2011-02-26
Niczym fale przypływów księżycem zauroczeni,
Raz w lenistwo, a innym razem w energię motywowani,
Ku przyszłym dniom zmierzamy,
By to w pył, a innym razem w Feniksa się przeradzamy
Czegoś mi brak
1994 08 10
Czegoś mi brak
Ale czego
Umysł owładnął handryczny znak
Szukam spokoju samotnego
Nagle coś w sercu drgnęło
Jakby kolejny skończony czas
Smutkiem serce umysł objęło
Zatęsknił mi się nagle las
Kolejny dzień pośród kątów mieszkania
Przelewający czarę goryczy
Daremne wyjścia poszukiwanie
Ucieczki spod miejskiej smyczy
Ileż to dni przeminęło
Ile miesięcy bez owocu pisania
Dlaczego pisanie się we mnie zacięło
Cóż za góra nie do sforsowania
Nędzne jak zwykle to moje pisanie
Bo gdzież mnie do Mickiewicza
Być może nie jest to powołanie
Ale dziedzictwo Lwowskie mnie podsyca
Dla mnie stracona już nadzieja
By zostać KIMŚ pośród świata
Ale może nim Tomek zmężnieje
Jego talent pod chaty wzlata
Nędznym pisarzem
I ojcem marnym
Jeszcze bywam czasami kpiarzem
Lecz częściej starym zrzędą swarnym
Siedzę i dumam o niczym
Gdy wokół tyle kwiatów
Zastanawiając się nad pytaniem zasadniczym
Z czym chciałem wyruszyć ku światu
Gdzie przebudowy i walka z głodem
Przeciwstawienie wielkiej pustyni
Tylko żony oczy obdarzą chłodem
A już zajmuję się rzeczami innymi
Kocham swą żonę i syna
Bo oni dla mnie wartość mają
Coś się kończy coś innego rozpoczyna
Może me dzieci więcej zdziałają
Wyspa szczęścia
1993 01 31
Ocean swe fale przelewa
Wietrzyk przetrzepuje drzewa
Słońce nad szarym światem świeci
Jesteśmy szczęśliwi beztroscy jak dzieci
Pośród swego rajskiego ogrodu
Z dala od wojny głodu
Na wspaniałej wyspie szczęścia
Podziwiamy słońca złotego wzejścia
Wodospady grają wspaniałą muzyką
Kwiaty napawają woń liryką
Strumienie szemrzą miłością
Motyle barwne działają czułością
Całuję Twe usta ukochane
Przygarniam Twe ciało rozgrzane
Kocham Cie kobieto mego życia
Ciebie potrzebuję do bycia
Twego ciała i twej miłości
Twych dłoni i ich czułości
Twych zalotnych oczu zielonych
Mych pieszczot piersi spragnionych
Jesteś najwartościowszym kwiatem
Który mnie łączy jakby z zaświatem
Dzięki któremu mam potrzebę tworzenia
Dla którego mam potrzebę istnienia
Jesteś dla mych warg kroplą wody
Dla uszu melodią życiowej osłody
Dla mych dłoni harfą najdźwięczniejszą
Dla życia kobietą najpiękniejszą
Jesteś w mym życiu niezbędna
Dzięki Tobie mych pomysłów studnia bezdenna
Twe ciało mym ukojeniem
Szczęście twe moim pragnieniem
Chciałbym dla ciebie znaleźć wyspę szczęścia
Oddać me władanie w twą dłoń życzliwą
Chciałbym by gwiazda szczęścia nad tobą świeciła
Byś przy mym boku szczęśliwą była
Podaj swą dłoń — utońmy w marzeniach
Utkwijmy w pieszczotliwych dążeniach
Utulę cię w mym życiu w swe ramiona
Bo kocham cię Tyś jest dla mnie stworzona
Mój ogród
1992 06 14
W jakim trudzie go stwarzałem
Ile z siebie tam pozostawiałem
Cieszy mnie każda roślina
W nim ma wyobraźnia ożywa
Jak na drzewka odkładałem
Agrest porzeczki sam rozmnażałem
Ścieżki zagony sam wytyczyłem
Pierwsze i dalsze siewy poczyniłem
Cieszyły krzewy bujnym rozkwitem
Kwiaty napawały oczy zachwytem
Barwy motyli i trzmieli
Zapylających kwiaty facelii
Co raz to nowsze rośliny
Rozśpiewane kolorowe ptaszyny
Nowe kolorowe jak kwiaty ule
Zawsze myślałem o mym ogrodzie czule
W wolnych chwilach w miarę możności
Ma skromna osoba w nim gości
Motycząc siejąc czy rozmnażając
Lub po prostu piękno przyrody podziwiając
Czy zbieram plony piękną jesienią
Czy zimą kiedy rośliny drzemią
Czy wiosną kiedy przychodzi czas życia
Zawsze w mym ogrodzie przyroda mnie zachwyca
Czy możliwa jest przyjaźń
1992 06 14
Czy możliwa jest przyjaźń bez współżycia
Czyż nie wystarczą wspomnienia, przeżycia
Dlaczego właśnie do tego dochodzi
Oni ze sobą śpią bo przecież są młodzi
Wiem to zakrawa na anormalność
Brak mi pożądania gdzie ma zachłanność
Jestem zdrowy i całkiem normalny
Może zbyt romantyczny Zbyt normalny
Kiedyś kogoś chyba kochałem
Wiele łez przez nią wylałem
Zostawiła mnie dla nałogowego pijaka
Bo nie wykorzystałem okazji Ot życiowa pokraka
Minęły lata Inne zaistniało uczucie
Lecz znów sponiewierało mnie życie
Ja wytęskniony służyłem w Mar Woju
A ona z innym zabawiała się w pokoju
Głęboko to dotknęło mą duszę
Po tej czy tamtej pozostawały katusze
A może tylko do trzech razy sztuka
Może tym razem los mnie wysłucha
Ciągle było mi brak przyjaźni — uczucia
Aż pojawiłaś się Ty pośród mego życia
Czy i tym razem los mi figla spłata
Czy znów za me starania jednaka zapłata
Knieja
1993 02 23
Wiewiórki z gałęzi śnieg strącają
To się bawią — to pożywienia szukają
Dzięcioł na sośnie zajadle kuje
Lekarz drzew — korników poszukuje
Pomiędzy maliny lis posznurował
To się pokazywał — to się chował
Kluczył pomiędzy nawisami
Szukał za pożywnymi myszami
Na głogu Jemiołuszki dyskutowały
W dyskusji smakowite kąski wybierały
Tu i tam Sójki się przyłączyły
Na spółkę z Gilami świergoliły
Dziki z tupotem las przemierzały
Do jednej ze swych stołówek się udawały
Prowadziła stara Samura sroga
Wypatrując przesmyków i zagrażającego wroga
Na przestworzy jastrząb zakwili
Wszystko się chowa nie czekając ni chwili
Tylko te większe zwierzęta nic sobie nie robią
Dalej kopytami w śniegu za paszą skrobią
Żubr wzbił obłoki pary
Prowadząc stado w puszczański las stary
Majestatycznie powoli kroczyły
Szeroki szlak po sobie pozostawiły
Ledwie na zaprzęg spoglądnęły
Ogryzaniem młodnika osinowego się zajęły
Sanie dzwoniąc przesuwały się powoli
Do paśników gdzie pełno paszy i soli
Robiłem zdjęcia — uwagi wyrażałem
Ciebie obejmowałem — często całowałem
Ty się tuliłaś uciekając od mrozu ostrego
Na oczach lasu puszczańskiego
Czy kiedyś w puszczańskie ostępy się wybierzemy
Może kiedyś naprawdę taki kulig przeżyjemy
A na razie tulmy się w marzeniach
Czekając na realizację w życiowych dążeniach
Chciałbym ci życie lasu przedstawić
Na pamiątkę drzewo dębu zasadzić
Chcę cię utulić w swych ramionach serdecznych
Przeżyć przy twym boku wiele przygód bajecznych
Zima
1992 12 24
Pochyliły się brzozy oszronione
Ciężarem okiści przygarbione
Zbielały pod szadzi kożuchem
Ścisnął mróz — jakby uderzał obuchem
Cisza wokoło trwa nocy
Wiatr nie ma ni tchnienia mocy
Wokoło wszystko spopielało
Jak gdyby po prostu skamieniało
Gałązki świerkowe oszronieniem pogrubione
Niczym jodłowe
Migają światełka barw gamą
Opanowała zima Polskę całą
Przeskoczył prze drogę szarak zziębnięty
Przyśpieszył kroku kłusak wypoczęty
Sarny na polu głowy zwracają
Trudne dni teraz przeżywają
Zajechaliśmy do lasu w kłębach pary
Powitał nas dąb królewski — stary
Chwilę pomyszkowaliśmy po lesie
Posłuchali jakie wieści jego szmer niesie
Do paśnika karmę włożyli
Spokojnych świąt zwierzynie pożyczyli
W objęciu chwilę podumali
Przytuleni w pocałunku trwali
Jakże różne w życiu wigilie bywały
Różne jadłospisy i nastoje miały
Który to już raz choinka do domu wędruje
A rodzinka kolędy wyśpiewuje
Wybrałaś drzewko ośnieżone
Na ofiarę świąt przeznaczone
Położyło cicho koronę swoją
Żegnając się z leśną ostoją
Za to jedno setki innych zasadzimy
Drzewa w lesie pomnożymy
Drzewa i krzewy oraz pnącza
Kolorowa plątanina bajkowy las tworząca
Ochoczo wałach do domu ruszył
Jeszcze raz ten widok zimowy cię wzruszył
Objąłem cię — z uśmiechem pocałowałem
Jestem szczęśliwy że cię spotkałem
Tak przytuleni trwaliśmy w milczeniu
Uczestnicząc w zimowych arcydzieł tworzeniu
Czeka nas kolacja w rodzinnym gronie
Kolejny raz miłość wyznając tobie
Sól życia
1993 01 31
Twe usta ucałowane
Włosy wietrzykiem rozwiane
Dusza miłości spragniona
Mocno mnie tulące ramiona
Ile wierszy dla ciebie stworzyłem
Ilu słów do budowy użyłem
Ile nocy spędziłem w pragnieniu
Ile dni przebrnąłem w dążeniu
Przez tyle lat cię szukałem
Czego od świata oczekiwałem
Ile razy utknąłem na bezdrożu
Zanim spotkałem cię przy morzu
Jak nie umiałem w to uwierzyć
Że tylko z tobą mogę życie przeżyć
Jak nadal szczęścia szukałem
Już istniejącego do siebie nie dopuszczałem
Ile nocy musiałem spędzić w samotności
Zanim zaznałem smaku twojej miłości
Ileż nocy pragnąłem ciebie
Dając w zamian całego siebie
Czy ma głupota to sprawiała
Że znalazłszy ciebie — nadal szukała
Chciałbym by zrealizowały się me marzenia
Urzeczywistniły rodzinne dążenia
Czy jesteś do tego przygotowana
Być co noc była w mych ramionach utulana
Czy wystarczy ci cierpliwości
By sprostać tej skomplikowanej miłości
Może to nie miłość jest skomplikowana
Nie nasze potrzeby miłość zagmatwała
Ale skomplikowane niepotrzebnie życie
Gdzie się szuka wątpliwego szczęścia w dobrobycie
Chciałbym byś zawsze się uśmiechała
Byś dookoła szczęście rozsiewała
Byś była niczym słońce na niebie
Bym cie mógł utulić w życiowej potrzebie
Kocham cię z wielką miłością
Pieszczę twe ciało z żarliwością
Chcę byś była bardzo szczęśliwa
A dla mnie jak ta sól żywa
Gdyby postawić
1993 04 27
Coraz szybsze i szybsze samochody
Wkraczają jak koszule do mody
Mkną po ulicach małolaty
A policjanci oszczędzają mandaty
Ten się zajmuje samochodami
Tamten fascynuje ciuchami
Tamtego interesuje szpanowanie
A mnie pociąga zwykłe pisanie
Gdyby postawić sznur samochodów
Najnowszych marek — wspaniałych kolorów
A gdzieś obok małego kucyka
To ku niemu me oko pomyka
On będzie moim zainteresowaniem
To jego obdarzę swym zaufaniem
Cóż mi po martwych dymiących maszynach
Czy po niezdolnych do miłości dziewczynach
Obce kobiety mnie nie interesują
Ich powabne kształty mnie nie zajmują
Mnie interesuje twa dusza i ciało
I pragnę by z tobą mi się w życiu układało
Mkną samoloty po nieboskłonie
Co poniektórzy z radości klaszczą w dłonie
A ja patrzę na to z politowaniem
Nie tęsknię w ogóle za lataniem
Niech latają po niebie ptaki
Niech się wojną interesują żołdaki
Mnie wystarcza moje zaangażowanie
I na tych kartkach dla ciebie pisanie
A piszę o wszystkim — czyli o niczym
O ziemi — o śpiewie słowiczym
O degradacji środowiska naturalnego
I o potrzebie wzajemności serca twego
O swej romantycznej duszy
O Bartłomieja zaczarowanej kuszy
O słynnym skrzacie Dobromirze
O przygodach zesłańców w Pamirze
Cudownym ogrodzie na górskim szczycie
Twych oczach promieniujących w zachwycie
O dziwnym diable z dobroci słynącym
I jakoś swojsko Boruta się zwącym
O Kaprze który walczy z grabieżcami
Pani co się rozkochuje pomiędzy ogrodami
Rangersa przygody wraz z zakończeniem
Są moim do sławy dążeniem
Wilczy zew wśród gór się rozchodzi
Okręt walczy pośród wód powodzi
Na cudnej wyspie ludzie świat zmieniają
I tobie w dani swe osiągnięcia dają
A ja swą miłość w tobie opieram
Chociaż zbyt często w utrapieniach ci doskwieram
Ale cię kocham pomimo charakteru upartego
Całuje usta pragnąc oddania bezwzględnego
Jeszcze tylko
1993 04 28
Jeszcze tylko dni parę
I pozostawię za sobą problemy stare
Cóż mnie obchodzić będą sąsiedzi
Niech sobie każdy na swoim siedzi
Od tego zakładu także będę z dala
Gdzie każdy robotę językiem odwala
A rządy głupie — niezorganizowane
A moje nerwy nadwyrężane
Lecz na miejsce starych nowe nastają
Inne wymogi przede mną stawiają
Chcesz się przeprowadzić — no dobra bracie
Ale skąd weźmiesz pieniądze w chacie
Wszak nie tak łatwo znaleźć pracę
Do tego gwarantującą dość dobrą płacę
A żyć z czegoś wszak potrzeba
Opłaty i żarcie nie spadnie z nieba
Do handlu jak wiesz się nie nadaję
Ze spekulantami także się nie zadaję
Po fuchach także bez sensu chodzić
Jedynie pisaniem mogę naszą kasę osłodzić
Ale czy to kogoś zainteresuje
Czy ktokolwiek w taką książkę zainwestuje
Gdy wszyscy wokoło na braki narzekają
Błędem byłoby myśleć że dla mnie wydają
Ryby zarobią na siebie same
Więc czym sforsować tę pieniężną tamę
Sadzonki także grosze przyczyniają
No mnie zawsze dobrze się udają
Nie mam talentu do sprzedawania
Ale za to mam do rozdawania
Ale przynajmniej jest z tego pożytek
Krzewy ozdabiają wcześniejszy nieużytek
Wiesz — czasami mam wątpliwości
Względem naszej wspólnej przyszłości
Czy sobie z tym wszystkim poradzę
I tak jak innym — sobie dobrze doradzę
Ale to świadczy o zaangażowaniu
O problemów rodzinnych pojmowaniu
Wolę być na wszystko przygotowanym
Nie lubię być przykro zaskakiwanym
Wszak życie nie polega na leniuchowaniu
Ale na rodzinnego szczęścia zapewnianiu
Na zapewnieniu sukcesu finansowego
I uszczęśliwienia serdecznego
Jak się sprawdzimy — ano zobaczymy
Jak zgrany duet ze sobą stworzymy
Jak nas pieniądze będą omijały
A może strumieniem będą napływały
Jak będzie szło domu utrzymanie
Czy trwać dalej będzie rozmiłowanie
Wierzę że tak — pomimo kłopotów
Życia pełnego upadków i wzlotów
Do pisania bardziej się przyłożę
Może akuratnie coś mądrego stworzę
Będę się starał być dobrym mężem
W uczucia uśmiech pocałunki szczodrym
Kocham cie żoneczko ma miła
I pragnę by twa przyszłość szczęśliwą była
A jak się nam przyszłość ukaże
Czy bardziej smutne czy spokojne twarze
Czy mnie kochasz
1993 02 05 — 08
Czy kiedykolwiek pragniesz mnie nocami
Czy we śnie szukasz za mymi ustami
Pragnąc mojej szczerej miłości
Rozkoszy wspólnej pośród czułości
Czy moje listy cokolwiek dla ciebie znaczyły
Czy moje pocałunki cię odurzyły
W coraz większej rozpalając potrzebie
Gdy tuliłaś mnie tak mocno do siebie
Czy znaczą dla ciebie coś moje wiersze
Te obecne i te pierwsze
Czy potrafisz dać coś oprócz swego ciała
Wybacz — decydując się na małżeństwo ca łaś się oddała
Oddałaś swe ciało i wspaniałą duszę
Wiedząc że swym uporem wszelkie bariery skruszę
I tak kochałbym cię nad życie
Miłując twe zimne uczucia w zachwycie
Tak jak garncarz urabia dłońmi glinę
Tak i ja rozpalę mą dziewczynę
On wyprowadza ze swych rąk przedmioty wspaniałe
Ja cię rozkochuję w miłości wytrwale
On podziwia walory przedmiotu martwego
Ja ciebie jako ciała coraz ukochańszego
Gdy jestem obok ty jesteś chłodna
Gdy cię pieszczę całujesz stając się pieszczot głodna
Więc pieszcząc utwierdzam cię w przekonaniu
Że twa miłość jest najwspanialsza we wspólnym trwaniu
A tym czasem trzymasz mnie z dala od swego domu
Spotykając się wieczorami cicho i po kryjomu
Ale kiedy w końcu wyjadę stąd
Pojmiesz swój karygodny błąd
Nigdy się już nie rozstaniemy