E-book
23.52
drukowana A5
39.75
drukowana A5
Kolorowa
66.26
Porady praktyczne dla początkującego elektryka

Bezpłatny fragment - Porady praktyczne dla początkującego elektryka


5
Objętość:
227 str.
ISBN:
978-83-8351-712-4
E-book
za 23.52
drukowana A5
za 39.75
drukowana A5
Kolorowa
za 66.26

Zamiast wstępu

Oddajemy do rąk Szanownego Czytelnika nieocenioną pomoc: wiedzę praktyczną gromadzoną latami następujących po sobie fachowców-elektryków.

Praktyka zawodowa pokazuje, że sama wiedza elektryczna wyniesiona ze szkoły, przeczytana w książkach czy w internecie czasem staje bezradna naprzeciw konkretnego problemu, czy awarii, które trafiają się na zleceniu. Jak ważna jest to wiedza, możemy przekonać się na każdym kroku. Czasem samo ściągnięcie klosza w lampie nastręcza osobie niedoświadczonej problemu, jeśli producent zastosował niecodzienne mocowanie. Niektóre klosze bowiem się odkręca, inne przekręca lub pociąga w dół, aby wyszły z zatrzasków, a inne trzymają się po prostu na magnesach — ściągnąć taki klosz łatwo, ale potem założyć, nie mając wiedzy o magnesach, trudno, bo patrzysz i nie widzisz żadnego gwintu, zatrzasków ani nic. Dopiero jak uda ci się przypadkiem trafić magnesem na blaszkę, klosz będzie się trzymał. W ten oto sposób powiększysz swoje doświadczenie zawodowe.

Doświadczenie równie ważne co wiedza

Doświadczenie zawodowe to równorzędny element naszego rozwoju zawodowego co wiedza. Bez doświadczenia jesteśmy trochę jak dzieci we mgle. Niby mamy odpowiednią wiedzę, aby wykonać zlecenie, jednak na żywo, stojąc przed konkretnym zadaniem, rozkładamy ręce lub czujemy się niepewnie, co często kończy się źle wykonanym zadaniem. Oto kilka przypadków z życia wziętych pokazujących jak ważne jest doświadczenie zawodowe.

Pierwszy przykład pochodzi z jednego z zakładów produkcyjnych. Na szczeblu kierowniczym zastanawiano się, w jaki sposób zwiększyć produkcję. Ograniczeniem była maszyna, która — jak każda maszyna — ma swoją określoną wydajność. Panowie inżynierowie z działu technicznego zaproponowali więc rozwiązanie będące efektem ich wiedzy technicznej, jaką wynieśli z politechniki. Pomysł był prosty: jeśli zwiększymy częstotliwość pracy turbiny, zacznie się ona szybciej kręcić, a tym samym cała maszyna zwiększy swoją wydajność, bo będzie po prostu szybciej pracowała. Pomysł wręcz genialny. Odpowiednie wytyczne, co i jak w maszynie zmienić, trafiły do mechanika, który miał dokonać zmian. Gdy jednak usłyszał, co zamierzają zrobić, roześmiał się im w twarz, mówiąc, że to głupi pomysł, że to nie zda egzaminu. Nikt jednak nie zważał na jego obiekcje. Nie może przecież być tak, żeby zwykły robotnik, taki po zawodówce, był mądrzejszy od panów inżynierów po studiach. Zrobiono więc tak, jak kazali i maszyna rzeczywiście zaczęła szybciej pracować. Nie na długo jednak. Po niespełna trzech miesiącach zepsuła się, a cała linia produkcyjna stanęła na wiele dni, co przyniosło duże straty dla firmy. Okazało się, że pourywały się łopaty w turbinie. Turbina nie była zaprojektowana na takie prędkości obrotowe i materiał po prostu nie wytrzymał.

Zwykły mechanik po zawodówce, ale z dwudziestoletnim doświadczeniem, nie mając takiej wiedzy jak inżynierowie po studiach, od razu wiedział, że to się nie uda. Było to dla niego coś oczywistego. Tak mówiło mu doświadczenie zawodowe. Sama wiedza panów inżynierów nie wystarczyła.

Następny przykład, jaki przytoczymy, może przydarzyć się także nam, w naszej praktyce zawodowej. Otóż klient wymieniał u siebie w mieszkaniu junkers na piec dwufunkcyjny, aby grzał nie tylko wodę w kranie, ale także kaloryfery. Włożył więc wtyczkę do gniazdka i uruchomił piec, aby sprawdzić, czy wszystko działa. Niestety zaraz wyskoczył błąd, który po odczytaniu wskazywał na „błąd zasilania”. Zaczął więc szukać: może źle dokręcona śrubka, może gdzieś nie łączy, może gniazdko, może słaby przewód, może instalacja… Nic nie pomagało. W końcu wezwał fachowca. Fachowiec przyszedł, popatrzył, wyciągnął wtyczkę i włożył ją do drugiej części gniazdka (gniazdko było podwójne) — piec zaczął działać. Drobny szczegół, a ile problemów może nastręczyć…

Fachowiec wiedział, że takie piece potrzebują fazy z lewej strony, a w gniazdku podwójnym ta faza jest po różnej stronie, w zależności od tego, do której części włożymy wtyczkę. Trzeci przykład także może stać się kiedyś naszym udziałem.

Fachowiec bez doświadczenia zawodowego przyszedł podłączyć piekarnik do zabudowy. Niby prosta rzecz: kabel podłączyć do kabla. Producent zalecał przegrzać grzałki, włączając piekarnik na godzinę czasu, ustawiając temperaturę na dwieście stopni. Tak też fachowiec zrobił. Po dwudziestu minutach w piekarniku wyskoczył błąd informujący o błędzie zasilania. Skonfundowany tą nieoczekiwaną sytuacją, aby sprawdzić instalację, przeniósł piekarnik do przedpokoju i podłączył na krótko prosto do bezpiecznika. Piekarnik zaczął normalnie działać i po nastawionej godzinie wyłączył się, tak jak powinno być.

— Oho — pomyślał fachowiec. — Więc to wina instalacji w kuchni.

Wymienił przewód na nowy, ale po podłączeniu piekarnika dalej wyskakiwał błąd zasilania. Zaczął więc sprawdzać kolejne punkty i miejsca, które mogły wpływać na taki stan rzeczy. Zawsze było tak samo: w przedpokoju piekarnik działa, a obok w kuchni nie działa, wyskakuje błąd. W końcu, już z braku innych sensowniejszych pomysłów, powiedział sobie tak: „a może ten piekarnik nie lubi światła?”, bo w przedpokoju jest stale półmrok, a w kuchni bardzo jasno od słońca. Wrócił więc do szczegółu, który od początku zwracał jego uwagę, mianowicie na górze piekarnika znajdował się jakiś czujnik. Nigdzie nie znalazł informacji, od czego on jest, więc dał sobie z nim spokój. Teraz, w akcie desperacji, po wyskoczeniu błędu, nakrył go ręką. Piekarnik od razu zaczął działać. Nakrył więc czujnik pudełkiem i włączył piekarnik jeszcze raz. Tym razem żadnych problemów nie było. Piekarnik działał normalnie.

Fachowiec stracił na to zlecenie trzy pełne dniówki, sprawdził i poprawił całą instalację elektryczną w kuchni i przewody zasilające, łącznie z licznikiem i przyłączem, a tu okazał się taki drobny szczegół. Podłączając piekarnik, był on od góry nie zasłonięty, normalnie powinna tam być płyta indukcyjna lub po prostu szafka. Tutaj od góry nic nie zasłaniało czujnika i gdy przyszły refleksy świetlne z okna, czujnik uznał to za początek pożaru i zablokował działanie piekarnika. Nie mając takiej wiedzy praktycznej, nasza praca na zleceniu może okazać się drogą bardzo ciernistą.

Powyższe przykłady jasno pokazują, jak bardzo doświadczenie jest przydatne w praktyce zawodowej. Nie da się wszystkiego nauczyć w szkole czy wyczytać z książek. Taką wiedzę praktyczną zdobywa się latami. Każde kolejne zlecenie może nas czegoś nauczyć, sprawić, że następnym razem będziemy mądrzejsi, przez co wykonamy zlecenie szybciej i lepiej.

Książka, jaką oddaję do Waszych rąk, jest właśnie takim podzieleniem się doświadczeniem zawodowym. Zawsze bowiem lepiej uczyć się na cudzych błędach niż na swoich. Mam nadzieję, że będzie ona dla Was nie tylko pomocna, ale także inspirująca, zachęcająca do tego, aby stać się w każdym calu profesjonalistą, co — jak zobaczycie — odbywa się w wielu wymiarach i na wielu płaszczyznach.

Robert Trafny

10 porad praktycznych dla początkującego elektryka

Pierwszy rozdział naszej książki rozpoczynamy od tematu bardzo powszechnego w praktyce elektryka domowego, czyli od gniazdek elektrycznych. Temat może niezbyt skomplikowany, ale jak się za chwilę przekonamy, porady są jak najbardziej przydatne i… ważne.

1. Zawsze sprawdzaj, czy przewód nie jest pod napięciem

Wydawać by się mogło, że jest to oczywista oczywistość, ale wyrobienie w sobie takiego podświadomego nawyku (podobnie jak np. zapinanie pasów bezpieczeństwa zaraz po wejściu do samochodu) nieraz uchroni nas od niebezpieczeństwa albo co najmniej od niemiłego doświadczenia porażenia prądem. Powyższa rada nabiera znacznie większego znaczenia, gdy nad instalacją pracujemy w kilka osób. Wtedy, proszę mi wierzyć, wszystko jest możliwe…

Pamiętam pewien przypadek ze swojej praktyki, gdy wykonywałem usługę z pewnym, dużo bardziej doświadczonym elektrykiem ode mnie. Podłączył on pod bezpiecznik tymczasowy przewód do nowej instalacji, którą kładliśmy, aby coś tam sprawdzić, następnie wyłączył bezpiecznik, informując mnie o odłączeniu prądu. Jakie było moje zdziwienie, gdy na przewodzie, do którego podłączałem włącznik światła, nadal było napięcie. Zdziwiony kolega przerzucił bezpiecznik na drugą pozycję — napięcie w dalszym ciągu było obecne. Czary? Nie. Szybko okazało się, że ten doświadczony elektryk (17 lat praktyki) podłączył przewód nie pod ten zacisk bezpiecznika, co trzeba. Podłączył bowiem przewód do zacisku, do którego było doprowadzone zasilanie, więc wyłączenie przez niego bezpiecznika nic nie dało, bo przewód był poza nim. Nauka stąd praktyczna: zawsze kieruj się ograniczonym zaufaniem i nawet gdy ci twój szef, doświadczony elektryk czy ty sam mówi, że nie ma tam prądu, ty zawsze sobie sprawdź, co ci szkodzi…

Przypomina mi się w tym miejscu kolega ze szkoły elektrycznej, którego właśnie tacy doświadczeni energetycy wysłali na słup wysokiego napięcia: „Wchodź śmiało! Linia jest odłączona od prądu!”. Nie była… Jak go odrzuciło, to spadając, połamał sobie kręgosłup i skończyła się jego kariera elektryka.

Trochę wyżej wspomniałem, abyś nie ufał nawet sobie, bo tak samo: nie wiesz, z czym się spotkasz. Nawet jeśli sam prowadzisz instalację, a zwłaszcza gdy modernizujesz tę, która jest (a więc nie do końca tobie znaną), zawsze sobie sprawdź, czy nie ma na przewodzie fazy. Jako przykład podam ci inne swoje doświadczenie: Otóż, prowadziłem nową instalację w pomieszczeniach handlowych, w których była już stara, dwużyłowa instalacja. Prądu jednak nie było z uwagi na jego odłączenie przez zarządcę budynku w puszce. Rzeczywiście, prądu nigdzie nie było… poza jednym gniazdkiem. Okazało się, że kiedyś pomieszczenia te wchodziły w skład większej całości i akurat prąd do tego gniazdka szedł z gniazdka lub puszki nienależącej obecnie do tego podnajemcy tylko zza ściany od innego podnajemcy. Czy dam następnym razem głowę, że w instalacji nie ma prądu, nawet gdy to ja sam go odłączę na bezpieczniku? Raczej nie…

Rada wynikająca z praktyki jest taka: zawsze sobie sprawdź, czy na przewodzie, za który się zabierasz, nie ma prądu. To dużo czasu nie zajmuje, a może uratować ci życie.

Prąd możesz sobie sprawdzić, bądź neonówką, bądź, zwierając bezpośrednio przewody ze sobą. Skoro prądu nie ma to nic się nie stanie, ale jeśliby był, to zaraz się o tym dowiesz, powodując zwarcie. Lepsze jednak to niż abyś to ty miał zostać porażony prądem.

2. Faza zamiast zera

Wiedzą praktyczną, którą w książkach nie znajdziemy w sposób bezpośredni jako naukę zawodu, są dosyć częste przypadki, gdy gniazdko przestaje działać a my — sprawdzając neonówką — stwierdzamy ze zdziwieniem, że w gniazdku są dwie fazy lub że na obudowie urządzenia pojawia się „faza”. Po odkręceniu gniazdka nie dostrzegamy niczego niezwykłego i często początkujący elektryk jest w kropce: Co się dzieje?

Zjawisko, które w tej poradzie przedstawiamy, objawia się w kilku wariantach, które teraz opiszemy. Zaczniemy od podania rozwiązania tego stanu rzeczy. Otóż w sytuacji opisanej wyżej przyczyną jest odłączenie, oderwanie lub upalenie się przewodu z nadmiarową fazą, jednak uszkodzenie to zazwyczaj występuje nie w tym niedziałającym gniazdku, lecz w puszce lub poprzednim gniazdku, z którego jest owo gniazdko zasilane. Może być także odpowiedzialne za to uszkodzenie przewodu gdzieś po drodze, ale w statystycznie mniejszej ilości. Uszkodzenie zachodzi zazwyczaj na przyłączu do kostki lub zacisku, ewentualnie do jednego centymetra od tego przyłącza.

Omawiana przez nas żyła neutralna lub ochronna przewodu przestaje mieć połączenie z potencjałem ziemi i jest zawieszona niejako w elektrycznej próżni. Jeśli przy takiej żyle będzie szła żyła z fazą, to na tamtej zaindukuje się prąd. Nie będzie to jednak napięcie 230 V, choć neonówka tak wskazuje. W zależności od sytuacji będzie to różnica potencjałów rzędu 20—190 V. Powyższe zjawisko zachodzi zarówno przy rozłączonej żyle neutralnej (zero), jak i żyle ochronnej (bolec gniazdka).

Jeśli w niedziałającym gniazdku neonówka wskaże nam dwie fazy, a bezpiecznik nie wybija, możemy być pewni, że przyczyną tego jest odłączenie jednej z żył tego przewodu. Łatwo zresztą możemy się o tym przekonać, mierząc woltomierzem napięcie między właściwą fazą a żyłą, na której „faza” także występuje, chociaż nie powinna. Podobna różnica potencjałów będzie występować także między tą fałszywą fazą a zerem lub bolcem — w zależności od tego, która z tych dwóch żył się odłączyła.

Aby nie być gołosłownym, a także, aby dać szanownemu Czytelnikowi możność nauki, proponuję przeprowadzenie prostego doświadczenia. Proszę wziąć kawałek przewodu trzyżyłowego i wetknąć go do gniazdka (do fazy) jedną z żył (Uwaga na napięcie na końcu przewodu). Pozostałe żyły proszę pozostawić wolne. Teraz proszę wziąć neonówkę i sprawdzić poszczególne żyły. Zaświeci się ona na każdej żyle, także na tych, które nie są do niczego podłączone.

Dla lepszego oglądu możesz przeprowadzić jeszcze jedno proste doświadczenie. Podłącz przedłużacz mający bolec (uziemienie) do gniazdka także mającego podłączone uziemienie. Neonówka na bolcach przedłużacza nie wykryje „fazy”. Jeśli jednak podłączysz ten przedłużacz do gniazdka niemającego bolca ochronnego (a więc przewód ochronny przedłużacza pozostaje w próżni) zobaczysz, że na bolcach przedłużacza neonówka wykryje „fazę”. Wyobraź sobie teraz, że podłączasz do tego przedłużacza metalowe urządzenie z podłączoną obudową do uziemienia. Zaraz ta „faza” znajdzie się na obudowie i stworzy zagrożenie dla użytkownika. Nie będzie to, co prawda 230 V, ale zawsze jakieś napięcie będzie, chociaż nie powinno go być.

Dzięki powyższemu doświadczeniu możesz nabyć kolejną naukę: Nie podłącza się przedłużacza zawierającego bolce ochronne do gniazdka, które takiego bolca ochronnego nie ma. Nie podłącza się nawet na chwilę, bo właśnie ta chwila wystarczy, aby w niesprzyjających okolicznościach zabić człowieka.

3. Neonówka to nierzetelny wskaźnik

Z nauk uzyskanych w poprzedniej poradzie mamy jeszcze jedną naukę: neonówka nie jest najlepszym wskaźnikiem dla elektryka. Doświadczenia poprzednie wykazały nam w sposób niezbity, że neonówka zaświeci się, chociaż na przewodzie jest 70—90 woltów. Mało tego: zaświeci ona nawet przy napięciu 20 V!

Neonówka przydaje się do szybkiego stwierdzania, na której żyle jest faza, ale do określenia wielkości napięcia jest w ogóle nieprzydatna. Jeśli więc spotkamy się z instalacją 24-woltową i stwierdzimy neonówką, że „faza” jest, nie zrozumiemy, dlaczego wkręcona żarówka na 230 V nie świeci. Neonówka nie powie nam, że w instalacji jest obniżone napięcie. Obok neonówki w praktyce elektryka przydaje się więc także próbnik elektryczny stwierdzający wielkość napięcia lub zwykły (analogowy lub cyfrowy) woltomierz.

4. Faza w gniazdku podwójnym

Zasada mówi, aby w gniazdku fazę dawać z lewej strony. Zauważ jednak, że w przypadku podwójnego gniazdka wtyczka urządzenia inaczej jest wkładana w dolną część, a inaczej (odwrotnie) w górną. W pierwszym przypadku faza we wtyczce urządzenia będzie po lewej stronie, a w drugim po prawej. Zazwyczaj nie ma to dużego znaczenia, ale jeśli koniecznie chcesz mieć (lub urządzenie tego wymaga) fazę po którejś stronie to pamiętaj o tej zależności: w gniazdku podwójnym faza pojawi się z dowolnej strony wtyczki, w zależności od wyboru (górnej lub dolnej) części gniazdka.

Faza we wtyczce popłynie różną żyłą, w zależności od tego, do której części gniazdka podłączymy wtyczkę.

Sytuacja, która wymaga dostarczenia fazy po z góry określonej stronie wtyczki, wymusza na nas użycie gniazdka pojedynczego, aby kiedyś nieświadomy użytkownik nie wyciągnął wtyczki i nie przełożył jej do drugiej części.

5. Nie dokręcaj śrubek kostki łączeniowej na siłę

Jeśli łączysz przewody za pomocą klasycznej kostki, taką na śrubki, nie dokręcaj ich na siłę. Miedź jest dosyć miękka i kręcąc śrubkę na siłę, zgniatasz żyłę, a tym samym zmniejszasz jej średnicę.

Zrób sobie proste doświadczenie tego typu, a zobaczysz, że średnica przewodu w miejscu, gdzie dokręcała śrubka, zmniejszyła się o połowę. Co ci więc z tego, że poprowadzisz odpowiedniej średnicy przewód, skoro na łączeniu dajesz przyczynek do późniejszej awarii. To właśnie jest jeden z powodów, dlaczego przewody upalają się przeważnie na łączeniach. Przewody na kostce mają być przykręcone mocno (aby nie było luzu), ale bez przesady.

Zmniejszenie średnicy przewodu przez śrubkę zacisku

6. Nakrętkę z zerwanym gwintem w gniazdku można wymienić

Czasami u początkujących elektryków można zaobserwować zjawisko, które można nazwać przedobrzeniem. Jeden z takich przykładów poznaliśmy w poprzedniej poradzie. Chcąc mieć pewność, że przewód nie będzie luźny i nie będzie słabo łączył, przewrażliwiony elektryk kręci śrubkę w kostce ile sił.

To samo podejście obserwujemy przy kręceniu śrubek w gniazdku, chcąc przyłączyć do niego przewody. W tym przypadku problem jest większy, ponieważ łatwo zerwać gwint takiej śrubki. Jeśli wyrobił się gwint na śrubce, to dużego problemu nie ma. Wystarczy ją wykręcić i włożyć nową. Gorzej jest, gdy wyrobi się gwint w nakrętce, ale zazwyczaj istnieje możliwość, aby ją wymienić.

W tym miejscu przerywamy nasz opis, aby uczulić wszystkich początkujących monterów, aby nie ignorowali przypadków przekręconej śrubki w gniazdku. Jeśli już przytrafi się wam coś takiego, należy ją wymienić. Połączenie przewodu z gniazdkiem musi być mocne (zwłaszcza przy większych prądach), a przekręcająca się śrubka nie jest w stanie tego zapewnić. Przewód prędzej czy później zacznie iskrzyć a złącze się grzać, wypalając styki, co w najgorszym wypadku może doprowadzić nawet do pożaru.

Chcąc wymienić w gniazdku nakrętkę z wyrobionym gwintem, należy wyciągnąć z wnętrza gniazdka cały mosiężny moduł (patrz fotografia poniżej). Będzie on zawierał z boku przełożoną śrubkę z nakrętką, do której podłącza się przewód. Wystarczy tylko wymienić nakrętkę (sprawdzając, czy gwint jest w porządku) i złożyć na powrót całość.

7. Przyłączanie większej ilości przewodów do gniazdka

Czasem na poziomie prowadzenia nowej instalacji lub rozszerzania tej, co jest, zachodzi potrzeba podłączenia do gniazdka lub włącznika więcej niż dwóch przewodów. Jeśli mamy tylko jeden zacisk to zazwyczaj umożliwia on podłączenie dwóch przewodów. Jak podłączyć zatem resztę?

Sposób pierwszy sprawdza się czasami dla przewodów 1,5 mm². Jak się odkręci śrubkę zacisku maksymalnie, to na siłę można dwa przewody wcisnąć razem do jednej dziurki zacisku, a ponieważ ma on ich dwa, więc można w ten sposób upchać do czterech przewodów, choć nie jest to rozwiązanie zalecane. Z oczywistych względów dla przewodów 2,5 mm² nie uda się już tego zrobić.

Drugi sposób, nie siłowy, polega na użyciu kostek zaciskowych lub złączek Wago. Podłącza się wszystkie przewody danego typu (a więc osobno fazy, zera i uziemienia) najlepiej do złączki wago i od niej prowadzi się krótki przewód łączący złączkę z gniazdkiem lub wyłącznikiem. Jako że zacisk gniazdka ma dwie dziurki, więc do drugiej dziurki można podłączyć któryś z przewodów, redukując w ten sposób wielkość wago. Jeśli tego nie robimy, to należy pamiętać, że wago musi mieć jeden zacisk więcej, niż ilość przewodów, bo przecież musimy go połączyć z gniazdkiem.

W przypadku wykorzystania obu dziurek zacisku gniazdka niech tym drugim przewodem, który podłączamy bezpośrednio do gniazdka, nie będzie przewód zasilający (doprowadzający prąd). Wiadomo, że z czasem połączenia na zaciskach ulegają rozluźnieniu z różnych przyczyn (utlenianie, drgania, zły montaż…) co może stwarzać różne problemy. Jeśli trafi to na przewód zasilający, od którego idzie zasilanie dalej, to problem przeniesie się dalej, często w miejsce znacznie odległe co utrudni zlokalizowanie przyczyny usterki. Lepiej zasilanie podłączyć pod wago, bo tam pewność styków będzie większa, a jeżeli śrubka na gniazdku się poluzuje, to problem dotknie tylko jednego przewodu, więc łatwo będzie można dojść, gdzie leży przyczyna.

8. Dodatkowe mocowanie gniazdka

Czasami zdarza się, iż po przykręceniu gniazdka do puszki nie trzyma ono zbyt mocno i wychodzi potem razem ze wtyczką. Nie zawsze jest to nasza wina. Niektórzy producenci stosują rozwiązania, które po prostu się nie sprawdzają, dając np. śrubki do tych bocznych łapek ze złej jakości materiału, które szybko się wyrabiają i za Chiny ludowe nie sposób takiego gniazdka mocno przykręcić.

Inną przyczyną mogą być gniazdka z zabezpieczeniem otworów przed wkładaniem np. gwoździa do dziurki. Zabezpieczenia takie to zaślepki nałożone od wewnątrz, które podnoszą się tylko przy wkładaniu wtyczki. Zaślepki te zwiększają jednak opór, co w połączeniu z grubymi bolcami niektórych wtyczek sprawia, że wyciągając taką wtyczkę, słabo zamocowane gniazdko wychodzi po którymś razie razem ze wtyczką.

Ratunkiem dla montera w tego typu przypadkach są dodatkowe otwory montażowe w puszce, które możemy wykorzystać do przykręcenia gniazdka dodatkowymi śrubkami. Otworów tych mamy dwie pary: góra-dół i prawa-lewa strona. Po przykręceniu w ten sposób gniazdka będzie ono na pewno trzymać.

Producenci niektórych puszek głębokich zaopatrują je w stosowne śrubki, które są całe wkręcone w puszkę. Podczas montażu takiej puszki warto te śrubki sobie wykręcić, nawet jeśli nie zamierzamy w tym przypadku ich stosować. Prędzej czy później przydadzą się do ujarzmiania co oporniejszych gniazdek, będą wtedy jak znalazł, gdy okaże się, że puszka ma otwory, ale bez śrubek.

Dodatkowe otwory do mocowania gniazdka

Powiedzenie mówi, że lepiej nosić niż się prosić, więc jest to dobra praktyka, aby mieć przy sobie woreczek z różnymi śrubkami i nakrętkami. Jakimi? Ano przede wszystkim takimi, z jakimi spotykamy się w swojej praktyce zawodowej, a więc śrubki i nakrętki pasujące do gniazdek, włączników itd. Gdy przekręcisz gwint w śrubce, podłączając przewód do gniazdka, nie przeklinasz na czym świat stoi, tylko wyciągasz z woreczka taką samą śrubkę i wymieniasz, nie tracisz czasu na przygody typu „w poszukiwaniu pasującej śrubki”.

W przypadku puszek, które nie mają otworów do przykręcania gniazdka, z powodzeniem (czasami) stosowałem dłuższe wkręty, wkręcając je między ścianką puszki a ścianą.

Dodatkowe śrubki, o których w tym punkcie piszemy, są nieocenioną pomocą przy montowaniu i zgrywaniu ze sobą kilku gniazdek połączonych wspólną ramką. Z ich pomocą cała praca idzie znacznie szybciej i bardziej komfortowo. Warto je więc w zanadrzu zawsze mieć.

9. Rozkład puszek pod ramki

Przygotowując puszki pod gniazdka, które będą zawarte w jednej ramce, najlepiej wybrać puszki głębokie i oczywiście przeznaczone do tego, czyli tak zwane „puszki łączone”. Nie musimy martwić się wtedy tym, w jakich odległościach ustawić je obok siebie, aby pasowały do ramki. Puszki te są tak zaprojektowane, że wystarczy je połączyć ze sobą do oporu i tak połączone wmurować w ścianę (pamiętając oczywiście o ich wypoziomowaniu) a każda ramka o tej długości razem z gniazdkami będzie pasować, nie będzie ani za dużo, ani za mało.

W innej sytuacji, gdy chcemy ustawić obok siebie dwa lub więcej gniazdek, ale bez wspólnej ramki, musimy zwiększyć odległość między puszkami, bo inaczej pokrywki gniazdek będą nachodzić na siebie. O ile więcej należy je rozsunąć? Trudno powiedzieć, gdyż to zależy od kształtu pokrywki gniazdka. Trzeba sobie doświadczalnie wyznaczyć.

10. Oczko z przewodu

Dawniej, częstą techniką elektromonterską było zawijanie przewodu podłączanego do gniazdka w tzw. oczko i umieszczanie w środku śrubki. Dzięki takiemu zabiegowi nie było możliwości, aby przewód sam wyskoczył z gniazdka, no, chyba że się upalił… Dzisiaj dużo elektryków nie stosuje tego, podłączając przewód prosto, dziwiąc się potem, że są problemy. Jeśli zależy nam na jakości, zawsze lepiej podłączyć gniazdko na takie oczko. Trochę więcej czasu schodzi, ale przynajmniej będzie pewnie.

Ta praktyka często sprawdza się w przypadku podłączania przewodów (zwłaszcza tych cieńszych) do bezpieczników (esów). Gdy są one podłączone prosto, to potrafią po prostu wyjść. Zawijając je w oczko, połączenie jest bardziej pewne.

6 porad praktycznych przy podłączaniu światła

W poprzednim rozdziale przedstawiliśmy pierwszą część porad praktycznych, których w szkole lub książkach nie sposób znaleźć. W tej części przedstawiamy kilka porad związanych z podłączaniem lamp i włączników.

1. Niedziałający włącznik światła

Czasem zdarza się początkującemu elektrykowi, że podłączył włącznik światła i choć jest on nowy, prosto ze sklepu, nie działa. Odpowiedzialne za to jest zbyt mocne przykręcenie włącznika do puszki. Wystarczy trochę poluzować te łapki z boku włącznika, które trzymają go w puszce, a zacznie od razu działać.

Spotkałem się też z tego typu przypadkiem przy używanym włączniku. Przez rok od dnia zamontowania działał dobrze, a później przestał. I w tym przypadku wystarczyło poluzować nieco zaczepy.

2. Jak podłączyć lampę

Często spotykam się z ignorancją elektryków, nawet tych doświadczonych, przy podłączaniu lampy, mianowicie podłączają oni przewody (zwłaszcza te stare, bez kolorów), jak im się trafi. Oczywiście, z elektrycznego punktu widzenia lampa będzie działać bez zarzutu, ale naszym zadaniem jest danie od siebie nie tylko rzetelnie wykonanej pracy, ale także bezpiecznej. To my — jako monterzy — musimy pomyśleć o bezpieczeństwie użytkownika — on nie musi się na tym znać ani pamiętać naszych ewentualnych przestróg co do np. wykręcania żarówki.

Chcąc zapewnić pełne bezpieczeństwo użytkownika, nie powinniśmy nigdy podłączać fazy w lampie do zacisku, który łączy się z gwintem żarówki (w przypadku żarówek bezgwintowych jest to bez znaczenia). Jeśli to zrobimy, to istnieje (nieduże, ale jednak) niebezpieczeństwo porażenia prądem przy odkręcaniu żarówki. Jeśli faza będzie na gwincie, a użytkownik za głęboko złapie za żarówkę, tak że dotknie palcem gwintu, porazi go prąd.

Niektórzy przemądrzali fachowcy mogą oczywiście argumentować, że nie ma to wielkiego znaczenia, bo żarówkę i tak wykręca się przy zgaszonym świetle, a więc gdy faza będzie na włączniku odcięta.

Puszczenie fazy do lampy przez włącznik to oczywiście poprawne działanie, ale nie wystarczające, aby zabezpieczyć użytkownika. Po pierwsze — skoro użytkownik wymienia żarówkę, to pewnie jest ona spalona, a więc nie świeci. Jeśli kilkakrotnie on włączał-wyłączał włącznik, aby sprawdzić „światło”, może już nie wiedzieć, czy lampa jest w tej chwili zapalona (choć nie świeci) czy nie. Może oczywiście spojrzeć na pozycję włącznika i z niej się dowiedzieć, ale założę się, że Ty sam Szanowny Czytelniku pewnie nie wiesz, w jakiej pozycji twoje włączniki światła zapalają lampę, bo niewielu zwraca na to uwagę.

Musimy także przewidzieć sytuację, że kiedyś przyjdzie jakiś pan Czesio, zacznie coś grzebać przy włączniku i później, podłączając go, puści przez wyłącznik zero (spotkałem się już z takimi przypadkami). Oczywiście dotyczy to tylko sytuacji, gdy do włącznika doprowadzone jest także zasilanie i w środku następuje łączenie. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby pan Czesio grzebał w puszce łączeniowej i z niej puścił na włącznik zero.

Opisane wyżej przypadki nie zdarzają się często, ale jednak się zdarzają i przynoszą śmiertelne żniwo. Naszym zadaniem jako projektanta instalacji lub montera jest przewidzenie każdej możliwej głupoty, jaką użytkownik lub niekompetentny pan Czesio może zrobić i takie wykonanie usługi, aby ograniczyć potencjalne niebezpieczeństwo do minimum.

Reasumując, podłączając lampę, fazę podłączamy zawsze do trzonka żarówki, a na jej gwint dajemy zero. Nawet jeśli spalona żarówka będzie podłączona do prądu, wystarczy tylko pół obrotu żarówką, aby zaraz odłączyć ją od fazy i w ten sposób zapewnić bezpieczeństwo dla użytkownika.

3. Przewód żółtozielony w lampie

Podłączając lampę, często spotykamy się z przewodem w kolorze żółtozielonym. Jak wiemy, standardowo używany jest on do podłączenia uziemienia. Nowoczesne instalacje umożliwiają poprzez ten przewód podłączenie metalowej obudowy lampy do uziemienia, aby w razie przebicia uchronić użytkownika przed porażeniem prądem.

Bez względu na to, czy mamy do czynienia z instalacją starą, czy nową, przed wykorzystaniem przewodu żółtozielonego musimy upewnić się, jakie jest jego przeznaczenie. Często bowiem takiego uziemienia do lampy w ogóle się nawet nie doprowadza, a przewód ten (jeśli jest to przewód 3-żyłowy) wykorzystuje się do rozdzielenia światła na dwa włączniki (włącznik podwójny): jednym klawiszem zapala się jedną grupę żarówek, a drugim drugą.

W takim rozwiązaniu zero (standardowo na niebieskim przewodzie) mostkuje się, a faza zasilania idzie na zacisk wspólny włącznika. Od niego przewodem w kolorze czarnym idzie faza do lampy dla jednej grupy żarówek, a przewodem żółtozielonym (bo innego w przewodzie 3-żyłowym nie ma) idzie… faza do lampy dla drugiej grupy żarówek. Trzeba więc o tym pamiętać, że w kostce zaciskowej przy lampie przewód żółtozielony to może być uziemienie, ale równie dobrze (a pewnie nawet i częściej) może to być faza. Podłączając więc przewód żółtozielony do obudowy lampy, musimy bezwzględnie upewnić się, że jest to przewód uziemiający, a nie fazowy, inaczej użytkownika, chociażby przy myciu lampy porazi prąd!

O tym, czy przewód żółtozielony pracuje jako uziemienie, czy jako faza łatwo przekonamy się, zaglądając do puszki łączeniowej albo do włącznika i stwierdzając, do czego przewód ten jest podłączony.

Innym sposobem jest pomiar napięcia w kostce. Jeśli przewód żółtozielony jest przewodem fazowym, to pomiędzy nim (przy włączonym włączniku) a zerem wystąpi napięcie 230 V, a jeśli jest to uziemienie, to takiego napięcia nie będzie.

4. Ostrożnie z lustrami i lampami

Kolejna praktyczna porada elektryczna, której w książkach nie znajdziemy, jedynie w praktyce, dotyczy lamp, kloszy, luster i wszystkiego szklanego co może zawierać w sobie oświetlenie, obojętnie czy tradycyjne, czy LED-owe.

Podłączanie lampy czy podświetlonego lustra nie jest niczym skomplikowanym, ale już niejeden nieostrożny monter na nich się przejechał. Jest to zazwyczaj osprzęt drogi (nawet kilkaset złotych) i… delikatny. Wystarczy chwila nieuwagi, nieroztropność, aby coś się ukruszyło, pękło lub stłukło. Czasem wystarczy tylko zdjąć lustro ze ściany i położyć je na twardej posadce lub kafelkach łazienki, aby kawałek się ukruszył. Trzeba bardzo na to uważać i zawsze takie rzeczy kłaść delikatnie (bez przesuwania w bok) na czymś miękkim: ręczniku, szmacie, dywanie…

Uważać należy także na składanie i montowanie żyrandola, zwłaszcza z luźno zwisającymi kloszami. Podczas zawieszania żyrandola pod sufit, gdy za bardzo rozhuśtamy go, klosze mogą uderzyć o siebie (lub np. o drabinę) i się stłuc. Jeśli jest taka możliwość, zawsze starajmy się zawieszać żyrandol bez kloszy, a te zakładać dopiero na sam koniec, gdy wszystko inne zostało już przez nas zrobione i podłączone.

5. Zawieszanie transformatorów do oświetlenia

Czasami jest potrzeba poprowadzenia instalacji oświetleniowej, 12-woltowej, która wymaga zastosowania transformatorów obniżających napięcie sieciowe. Jeśli instalacja jest rozbudowana, musimy wykorzystać kilka takich transformatorów. W tym miejscu brak wiedzy elektrotechnicznej objawi się w niepoprawnie działającym oświetleniu.

Częstym bowiem błędem monterów jest zawieszenie wszystkich transformatorów (np. toroidalnych) na gwoździu wbitym w ścianę. Nie mają oni świadomości, że wprowadzenie kawałka żelastwa, które obejmuje te transformatory działa jak dodatkowy rdzeń, który będzie zakłócał strumień magnetyczny z poszczególnych transformatorów, co odbije się zaraz na ich prawidłowym działaniu. Transformatora, nawet jednego, nie zawiesza się na gwoździu, chociaż niektórzy tak robią. Lepiej użyć drewnianego kołka.

6. Natężenie prądu ważniejsze od napięcia

Często u początkujących elektryków obserwuje się lekceważenie napięcia 12 V. Najlepiej jest to widoczne przy projektowaniu instalacji oświetleniowej. Myślą sobie oni: e, 12 V… to wystarczy dać jakikolwiek przewód… Później dziwią się, że instalacja szwankuje lub izolacja przewodów się topi.

Przyczyną tego stanu rzeczy jest błędne przekonanie, że uważać należy tylko na napięcie sieciowe, 230 V, a takim niskim to nie trzeba się przejmować, bo cóż takie napięcie może narobić? Bierze się to z błędnego przeświadczenia, że to napięcie jest najważniejsze, gdy tymczasem w praktyce elektryka o wiele ważniejszym jest pobierany prąd, zwłaszcza przy projektowaniu instalacji.

Wyobraźmy sobie instalację oświetleniową złożoną z 8 żarówek 24 W, w pierwszym przypadku zasilaną napięciem 230 V (żarówki także na to napięcie), a w drugim, napięciem obniżonym 12 V (żarówki oczywiście 12-woltowe). Jakiego użyć przewodu dla tej instalacji? Z prostych rachunków wyjdzie nam, że w pierwszej instalacji będzie płynął prąd 0,8 A, a więc wystarczy standardowy przewód 1,5 mm² lub nawet 1 mm² i bezpiecznik nawet 6 A, a w drugiej instalacji będzie płynął prąd 16 A! Poprzednia instalacja okaże się za słaba. W tym przypadku musimy zastosować przewód 2,5 mm² i bezpiecznik minimum 16 A. A zdawałoby się, że to tylko 12 woltów…

Kilka porad elektromonterskich

W poprzednich rozdziałach poznaliśmy wiedzę wynikającą bardziej z doświadczenia niż wyuczoną w szkole a odnoszącą się do gniazdek i oświetlenia. W tym rozdziale zajmiemy się kolejnym obszarem elektrycznej działalności, mianowicie instalacjami i przewodami.

1. Nie upychaj przewodów młotkiem

Czasami, aby upchać kilka przewodów w bruździe, niektórzy mało rozsądni fachowcy używają młotka. Nie jest to jednak dobry pomysł, zważywszy na to, że izolacja wewnętrznych przewodów jest dosyć delikatna i łatwo ją naruszyć (przez obtarcie jednego przewodu o drugi) uderzając po nich młotkiem.

Bruzdę należy przygotować w taki sposób, aby nie trzeba było potem ubijać przewodów młotkiem. Spotkałem się już z takim przypadkiem, że nowo postawiona instalacja (jeszcze nieużywana) wybijała bezpiecznik. Okazało się, że w miejscu, gdzie fachowiec ubijał przewody młotkiem, powstało zwarcie, bo izolacja żył została naruszona przez obtarcie.

2. Zawsze wykonuj usługę elektryczną zgodnie ze sztuką zawodu

Ta rada jest bardzo ważna, gdyż klienci (zazwyczaj nieznający się na elektryce) mają czasami różne pomysły lub oczekiwania co do instalacji, nie zawsze zgodnych z przepisami, ze sztuką zawodu, a niejednokrotnie nawet ze zdrowym rozsądkiem (np. oświetlenie 230 V przy wannie lub w samej wannie).

Mówi się, że „klient nasz pan” — skoro płaci to, jeśli chce tak, a nie inaczej, to jego sprawa i jego odpowiedzialność. Nie jest to właściwa postawa. Klient nie musi się znać na elektryce, nie musi dostrzegać zagrożenie, a nawet może je sobie lekceważyć i ignorować, ale pamiętaj Szanowny Elektryku, że cokolwiek mu się stanie i będzie dochodzenie, to ciebie obwinią o to, bo wykonałeś coś niezgodnie z przepisami. Nie będzie tłumaczenia, że klient tak sobie życzył. To ty uczyłeś się zawodu, ty byłeś świadomy niebezpieczeństwa i ty to zrobiłeś. Zawsze będziesz za to odpowiedzialny — jeśli nie karnie to na pewno moralnie.

Pamiętaj o tym, że poszczególne przepisy i zalecenia, jakie opisują usługi elektryczne, nie zostały wyssane z palca, ale są odpowiedzią na dotychczasowe przypadki i doświadczenie zawodowe, i choć niektóre zalecenia zabezpieczają użytkownika w bardzo rzadkim przypadku (np. raz na 10 tysięcy), to nigdy nie masz pewności, że ten przypadek nie trafi się akurat przy twojej fuszerce.

Podsumowując, przepisy i zalecenia są po to, aby je stosować, bo napisali je fachowcy mądrzejsi i bardziej doświadczeni od ciebie. Powinien to być dla każdego, zwłaszcza początkującego elektryka, wystarczający argument, choćby i ktoś nie do końca rozumiał, dlaczego akurat ma być tak, a nie inaczej.

3. Średnica przewodów

Często można spotkać się z opinią, że przewód 1,5mm² wytrzymuje prąd 14,5A (obciążalność długotrwała), a 2,5mm² — 19,5A. Jest to jednak zbytnie uproszczenie, gdyż obciążalność przewodu zależy przecież od wielu czynników. Dla tego samego przewodu inna będzie obciążalność, gdy wmurujemy go w ścianę, puścimy po ścianie czy np. w peszlu. Ma to związek ze sposobem odprowadzania ciepła z przewodu grzejącego się pod obciążeniem.

Biorąc pod uwagę powyższy warunek, musimy pamiętać o tym, że maksymalna obciążalność przewodu zależy od temperatury, także temperatury otoczenia. Im gorsze warunki oddawania ciepła przez przewód (np. instalacja w pomieszczeniu służącym do suszenia elementów), tym mniejszym prądem można go obciążyć.

Podobnie, wszystkie tabele obciążalności przewodów podają wartości dla określonej temperatury otoczenia (np. 20°C). Jeśli temperatura otoczenia jest inna, należy już zastosować odpowiednie współczynniki obniżające lub zwiększające dopuszczalną obciążalność, jaka wynika z tabeli.

Innym czynnikiem obniżającym obciążalność przewodu jest układanie go wielowarstwowo: kilka przewodów, jeden przy drugim. Wspominaliśmy już o tym, jak dużą rolę odgrywa możliwość oddawania przez przewód ciepła. Ułożenie kilku przewodów obok siebie ogranicza oddawanie tego ciepła, bo jeden przewód będzie grzał drugi, a więc obciążalność prądowa takiego pojedynczego przewodu spadnie.

Kolejną kwestią, o której należy pamiętać, jest spadek napięcia na przewodach. Im dłuższy przewód, tym ten spadek napięcia będzie większy. Najlepiej jest to widoczne dla napięcia stałego (12—24V), przeważnie w zasilaniu taśmy LED. Jeśli odległość między zasilaczem a taśmą nie przekracza dwóch metrów, śmiało możemy użyć cieńszego przewodu (np. 0,35), ale jeśli ta odległość będzie wynosić kilka metrów więcej, to ten spadek napięcia będzie coraz bardziej istotny, co zaowocuje słabszym świeceniem diod. Nie będą one po prostu miały wystarczającej mocy, aby świecić pełnym blaskiem. Wystarczy jednak wymienić przewód na grubszy (np. 1 mm), a zaczną świecić pełnym swoim blaskiem.

Dla sieci energetycznej przepisy dopuszczają 10-procentowe odstępstwo od napięcia nominalnego, zarówno w górę, jak i w dół. Ciągnąc kilkudziesięciometrowy przewód, należy więc obliczyć, jaki wystąpi na nim spadek napięcia i czy czasem nie należy zastosować grubszy przewód, niż to wynika normalnie z praktyki.

4. Kanały w ścianach

Jeśli prowadzimy instalację w blokach z tzw. wielkiej płyty, możemy do przeprowadzenia przewodów użyć kanałów, w jakie zaopatrzone są niektóre ściany. Nie są one bowiem pełne (bo szkoda betonu) tylko puste w środku. Wyglądają jak betonowe rury połączone razem ze sobą i wyrównane betonem z wierzchu.

Ściana z wielkiej płyty

Płyty takie odnajdziemy w ścianach zewnętrznych określających mieszkanie (kanały pionowe) oraz na sufitach (kanały poziome). Na suficie mogą być one ułożone wzdłuż lub w poprzek — jak jest w danym przypadku, powiedzą nam pęknięcia na suficie. Często bowiem w miejscu łączenia takich płyt powstają na suficie pęknięcia. Wystarczy je zlokalizować. Pierwszy kanał rozpocznie się ok. 15—20 cm od takiego pęknięcia. Szerokość kanału wynosi ok. 15 cm, więc nie trudno się na niego natknąć.

Jeśli prowadząc przewody, nie chcemy za bardzo niszczyć ściany lub tępić przecinaka, możemy skorzystać z tych kanałów. Wystarczy tylko nawiercić w linii prostej kilka otworów próbnych na głębokość ok. 2—3 cm, aby — jeśli kanały w ścianie są — na taki kanał natrafić. Następnie nawiercamy wokół jeszcze kilka otworów i wybijamy (np. przecinakiem) niewielki otwór — do przepchania przewodu spokojnie wystarczy otwór o średnicy 2 cm. Podobny otwór wykonujemy w miejscu, gdzie przewód ma wyjść, a następnie przepychamy go. Nie ukrywam, że w tym przepychaniu trzeba mieć trochę wprawy, ale jest to technika oszczędzająca czas, naszą siłę, ostrze przecinaka i gips, którego nie musimy używać do zalepienia bruzdy.

Jeśli musimy z przewodem zjechać po ścianie w dół lub pójść z nim w górę do planowanego gniazdka, to śmiało te kanały możemy wykorzystać także do osadzenia puszki pod gniazdko.

Wszelkie ściany działowe nie są wykonane z takich płyt, więc nie ma co szukać. Często jednak zbudowane są one z cegły dziurawki (cegły z podłużnymi otworami w środku), więc i je możemy wykorzystać w prowadzeniu przewodów. Jeśli prowadzimy wiązkę kilku przewodów to najlepiej odnaleźć w cegle taki otwór i rozkuć go od przodu, a następnie taką pogłębioną bruzdę poprowadzić tak daleko, jak potrzebujemy. Wystarczy nam wtedy wąska bruzda, aby tylko przepchać pojedynczy przewód, bo w głębi będzie naturalna, dosyć szeroka wnęka pochodząca od cegły dziurawki.

Cegła dziurawka

5. Nigdy nie zostawiaj niezabezpieczonej roboty

Jeśli prowadząc lub modernizując instalację, nie zdążysz wszystkiego zrobić i pozostałą część pozostawiasz do następnego dnia, to nigdy nie zostawiaj jej niezabezpieczonej. Nawet jeślibyś powiedział właścicielowi, wskazując wystający przewód: „Tu proszę nie dotykać, bo jest prąd” — nie rób tego. A co się stanie, gdy jakimś cudem akurat przyjdzie ktoś do niego w odwiedziny i nieświadomy (i nieuprzedzony przez właściciela) wsadzi łapy tam, gdzie nie trzeba… Samemu właścicielowi także przecież może się zapomnieć. Chcesz mieć kogoś na sumieniu?

Zostawiając rozpoczętą robotę do następnego dnia, zostawiajmy ją zawsze w taki sposób, aby w żadnych okolicznościach nikomu nic się nie mogło stać. Jest to jeden z elementów naszej odpowiedzialności zawodowej.

6. Zawsze sprzątaj po sobie

Na koniec rada mniej elektryczna a bardziej z zakresu dobrej praktyki. Niektórzy fachowcy uważają, że ich zadaniem jest wykonanie usługi lub usunięcie usterki a sprzątaniem niech się zajmują amatorzy (właściciel). Można podchodzić i w ten sposób, ale lepiej pozostawić po sobie w pełni dobrą opinię, zwłaszcza jeśli się z tego utrzymujemy.

Kiedy posprzątamy po sobie (z grubsza oczywiście), dobre zdanie o nas w oczach klienta wzrośnie i polecając nas innym, na pewno o tym wspomni, rekomendując nas tym samym bardziej. Wystarczy jednak, że w rozmowie wspomni: „A ten, to pozostawił po sobie syf — do północy siedzieliśmy i sprzątaliśmy po nim…”, aby trochę zniechęcić do nas potencjalnego klienta.

Warto po skończonej robocie zabrać się do sprzątania po sobie, bo klienci bardzo często w tym momencie powstrzymują nas, mówiąc, że sami sobie posprzątają, więc wiele się zazwyczaj nie napracujemy, a dobra opinia po nas pozostanie.

Sprzątanie po sobie świadczy o naszym profesjonalizmie i jeśli nie z dobrego wychowania, to przynajmniej dbając o naszą renomę w tym marketingu szeptanym, powinniśmy zawsze o sprzątaniu pamiętać.

Porady praktyczne dla elektryka: wiercenie, kucie i gipsowanie

W tym rozdziale temat będzie mało elektryczny, choć także stale obecny w praktyce elektryka. Przedstawiamy poniżej kilka porad związanych z wierceniem, kuciem i gipsowaniem, które wynikają w linii prostej z doświadczenia.

1. Wiercenie na wylot przez ścianę

Niedoświadczona osoba, chcąc przewiercić się przez ścianę, często popełnia błąd, mocno dociskając wiertarkę. Dziwi się następnie, że z drugiej strony wyleciała duża połać tynku.

Praktyka pokazuje, że pod koniec wiercenia lepiej zmniejszyć obroty wiertarki, jak i zmniejszyć siłę nacisku. Pozwólmy wiertarce delikatnie się przewiercić. Jeśli tego nie zrobimy, nasza siła nacisku wraz z udarem wiertarki sprawią, że na ostatnich centymetrach ściany wiertło, zamiast się przewiercić, wybije po prostu dziurę, odłamując kawał tynku lub cegły.

2. Wiercenie przez grubą ścianę

Czasami zdarza się, zwłaszcza w starym budownictwie, że musimy przewiercić się przez grubą ścianę. Nasze długie wiertło nie zawsze wystarcza. Co zatem w takiej sytuacji zrobić? Oto trzy sposoby na poradzenie sobie z tym:


— Po dobrym wymierzeniu punktu wiercenia można zacząć wiercić z drugiej strony ściany i w ten sposób połączyć się z otworem wywierconym z tamtej strony,

— Gdy wiertło okaże się za krótkie, można pozostałą część ściany przebijać odpowiednio długim prętem, najlepiej ściętym pod skosem. Po każdym uderzeniu w niego przekręcamy go trochę i znowu uderzamy. Pracując w ten sposób, stworzymy rodzaj wiertarki ręcznej. Z każdym uderzeniem kawałek ściany zostanie ukruszony, a przekręcenie trochę pręta spowoduje łatwiejsze odłupywanie wybitej w środku ściany,

— Jeśli do całkowitego przewiercenia się przez ścianę brakuje nam kilku centymetrów (do 10 cm), a wiertło nie ma dalej jak iść, bo przeszkadza ściana, to zawsze możemy tę ścianę… usunąć. Wystarczy w miejscu wiercenia wykuć dziurę na tyle dużą, aby zmieścił się w niej uchwyt wiertarki. W ten sposób wiertarka wejdzie głębiej, a wraz z nią i wiertło.

Wykuwając dziurę na pożądaną głębokość, możemy w ten sposób przewiercić się przez ścianę na wylot, nie posiadając dostatecznie długiego wiertła. Po przeprowadzeniu przewodu dziurę zamurowujemy lub gipsujemy.

3. Wiercenie etapowe

Potrzebując przewiercić ścianę na wylot grubym wiertłem, aby przygotować ją do przeprowadzenia kilku przewodów, najlepiej wiercenie rozłożyć na dwa etapy: najpierw przewiercamy się cienkim wiertłem, a następnie poszerzamy otwór grubym wiertłem. Całe zadanie pójdzie nam zdecydowanie łatwiej.

4. Ostrożnie w łazience i w kuchni

Jeśli wiercimy lub kujemy w łazience bądź w kuchni, zwracajmy szczególną uwagę na to, gdzie mogą w ścianie iść rury z wodą, bo jak nieostrożnie wwiercimy się w rurę, to narobimy sobie niezłego bigosu.

5. Uważaj, aby gruzem nie porysować podłogi

Kując w ścianie bruzdy pod przewody, wiadomo, że cały ten gruz leci w dół na podłogę. Jeśli dom, mieszkanie lub te akurat pomieszczenie jest do remontu, nie ma z tym problemu, ale jeśli nie są one przeznaczone do generalnego remontu, to swoją niefrasobliwą praktyką nie naraźmy klienta (a czasem i siebie) na szkody.

Jeśli podłoga w pomieszczeniu, w którym kujemy, wyłożona jest panelami, to gruz, który posypie się ze ścian, przy naszej nieostrożności może je porysować. Wystarczy, że zaczniemy po tym gruzie chodzić, a gdzieniegdzie zaczną pojawiać się zarysowania, bo gdzieś przypadkiem stanęliśmy na kawałek twardszego gruzu, którym przesuwając nogą, przejechaliśmy po podłodze.

Częstym przypadkiem jest także sytuacja, że kawałek gruzu wejdzie pod drzwi i przy ich otwieraniu lub zamykaniu, blokuje się on, ryjąc rysę w panelu jak na zawołanie. Dziwnym trafem zawsze jest on takiej wielkości, aby wyrządzić spore (a na pewno zauważalne) szkody. Nie trudno domyślić się reakcji klienta na to i jego oczekiwanie co do zadośćuczynienia, zazwyczaj w postaci obniżki ceny za naszą usługę.

Jest kilka sposobów na unikanie tego typu problemów. Niektórzy na przykład pod ścianą, w której kują, rozkładają folię, a niektórzy nawet koc :). Jeśli folia jest cienka, to nie zabezpieczy ona w pełni przed porysowaniem, co nietrudno zgadnąć, dlatego też niektórzy rozkładają coś grubszego, np. kartony.

Nie każdy jednak lubi używać folii, gdyż ta podczas chodzenia, przestawiania drabiny itp. często się przesuwa, zagina i marszczy, dlatego wolą nic nie używać, tylko zaraz jak przestają kuć, aby się przesunąć, biorą miotłę i podmiatają gruz pod ścianę. Nie wyrzucają go jednak tylko tak zostawiają na czas gipsowania. Wiadome jest, że podczas tej czynności rozrobiony gips nie raz spadanie nam na ziemię. Lepiej więc, aby spadł na gruz, który potem się wyrzuca niż aby zapaskudził podłogę lub panele. Każdy musi znaleźć własną metodę na gruz i panele.

6. Rozrabiaj rzadszy gips niż potrzebujesz

Są różne odmiany gipsu, jeden schnie szybciej, drugi wolniej; przygotowując więc w pojemniku gips do użycia, zawsze rozrabiajmy go trochę za rzadki, bo po kilku minutach gipsowania część, która pozostała jeszcze w pojemniku tężeje i przestaje nadawać się do użytku, a nie o to przecież chodzi, aby jakąś część zmarnotrawioną wyrzucać czy przygotowywać małe porcje gipsu, gdy przed nami wiele metrów bieżących bruzdy do zagipsowania, bo szkoda na to czasu.

Bardziej rzadki gips sprawi, że końcówka rozrobionego gipsu w pojemniku będzie na tyle jeszcze plastyczna, aby ją z powodzeniem wykorzystać.

7. Nie trać niepotrzebnie gipsu

Gipsując większe dziury, np. po starych puszkach, ale także osadzając nowe, nie wypełniajmy całej dziury gipsem, bo to marnotrawstwo. Sensowniej będzie nałożyć trochę gipsu, a następnie wypełnić dziurę kawałkami gruzu, którego pod nogami nam przecież nie brakuje. Na koniec wyrównujemy wszystko gipsem, oszczędzając w ten sposób nawet 50% gipsu.

8. Co zrobić z gruzem

Po większym kuciu pozostaje spora ilość gruzu, którą powinniśmy po sobie uprzątnąć. Jak wiadomo, przepisy nie pozwalają na wyrzucanie go do kosza, więc powstaje problem, co z nim zrobić.

W rozdziale pt. „Kilka porad elektromonterskich” wspominaliśmy o istnieniu w ścianach budownictwa wielkopłytowego kanałów — wydrążonych dziur na całej długości ściany. Jeśli w takiej ścianie przygotowaliśmy duży otwór pod puszkę gniazdka, to zostawmy jeden czy dwa otwory do osadzania puszki na koniec kucia. Cały bowiem zgromadzony gruz śmiało możemy w taki kanał wsypać i pozbyć się problemu.

9. Wyrównanie bruzdy po gipsowaniu

Gipsując bruzdy w ścianie, po odczekaniu kilku minut, od razu szpachelką wyrównajmy bruzdę na równo ze ścianą. Dobrze to zrobić, póki gips nie całkiem jeszcze stwardniał, bo potem wyrównywanie i pozbywanie się nadmiaru gipsu będzie szło nam bardzo ciężko. Ciężko się wyrównuje zaschnięty na kamień gips…

Porady praktyczne przy prowadzeniu instalacji elektrycznej

W tym rozdziale prezentujemy kilka porad ogólnych związanych z prowadzeniem lub wymianą instalacji elektrycznej. Jak wszystkie nasze porady, płyną one z wieloletniego doświadczenia w praktyce zawodu.

1. Zmień główny bezpiecznik na automat

Przed wymianą starej instalacji na nową warto zmienić sobie główny bezpiecznik do mieszkania (zabezpieczenie przedlicznikowe) na automat. W przypadku uszkodzenia któregoś z przewodów instalacji w mieszkaniu (przewiercenie, przecięcie itp.) i wystąpienia zwarcia nie będziemy musieli martwić się skąd wziąć bezpiecznik na wymianę. Oszczędzimy także w ten sposób swoje finanse. Po co kupować bezpieczniki topikowe na wymianę skoro można użyć automatu. Takie używane automaty przecież bez problemu możemy pozyskać z dotychczasowych wymian instalacji, bo czasem się trafiają. Mamy je więc za darmo.

Jeśli mamy taką możliwość, w podobny sposób możemy zamienić bezpieczniki zabezpieczające poszczególne obwody instalacji w mieszkaniu. Przy zwarciu one także zadziałają i się przepalą. Często przecież przy przecięciu przewodu lecą oba bezpieczniki: ten od obwodu i ten główny. Po wymianie instalacji lub wykonanej usłudze możemy wykręcić swój automat i wstawić bezpiecznik ten, co był lub inny (nowy).

2. Nie prowadź przewód przez środek ściany

Prowadząc przewód w wąskiej ścianie (np. w przedpokoju), nie prowadź go centralnie środkiem ściany tylko bliżej jednej z krawędzi. Estetyka pomieszczeń wymusza na użytkowniku w sposób naturalny, aby wszelkie obrazki, wiszące telefony, domofony i inne rzeczy wieszać na środku, symetrycznie do krawędzi ścian. Wtedy wbija się gwoździa lub wierci otwór na kołek rozporowy w sam środek ściany. Jeśli tamtędy puścisz przewód, zostanie on uszkodzony. Trzeba będzie naprawiać instalację.

Domofon montuje się przeważnie na środku ścianki

Prowadząc przewody w ścianie pomieszczenia, zawsze zastanówmy się, czy w tym miejscu nie przyjdzie komuś ochota wbijać kiedyś gwoździa lub kołka. Są to przede wszystkim te wszystkie miejsca, które wyróżniają się naturalną symetrią, tak jak to widzimy w poniższym przykładzie:

Układ symetrii ściany i przebieg przewodu

3. Gniazdka powyżej rury z wodą

Kolejna rada wynika ze zdrowego rozsądku: w kuchni bądź łazience sensowniejsze (bezpieczniejsze) jest umieszczenie gniazdka powyżej rury z wodą, a nie poniżej jej, bo w przypadku awarii rury lejąca się woda na gniazdko z prądem stworzy zagrożenie życia.

W podobnym tonie ustawodawca zabrania umieszczania gniazdka w pomieszczeniu, gdzie występuje woda nisko przy ziemi, bo jak puści rura i woda zaleje pomieszczenie, gniazdko nisko przy podłodze stworzy zagrożenie życia. Minimalna wysokość gniazdek w pomieszczeniach, gdzie występuje woda, wynosi według przepisów 60 cm od podłogi i warto o tym wiedzieć.

Czasami stolarze, którzy robią meble na wymiar, próbują wymusić montaż gniazdka nisko przy podłodze, maksymalnie 10 cm od podłogi, bo tyle mają nóżki ich produktów i gniazdko w tym miejscu im nie przeszkadza. Nie powinniśmy się na to zgadzać. Bezpieczeństwo (i przepisy) jest ważniejsze niż wygoda pana stolarza. Nie ma przecież problemu wyciąć w tylnej ściance szafki otworu, aby zrobić dojście do gniazdka zamontowanego wyżej.

4. Kuj bruzdy po jednej stronie ściany

Jeśli masz taką możliwość, bruzdy kuj tylko z jednej strony ściany, nawet jeśli część przewodów idzie na drugą stronę. W ten sposób zniszczysz tylko jedną stronę ściany, druga pozostanie nietknięta, a klient, zamiast remontować dwie ściany (bruzdy trzeba wyrównać gładzią, a potem pomalować ścianę) będzie miał do remontu tylko jedną ścianę. To dla niego oszczędność czasu i pieniędzy.

Nasz profesjonalizm polega nie tylko na rzetelnie wykonanej pracy, ale także na zadbaniu o interes klienta. Nie patrzmy na to, jak nam będzie lepiej, tylko zróbmy tak, aby to dla klienta było jak najlepiej, bo my szybko o tym poniesionym trudzie zapomnimy, a klient będzie z tym żył (używał) przez całe swoje życie.

Zwróć także uwagę na to, że i dla nas jest to czasem korzystne. Zamiast prowadzić dwa przewody, jeden po jednej stronie ściany, a drugi po drugiej stronie, lepiej jeden z nich przenieść na drugą stronę i oba przewody puścić we wspólnej bruździe lub w cegle dziurawce. Zaoszczędzimy czas i siły nie kując dwa razy to samo, a potem gipsując podwójnie.

5. Kolory poszczególnych żył przewodu są ważne

Często zdarza się używać przewodu trzy żyłowego, w którym występuje żyła oznaczona kolorem żółtozielonym. Służy ona wyłącznie do podłączenia uziemienia. Jeśli potrzebujemy wykorzystać ją jako przewód fazowy, co często zdarza się w instalacji oświetleniowej, gdy robimy instalację (światło) na dwa klawisze, wtedy bezwzględnie powinniśmy ją „przemalować”, zmienić jej kolor na czarny lub brązowy.

Wyobraź sobie sytuację, że tego przemalowania nie zrobiłeś, a klient po pewnym czasie postanowił zmienić sobie lampę. Lampa zawiera kostkę zaciskową z kabelkiem żółtozielonym podłączonym do metalowej obudowy jako jej uziemienie. Jeśli klient nie wie lub zapomniał, że twoim żółtozielonym idzie druga faza z wyłącznika, to podłączy go do obudowy w myśl zasady: „brązowy do brązowego, niebieski do niebieskiego, żółty do żółtego”. W ten sposób przez ciebie wytworzy się sytuacja zagrażająca życiu klienta, bo gdy przełączy klawisz łącznika i zobaczy, że druga grupa żarówek nie świeci (chociaż przedtem świeciła), wtedy wróci do lampy, aby sprawdzić, czemu to nie świeci. Siłą rzeczy musi wtedy dotknąć obudowy lampy i porazi go prąd, bo twój żółtozielony to przecież nie było uziemienie, tylko druga faza.

Jeśli chcesz w tym miejscu argumentować, że przed podłączeniem kabelków gościu powinien sobie sprawdzić, co i gdzie podłącza, to z jednej strony masz rację, bo każdy to powinien zawsze zrobić, ale z drugiej strony źle to świadczy o twoim profesjonalizmie, bo naszym zadaniem jest minimalizować ryzyko, czyli brać pod uwagę tak zwany „czynnik ludzki”, a ten jest mocno nieprzewidywalny i możliwe są sytuacje, o których byś nawet nie pomyślał. Przepisy mówią wyraźnie, że kolor żółtozielony zarezerwowany jest wyłącznie dla uziemienia, dlatego jest on dwukolorowy, aby się wyróżniał na tle innych żył.

Jeśli już wykorzystujesz żyłę żółtozieloną do innych celów niż uziemienie, powinieneś zmienić jej kolor na inny, odpowiedni do tego, do czego ją wykorzystujesz. Wystarczy tylko wystającą końcówkę obkleić taśmą izolacyjną lub założyć koszulkę termokurczliwą o odpowiednim kolorze. W ten sposób nikogo nie wprowadzisz w błąd i zminimalizujesz ryzyko dla użytkownika. Nie jest to przecież duży problem do zrobienia.

Niestety spotkałem się już z takimi przypadkami, że nieświadomy klient podłączył żółtozielony do żółtozielonego w lampie i nie wie, dlaczego lampa go kopie. Na szczęście nikomu nic złego się nie stało.

6. Ustaw włączniki światła na tej samej wysokości

Kiedy robisz nową instalację lub wymieniasz starą na nową, zwróć uwagę, aby wszystkie włączniki światła znajdowały się na tej samej wysokości. Niby drobny szczegół, ale wiele mówiący o naszym profesjonalizmie.

Zwróć także uwagę przy montowaniu włączników, aby wszystkie włączniki były ustawione w tej samej pozycji, to znaczy, aby wszystkie zapalały światło, przełączając klawisz w górę lub w dół (według woli/przyzwyczajenia klienta lub zaleceń producenta). Ja stosuję metodę wg zaleceń producenta, czyli podłączam przewód fazowy zasilający wg oznaczeń na włączniku i montuję łącznik w taki sposób, aby napis firmy był prawidłowo ustawiony (nie był do góry nogami). W ten sposób nie muszę tracić czasu, aby sprawdzać po kolei, w jakiej pozycji każdy z włączników zapala światło i czy trzeba go obrócić.

Podobną metodę ustawiania osprzętu na tej samej wysokości co dla włączników światła stosujemy także w przypadku gniazdek (nie licząc łazienki i kuchni, gdzie te wysokości mogą być inne).

7. Montaż lampy

W tej chwili w sprzedaży jest wiele lamp, które należy przykręcić do sufitu. Montuje się wtedy listwę do sufitu, a do niej przykręca się na dwie śrubki lampę. Przy takim montażu zwróć uwagę, aby te śrubki nie znalazły się na widoku. Brzydko to wygląda, jak wchodzisz do pomieszczenia i od razu rzuca ci się w oczy śrubka wystająca z lampy. Jeśli tylko nie wpływa to na ustawienie lampy, obróć ją w taki sposób, aby te śrubki znalazły się z boku i nie były widoczne z miejsca, gdzie liczy się pierwsze wrażenie, czyli zazwyczaj właśnie od strony drzwi wejściowych.

Mając do czynienia z lampą niesymetryczną, np. z ramionami skierowanymi tylko w jednym kierunku, wtedy skonsultuj się z klientem, w jakiej płaszczyźnie woli lampę zamontować. Mamy kilka naturalnych płaszczyzn w pomieszczeniu (zob. szkic poniżej): możemy ramiona lampy ustawić równolegle do drzwi wejściowych (okna), prostopadle lub po skosie (prawym lub lewym), biorąc za punkt wyjścia rogi pomieszczenia.

Przy montażu takiej lampy zwróćmy uwagę, aby źródło światła oświetlało przede wszystkim miejsce użytkowe klienta, czyli biurko, lustro przy szafie czy łóżko, gdy będzie chciał sobie czytać w łóżku książkę.

Naturalne płaszczyzny do montażu lampy w pomieszczeniu

8. Nie zginaj przewodów

Przewody, które zostaną ci ze zlecenia, przechowuj zwinięte w okrąg, nie zginaj je. Potem, po wyprostowaniu, w miejscu zagięcia potrafią się przepalić, bo w tym miejscu struktura przewodu została już osłabiona. Zwróć uwagę, że właśnie w ten sposób można przerwać metal: wyginając go raz w jedną, raz w drugą stronę.

Powyższe zalecenie stosujemy także przy prowadzeniu instalacji i wszędzie tam, gdzie wykorzystujemy przewody. Zamiast zakręcać nimi pod kątem prostym (co ładnie wygląda), lepiej wykrzywić je w delikatny półokrąg, bez zaginania, tak jak to pokazuje grafika poniżej.

Sposoby wyginania przewodu

Jak ułatwić sobie pracę przy prowadzeniu instalacji elektrycznej

Powiedzenie mówi, że robota lubi głupiego. Nie ma w tym powiedzeniu nic niezrozumiałego. Jeśli nie zastanawiamy się nad tym, co i jak robimy, jeśli wykonujemy swoją pracę bezmyślnie, musimy się liczyć z tym, że będą się pojawiać problemy, co często będzie skutkowało wykonaniem tej pracy jeszcze raz.

Czasem fachowcy tak się śpieszą z robotą, że nie mają czasu na wybranie optymalnej metody do wykonania danej usługi. Wydaje im się, że jeśli będą za długo stali i zastanawiali się, klient może pomyśleć, że są w swojej pracy zagubieni lub nieprofesjonalni. To nie jest wstyd dla fachowca, nawet profesjonalisty, jeśli zastanawia się nad koncepcją pracy lub czyta zalecenia producenta dla montera zawarte w instrukcji obsługi.

Poniżej prezentujemy kilka porad praktycznych, które ułatwiają, a często i przyśpieszają nam wykonywaną pracę w obrębie prowadzenia instalacji elektrycznej. Możemy kuć bruzdy w ścianach długimi odcinkami, stracimy czas, siłę i wymęczymy wiertarkę. Kto głupiemu zabroni? Mądry fachowiec zastanowi się i znajdzie sposoby, aby tę pracę sobie ułatwić. Oto kilka takich sposobów:

1. Wprowadź przewód do puszki pod skosem

Kiedy prowadzisz bruzdę do wykutego już otworu dla gniazdka lub włącznika światła, nie kuj bruzdy aż do otworu, tylko kilka centymetrów przed nim przewierć się pod skosem i wprowadź przewód od tylnej części puszki. Zwróć uwagę, że jeśli wprowadzisz przewód zbyt blisko przodu puszki, wtedy może być problem z umieszczeniem gniazdka lub włącznika, bo będzie ono zawadzało o przewód.

Przewód wprowadzony do otworu

Wprowadzenie przewodu powyższą metodą ma jeszcze jedną zaletę, mianowicie przewód przed zagipsowaniem w bruździe trzyma się i nie wypada z bruzdy, co ułatwia gipsowanie.

2. Przewierć się przez narożnik ściany

Inną wersją poprzedniej metody jest prowadzenie przewodu przez narożnik ściany. Nie warto iść z przewodem wzdłuż, po ścianie i niszczyć przy okazji jej róg. Potem trzeba tracić czas, aby ten róg odtwarzać, a jeśli narożnik zaopatrzony jest w siatkę lub metalową kształtkę, to tym bardziej zwiększa się dla nas problem, bo musimy poświęcić temu więcej czasu.

Przeprowadzenie przewodu przez narożnik ściany

O wiele lepiej (i szybciej) jest zostawić narożnik ściany w spokoju i przewiercić się pod skosem przechodząc z jednej ściany na drugą z pominięciem rogu. Trzeba tylko zwrócić uwagę, aby to przejście nie było zbyt głębokie, bo przewiercimy się przez sąsiedni pokój. Jeśli ściana postawiona jest z jednego rzędu cegieł, to musimy wziąć to pod uwagę i wybrać taki kąt, aby w tej szerokości ściany się zmieścić.

3. Wykorzystaj kanały w ścianie i w suficie

Jeszcze inną formą ułatwienia sobie prowadzenia przewodów jest wykorzystanie kanałów w ścianie. Takie kanały często występują w blokach z wielkiej płyty z lat 70. We wcześniejszych budowlach PRL możemy spotkać się z takim kanałem zazwyczaj tylko w suficie. Nie ma tam co prawda płyt betonowych takich jak w wielkiej płycie, są inne, mniejsze płyty, przez które także daje się przepuścić przewód.

W blokach z wielkiej płyty takie kanały oprócz sufitu znajdziemy także w większości ścian będących obrysem mieszkania, a więc tych zewnętrznych. Wewnętrzne ściany działowe wykonane są z cegły i różnią się grubością. Ściany ceglane (działowe) są szerokości jednej cegły, a ściany nośne mają grubość ponad dwa razy większą i są z betonu. One w środku mają wzdłuż puste przestrzenie zwane kanałami.

Wykorzystanie kanału w suficie do przepuszczenia przewodu

Do wprowadzenia przewodu w taki kanał wystarczy niewielki otwór o średnicy około 4 cm. Otwór odbiorczy, czyli ten, przez który będziemy wyciągać przepuszczony przewód, powinien być trochę większy, chyba że tym zakończeniem jest wykuty otwór pod puszkę, wtedy nie ma problemu. Jeśli napotkamy trudności z wyciągnięciem przewodu, bo będzie się on układał gdzieś z tyłu lub z boku, wtedy pomóżmy sobie kawałkiem drutu lub przewodu zagiętego w haczyk. Po włożeniu w otwór spróbujmy zahaczyć przewód i przyciągnąć do otworu.

Przy krótkich odcinkach nie ma większego problemu, aby przewód przepuścić przez taki kanał, ale przy dłuższych odcinkach (powyżej 2 metrów) mogą pojawić się problemy, zwłaszcza w kanale poziomym (w suficie). Bardzo istotne wtedy jest, aby cały przepuszczany przewód o długości wejścia i wyjścia z kanału był przez nas jak najlepiej wyprostowany. Wtedy to przenoszenie siły popychania jest największe. Jeśli przewód nie będzie dobrze wyprostowany, wtedy po włożeniu powyżej dwóch metrów zacznie się on wyginać i nie będzie chciał pójść dalej do przodu.

Przewód puszczony kanałem w ścianie

Kolejny ważny element, także płynący z praktyki, to zagięcie początku przewodu. Przewód będzie się wtedy lepiej ślizgał po betonowym kanale, w którym dość często znajdują się pozostałości betonu lub gruzu. Jeśli tego nie zrobimy, przewód będzie się zahaczał i blokował o ścianki kanału.

Zagięty początek przewodu

Przy dłuższych odcinkach przewodu czasem jest problem, aby przepuścić go przez kanał, dlatego, jeśli po kilku próbach i dobrym wyprostowaniu przewodu nie uda się nam to zadanie, wtedy możemy posiłkować się otworem pomocniczym. Zobaczmy, dokąd wchodzi nam przewód, odmierzmy tę długość od otworu i wywierćmy w tym miejscu otwór pomocniczy. To ułatwi nam przepuszczanie przewodu na raty: kawałek po kawałku. Czasem są takie problemy z przepuszczaniem, że trzeba takich pomocniczych otworów zrobić dwa, a nawet trzy.

Kiedy kanał w suficie chcemy wykorzystać do przeprowadzenia kilku przewodów (np. do różnych obwodów), wtedy nie opłaca się przeciągać każdego przewodu z osobna. Tutaj mamy dwie ułatwiające nam pracę metody.

W pierwszej metodzie przeprowadzamy przez sufit jeden przewód (tzw. pilot), a następnie doczepiamy do niego pozostałe i ciągniemy pilota. Nasz pomocnik w tym czasie musi z drugiej strony pchać, bo inaczej uszkodzimy powłoki przewodów, które będą się ranić na ostrych krawędziach betonowego otworu. Całą czynność możemy także wykonać sami, ale wtedy musimy zająć się obiema czynnościami: tyle ile się da, wepchać do kanału przewody, a następnie, na drugim końcu, pociągnąć te przewody, także tyle ile się da, bez ciągnięcia na siłę, aby nie uszkodzić izolacji.

Druga metoda, jaką możemy wykorzystać, polega na nie korzystaniu z pilota, tylko próbujemy przeprowadzić od razu wszystkie przewody naraz. Aby zwiększyć szanse na udane przeprowadzenie, zwłaszcza przy dłuższym odcinku, zwiążmy sobie przewody razem na tym pierwszym odcinku (o długości między otworami), który będzie torował drogę. Najlepiej to zrobić układając przewody równo obok siebie w wiązkę i związując je taśmą izolacyjną co około 40 cm. Uzyskujemy w ten sposób sztywną wiązkę, która po wyprostowaniu lepiej przeniesie naszą popychającą siłę i przewody nie będą się tak bardzo wyginały na boki, a przez to uniemożliwiały przeciągnięcie.

W Szanownym Czytelniku może pojawić się pytanie zasadnicze: skąd mam wiedzieć, czy w ścianie (lub w suficie) są kanały i gdzie ich szukać?

W blokach z wielkiej płyty nie jest to trudne do stwierdzenia. Pierwsze co robimy, to na interesującej nas ścianie przyglądamy się, czy nie widać pęknięć wzdłuż, z góry na dół. Blok i jego ściany cały czas pracuje, co skutkuje tym, że w miejscu łączenia dwóch płyt pojawia się delikatne pęknięcie (rysa) na pomalowanej ścianie. Podobnie jest w przypadku sufitu.

Jeśli chodzi o sufit, pojawia się jednak pytanie, w jakiej orientacji te kanały są ustawione. Wprawne oko potrafi to rozpoznać. Jeśli widać na suficie choć jedno pęknięcie to wiadomo, że kanały będą w tej samej orientacji, co pęknięcie, a więc będą szły wzdłuż pęknięcia. Jeśli nie widać pęknięć, wtedy trzeba zobaczyć, na czym te płyty mogą się opierać. Płyty mogą się opierać tylko na mocnych ścianach, czyli na ścianach nośnych, a więc na pewno muszą iść wzdłuż okna, bo na oknie taka ciężka płyta się przecież nie oprze.

To samo dotyczy ściany działowej. W tym miejscu zwrócimy uwagę, że jeśli wewnątrz mieszkania nie ma ściany lub belki nośnej (często jest ona między kuchnią/łazienką a pokojem/przedpokojem), wtedy płyta może przechodzić przez dwa pokoje (całe mieszkanie), opierając się na zewnętrznych ścianach nośnych mieszkania. W takim przypadku między pokojami może być cienka ściana z cegły (ściana działowa), bo nie stanowi ona punktu podparcia dla płyty.

Jeśli wewnątrz mieszkania znajduje się ściana lub belka nośna, wtedy w tym miejscu kończy się na pewno kanał, bo na nich opierają się dwie płyty: kończy się dłuższa, a zaczyna krótsza, zazwyczaj idąca w stronę kuchni lub łazienki.

Jeśli na ścianie nie widać pęknięć i w związku z tym trudno wywnioskować czy są w ścianie kanały, wtedy wykonajmy kilka wierceń sondujących. Z uwagi na ścianę betonową najlepiej użyć wiertła 12 mm. Jako że szerokość kanału wynosi około 14 cm, więc jeśli zrobimy kilka wierceń co 2—3 cm na odcinku powiedzmy 12 cm, to jeśli tylko kanał jest, to na pewno na niego w ten sposób natrafimy.

Warto pamiętać o tym, że pierwszy kanał w ścianie czy suficie będzie rozpoczynał się w odległości około 10 cm od pęknięcia, bo kanał jest przecież oblany betonem, aby to wszystko trzymało się jakoś razem. Warto także wiedzieć, że taka płyta ma zazwyczaj szerokość 120 cm, więc wystarczy nam zaobserwować tylko jedno pęknięcie, aby szybko ustalić położenie kolejnych płyt.

Kolejna przydatna informacja to grubość warstwy betonu, czyli jak głęboko trzeba wiercić, aby dostać się do kanału. Możemy przyjąć, że jeśli po wywierceniu otworu o głębokości 4—5 cm wiertło nie wpadło nam do środka, to znaczy, że w tym miejscu kanału nie ma.

Na koniec uwaga techniczna: W ścianach i sufitach z wielkiej płyty kanały są okrągłe i są wykonane z betonu. Na niektórych ścianach w kuchni i w łazience możemy natomiast spotkać kanały prostokątne, zazwyczaj wykonane z cegły. Są to kominy. Wykorzystywane są one do zapewnienia wentylacji i do odprowadzania spalin z junkersa. W takich kominach przepisy nie pozwalają prowadzić ani przepuszczać przez nie przewodów. Na takich ścianach trzeba kuć bruzdę po ścianie lub wybrać inną drogę.

4. Cegła dziurawka ułatwia pracę

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.52
drukowana A5
za 39.75
drukowana A5
Kolorowa
za 66.26