DEDYKUJĘ
W podzięce wszystkim osobą, które mnie do wydania moich bazgrołów namawiały pomimo mojego pesymistycznego do tematu podejścia wierząc, że innym osobą czytanie tychże może uśmiech na twarzy — tudzież łzę w oku zakręcić.
A w szczególności
Danusi Gmur — Nowosińskiej. Autorce i pisarce, która pierwsza wydała moje poezje w trzech egzemplarzach, aby mnie do wydania większego nakładu przekonać
Justynie Sielaszuk — mojej bratanicy oraz Joannie Łozińskiej — mojej córce, dzięki których naciskom te słowa przed wielu laty pisane doczekały się druku.
Bratu mojemu Adamowi Łozińskiemu jak i Marioli Białek z domu Łozińskiej — którzy niestety wydania tego się nie doczekali.
Miłej lektury życzę czytającym — obyście zbyt krytycznym wzrokiem na strofy nie spoglądali a jeśli coś Wam w sercu zapadnie i powracać do tych słów zapragniecie tym większą radość mi, jako autorowi sprawicie.
Pozdrawiający serdecznie
Jan Józef Łoziński
Tam, gdzie wschodzi słoneczny krąg,
Skieruj swój utrapiony wzrok
Tam, gdzie wzejdzie księżyca nów,
Przyjdzie czas — wspomną cię znów
Obudzę Cię
1992-02-28
Obudzę cię muśnięciem warg
Wysłucham żalów oraz skarg
Przygarnę oczy Twoje dniem
Obdarzę spokojnym szczęśliwym snem
Gdy wrócę do Ciebie znów
Porozumiemy się bez słów
Serca zabiją żywiej w nas
Czekaj wytrwale, powrotu nadejdzie czas
Gdy przeminą wichury jesieni
Biała zima wszystko odmieni
Wiosna odetchnie wonią kwiatów
Przyjdzie natchnienie jakby z zaświatów
Lato obdarzy nas słońcem
Zafaluje powietrzem drżącym
Pozostawię za sobą następny znak
Kolejny przez życie przetarty szlak
Obudzę Cię z ranną rosą
A wschody słońca niebo ozłocą
I będę z Tobą znów
Póki nie zapragnę realizacji kolejnych snów
Analiza
1992-01-17
Amatorskie fotografowanie i pisanie wierszy
Chwile odpoczynku w słuchaniu świerszczy
Nie jest mi obcy świat zwierząt i roślin
Często na mej twarzy uśmiech gości
Czasami przenika twarz wyraz zamyślenia
W tęsknotach-marzeniach zagłębienia
Mam serce dla zwierzaków i ludzi
Poznawanie świata nigdy mnie nie nudzi
Powoli zgłębiam życia tajemnice
Dzielącą mnie od innych różnicę
Analizuję-porównuję i piszę
Wspomnieniami wypełniam pustki kliszę
Grzybne przypomnienie
1992-01-16
Tu kurka — tam prawdziwek
Tu maślak — tam podgrzybek
A tam polanka pusta
Jakże marzą mi się Twe usta
Tak bardzo Cię pocałować chciałem
Takim uczuciem do Ciebie pałałem
Wkurzony honorem się zasłaniałem
Nie będę prosić — w duchu powtarzałem
Potem nadszedł Paryż i nowe nadzieje
Teraz sam z siebie się śmieję
Myślałem, że rzuci mi się w ramiona,
Że będzie uczuciem rozpromieniona
Znów lekcję od życia dostałem
Tak bywa — zbyt wiele planowałem
I choć pod koniec było wspaniale
Znów zostałem sam w życia nawale
Uwielbienie
1992-10-26
Kocham Twe blond włosy srebrem przetykane
W krótki misterny warkoczyk splatane
Kocham Twe oczy jak szmaragdy zielone
Badawczo w głąb mego serca zapatrzone
Kocham Twe usta misternie wykrojone
Wargi w pocałunkach niezaspokojone
Kocham Twoją szyję biało alabastrową
Na dotyk mych ust drżącą wytęsknioną
Kocham Twe piersi delikatnie wyczulone
W oczekiwaniu na me usta lekko przyczajone
Kocham Twe dłonie różowe, drobne
W pieszczoty bogate i zasobne
Kocham Cię całą — sercem całym
Uczuciem wiernym, gorącym, stałym
Kocham i pragnę, byś była mą
I cieszę się, że wkrótce ślubny obwieści to dzwon
Bezwład
1992-04-06
Jakiś bezwład zawładnął mym ciałem
Jakiś leniwy i ślamazarny się stałem
Jakiś pomysł z rzadka zagości
Czyżby mój umysł teraz pościł
Od tygodni nie stworzyłem nic nowego
Nawet zdania zwykłego — najprostszego
Czy to wina przesilenia wiosennego?
Czy braku uniesienia miłosnego?
Skończyłem chwilowo dla Ciebie wiersze
Powinienem zatoczyć horyzonty szersze
Przecież jesteś mą najwspanialszą muzą
Może myśli o Tobie znów mnie odurzą
I znów jestem bez Ciebie
1992-01-17
A tu spadł śnieg — rozszalały się zamiecie
Znikną pod nim brudy i śmieci
Wszystko będzie czyste — biało jaskrawe
Świeżym mroźnym całunem poprzykrywane
Mróz to popuści — to przyciśnie
Wiatr to z cicha — to ostrzej świśnie
Czapy pokryją drzewa i krzewy bielejące
Promienie słońca na szronie się łamiące
Niczym soczewki lodu kryształy
Stworzą nastrój niepowtarzalny, wspaniały
Cała przestrzeń w zimowym stanie
Czas próby — lata wyczekiwanie
Niespokojny czas ponowy
Blask księżyca pełniowy
Odległe wilcze zawołanie
Ciepłe rubaszne iskier strzelanie
Zabłysła i zgasła
1992-04-06
Zabłysła i zgasła iskierka natchnienia
Zadrgały i ucichły strofy uwielbienia
Może znowu zabłysną me mętne oczy
I na Twój widok serce żywiej skoczy
Już tak dawno nie słyszałem Twego głosu
Nie muskałem Twych jedwabistych włosów
Nie czułem Twych warg żaru
Nie zapomniałem jednak Twych piersi czaru
Byłaś i Jesteś mym natchnieniem
Moich sennych marzeń ukojeniem
Pragnąłem i pragnę Cię nieustannie
Twych gorących pocałunków pożądam zachłannie
Wspomnienie Twych ust to sprawiło
Niechybnie to ono do tego się przyczyniło
Znowu pióro w tan po kartce skoczyło
Me wspomnienia ku Tobie przybliżyło
Znowu stworzone dla Ciebie zdania
Kolejne dowody mego umiłowania
Następne dowody mego pożądania
Próby Twego uznania zdobywania
Wprowadzasz w me życie chwile zamyślenia
Szarej codzienności próby odrzucenia
Pragnę Twych ust wieczornym cieniem
Szukam nadaremnie rannym przebudzeniem
Żal
1992-02-25
Z drżeniem dłoni — bólem serdecznym
Tak pięknym dniem słonecznym
Łzawym okiem — z niepokojem ducha
Mego żalu milczący Posejdon słucha
Odchodzisz przyjacielu w aureoli płomieni
Jakże Twa niepotrzebna śmierć mnie odmieni
Z prochu powstałeś i weń się obrócisz
Jakże swym odejściem serce me smucisz
Dlaczego właśnie Ciebie to spotkało
Wspomnienia — zdjęcia, parę wierszy pozostało
Dlaczego wszyscy inni zdrowi i cali
Dlaczego właśnie Ciebie na dno posłali
Wiatr od morza
1992-01-14
Wiatr od morza muska twarz
Ciągle w mych marzeniach trwasz
Fala z łoskotem uderza o brzeg
Prószy — pobiela wszystko śnieg
Taki sam sosen trwa szept
Taki sam mewi skrzek
Tak samo jak wtedy księżyca nów
I ta nadzieja, że spotkamy się znów
Kiedy wreszcie nadejdzie ten dzień
Obok Twego padnie mój cień
Znów usta złączą nas
Jeszcze spotkania nadejdzie czas
Marzę
1992-10-24
Marzę o chacie w gęstej dąbrowie
O stawie srebrzystym w grobli okowie
Przyjemnie wabiącym oko swą tonią
O ogrodzie pełnym kwiatów, przepełnionym lata wonią
O ziemi bez nawozów, oprysków, bez chemii
O wysokim żywopłocie snującym smugę cienia
O wiewiórce dzikiej szukającej orzechów
O życiu z dala od świata pełnego głupoty grzechów
O życiu spokojnym, miarowym, bez pośpiechu
Pełnym zrozumienia, czułości, wzajemnego uśmiechu
O wielkiej miłości z marzeń na jawie wyśnionej
O moim szczęściu rodzinnym roztrwonionym
Marzyłem o Tobie tyle dni i nocy
A gdy Ty przyszłaś do mych ramion szukać pomocy
Po prostu przestraszyłem się i odszedłem
I już nigdy nie będę taki, jak przedtem
Rejs
1993-02-19
Ucichły chandryczne fale
Wzeszło słońce po szalejącym szkwale
Życia toń trochę się uspokoiła
Słońcem ma twarz się rozpromieniła
Powiał wietrzyk orzeźwiający
W przód okręt życia popychający
W żagle wiatru nabrałem
Pełną piersią znów oddychałem
Pokład po sztormie klarując
We wskazania kompasu się wpatruję
Prowadzę krypę kursem do Ciebie
To jedyny port, gdzie czuję się jak w niebie
Wilczy zew
1992-12-27 / 1993-01-31
Do księżyca dobiegł przeciągły śpiew
To tęskny przestrzeni wilczy zew
To szary, wielki basior wyje
Ze swą obecnością wcale się nie kryje
Otaczają go mocne stalowe kraty
Współczuje mu sąsiad — miś kudłaty
I od czasu do czasu zamruczy
Chęci wolności ten wilk się nie oduczy
Sarny niespokojnie się rozglądają
Pomimo krat pewności nie mają
A on zanosi swą skargę do nieba
Mocniejsza od niego wolności potrzeba
Tęskni za lasem, którego nie widział
Za tropem ofiary, którego nie czytał
Nie zachłyśnie się bezgraniczną przestrzenią
Nawet nie wie, jakie siły w nim drzemią
Wyje księżycową poświatą
W żałości nad swą duszą kosmatą
Krępuje go przestrzeń zbyt mała
Pomoc księżyca by się przydała
Płynie wilczy zew, choć nie we wrogości
On nie ostrzega — on szuka litości
Dlaczego nikt go zrozumieć nie chce
Tak smutnie świecą świece
Nie ma ostrości mętne spojrzenie
Nie ma żadnych szans to stworzenie
Wokół tyle ogrodu przestrzeni
Dlaczego jego żywota nikt nie odmieni
Gdyby to od nas, choć trochę zależało
Myślę, że coś zrobić by się dało
Zmienilibyśmy te klatki na wybiegi przestronne
A po Ogrodzie jeździłyby powozy konne
Zwierzęta życiową przestrzeń by miały
Większą swobodą by się radowały
Niemą by Cię obdarzył wiernością
Tak jak ja otaczam czułą miłością
Radośniej by zabrzmiał wilczy zew
Pośród starych wyspy drzew
A my utkwilibyśmy w swych ramionach pocałunkiem
W swej miłości będąc ich ratunkiem
Kocham cię
1992-12-27/1993-01-23
Dobrze wiesz, że kocham Cię
Że tylko Ciebie jednej chcę
Że nigdy nie było dla mnie bliższej miłej
Tak jak Ty jesteś — dziewczyny jedynej
Nad parną dżunglą wschodzi słońce
Rozsiewa w krąg promienie skrzące
Promień pada na usta Twe
Dobrze wiesz, że kocham Cię
Nad równiną księżyc wschodzi
Pośród falujących traw brodzi
Jego promienie Twe włosy przeczesujące
Jakby słowa — kocham Cię — piszące
Wiatr wtargnął pomiędzy drzewa
Na liściach gra, w gałęziach śpiewa
Jakby nieśmiały, dziwnie drżący
Jego głos — kocham Cię — szepczący
Fala morska brzeg zalewa
Przez kamienie się przelewa
Kocham Cię — mruczą jak w Lubiatowie
Powtarzając to dalej i dalej — słoni śmiałkowie
Bębnią krople deszczu na szybach
Przypominając mi o naszych wspólnych grzybach
Gdy powiedzieć Ci wtedy chciałem
Kocham cię — i odwagi nie miałem
Wodospad, co wody przelewa kipiące,
Wszystko i wszystkich w krąg ogłuszające
Głosem do Ciebie przemawia basowym
Kocham Cię — jesteś mym skarbem życiowym
Biały śnieg wszystko otulający
Pod dotykiem mrozu szklący
Nawet on pośród ciszy mieniącym
Kocham Cię — płatkiem lecącym
Me usta tak bardzo spragnione Ciebie
Me ramiona tulące Cię do siebie
Oczy upojne — jasno błyszczące
Kocham Cię — wyraźnie mówiące
Kocham Cię, dziewczyno — pragnę
Kocham Twe ciało zgrabne
Przytul się — w mych ramionach rozgość
Kocham Cię — całemu światu na złość
Zakwitły bzy
1992-05-23
Zakwitły bzy — czy mnie pamiętasz
Ty ciągle w mych marzeniach trwasz
Wspomnij te wspólne czarowne chwile
Tamtej nocnej Drogi Paryskiej mile
Rozćwierkany ptasi chór pośród woni
Wszystko zakłada gniazda w życia pogoni
Wszyscy mają dzieci — rodziny
Tylko my w marzeniach wciąż błądzimy
Czy to wszystko po prostu ma sens
Widzę twych oczu kolor pośród rzęs
Chyba nie zdecyduję się na małżeństwo
Jak zawsze musi wystarczyć mi koleżeństwo
Słońce w płaszczu purpury
1992-05-07
Słońce w płaszczu purpury
Pozostawia na niebie samotne chmury
Staczając się na horyzont nieboskłonu
Wywołuje wspomnienie rodzinnego domu
Wzrokiem utkwionym w drzew korony
Nic nie widzę sercem zapatrzony
Jedynie Ciebie szukam w oddali
Miłości kaganek żywo się pali
Czasami zamigoce — jakby zwątpił
Sam siebie — a może ktoś mnie okpił
I dalej idę ciernistą życia ścieżką
Marzeniami, uporem i pracą ciężką
Śpiący Rycerze
1993-01-17
Prawią o nich różni bajarze
Iż mają posępne, kamienne twarze
Ale ja w ich istnienie wierzę
Są na ziemskim padole śpiący rycerze
W ludzkich podaniach trwają
W gadkach kraj cały przemierzają
Czy kiedyś powstaną do boju twardego
Do zgniecenia despotyzmu hardego
Ponoć śpią w górskiej pieczarze
Chłopy jak dęby — sami mocarze
Mają powstać, gdy nadejdzie potrzeba
Gdy nastanie wojna, zabraknie chleba
I tak trwają w podaniach przez wieki
Hen, gdzie Czantorii szczyt daleki
Skalna głowa tonie w chmurach
Dlaczego właśnie mieliby być w górach
Dlaczego nie w kopalnianych wyrobiskach
Lub jakichś katakumbach-zamczyskach
Ale to odwieczne ludzkie bajanie
Urzeczywistniło w górach ich spanie
Czy jest podanie nadzieję niosące
Bardziej na duchu podnoszące
Czy należy oczekiwać rycerskiego obudzenia
A może sami urzeczywistnimy swe dążenia
Walczmy samotnie w pierwszym szeregu
Zdobywając sukcesy w życiowym biegu
Nikt nam nie zapewni życia szczęśliwego
Jeżeli w swe ręce sami nie weźmiemy tego
Dlatego nie oczekujmy baśniowych mocarzy
Niechaj stary bajarz dalej o nich gwarzy
Weźmy swą przyszłość w ręce swoje
Szczęście rodziny — Twoje — moje
Tylko uczciwą, rzetelną pracą
Ludzie porządni się bogacą
Nasza siła w naszej jedności
W wielkiej wzajemnej czystej miłości
Zapomnij już o rycerzach śpiących
Widzę uczucie w Twych oczach jaśniejących
Choć ucałuj, przemierzmy wspólnie świat
A oni niech sobie śpią przez setki następnych lat
Z tyloma
1991-09-23
Z tyloma się tuliłem
Bliskich znajomości zażyłem
I na tym się złapałem
Będąc z inną, o niej myślałem
Pan Bóg chcąc pokarać, rozum odbierze
Ja romantyk w przysłowia wierzę
Czy to kara, czy przeznaczenie
Wielkiej miłości spełnienie
Co masz w sobie magnetycznego
Podniecającego dla umysłu mego
Dlaczego pośród innych tysiąca
Marzysz mi się w ramionach tuląca
Rewia kawaleryjska
1993-01-19
Zalśniły podkowy na końskich kopytach
Jęknęły tłumy w olśnienia zachwytach
Skocznie melodia trębaczy zabrzmiała
Cała orkiestra swą potęgą zagrzmiała
Na trybunie sam komendant stary
Przed nim wstęgi, nagrody, puchary
Dokoła sama oficerska elita
A tu już dudnią końskie kopyta
Pierwsza orkiestra przedefilowała
Obok trybuny miejsce zajmowała
A potem w taktach marszowych
Przepływały szwadrony Ułanów Kresowych
Ten Pułk z Królewskiego Lwowa
Tamten z prześwietnego Krakowa
Ci chłopcy to bitni Wołyniacy
A tamci cwani Stoliczni Warszawiacy
Trzepoczą na wietrze proporczyki
Jak ta lala tańczą koniki
Wszędzie błysk oręża, lampasów
Dlaczego nie dożyli naszych czasów
Kiedy Kawaleryjska Rewia się toczyła
Każda dziewczyna wzdychała, oczka mrużyła
A oni przemykali, srodze dzierżąc lance,
Skręcając za orkiestrą na błoni flance
Potem rozpoczynało się przemówienie
Po nim zawodników przedstawienie
Były biegi przełajowe w oporządzeniu
I zawody w zaprzęgów powożeniu
Na lance pierścienie zbierano
Do tarcz i celów ruchomych strzelano
Artylerzyści się przedstawiali
Wysoki kunszt i szybkość prezentowali
Były kiermasze, pamiątki, loterie
Ognie sztuczne prezentowały OPL baterie
Rozdano nagrody, pochwały, odznaki
Już nigdy nie powtórzy się rewiowy dzień taki
Szkoda, że tylko w podświadomości to oglądamy
Wydaje się nam, że to jak gdyby przeżywamy
To musiały być wspaniałe chwile
Piękne konie, barwne kwiaty, kolorowe motyle
Od ostatniej rewii minęło przeszło pół wieku
Ile się zmieniło w armii — jakie zmiany w człowieku
Z marzeń i wyobraźni powróćmy do jawy
Twój pocałunek jest mi droższy od wątpliwej sławy
Rangers
1992-01-17
Pod wieżą Eiffla — tej, tamtej brakuje
Więc wiadomo — Rangers na poszukiwania startuje
Jak zwykle, zawsze on — wiadoma sprawa
Innym się nie chce — dla niego to zabawa
Czy to Paryż, Praga czy Łeba
Wyrusza na poszukiwania, gdy taka potrzeba
Tak myślę, że dobre do Rangersa to przyrównanie
Samotne w poszukiwaniu przestrzeni przemierzanie
Gdy brak kogoś, zaraz go angażują
Gdy są wszyscy, nie zauważają, nie potrzebują
A on pomimo wewnętrznej goryczy
Rusza wszędzie, gdzie wołanie o pomoc usłyszy
Zawsze można na niego liczyć w potrzebie
Gdybyś się zgubiła, szukałby i Ciebie
Widzi w tej roli swoje spełnienie
Z przygodą romantyczne zespolenie
Cóż osiągnąłby w domu czterech ścianach
Marząc o bajecznych wyprawach
Gdzie tylko może, wszędzie się udziela
Świątek-piątek czy niedziela
Jego domeną — nieszczęśliwe miłości
Walka romantyzmu, dobroci i złości
Wędruje, marzy i pisze wiersze
Wspomina te miłości — niedawne i pierwsze
Ile jeszcze wędrówek jego przeznaczeniem
Ile wypraw sukcesu uwieńczeniem
Gdzie go zaniesie, co zobaczą jego oczy
Jakie będą jego dalsze losy
Czy założy kiedyś szczęśliwą rodzinę
Czy już na zawsze wszystkie w samotności godziny
Czy na zawsze Rangersem zostanie
Czy przeznaczeniem na straży cudzego szczęścia trwanie
Dlaczego
1992-01-07
Dlaczego właśnie w tej dziewczynie się zakochałem
Dlaczego właśnie do niej uczuciem zapałałem
Podczas gdy dookoła tyle innych miałem
Tylko tej jednej jedynej chciałem
Jakich czarów użyła, czego mi zadała
A gdy żem się rozkochał, wtedy mnie wyśmiała
Śmiała się, śmieje i będzie się śmiała
Tym niecnym postępkiem me serce całkiem rozszarpała
Pamiętasz ten skwer
1992-12-06
Pamiętasz ten skwer przed katedrą
Albo tamtą przejażdżkę rzeczną
Czy tamto ponure w Luwrze milczenie?
Złamane w witrażach słońca promienie
Pamiętasz razem spędzane spacery
Albo pisane przeze mnie pseudo bestsellery
Rangers II
1992-01-20
Myślał, że nigdy się to nie przydarzy
Zwątpił, gdy ujrzał ją wśród grzybiarzy