E-book
7.35
drukowana A5
26.37
Poezje wyszeptane

Bezpłatny fragment - Poezje wyszeptane


Objętość:
100 str.
ISBN:
978-83-8155-094-9
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 26.37

DEDYKUJĘ

W podzięce wszystkim osobą, które mnie do wydania moich bazgrołów namawiały pomimo mojego pesymistycznego do tematu podejścia wierząc, że innym osobą czytanie tychże może uśmiech na twarzy — tudzież łzę w oku zakręcić.


A w szczególności

Danusi Gmur — Nowosińskiej. Autorce i pisarce, która pierwsza wydała moje poezje w trzech egzemplarzach, aby mnie do wydania większego nakładu przekonać

Justynie Sielaszuk — mojej bratanicy oraz Joannie Łozińskiej — mojej córce, dzięki których naciskom te słowa przed wielu laty pisane doczekały się druku.

Bratu mojemu Adamowi Łozińskiemu jak i Marioli Białek z domu Łozińskiej — którzy niestety wydania tego się nie doczekali.

Miłej lektury życzę czytającym — obyście zbyt krytycznym wzrokiem na strofy nie spoglądali a jeśli coś Wam w sercu zapadnie i powracać do tych słów zapragniecie tym większą radość mi, jako autorowi sprawicie.

Pozdrawiający serdecznie

Jan Józef Łoziński


Tam, gdzie wschodzi słoneczny krąg,

Skieruj swój utrapiony wzrok

Tam, gdzie wzejdzie księżyca nów,

Przyjdzie czas — wspomną cię znów

Obudzę Cię

1992-02-28

Obudzę cię muśnięciem warg

Wysłucham żalów oraz skarg

Przygarnę oczy Twoje dniem

Obdarzę spokojnym szczęśliwym snem


Gdy wrócę do Ciebie znów

Porozumiemy się bez słów

Serca zabiją żywiej w nas

Czekaj wytrwale, powrotu nadejdzie czas


Gdy przeminą wichury jesieni

Biała zima wszystko odmieni

Wiosna odetchnie wonią kwiatów

Przyjdzie natchnienie jakby z zaświatów


Lato obdarzy nas słońcem

Zafaluje powietrzem drżącym

Pozostawię za sobą następny znak

Kolejny przez życie przetarty szlak


Obudzę Cię z ranną rosą

A wschody słońca niebo ozłocą

I będę z Tobą znów

Póki nie zapragnę realizacji kolejnych snów

Analiza

1992-01-17

Amatorskie fotografowanie i pisanie wierszy

Chwile odpoczynku w słuchaniu świerszczy

Nie jest mi obcy świat zwierząt i roślin

Często na mej twarzy uśmiech gości


Czasami przenika twarz wyraz zamyślenia

W tęsknotach-marzeniach zagłębienia

Mam serce dla zwierzaków i ludzi

Poznawanie świata nigdy mnie nie nudzi


Powoli zgłębiam życia tajemnice

Dzielącą mnie od innych różnicę

Analizuję-porównuję i piszę

Wspomnieniami wypełniam pustki kliszę

Grzybne przypomnienie

1992-01-16

Tu kurka — tam prawdziwek

Tu maślak — tam podgrzybek

A tam polanka pusta

Jakże marzą mi się Twe usta


Tak bardzo Cię pocałować chciałem

Takim uczuciem do Ciebie pałałem

Wkurzony honorem się zasłaniałem

Nie będę prosić — w duchu powtarzałem


Potem nadszedł Paryż i nowe nadzieje

Teraz sam z siebie się śmieję

Myślałem, że rzuci mi się w ramiona,

Że będzie uczuciem rozpromieniona


Znów lekcję od życia dostałem

Tak bywa — zbyt wiele planowałem

I choć pod koniec było wspaniale

Znów zostałem sam w życia nawale

Uwielbienie

1992-10-26

Kocham Twe blond włosy srebrem przetykane

W krótki misterny warkoczyk splatane

Kocham Twe oczy jak szmaragdy zielone

Badawczo w głąb mego serca zapatrzone


Kocham Twe usta misternie wykrojone

Wargi w pocałunkach niezaspokojone

Kocham Twoją szyję biało alabastrową

Na dotyk mych ust drżącą wytęsknioną


Kocham Twe piersi delikatnie wyczulone

W oczekiwaniu na me usta lekko przyczajone

Kocham Twe dłonie różowe, drobne

W pieszczoty bogate i zasobne


Kocham Cię całą — sercem całym

Uczuciem wiernym, gorącym, stałym

Kocham i pragnę, byś była mą

I cieszę się, że wkrótce ślubny obwieści to dzwon

Bezwład

1992-04-06

Jakiś bezwład zawładnął mym ciałem

Jakiś leniwy i ślamazarny się stałem

Jakiś pomysł z rzadka zagości

Czyżby mój umysł teraz pościł


Od tygodni nie stworzyłem nic nowego

Nawet zdania zwykłego — najprostszego

Czy to wina przesilenia wiosennego?

Czy braku uniesienia miłosnego?


Skończyłem chwilowo dla Ciebie wiersze

Powinienem zatoczyć horyzonty szersze

Przecież jesteś mą najwspanialszą muzą

Może myśli o Tobie znów mnie odurzą

I znów jestem bez Ciebie

1992-01-17

A tu spadł śnieg — rozszalały się zamiecie

Znikną pod nim brudy i śmieci

Wszystko będzie czyste — biało jaskrawe

Świeżym mroźnym całunem poprzykrywane


Mróz to popuści — to przyciśnie

Wiatr to z cicha — to ostrzej świśnie

Czapy pokryją drzewa i krzewy bielejące

Promienie słońca na szronie się łamiące


Niczym soczewki lodu kryształy

Stworzą nastrój niepowtarzalny, wspaniały

Cała przestrzeń w zimowym stanie

Czas próby — lata wyczekiwanie


Niespokojny czas ponowy

Blask księżyca pełniowy

Odległe wilcze zawołanie

Ciepłe rubaszne iskier strzelanie

Zabłysła i zgasła

1992-04-06

Zabłysła i zgasła iskierka natchnienia

Zadrgały i ucichły strofy uwielbienia

Może znowu zabłysną me mętne oczy

I na Twój widok serce żywiej skoczy


Już tak dawno nie słyszałem Twego głosu

Nie muskałem Twych jedwabistych włosów

Nie czułem Twych warg żaru

Nie zapomniałem jednak Twych piersi czaru


Byłaś i Jesteś mym natchnieniem

Moich sennych marzeń ukojeniem

Pragnąłem i pragnę Cię nieustannie

Twych gorących pocałunków pożądam zachłannie


Wspomnienie Twych ust to sprawiło

Niechybnie to ono do tego się przyczyniło

Znowu pióro w tan po kartce skoczyło

Me wspomnienia ku Tobie przybliżyło


Znowu stworzone dla Ciebie zdania

Kolejne dowody mego umiłowania

Następne dowody mego pożądania

Próby Twego uznania zdobywania


Wprowadzasz w me życie chwile zamyślenia

Szarej codzienności próby odrzucenia

Pragnę Twych ust wieczornym cieniem

Szukam nadaremnie rannym przebudzeniem

Żal

1992-02-25

Z drżeniem dłoni — bólem serdecznym

Tak pięknym dniem słonecznym

Łzawym okiem — z niepokojem ducha

Mego żalu milczący Posejdon słucha


Odchodzisz przyjacielu w aureoli płomieni

Jakże Twa niepotrzebna śmierć mnie odmieni

Z prochu powstałeś i weń się obrócisz

Jakże swym odejściem serce me smucisz


Dlaczego właśnie Ciebie to spotkało

Wspomnienia — zdjęcia, parę wierszy pozostało

Dlaczego wszyscy inni zdrowi i cali

Dlaczego właśnie Ciebie na dno posłali

Wiatr od morza

1992-01-14

Wiatr od morza muska twarz

Ciągle w mych marzeniach trwasz

Fala z łoskotem uderza o brzeg

Prószy — pobiela wszystko śnieg


Taki sam sosen trwa szept

Taki sam mewi skrzek

Tak samo jak wtedy księżyca nów

I ta nadzieja, że spotkamy się znów


Kiedy wreszcie nadejdzie ten dzień

Obok Twego padnie mój cień

Znów usta złączą nas

Jeszcze spotkania nadejdzie czas

Marzę

1992-10-24

Marzę o chacie w gęstej dąbrowie

O stawie srebrzystym w grobli okowie

Przyjemnie wabiącym oko swą tonią

O ogrodzie pełnym kwiatów, przepełnionym lata wonią


O ziemi bez nawozów, oprysków, bez chemii

O wysokim żywopłocie snującym smugę cienia

O wiewiórce dzikiej szukającej orzechów

O życiu z dala od świata pełnego głupoty grzechów


O życiu spokojnym, miarowym, bez pośpiechu

Pełnym zrozumienia, czułości, wzajemnego uśmiechu

O wielkiej miłości z marzeń na jawie wyśnionej

O moim szczęściu rodzinnym roztrwonionym


Marzyłem o Tobie tyle dni i nocy

A gdy Ty przyszłaś do mych ramion szukać pomocy

Po prostu przestraszyłem się i odszedłem

I już nigdy nie będę taki, jak przedtem

Rejs

1993-02-19

Ucichły chandryczne fale

Wzeszło słońce po szalejącym szkwale

Życia toń trochę się uspokoiła

Słońcem ma twarz się rozpromieniła


Powiał wietrzyk orzeźwiający

W przód okręt życia popychający

W żagle wiatru nabrałem

Pełną piersią znów oddychałem


Pokład po sztormie klarując

We wskazania kompasu się wpatruję

Prowadzę krypę kursem do Ciebie

To jedyny port, gdzie czuję się jak w niebie

Wilczy zew

1992-12-27 / 1993-01-31

Do księżyca dobiegł przeciągły śpiew

To tęskny przestrzeni wilczy zew

To szary, wielki basior wyje

Ze swą obecnością wcale się nie kryje


Otaczają go mocne stalowe kraty

Współczuje mu sąsiad — miś kudłaty

I od czasu do czasu zamruczy

Chęci wolności ten wilk się nie oduczy


Sarny niespokojnie się rozglądają

Pomimo krat pewności nie mają

A on zanosi swą skargę do nieba

Mocniejsza od niego wolności potrzeba


Tęskni za lasem, którego nie widział

Za tropem ofiary, którego nie czytał

Nie zachłyśnie się bezgraniczną przestrzenią

Nawet nie wie, jakie siły w nim drzemią


Wyje księżycową poświatą

W żałości nad swą duszą kosmatą

Krępuje go przestrzeń zbyt mała

Pomoc księżyca by się przydała


Płynie wilczy zew, choć nie we wrogości

On nie ostrzega — on szuka litości

Dlaczego nikt go zrozumieć nie chce

Tak smutnie świecą świece


Nie ma ostrości mętne spojrzenie

Nie ma żadnych szans to stworzenie

Wokół tyle ogrodu przestrzeni

Dlaczego jego żywota nikt nie odmieni


Gdyby to od nas, choć trochę zależało

Myślę, że coś zrobić by się dało

Zmienilibyśmy te klatki na wybiegi przestronne

A po Ogrodzie jeździłyby powozy konne


Zwierzęta życiową przestrzeń by miały

Większą swobodą by się radowały

Niemą by Cię obdarzył wiernością

Tak jak ja otaczam czułą miłością


Radośniej by zabrzmiał wilczy zew

Pośród starych wyspy drzew

A my utkwilibyśmy w swych ramionach pocałunkiem

W swej miłości będąc ich ratunkiem

Kocham cię

1992-12-27/1993-01-23

Dobrze wiesz, że kocham Cię

Że tylko Ciebie jednej chcę

Że nigdy nie było dla mnie bliższej miłej

Tak jak Ty jesteś — dziewczyny jedynej


Nad parną dżunglą wschodzi słońce

Rozsiewa w krąg promienie skrzące

Promień pada na usta Twe

Dobrze wiesz, że kocham Cię


Nad równiną księżyc wschodzi

Pośród falujących traw brodzi

Jego promienie Twe włosy przeczesujące

Jakby słowa — kocham Cię — piszące


Wiatr wtargnął pomiędzy drzewa

Na liściach gra, w gałęziach śpiewa

Jakby nieśmiały, dziwnie drżący

Jego głos — kocham Cię — szepczący


Fala morska brzeg zalewa

Przez kamienie się przelewa

Kocham Cię — mruczą jak w Lubiatowie

Powtarzając to dalej i dalej — słoni śmiałkowie


Bębnią krople deszczu na szybach

Przypominając mi o naszych wspólnych grzybach

Gdy powiedzieć Ci wtedy chciałem

Kocham cię — i odwagi nie miałem


Wodospad, co wody przelewa kipiące,

Wszystko i wszystkich w krąg ogłuszające

Głosem do Ciebie przemawia basowym

Kocham Cię — jesteś mym skarbem życiowym


Biały śnieg wszystko otulający

Pod dotykiem mrozu szklący

Nawet on pośród ciszy mieniącym

Kocham Cię — płatkiem lecącym


Me usta tak bardzo spragnione Ciebie

Me ramiona tulące Cię do siebie

Oczy upojne — jasno błyszczące

Kocham Cię — wyraźnie mówiące


Kocham Cię, dziewczyno — pragnę

Kocham Twe ciało zgrabne

Przytul się — w mych ramionach rozgość

Kocham Cię — całemu światu na złość

Zakwitły bzy

1992-05-23

Zakwitły bzy — czy mnie pamiętasz

Ty ciągle w mych marzeniach trwasz

Wspomnij te wspólne czarowne chwile

Tamtej nocnej Drogi Paryskiej mile


Rozćwierkany ptasi chór pośród woni

Wszystko zakłada gniazda w życia pogoni

Wszyscy mają dzieci — rodziny

Tylko my w marzeniach wciąż błądzimy


Czy to wszystko po prostu ma sens

Widzę twych oczu kolor pośród rzęs

Chyba nie zdecyduję się na małżeństwo

Jak zawsze musi wystarczyć mi koleżeństwo

Słońce w płaszczu purpury

1992-05-07

Słońce w płaszczu purpury

Pozostawia na niebie samotne chmury

Staczając się na horyzont nieboskłonu

Wywołuje wspomnienie rodzinnego domu


Wzrokiem utkwionym w drzew korony

Nic nie widzę sercem zapatrzony

Jedynie Ciebie szukam w oddali

Miłości kaganek żywo się pali


Czasami zamigoce — jakby zwątpił

Sam siebie — a może ktoś mnie okpił

I dalej idę ciernistą życia ścieżką

Marzeniami, uporem i pracą ciężką

Śpiący Rycerze

1993-01-17

Prawią o nich różni bajarze

Iż mają posępne, kamienne twarze

Ale ja w ich istnienie wierzę

Są na ziemskim padole śpiący rycerze


W ludzkich podaniach trwają

W gadkach kraj cały przemierzają

Czy kiedyś powstaną do boju twardego

Do zgniecenia despotyzmu hardego


Ponoć śpią w górskiej pieczarze

Chłopy jak dęby — sami mocarze

Mają powstać, gdy nadejdzie potrzeba

Gdy nastanie wojna, zabraknie chleba


I tak trwają w podaniach przez wieki

Hen, gdzie Czantorii szczyt daleki

Skalna głowa tonie w chmurach

Dlaczego właśnie mieliby być w górach


Dlaczego nie w kopalnianych wyrobiskach

Lub jakichś katakumbach-zamczyskach

Ale to odwieczne ludzkie bajanie

Urzeczywistniło w górach ich spanie


Czy jest podanie nadzieję niosące

Bardziej na duchu podnoszące

Czy należy oczekiwać rycerskiego obudzenia

A może sami urzeczywistnimy swe dążenia


Walczmy samotnie w pierwszym szeregu

Zdobywając sukcesy w życiowym biegu

Nikt nam nie zapewni życia szczęśliwego

Jeżeli w swe ręce sami nie weźmiemy tego


Dlatego nie oczekujmy baśniowych mocarzy

Niechaj stary bajarz dalej o nich gwarzy

Weźmy swą przyszłość w ręce swoje

Szczęście rodziny — Twoje — moje


Tylko uczciwą, rzetelną pracą

Ludzie porządni się bogacą

Nasza siła w naszej jedności

W wielkiej wzajemnej czystej miłości


Zapomnij już o rycerzach śpiących

Widzę uczucie w Twych oczach jaśniejących

Choć ucałuj, przemierzmy wspólnie świat

A oni niech sobie śpią przez setki następnych lat

Z tyloma

1991-09-23

Z tyloma się tuliłem

Bliskich znajomości zażyłem

I na tym się złapałem

Będąc z inną, o niej myślałem


Pan Bóg chcąc pokarać, rozum odbierze

Ja romantyk w przysłowia wierzę

Czy to kara, czy przeznaczenie

Wielkiej miłości spełnienie


Co masz w sobie magnetycznego

Podniecającego dla umysłu mego

Dlaczego pośród innych tysiąca

Marzysz mi się w ramionach tuląca

Rewia kawaleryjska

1993-01-19

Zalśniły podkowy na końskich kopytach

Jęknęły tłumy w olśnienia zachwytach

Skocznie melodia trębaczy zabrzmiała

Cała orkiestra swą potęgą zagrzmiała


Na trybunie sam komendant stary

Przed nim wstęgi, nagrody, puchary

Dokoła sama oficerska elita

A tu już dudnią końskie kopyta


Pierwsza orkiestra przedefilowała

Obok trybuny miejsce zajmowała

A potem w taktach marszowych

Przepływały szwadrony Ułanów Kresowych


Ten Pułk z Królewskiego Lwowa

Tamten z prześwietnego Krakowa

Ci chłopcy to bitni Wołyniacy

A tamci cwani Stoliczni Warszawiacy


Trzepoczą na wietrze proporczyki

Jak ta lala tańczą koniki

Wszędzie błysk oręża, lampasów

Dlaczego nie dożyli naszych czasów


Kiedy Kawaleryjska Rewia się toczyła

Każda dziewczyna wzdychała, oczka mrużyła

A oni przemykali, srodze dzierżąc lance,

Skręcając za orkiestrą na błoni flance


Potem rozpoczynało się przemówienie

Po nim zawodników przedstawienie

Były biegi przełajowe w oporządzeniu

I zawody w zaprzęgów powożeniu


Na lance pierścienie zbierano

Do tarcz i celów ruchomych strzelano

Artylerzyści się przedstawiali

Wysoki kunszt i szybkość prezentowali


Były kiermasze, pamiątki, loterie

Ognie sztuczne prezentowały OPL baterie

Rozdano nagrody, pochwały, odznaki

Już nigdy nie powtórzy się rewiowy dzień taki


Szkoda, że tylko w podświadomości to oglądamy

Wydaje się nam, że to jak gdyby przeżywamy

To musiały być wspaniałe chwile

Piękne konie, barwne kwiaty, kolorowe motyle


Od ostatniej rewii minęło przeszło pół wieku

Ile się zmieniło w armii — jakie zmiany w człowieku

Z marzeń i wyobraźni powróćmy do jawy

Twój pocałunek jest mi droższy od wątpliwej sławy

Rangers

1992-01-17

Pod wieżą Eiffla — tej, tamtej brakuje

Więc wiadomo — Rangers na poszukiwania startuje

Jak zwykle, zawsze on — wiadoma sprawa

Innym się nie chce — dla niego to zabawa


Czy to Paryż, Praga czy Łeba

Wyrusza na poszukiwania, gdy taka potrzeba

Tak myślę, że dobre do Rangersa to przyrównanie

Samotne w poszukiwaniu przestrzeni przemierzanie


Gdy brak kogoś, zaraz go angażują

Gdy są wszyscy, nie zauważają, nie potrzebują

A on pomimo wewnętrznej goryczy

Rusza wszędzie, gdzie wołanie o pomoc usłyszy


Zawsze można na niego liczyć w potrzebie

Gdybyś się zgubiła, szukałby i Ciebie

Widzi w tej roli swoje spełnienie

Z przygodą romantyczne zespolenie


Cóż osiągnąłby w domu czterech ścianach

Marząc o bajecznych wyprawach

Gdzie tylko może, wszędzie się udziela

Świątek-piątek czy niedziela


Jego domeną — nieszczęśliwe miłości

Walka romantyzmu, dobroci i złości

Wędruje, marzy i pisze wiersze

Wspomina te miłości — niedawne i pierwsze


Ile jeszcze wędrówek jego przeznaczeniem

Ile wypraw sukcesu uwieńczeniem

Gdzie go zaniesie, co zobaczą jego oczy

Jakie będą jego dalsze losy


Czy założy kiedyś szczęśliwą rodzinę

Czy już na zawsze wszystkie w samotności godziny

Czy na zawsze Rangersem zostanie

Czy przeznaczeniem na straży cudzego szczęścia trwanie

Dlaczego

1992-01-07

Dlaczego właśnie w tej dziewczynie się zakochałem

Dlaczego właśnie do niej uczuciem zapałałem

Podczas gdy dookoła tyle innych miałem

Tylko tej jednej jedynej chciałem


Jakich czarów użyła, czego mi zadała

A gdy żem się rozkochał, wtedy mnie wyśmiała

Śmiała się, śmieje i będzie się śmiała

Tym niecnym postępkiem me serce całkiem rozszarpała

Pamiętasz ten skwer

1992-12-06

Pamiętasz ten skwer przed katedrą

Albo tamtą przejażdżkę rzeczną

Czy tamto ponure w Luwrze milczenie?

Złamane w witrażach słońca promienie


Pamiętasz razem spędzane spacery

Albo pisane przeze mnie pseudo bestsellery

Rangers II

1992-01-20

Myślał, że nigdy się to nie przydarzy

Zwątpił, gdy ujrzał ją wśród grzybiarzy

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 26.37