Krawcowa
2023 03 06
Wiosna niczym wykwintna krawcowa
Kwiaty w swe kilimy wszywa
Kilka obrotów koła i już gotowa
Jedną kończy drugą zaczyna
Jej maszyna do szycia czarodziejska
Na bajkowych obrotach pracuje
Nie ważne czy leśna czy wiejska
Jej praca kwiatami eksploduje
Tu patfork barwami pikowany
Tam deseń jedno barwny
Jakiś kilim ekstra wyszukany
Lub zielony kocyk wytrawny
Coś pomyśli coś dorzuci
Tu kilka stokrotek drobniutkich
Lub deseń w narcyzy obróci
Czy kilka śnieżyczek świeżutkich
Tulipany pomiesza z hiacyntami
Zawilce z niebieskimi przylaszczkami
Przebiśniegi z krokusami
Cesarskie korony z piwoniami
Tu bzy kolorami pomiesza
Forsycje żółte zielenią podmaluje
Listki do kontrastu wmiesza
Wierzbowego miodu posmakuje
Leszczynowe kotki z dereniami
Klony jaśniutkie z ciemnymi olchami
Znawczyni życia zaskakuje chwilami
Oczarowując zapachami
Świerkowy zapach żywicy
Podpieści czerwonymi poziomkami
Falujące kłosy pszenicy
Oczaruje chabrami i makami
Akacji biało rude grona
Tak szybko niestety przekwitające
Lipy złotym kwiatem zauroczona
Odurza pszczoły pracujące
Długo by można to opisywać
Lecz tylko oczy to przekazać mogą
Co Wiosna potrafi wydziwiać
Obserwatorowi podążającemu jej drogą
Głąby na służbie
2023 02 07
A na ogrodzie jak na paradzie
Rzędy głąbów w szeregach stały
Czasami koper miały w składzie
Razem na pobór do koszar czekały
Nominację toporkiem dostawały
Szat zewnętrznych pozbawione
Na wózku się meldowały
By zostać do kuchni dowiezione
Tutaj na przydział oczekiwały
Na stołach i w koszach stłoczone
Zanim wszystkie się zebrały
By wykonać rozkazy im przydzielone
Te pójdą na półki do piwnicy
Tamte będą szatkowane
Gospodarz poganiając krzyczy
By ruchy załogi były przyspieszane
Tu głowa skrzypi na wpół rozcinana
W tamtej już kaczan wyłupany
Ta część już poszatkowana
Korzeń marchewki weń wkomponowany
Tu cebula łzy z oczu wyciska
Tam marchewka się czerwieni
Tłuczek dębowy na frędzle naciska
Coraz bardziej płyn się pieni
Cała rodzina w tym zaangażowana
Uwija się jak w ukropie
Na zimne dni kapusta zakiszana
Jak świat pod śniegiem się zakopie
Kapusta marchew i trochę cebuli
Listkiem bobkowym ukraszana
Do tego ziele angielskie się tuli
Solą kamienną przesypana
Wszyscy się dwoją i troją
Czyszczą szatkują i ubijają
W poprzek wzdłuż kroją
Marnotrawstwa się wystrzegają
Zwykle głąby kapuściane
W tradycji wielkie znaczenie mają
W smaczne posiłki zmieniane
Jako bigos kapuśniak gołąbki się sprawdzają
Szepty nocy
2023 02 07
Co to za szepty pośrodku nocy
Kuchenne przestrzenie nawiedzają
Czy to efekt złych mocy
Jakieś demony się odzywają
Księżyc pełniowy obawy niesie
Przestrzenie i meble oświetlając
Myśli o wampirach czy biesie
W umyśle strachy stwarzając
Co to za dźwięki tak przerażające
Deszcz nie bębni w parapetu blachy
Ani gałęzie w okno stukające
Nic innego jak złowieszcze strachy
Może to myszy się wprowadziły
Ser czy okruszki jakieś znalazły
I nocną ucztę sobie sprawiły
Pożerając bochen opasły
Kot i pies pospołu śpiące
Leniuchy na nic uwagi nie zwracają
Nawet uchem ruszyć nie chcące
Księżyc i duchy w nosie mają
Skoro nie myszy to pewnie krasnale
Harce po nocy wyprawiają
Rozbestwiły się w zabawy zapale
Szacunku do ciszy nocnej nie mają
Żaru w palenisku nie widać
Szczapy od temperatury nie strzelają
Kto tak równo może oddychać
Myśli w strasznym niepokoju trwają
Słuch wytężam w przyczyny szukaniu
A węch mi wreszcie sprawcę podpowiada
W niepotrzebnym zadręczaniu
Odnalazłem sprawcę gadania
To beczka kapusty sobie gaworzy
Bąbelki gazu uwalniając
Ile to lęków się natworzy
Podpowiedzi księżyca słuchając
Czy kapusta się duszkom żali
Czy może to pochwały były
Jak ją będą zjadać duzi i mali
By siły witalne w nich ożyły
Kapusta i domowicha
2023 02 07 / 08
W starych wierzeniach zapomniana
Opiekunka domowego ogniska
Przez nowoczesność wypierana
Swoje miejsce w kuchni odzyska
Różnie tego duszka zwali
W zależności od słowiańskiego plemienia
Pradziadowie ją szanowali
Nie bacząc że wiara się zmienia
Tu Rzepichą tam Gospodynią
Po naszemu czy cyrylicą pisane
Ja ją nazwałem Domowichą
A jej opiekuńcze życie zaczarowane
Nikt jej nie widuje
Ale jest zmysłem wyczuwana
To ona życiem w kuchni dyryguje
A kucharka chodzi ukierunkowana
Wszystko spoczywa na jej głowie
Zwłaszcza w starych zakamarkach
Rzadko bywa w nowej zabudowie
Krząta się zastawach i garnkach
Myszy z kuchni przegoni
Molom zagnieździć się nie da
Zakwas do góry podgoni
Bo bez chleba w domu bieda
Zawsze zajęcia sobie szukająca
Czy za dnia czy ciemnej nocy
Na posterunku wiernie trwająca
Dobrze korzystająca ze swojej mocy
Dzisiejszej pełni też czuwała
Czy sen złośliwy domownikom nie zagraża
Świerszcza za kominem o zdrowie spytała
I się z jego skrzypkami przekomarza
Kota uśpiła psa poczochrała
Czułe słówka do uszu szepcząc
Czystość naczyń i garnków posprawdzała
Delikatne porcelany dotykiem pieszcząc
Żarzące węgielki rozdmuchała
By do końca się wypaliły
Kwaśność zsiadłego mleka sprawdzała
Czy aby pleśnie się nie wprosiły
O starą beczkę wnet zahaczyła
I swoje odsłuchać musiała
Kisnąca kapusta szeptem mówiła
Jak się do beczki dostała
Jak jej ziarenko kiełkowało
Chorobami różnymi wystraszone
Jak Turkuciom jej korzonków się zachciało
A te Bielinki uprzykrzone
Motyle jajka składały
A gąsienice z listków okradały
Ptaki na ratunek przylatywały
Rabusiów zgrabnie obierały
Kiedy indziej znowuż zające
Listki młode tarmosiły
Na szczęście były psy szczekające
Które złodzieje przegoniły
Potem sarnom przyszła nań ochota
Niektóre główki z korzeniami wyrwały
Znów się przydała psia cnota
Olbrzymimi susami uciekały
Susza bardzo doskwierała
Deszcz czasami zbytnio moczył
Ogrodniczka dbała jak umiała
I tak dzień za dniem kroczył
Siano z łąki znikało
Żniwa kłosy w snopy złożyło
Skiby płużne gleby odwracało
Aż się smętnie jesiennie zrobiło
Wreszcie wykopków czasy nastały
Wozy kosze i wory przyjechały
Zagony ziemniaków z widoku znikały
Całkiem pola szarzały
Czasy na ogrody przyszły
W warkocze cebule wiązane
Pomarańczą marchewki błysły
Kapusty o głowę skracane
Wreszcie słuchaczce tematy znane
W kuchni głąbów przetwarzanie
W beczce ściśnięte i rozgadane
Z nudów duszkowi już przespane
Szarość świtania okna otwiera
I babcia do pracy wstaje
Rozpałkę suchą wybiera
Ogniowi na pożarcie daje
Potem wodę do czajnika wlewa
By herbatę i kawę zaparzyć
Ukradkiem czasami ziewa
Oczy przeciera zupę zaczynając ważyć
Ser
2023 02 08 / 28
Dziś w sklepie ser napotkałem
Twardy żółciutki zapakowany
Skład czym prędzej przeczytałem
I już do koszyka schowany
Z mleka owczego stworzony
Bez chemicznego wzbogacenia
Do połowy ceny obniżony
Mam nadzieję smaczny do zjedzenia
Lubię owcze i kozie sery
I o krowi zahaczę czasami
Z ich dodatkami różne desery
Miłymi sercu smakami
Te z pleśnią czy z ziołami
Twarde czy twarogowe
Z papryka czy z truflami
Zagraniczne lub krajowe
Ważne aby nie z chlorkiem wapnia
Czy z jakimiś pirosiarczanami
Procent tłuszczu smak uwydatnia
Nawet ten z gratisowymi dziurami
Sam czasami ser robię w domu
Mleko łącząc ze śmietaną i jajkami
Często z przyprawami pospołu
Podając w plastrach z pomidorami
Tydzień francuski jakiś sklep ogłasza
Dając szansę szaremu konsumentowi
Do poznania smaków zaprasza
A człek nad wyborem gatunku się głowi
Często cena o wyborze decyduje
Kiedy indziej smak już poznany
Czasami pudełka kształt ujmuje
Gdy czegoś nowego szukamy
Jakiś klin czy krążek płaski
Czy zwykła rolada
Krojony w słupki czy paski
W plastry cienkie się składa
Jakoś tak to się układa
Że smak nasz tak fiksuje
Spleśniałe sery się jada
W dziwactwach kulinarnych się lubuje
Słoneczny dzionek
2023 02 08
Rano mrozem trzymało
Potem słońcem rozjaśniało
Wietrzyk też promieniami się rozkoszował
Bo żaden krzaczek nie zafalował
Na trawnikach krokusy wychodzą
Czosnki też listki wystawiają
Krzyżówki po płyciznach brodzą
Czegoś do jedzenia szukają
Ptaki coraz radośniej śpiewają
Słońcem się rozkoszując
Chyba już nawet gniazda zakładają
Do lęgów się szykując
Ludzie jakby roześmiani
Chętniej pozdrowienia wymieniają
Ciepłym dniem zaoferowani
Na spacery się wybierają
I kolejny wieczór nadchodzi
Księżycowy całun niosący
Mrozem o zimie dowodzi
Czasami krupy śniegowe rzucający
Siedzę i słowa te piszę
W ciemności zasłuchany
Jakiś samochód rozdziera ciszę
Sekret ulicy światłem rozcinany
Cisza na nowo nastaje
Tylko księżyc na wszystko ma oko
Srebra pełne garście rozdaje
Tonie w rzece głęboko
Jeszcze tylko skreślę słów kilka
Dokończę zwrotkę jedna i drugą
Minutka a może jeszcze chwilka
Wszak słowa leją się strugą
Kubek mleka wychylę gorący
Miodem lekko osłodzony
Do ciepłego posłania tęskniący
Ciekawych snów spragniony
Głowę do poduszki przytulę
Na kolejny dzień czekając
Kołdrą swe sny otulę
Na lepsze jutro szansę mając
Wieczór kuszący
2023 02 08 / 13
Piękny wieczór rozjaśniony
Ludzi do spaceru kuszący
Prawie wiosenny choć lutowy
O dwie godziny dłużej trwający
Bez śniegowego trenu białego
Suchą nogą przemierzanego
Bez mrozu uszy szczypiącego
Bez mroku nieprzeniknionego
Bez samochodów warkotu nużącego
Świateł rażących osłabione oczy
Bez tłumu przechodniów szarego
Tylko jakiś zabłąkany pies się boczy
Szybko umyka w boczną ulicę
Ludzkim widokiem zdegustowany
Szyszki na świerku liczę
Ich kolorem zaaferowany
Żadne kominy nie dymią smrodliwie
W swobodnym oddechu przeszkadzając
Syreny zawyły uciążliwie
Zmysły niepokojąc i zaciekawiając
Kuszące zapachy skądś napłynęły
Pewnie ktoś pitrasi kolację
Usta ślinę przełknęły
Mając smakową inspirację
Coś na trawniku zabłyszczało
Wzrok zaciekawiony przyciągając
To co wartościowym się wydawało
Zdegustowało rozbitą butelkę objawiając
Lampy powoli się rozjaśniały
Mocy coraz większej nabierając
Jakieś rowery się zbliżały
Oświetlenia nie używając
Ktoś po pasach przeszedł
Za rogiem budynku znikając
Księżyc na niebie wzeszedł
Uroku spacerowi dodając
Do pracy się śpieszy zapewne
A może na nocne z lubą pieszczoty
Rozpiętej kurtki ruchy zwiewne
Raczej nie wskazują na zdrowotne kłopoty
Mrok
2023 02 08 / 13
Snopem promienia mrok rozorany
Przedziwne cienie niosący
Świat nocą zaczarowany
Ciszą wręcz krzyczący
Mróz kuksańce rozdaje
Pod odzienia się cisnąc
Maluje samochody i leśne gaje
W promieniach księżyca błyszcząc
Pełnia ma zawsze swoje uroki
Ma też tendencję do straszenia
Echo niesie czyjeś kroki
Nic godnego pozazdroszczenia
Księżyc cienie fantastyczne ściele
Bajkowe obrazy stwarzając
Zamyślony w swym dziele
Promieniami ciemności macając
Może i romantyczna to pora
Jednakże niezbyt zachęcająca
Myśl o spotkaniu potwora
Zbytnio maluczkich przerażająca
Mrok ma swe tajemnice
Nocnych łowców skrywając
Niebo otwiera swoje Krynice
Upiorny blask zsyłając
Jakiś zwierzak żywot kończy
Straszliwy dźwięk wydając
Potępiony duch chyba tu kroczy
Niewinnej duszy szukając
Z oddali dobiega wycie
Wilkołaki najwidoczniej nadciągają
Włos się jeży przy skowycie
Myśli schronienia rozpaczliwie szukają
Mrok czyli Strach ma wielkie oczy
Figle sobie z nami wyczyniając
Życie wszakże normalnie się toczy
Zmysłów lęki wyolbrzymiając
Kuna na myszy polowała
A wilki w lesie o miłości śpiewały
Skóra niepotrzebnie się pociła
A włosy czapkę do góry dźwigały
Rydwan słoneczny
2023 02 02 / 09
Puszyste niebiańskie konie
Po błękicie galopujące
Przemykające po nieboskłonie
Rydwan słoneczny ciągnące
Nigdzie ich nie ma innym razem
Zapewne gdzieś na popas stanęły
Pod niebiańskim barem lub garażem
Bo całkiem z nieba zniknęły
Słońce lejce z promieni trzyma
I się raduje promieniujące
Uśmiechem swe oblicze nadyma
Buziaki rozdaje uszczęśliwiające
Czasami ma zaprzęg bułany
Delikatne konie wietrzykiem gnane
Lub z karoszy rozbrykany
A pioruny z chrap ciskane
Innym razem rydwan niezaprzężony
Jakby na barce lekko płynący
Pewnie zaprzęg rozkulbaczony
Na niebiańskich łąkach się pasący
Inne zaprzęgi wiosną i latem
Inne zimowy tren niosące
Często słońce strzela batem
Zsyłając mrozy trzaskające
Czasami wcale go nie ma
A świat szarością odziany
Jedynie deszcz o nim śpiewa
W dzień moknący rozchlapany
Jak go zbyt dużo temperatura doskwiera
Kiedy ciemno bardzo tęsknimy
Kiedy szaruga chęć do życia odbiera
Zaspanym wzrokiem po niebie wodzimy
Zimą nisko zaprzęg się pojawia
Albo całkiem o nas zapomina
Odrobiny ciepła nam odmawia
Innych klimatów widać zażywa
Więc niecierpliwie nań czekamy
Uśmiechem jego oblicze witając
Wszak od tysięcy lat jego zwyczaje znamy
Dobrego miejsca na urlop szukając
Powroty veny
2023 02 09
Przyszła Wróciła Już dyktowała
Swoim zwyczajem treść narzucając
To ona zasady ustalała
Twardo na swoim stawiając
Długa rozłąka mi dokuczała
Niecierpliwe dni w samotności
A ma kochanka wciąż nie wracała
Żaden w notatniku wpis nie gości
Czy całkowicie mnie porzuciła
Czy tylko gra mi na nosie
Czym tak na mnie się wkurzyła
Złośliwie zapominając o moim losie
Nigdy cierpliwość nie była mą cnotą
Zawsze mi czekanie doskwierało
Tym bardziej z wielką ochotą
Piszę to co w ucho mi się dostało
Powrót mego duszka opiekuńczego
Odnotowałem z wielką radością
Zapełniając strony notatnika wytęsknionego
Z poetycką niecierpliwością
A Ona dyktuję dniem i nocą
Teksty i projekty przytacza
Z jeszcze większą niż kiedyś mocą
Bajkowe tematy roztacza
Nie z wszystkim niestety nadążam
A ona nie lubi powtarzać
Myślami za nią podążam
By jak najskrupulatniej to odtwarzać
Czasami stare tematy odnajduję
W nowe słowa je ubierając
Słucham żyję i notuje
Nadążyć się starając
Staram się Jej nie prowokować
Bo charakterek ma zawistny
Boję się że znów mogę ją rozczarować
A efekt będzie jak wcześniej oczywisty
Wkurzy się i w nicości zaginie
Na rok lub na zawsze mnie opuszczając
Nie jedną łzę za nią uronię
Odnaleźć się ją starając
Kołowrót czasu
2023 02 09
Dzień za dniem Noc za nocą
Od zarania dziejów ludzkości
Nasze marne żywoty się toczą
By wreszcie gdzieś złożyć kości
Czas w kołowrocie życie szarpie
To w zdrowiu nas mając
Dokłada lat nam na garbie
Zdrowie powoli odbierając
Na czas lekarstwa nigdy nie było
Sam nam nić przeznaczenia wije
Ledwo zaczęte a już się skończyło
Stare groby niepamięć kryje
Jednego zabierze jeszcze przed porodem
Inny całe życie choruje
Mało kto jest dowodem
Że mu los szczęście daruję
Temu da szczęście w miłości
Tamtemu sypnie mamoną
Różne są oznaki radości
Przeplatane miną rozżaloną
Tylko czas się nie starzeje
Tylko on zna ludzkie przeznaczenie
Tylko on wie co się w nas dzieje
Jakie nas dręczy cierpienie
Życie pomiędzy palcami przecieka
A czas niestety niedoceniany
Wciąż przed nami ucieka
Stracony pędzący nieubłagany
Pewnie nigdy się nie nauczymy
Czerpać z niego pełnymi garściami
Choć ciągle się łudzimy
Błądząc pomiędzy biegnącymi dniami
Kiedy zrozumiemy bezsens wrogości
Nerwy ku innym skierowane
Głupoty wieczystej naiwności
Własnym zdrowiem okupowane
Na nic moje wywody
Nic się nie zmieni w człowieku
Znikną sczezną całe narody
Niestety jeszcze w tym wieku
Kawa o poranku
2022 11 24 / 2023 02 10
Kawa poranku nie rozgrzewającą
Cisza w ciemności się skrywająca
Rzadkie z zewnątrz odgłosy
Przyklapywane sterczące włosy
Strzępki mgły z nikąd powstają
Świata realia zmieniając
Kształty powoli się rozmywają
Horrory styczne kształty przybierają
Szron na samochodach zakwita
Krzewom i drzewom też się dostaje
Lutowy poranek świat wita
Gołe pola i wyraje
Łyk gorzkiej gorącej kawy
I w klawiaturę stukanie
Czy dzisiejszy dzień będzie łaskawy
Jak się uda tematów szukanie
Czy Vena swą obecnością zaszczyci
Czy ludzie na ulicy będą uśmiechnięci
Czy dobry nastrój masa pochwyci
Albo będą przybici jak z krzyża zdjęci
Czy to kawa czy herbata
Czymś dzień zacząć trzeba
Czasami to bułka garbata
Innym razem kromka chleba
Kto do pracy zmierza
Lub emeryturą się zachwyca
Ktoś modlitwie zawierza
Lub nadmiar cukru przemyca
Ten tabletki przyjmuje
Tamten prasę przegląda
Ciekawe dla niego tematy wynajduje
Często telewizję ogląda
Różnie dzień powszechny zaczynamy
Zwykłe czy skomplikowane rytuały
Przez lata w przyzwyczajenia obrastamy
Wierząc że czasowi sprostamy
A on na nas nie zważa
Tocząc się swoim kołem
Urodzin ni śmierci nie zauważa
Przemyka górą bokiem dołem
Wiedźma Szaruga
2022 11 26 / 2023 02 10
Wiedźma Szaruga nad okolica zapanowała
Słońcu dostępu zabraniając
Sługi swe na zbytki wysłała
Mżawką i Mgłą świat przesłaniając
Te dwie strzygi się roztańcowały
Ptakom zamilknąć rozkazały
Mocząc co tylko napotkały
Błotem szlaki zwierza upaćkały
Kto gdzie może tam się kryje
Suchości w cieple pożądając
Lis głębsze nory ryje
Pod ziemią obsychając
W miedzę wcisnął się zając
Lepszego miejsca nieznalazłszy
Sarna się pasie ukradkiem spoglądając
Czy zagrożenia nie ma wśród chaszczy
Do duetu dołączył Wicher
Wszystko wokoło tarmosząc
Niczym nadworny spiker
Nikogo o zgodę nie prosząc
Głośno zdarzenia komentując
Wręcz wydaje rozkazy
Wszystko oporne tratując
Rozdaje dotkliwe razy
Sarny pod świerki się skrywają
Pod nawisem mniej narażone
Jedne stoją inne zalegają
A zmysły wciąż wyostrzone
Szaruga się miota w niemocy
Jeszcze więcej wilgoci zsyłając
Atakuje uszy i oczy
Młode sztuki przerażając
Trzeba jej wybryki przeczekać
Nie wiedzieć raz który
Żebyś zaczął psioczyć i narzekać
Nie rozstąpią się chmury
Takie życia dziwne losy
Czyś zwierzęciem czy człowiekiem
Już siwieją ci włosy
A tyś niedojrzały wiekiem
Koła
2023 02 10
Toczą się koła po bruku
Czasami o kamienie się potykając
Rzadko trwają w bezruchu
Przestrzenie drogi przemierzając
Różnej wielkości i kształtu
Różnego materiału zastosowania
Zimowe do oblodzonego asfaltu
Czy do letniego przegrzania
Duże małe i miniaturowe
Do wózków taczek czy rowerów
Zwykłe gumowe i kolorowe
Do wielosezonowych bestsellerów
Drewniane ze szprychami
Najczęściej w metalowej osłonie
Czy te z aluminiowymi felgami
O skomplikowanej bieżnika budowie
Te się jedynie turlają
Dziecięcy napęd mając
Tamte na budowie przyspieszają
Na pensje pracownika zarabiając
W furmankach które ciągną konie
Na balonowych czy żelaźniakach
W polu lesie czy po betonie
Nie zapominając o strażakach
Te prawie bez obciążenia
I te które krocie dźwigają
Do ludzi jedynie przewożenia
I te co na torach wyścigowych się ścigają
Na drogi dziurawych wybojach
Piaszczyste bezdroża przebieżajac
Na kamienistych przy trasie postojach
Są wszędzie dokoła spozierając
Takie potrzebne a niedoceniane
Na codzienności życiowych rozstajach
Czy tylko gumowe czy kauczukowe
Krwawiące sokiem w egzotycznych krajach
Toczą się koła życie zmieniając
Zwykłe okrągłe odlewane
Mienie ratując plony zbierając
W podzięce za pracę na śmietnik wyrzucane
Wrony
2023 02 10 / 23
Wrony orzechami ciskają
O samochody czy chodniki
Uwagi na przechodniów nie zwracają
Ważne by wyłuskać ze skorupy smakołyki
Sikorkom oskubały słoninę
I karmnik też zdemolowały
Mieć za sąsiadów taką rodzinę
Każdego by zdenerwowały
Znalazły kromkę chleba na trawniku
Suchą twardą skamieniałą
Pleśnią zieloną obleśną w dotyku
Przez Boga i ludzi zapomnianą
Kradną co tylko popadnie
Wszędzie ich pełno niestety
Trudno znaleźć cechy dodatnie
Zbierają nawet niedopałków pety
Jeśli mogą kradną pisklęta
Zwłaszcza rolników doprowadzając do pasji
Najwidoczniej taka ich rola przeklęta
By wybierać nasiona z grządek i plantacji
Trawniki przeglądają czasami
Dzioby we wszystkie dziury wsadzając
Szukają za pędrakami
Choć raz ogrodnikowi pomagając
Wrony czy kawki niecnoty
Kominy gniazdami zatykają
Często polują na nie koty
Lecz mało kiedy ich stany uszczuplają
Potrafią uszczelki niszczyć samochodowe
Ścinać dziobami rośliny młode
Zostawiać na lakierze ślady odchodowe
Wrzaski wydawać głodowe
Demoralizujące całe otoczenie
Jakby nikt inny się nie liczył
Wydając wredne skrzeczenie
Młody kombinator życia się uczył
Może wystarczy już w tym temacie
I czas by skreślić coś lepszego
Może w kwietnym formacie
Do życia się odnoszącego
Opary
2023 02 11
Mgławe opary z jezior powstają
Tańczą jak potępione dusze
Drogi do czyśćca chyba szukają
Na ziemi cierpiąc katusze
Kręcą się w powietrzu płynąc
Ciągle swe kształty zmieniają
Ze swej ulotności słynąc
To się kurczą to przybierają
Czasami z nich krzaki wyłaniają
Lub tuman wszystko spowija
Głosy żadne tu nie docierają
Życie jakoby bokiem mija
Granice wody ziemi nieba zanikają
Człek błądzi odniesienia nie mając
Błędne dusze się przyczajają
W powłoce tumanu trwając
Myśli trwożne i zwodnicze
Legendy i baśnie przypominają
Anomalie życiowe i przyrodnicze
Na strach przed oczy wciskają
Tu gdzieś zapluszcze woda
Pewnie przez rybę poruszona
Taka czasu mgły uroda
Zmysłów napięciem wymuszona
A ty myślisz że to wodnik
Lub inna poczwara bagienna
Zwodniczy bagienny ognik
A tu otchłań bezdenna
Coraz bardziej otoczenie jaśnieje
Wiatr powoli zasłony rozwiewa
Mgława tajemnica blednieje
Jakiś ptak wesoło śpiewa
Słońce pokazuje wodę i drzewa
Życia okolicy dodając
Wystraszone lico rozgrzewa
Ze swych domysłów się śmiejąc
Strach ma wielkie oczy
A jak człek strachem podszyty
Na każdy szept się boczy
Lęk straszy jak człek nie obyty
Żywe obrazy
2023 02 11
Gdy byłem chłopcem zaledwie
Dużo książek czytałem
Naukowe to były dla mnie brednie
Ale przygodowe wręcz pochłaniałem
Czy to z płaszczem i szpadą
Lub życia zwierząt opisem
Z utarczkami i swadą
Nawet sam próbowałem długopisem
Ale gdzież mi do mistrzów pióra
Do Coopera czy Karpowicza
W doświadczeniu różnicy góra
No i ta myśliwska kultura
Jakież moje marne doświadczenie
Jedynie na wyobraźni oparte
Przygód na stronach książek dzielenie
Z doświadczeń życiowych odarte
A dziś fotopułapki wszystko filmują
Sekretne życie lasu odkrywają
Szlaki którymi mieszkańcy wędrują
Przestrzenie które przemierzają
Poznajemy to czego się nie spodziewamy
Intymności leśne poznając
Przed komputerem trwamy
Na rozwój wypadków czekając
Wracają dziecięce wspomnienia
Opowieści ze wschodnich kniei
Syberyjskie rodziny dręczenia
Mroźnego szlaku zesłańczej kolei
Zwierzęta których w lesie nie widziałem
Znając je jedynie z ekranu
Lub co najwyżej w zoo obserwowałem
Spoza bezpiecznego płotu parawanu
Żywe obrazy domysły ilustrujące
W bezpiecznym fotelu objawiane
Prawie umysł zauraczające
Bez konsekwencji odbierane
Wreszcie dociera jak mało wiemy
Choć niby temat znamy
I dalej żywot marnujemy
Nie wiedząc dokąd zmierzamy
Malarka niezdecydowana
2022 09 26 / 2023 02 12
Bagażem farb obładowana
Przybyła Jesień do lasu
Tylko ciągle niezdecydowana
Myślała ile ma jeszcze czasu
Na klony kubeł farby wylała
Przy okazji lipy ochlapując
Niezdecydowaną żółć uzyskała
Cały wysiłek lata rujnując
Zamyślona decyzję podejmuje
By jednak kolorystykę poprawić
Czerwienią delikatnie żółć tonuje
By chlorofilu liście pozbawić
Co z lipami uczynić tym czasem
Kiedy delikatnie listki ubrudzone
Dęby zrzucają żołędzie z hałasem
Widać ich ciężarem już utrudzone
Brązem podszywa sukienki
Dzikom sarnom i jeleniom
Włos szorstki zmienia na miękki
Jakie barwy jeszcze się zmienią
Z każdym dniem palety dodaje
Tu i tam po lesie chlapiąc
Liśćmi zasypuje leśne rozstaje
Ostatnie promienie słońca łapiąc
Stracą oporne szyszki świerkowe
Igły modrzewiowe zrzucając
Robi dekoracje szronowe
Rannym przymrozkiem dzień witając
Krząta się by zdążyć przed zimą
By wszystkim obowiązkom sprostać
Despotycznie rządzi leśną krainą
By miano paskudnej dostać
Coraz bardziej dni skraca
Ptaki wyganiając na południe
W niwecz kwiaty i grzyby obraca
Robi się cicho i paskudnie
Spasione misie do barłogów wygania
Z bliżej niewiadomej przyczyny
Powtarza swój cykl od świata zarania
A my jakoś się do niej przyzwyczaimy
Książki
2023 02 11
Gdzie te czasy gdy dużo czytałem
Tom za tomem pochłaniając
Na głupoty czasu nie miałem
Nowych przygód na kartach szukając
Tu coś z „Płaszcza i szpady”
Muszkieterowie wspaniali
Francuskiej gwardii zasady
Jak ludzi Riszelie przeganiali
Tam coś o pirackiej braci
Po morzach łupu szukających
W jednej chwili bajecznie bogaci
Za chwilę na rejach dyndających
Człowiek odarty z godności
Niewinnie na więzienie skazany
Czasy pełne podłości
Hrabią Monte Christo nazwany
Pięcioksiąg Coopera trafiłem
Czasy ostatnich Mohikanów
Przygodami Sokolego Oka żyłem
Pośród indiańskich wigwamów
Z Kraszewskim krzyżaków gromiłem
Czasy zesłania przeżywałem
Słońca boskim darem żyłem
Jego pisarski geniusz odkrywałem
Z Curvvodem zwierzynę tropiłem
Szukając zaginionych szlaków
Z „Włóczęgami północy” się włóczyłem
W naszych lasach szukając znaków