E-book
7.88
drukowana A5
25.94
Poezje wyszeptane

Bezpłatny fragment - Poezje wyszeptane

część piąta


Objętość:
97 str.
ISBN:
978-83-8273-928-2
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 25.94

Kupała

2020 06 30 / 2021 03 21

Stary Kupała w jagodnikach brodzi

Kochają się starzy Kochają się młodzi

Jagody oblubieńcom rozdaje garściami

Upaja słońca ciepłymi promieniami


Tu dziewczyna z dzbankiem idąca

Kolorową suknią go zauroczyła

Jeszcze trawa rosą się mieniąca

A ona bose nogi w niej moczyła


Starzec przystanął wąsa podwinął

Uśmiech zajaśniał na jego twarzy

Za dzierlatką lekko się odwinął

Cicho pod nosem coś tam sobie gwarzy


Cmoknął usta jak do pocałunku składając

Rad widoku dziewczęcia zgrabnego

Okiem szelmowskim kibić ogarniając

Zniknął koło dębu wiekowego


Na ścieżce młodzian się pojawił

Śpiesznie nogami przebierając

Wiechciem kwiatów wywijał kijem się bawił

W tym samym kierunku zmierzając


A ona stała za jawor schowana

Bacznie dróżkę obserwując

Zbliżała się chwilą wyczekiwana

Niecierpliwiąc się i denerwując


Dzbanek na ziemi leżący w trawie

I wiecheć kwiatów w nieładzie rozsypany

Przygarniające ją mocarne ramie

Gorący pocałunek jak zaczarowany


Szybko kochankowie w borze znikają

Zapewne by jagody zbierać

Jak to stare kobiety mawiają

Kupała lubi z sukni rozdziewać


A wieczorem zapłoną stosy

Radosne zabrzmi śpiewanie

Z echem powędrują świętujących głosy

Zatryumfuje Słowiańskie kochanie


Złączą się w pary dziś kochający

A on szczęściem ich obdarzy

Kupała wśród weselników biesiadujący

Z rumieńcem na ogorzałej twarz

Cebulka duszona

2019 09 06

Cebule dorodne na grządce się rozsiadły

Tuż obok marchewki w glebę zapadły

Rządek w rządek na przemian wysiane

Teraz do koszyka były wkładane


Kilka cebul marchewek kilka

Coby tu dobrać — jeszcze chwilka

Kilka buraczków rumieńcem obmytych

Korzeni chrzanu wśród liści skrytych


Olbrzymie liście rozlazły się po ogrodzie

Nawet nie wiedzieć czego szukające w wodzie

Łodygami splątanymi dynie z cukiniami

Wabią oczy różnymi barw rozmiarami


Główki czosnku z gleby wyłuskane

Pory glebą okrywane czyli pobielane

Jabłka spadłe rumieńcem oblane

Ogórki w gąszczu malin zaplątane


Teraz przyszła pora na kapusty głowę

Oraz na pomidory pąsowe

Kosz wypełniony warzywami

Oczy błądzą za kolorowymi owocami


Maliny czerwone, żółte i czarne

Winogrona — tych plony latoś marne

Śliwki przeróżne i krągłe brzoskwinie

Owoce wybrane a nie co się nawinie


Gruszki jeszcze na zbiór poczekać muszą

Zanim z borówkami do mięs się uduszą

Po te ostatnie przy okazji grzybobrania

Będzie pora darów lasu zbierania


Kosz następny zbiorami wypełniony

Wzrok barwami jesieni zauroczony

Tu ptak przeleci tam zabrzęczy pszczoła

Rzekłbyś  idylla wiejska zgoła


Teraz pora na strąki fasolowe

Te tyczne jak i karłowe

W fiolet zieleń bądź żółć ubrane

W zależności jak mogą być gotowane


Dla każdego warzywa przepis znaleziony

To do zagotowania tamten zasuszony

To w zalewie octowej zagotowane

Tamto na surowo będzie spożywane

Wigilii czas

2019 12 24

Dziś kiedy do stołu siadamy

Pełnego przeróżnych frykasów

Tamte proste święta wspominamy

Rzekomo trudnych czasów


Z dziadkami rodzicami i rodzeństwem

Przy lnianym zwykłym obrusie

Przy sąsiadach i pokrewieństwie

Poważni a w radości pokusie


Proste dania na stół trafiały

Proste też prezenty były

I życzenia przyziemne bywały

Pachnące pomarańcze kusiły


Dziś święta to galop szalony

Jakże odmienny to wspomnień czas

Nierzadko człek bywa zapożyczony

Wspomnienia rzewnie wracają w nas


Goniąc po sklepach i straganach

Szukając prezentu drogiego

Szykując światowe dania w garach

Zapomnieliśmy atmosfery dnia świątecznego


Zwolnij obroty żyj wspomnieniami

Opowiedz innym jak kiedyś bywało

Nie goń za kasą lecz marzeniami

Wszak naszego żywota na świecie tak mało


Zdrowia Szczęścia Pomyślności

Pan Kumkała

2020 06 30 / 2021 03 21/22

Nad wodą wieczorne słońce jaśnieje

Powoli w sitowiach się zanurzając

Cały barwny świat szarzeje

Na księżyc pełniowy czekając


Żabi chór na sile przybiera

Z Echem się przedrzeźniając

Każdy samczyk się wydziera

Swe worki powietrzne nadymając


Wietrzyk delikatnie pióropusze czesze

Do falowania trzciny zmuszając

Koncertują przeróżne płazie rzesze

Swym kumkaniem wszystko zagłuszając


Na kępę trzciny coś się gramoli

Powoli z wody się wynurzając

A Derkacze na łąkach jak kto woli

Swe modły wieczorne odprawiają


To Pan Kumkała wodnik tutejszy

Ryby w stawie policzywszy odpoczywa

Skrzek na ten widok staje się raźniejszy

Bo stary Wodnik batuty dobywa


Do orkiestry wkrada się małe zamieszanie

Bo Żurawie swój hejnał odgrywają

Ogłaszając koniec dnia niespodzianie

Żabi koncert chwilowo zagłuszają


Ale już dyrygent nad wszystkim panuje

Wszystkie oczy nań skierowane

A on doskonale gestykuluje

Ruchy batuty wytrenowane


Czasami ryba ponad toń wyskoczy

By akcent wybić w utworze

A miłosny poemat się toczy

Odpowiedzi szukając w pobliskim borze


Siedzą po brzegach zamyśleni duszkowie

Radość ogromną z występu mając

Nimfy Chochliki i wszelcy kochankowie

W odgłosach koncertu się zatracając


A księżyc pełniowy scenę oświetla

Współpracując ze Świetlikami

Miłość do Natury twój byt określa

Tęskniąc za starymi dobrymi czasami

Wiosenna modystka

2021 03 21 / 22 / 23

Wiosna modystka koc rozłożyła

Pośród sitowia i szuwaru

Słonecznym ciepłem się rozmarzyła

Nagość swą odsłoniła w dowód skwaru


Pled z trawy młodej soczyście

Na nim kwiaty jaśniejące

Zdobi sukienkę osobiście

By zaznaczyć desenie obowiązujące


Czy najpierw ubrać się w Wilcze łyko

Jak powszechnie Wawrzynek jest zwany

A może zwyczajnie tak bardziej dziko

Deseń kotkami wierzbowymi dekorowany


Wodnik pocałunki wiośnie posyła

Co chwila od obowiązków się odrywając

A ona kolejną kreację w kwiaty ozdobiła

Uśmiechy urocze w krąg rozsyłając


Bocian przystanął zauroczony

I Czapla na zjawę ulotną spoziera

Zaskroniec pogonią za żabami zmęczony

A ona kolejną kreację przybiera


To ubrana to znowu naga

Jak to kobieta Wiosna niezdecydowana

To radosny uśmiech to znów powaga

Patrzy i myśli wyborem zafrasowana


To Wawrzynek to Zawilce przymierza

A może jednak Przylaszczki błękity

A tu nagle alarm ktoś tutaj zmierza

I nagle cały urok chwili zakryty


Bocian i czapla szybko znikają

Skrzydłami raźno przebierając

Nawet żaby bardziej niż zwykle uważają

Kontaktu z człowiekiem unikając


Obleśny kłusownik z chaszczy wyłazi

Buciorami koc Wiosny wdeptując

Krzew wierzby siekierom razi

Sporą część rośliny odrywając


Wokoło posępnie się rozgląda

Odciętą gałąź w toń ciskając

A Wiosna zasmucona na zniszczenia spogląda

W obliczu słońca pomocy szukając

Szamani wiatr

2021 04 13

Ognie Świętego Elma zapłonęły

Gdzieś na dalekiej północy

Myśli Szamana ku nim popłynęły

Pośród bezkresności nocy


Wiatr Szaman go instruował

Obrazy na niebie wyświetlając

To wilka to rybę malował

Wskazówki starcowi dając


A on bezgłośnie szeptał modlitwy

Informacje w głowie układając

Wyraz twarzy miał dobrotliwy

Najwidoczniej przyszłość już znając


Czasami jedynie orgia obrazu

Jakieś organy niebiańskie ukazuje

Zwierze jakoweś innego razu

Baczny wzrok na niebie znajduje


To przepowiednia miesiąca przyszłego

Pewnie na niebie się maluje

A tamto pewnie roku całego

A starzec w ramy umysłu je ujmuje


Dziś nocne ma przekazanie

Lecz latem obłokiem nieboskłon maluje

Takie jego chmur spędzanie

W postaci zwierząt obłoki formuje


Czasami mgłę gdzieś zsyła

By pomóc lub zaszkodzić komu

A ta jest i już ubyła

W ciszy poranka lub łoskocie gromu


Kolor purpury wieczorem przybiera

Nieboskłon rozdzielając warstwami

Często niezrozumiałe pieśni śpiewa

Zwane na morzu szantami


Szamani Wiatr posłaniec bogów

Wciąż do nas przemawia

Szeptem czy za pomocą grzmiących rogów

Swe nabożeństwa odprawia


Mierny człowiecze otwórz oczy

Spojrzyj do góry w środek nocy

Tam ciągle projekcja się toczy

A wiatr rozwiewa przekazu włosy

Poranek to czy wieczór

2021 04 13

Poranek to czy wieczór nastaje

Dziwnie się myśli układają

Umysł zastrzyk pomysłów dostaje

Różne się wersje marzeń wyświetlają


Idziesz przez las zamyślony

Pomysłów pisarskich masz bez liku

Lub siedzisz w jeden punkt wpatrzony

Zapisując myśli jak w pamiętniku


Obraz przez kogoś namalowany

Tak wymownie przemawiający

A twój umysł zainspirowany

Głębszego tła szukający


Ktoś ujrzy jedynie nagość

Ktoś inny włosy rozwiane

Smutek modelki obróci w radość

Pończochy ubierane czy zdejmowane


Może kochanek ją obserwuje

Lub ona sama ubiera się marząca

Poeta drugiego dna się doszukuje

Szczątkowa bielizna nęcąca


Na czym się skupić mamy

Czego w dziewczynie doszukiwać

Obraz codziennie ukazywany

W alkowie scena ma się odgrywać


Zwykłe poranne ubieranie

Każdy po kolei szczegół dopasowany

Delikatnych koronek wciąganie

Przez wiele osób niedoceniany


A wieczorem z kolei odwrotnie

Po ciężkim dniu balastu pozbywanie

Zdjęte bluzki biustonosze spodnie

Lubieżnych kształtów odsłanianie


A czy to nagość nas zachwyca

A może przez malarza moment wybrany

Ruch pędzla tak pewny podnieca

Doskonale kolor sprecyzowany


Nie zawsze widok prawdę oddaje

Zwodząc ulotność oka ludzkiego

Tak codzień nowy dzień nastaje

Będąc wycinkiem planu boskiego

Wspólne pisanie

2021 04 13

Taki odwieczny dylemat mamy

Jak to między kochankami bywa

Ciągle o treść się ścieramy

I oczywiście ona wygrywa


Ja swoje a ona swoje

Takie to z Weną jest pisanie

Ale zawsze raźniej we dwoje

Bo szybciej coś nowego powstanie


Ja o nagości chcący pisać

Ona przeciwnie każe cieniować

Jak tu się kobiecością zachwycać

Kiedy ekspertka każe hamować


Ja o śniegu ona o wiośnie

Ciągle jakby się wymijamy

Ja o smutku a ona radośnie

A mimo to w tym związku trwamy


W końcu taki ról podział mamy

Ja piszę a ona dyktuje

Rzekomo się jakby uzupełniamy

Tylko ona ciągle rozkazuje


Czasami gdzieś przepada

Na dni tygodnie czy miesiące

Smutek niezmierny mnie dopada

Za wredną kochanką serce tęskniące


A potem wraca rozpromieniona

Tak jakby nigdy nic się nie stało

A ja ją tulę w swoje ramiona

Bo cholernie mi jej brakowało


I znów ruszamy pisząc w biegu

Smutek i żal precz przeganiając

O słońcu wietrze wodzie śniegu

Okruchy tajemnic Natury odkrywając


Trudna to miłość uczucie dziwne

Takie wzajemne z duchem obcowanie

Pewnie dla wielu to jest naiwne

Aspektów kosmicznych ujawnianie


Ano niech każdy w co chce wierzy

Ja jej jestem wdzięczny niezmiernie

Niech każdy ze swoim duchem się mierzy

Będę jej teksty pisywał wiernie

Czarny piorun

2021 04 14

Czarny piorun dęba staje

Jakby do pojedynku przystępował

Rży kwiczy razy rozdaje

Kogo napotka wnet by zatratował


Kopie i gryzie niewidzialnego wroga

Całą okolicę w pobojowisko zmieniając

Ciosy zadaje każda jego noga

Do tego bitewne odgłosy wydając


Czarny to król pastwiska

Wszem i wobec rozpoznawany

Tu wstępu nikt nie uzyska

Przez niego nie akceptowany


Walczy z wiatrem ogon tarmoszącym

Przeciw muchom przyjmuje wyzwanie

Wrogim promykiem jasno świecącym

Zniszczyć zadeptać co na drodze stanie


Młody to ogier a wielka siła

Lecz wystarczy w otoczeniu zmiana

By się tylko właścicielka pojawiła

Natychmiast walka zostaje zapomniana


Uradowany biegnie na jej spotkanie

Nienasycony na rąk pieszczoty

Zawsze przy okazji coś dobrego dostanie

W zamian za swe przyjazne zaloty


Gotów w każdej chwili bronić swojej damy

Delikatnie głosem kobiecym uspokajany

Głowa ujęta w dłoni ramy

Delikatnym chuchnięciem oczarowany


Marchew czy jabłko przysmakiem

Taki niby bohater z niego

A drobne ręce zawładnęły junakiem

Jakby już nie pamiętał szału bitewnego


Siodłać kulbaczyć czy lonżować

Wszystkie czynności dozwolone

Jej tylko o tym decydować

Na jej głos konisko wyczulone


Teraz jedynie pieszczoty trwają

Dziś nie będzie ciężkiego tyrania

Tyle miłości wzajemne spotkania dają

Końsko człowieczego kochania

Grzywy rozwiane

2021 04 14

Słońce poranną rosę pieszczące

Zapachy ulotne kwiecia zielnego

Małe diamenciki oczy wabiące

Głęboki wdech powietrza porannego


Szmaragdy trawy srebrem tkane

Lekko zboczem przesłonione

Próżno źrenice oczu wypatrywane

Miejsce wygląda na opuszczone


Ciepłym głosem wydane zawołanie

Bez odpowiedzi pozostające

Kilkakroć głośniejsze powtarzanie

Aż zabrzmi echo odpowiedź podające


Zrazu delikatne rżenie cichutkie

Przybierające na sile znacząco

Stukanie równe dziwnie leciutkie

Jest głowa poruszająca się kołysząco


Grzywa czarna wybujała

Takaż i głowa ją nosząca

Ukazuje się pierś wspaniała

Sylwetka końska kłusem idąca


Rytmiczny stukot wietrzykiem niesiony

Widać podkowa o kamień zadzwoniła

Każdy mięsień w gracji naprężony

A właścicielka czeka przeszczęśliwa


Wzrok pioruny ciskający

Na wszelkie przeszkody nakierowany

Rzekłbyś że przeciwnika szukający

Testosteronem nabuzowany


Ogon jak welon na wietrze rozpuszczony

A on tanecznym zbliża się krokiem

Parsknięciem lekko stłumionym

Zawadiackim pod grzywką okiem


Zwalnia do ogrodzenia podchodzi

Bokiem się do pieszczot ustawiając

Ruchem głowy grzywę chłodzi

Swą radość ze spotkania przejawiając


Delikatnym parskaniem coś opowiada

Chrapami kochanej dłoni szukając

Smakołyki ulubione zajada

Serdeczną miłość właścicielce oddając

Monety szczęśliwe

2021 04 13/14

Dzień jak codzień przemija

Spacery z Dionim radością

Różnie się dzień rozwija

Spotkań i znalezisk zmiennością


Tu dzień dobry tam witam

Z uśmiechem i skinieniem głowy

Czasami o coś czy kogoś spytam

Zwyczajne uliczne rozmowy


Tu za przepuszczenie przez ulicę dziękuję

Tam stoję ręce bezradnie rozkładając

Różnie kierowca reaguje

Czasami pieszych wręcz niezauważając


Zdarzy się moneta zagubiona

To na ulicy czy na chodniku

Przez Dioniego najwyraźniej odnaleziona

W żywopłocie czy na trawniku


Ma psina widać do nich nosa

Często mnie na nie naprowadzając

Czy blask ujawnia poranna rosa

Czy zaledwie z ziemi wystając


Różne są miejsca znalezisk takich

Dziwne monet zachowania stany

Czasami kilka miedziaków jednakich

Innym razem grosz sponiewierany


Czy to patyną pozieleniałe

Na jezdni pokaleczone

Od opadów poczerniałe

Ważne że szczęśliwie odnalezione


Z uśmiechem szczerym witane

Bez względu na stan i nominał

Do ciepłej kieszeni wkładane

Historii zgubienia bym się nie doszukiwał


Znaleziska miłe widziane

Menniczkowi składam dzięki łaskawe

Do szuflady skrzętnie chowane

A każde znalezisko zapisane


Nie mnie to może komuś pomogą

Radość same sobą wyrażając

Kiedy idziemy życiową drogą

Szczęśliwych monet szukając

Kwietne kobierce

2021 04 14

Krokusy już poznikały

Teraz szafirki na trawniku dominują

Tulipany pączki powystawiały

Ponad zielenią trawy górują


Bukszpany żółkną kwiatu barwą

Wnet wszystkie owady pospraszają

Zaroi się krzew pszczół awangardą

Do których barwne motyle dołączają


Błękit fiołków powoli blednieje

Poprzez szmaragdy traw zacieniany

Mała stokrotka do słońca się śmieje

Różowy rumieniec z bielą splątany


Jasnota purpurowa doń się przytula

Na główce pojedyncze otwierając kwiaty

Forsycja w złoto kwiatu się otula

Budzą się do życia owadzie światy


Lada chwila głogi zapachem zdominują

Ciężkim duszącym owady wabiącym

Robocze pszczoły na kwiatach wylądują

Za miodem pyłkiem w słońcu jaśniejącym


Ale teraz jeszcze hiacynt wonny

Z narcyzem konkuruje

Mocny akcent znak niezawodny

Najlepiej zapylaczy prowokuje


Śnieżnik nieśmiało błękitnieje

Ledwo co nad ziemię urosnąwszy

Dziki bratek bez powodu się śmieje

W kąciku sobie przycupnąwszy


Mniszki dmuchawcami zwane

Już złote lądowiska otwierają

Tęsknie zapewne przez owady czekane

Po zapyleniu ku niebu wybywają


Róża listkami wpierw się przybiera

Na kwiaty później przyjdzie pora

Pierwiosnek w obwodzie przybiera

Zawadza mu jedynie sosnowa kora


A z góry jak nie śnieg to deszcze

Jak zwykle w kwietniu bywa

Na Wiosnę przyjdzie poczekać jeszcze

Pewnie w ulu przed zimnem się ukrywa

Zmienności wiosenne

2021 04 15

O wiośnie można pisać bez końca

Zmienną jest jej każda godzina

Nie wiedzieć dokąd zmierzająca

To sympatyczna to nieżyczliwa


Niby ciągle ta sama

W minutę się zmieniająca

Pięknie ubrana dama

Lub deszczem ociekająca


Patrzysz i oczom nie wierzysz

Kwiaty śniegiem zasypane

Bólu po stracie nie uśmierzysz

Gdy rośliny mrozem skatowane


Radujesz się słońca jasnością

Do krótkiego rękawku rozebrany

To znów spotykasz się z dzikością

Kulkami gradu atakowany


Deszcz ze śniegiem lekko wiruje

Mocząc wszystko dokoła

A wicher często ostro szarżuje

I twoja mina niezbyt wesoła


Kałuże drogę nam zagradzają

Wszystkie wypełniając zagłębienia

Często nogi wyboru nie mają

I nie unikniesz butów przemoczenia


To cię ochlapie auto na drodze

Lub z gałęzi za kołnierz kapie

Współczuję Sikorce niebodze

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 25.94