Wszystko przemija. To wiemy na pewno. Co czeka nas po drugiej stronie granicy? Wierzę, że dobrym ludziom spokój duszy będzie dany. Czy ja należę do tych dobrych? Życie, chociaż trudne, trzeba przeżyć. Każdy, ja także, żył po swojemu. Drogę, którą otrzymałam trzeba przejść do końca. Nie wierzę, że o wszystkim decydujemy sami. Życiem kieruje przypadek, los, zbieg okoliczności. Teraz, gdy zbliżam się do tej niewidzialnej granicy, sięgam myślami wstecz. Myślę o dniach, latach, które przeżyłam. Czasami wydaje mi się, że to nie jestem ja, ta mała, chuda dziewczynka z ciemnymi włosami. Oczami widzącymi surowe życie w dalekiej Finlandii. Oczami, które większą część swojego życia rozkoszowały się życiem w nowej Ojczyźnie. Tutaj nie marzły mi ręce, jak wówczas, gdy zimą chodziłam do szkoły. Tutaj wiele rzeczy było innych.
Mieszkałam z mamą nad rzeką KIVIOJA. W drewnianym domu, w którym był jeden pokój i jeden, ogrzewający nas zimą, piec. Był zawsze ciepły, pachniał wiejskim chlebem i ciastem, które mamusia piekła. W przedpokoju skrzynia na odzież i druga, mniejsza, na żywność. Mniejsza skrzynia, zimą, pełna była mrożonych borówek. W soboty mamusia rozmrażała dużą porcję, którą posypywałam cukrem i jadłam z apetytem.
Dzieciństwo moje płynęło spokojnie. Miałam to czego pragnęłam. Nie marzyłam o rzeczach nieosiągalnych, cieszyłam się tym co mam. Miałam lalki, kołyskę, którą zrobił mi wujek Matti. Mamusia nauczyła mnie szyć lalkom ubranka. Miałam harmonijkę na której uczyłam się grać. Dużo śpiewałam a potem słuchałam pochwał mamy. Niestety, nie wiedziałam jeszcze, że kompletnie pozbawiona jestem słuchu. To, że zostanę piosenkarką wiedziałam od momentu, gdy pierwszy raz w życiu usłyszałam muzykę w radio. Osobą, która jako jedna z pierwszych miała radio w domu była moja nauczycielka. Czasami zapraszała nas do domu, gdzie siedząc na podłodze, słuchaliśmy bajek. Po zakończeniu lekcji, gdy okno jej mieszkania było otwarte i słychać było muzykę, siadałam na brzegu ścieżki i słuchałam. Potrafiłam siedzieć i słuchać bardzo długo. O tym, że nie zostanę piosenkarką zorientowałam się po stopniach z wychowania muzycznego. Były poniżej krytyki. Miłość do muzyki pozostała we mnie do dzisiaj. Podziwiam potrafiących grać czy też śpiewać. Niestety, nie wszystkim wspomniane zdolności są dane. W szkole, podczas różnych uroczystości, deklamowałam wiersze. Moje rysunki oglądać można było na wystawach szkolnych. Uczyłam sie dobrze, nikt nie musiał mi pomagać. Jedyny minus chodzenia do szkoły, to chłopcy. Dokuczali mi, przezywali „pchłą”. Wszystko z powodu chudych nóg i czarnych włosów. Większość to blondynki i blondyni. Ciemna karnacja to wyjątek, stąd docinki. Kiliki, o dwa lata starsza siostra, była uczennicą tej samej szkoły. Nie mieszkała wówczas z nami Była moim przeciwieństwem. Silna, uparta, nie bojąca się niczego. Broniła mnie przed chłopcami. Bali się jej, bo zawsze atakowała i biła pięściami tych, którzy mnie krzywdzili. Na przerwach międzylekcyjnych nie bawiła się z dziewczynkami tylko z chłopcami. Z nimi grała w piłkę, biegała. Chłopcy chętnie brali ją do swoich drużyn. Gdy pożegnała szkołę, zostałam sama. Czułam się samotnie, wiedziałam, że nikt mnie nie obroni przed tymi, którzy dokuczali. W tym czasie szkoła zaczęła wydawać posiłki /kanapki, obiady/, dzieciom z biedniejszych domów. Moja mama zatrudniła się w charakterze kucharki. Byłam szczęśliwa z tego powodu i znów bezpieczna. Nie dostawałam kanapek ponieważ należałam do rodzin lepiej sytuowanych. Dostawałam od mamy płatki owsiane, które w szkole gotowała. Do tego cukier, porcję masła, mleko. Kanapki miałam z domu. Często wymieniałam je z siostrą na ciemny chleb, posmarowany grubo masłem, który był bardzo smakowity. Siostrze oddawałam białe pieczywo. Dobrze jeździłam na nartach. Potrafiłam nawet skakać. Pamiętam jedne zawody. Wyjechaliśmy na nie saniami. Dwie dziewczynki i trzech chłopców. Jedną z dziewcząt była moja skromna osoba. Było bardzo zimno a przy tym padał śnieg. Koń biegł szalenie szybko, pamiętam do dziś wesoło dzwoniące dzwonki. Po jednej z zakończonych konkurencji biegowych w której brałam udział, ogłaszano wyniki: Pierwsze miejsce zajęła Kirsti… W tym momencie serce moje zaczęło bić radośnie. Byłam z siebie ogromne dumna. Wierzyłam, że zostałam zwyciężczynią. Niestety, nie wyczytano mojego nazwiska lecz konkurentki. Przeżyłam pierwsze w życiu rozczarowanie. Za zajęcie drugiego miejsca otrzymałam nagrodę, 3 marki fińskie. Mój pierwszy zarobek.
Lato na północy, to najpiękniejsza pora roku mimo, że bardzo krótka. Białe noce, pływanie w rzece, zbieranie jagód, kwiaty wodne, śpiew ptaków, żurawie… Często, przebywając na łące, trafiałam na ptasie gniazda. Widziałam złożone do wylęgu malutkie jaja. Mama zawsze mówiła, że nie wolno dotykać gniazd bo ptaszek będzie bał się do swojego domku wrócić. Przyjemność sprawiało mi obserwowanie latających szybko jaskółek. Kładłam się na trawie miękkiej jak aksamit i obserwowała.
Jesień to czas odlotu ptaków do ciepłych krajów. Na łące zbierało się ich tysiące. Często siadałam na kamieniu obserwując je. Siedziałam bardzo blisko, nie bały się mnie. Słuchałam ich mowy. Podziwiałam kormorany, które w podróż do cieplejszych krajów zabierały na grzbiecie swoje potomstwo Tak bardzo chciałam lecieć z nimi. Był jeden warunek. Musiała być ze mną mama.
Do dzisiaj pamiętam ptaka, który wznosił się bardzo wysoko i ciągle krążył wydając przy tym dziwny, taki smutny głos. Pytałam mamy jak nazywa się ten ptak. Odpowiedziała, że „STARA PANNA”. Do dzisiaj nie wiem jaka była jego rzeczywista nazwa. Pierwsze narty dostałam, nie zimą, nie. Dostałem jesienią, gdy pierwszy raz szłam do szkoły. Wykonał je wujek Matti. Na tych nartach jeździłam zimą do szkoły. Niezastąpiony wujek Matti zrobił także dwie wędki, którymi z siostrą po zajęciach szkolnych, łowiłyśmy ryby. Wędkowaniem zajmowali się także chłopcy. Mieli oni swoje miejsca, gdzie wędki chowali. Najczęściej była to stara stodoła. Kilikki znała ich schowki. Pewnego dnia, po zajęciach szkolnych, kazała mi biec za sobą. Nie chciała powiedzieć dlaczego. Biegłyśmy bardzo szybko.. Zatrzymałyśmy się przy starej szopie. Tam kazała mi obserwować czy chłopcy nie idą. Sama powyciągała ich wędki i połamała. Gdy zakończyła, wzięłyśmy swoje wędki i zaczęłyśmy łowić jakby nigdy nic. Okropnie się bałam, że chłopcy zorientują się, że to ona i ją zbiją. Całe szczęście, że nie pomyśleli, że to siostry sprawka. Zdziwieni byli zdarzeniem, ale przez myśl im nie przeszło, że sprawczyni szkody to moja siostra. Do dzisiaj nie wiem dlaczego to zrobiła. Pamiętam jej spokojną twarz i odpowiedź, że nie wie kto to zrobił.
Zima to Boże Narodzenie, gwiazdka, prezenty, słodycze, choinka, mróz, śnieg, lód. Mile wspominam każdą gwiazdkę. Przychodziła Kiliki. Pamiętam mróz, który spowodował głębokie zamarznięcie rzeki. Wodę mieliśmy z topionego śniegu. Każdego dnia trzeba było palić w piecu aby było ciepło. W końcu zabrakło suchego drewna a mokre nie chciało się palić. Gdy sytuacja stawała się niebezpieczna, mama powiedziała, że idziemy po drzewo do pieca. Nie pytałam dokąd, poszłam za mamą. Szłyśmy dość długo. W końcu zatrzymaliśmy się przed szopą wykonaną z belek, w której przechowywane było siano. Mama wyciągnęła jedną belkę dla mnie a dwie dla siebie. Wracałyśmy do domu ciągnąć je za sobą. Pamiętam, że była wówczas piękna, księżycowa noc. Pamiętam też ciepło, które ogarnęło pokój po rozpaleniu pieca.
Czasami bardzo chciałam mieć ojca. Mama tłumaczyła, że nie ma ojca. Później dowiedziałam się i zrozumiałam dlaczego tak jest. Dostawałyśmy od niego paczki a w nich zabawki, ubranka i listy z zapytaniem jak chowają się dziewczynki. Co miesiąc przysyłał czek, dzięki któremu nigdy nie byłyśmy głodne i miałyśmy się za co ubrać. Podczas jednego z wyjazdów do Oulu, miasta położonego 45 km od mojego miejsca zamieszkania, mama zabrała mnie do sklepu, gdzie kupiła mi płaszcz z futrzanym kołnierzem, skórzaną czapkę wykończoną futrem. Nawet nauczycielka podziwiała mój nowy płaszcz. Siostra i ja byłyśmy zawsze ładnie ubrane. Niedaleko domu była duża, wilgotna łąka. Sąsiad, pan w podeszłym wieku, który był jej właścicielem, często łąkę kosił. Wjeżdżał na nią koniem ciągnącym kosiarkę. Pewnego razu podniósł mnie, wziął na kolana i jeździliśmy razem. Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miałam ojca. Już wcześniej zwracałam się do niego „tatuś”. Nigdy ‘dziadek, zawsze „tatuś” Wspólne koszenie łąki i ja na jego kolanach upewniły mnie tylko w przekonaniu, że tak jest rzeczywiście.
Mimo, że siostra często mi dokuczała, bawiłam się z nią. To ona, gdy miałam 5 lat, nauczyła mnie czytać. Potem miała już swoje koleżanki. Nie chodziłyśmy razem na spacery czy pływać. Płakałam często, że nie mogę wyjść z nią i jej koleżankami, że muszę pozostać w domu z mamusią. Potem, gdy zaczęłam chodzić do szkoły, miałam już swoje koleżanki. Szczególnie Inga, dziewczyna mała i otyła, mieszkająca po drugiej stronie rzeki była mi bliska. Inga bardzo szybko biegała. Gdy jej nie było, uwielbiałam bawić się lalkami.
Wczesne lata to także nauka szydełkowania oraz robótki na drutach. Uczyła mnie mamusia. Gdy poszłam do szkoły, dziewiarstwo nie było dla mnie tajemnicą. Bardzo lubiłam i do dzisiaj lubię prace szydełkowe.
Babci prawie nie pamiętam. Miałam 4 lata, gdy umarła. Bardzo dokładnie pamiętam śmierć dziadka. Zmarł około 7 rano. W dniu pogrzebu otwartą trumnę wystawiono na podwórzu, na wysokim podwyższeniu. Dookoła udekorowana była palącymi się świeczkami. Było mi smutno, ale nie płakałam. Po pogrzebie wszystko się zmieniło. Dzieci dziadka podzieliły spadek. Ziemię, pomieszczenia gospodarcze sprzedano. Pozostał stary koń, którego dziadek trzymał tylko dlatego aby mógł dokończyć żywota w miejscu gdzie całe życie pracował. Była dyskusja co z koniem zrobić. Większość chciała aby konia pozostawić. Jedna z sióstr nie zgodziła się. Konia sprzedano Cyganowi. Po pewnym czasie ktoś doniósł, że Cygan znęca się nad koniem. Bije, zmusza do określonych zachowań. Nie mogła pogodzić się z tym ciocia, która domagała się sprzedaży konia. Męczyło ją sumienie. Konia odkupiono. Zapewniono mu spokojną starość. Po śmierci dziadków mamusia moja została gospodynią w rodzinnym domu. Mieszkał z nami mamy brat, Matti. Wujka bardzo kochałam. Często brał mnie na kolana, kupował cukierki. Był kawalerem. Po pewnym czasie wybudował domu w miejscowości Ritokorpi, 3 km od naszego miejsca zamieszkania. Zamieszkała z nim Kilikki. Po pewnym czasie wróciła, nie chciała tam mieszkać, ale mama nie zgodziła się. Uważała, że siostra powinna u Mattiego pozostać i pomagać w gospodarstwie. Bardzo mamę prosiła, ale ta była nieugięta. Musiała wrócić. Mieszkała tam do momentu gdy się ożenił. To był początek wojny, mamusia sama prosiła ją o powrót. Kilikki była z tego powodu bardzo zadowolona. Wracając ze szkoły spotkałam mamę z nieznanym mi panem. Przedstawiony mi został jako przyszły mąż mamy i mój ojciec. Miałam wówczas prawie 16 lat a mimo to, nie rozumiałam zaistniałej sytuacji. Nie mogłam zrozumieć jak mama, bardziej ode mnie może kochać kogoś obcego. Bardzo to przeżywałam. Mama tłumaczyła, że gdy będę starsza to zrozumiem jej postępowanie. Sprzedany został nasz rodzinny dom i po ślubie przeprowadziliśmy się do męża mamy. Był wdowcem, i jak się potem okazało, wspaniałym człowiekiem. Lubił mnie, ja jego. Uczył mnie jeździć konno. Posiadał gospodarstwo rolne. Wiek 16 lat, to wiek w którym się dojrzewa, ma się różne myśli. Niestety, nie mogłam z nikim porozmawiać na nurtujące mnie tematy. Mama na ten temat nigdy ze mną nie rozmawiała, nie uświadamiała. Gdy zostałam kobietą, cale popołudnie, przestraszona, siedziałam w szopie, na sianie. Dopiero później, koleżanka powiedziały mi, że tak właśnie ma być. To właśnie brat koleżanki, starszy ode mnie, zaproponował mi spotkanie. Koleżanka namawiała mnie abym się zgodziła. Umówiliśmy się na godz. 18-tą, na moście. Pojechałam nowym, ładnym, rowerem. Czekał już. Zaproponował spacer. W pewnym momencie chwycił mnie za rękę. Reakcja moja była gwałtowna. Rękę wyrwałam z jego dłoni tak gwałtownie, że podskoczył przestraszony. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę umawiając się na kolejne spotkanie w niedzielę. Nie mogłam doczekać wieczoru, pojechałam wcześniej. Jego jeszcze nie było. Czekałam długo, nie przyszedł. Pomyślał chyba, że z taką głupią dziewczyną, nie warto tracić czasu. To było moje pierwsze miłosne rozczarowanie. Krótko potem miałam pierwszą komunię, poprzedzoną 6-tygodniowym uczęszczaniem na religię. Pastor był bardzo miłym człowiekiem. Pamiętał moją siostrę, która na religię uczęszczała dwa lata wcześniej. Do jednych zajęć nie byłam przygotowana. Polecił abym została po lekcjach i nadrobiła zaległości. Dodał przy tym, że jestem taka jak siostra, która gdy przyszła do szkoły umiała wszystko a po dwóch tygodniach nie umiała nic. Do komunii dziewczynki przystępowały w czarnych sukniach a chłopcy w czarnych garniturach. To dlatego, że trwała wojna. Przyjmując komunię, nie mogłam powstrzymać łez. Powoli zaczynało się moje dorosłe życie.
Mieszkańcy miast, gdzie brakowało wszystkiego, przyjeżdżali na wieś kupować żywność. Pewien restaurator, który kupił u nas cielaka, zaproponował mi pracę. Powiedział mamie: Ta panienka mogłaby u mnie pracować — Mama wyraziła zgodę. Cieszyłam się bardzo na samą myśl, że będę miała swoje pieniądze. Miałam też obawy, czy dam sobie radę. Do podjęcia pracy szykowałam się tydzień czasu. Po cielaka restaurator przyjechał samochodem. Z małą torbą siadłam na tylnym siedzeniu. Cielaka załadowano do bagażnika. Wyruszyłam w stronę dorosłego życia. Obawialiśmy się kontroli policji, gdyż nie wolno było handlować żywnością. Na szczęście nie było problemów. Pracę rozpoczynałam w kuchnie. Pracowałam z dwoma dziewczynami, z których Vieno była od nas dużo starsza. Obsługiwała gości. Mieszkałam na miejscu. Uszyto mi ładny kostium (czarna spódniczka z żakietem i biała bluzka z kokardą pod szyję). Wyglądałam bardzo ładnie, byłam szczęśliwa. Krótko potem rozpoczęłam pracę jako kelnerka. To właśnie wówczas usłyszałam, że mam ładne oczy, że jestem ładna. Oglądałam się potem w lustrze dziwiąc się, co we mnie widzą. Nie jeden raz miałam propozycję spaceru czy wyjścia do kina. Nie wyrażałam zgody. Do kina chodziłam w południe, gdy miałam wolne. Lokal zamykano o godz.21. Jednego wieczoru, po zamknięciu restauracji, postanowiłam z koleżanką odwiedzić kawiarnię czynną do 22 i tam wypić herbatę. Poszłyśmy. Siedzimy, rozmawiamy, popijamy herbatę. W pewnym momencie wchodzi dwóch policjantów. Sprawdzają dokumenty gości kawiarni. Ja nie mam. Nie wiedziałam, nie miałam pojęcia, że jest taki obowiązek. Miasto, choć nie tak duże, było dla mnie nieznane. Nie wiedziałam jakie ciążą na mnie obowiązki. Na wsi byłam wolna. Mogłam chodzić gdzie chce i kiedy chcę. Nikt o nic mnie nie pytał. Po stwierdzeniu, że nie mam dokumentów, policjant zabrał mnie na komisariat. Byłam przerażona. Koleżanka z którą byłam w kawiarni, widząc co się dzieje, pobiegła do właścicielki restauracji w której pracowałam i powiedziała co się stało. Ta wykonała telefon informując policję gdzie mieszkam, gdzie jestem zatrudniona i w jakim charakterze. Policjant kazał wracać do domu. Następnego dnia zobaczyłam go w restauracji, był gościem lokalu. Chciał się ze mną umówić. Nie zgodziłam się chociaż był wysokim przystojnym mężczyzną. Bardzo przeżyłam wczorajsze zdarzenie. Wstydziłam się całej sytuacji chociaż nie czułam się winna. Na osiemnaste urodziny, które obchodziłam 11 listopada dostałam osiemnaście papierowych róż. Była wojna, nie można było kupić naturalnych kwiatów. Byłam szczęśliwa. Wydawało mi się, że jestem bardzo dorosła, mimo, że prawo do pełnoletniości mogłam mieć od 21 roku życia.
Na okres Bożego Narodzenia restaurację zamknięto. Po raz pierwszy mogłam pojechać do domu. Miałam pieniądze za, które nie mogłam nic kupić. W końcu udało mi się ojczymowi kupić skórzane rękawiczki z jednym palcem. Mamie kupiłam porcelanowe filiżanki. Na zewnątrz mroźno, dużo śniegu a w domu rodzinnym ciepło, przytulnie. Mama wydawała mi się bardzo zmęczona, przygnębiona. Okazało się, że ojczym miał długi, które w całości spłacone zostały z mamy pieniędzy spadkowych. Zostało także na budowę nowego domu i obory. Kilikki w tym czasie wyjechała na południe Finlandii podejmując pracę w fabryce. Krótki po tym wyszła za mąż za wojskowego. Odwiedzili mnie latem. Siostra była tak ładna, że aż właścicielka restauracji podziwiała jej urodę. Podałam im obiad, za który zapłaciłam. Potem miałam wolne. Poszliśmy do parku, gdzie rozmawiając doczekaliśmy czasu w który, Kilikki z mężem wsiedli do pociągu i wrócili w swoje strony. To był okres gdy zaczynały topić się śniegi. Zbliżała się wiosna i bombardowania. Pamiętam pierwsze. Przeżyła to bardzo. Wszyscy uciekli do piwnicy. Po powrocie zastaliśmy dom bez szyb. Podczas wolnego popołudnia poszłam do kina. W trakcie seansu syrena ostrzegła przed nalotem. Widzowie schowali się w piwnicy, ja natomiast uciekłam do domu. Miałam szczęście. Następnego dnia dowiedziałam się, że kino zostało zbombardowane. Latem miałam dwa tygodnie urlopu. Pojechałam na południe Finlandii odwiedzić siostrę, która spodziewała się dziecka. Byłam u niej dwa dni. Wróciłam do mamy pomagać w sianokosach. Zatrudnieni do żniw pracownicy nocowali w szopie, na ścianie. Ja zresztą też. Łąka znajdowała się nad ogromną zatoką. Nie było widać drugiego brzegu. Siadałam tam wieczorami i rozmyślałam o tym jaki Świat jest duży. Zastanawiałam się czy kiedykolwiek będę mogła podróżować. Kąpałam się. Było cudownie. Po powrocie do pracy, współpracownicy zaskoczeni byli moją opalenizną. Opalenizna nie była wówczas mile widziana, ale podziw koleżanek był, tak myślę, szczery.
W chwilach wolnych od pracy niejednokrotnie szłam na skraj miasta. Rosły tam bardzo wysokie sosny. Roślinność nie była tak bogata. Powoli zaczynała się tundra. Nuciłam piosenkę: Ścieżką w kierunku tundry sama idę w dal. Wspominam ukochanego, który z drugiej strony tundry tą samą drogą wędruje. Marzę o spotkaniu, o wspólnym spacerze ścieżkami tundry…
Myślę, że marzyłam wówczas o poznaniu kogoś bliskiego. W restauracji stał gramofon. Pewnego wieczoru słuchałam muzyki wymieniałam płyty. Obok mnie stanął wojskowy oficer. Niby słuchał a cały czas patrzył mi w oczy. W pewnym momencie położył swoją dłoń na mojej. Zawstydziłam się, zarumieniłam, przestraszyłam tej sytuacji. Przez ciało przeszedł dreszcz Wyszarpnęłam dłoń i uciekłam do kuchni. Wieczorem, gdy już byłam w łóżku, myślałam o tej sytuacji. Doszłam do wniosku, że była całkiem przyjemna. Myślałam też o letnim urlopie, minionych białych nocach, które w północnej Finlandii są najpiękniejsze. W przeciwieństwie do zimy, która ciągnęła się w nieskończoność, uwielbiałam fińskie lato, niestety trwające zbyt krótko.
Nadszedł dzień w którym właściciel restauracji poinformował personel, że sprzedał lokal. Oświadczył przy tym, że zatrudnienie mamy zagwarantowane, że nie musimy nigdzie odchodzić. Zdecydowałem się jednak na podjęcie pracy w hotelu. Po rozmowie wstępnej zostałam przyjęta na praktykę. Musiałam uszyć granatowy fartuszek z kieszeniami i białym kołnierzem. Udało mi się kupić materiał a krawcowa zrobiła resztę. Praca moja polegać miała na pomaganiu czterem kelnerkom, które miały uczyć mnie obsługiwania klientów a ponadto raz w tygodniu obowiązane były wypłacać mi po 20 marek każda. Zamieszkałam u swoich byłych pracodawców w zamian za opiekę nad ich dziećmi. Byłam bardzo zadowolona a nawet szczęśliwa, że tak pozytywnie wszystko się ułożyło. Zadowolona byłam z pracy. Nie była ciężka dla moich młodych nóg, chociaż biegałam z sali do kuchni i z powrotem nosząc ciężkie tace. Ponadto do moich obowiązków należało zanieść obiad właścicielce restauracji. Robiłam to każdego dnia. Bardzo podobało mi się jej mieszkanie. Zastanawiałam się czy kiedykolwiek będę mieszkała w tak wspaniałych warunkach. Jak na razie spałam na ławie w kuchni co nie było wygodne. Myłam się w hotelu Wyżywienie było dobre. Byłam najmłodsza więc na każde śniadanie dostawałam 0,5l. kartkowego mleka, które wypijałam jednym haustem. To było moje śniadanie Na obiad jadałyśmy mięso z różnymi dodatkami. Mimo, iż żywność była na kartki, w restauracji nie brakowało jedzenia. Na kolację nie jadłam nic, ale nie odczuwałam głodu.
Podczas jednego z dyżurów, starsza koleżanka pełniąca funkcję kierownika sali poinformowała mnie, że jeden z gości restauracji, wysoki blondyn, oficer wojska, powiedział, że jest mną zauroczony, że pragnie się ze mną umówić. Pokazała mi go. Faktycznie, przystojny. Gdy wychodziłam z pracy, czekał już na mnie. Poszliśmy w kierunku rzeki w której topiłam się podczas letniej kąpieli. Nie mogłam poradzić sobie z wirem, który uniemożliwiał dopłynięcie do brzegu. Uratował mnie nieznany mężczyzna. Do dzisiaj nie wiem kto to był. Jestem wdzięczna. Bez jego pomocy, nie dałabym sobie rady. Na brzegu rzeki chciał mnie pocałować. Nie pozwoliłam. Wówczas powiedział, że myślał, iż jestem inna. Nie rozumiałam o czym mówi. Pożegnałam się i wróciłam do domu. Kolejny raz widziałam go na uroczystości weselnej koleżanki z pracy. Byłam zaproszona. Na tę okazję założyłam nową, czerwoną sukienkę, którą kupiłam wcześniej ale nie miałam okazji aby ją mieć na sobie. Oglądał się za mną, błądził wzrokiem. Udawałam, że go nie widzę. Po powrocie do domu, właścicielka mieszkania powiedziała mi, że widać moją halkę. Teraz nie wiem, czy oglądał się za mną czy moją halką.
W pracy było coraz gorzej. Starsze koleżanki nie wywiązywały się z umowy, nie wypłacały mi moich należności. Taki stan rzeczy trwał około roku. Gdy zostałam zawodową kelnerką, było znacznie lepiej. Do restauracji przychodzili klienci z zasobnymi portfelami. Jako przyuczająca się do zawodu, nie mogłam brać od nich napiwków. Nawet gdy brałam, oddawałam natychmiast starszej koleżance.
Pewnego wieczoru koleżanka z kuchni powiedziała, że w porcie jest statek, który zabiera ochotników do pracy w Niemczech. Osoby poniżej 20 lat muszą mieć zgodę rodziców. W jednej chwili postanowiłam, że pojadę. Marzyłam o wielkim świecie. Nie zdawałam sobie sprawy z istniejącej sytuacji. Nie znałam się na polityce. Wiedziałam, że jest wojna, że Rosjanie chcą zdobyć moją ojczyznę a Niemcy pomagają naszym żołnierzom w walce o niepodległość. Nikt nigdy nie mówił, nigdzie nie pisało o zbrodniach, które mieli na sumieniu. Mówiło się tylko o Rosjanach, których bomby niszczyły nasze miasta. Nikomu o wyjeździe nie mówiłam. Nawet mamie. Wiedziałam, że nie wyrazi zgody na mój wyjazd. Zgodę na wyjazd wystawiła w imieniu mojej mamy, koleżanka z pracy, wtajemniczona w mój plan. Po południu poszłam do portu. Miałam przy sobie mały bagaż, dowód osobisty i „zgodę” na wyjazd. Nas statek przyjmował Niemiec w mundurze. Spojrzał na „zezwolenie”, na mnie i powiedział „bleib bii mutter” (wracaj do matki). Zrozumiałam, uczyłam się niemieckiego. Powiedziałam, ze chce wyjechać. Dał mi klucz od kabiny. Siadłam na taborecie. W dalszym ciągu nie wiedziałam, nie zdawałam sobie sprawy, że źle robię. Kierował mną los. Byłam zmęczona. Umyłam się i położyłam spać. W pewnym momencie słyszę pukanie do drzwi. Na pytanie kto i w jakiej sprawie, słyszę, że zaszła konieczność ponownego sprawdzenia dokumentów. Otworzyłam drzwi, w których stał ten sam Niemiec, który wpuszczał mnie na statek. Zgwałcił mnie. Byłam przerażona. Ja, która marzyłam o wielkiej i pięknej miłości przeżyłam coś strasznego. Czy tak miało być? Podobno istnieje wyspa szczęśliwych. Chyba za daleko pojechałam jej szukać. Znienawidziłam mężczyzn.