Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz. ( Mt 5, 21—26)
Od autora
W 2018 r. na przełomie sierpnia i września odbyłem pieszą pielgrzymią drogę od granic naszej Ojczyzny do Medjugorie w Bośni i Hercegowinie.
Co spowodowało, że udałem się wtedy właśnie tam do miejsca, którym specjalnie się wcześniej nie interesowałem?
Dlaczego sam i pieszo?
Co było przed tą drogą i co nastąpiło po niej?
Jakie przesłanie dla świata i tej części kontynentu niósł w jednych z ostatnich w swoim życiu pielgrzymek Święty Jan Paweł II?
Dlaczego w tym roku 2021 w czerwcu powróciłem do tego miejsca, gdzie 40 lat temu jak mówią widzący objawiła się im Matka Boża?
O tym w dalszej części książki…
Jeszcze kilka zdań wprowadzenia zanim wyruszymy…
„Człowiek jest powołany do odnoszenia zwycięstwa w Jezusie Chrystusie”. (Jan Paweł II, Homilia, Warszawa, 1983 r.)
22 czerwca 2003 r. papież Jan Paweł II w swojej 101 podróży apostolskiej przybył do Banja Luki w Bośni i Hercegowinie. Była to jego druga wizyta w tym państwie. Papież prosił o pojednanie pomiędzy zwaśnionymi narodami. Pielgrzymka była prowadzona pod wezwaniem: „Błogosławieni czystego serca” (Mt 5,8).
Tegoroczne moje spotkanie z Bośnią i Hercegowiną również było drugie i również to drugie pielgrzymie spotkanie nastąpiło 22 czerwca br., kiedy przekroczyłem z moją żoną i grupą pielgrzymów granicę tego państwa udając się do Medjugorie. To drugie było pielgrzymką autokarową. To pierwsze było w 2018 r. i było pieszą pielgrzymką z Polski do Medjugorie. Miejsca, o którym wówczas specjalnie nie wiele wiedziałem. I tę drogę z 2018r. pragnę czytelnikom przybliżyć. Ale o tym w dalszej części książki…
Co prawda w tej opowieści (czy dzienniku drogi) ja jestem najmniej istotny, bo jestem tylko najsłabszym ogniwem, grzesznikiem i narzędziem, aby wypełniać Jego Wolę i bez kokieterii mówię o sobie „pan nikt”, to z szacunku wobec czytelnika kilka słów o sobie:
Dariusz Damian Barnaba Wiśniewski. Rocznik 1965. Żonaty z ukochaną Jolą, z którą w tym roku w kwietniu obchodziliśmy 30 rocznicę sakramentu małżeństwa. I ta tegoroczna pielgrzymka była i w duchu dziękczynienia za te 30 lat i za wszystkich, których Bóg postawił na drogach naszego życia. Troje dzieci-Miłosz, Ola, Kajetan. Najstarszy Miłosz zawarł w lipcu 2020 r. sakramentalny związek małżeński z Aleksandrą i jak Bóg da to w tym roku zostanę dziadkiem. W listopadzie 2020r. zmarł mój tata. Odejście taty z tego świata przypominało odejście św. Hiacynty Marto. Niech dobry Bóg da łaskę nawrócenia i obdarzy swoim Miłosierdziem osoby odpowiedzialne za taki stan. Albowiem jak czytamy w Liście św. Jakuba „…Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić…” — Jk 4,12. W moim życiu na przełomie 2013/2014 r. doszło do wydarzeń, które Bóg dopuścił-dla większego dobra, a które zmieniły całe moje dotychczasowe życie. W największym cierpieniu mego ducha i duszy spotkałem Boga żywego Jezusa Chrystusa, Króla ukoronowanego Koroną Cierniową, którego spojrzenia pełnego Miłości nie potrafiłem wytrzymać. Tylko cierpienie, które wówczas mnie rozsadzało, (bo nie mój grzech) dało łaskę zobaczenia Jego oczu, pełnych miłości, kapiącej krwi z jego zmasakrowanego oblicza — Ecce Homo. To spotkanie sprawiła Jego Matka, Maryja Matka Bolesna Skrzatuska, Pani Różańcowa, Królowa Polski. Byłem i jestem grzesznikiem, który świadomie od tych wydarzeń nawraca się każdego dnia. W tamtym czasie doświadczyłem takiego cierpienia duchowego, że wydawało mi się, że uczestniczę w zakładzie, jakiego doświadczył Hiob (Hi 1,11—12). Ale to nie aspekt materialny był głównym duchowym cierpieniem. Kapłani mówią, że szatan uderza w to, co masz najbardziej wrażliwe. Tu uderzył w moje serce, które zawszy było otwarte na i dla młodych ludzi. I uderzył w sprawach zawodowych właśnie we mnie przez młodych ludzi. I to wówczas mnie najbardziej zabolało… W tamtym czasie przez ponad 10 lat prowadziłem (w czasie wolnym od spraw zawodowych) założony przez siebie klub sportowy, dla młodzieży z różnych środowisk, najczęściej mniej zamożnych, gdzie zajęcia były bezpłatne. Nie piszę tu o tym, aby podkreślać moje zasługi, ale podaję fakty. Sport był, jest dla dzieci i młodzieży najlepszym narzędziem akceptowania swoich porażek, podnoszenia się z nich i śmiałym wejściem w życie po kolejnej przegranej. Dotyczy to spraw sportu a później przekłada się to w „normalnym” życiu. Były treningi, mecze, wyjazdy zagraniczne. Moim idee fixe, które realizowałem było pokazanie tym „moim” chłopakom, że rywal z boiska z bogatego kraju, czy rodziny, w lepszych ciuchach czy sportowej koszulce nie różni się niczym od nich. Że na boisku to wszystko nie ma znaczenia. Liczy się praca, wytrwałość, przyjaźń, odpowiedzialność, szacunek dla przeciwnika, odporność na ból, cierpliwość czy wytrwałość. Potem jest wygrana lub przegrana. O ile sama wygrana oczywiście cieszy, to przegrana, choć boli i czasami jest cierpieniem, przy którym i łzy lecą z oczu na policzki to w końcowym rozrachunku jest nośnikiem zwycięstw w życiu. Bo po przegranej — jutro tez jest dzień. Wtedy jak zaczynaliśmy były to jeszcze dzieci, potem dorastająca młodzież dzisiaj to są dorośli. Niektórzy z nich mają swoje rodziny. Tyle wspomnień. Ci młodzi ludzie ( a raczej to, co w nich było…), którzy dotknęli mnie cierpieniem nie byli związani z klubem, czy moją miejscowością — pochodzili z całkiem innego regionu kraju. Byli takimi młodymi ludźmi biznesu, którzy w swoim życiu najprawdopodobniej nie otrzymali od dorosłych tyle ciepła i miłości, które uwrażliwiłyby ich ówczesne serca nie na chciwość, ale na szacunek wobec drugiego człowieka. I ta bezpardonowa, diabelska wręcz manipulacja dała swój upust wobec mnie (2 Tm 3, 1—4). I kiedy sam walczyłem na ringu życia, (bo pomimo wielu zdarzeń Bożych, czy cudów w moi życiu byłem jak ten ślepiec), i w swojej pysze i naiwności honorowego łobuziaka myślałem, że walcząc samodzielnie zachowując zasady fair play pokonam zło, — bo Bóg był wtedy jeszcze gdzieś dalej w moim życiu. To ono miało niezły ubaw, kiedy waliło mnie betonowymi rękawicami w każdą cząstkę mojego ciała, a tłum jego wiernych wyznawców plując skandował ukrzyżuj, ukrzyżuj, i tylko gong uratował mnie przed nokautem. A potem klęcząc, bo nie miałem siły, aby wstać -zobaczyłem w moim narożniku życia w pierwszy piątek miesiąca października w Godzinie Miłosierdzia trzymając w ręku różaniec w Sanktuarium w Skrzatuszu — jak stało dwoje najwspanialszych „trenerów świata” Jezus Chrystus i Matka Boża Maryja i pytali
— Czy chcesz Nas?
— Pragnę- odpowiedziałem.
I od tego momentu ONI weszli do ringu mego życia. I cisza zwycięstwa zatriumfowała! I to ówczesne cierpienie zamieniło się w Triumf Krzyża w moim życiu! Stało się błogosławieństwem! Zwycięstwem Życia nad śmiercią! Amen.
A, że nasz Pan Bóg w Trójcy Jedyny jest i żartobliwy i lubi zaskakiwać i proponować, (bo Bóg zawsze proponuje nigdy nic na siłę nie narzuca) nowe życie, to obdarzył mnie czymś, o czym nigdy nie myślałem, co było dla mnie na ostatnim miejscu w „poprzednim” życiu. Pielgrzymowanie i modlitwa nogami. Powiedziałem Bogu: Tak i On najpierw posłał mnie do Santiago de Compostela dając mi w drodze swoją Matkę Maryję (piesza „droga francuska” — opisałem ją w publikacji dziennika drogi „Moja droga Miecza do Santiago de Compostela…”) a potem już nastąpiło szereg pieszych pielgrzymich dróg — modlitw nogami z Różańcem w modlitwie i w ręku, w tym o tej, o której w dalszej części…
Obecna tegoroczna pielgrzymka była dziękczynieniem za 30 lat naszego z żoną Jolantą małżeństwa, a także niosłem i te intencje, które zapisane były w pielgrzymiej drodze w 2018 r. wraz z Matką Bożą Nieustająca Pomocy, Bolesną patronką naszej parafii i diecezji Koszalińsko Kołobrzeskiej.
Jako, że w 2018 r. moja żona nie miała możliwości być w Medjugorie a także i w następnych latach, ale było w sercu jej to pragnienie to oddałem sprawę Matce Bożej, abyśmy wspólnie z żoną w tym roku tam się znaleźli. Ja od początku tego roku czułem w sercu zaproszenie do tego miejsca przez Maryję do Jej Syna. Pozostawało pytanie czy pragnienie będzie w sercu Joli, bo sam nie chciałem tam jechać. Okazało się, że jest pragnienie bycia w Medjugorie przez moją żonę. Pozostawał tylko termin. Żona miała możliwość wyjazdu ( z uwagi na urlop) tylko w końcu czerwca br. W dodatku 19 czerwca mieliśmy wesele mojego chrześniaka a żony siostrzeńca, więc wiadomo, że mieliśmy oboje tam być. W dodatku odbywało się to około 180 kilometrów od naszego miejsca zamieszkania. Szukałem możliwości dojazdu z pielgrzymującą grupą, bo tak chcieliśmy jechać. Była jedna możliwość, co prawda z Poznania (100 km od nas), ale właśnie 19 czerwca, więc odpadała, druga była 22 czerwca jeszcze dalej, bo z Ełku, więc także odpadała. Skończyły się moje pomysły. Mówię, więc do Matki Bożej:
— Jak ten nasz wyjazd ma być wypełnieniem Woli Bożej to Ty się tym zajmij. Oddaję to w Twoje ręce Matko Boża…
Nie minął chyba tydzień i dostaję telefon od mojego kolegi, że jedzie pielgrzymka do Medjugorie z Piły (10 km od nas) i w dodatku wyjazd 21 czerwca (już po weselu, więc pasuje). I pojechaliśmy…
Matka Boża tak to wszystko potrafi pięknie zorganizować…
Dolaszewo, 20 lipca — w święto Świętego Proroka Eliasza
Dlaczego poszedłem w pieszej pielgrzymiej drodze do Medjugorie?
„Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. (Jan Paweł II, Spotkanie z młodzieżą, Jasna Góra, 1983 r.)
W piśmie świętym jest scena, kiedy przychodzi anioł Pański do Józefa i mówi: uciekaj a potem: wracaj (por. Mt 2, 13—15 i Mt 2, 19—23). Józef dokładnie wypełnia polecenia anioła Pańskiego. Dosłownie: słowo po słowie.
Wyruszając 12 sierpnia 2018r. w drogę tak naprawdę niewiele wiedziałem o tym miejscu. Niespecjalnie się tym wcześniej interesowałem. Nie jestem ignorantem, ale poza ogólnymi informacjami nie zagłębiałem się za bardzo w duchowe zagadnienia tego miejsca i kraju. Ba, jeszcze dwa miesiące wcześniej droga ta zupełnie nie była w moich planach…
Misjonarz z La Salette w filmie „La Salette znak czasu” mówi m.in. tak: „Boga słuchamy nie tylko na modlitwie, nie tylko w słowie Bożym, nie tylko w słowie naszych Pasterzy, Rodziców. Boga słuchamy także, gdy mówi do nas w znakach czasu.”
A święta Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein) w swojej refleksji powie: „W najciemniejszą noc pojawiają się najwięksi prorocy i święci… Ile razy w naszym życiu, w naszych czasach, jesteśmy wezwani do „proroczego” odczytywania znaków czasu… I często nawet nie rozpoznajemy tych, którzy są „prekursorami” Pana!”
Wracam myślami, kiedy pojawiła się we mnie nazwa Medjugorie? Było to w 2017r. podczas przerwy w omodleniu granic Polski przed Różańcem do Granic, kiedy pielgrzymowałem i przyjęto mnie na dwie noce w Klasztorze Franciszkanów w Głubczycach. Niosłem wtedy ikonę Matki Bożej Częstochowskiej Królowej Polski, którą przekazywaliśmy sobie nawzajem w kolejnych etapach. Była to środa, pamiętam dokładnie, bo następnego dnia było Boże Ciało. Jeden z braci franciszkanów przyniósł mi wtedy kilka książek mówiąc, że w czasie wolnym będę miał coś do poczytania. Ikona Matki Bożej stała wystawiona na stole. O ile pamiętam dwie publikacje dotyczyły Medjugorie a jedna Fatimy.
Zanotowałem wtedy jedno zdanie z książki o Medjugorie, które powiedział o. Zovko: „To, co normalne jest święte”
Tego samego roku w dzień Najświętszego Imienia Maryi, kiedy pielgrzymowałem z Koszalina do Górki Klasztornej( z młodych 19-letnim chłopakiem) kolejny raz pojawia się ta nazwa -miejscowości w Bośni. Sięgam do notatek:
„…12.09.2017-Wtorek święto Najświętszego Imienia Maryi.
W wiosce pomiędzy Bobolicami a Drzonowem widzimy klęczącego mężczyznę przy kapliczce z figurą Matki Bożej, który białą farbą odnawia cokół. Mówię, że piękna kapliczka. Pan odpowiada, że przyjeżdża tu kilkanaście kilometrów, aby o nią dbać. Nikt w wiosce nie chce się tym zająć? — pytam. Pan uśmiecha się i milczy. Mówię, że Matka Boża odda mu za to jego oddanie wiele łask. Starszy pan mówi, że widzi, iż nie jesteśmy zwykłymi podróżnikami z plecakami i po chwili daje nam świadectwo. Ale wpierw przedstawiamy się sobie. Pan ma 88 lat i ma na imię Józef. To, o czym nam opowiada wydarzyło się 3 maja 2013 r. w Medjugorie. Wielokrotnie łamie mu się głos jak opowiada, gdy przed figurą Matki Bożej na Górze Objawień zatopiony w modlitwie Dziękczynnej poczuł jak Maryja głaszcze jego ramię. Poniżej cytuję fragmenty z jego świadectwa, które dał nam na piśmie wraz z dwoma zdjęciami i swoimi danymi (z oczywistych względów dokonuję skrótów):
„Poczułem, delikatne dłonie Maryi, to Ona mnie przytulała, to Ona mnie głaskała. Ta, którą tak bardzo Ukochałem. Klęcząc zobaczyłem kwiatki, które rosły u jej stóp, pomyślałem: Pozwolisz Mateczko, że zerwę jeden i zawiozę od Ciebie mojej ukochanej córeczce?…”. „…Moje kroki skierowałem do miejsca, gdzie stoi rzeźba Chrystusa Zmartwychwstałego. Kiedy tam się znalazłem zobaczyłem tłumy. Każdy pragnął dotknąć i otrzeć chusteczką miejsc, z których spływa osocze, …Kiedy dotknąłem nóg Pana Jezusa: Poczułem ciepło Jego ciała, Świeżość tak jak po goleniu objąłem Je… Wyciągnąłem chusteczkę i dotknąłem, aby utrwalić Jego zapach, bliskość, która pozostanie ze spotkania. Doznałem ukojenia…” „…W drodze powrotnej zauważyłem, że wisząca na mojej szyi saszetka, w której miałem dokumenty, jest jakaś dziwnie wypełniona. Ku mojemu zdziwieniu wyciągnąłem chusteczkę, która nie wiadomo, czemu tam się znalazła. Wiedziałem, że to jest chusteczka ze spotkania z Jezusem Zmartwychwstałym. Miałem w saszetce kwiatki dla Ewuni, które zerwałem na Górze Objawień. Kiedy odwinąłem zawiniątko, ujrzałem w nim kawałeczki chleba. Nie rozumiałem jak one się tam znalazły. Patrzyłem i patrzyłem na te pięć drobinki… Wtedy przyszła myśl, tą chusteczką dotykałem Ciała Zmartwychwstałego Jezusa… W głębi serca usłyszałem: „Dałem Ci Siebie” „…Pan Jezus ze swej wielkości miłości do ludzi w sposób bardzo delikatny, subtelny pokazuje nam, Kto i Co jest najwyższą wartością…” „…Pan Jezus dał mi Siebie….dostałem wszystko. „…Przecież Mnie masz, niech przychodzą i niech patrzą…” „…Kocham Cię Jezu! Dziękuję Bogu za Ten Dar! Maryjo… chciałbym przeżyć to jeszcze raz…” „…Jedną z okruszek podzieliłem się na prośbę z siostrą Szymoną. Zabrała tę cząstkę na Ukrainę. Dwie także na prośbę, otrzymał ks. Jan…” „…A z Tobą, który to czytasz Pragę podzielić się moim świadectwem…” Świadectwo złożyłem na Jasnej Górze w Częstochowie — kończy.
Nasza rozmowa w cztery oczy tam przy kapliczce zawierała wiele prawdziwych emocji wypływających z naszych serc oraz dodatkowych uzupełniających szczegółów przez pana Józefa jak chociażby ten, że kwiatek przywieziony w chusteczce (autokarem) był ponad dwa miesiące jak żywy a po odłączeniu od niej natychmiast stał się suchy…. To tak jak odejść od Boga, wtedy dusza umiera.
Panie prowadzisz nas po twoich ścieżkach, a Ty Matko w dzień Twojego Świętego Imienia dałaś nam kolejny Prezent Duchowy. Chwała Panu! Ave Maria…”
A potem nadszedł obecny 2018 rok i Nieustanna Pielgrzymka Niepokalanego Serca Maryi w Krzyżu przez Polskę, gdzie wyruszając w siedmiodniowych etapach 3 maja z Helu niosąc ikonę Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej z intencją dziękczynna i wynagradzającą Bogu przez Najświętszą Maryję Pannę. Prosząc również o pokój zawierzając Niepokalanemu Sercu Maryi cały świat, a szczególnie naszą Ojczyznę znalazłem się na jej trzech etapach. Z Kwidzynia do Torunia. Z Prudnika do Kłodzka oraz z Karpacza do Zgorzelca. I na tej drodze pod koniec lipca z Prudnika do Kłodzka Bóg w swoich znakach przez kapłanów w Domu Miłosierdzia Bożego w Otmuchowie wyznaczył kolejną drogę.
I kolejny raz sięgam do swoich notatek z tego czasu: „…Wczoraj jak wchodziłem do Domu Miłosierdzia to razem wchodził kapłan z niedalekiej parafii wracający autostopem z Medjugorie. I jedząc zupkę gawędziliśmy. Tam zepsuły mu się słuchawki do radyjka –potrzebne aby słuchać tłumaczonej na żywo Eucharystii. Poprosił Matkę Bożą, aby mu je jakoś załatwiła. Pojechał nad morze i kapiąc się przypłynęły do niego słuchawki koloru niebieskiego… Po wysuszeniu działały lepiej niż jego poprzednie. Obdarował mnie tym zestawem, bo dostał taką myśl, takie światło… Rano inny kapłan opiekun tutejszej wspólnoty Marana Tha, która mnie gościła, również powracający wczoraj z Medjugorie-, ale wysyp w jednym czasie — zapytał mnie czy mam stamtąd różaniec? Nie mam-odpowiedziałem. To już masz. I pokazał dwa poświęcone do wyboru. Uśmiechnąłem się na ten widok, gdyż ten, który wybrałem jest koloru zieleni śródziemnomorskiej. Krzyż i dziesiątki i trojki Maryjne. Te prezenty łączy słowo Medjugorie, które pojawiło się we mnie jakiś czas temu a nikt o tym nie wiedział, pewnie oprócz Pana Jezusa i Matki Bożej…”
Ale zanim był lipiec, patrząc do swojego dziennika pod datą 25 czerwca br. widzę, że tego dnia zainteresowałem się objawieniami w Medjugorie z ich pierwszych kilku dni. Tego dnia uczestniczyłem i w Adoracja i na Eucharystii a prowadzący ją salezjanin, ks. Piotr Grzymała prowadził modlitwę wyprowadzając ze słów: Belka-Drzazga-Przebaczenie-Jedność…
A potem
Adoracja, modlitwa, błogosławieństwo na drogę mojego ks. proboszcza Mariusz Woźniaka z Szydłowa, ks. proboszcza Wacława Grądalskiego z Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej Pani Skrzatuskiej w Skrzatuszu. Zabieram ze sobą m.in. obrazek Pana Jezusa ( zdjęcie zrobione przez Brata Elia) i Matki Bożej z Medjugorie. Oba otrzymałem po Mszy świętej w Szydłowie, (na której otrzymałem błogosławieństwo od ks. proboszcza przed wyruszeniem na Drogę Krzyża i Pielgrzymkę do Medjugorie) od pani, która podeszła i obdarowała mnie. Nie wiedziała, że tego dnia będę na tej Eucharystii i że będę szedł do Bośni…
Dzień przed wyjazdem z domu 11 sierpnia zakwita jabłoń naszym ogrodzie, rano po Mszy św. błogosławi mnie ks. Piotr. Tego dnia obchodzone jest święto Matki Bożej Jedności Chrześcijan. Pięćdziesiąt lat temu tego dnia w Sanktuarium w Świętej Lipce dokonano koronacji obrazu Tej właśnie Matki Bożej przez Prymasa Polski Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Jednym z uczestników tego aktu był także metropolita krakowski, kard. Karol Wojtyła. W uroczystości wziął udział prawie cały Episkopat Polski.
Będę niósł wiele intencji w tej drodze. Łączą się one z Drogą Krzyża, ale i poniosę wynagrodzenie Panu Bogu wszelkich zniewag wobec Jego Serca, wynagrodzenia Matce Bożej wszelkich zniewag, będę i dziękował za całe moje dotychczasowe życie oraz niósł przebłaganie za moje grzechy, grzechy mojej rodziny i całego świata. Poniosę i wiele próśb m.in. o pokój w świecie i mojej Ojczyźnie o jedność w rodzinach i Kościele, za moją diecezję, parafię, za kapłanów siostry zakonne osoby konsekrowane, dzieci, młodzież. Za tych, którzy nie poznali jeszcze Miłości Boga, aby przez Jego łaskę Jej doświadczyli i wiele innych. We wszystkich intencjach, o które mnie w tej drodze poproszono lub jeszcze poproszą i tych, które każdego dnia moje serce mi podpowie. O nic nie proszę dla siebie.
Wyruszam na pełnym zaufaniu Panu Jezusowi oddając się w Opiekę Matce Bożej — bez pieniędzy, żadnych zabezpieczeń finansowych, kart kredytowych itd. Wierzę, że to Jego Droga i Maryja się o wszystko zatroszczy.
Niosę w drodze na piersiach krzyż świętego Damiana.
Droga
Relacja z drogi opiera się o wysyłane przeze mnie z tego okresu krótkie SMS-owe relacje (uzupełnione po powrocie pominiętymi niektórymi faktami i zdaniami, oraz relację etapów z Drogi Krzyża z Karpacza do Zgorzelca). Zachowałem ich oryginalną formę z tego okresu albowiem oddają one ducha czasu, miejsca oraz mojego osobistego przeżywania tych chwil.
Już po powrocie do domu wiele spraw, które pojawiły się w drodze nabrały dla mnie dodatkowego światła, zrozumienia i znaczenia.
12 sierpnia
„Brońcie krzyża” — (Jan Paweł II, Zakopane, 6 czerwca 1997)
Droga Krzyża — Nieustanna Pielgrzymka Zawierzenia
Droga, która początek miała 3 maja na Helu, doszła w międzyczasie do Zakopanego- belki pionowej krzyża, miejsca, z którego rozległ się głos papieża Jana Pawła II: „Brońcie krzyża”. Koniec drogi planowany jest na 11 listopada 2018r. w Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej przy naszej granicy wschodniej.
Teraz trwają pielgrzymie odcinki, które doprowadzą do Sanktuarium w Siekierkach Matki Bożej Królowej Pokoju-początku belki poziomej Drogi Krzyża.
Wczesna pobudka i po godzinie czwartej rano jedziemy pociągiem z Jolą i synem Kajetanem do Poznania, gdzie pożegnamy się. Ja pojadę dalej do Karpacza a oni zostają w Poznaniu i odwiedzą Olę naszą córkę, siostrę Kajetana. Jak Bóg da zobaczymy się w połowie września. Bo jedyna moja prośba do Matki Bożej przed wyjazdem była, abym wypełniając Wolę Pana doszedł do Medjugorie nie później niż 15 września w święto Matki Bożej Bolesnej-patronki mojej diecezji.
Dzisiaj w Karpaczu uroczystość — Święty Wawrzyniec od dzisiaj patronem tego miasta. Na Śnieżce jest i kaplica pod wezwaniem tego świętego. Jest to najwyżej położony obiekt sakralny w Polsce. Raz w roku 10 sierpnia na wysokości 1603 m. n. p.m. odbywa się uroczysta msza św.„To również i mój patron, parafii (w Poznaniu) pod tym wezwaniem, w której otrzymałem Chrzest święty i byłem u I Komunii świętej.
Przy kościele czekają już na mnie dwie siostry zakonne Elżbietanki (s. Assumpta i druga, której imienia nie znam) i trzej panowie-wszyscy pielgrzymi etapu, który właśnie zakończyli. Idziemy do kościoła pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny i tam w modlitwie otrzymuję od nich ikonę Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej, z którą ruszę dalej do Zgorzelca. Potem chwila rozmowy i pożegnanie.
Wieczorem Eucharystia w kościele Serca Pana Jezusa. Ksiądz proboszcz daje mi salkę, w której spędzę noc. Jest czajnik, kawa, herbata. Mam bułeczki upieczone przez Jolę. Dzwonił proboszcz ze Szklarskiej Poręby, więc jutro już nie będę musiał szukać noclegu. Wieczorna adoracja.
Bóg jest dobry.
13 sierpnia
Poranek wita mnie słońcem. Szybkie małe, co nie, co, kolejna bułeczka od Joli, podziękowanie ks. proboszczowi, wpis do zeszytu i w drogę.
Idę drogą, której wcześniej nie znałem. Upał i skwar, ale tak Opiekunowie mnie prowadzili, że 90 procent dzisiejszej drogi była zacieniona. Wielka łaska.
Jestem w Przesiece. Ławeczka, na której zamierzam odpocząć. Obok siedzi starsza pani, wózek dziecięcy przy niej (pewnie wnuczek lub wnuczka). Z tyłu za plecami kościołek pw. Miłosierdzia Bożego.
Po chwili podchodzi do mnie pani i pan. Mężczyzna pyta czy mógłby obejrzeć mój krzyż, który niosę na piersi. Podaję. Rozmawiamy o ikonach. Mówię, że niosę ikonę napisaną wg interpretacji obrazu Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej z Rokitna. Pan nie zna. Mam ze sobą i piękne obrazki tej ikony, który jeden daję mężczyźnie. W jednej ręce trzyma mój krzyż, w drugiej obrazek i nagle dosięga go dotyk Boga w serce. Tak mogę to tylko nazwać. Łzy pojawiają się na jego twarzy, widzę, że wręcz powstrzymuje się od płaczu. Przygina całe jego ciało, że wręcz prawie klęka i odchodzi na bok nie mogąc powstrzymać łez. Łzy także w oczach jego żony. Tutaj to już Duch Święty w Maryi dotyka ich obojga. Ja czuję w sercu, (ale też i nie chcę), że nie powinienem wchodzić w tą delikatną sferę ich uczuć. Bóg jest Wszechmocny i Wszechmogący. Po pożegnaniu rozmawiam jeszcze z panią z wózkiem. Jest cierpienie, ale tu także Bóg działa. Intencje wpisane. Adoracja i Eucharystia w kościele pw. św. Maksymiliana Mari Kolbe w Szklarskiej Porębie. Miejsce szczególnie na naszej drodze. W marcu br. była tu profanacja Ciała Pana Jezusa. Tuż po błogosławieństwie przez biskupa Drogi Krzyża. Pamiętam, że wtedy równolegle modliłem się za tą osobę, która to uczyniła. Dzisiaj w ciszy tego miejsca modlitwa miała szczególny wymiar. Modlitwa przebłagania za ten czyn profanacji. Proboszcz chory, ale zastępujący go wikary zaopiekował się mną. Posiłek a potem nocleg w ośrodku Caritas pw. św. Jana Pawła II. Matka Boża została na noc w kościele z Synem i św. Maksymilianem.
14 sierpnia
Rano jak się obudziłem pomyślałem, że 13 sierpnia 1917r., 101 lat temu dzieci z Fatimy pokazały niezwykłą wiarę i miłość. Bo tego dnia nie mogły spotkać się z Matką Bożą, gdyż zostały aresztowane. Zastraszano je lub próbowano przekupić, aby wyrzekły się wiary. Dorośli to zrobili wobec bezbronnych dzieci. Dzieci przyjęły w imię miłości ofiarę cierpienia nawet za cenę śmierci. A dzisiaj święto św. Maksymiliana M. Kolbe. Jego Miłość ofiary, jako dar życia dla drugiego. Miłość Krzyża w obu przypadkach. Z Maryją. Z Nią na modlitwie dzisiaj cały dzień w Szklarskiej Porębie. Po obecności w parafii św. Maksymiliana, spędza czas w kaplicy św. Jana Pawła II w ośrodku Caritas, gdzie jestem na Eucharystii. Jest na niej biskup emeryt. Po Mszy św. proszę o wpis do „zeszytu drogi”. Otrzymuje błogosławieństwo od biskupa. Potem idę nawiedzić kościół św. Maksymiliana. Dzisiaj jego święto a od wieczornej Mszy świętej wigilijnej przed świętem Wniebowzięcia do porannej Eucharystii Matka Boża w parafii Bożego Ciała u ojców franciszkanów. Tam się jeszcze zatrzymuję na nocleg dzięki ich dobroci, będzie to trzecie miejsce w tym mieście. Jutro, także święto naszej pielgrzymującej Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej. Wszystkim dobroczyńca tego miasta przyjmującym pielgrzyma z serca dziękuję i pamiętam w modlitwie.
15 sierpnia