
Krysia uśmiechnęła się blado, lecz szczerze.
— Wiem Miko. Wiem wnusiu. Jesteś dzielnym wojownikiem. Jesteś najlepszy, a Wiki teraz cię potrzebuje jak jeszcze nigdy. Leć Miko i odszukaj Wiki. Powodzenia — odparła Babcia.
I nagle całkiem niespodziewanie dostałem smsa.
„Miko nie rób głupstw. Nie szukaj Wiktorii, tylko zostaw trzy tysiące złotych pod wycieraczką świetlicy szkolnej nr 23.”
Zamarłem…
5
Porywacze gdzieś sobie poszli. To był ten czas który musiałam wykorzystać.
Rozejrzałam się dookoła.
— Wiki musisz coś wymyśleć — powiedziałam na głos do samej siebie.
Musisz…
Pomieszczenie w którym się znajdowałam było ciemne, lecz moje oczy przyzwyczaiły się już do ciemności. Zaczęłam dostrzegać coraz więcej kształtów. Niewątpliwie było to jakiś skład lub magazyn do którego rzadko ktoś zaglądał. Było tam dużo mioteł, wiader, różnych szmat i środków czystości. Wtem usłyszałam dzwonek. Tak, moje podejrzenia okazały się słuszne. Zostałam uwieziona w jakimś szkolnym magazynie. Czy to była nasza szkoła? Sądząc po tym, jak porywacze zabrali mnie sprzed mojego bloku i ich transport nie trwał długo to tak. To musiała być nasza szkoła. Z emocji dostałam wypieków na twarzy. Kto mnie więc porwał i dlaczego? Czego ode mnie chciał? Setki pytań kłębiło się w mojej głowie. Wiedziałam jedno. Musiałam być dzielna. Mikołaj na pewno mnie już szuka. Tego jednego mogłam być pewna.
6
Z moimi kumplami byłem umówiony zaraz o 12.00 w naszej stałej miejscówce. Plackarnia koło naszej szkoły była dla nas idealnym miejscem. Pizzeria była co prawda sieciówką, ale dość kameralną i przede wszystkim czystą.
Co najważniejsze była bardzo bliska naszej szkoły i o każdej porze można było tam tanio i smacznie zjeść. Przybyłem pierwszy i usiadłem w samej głębi drugiej salki przy samym oknie. Czekałem na kolegów. Za chwilę miał przybyć Kuba i Mateusz. To ich poprosiłem o pomoc. Czas odgrywał wielką rolę. Nie mogliśmy już na nic czekać. Jednak by zacząć szybko działać trzeba było dokonać szybkiej i chłodnej analizy. I do tego właśnie potrzebowałem pomocy przyjaciół. Podeszła do mnie śliczna kelnerka Kasia i uśmiechnęła się promieniście.
— Cześć Mikołaj. Miło cię znowu widzieć. Czy podać ci to, co zawsze? — zapytała Kasia.
— Tak Kasiu. Poproszę potrójny zestaw, bo zaraz przyjdą moi ludzie — odparłem ładnej kelnerce.
Kasia uśmiechnęła się zalotnie i zapisała moje zamówienie.
— Zaraz wszystko będzie gotowe — powiedziała Kasia
i odeszła na zaplecze restauracji. Mati przyszedł 10minut po mnie, nerwowo się rozglądając. Z rogu swojego stolika machnąłem mu na przywitanie i wskazałem wolne miejsce.
— Siadaj Mati, dzięki za szybkie przybycie — powiedziałem.
— Żartujesz? Zasapał Mati, przecież wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć… i ty i Wiktoria… zawsze i we wszystkim — odparł zasapany Mateusz.
— Wiem, wiem Mati — powiedziałem.
Zamówiłem nam sok malinowy z cytryną i po belwicie czekoladowej na osłodzenie całej sytuacji.
Mati uśmiechnął się.
— Dzięki, że pomyślałeś Miko. Nie jadłem nawet śniadania.
Mati to dobry chłopak i dobry przyjaciel. Typ naukowca. Niewysoki, rozczochrany, w okularach, wiecznie czytający i wiecznie analizujący wszystko i wszystkich. Idealny przyjaciel. Czekaliśmy jeszcze na Kubę, ale ten niestety się spóźniał. Kasia przyniosła nasze zamówienie i znów się do mnie promiennie uśmiechnęła. Mati oczywiście nie omieszkał tego skomentować.
— Wiesz Miko- co ty robisz tym wszystkim laskom, że lgną do Ciebie jak Puchatek do miodu.
Uśmiechnąłem się.
— To mój urok osobisty Mati, tak już niestety mam.
— Szkoda, że ja tak nie mam — westchnął cicho Mati.
7
Udało mi się nogami przyciągnąć do siebie jedną ze szczotek. Potem manewrując nogami i szczotką z długim kijem przyciągnęłam do siebie wiadro z całą zawartością. Było tam to, czego potrzebowałam. Chwyciłam stopami metalową szufelkę, która jak pamiętam miała bardzo ostre zakończenie.
— Połowa za mną — pomyślałam.
— Wiki skup się, nie ma czasu do stracenia — mruknęłam do samej siebie.
Pozostał najgorszy manewr do wykonania. Musiałam tak przerzucić szufelkę do tyłu, by nie poranić sobie głowy a jednocześnie by związane dłonie mogły ją przechwycić. Tu nie było miejsca na błędy. Była tylko jedna szansa. Musiałam ją wykorzystać. Zrobiłam zamach i rzuciłam szufelką za siebie…
8
Kuby nie było a czas mijał. Zmarszczyłem czoło.
— Mati nie ma na co czekać. Musimy szybko obmyślić plan. Nie mamy czasu do stracenia — wycedziłem do Mateusza. — Jasne Miko — odrzekł Mati.
Zabraliśmy się do powtórnej szybkiej analizy. Po kwadransie burzy mózgów, wypitym soku malinowym i zjedzonej czekoladowej belwicie byliśmy z siebie dumni. Nasz plan był prosty, ale doskonały. Koszmar miał się zaraz skończyć.
— Wiktoria idę po Ciebie, bądź dzielna… jeszcze tylko chwila i będziemy razem — powiedziałem na głos.
Uśmiechnąłem się.
Akurat o to, by Wiki była dzielna nie musiałem się obawiać. To najdziwniejsza dziewczyna jaką znam. Jest prawie tak dzielna jak moja mama Ania. Niepokoił mnie jednak pewien fakt. Dlaczego nie przyszedł Kuba? Co z nim się stało. Nieważne. Wszystko się wkrótce wyjaśni -pomyślałem.
— W drogę Miko — powiedziałem sam do siebie i pożegnałem się z Matim. Mieliśmy dużo do zrobienia. Przede wszyskim musiałem jednak pobrać całą gotówkę z mojego słoika i odwiedzić komisariat policji.
9
Szufelka szybko przeleciała nad moją głową i już myślałam że spadnie na podłogę, lecz w ostatnim momencie udało mi się ją przytrzymać związanymi z tyłu rękami. Udało się. Szybkimi ruchami ocierałam sznurek, którym byłam związana o ostry brzeg szufelki i po kilkunastu takich ruchach udało mi się w końcu oswobodzić dłonie.
— Jesteś niesamowita Wiki — powiedziałam sama do siebie, lecz to nie był czas na samochwały. Porywacze mogli w każdej chwili wrócić. Po oswobodzeniu dłoni pierwsze co zrobiłam, to wysłałam smsa Mikołajowi gdzie jestem i żeby się nie martwił. Nie mogłam jednak napisać tego wprost, bo widziałam jak Biały porywacz zrobił screen mojej komórki i wiedział wszystko co na niej robię.
Sms do Mikołaja brzmiał:
„jestem pomiędzy plackami a dołem, tik tok, tik tok”.
Tylko Miki mógł to rozszyfrować….
10
Na komisariacie omówiłem wszystko z komisarzem Robertem Kanią i mieliśmy wspólny plan. Musiałem jeszcze tylko pobrać oszczędności ze słoika i mogłem dalej realizować swój plan odbicia Wiki. Nie było czasu do stracenia. Po pobraniu kasy poszedłem pod naszą szkołę. Paczkę z pieniędzmi zostawiłem pod wycieraczką głównego wejścia do naszej szkoły. Potem szybkim ruchem wskoczyłem na drzewo stojące na środku placu i po kilku zgrabnych ruchach byłem schowany w koronach drzew. Czekał na mnie tam Mati. Było to idealne miejsce na kryjówkę. My widzieliśmy wszystko jednak nas nikt nie widział. Zrobiłem jeszcze jedną ważną rzecz.
Wysłałem porywaczom smsa :
„Jestem gotów na współpracę tylko wypuścicie Wiki. Pieniądze są w paczce pod wycieraczką głównego wejścia do szkoły.”
Wiem, że porywacze mogli się wkurzyć, że zmieniłem miejsce podrzucenia paczki, ale liczyłem na to, że chęć wzbogacenia będzie silniejsza niż ich wkurzenie i że dzięki temu odzyskam kontrolę nad tym co miało się wydarzyć.
Zastanawiało mnie już tylko jedno:
Dlaczego nie odezwał się do mnie Kuba?
11
Kuba w czapce z daszkiem przemknął pod szkołą. Gdyby nie jego ruchy byśmy go z Matim nie poznali. Kuba miał czapkę z daszkiem, duże czarne okulary i ciemny szeroki płaszcz. Wyglądał raczej jak agent z tanich filmów amerykańskich, a nie jak nasz Kuba. Jednak specyfika ruchów go zdradziła. Podszedł do skrytki i zabrał paczkę z kasą. Mati siłą musiał mnie trzymać żebym się nie zdemaskował i nie zeskoczył z drzewa.
— Mikołaj, nie można tak bo nas zdradzisz! Nie tak umawiałeś się z komisarzem Siatkowskim! — szeptał do ucha mi Mati.
Rzeczywiście miał rację. Musieliśmy dalej konsekwentnie realizować nasz plan.
12
Świetlica 23 była uczęszczana przez klasę 3Ai 3B więc była teraz pusta. Wspomniane klasy były na wycieczce szkolnej, więc bez trudu można było tam się dostać nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Kuba przemknął niepostrzeżenie, znalazł się pod świetlicą 23 i wszedł do środka.
— Masz przesyłkę Kubuś? — powiedziała dziewczyna.
— Mam proszę pani — Kuba odparł w miarę spokojnie.
— To szybko mi ją daj, musimy przeliczyć pieniądze.
Kuba podał torbę dziewczynie. Zaczęła szybko liczyć pieniądze.
— Dobrze się spisałeś Kuba — powiedziała dziewczyna.
Kuba spojrzał wystraszony. Nie zobaczył przed sobą tak jak myślał Weroniki, a kogoś innego i sam był tym nad wyraz zaskoczony.
Pieniądze liczyła… pani Małgosia Jaszczuk, wychowawczyni Kuby, Weroniki ale i Mikołaja, Matiego i Wiki. Pani Małgosia schowała pieniądze do biurka i przekręciła szybko klucz.
13
Mikołaj i Mati po wejściu Kuby do budynku szkoły szybko zeskoczyli z drzewa. Podbiegli pod wejście szkoły i chwilę na kogoś czekali, żeby móc zrealizować swój plan. Wkrótce pod szkołę podjechała policja i z radiowozu wysiadł komisarz Robert Kania i i jego dwóch ludzi.
— Dobrze się spisaliście chłopcy — powiedział komisarz.
— Brawo Mikołaj -raz jeszcze powtórzył Kania
Policjanci i Miko z Matim szybko weszli do szkoły i skierowali się do patio na 1 piętrze, dalej pobiegli korytarzem i w końcu dotarli do świetlicy nr 23. Drzwi były niestety zamknięte.
— Otwierać! Policja! — krzyknął komisarz Kania, lecz nikt im nie otworzył.
— Otwierać liczę do trzech! — wrzasnął ponownie komisarz.
I wtem ze świetlicy rozległ się płacz dziecka. To płakał Kuba a drzwi otworzyła przestraszona pani Małgosia.
— O co chodzi? — powiedziała wychowawczyni.
— Proszę pokazać ręce… i pani, i chłopak — odrzekł komisarz
i wskazał ruchem na Kubę. Gdy Pani Małgosia i Kuba pokazali swoje dłonie, Robert Kania wyciągnął jakieś urządzenie i włączył skaner. Nagle dłonie wychowawczyni i Kuby zrobiły się całe niebieskie. To znak, że mieli do czynienia z pieniędzmi, które zostawił Mikołaj.
— Gdzie jest Wiktoria? Gdzie są pieniądze? — odrzekł już spokojnie komisarz.
— Nie wiemy gdzie jest Wiktoria — odpowiedziała pani Małgosia. Kuba pokiwał twierdząco — a pieniądze są w szufladzie w biurku — bąknęła pod nosem wychowawczyni.
Po przyniesieniu pieniędzy komisarz dla formalności przeskanował je. Zaświeciły się również na niebiesko.
— Mikołaj — pieniądze po zabezpieczeniu przez techników i zrobieniu sprawozdania jutro będą do odbioru na komendzie.. natomiast wy:
tu Kania zwrócił się do Kuby i pani Małgosi —
— jesteście aresztowani!
14
Po oswobodzeniu rąk i nóg mogłam w końcu rozprostować kości. Tyle godzin siedziałam nieruchomo, że pozornie łatwa czynność była dość trudna do wykonania. Zaczęłam gorączkowo szukać wyjścia. Drzwi tak jak podejrzewałam były zamknięte, a na niewielkich oknach były kraty.
— To musi być jakaś piwnica szkolna — pomyślałam.
Nie wiedziałam co robić, jednak wzięłam się w garść i raz jeszcze niemalże po omacku przeszukałam całe pomieszczenie. Już traciłam nadzieję na ucieczkę z tej parszywej nory i że tylko rozwścieczę swoich porywaczy zwłaszcza czarną porywaczkę gdy wzrok mój utkwił na dziwnym kwadracie na podłodze.
Podeszłam dalej… zobaczyłam właz. Zaczęłam go szarpać z każdej strony i po stu chyba próbach udało mi się otworzyć zardzewiałą klapę. Drzwiczki były bardzo zniszczone i nad podziw ciężkie, jednak po włożeniu całej energii która mi została udało mi się je otworzyć. Oczom moim pojawiła się czarna dziura, pusta i straszna. Gdy wzrok przyzwyczaił się do egipskich ciemności zobaczyłam metalowe schody. Bałam się, ale musiałam zaryzykować. Zaczęłam schodzić do podziemi.
— Miko, trzymaj kciuki, wierzę że wkrótce mnie odnajdziesz. — wyszeptałam.
Zamknęłam klapę, żeby porywacze nie wiedzieli co się ze mną stało. Zaczęłam schodzić w dół. Naliczyłam 10, 20, 30 schodków aż w końcu zobaczyłam podziemny tunel i dwie drogi. Mogłam iść w lewo albo w prawo. Którą drogę mam wybrać? Spytałam samą siebie? Co teraz mam robić?
15
W kieszeni nagle zawibrowała mi komórka spojrzałem i nie mogłem uwierzyć. Dostałem smsa od mojej przyjaciółki.
Wiki napisała :
„jestem pomiędzy plackami a dołem, tik tok, tik tok”.
Tylko co to mogło oznaczać?
Po naradzie z Matim, który słusznie zasugerował mi, że Wiki wybrała zaszyfrowaną wiadomość, żeby porywacze nie mogli się dowiedzieć że wpadłem na trop gdzie jest Wiki, w końcu mnie olśniło.
Uśmiechnąłem się do Mateusza.
— Mati, wiem gdzie jest Wiktoria — odparłem do przyjaciela.
Mati ucieszył się.
— Chodźmy szybko na komisariat — odparłem.
Na komisariacie zastaliśmy komisarza Kanię bardzo ale to bardzo wkurzonego. Robert Kania poinformował nas że z braku dowodów musiał wypuścić zarówno Kubę jak i panią Małgosię. Wyjaśnił, że pani Małgosia pokazała mu smsa, który porywacze wysłali do niej, że porwą jej dzieci jeśli ona nie odbierze za nich pieniędzy. Pani Małgosia poprosiła Kubę, żeby odebrał za nią moją kasę i przyniósł jej do świetlicy nr 23. I tak zagadka się rozwiązała. Okazało się że to nie pani Małgosia ani Kuba byli porywaczami, tylko raczej marionetkami w rękach Czarnej Porywaczki i Białego Porywacza. Komisarz podziękował nam za pomoc i oddał mi pieniądze. Pokazałem mu jednak smsa od Wiktorii i rozszyfrowałem gdzie moim zdaniem przebywa teraz Wiki. Moim zdaniem pomiędzy plackami czyli plackarnią a dołem czyli dołem wąwozu jest……nasza szkoła. Tak, właśnie tak! Okazało się, że wczoraj tak blisko byliśmy Wiktorii… lecz teraz po tym jak minęła cała doba nie było już czasu do stracenia. Ja, Mati i komisarz wsiedliśmy do policyjnej toyoty rav 4 i szybko na sygnale ruszyliśmy do szkoły. Wkrótce wtajemniczony dyrektor polecił ogłosić przez megafon, żeby porywacze się poddali i wypuścili Wiktorię. Niestety nikt nie wyszedł z ukrycia. Zaczęliśmy wszyscy gorączkowo szukać Wiktorii.
I wtem usłyszałem jak znów wibruje mi telefon.
Smsa od Wiktorii brzmiał:
„Miko jestem zdołowana”.
Zamarłem. Co to miało znaczyć? Czy Wiki traciła już nadzieję.
— Wiki idę po Ciebie! — pomyślałem krzepiąco.
Odpisałem jej również sms szyfrem :
„jestem już z niebieskim między plackiem a dołem”
co miało znaczyć że szukam jej z policją w szkole. Ale teraz musiałem się skupić co oznacza sms od Wiki.
„Miko jestem zdołowana”.
Co to mogło znaczyć?
16
Weronika bardzo potrzebowała pieniędzy. Chciała kupić sobie psa miniaturkę- najlepiej Yorka lub maltańczyka, ale to wydatek około 3 tysięcy pln, a ona nie miała niestety oszczędności. Próbowała prosić o kasę mamę i tatę ale ci niestety tłumaczyli, że nie chcą psa w domu, bo śmierdzi i że muszą zrobić teraz remont w przedpokoju. Wera nie chciała dać za wygraną. Kilka dni myślała o tym skąd wykombinować potrzebną kwotę, aż nagle wymyśliła przebiegły plan. Żeby go zrealizować potrzebowała pomocy Kuby. Miała wszystko zaplanowane. Wiedziała co musi zrobić ona i co musi zrobić Kuba żeby załatwić potrzebną kasę 3 tysiaczki na jej pieska.
Tylko czy ten pomysł był właściwy?
Czy tak powinna postąpić porządna dziewczyna?
I czy miała prawo wciągać w to Kubę?
Niestety chęć posiadania psa była większy od jej wyrzutów sumienia.
Wera postanowiła szybko działać. Wykonała szybki telefon do Kuby bo wiedziała, że Kuba jej niczego nie odmówi. Wiedziała, że Kuba miał do niej wciąż słabość.
17
Po wyjściu z magazynu w którym była przetrzymywana Wiki, Biała Porywaczka i Czarny porywacz szybko ściągnęli maski, schowali je do plecaków i poszli do szkolnej stołówki. Dziś na obiad miało być spaghetti i zupa ogórkowa. Biały uwielbiał zupę ogórkową, a Czarna uwielbiała spaghetti zwłaszcza gdy zaprzyjaźniona z jej mamą kucharka dawała jej podwójną porcję sosu z soczystym mięskiem. Jedząc swój ulubiony obiad Czarna i Biały usłyszeli przez megafon swojego dyrektora, że wzywa do poddania się i oddania porwanej Wiki. Biały zbladł ze strachu, a Czarna wzruszyła tylko ramionami.
— Nie pękaj Biały — powiedziała Czarna. Jutro odbierzemy kasę od Pani Małgosi, a potem spalimy maski. To przecież jedyny dowód naszego porwania. No a na sam koniec wypuścimy Wiktorię z naszej szkolnej kryjówki. Okay? — warknęła Czarna.
— Okay — odpowiedział Biały, choć ze strachu nie był wcale pewien, czy dobrze zrobił, że wplątał się w tą całą sytuację.
18
Gdy zeszłam na sam dół i oczy przyzwyczaiły mi się do ciemności musiałam przejść przez dość wąski korytarz, który z każdym moim krokiem stawał się coraz jaśniejszy. Nie mogłam uwierzyć, ale zbliżałam się w końcu do światła. Podbiegłam ostatkiem sił i dotarłam do końca korytarza, który okazał się łącznikiem łączący podziemia naszej szkoły czyli dzielnicę Czuby z….no właśnie z czym? Zmęczenie, pragnienie zjedzenia czegoś i napicia się walczyły z ciekawością, choć i tak ciekawość musiała wygrać, bo była to jedyna droga by dalej kontynuować moją podróż do wolności i spotkania z Mikołajem.
Na końcu łącznika była oświetlona tablica i dwie strzałki: w lewo dzielnica Starówka i w prawo dzielnica Czuby.
Nie mogłam w to uwierzyć. Nasz Lublin miał swoje podziemia łączące różne części miasta.
Kto to zbudował? I kiedy? Nie było to już takie istotne. Głód i pragnienie tym razem wygrały, bo sił miałam coraz mniej. Musiałam znaleźć szybko miejsce gdzie mogłam bezpiecznie odpocząć i w końcu się napić. W którą stronę mam iść? Wybrałam dzielnicę Starówkę. Chciałam wysłać sms do Mikiego- oczywiście zaszyfrowany- gdzie jestem, lecz niestety okazało się, że moja komórka jest rozładowana. Poszłam w kierunku starówki. Miki kiedy w końcu się skończy ten koszmar. Miki dziękuję Ci, że mnie wciąż szukasz. Wierzę, że w końcu się spotkamy.
19
„Miko jestem zdołowana”
po raz kolejny przeczytałem smsa od Wiktorii.
I w końcu mnie olśniło. Zadzwoniłem do Matiego i wyjaśniłem o co mi chodzi.
— Jesteś genialny — odparł Mati. Na pewno o to chodzi Wiki.
— Chyba tak — odparłem i pobiegliśmy do komisariatu. Wtajemniczyłem Kanię, że tym razem chodzi o tajemnicze podziemia i że pewnie tam jest teraz Wiki. Komisarz odparł, że jak był dzieckiem słyszał legendę, że podobno są w Lublinie takie podziemia, ale nigdy tego nie weryfikował i nie znał szczegółów. Podziękował nam oczywiście i odparł, że da nam wsparcie, ale najpierw jego ludzie muszą skończyć szukać w szkole — takie są procedury. Posmutnieliśmy, ale tylko na chwilę. Uzgodniliśmy, że ja razem z Matim udam się do naszej biblioteki i tam spytamy naszej bibliotekarki czy zna te legendy, a komisarz pójdzie za nami jak skończy przeszukiwać szkołę. Byliśmy umówieni. Nic złego nie mogło się stać. Jednak pośpiech był wskazany. To już druga doba jak szukamy Wiki. Po wejściu do biblioteki dopadliśmy do pani Basi, która całe życie pracowała w naszej bibliotece i wskazała nam bardzo cenny trop. Okazało się, że legenda głosi, że są podziemne trasy łączące dzielnice Lublina tj. Czuby i Czechów i Stare miasto, które zbudowała kiedyś jakaś lubelska firma i miały to być lubelskie atrakcje ale firma zbankrutowała i nikt potem nie dokończył tej inwestycji. Ustaliliśmy z Matim, że pojedziemy autobusem na Stare Miasto i tam poszukamy rozwiązania koło lubelskiego zamku, gdzie podobno rzekoma firma rozpoczęła kiedyś inwestycje. Po wielu godzinach szukania udało nam się w końcu znaleźć tajemnicze przejście, którego pilnował stary Cygan. Musieliśmy mu zapłacić 20zł żeby opowiedział nam legendę i dał replikę do tajemniczego przejścia. Tak się też stało. Stary Cygan jak dowiedział się dlaczego chcemy tam iść i że nie chodzi nam o zwykłą ciekawość tylko chcemy ratować swoją koleżankę, wzruszył się okropnie. Oddał nam nasze pieniądze i powiedział, że będzie za nas trzymał kciuki. Okazało się, że drzwi były ukryte za wielkim drzewem i dopiero po odsunięciu gałęzi i użycia repliki klucza udało nam się tam wejść. Zadzwoniłem jeszcze do Kani żeby powiedzieć mu szczegóły żeby wiedział gdzie nas ma szukać i otworzyliśmy tajemnicze wrota.
Było ciemno i kiedy nasz wzrok przyzwyczaił się do ciemności zobaczyliśmy metalowe schody o trzydziestu stopniach. Weszliśmy do ciemnego wąskiego korytarza, który z każdym metrem zaczął się rozjaśniać, aż w końcu dotarliśmy do oświetlonej tablicy.
W lewo Czuby i w prawo Czechów. Gdzie mamy iść?
Wiki powinna nadejść z Czubów, lecz to podobno była łatwiejsza droga. Poprosiłem więc Matiego, że musimy się niestety rozdzielić i że on pójdzie łatwiejszą drogą do Czubów a ja trudniejszą na Czechów. W końcu byłem sportowcem. Tak też zrobiliśmy.
20
Po pysznym obiedzie Czarna i Biały musieli zobaczyć co się dzieje z Wiktorią. Przedtem jednak kupili w sklepiku szkolnym wodę niegazowaną Cisowianka i drożdżówkę z jagodami. Doskonale zdawali sobie sprawę, że Wiki od wczoraj nie jadła i nie piła. Schodząc ostrożnie na dół cały czas uważali, żeby nie natknąć się na szukających Wiki policjantów. Zdecydowali, że najpierw nakarmią Wiktorię, a potem późnym wieczorem wyślą smsa do pani Małgos, i żeby przyniosła im do jakiejś skrytki kasę — całe 3 tysiące złotych Oczywiście skrytka musiała być poza szkołą żeby niczego nie zwietrzyła policja. Czarna i Biały nie spodziewali się, że od wczoraj pani Małgosia współpracowała z policją i że komisarz Siatkowski od dawna już wiedział o okupie i porwaniu, a wszystko to dzięki Mikiemu i Mateuszowi. Chodząc ostrożnie do szkolnej piwnicy pokonali kilka krętych korytarzy aż w końcu trafili do drzwi gdzie przetrzymywali Wiktorię. Otworzyli ostrożnie drzwi starym pordzewiałym kluczem który „pożyczyli” kilka dni temu od niczego nie spodziewającego się szkolnego woźnego. Otworzyli ostrożnie drzwi i weszli do środka. Kiedy zamykali drzwi od wewnątrz stało się to czego nikt się nie spodziewał. Stary pordzewiały klucz złamał się od nasady i nie dało się ponownie otworzyć drzwi. Porywacze przez własną chciwość i głupotę sami przez siebie zostali porwani.
— O kurczę zostaliśmy uwięzieni w naszym więzieniu — szepnęła Czarna.
Po raz pierwszy na jej twarzy pojawił się niepokój.
— Boję się Czarna — rzekł Biały — w jego głosie słychać było nie niepokój lecz przerażenie. Porywacze chcieli zapalić światło, lecz w tym momencie przepaliła się żarówka.
— Jakieś fatum, czy co — rzekła Czarna.
Porywacze gorączkowo szukali alternatywnego wyjścia, lecz zobaczyli tylko małe zakratowane okna.
— Chcę do mamy — odrzekł Biały.
Z paniki porywaczy przegapili klapę na podłodze, którą udało się wydostać Wiktorii. Zrezygnowani zaczęli szukać Wiki, lecz krzesło na którym zostawili ją związaną było puste! Wiktoria zniknęła! Starając się rozjaśnić pomieszczenie, Czarna zaczęła szukać po kieszeniach komórki, żeby sobie przyświecić, lecz kolejnym pechem było to, że telefon jej się rozładował, a Czarny zostawił swojego smartfona przez pomyłkę podczas ich obiadu na stołówce.
— Kurczę jesteśmy w potrzasku — powiedziała Czarna.
Wtem Biały zobaczył na jednej z półek stare pudełko z zapałkami. Ucieszyli się okropnie! Biały zapalił jedną z zapałek, lecz światło było mizerne, podniósł więc z półki starą gazetę i zapalił żeby mogli dokładnie przeszukać swoje więzienie, lecz stało się coś niezwykłego. Jedna z kartek gazety spadła na jedną z półek ogień buchną całą mocą i cały regał zaczął się palić.
— Pomocy, ratunku — krzyknęli porywacze.
Niestety nikt ich nie słyszał.
21
Po rozdzieleniu w lubelskich podziemiach Mateusz poszedł korytarzem ze Starego Miasta na Czuby. Ten korytarz zgodnie z legendą miał być łatwiejszą drogą i tak było w istocie.
Mati podśpiewywał sobie pod nosem piosenkę :
„miłość, miłość w Zakopanem, polewamy się szampanem”
żeby dodać sobie otuchy.
Przeszedł chyba kilka kilometrów, aż zmęczył się okropnie. Musiał odpocząć. Chociaż chwilę. Wyjął z plecaka Cisowiankę niegazowaną oraz belwitę czekoladową, którą wcześniej przygotował dla niego Mikołaj.
— Prawdziwy kumpel — rzekł cicho Mati.
Mati tak sobie odpoczywał w kącie, że niechcący usnął. Po 2 dniach zmęczenia i ciągłego strasu zmęczony był przecież okropnie. Ostatnie dni były przecież tak pełne emocji. Mati zaraz zaczął śnić. Śniły mu się loty balonem nad Nałęczowem i on też tam był i leciał. Mati śnił, że leciał czerwonym dużym balonem i wszyscy mu machali. Mati uśmiechnął się przez sen… Nagle trącił go w ramię ktoś, kogo tu się nie spodziewał i powiedział.
— Siema Mati, dobrze że jesteś — odparła jakaś tajemnicza postać.
Mateusz otworzył oczy w przerażeniu i zobaczył Harrego Błyskawicę, z którym zaczął rozmawiać. Mati w końcu przegadał z Harrym parę godzin i wszystko mu opowiedział. Harry Błyskawica zdradził Matiemu kilka cennych wskazówek i rad jak podrywać dziewczyny, oraz kilka podstawowych zajęć. Mati był bardzo zadowolony i dumny. Żeby niczego nie zapomnieć, zaczął szukać w swoim plecaku notatnika i pióra. Jednak nie mógł nigdzie go znaleźć. Wkurzył się okropnie i … w końcu się obudził. Po Harrym Błyskawicy nie było ani śladu. Mati z niedowierzeniem spojrzał w pusty korytarz.
Czy to był sen?
Czy to tylko sen?
22
Po rozdzieleniu z Mateuszem poszedłem dalej sam. Wiedziałem że to trochę ryzykowne ale musiałem tak zadecydować. Przyjacielowi oddałem łatwiejszą trasę, bo jak głosi legenda trasa podziemna między Starym Miastem a Czubami była tą łatwiejsza. Miałem zresztą nadzieję, że tą właśnie trasą pójdzie Wiktoria i że wkrótce będzie bezpieczna i ona, i Mateusz, i że policja także pójdzie ich śladem. Liczyłem na komisarza Kanię, bo to był dobry człowiek. Kolega zresztą moim rodziców. Kiedyś jeszcze zanim został komisarzem to był naszym dzielnicowym ale byłem wtedy za mały i tego nie pamiętam. Moja trasa miała być trudna, pełna wyzwań i niespodzianek. Musiałem ja ją przejść, gdyż bezpieczeństwo moich przyjaciół było dla mnie rzeczą nadrzędną. Czy się bałem? Tak, oczywiście, tylko głupiec się nie boi, ale w oczach miałem biedną Wiki, która jest już dwie doby bez jedzenia i picia… i tyle już przeszła.
Mati jak zawsze okazał się dobrym przyjacielem, a Kuba….no cóż Kuba….zawiodłem się na nim.
Wg hipotezy Matiego to Kuba jest porywaczem. Ja tak nie sądzę… chociaż?
Choć wg policji porywaczy było dwóch. Sam nie wiem, czy Kuba byłby do tego zdolny. On może nie, ale Weronika… Cóż Kuba był pod jej wpływem już tyle czasu… zresztą ja też kiedyś byłem… ale to stara historia… Teraz musiałem skupić się na znalezieniu Wiktorii i bezpiecznym przebyciu całej trasy na Czechów. Pierwsze korytarze nie były trudne. Było dużo prostych dość nieźle oświetlonych i zachowanych w dobrym stanie lecz coraz więcej było zakrętów i były coraz częstsze. Zwrócił moją uwagę również fakt, że korytarz zaczął się zacieśniać i między sufitem a podłogą była coraz mniejsza odległość. Po kilkunastu metrach czekała mnie spora przeszkoda. Korytarz stał się wąskim tunelem, którym nie dało się już przejść...trzeba było się czołgać… Nie poddałem się, tylko poszedłem, a raczej poczołgałem dalej… Pomogła tu moja wysportowana forma i szczupła sylwetka, lecz niestety zaklinował mi się plecak, pozostałem bez wody i bez ulubionej Belwity czekoladowej. Po kilkudziesięciu metrach, przejście których zajęło mi ponad godzinę, korytarz znów wrócił do pierwotnej formy. Mogłem trochę odpocząć, choć brak wody nie pomagał. Poszedłem dalej. W końcu natrafiłem na kolejną przeszkodę. Okazało się, że jest głęboka wyrwa w podłodze, a może raczej przepaść i musiałem wziąć spory rozbieg. Wiedziałem, że muszę przeskoczyć, bo inaczej… bo inaczej… ryzyko było wielkie… Złapałem głęboki oddech i rozpędziłem się niczym super bohater Flesh. Wtem na samym końcu skarpy ziemia usunęła się, przez co odbicie było słabsze niż planowałem. Siła rozpędu spowodowała to, że skok był długi, właściwie dłuższy niż potrzeba, jednak przez złe odbicie kąt był niewłaściwy i jak lądowałem, to drugi brzeg korytarza wydawał się wciąż zbyt daleko. W końcu upadłem na krawędzi, w ostatniej chwili łapiąc się rękami. Podciągnąłem się, lecz nogi wciąż wisiały nad przepaścią.
— Dasz radę Mikołaj — powiedziałem sam do siebie.
— Dasz radę chłopie.
Podciągnąłem ręce, cały ciężar ciała by wydobyć się z przepaści, pomogło tu na pewno codziennie ćwiczenie pompek lecz w końcu udało się wydostać na powierzchnię. Byłem uratowany. Uśmiechnąłem się szeroko. Lecz musiałem chwilę odpocząć. Po kwadransie znów pobiegłem korytarzem i trafiłem do dziwnej bramki. Była to nowoczesna metalowa brama swoim obwodem oplatająca cały korytarz od podłogi po ściany i sufit, nie dało się jej ominąć- mogłem albo przez nią przejść, albo zawrócić. Przeszedłem przez bramę i wtem stała się rzecz, której nigdy bym się nie spodziewał.
23
Weronika już dzisiaj miała zrealizować swój sekretny plan. Jak tylko uda jej się zdobyć upragnione 3 tys zł zamierzała iść po upragnionego pieska. Miała już upatrzonego małego yorka z hodowli znajomego jej taty. Co prawda rodzice nadal byli temu przeciwni ale Wera wierzyła, że jak zobaczą małego okruszka to zmienią szybko zdanie. Do osiągnięcia jednak celu potrzebowała pomocy Kuby, a on niestety się spóźniał. Wera była wkurzona i zniecierpliwiona, jutro jej tata miał znów wyjechać w służbową trasę, a rozmowa z samą mamą nie miała sensu. Żeby udało się Werze zrealizować swoje marzenia musieli być w jej domu oboje rodzice. Dzisiaj albo nigdy… no może nie nigdy tylko za tydzień kiedy jej tata wróci, ale przez cały tydzień ktoś może sprzątnąć Werze jej upragnionego szczeniaczka. Gdzie ten Kuba?
Po godzinie przyszli już rodzice i mieli siadać do wieczornego obiadu. Kuba niestety nie przyszedł. Po raz pierwszy ją zawiódł. I nie było to miłe uczucie. Wera była rozczarowana i wkurzona, jej tajny plan musiał czekać cały następny tydzień.
24
Kuba siedział w domu i rozmyślał o wydarzeniach z ostatnich dni. A miał o czym rozmyślać. Najpierw zawiódł swojego najlepszego przyjaciela Mikołaja, bo nie pomógł mu i Matiemu szukać porwanej Wiktorii. Potem wplątał się w podrzuconą kasę pani Małgosi i przez to wplątanie i policję miał szlaban z wychodzeniem z domu przez cały miesiąc. Rodzice byli wściekli. Kuba musiał popracować nad asertywnością, bo przez zbytnią uległość sypało mu się życie i relacje z najlepszymi przyjaciółmi. Na koniec nie pomógł Weronice, dziewczynie która mu się bardzo podoba, jednak w ostatnim czasie prosiła go o rzeczy które mu się wcale nie podobały. Mama dała mu nie tylko szlaban na wychodzenie z domu, przez co nie mógł iść do Weroniki, ale także odcięła mu internet, przez co granie na xboxie czy oglądanie serwisu youtube nie było możliwe. Miał się tylko uczyć i uczyć, a w wolnym czasie mógł tylko czytać lektury. Perspektywa całego miesiąca jaki miał spędzić w ten sposób nie nastrajała go optymistycznie. Wziął to ręki smartfona i wysłał tego samego smsa do Wery i Mikołaja.
Sms od Kuby brzmiał :
„Przepraszam was za wszystko. Przepraszam, że was zawiodłem”.
25
Czarna i Biały z przerażeniem patrzyli jak całe pomieszczenie stanęło w płomieniach,
Dym zaczął wypełniać całe pomieszczenie. Nie widzieli szansy na ratunek. Wtem rozległ się alarm przeciwpożarowy i stała się rzecz niesłychana. Okazało się, o czym Czarna i Biały nie wiedzieli, że dwa lata temu ich dyrektor kazał w całej szkole zainstalować nowoczesny system przeciwpożarowy. Na szczęście system obejmował także piwnice i magazyn w którym przebywali niedoszli porywacze. Nagle na całe szczęście po tym jak dym doszedł do czujników przeciwpożarowych z całego sufitu, który jak się okazało wypełniony był cały hydrodyszami zaczęła lać się woda. Czarna i Biały byli uratowani. Zaczęli tańczyć z radości pod wpływem uwolnionych endorfin. Jednak ich złudne szczęście nie trwało długo. Nagle do drzwi zaczął ktoś się dobijać. Otwierać! Policja! -krzyknął komisarz Kania.
— Czarna zrezygnowana odpowiedziała — Niestety nie możemy otworzyć drzwi, gdyż klucz został w zamku i się połamał.
Policja nie mając wyjścia musiała wyważyć drzwi przy pomocy straży pożarnej, która po usłyszeniu alarmu, również się pojawiła na miejscu pożaru.
Rozległ się głośny BUUUUUUUM i drzwi rozpadły się na tysiąc kawałków. Komisarz Kania wrzasnął: stać! ręce do góry! jesteście aresztowani! proszę natychmiast zdjąć z twarzy maski. Czarna i Biały nie mając żadnego wyjścia ściągnęli maski z twarzy. Jakie było zdziwienie komisarza, gdy poznał kim jest Czarna…
26