***
jestem szorstka
zarysowana przeszłość ukształtowała mnie
każdy dzień
każdy kant i każdy niesprawiedliwy raz
otwarta dłoń i zaciśnięta pięść
jestem szorstka
skóra utwardzona bliznami
pokiereszowany mózg
serce dziurawe
cała pokryta zadrami
ale jestem
przetrwałam
ukształtowała mnie przeszłość
trudna
zła
a jednak potrafię kochać
a jednak dobro mnie wzrusza
to nic że wewnątrz pełna życiowych szram
bo dzisiaj jestem
i kocham
***
siedzę w ciemnościach
zaciągnięte zasłony
okna i drzwi szczelnie zamknięte
a i tak zbyt dużo dociera wspomnień
próbuję się z ciebie wyleczyć
nigdy nie powiedziałeś
że jest ci przykro
nigdy nie usłyszałam słowa przepraszam
już na to nie czekam
nawet dobrze się trzymam
nie szukam okazji do kontaktu
rozumiem że nigdy nie będziesz moim domem
nie ma dla mnie miejsca
w twoim życiu
pogodziłam się z tym
naprawdę
już wszystko dobrze
co z tego że co dzień sypiam w twojej piżamie
i twoje perfumy na niej rozpylam
to jest nieważne
to nic nie znaczy
***
obija się o ściany głucho ale intensywnie
regularnie rytmicznie jak w tańcu
ta myśl natrętna
całuje mój mózg i wraca do ścianki
wali o czaszkę
stuk puk
stuk puk
wmawiam sobie że nic nie słyszę
nie mogę pozwolić by ze mnie drwił
myśl ta wytrwała zmówiona z sercem
kołacze we mnie
z nadzieją że może
może zadzwoni dziś
***
byłam tylko cieniem w twoim blasku
kolejny początek
kolejny koniec
ciebie nie ma
mieliśmy cele
teraz poza zasięgiem
już nie zobaczę nas rozświetlonych
ciebie nie ma
jesteśmy jak atlantyda
— na dnie
kolejny sen
potwory szalejące w głowie
zgasłam jak wypalona świeczka
został kruchy knot
ciebie nie ma
***
kałamarze wyschły
a ja wciąż szukam słów
by napisać do ciebie
chciałabym móc dotknąć serca
przepędzić demony
lęki spalić jak zapałkę
przywrócić nadzieję
tobie i mnie
wykluczonym z miłości
tymczasem brak mi odwagi
żeby się zbliżyć
nie widzisz mnie
jednak wiem
że ty i ja…
po prostu to wiem
kiedyś się odważę
***
rzucił na mnie urok
to niczyj interes — jest jak jest
zawsze kiedy wychodzi kołacze myśl
czy jeszcze wróci
ta miłość smakuje niebezpieczeństwem
jest cudownie szorstka
nie obchodzi mnie jeśli umrę
jestem zakochana
mówię mu że wszystko będzie dobrze
a on wie
że tylko ja w to wierzę
czy wierzę?
jego imię… jego ból…
to niczyj interes
jestem zakochana
***
przeszłam powoli obok twoich drzwi
już tu nie mieszkasz
minęły lata
zniknąłeś gdzieś w innej przestrzeni
a ja czekam i tęsknię
jak pustynia za deszczem
zawsze byłeś inny
lepszy od wszystkich
patrzę na pusty dom i zamknięte drzwi
prawie słyszę serca krzyk
czekam i tęsknię
wciąż jestem sama
bo nikt nie może zaoferować mi tego co Ty
odchodząc słyszę serca krzyk
czekam i tęsknię
nie słyszysz
ale to nic
może wrócę tutaj za rok
zapukam w te drzwi
otworzysz…?
***
przeszywasz serce milczeniem
duszę mrozisz obojętnością
nie pytasz nikogo gdzie jestem
nie szukasz…
nie zastanawiasz się czy jeszcze żyję…
pojawiłeś się tylko na chwilę
wierzyłam że będzie wiecznością
tańczyliśmy w wirze szaleństwa
zakochania…
porwałeś do nieba
zabrałeś w czeluści piekielne
chłonęliśmy siebie bez opamiętania
niczym w obłędzie
i nagle prysła bańka mydlana
ulotniła się euforia
a z nią ty
z raju nic nie zostało
omiata mnie arktyczny chłód
policzki ubrane w lód
***
ból jest głodny
trzeba go karmić żeby nie osłabł
o bólu należy mówić
bólem należy się dzielić
lubimy to
niech każdy poczuje ból
niech każdy go doświadczy
ból lubi gdy każdy na niego patrzy
gdy każdy go czuje
lubi nas
każdego z osobna doświadcza
nikogo nie pomija
a nawet gdyby chciał to bliźni na to nie pozwoli
by cierpieć musiał sam
podzieli się swoim bólem
nikt w cierpieniu nie chce być sam
nie chce by ktoś miał lepiej od niego
więc zadaje ból
bo taki już jest ten chory świat
kocha ból
***
powiedziałeś że będziesz zawsze
zniknąłeś jak śmierć w żyłach
milczeniem serca
jestem cały czas tutaj
ta sama co zwykle
do ciebie krzyczę
nie poznaję
nie wiem kim teraz jesteś
potrzebuję cię
nie musisz mówić że kochasz
po prostu bądź w zasięgu ręki
nie musisz być na zawsze
nie zamknę cię w klatce
ale bądź blisko
nie odchodź
dopóki nie zasnę
***
nie odchodź proszę
zostań jeszcze chwilę
opowiedz co u ciebie
możemy też razem pomilczeć
przytul mnie swoim ciepłem
muśnij spojrzeniem
podziel serdecznym uśmiechem
nie odchodź
zostań jeszcze chwilę
zostań jeszcze
***
niemy krzyk przedziera się przez źrenice
ból wżera się w kości
rozrywa serce
słona lawa zalewa płuca
od środka jestem jak gejzer
na zewnątrz ciepłe jacuzzi
dziecko patrzy
uśmiechem próbuję zakryć rozpacz
przytulam i mówię kocham
kocham
zamykam drzwi do reszty uczuć
nie chcę go krzywdzić
wyrzucam klucz
wulkan dymi…
***
życie ze mnie zadrwiło
prycha mi prosto w twarz
utkwiłam w martwym punkcie
kilka dróg do wyboru
i każda wydaje się zła
stoję w miejscu
bezsilność ma ciężar ołowiu
jest jak buty z betonu
nie można ruszyć do przodu
tylko się kiwasz
jak wskazówka metronomu
ani razu do przodu
lewo prawo
prawo lewo
w tle gra muzyka
a ja już wiem
to mój ostatni taniec
***
szara zmęczona twarz
ukryta łza
nieboski raj
każdego dnia na nowo kruszą się uczucia
jestem przeźroczysta
mijasz obojętnie
a kiedyś przecież tak bliska
bez ciebie jak cień
umieram
niszczeję jak stara rzecz
przy tobie —
jak zaśniedziałe srebro
pozbawione blasku
pozbawiona swojego miejsca
tułam się
ulatuję to tu to tam jak pióro
zgubione przez ptaka
a kiedyś przecież to ja miałam skrzydła
***
potrzebuję cię właśnie teraz
nie zawiedź mnie
upadam
lecę w dół jak kamień
uderzam o skały
odbijam się jak piłka
potrzebuję cudu
wołam cię
ale ciebie nie ma
nie odpowiadasz
myślałam że jesteś po mojej stronie
ale nie
nikogo nie ma
tracę zmysły
został tylko scenariusz w głowie
i szaleńcza pustka
***
tkwi uwięziona w martwym punkcie
bez możliwości poruszania
zakneblowana obawą
spętana obyczajem
zakuta w dyby oczekiwań
czeka co będzie
policzki zroszone łzami
zapomnieć nie chce-
— odrzucić nie chce
tego co mogłoby być
a mogłoby być tak pięknie
skurcz serca i ból
strach
ile jeszcze wytrzyma
niepewność czy warto przecinać sznur
uciekać
spętana
owinięta w kokon cudzych norm
i własnego strachu
wybucha szlochem
wie
kolejny raz czeka ją przegrana
***
zaprosił mnie do kina
żeby uzdrowić relacje i może trochę mnie
siedzę niemo wpatrzona w ekran
na sali cisza
„a w mojej głowie wojna myśli niespokojnych”
myśli moich
nóż
taki duży kuchenny wbić
tylko gdzie
już wiem
w udo — moje udo
głębokie rozcięcie
a potem w brzuch — mój brzuch
z całych sił
bo przecież nie ma sensu podcinanie żył
to takie oklepane
i za mało dogłębne
zrobiło się jasno
wszyscy wstają
podobał ci się film?
tak
nawet bardzo
***
na myśl o dniu cały drżysz
nie masz przyjaciół
rodziny
nie masz nic
ludzie ze wzrokiem wbitym
w swoje szczęście
dla nich nie istniejesz
jesteś
kolejną przeszkodą do ominięcia
żebrakiem łaknącym spojrzenia
szukającym resztek człowieczeństwa
w obliczu zapadającego mroku
powłócząc nogami
z obolałym sercem i duszą jałową
zamykasz za sobą drzwi
pragniesz spokoju
wytchnienia
zanurzyć się chociaż w przyjemne sny
ale i tam nie zaznajesz szczęścia
nie możesz
szczęścia po prostu
nie ma
***
patrzysz na mnie
jakbyś wyglądał przez okno
nie widzisz wystraszonej dziewczyny
nie dostrzegasz bólu
każdego dnia zakładam maskę
udaję że wszystko mam pod kontrolą
nocami rozrywa mnie pustka
nawet nie próbuję zasnąć
otoczyłam się bańką iluzji
z przyklejonym uśmiechem mówię
jakie życie jest piękne
i naprawdę w to wierzę…
…czasami
czasami udaje mi się oszukać samą siebie
samą siebie fantazją omamić
ale nie dzisiaj
dzisiaj zalewam się łzami
***
był czas niezwykłej miłości
bez łez i strachu
bez wątpliwości
był taki czas
uczucie zostawiło po sobie
tylko dławiący kurz
więc krzyczę
nie ma już prawdziwej miłości
to tylko gra
jak rzucanie kośćmi
to tylko gra
wielkie kłamstwo
w sercu głucha pustka
i słów na wszystko brak
a słońce wschodzi i zachodzi każdego dnia
***
za ścianą cios
jeden za drugim
jęk i płacz
podłoga skrzypi
szczeka pies
ujada nie wiadomo na co
on pewnie wie
nagły trzask drzwi
znowu płacz i cios
cisza
nawet pies milczy
serce drży
***
dobre czasy przychodzą i odchodzą
nie wiesz co jest za zakrętem
ale jesteś na dobrej drodze
miej tylko nadzieję
przeszłość cię rozczarowała
zabiła wiarę w miłość
nadzieję na lepsze jutro
nie poddawaj się
obudź w sobie wojownika
powstań z kolan i otrzep kurz
wypluj na ziemię gorzką ślinę
idź dalej przed siebie
kolejny zakręt tuż tuż
***
smutek gwałci moją duszę
każdego dnia
kaleczy myśli
które otwierają żyły
nie tak po prostu
zaborczo
zachłannie tnie
wbija nóż w ciało
rozrywa mięśnie
miażdży serce
sypie na to solą łez
rozpacz
ból marnego istnienia
każdego dnia mówi mi
że tak już zawsze będzie
nie zmieni się nic
smutek
każdego dnia
suche morze łez
***
otwiera się ostatnia karta
z księgi mojego życia
pożółkła jakby miała sto lat
a przecież to tylko czterdzieści kilka
nie żegnam się ze światem
i tak nikt nie będzie tęsknił
nikomu nie będzie szkoda
nikt nie będzie pamiętał
ogarnia mnie klauni śmiech
i płyną łzy
śmiech i łzy
to takie banalne
chciałabym zabrać ze sobą
wspomnienie o dwóch sercach
kadry szalonej miłości
ale przecież takich nie mam
miłość żyła tylko w marzeniach
chore majaki o szczęściu
ból
żal
łzy
strach
zawsze sama…
nigdy nikt…
nawet teraz gdy po raz ostatni zamykam
za sobą drzwi
nie żegnam się…
Tryptyk z pytajnikiem
Na co mi życie takie?
Nie śpię w nocy, bo boli.
Rankiem trudno jest wstać.
Nie mam ochoty witać dnia.
Na co mi życie takie?
Wbrew własnej woli
uśmiecham się,
przygotowując danie dnia.
Na co mi życie takie?
Nic nie jest jak trzeba.
Zmurszałe serce z nadzieją drga,
że może jednak, któregoś dnia…
***
Dlaczego zawróciłam z drogi na most?
Nadzieja krzyknęła,
że jeszcze nie czas.
Zawracając, wybrałam inną drogę.
Czy nadzieja jest matką głupich?
Może i jest,
i ja szalona jestem,
ciesząc się z każdego dnia.
Czy zapomniałam drogę nad rzekę i most?
Nie, nigdy nie zapomnę.
Gdyby zadrwił ze mnie los,
mam w sercu mapę.
***
Dlaczego dzień rozpoczynam głośną muzyką?
Żeby zagłuszyć budzący się lęk.
Tańczę jak szalona,
w zbyt dużej piżamie.
Dlaczego śpiewam i tańczę?
Przy tym śmieję się do łez.
Oszukać próbuję siebie,
przekonać mózg, że dobrze jest.
Dlaczego akurat Oddział Zamknięty?
Bo naprawdę do mnie pasuje.