BŁĄDZĄC W UNIESIENIACH
A niech jadą
1993 04 06
Ci do Grecji się wybierają
Tamci na Londyn chrapkę mają
Ci płaczą że nie maja forsy
Tamci bogatsi chełpliwie prężą torsy
A niech jadą w daleki świat
Ja nie byłem tam tyle lat
Więc poczekają na nas te kraje
Bo w tym roku czas małżeństwa nastaje
A na wycieczki innym razem się wybierzemy
Nie jedną romantyczną przygodę przeżyjemy
Bez dopłat własnymi siłami
Kiedyś się zmierzymy z Greckimi bogami
I na Londyn przyjdzie pora
Gdzie się pałęta mgława zmora
I wiele innych krain i lądów
Wciągniemy w doświadczeniach do naszych poglądów
Gdy finansowo na nogi staniemy
Gdy sami wszelkie bariery zniesiemy
Dzięki własnej ciężkiej pracy dłoni
Nasz umysł wycieczki zakładowe przegoni
A teraz ciułajmy grosz do grosza
Nie czerpmy zbyt głęboko spod oszczędności klosza
Wszak chcemy zrealizować nasze pragnienia
W rzeczywistość obrócić marzenia
Cóż mi tam greczynki czy francuskie
Zalotne włoszki czy majętne panny pruskie
Ja kocham ciebie dziewczyno jedyna
Tylko twe usta są jak słodka malina
Kocham cię i mogę zrezygnować z całego świata
Abyś tylko ze mną spędziła przyszłe lata
Niech oni będą słońcem Grecji spaleni
A my w pocałunkach będziemy miłością zespoleni
Wędrują rośliny
1993 04 05
Ptaszęta pochwałę wiosny śpiewają
Śnieżyczki swe kwiaty pochylają
Krokusy głowy powystawiały do słońca
Pytając kiedy się już skończy ta zima nużąca
Narcyzy pęcznieją pączkami
Cały sad zielenieje młodymi roślinami
Słońce ogrzewa serca i czyny
Kocham cię szepnę do mojej dziewczyny
Ręce ubabrane w błocie
Jak zwykle bywa przy ogrodowej robocie
Wędrują rośliny na nowe zagony
Opuszczając powoli ogród zapuszczony
Piwonie czerwone pędy wypuszczają
Ptaki radośnie wesoło śpiewają
A ja wędruję pośród wiosny
Że jesteś moja — spokojny radosny
Z zapałem rośliny przesadzałem
W różnych problemach sam sobie doradzałem
A to gdzie posadzić chryzantemy
Czy w tym roku na ślubnym kobiercu staniemy
Jak zapasy szykować na następną zimę
Czy w międzyrzędzia truskawek przynieść jedlinę
Czy buraki na nasienie wysadzić
Jak sobie z perzem poradzić
Które pędy agrestu rozmnożyć
Porzeczki pionowo prowadzić czy rozłożyć
Co posadzić na samym dole
Czy grzyby uprawiać w stodole
Puste ule teraz przeszkadzają
Dźwięczne loty pszczół się nie odbywają
Ale długo nie będą puste stały
Latem znów napełnią pracą ogród cały
Dla kur nasuszę pokrzywy
Aby żółtka jaj miały kolor prawdziwy
Dla królików naszykuję siana
Będę się uwijał od samego rana
A ciepłymi letnimi wieczorami
Będę tęsknił za twymi ustami
Kocham cię będę szeptał pieszcząc twoje ciało
Licząc ile dni do małżeństwa mi zostało
Oczu twych kolorem
1993 04 08/09
Znów ku tobie autobusem gnałem 1993 04 08
Ciągle tylko o tobie myślałem
Próbowałem przeniknąć przyszłości zasłonę
Ujrzeć jak nasze życie zostanie ułożone
Twoje spojrzenia jak pączki majowe
Radosne zielone listki brzozowe
Twój uśmiech pierwiosnkiem tęczowym
To wspaniale że jestem Toba obdarzony
Kocham twe usta kwiatów pąkami
Tęskniąc za twymi pieszczotliwymi wargami
A dni chłodne powoli przemijają
Coraz cieplejsze czasy nastają
Powoli nastaje pora radosna 1993 04 09
W myślach o tobie utonie wiosna
O tobie będą ptaki śpiewały
Dla ciebie będą kwiaty pachniały
Oczu twych kolorem łąki się zazielenią
Ich odbiciem wody stawu się zamienią
Radosną chwilą życia trwaniem
Obdarzę cię pocałunkami i miłowaniem
Poziomki zakwitną owocnie dla ciebie
Kolor twych włosów Dzielżany przyjmą dla siebie
Wonią napełni się cały świat
Dla ciebie pachnie tej ziemi szmat
Wezmę twe usta od losu w darze
Bo po to w twe życie włażę
Będę się starał zyskać uznanie
Rozpalając w tobie miłosne pożądanie
Już hałdy widać na skraju miasta
Jakbym już czuł zapach pieczonego ciasta
Już niecierpliwie serce szybciej uderza
Krokiem energicznym ku tobie zmierza
Tych kilku schodków sforsowania
Moment pod drzwiami czekania
Otworzyłaś usta mi swe dała
Cały czas w oczach jasny błysk miała
Kocham z Toba chwilę trwania
Wielka siła tkwi w sensie mego miłowania
I tak jak po zimie przychodzi wiosna
Tak nasza przyszłość w miłości musi być radosna
Zawsze ten zakład
1993 04 06/07
Ludzie wciąż kursują 1993 04 06
Różne problemy sobie wynajdują
A to że piecyk wody nie nagrzewa
A to że płomień z palnika zwiewa
Tutaj prosta podstawowa regulacja
Tam na miejscu jest długa oracja
Tamten sobie i mnie nerwy psuje
A tylko u nielicznych wszystko pasuje
Jeszcze tylko dni parę
I znów zaatakujemy kuchenki stare
Tym razem w Kietrzu i Baborowie
Będzie pełnione ostre pogotowie
Przez to przestawianie nie pojadę do ciebie
Będę w marzeniach błądził wzrokiem po niebie
Będę tęsknił jak to wciąż czynię
Myśląc z uwielbieniem o swojej dziewczynie
Ale ten kwiecień jest niesprawiedliwy
Zbyt monotonny na mój umysł popędliwy
Co dwa tygodnie do ciebie jeździłem
I przez gazownię przerwę zrobiłem
Zawsze ten zakład staje mi na drodze 1993 04 07
Często denerwują mnie ludzie srodze
Tępe półgłówki wszystkiego się czepiają
Na nikim suchej nitki nie pozostawiają
Jakże chciałbym się już stąd wyprowadzić
Jakoś normalniej to głupie życie prowadzić
Mieć ciebie u boku swego
Przytuloną namiętnie do serca mego
A tu tym czasem znów przestawianie
W kółko tej samej gadki powtarzanie
A to że potrzebne będą pierścienie
Kuchence niezbędne jest czyszczenie
Paluchy jak zawsze poobijane
Rękawy w cudzych brudach usmarowane
I to za jedno obiadowe danie
Które tak oddala twoje całowanie
Cóż mi gazownia ja kocham ciebie
Tylko z tobą widzę w przyszłości siebie
Kocham twe usta tak namiętnie całowane
Kocham twe życie z mym powiązane
Tym razem
1993 02 27
Tym razem więcej szczęścia miałem
O wiele wcześniej do ciebie dojechałem
Kumpel trochę poganiał autobusem
Pędziłem na pociąg prawie kłusem
Mogłem wcześniej o prawie godzinę
Ujrzeć swą ukochaną wytęsknioną dziewczynę
Jak zwykle zostałem dość chłodnie przyjęty
Dzięki bogu że nie byłem zziębnięty
Buziaka mi dałaś na odczepnego
Od razu opieprz dodając do tego
Za to że ci w kuchni przeszkadzam
Przy gotowaniu obiadu zawadzam
Za każdym razem wymagasz nowego zdobywania
Ustami dłońmi rozmową ogrzewania
Nie działają na ciebie dobrze rozłąki te chwile
Dopiero po rozgrzaniu odnosisz się dość mile
Gdy w końcu już razem na zawsze będziemy
Niejedną sprzeczkę jeszcze przeżyjemy
Ale to będzie tylko od czasu do czasu
Na co dzień się kochać będziemy unikając hałasu
Gdy wreszcie raz na zawsze uda mi się ciebie ocieplić
Twemu sercu nie dam się oziębić
Będę je rozgrzewał każdą porą roku
Od wschodu słońca aż po zniknięcie mroku
Kocham cię i będę kochać aż po kresu dni
Jesteś urokiem życia zdobisz moje sny
Potem na mój apetyt żeś narzekała
I złośliwie za dużo zupy nalała
Ale zjadłem obiad z apetytem
Wciąż w ciebie wpatrując się z zachwytem
Kocham cię dziewczyno moja ukochana
Czy jesteś czuła czy też rozhukana
Jesteś niczym srebrny promyk księżyca
Słońce od twych oczu blasku zapożycza
To dla mnie błyszczą twoje oczy
To na ich widok serce żywiej zawsze skoczy
I choć byłaś nieco jakby rozgniewana
Myślę że wkrótce będziesz ujawniać iż jesteś zakochana
Znów będziesz mnie zacałowywała
Bez słów mówić uściskami że mnie potrzebowała
A może
1993 02 27
Czy zostaniesz ze mną tej nocy
Czy wszystko jak ostatnio się potoczy
Ty będziesz w tamtym pokoju spała
O mnie marzyła — ojca się obawiała
A może będziesz miłym odmienieniem
Będziesz tej nocy snów spełnieniem
Będę cię pieścił tulił całował
Na jawie nie tylko w marzeniach obejmował
W pragnieniach będziesz się do mnie tuliła
Niczym rozpalone węgle się żarzyła
Będziesz moja tylko moja w całości
Tak jak ja do ciebie należę w miłości
A może złudne są moje pragnienia
Może nie będzie tej nocy spełnienia
Znów będę sam w okno wpatrzony
Zamiast do ciebie do poduszki przytulony
Będą się nużyć minuty — godziny
Bez upragnionej ukochanej dziewczyny
Będę bezsennie z boku na bok się przewracał
Nadaremnie za tobą w śnie ręce obracał
A ty będziesz tam za ścianą zamyślona
W przeszłość — przyszłość wpatrzona
Ty także nie będziesz spała
Możność odwiedzin w mym pokoju będziesz rozważała
Może nad ranem przyjdziesz idąc do kościoła
Miną będziesz nadrabiać żeś spokojna wesołą
Ale w głębi duszy będziesz żałowała
Żeś znów sama opodal spała
Gdybyś wreszcie się zdecydowała
Z tych upodobań zrezygnowała
Ale niestety sama musisz dojść do tego
Zdecydować się być może dla szczęścia swego
A może ja jestem tym utrapieniem
Twego horyzontu życiowego zawężeniem
Może właśnie dlatego do twego życia wlazłem
Że nie liczysz się ty a to co w tobie odnalazłem
Tylko że niemożliwe jest takie rozgraniczenie
Ty i twoje postępowanie to me marzenie
Taką żem właśnie sobie ciebie upodobał
Bez względu na to czy z tobą czy sam będę dziś spał
Upojna noc
1993 02 28
No i jednak się doczekałem
Upojną niezapomnianą noc miałem
Wniosłem cię do pościeli na rękach
Zacałowywałem usta w podziękach
Choć i tak na całą noc żeś nie została
Taką miłością pożądaniem żeś pałała
Była mi oddaną w całości
W myślach uczynkach pośród nagości
Kocham twe delikatne ciało
Które moją połowicą się stało
Kocham twe słowa i myśli
Kobiety która bez słów się domyśli
Często wpadając sobie w słowo
Bez względu na to czy to czy owo
Wspaniale przyznaj się rozumiemy
Nawet niewiele słów potrzebujemy
Znów cię pieściłem i całowałem
Jak już dawno się z tobą kochałem
Do białości twe uczucia — ciało rozpalałem
A i tak potem niejednego prztyczka w nos dostałem
Zażartowałem tyś połowicą to ja połówkiem
Z uśmiechem to przekręciłaś na — półgłówkiem
Że w wierszu o tym napiszę się zastrzegałem
No i jak widać słowa dotrzymałem
To już drugi raz goszczę u ciebie
Gdzie zwłaszcza nocami czuję się jak w niebie
Jednak w środku nocy żeś ode mnie uciekła
Choć gdybyś mogła to byś to odwlekła
Ale wróciłaś do mnie rano
Gdy dzwonem wiernych do kościoła wzywano
Znów uwięźliśmy wespół w pościeli
Rozkochani szczęśliwi weseli
Oddawaliśmy się rozkosznemu igraniu
Szczytów uszczęśliwienia zdobywaniu
Kocham cię — wciąż ci powtarzałem
I wciąż całowałem i całowałem
Obiad
1993 02 28
Na meblościance gramofon gra
W kościele msza trwa i trwa
Ja wytęskniony oczekuję tu
Twych pocałunków choćby stu
To zdjęcia trochę pooglądałem
To obiadu co nieco doglądałem
Zajmowałem się wiersza pisaniem
W myślach z Tobą miłowaniem
Wreszcie przydługa msza się skończyła
Ma wytęskniona żonka powróciła
Za dolanie wody do mięsa mnie ochrzaniała
Parę razy wodą z mytych rąk spryskała
To kręci się koło zupy to znów ciasto
A na zewnątrz śnieżne zimowe spokojne miasto
Ruchu nie ma prawie żadnego
Ani nawet podmuchu wiatru łagodnego
Do południa słońce ogrzewa
Tu i tam gromada wróbli się rozgrzewa
Coś tam dyskutują chyba o pogodzie
Może o ociepleniu lubo o mrozie i głodzie
Co napisałem to żeś przeczytała
Chcesz to dokończ powiedziała
Talerz z niedojedzonym rosołem zabrała
Czy będę kończył nawet nie spytała
Tak jakby mnie to trochę zamurowało
Chciałem oponować ale aż tak mi się jeść nie chciało
Więc przystąpiłem do dalszego pisania
Drugiego pobytu u ciebie udokumentowania
Nadal płyt z gramofonu słuchałem
Na drugie danie pisząc oczekiwałem
Ziemniaki sztuka mięsa dobrze uduszona
Szklanka kompotu ogórki i papryka zielona
Że nie cierpisz gotować zawsześ narzekała
Ale w sumie leniwą choć dobrą kucharką żeś się ukazała
Może nie gotujesz zbyt dietetycznie
Ale nie mogę narzekać dość apetycznie
Kocham twą kuchnie twoje poszturchiwania
Robisz swoje puszczając pomimo pseudo utyskiwania
Kocham cię z każdą chwilą coraz zachłanniej
Marzysz mi się coraz bliżej coraz powabniej
A ja tu siedzę
1993 04 20
Słońce rozświetla ten mroczny czas
Rozgrzewa serca w nas
Gra orgią świateł na wodnej toni
Zmylona ryba za promieniem goni
Różne odgłosy w krąg się rozchodzą
Zapachy kwiatów powietrze słodzą
Trawa wokoło zielonością jaśnieje
Weselszy zwierz przemierza knieje
Po parku chodzą pary zakochane
Dziewczyny do chłopaków poprzytulane
A ja tu siedzę z dala od ciebie
I cóż z tego że to inni czuja się jak w niebie
Brak mi twego umysłu polotnego
Czaru ciała w miłości żarliwego
Brak mi twych ust tak wytęsknionych
Głębokich zielonych oczu wpatrzonych
Brak mi po nocach twego utulenia
Ciągle przemierzasz moje marzenia
I cóż że wiosną młodzi się kochają
Jak nas co chwila nowe przeszkody przygniatają
Chcę być przy tobie na stałe
Móc się cieszyć przy tobie i wylewać żale
Tulić cię kiedy przyjdzie mi ochota
Nie martwić się że będzie awaryjna robota
Kocham cie dziewczyno ponad życie
Uwielbiam twą osobowość w zachwycie
Jesteś muzą mego wątpliwego talentu
Tylko z tobą mogę pójść do urzędu
Więc wyjdź za mnie tego lata
Bo nie widzę poza tobą świata
Ucałuj usta oddaj swoje ciało
By zadośćuczynienie przeznaczenia się stało
Już trzy tygodnie
1993 04 15
Wreszcie nadeszła chwila radosna
Rozśpiewały się ptaki — rozpoczęła wiosna
Wokół ruch rwetes i gwar
Ptasich i ludzkich par
Dziewczyna poszukuje chłopaka
Jemu kobieta w głowie a nie draka
Ciągną jak magnes do siebie
Tak jak mnie ciągnie do ciebie
Już trzy tygodnie u ciebie nie byłem
Chyba grzechy swe wypościłem
Brak mi twych ust rozpalonych
Do mych warg przytulonych
Słońce się skryło za chmury
W szarości pociemniały góry
Tylko gdzie nie gdzie śnieg połyskuje
Ślad przesieki — wyrębu pokazuje
Termicznie pogoda leci w dół
Lada chwila kapuśniak będzie się snuł
Znów zmoczy świat cały
Pryśnie nastrój — rzekłbym doskonały
Ptaki jakby z lekka przycichały
Tylko gawrony wrzeszczą jak wrzeszczały
Czy w tym tygodniu się spotkamy
W pocałunku miłosnym noc przetrwamy
Czy pojadę w twoje pielesze
Z oziębłości iskry namiętności wykrzesze
Kocham cię szeptał będę pieszczotliwie
Całują twe usta i piersi żarliwie
Wszak wiesz
1993 03 15
Dopiero co jeden wiersz napisałem
Łyczkami kawę sobie popijałem
Drugi zacząłem pełen uwielbienia
Wszak wiesz jakie są me marzenia
A marzę o szczęśliwej przyszłości
Pełnej wzajemnej małżeńskiej miłości
Marzę o domku na skraju dąbrowy przytulonym
Przy którym staw gęsto wierzbami otulony
W ogrodzie pełnym kwietnych woni
Gdzie motyl od zapachu do zapachu goni
Gdzie ptaki dla ciebie śpiewają
A wieczorem świerszcze dla ciebie grają
I opiewają twoje oddanie rodzinie
Wydry gnieżdżące się przy starym młynie
I bobry pośród leśnego zalewu
Nadają twe imię każdemu drzewu
Sarny i ptaki twą dobroć wychwalają
Wielką wdzięcznością i miłością cię obdarzają
I ja pośród tej całej zgrai
Jestem tym co swej miłości nie tai
Ciągle o uczuciu wszak cię zapewniałem
Kocham i zawsze cię kochałem
Tylko dla ciebie me wiersze powstają
Tylko ciebie me zmysły kochają
Tylko dla mnie twa miłość wytęskniona
Twa nagość do mnie przytulona
Kocham twoją wrodzoną rezolutność
Niekiedy podziwiam siejącą wątpliwość i bałamutność
Ale wierzę że będziesz szczęśliwa
Że ma bliskość nie będzie aż tak uciążliwa
Nawet jeżeli to się stało
Choć trochę kłopotów nam spowodowało
To jednak mam pewność przyszłości
Zdrowy i szczęśliwy człowiek do nas zagości
Najwyżej przyśpieszy to nasze wyczekiwanie
Potęgując jeszcze nasze zakochanie
Następny dzień
1993 04 13
Następny dzień w oparach powstaje
Ptasi chór swój koncert daje
Następny tydzień wśród niepewności
Jakie zdarzenie w mym życiu zagości
A tu słońce wspaniale dogrzewa
A mnie coraz bardziej krew zalewa
Kocham i tylko ty się liczysz
Milcz serce zbytnio w udręce krzyczysz
Znów problemy
1993 04 15
Będę się oddawał normalnemu pisaniu
Jak mi się wydaje memu powołaniu
Będę tworzył nowe baśnie
Wykorzystując w nich me życiowe waśnie
Dla ciebie stworzę fantazji dziwy
Będzie tam zło i starzec dobrotliwy
Będą słowa mojego uczucia do ciebie
W jasyr oddam ci całego siebie
Kocham cie ma miła
Pewnie także żeś się za mną stęskniła
Kocham twe usta unoszące mnie nad problemami
Całują cię tęskniąc za pieszczotami
Jakieś opory