Albert Niektóry
Albert często chodzi na siłownię, by wyrobić sobie kaloryfer i wyglądać jak aktor z serialu Lucyfer. Ma zamiar zgłosić się do Hotel Paradise i zarobić na tym hajs. Dziewczyny z programu go pociągają i o zawrót głowy przyprawiają. Najbardziej podobają mu się z ustami napompowanymi, rzęsami doklejonymi i brwiami wytatuowanymi. Każdej z osobna będzie mówił, że jest jego królewną i obrączkę ślubną ma pewną. Gdy nie będzie spotykał się z dziewczynami, to z kolegami. Grać będą w sztuki walki i popijać schłodzone browarki.
Albert na co dzień jeździ w dalekie trasy — dla kasy. Dzięki temu stać go na sterydy z Florydy. Myśli, że po udziale w programie będzie stać go nie tylko na hybrydę, ale będzie mógł też polecieć na Florydę. Albert nie ma zamiaru kiedykolwiek się żenić. Woli niedojrzałość krzewić. Jeśli dziecko mu się trafi, to alimenty będzie płacić, by wolności nie utracić. Może na starość będzie w konkubinacie — by miał mu kto prać gacie.
Baby
Jedna baba drugiej babie powiedziała przy kebabie:
— Babo, babo, gdzieś ty była, gdy żem ja naczynia myła?
— Oj, byłam ja u doktora, bo już przyszła na mnie pora. Miałam ja pod okiem wora i wyglądałam jak zmora. Nosiłam przez to na głowie wora i mówiłam innym, że jestem chora. Chciałam nawet wyjechać na Bora-Bora, ale doktor wyleczył mi wora i już nie wyglądam jak zmora.
Czesia
W Olsztynie, w kamienicy na pewnej ulicy, mieszka Czesia, która na drugie imię ma Wiesia. Jej narzeczony jest wysokim brunetem z werwą i impetem. Czesia jest wysoką brunetką z długimi nogami i z pomalowanymi kredką oczami. Gdyby nie ta kredka, wyglądałaby jak wychudzona Fretka. Jej twarz przypomina pyszczek lemura, czyli kości i skóra z oczami jak plastry ogóra. Zachwyca ją własna figura.
Jej narzeczony jest budowlańcem i umie robić remonty, na przykład szpachlować w domu kąty. Ostatnio zrobił w mieszkaniu sufit podwieszany, żeby Czesia nie mogła już wieszać na belki liany, bo przez nią sufit był odrapany.
Czesia lubi się malować i kosmetyki sobie kupować. Potem, gdy się pomaluje, to sobie zdjęcia filtruje. Czasami do niektórych tarza się po dywanie, a potem wszyscy oglądają je na Instagramie. Kiedyś była managerką, a teraz jest modową blogerką. Ma bardzo długie paznokcie, więc ma się czym podrapać, gdy swędzą ją łokcie.
Marcin lubi ją zabierać na wycieczki do małej wioseczki. Są tam łabędzie, kureczki, osiołeczki, świneczki. Czesia marzy, by mieć własną kurę Wiesię, co jej jajka zniesie.
Don Juan
W dyskotece poznałam Don Juana i bawiłam się z nim do rana. Potem zjadłam banana i udawałam Tarzana, wołając: „O, nana!”. Don Juan chciał odprowadzić mnie do domu, nie chwaląc się nikomu. Ale poszłam sama. Chciałam spalić kalorie z banana.
Dziewczyna
Była sobie dziewczyna o imieniu Kalina. Przeprowadziła się do miasta, by poczuć się jak gwiazda. Wykształcenie miała średnie, ale wygadywała brednie. Pracowała w fabryce, a potem w restauracji, licząc, że nabędzie tam gracji, lecz jej zachowanie wciąż było bez rewelacji. Nie była zbyt urodziwa, więc robiła sobie maseczki z piwa. Często chodziła do kosmetyczki, by upodobniła ją do księżniczki. Kosmetyczka doklejała jej sztuczne rzęsy, tatuowała brwi, malowała paznokcie i kremowała łokcie. Kalina wydawała na to dużo pieniędzy, przez co była bliska nędzy.
Uważała, że wygląd jest ważniejszy od mądrości, więc chętnie pokazywała krągłości. Nosiła bluzki z dekoltem, krótkie spódnice lub szorty i nie mogła odpędzić się od męskiej kohorty. Mężczyźni chętnie na nią zerkali i różne rzeczy sobie wyobrażali. A ona się z tego cieszyła i chętnie by z niejednym zgrzeszyła. Na Facebooka wstawiała gorące foty bez cnoty. Faceci jej dawali lajki i wciskali bajki, jaka jest piękna i seksowna, lecz była to opinia umowna.
Żaden z nich nie traktował jej poważnie, więc jednemu koledze zaczęła przyglądać się uważnie. Mimo iż był jej zdaniem za spokojny i obiektywnie dla niej za przystojny, chciała go uwieść, żeby zostać jego żoną. Lepsze to niż być czyjąś kochanką opuszczoną. Jej kolega był samotny, naiwny i łatwowierny, ale za to wierny. Miał niską samoocenę, więc łatwo było można mu wcisnąć ściemę. Robiła słodkie minki i mówiła miłe słowa, ale to była taktyka wyborowa. Nie grzeszyła urodą i intelektem, ale lubiła być seksualnym obiektem. On nie zwracał uwagi na jej skąpy ubiór, zwłaszcza latem, bo był naiwnym cielakiem. Kalina za nos go wodziła i się cieszyła, że z nim chodziła. Drugiego takiego naiwniaka nigdzie by nie znalazła ze swoją wątpliwą urodą, a chciała zostać panną młodą.
Postanowiła wyjechać na jakiś czas za granicę, żeby zarobić na pozłacaną przyłbicę. Jej kolega, który został jej chłopakiem, był mega naiwniakiem i nie zorientował się, że Kalina doprawiła mu wiele razy rogi zwisające do podłogi. Ona była z nim z rozsądku, a nie z miłości. Jego wrażliwość przyprawiała ją o mdłości. Lecz milczała na ten temat, bo miała dylemat. Wolałaby spotykać się z łobuzem, bo on miałby więcej ikry, hardości i umiałby porachować kości. Lecz nie miała wyboru, więc postanowiła trzymać się cielaka do oporu.
Franczeska Kreska
Za miedzą mieszkała sobie Franczeska Kreska. Zachowywała się jak bohaterka filmu Burleska, ale obca jej była ramoneska. Lubiła chodzić w nocy po wsi i sprawdzać, kto z kim śpi. Często przesiadywała w ogródku, wyskubując sobie włosy na podbródku. Wyciskała sobie pryszcze, by wyglądać jak bożyszcze. Chodziła włosy farbować do taniego fryzjera, bo była z niej sknera. Wolała wydawać kasę na kiełbasę i melasę. Paznokcie miała krzywe i brudne, ale mimo to uważała, że są cudne. Nie umiała gotować, więc musiała pomyje pałaszować. Jej mąż musiał sam sobie gotować, bo inaczej też musiałby je pałaszować i nie miałby siły, żeby pracować. I tak był już wychudzony i zasuszony i nie znosił swojej żony.