Wstęp
Wydanie tego tomiku było możliwe dzięki wsparciu finansowemu i duchowemu czytelników z mediów społecznościowych i wyrozumiałości najbliższych osób. Serdeczne podziękowania dla nich, jak również dla Ewy Kosim, Iwony Dobrogost, Wojciecha Podkulskiego za współudział w wierszach „ocalona”, „porcelanowe klucze”, „kawiarenka iwwojal”.
Mam nadzieję, że podołałem wyzwaniu i będziecie do tych wierszy wracać, część z nich już zamienia się w piosenki i można je będzie również wysłuchać.
Miłej lektury życzy autor.
Uwertura uczuć
Poezja emocji
Znów bicie serca…Cichutkie stuk puk…
Szum krwi w głowie… Wodospadu huk…
Myśli szalone… Szalone głosy…
Zmęczone oczy… Stłamszone włosy…
Czy Ty to czujesz? To jak powietrze
cicho przemyka gdzieś miedzy nami.
Wokół wibruje, czasem łzy zetrze,
później gdzieś znika, by władać snami.
Emocja straty, poezja życia,
wierszem pisane cegiełki losu,
jak dylematy bycia, niebycia,
jak noc nad ranem, jak niemoc głosu.
Płyną marzenia wprost do rynsztoku,
ceglane mury rosną dokoła.
Kraty więzienia, by zostać w szoku,
brak głosu, który do Ciebie woła.
Czy Ty to czujesz? Czy masz dni takie,
kiedy świat znika, a głowa pęka?
Cisza panuje jak zasiał makiem,
w myśli panika, serce się lęka.
Jest…
Jest takie pożegnanie, którego nie było…
Jest taka miłość, która nie istnieje…
Jest takie życie, co się nie spełniło
i jest też historia, która się nie dzieje.
Jest taka chwila, która jest wiecznością…
Jest taki uśmiech, który jest grymasem…
Jest też nienawiść, która jest miłością
i jest błędny rycerz, który walczy z czasem.
Mała ulotna chwila
Przyszłaś stąpając, jak po kobiercu,
cicho, na palcach, niespodziewanie.
Melodię grając w mym pustym sercu,
tańczyłaś walca na zboża łanie.
Dałaś mi wszystko czego pragnąłem,
chwile mi dałaś, które nie miną.
Serca turystko… nim wszystko wziąłem,
Ty to zabrałaś winiąc mnie winą.
Odeszłaś cicho bez pożegnania,
ulotność chwili tym potwierdzając.
Czuję się licho bez tego grania.
Wróć… by umilić me życie grając.
Łza
Oczy rozpaczą błyszczące
zbierają uczuć opary,
skraplane źrenic gorącem
z dodatkiem braku wiary.
Gdy się już gorycz przeleje,
jedna kropelka wyrusza,
znajduje na licach aleje,
na których drogę wymusza.
Toczy się pomalutku,
aż w końcu do ust dociera
i poznasz słony smak smutku,
i dusza Twoja umiera.
Śpij Malutka
Wyglądasz tak pięknie, więc nie budź się proszę,
wyśnij sobie szczęście, które Ci przyniosę.
Wyśnij sobie miłość i spokój dla duszy,
miłość tak potężną, że Twój opór skruszy.
Nie otwieraj oczu, zatrzymaj tą chwilę,
niech w tym śnie raz chociaż życie Ci umilę.
A gdy się obudzisz i ten sen już pryśnie,
wtedy ja Twą miłość w nocy sobie przyśnię.
Amplituda
Samotność duszy, pustka dokoła,
serce nie bije już dla nikogo.
Płacz już nie wzruszy, życie nie woła,
ścieżka się wije w mroku złowrogo.
Mały promyczek błysnął w oddali
i wzeszło słońce, gwiazda miłości.
Zatańczył smyczek, bardowie grali,
dźwięki gorące w rytmie błogości.
Miłość szalona łąką pachnąca,
życia bez siebie już nie widzieli.
To on i ona, jej dłoń gorąca
dotknięta w niebie w białej pościeli.
Aż przyszła wojna w jakimś znaczeniu,
serca rozdarła, szczęście zniszczyła.
Miłość upojna w losach więzieniu,
myśli w proch starła, promyk zgasiła.
Samotność duszy, pustka dokoła,
serce nie bije już dla nikogo.
Płacz już nie wzruszy, życie nie woła,
ścieżka się wije w mroku złowrogo.
Smuteczki…
Przyleciały z wiatrem w odcieniach szarości,
wtargnęły do myśli, wtargnęły do ciała.
Przygasiły uśmiech, który tu zagościł,
umilkła orkiestra, która tutaj grała.
To moje smuteczki, przyjaciele moi,
wpadają tu czasem, w szachy ze mną grają.
Miedzy nami właśnie taki układ stoi,
że gdy radość gości, one też wpadają.
Geometria uczuć
Na siatce bryły uczuć niestałych,
gdzieś na krawędziach, czasem na rogach,
troski się skryły duże wśród małych,
głosząc orędzia wręcz głosem Boga.
Z kwiatka na kwiatek, by miód pozbierać,
toż to natura tak nakazuje…
ja wolę statek, co mnie zabiera
do portu w chmurach i tam cumuje.
Trójkąt miłości w koło wpisany
cięciwy tworzy łuku amora,
gdy grot zagości, utworzy rany…
ranni i chorzy chcemy znachora.
Odcinek życia… punkt odniesienia…
wszystko złożone w wykres słabości…
potęga bycia… okrąg sumienia…
i nieskończone pole miłości…
Randka
A jeśli Cię poproszę o randkę sam na sam?
Choć kwiatów nie przyniosę, to uśmiech Tobie dam.
Ujmę dłoń delikatnie, rozmową Cię uraczę,
połączę dusze bratnie…(choć wiem, że nic nie znaczę).
Do piersi Cię przytulę, całusa Ci ukradnę,
wyszepczę imię czule i nim na ziemię spadnę,
uniosę się w obłokach ostatni w życiu raz.
Ona i on
Dwie dusze, dwa ciała sobie przeznaczone,
jak puzzle dwa serca do siebie pasują.
Ona i on, to historia cała,
dwa puzzle w pudełkach rożnych ułożone.
Nie będzie orkiestry… ślubnego kobierca…
dwa rożne pudełka układankę psują.
Czym jest przeznaczenie, czym losu ironia?
Dwa puzzle wciskane na siłę do siebie.
Pudełek nie zmienię, jak mam spaść, to z konia
o brzasku nad ranem przy słonecznym niebie.
Bajka jakich wiele o wielkiej miłości,
on jest jak Romeo, a jak Julia ona.
Los im drogę ścieli… tornado zagości
na wyspie Borneo… i bajka skończona.
Kochanka wiatru
Jesteś kochanką morskiego piasku,
łowczynią wiatru na czystym niebie.
Dajesz porankom cudnego blasku,
scena teatru tylko dla Ciebie.
I zakochałem się w Tobie pani,
me serce bije czystym uczuciem.
Tak bardzo chciałem już się nie ranić,
lecz miłość żyje wciąż swoim życiem.
Będę ziarenkiem piasku na plaży,
wiatru podmuchem, co chmury goni,
umknę przed lękiem, by móc znów marzyć,
pogodzę z duchem, by łez nie ronić.
Czas rozstania
A kiedy przyjdzie czas rozstania,
czy zwiędną kwiaty w mojej dłoni?
Czy słońce wyjdzie znowu z rana?
Czy nasze światy czas dogoni?
Czy rosa będzie teraz rano
udawać smutki na mej łące?
Czy słychać wszędzie będzie graną
frazę na nutki tak gorące?
Gdy ścieżki życia się rozejdą
i mgieł opary świat przysłonią,
wyjdą z ukrycia sny, co przędą
kobierzec wiary moją dłonią.
Serca złodziej
Ukradłaś mi serce przy księżyca pełni,
nocą tak gwieździstą, jak świetlików morze,
gdy rad byłem wielce, że czas się wypełni
miłością soczystą, co duszy pomoże.
O świcie odeszłaś, serce porzucając
w labiryncie myśli, w uczuciach chaosie.
Tarcza słońca wzeszła promieniami grając,
już mi się nie przyśnisz… zostało pokłosie.
Pamięć
Pamiętasz…?
To spojrzenie i pierwszy dotyk dłoni?
I czas co wlókł się strasznie, by w końcu nas dogonić.
Pamiętasz…?
Pocałunek, gdy usta się spotkały,
powieki się zamknęły i zniknął nam świat cały.
Pamiętasz…?
Płatki róży na łożu rozsypane,
ich zapach, który koił nam serca jak rumianek.
Pamiętasz…
Lecz zapomnisz… wymażesz to z pamięci.
Zbudujesz świat od nowa, od nowa nim zakręcisz.
Projektor czasu
Chcę dotknąć Twoich myśli, poczuć je opuszkami,
chcę dzisiaj sobie przyśnić sen w roli głównej z nami.
Na projektorze czasu wyświetlę te zdarzenia,
ekran pośrodku lasu naszego zapomnienia.
Wyjęte kadry z życia, obrazy z wyobraźni,
nad nami blask księżyca wycięty z naszej jaźni.
Projektor światłem błyska, a nasze ciała płoną,
ogień iskrami pryska, które wspomnienia chłoną.
Kłaniają nam się kwiaty w ogrodzie naszych myśli,
drewniane ściany chaty, którą żem sobie wyśnił.
I las szumiący wkoło, igliwiem ścieli runo.
Pachnie w nim leśne zioło, zapachy ku nam suną.
I rośnie podniecenie, taśmy film przyspieszają,
ekstazy przesilenie, kadry w oczach migają.
Stary projektor czasu, Twe myśli w mojej dłoni,
ekran pośrodku lasu, czas, który nas nie goni.
Dwa drzewa w lesie wielkie tuż obok siebie rosną,
ja jestem tylko świerkiem, Ty jesteś piękną sosną.
Chronometr uczuć
Czas się pogubił, gdy cię poznałem,
sens utraciły dni i godziny.
Daty żem zgubił, dni pomieszałem,
nocą się śniły skutków przyczyny.
Jaki dzień dzisiaj? Godzina która?
Czy hejnał grali?…To bez znaczenia.
Przytulam misia, a zmartwień chmura
znika w oddali budząc wspomnienia.
W aglomeracji czasoprzestrzeni,
wśród zapomnienia na placu marzeń,
czekam… na stacji życia jesieni
przyjazdu cienia kolei zdarzeń.
Czas zatrzymany stopklatką życia,
splecione dłonie i dwa uśmiechy,
a los nieznany patrzy z ukrycia
na uczuć płomień, co sięga strzechy.
To wczoraj było? Czy jutro będzie?
Czy Cię zgubiłem, czy odnalazłem?
Nigdzie Cię nie ma i jesteś wszędzie,
to co wyśniłem, czy już znalazłem?
Niepamięć
Chęć pozostała spełnić marzenie,
zacząć od nowa.
Poezję ciała dzisiaj zamienię
w poezję słowa.
Ognistą łunę widok roznieca
sylwetki zgrabnej.
Zamek rozsunę na Twoich plecach
w sukni jedwabnej.
Spadnie materia na perski dywan,
jak ptasie piórko.
W myślach histeria, wszystko się skrywa
za mglistą chmurką.
Brak wyobraźni, to deszcz bez kałuż…
pustkę mam wielką.
Wstąp do mej jaźni i suknię załóż,
bądź mi modelką.
W mej niepamięci kobiece ciało
gdzieś się ukryło.
Choć widok nęci, nic nie zostało
z tego co było.
Wyznanie
Piszę do Pani, bo brak śmiałości,
by spojrzeć w oczy i szeptać słowa.
Pani mnie rani, kropla miłości
w obłoki kroczy, by tam się schować.
Pani uroda w moim spojrzeniu,
jak kwiat lotosu swym blaskiem bije
i trochę szkoda, że w mym marzeniu
przeciwność losu swój uśmiech kryje.
Piszę do Pani te krótkie słowa,
bo Pani ciało, Pani sylwetka…
jest jak wdzięk łani, którą los schował,
by coś zostało z tańca w baletkach.
Czy Pani może swoim uśmiechem
sprawić by noce znowu blask miały?
Szerokie łoże pachnące grzechem
przykryłem kocem, gdy sny szalały.
Przepraszam Panią za te śmiałości,
za list pisany chwil uniesieniem.
Myśli mnie ranią, uśmiech nie gości,
a moje plany są mym więzieniem.
Gdy Pani przejdzie dostojnym krokiem
mijając ludzi wśród miasta gwaru,
ja będę wszędzie, by swym urokiem
miłość obudzić, dając jej czaru.
Czas już zakończyć swoje wyznanie,
Pani zaś życzę, by uśmiech gościł.
Pragnę dołączyć też serca granie…
sercem wykrzyczę odę miłości.
Zabarwienia
Kocham Cię bez miłości, miłuję bez kochania,
pragnę Twego spojrzenia, chociaż czuję go stale.
Tęsknię, lecz bez zazdrości, czekam pełen oddania,
patrzę jak świat się zmienia, choć nie zmienia się wcale.
Wszystko różą pachniało, której wziąć zapomniałem,
rano kwitły wspomnienia, które Tobie umknęły,
lecz w sercu pozostało, to coś, czego nie miałem,
te drobne zabarwienia, co kolor w serce tchnęły.
Grzeszne noce
Z początkiem nocy nadchodzi sex,
serc wyuzdany namiętny grzech.
Odmienne stany, grzeszne podłogi,
ciała splecione, splątane nogi.
Szybkie oddechy, błyszczące oczy,
zapach kobiety wśród mroku nocy.
Dwa rozrzucone chaosem ciała
w siebie wtulone pani i pana,
kryjąc swe wdzięki wpadają w sen,
rytmem piosenki rozbudzą dzień.
Korozja
Rdza spada płatami zostawiając wżery,
nie pozwólmy na to, by miłość rdzewiała.
Korozja latami wnika z atmosfery,
swoją rudą szatą obraz fałszowała.
Pomalujmy serca razem z tchnieniem wiosny,
pomalujmy tęczą albo na czerwono.
Niech warstwa rdzożercza da uśmiech radosny,
by mieć tą człowieczą miłość pod ochroną.
Zazdrość
Niedopowiedzenia, a może odwrotnie,
za dużo dokładasz swoich mętnych myśli.
Miłość się nie zmienia przecież tak zawrotnie,
jak kocha, to zdrada nawet się nie przyśni.
Kto szuka ten znajdzie, albo sobie stworzy.
Co ma być to będzie, byle nie psuć tego.
Gdy słońca nie znajdziesz, jak oczy otworzysz,
nie szukaj go wszędzie, czekaj dnia nowego.
Kiedy miłość zamkniesz w klatce z diamentami,
złudne będzie Twoje poczucie pewności.
Nocą się z niej wymknie pomiędzy kratami,
wpadnie w gwiezdne roje szukać samotności.
Oczarowany pocałunkiem
Zaczarowałaś mnie pocałunkiem,
oddając mi jego smak,
oszołomiłaś, jak dobrym trunkiem,
teraz mi Ciebie brak.
Dlaczego jesteś tak daleko,
daleko jesteś tak,
za tą szeroką rzeką,
gdzie z promu został wrak.
Jak dotrzeć teraz mam do Ciebie,
no powiedz mi jak,
o głodzie, o chłodzie, o chlebie
rzucę się w fale wpław.
W pogoni za rozkoszą uniesie mnie rzeki bieg,
a fale mnie poniosą na jej odległy brzeg,
wyrzucą wpół żywego na piasek u Twych stóp.
Całuj do upadłego albo wykop mi grób.
Oczarowałaś mnie muśnięciem
swych karminowych warg,
dotykiem przed zaśnięciem
błyszczących w niebie gwiazd.
Czemu tak krótko to trwało,
tak krótko trwało to,
teraz mi tylko zostało
zbudować do Ciebie most.
Przerzucić most nad rzeką ze szmaragdowych lian,
trzymając się go ręką przebiec do Ciebie tam,
by poczuć znowu smak Twoich gorących ust,
odlecieć daleko tak, by już nie wrócić tu.
Puzzle życia
Puzzle się rozsypały, lustro w łazience pękło,
zburzony świat mój cały, a w środku coś jęknęło.
Ciało pragnie bliskości, kontaktu realnego,
dusza pragnie miłości, nie pytam jej dlaczego.
Twoja dłoń w mojej dłoni, bym poczuł Twoje ciepło,
zatrzymać czas, co goni w nim to, co mnie urzekło.
Głowa na mojej piersi, dłoń wplątana we włosy,
piękne poezji wersy szepty zmieniają w głosy.
Czy dziś zbyt wiele żądam? Jedno serce bijące,
wzrok, co ciepłem spogląda, usta żarem gorące.
…Już wiem, że to zbyt wiele, że wokół tylko cisza,
co życie moje ścieli i smutek jej nie wzrusza.
A ja, jak egoista myślę tylko o sobie,
długa ta życzeń lista, które wysyłam Tobie.
…I tylko żal pozostał, i w tajemnicy zdradzę,
wyzwaniu dziś nie sprostam, bo sobie już nie radzę.
Lustro
Gdy pustka w sercu pragnie miłości,
spojrzenie w lustro to fala złości,
trwa walka duszy z rzeczywistością
i właśnie miłość jest w gardle ością.
Gdy jej tak pragniesz, jak wiosny w zimie
i masz świadomość, że to nie minie,
gorycz się wlewa do twego wnętrza,
a siła myśli głowę zadręcza.
Kiedy rozsądek szepcze do ucha:
„daj sobie spokój”, dusza jest głucha.
Kiedy na ustach brak Ci uśmiechu,
a ciało pragnie miłości grzechu,
ból Cię przeszywa, świadomość męczy,
Twój widok w lustrze nadal Cię dręczy.
Oddam swe serce
dziś w Twoje ręce,
ciało zachowam sobie.
Ono tak pięknie
w Twych dłoniach pęknie,
aby dać szczęście Tobie.
Chwila wahania
Chciałaś spróbować, szansy nie dali,
chciałaś od nowa związek utrwalić.
Chciałaś poświęcić im swoje życie
i mimo chęci jesteś w niebycie.
Butelka whisky i garść pastylek,
został ktoś bliski w ostatnią chwilę.
Próba ratunku, lecz czy udana?
Butelka trunku i czas do rana.
Serce kołacze i myśli burza,
ciśnienie skacze, czas się wydłuża.
Pewnie usnęłaś, czy się obudzisz?
Skąd siłę wzięłaś, by dość mieć ludzi?
Noc nieprzespana, proszę żyj jeszcze,
byle do rana… przechodzą dreszcze.
Łza się powoli stacza po licach,
życie w niedoli, ślepa ulica.
Żyj, bardzo proszę, bo może warto,
ja wszystko zniosę, żyj z czystą kartą.
Doczekać rana w tej niepewności,
zbudź się kochana w swojej miłości.
Pamiętnik erotomana
Tak chciałbym grzeszyć z tobą kochana,
śnią mi się uda, śnią się kolana.
Imaginacje, kobiece ciało,
które wciąż pieścić tak by się chciało.
Tak lubię marzyć o Twoim ciele,
leżąc w pościeli myśli tych wiele,
każda dotyka z delikatnością
jedwabiu skóry pachnąc miłością.
Tak chciałbym patrzeć na Ciebie miła,
na nagie kształty, co je ukryłaś.
Rozbierać wzrokiem Cię do nagości,
by móc się oddać stanom błogości.
Tak chcę wyszeptać do Ciebie słowa:
„zróbmy to dzisiaj”…by nie żałować,
zedrzeć koszulę, rzucić poduszką,
zanieść na rękach tam gdzie jest łóżko.
A rzeczywistość jest całkiem inna,
ja jak dżentelmen, Ty zaś niewinna…
kawa w kawiarni, spacer po lesie,
wyczekiwanie co los przyniesie.
Mleczna Droga
To nie była miłość, to tylko marzenie,
taka noc Kupały, co znika ze świtem.
To mi się przyśniło, gdy księżyc grał cieniem,
gwiazdy migotały westchnieniem okryte.
Chciałem się nie budzić, trwać we śnie przez wieki,
zobaczyć kolory i przejść Mleczną Drogę,
by pożegnać ludzi otwarłem powieki…
Teraz jestem chory, bo zasnąć nie mogę.
Czekoladowa nasturcja
Coraz bardziej mi siebie zabierasz.
Coraz więcej mi smutku przybywa
i znów słone łzy dłonią przecieram,
i znów tamte dni ciemny mrok skrywa.
Flaga utknęła w masztu połowie,
garść ziemi z różą spada na wieko,
ością stanęła myśl w mojej głowie,
a fusy wróżą rozlane mleko.
Czekoladowa nasturcja kwitnie,
pąkiem, co blaskiem przyćmiewa słońce.
W serce ją schowam, gdy los ją przytnie,
gdy świt swym brzaskiem stanie się końcem.
Usta
Twe usta smakują, jak owoce morza,
swą delikatnością drażnią podniebienie.
Delikatnie błyszczą, jak poranna zorza,
a promyczek słońca nadaje im lśnienie.
Wilgotnością swoją wywołują dreszcze…
dreszcze, które leczą wszystkie serca rany.
Czy mnie może kiedyś pocałujesz jeszcze?
By przypomnieć sobie ten smak już poznany.
Polna droga
Czy to ja spotkałem Ciebie, czy Ty mnie spotkałaś?
Na tej polnej drodze w niebie, gdzie czereśnia stała.
Czy to ja dłoń wyciągnąłem, czy Ty mi podałaś.
Czy całusa siłą wziąłem, czy sama mi dałaś.
Na rozstaju moich wspomnień nie ma drogowskazu,
myśli wciąż wracają do mnie pomimo zakazu.
Polną drogę asfalt pokrył, czereśni już nie ma.
Stoję w deszczu cały mokry i mokra jest ziemia.
Woda spływa z mego ciała strugami potoków,
gdybyś tylko zrobić chciała do mnie kilka kroków
i nim po tej wspomnień chwili słońce znowu wstanie,
w deszczu byśmy zatańczyli nasz ostatni taniec.
Mandarynkowy erotyk
Refleks zatańczył na tafli skóry,
która w dotyku budzi podniety
i pomarańczy zapach natury,
myśli bez liku, kształty kobiety.
Zdzieram z niej szaty, odsłaniam wnętrze
jakże soczyste i tak wilgotne.
Rozkosz na raty, serce zajęcze.
To oczywiste, że myśli psotne.
Bez wieloznaczeń wzrok mój tam zajrzy,
gdzie rozchylone płaty gorące.
Jak poławiacze w skorupy małży,
patrzą, by znaleźć perły błyszczące.
Muskam wargami owoc natury.
Zanurzam usta w morze rozkoszy.
Rozbudzam snami ten obraz, który
niczym rozpusta me serce płoszy.
Obraz miłości i światłocienia
jak pastelowy Erosa dotyk…
Pełen radości i uniesienia
mandarynkowy, słodki erotyk.
Legoman
Moje serce z klocków lego
poskładane jest z czułością.
Dobra więcej, a mniej złego…
ma zadanie bić miłością.
Moja dusza z mgieł oparów
niewyraźne ma kontury.
Wciąż się wzrusza, gdy ma dary,
tak pokaźne od natury.
Moje ciało jest z papieru,
pszczelim miodem zapisane.
Wciąż mu mało wrażeń wielu,
walczy z głodem już nad ranem.
Ślepe oczy wiele widzą,
głuche uszy słyszą nuty.
Umysł wkroczył w sny, co szydzą
z mojej duszy w czas pokuty.
Moje serce… Moja dusza…
Moje ciało… Ślepe oczy…
Moja myśli, gdzie wyruszasz?
W jaki świat chcesz dzisiaj wkroczyć?
Ach te oczy… Ślepe oczy.
Krętą drogą ślepiec kroczy.
Tak łatwo
Tak łatwo odejść, gdy nikt nie krzyczy,
chociaż krzyk serca piersi rozsadza,
gdy nikt na grobie nie pali zniczy,
gdy nic w podróży Ci nie przeszkadza.
Tak łatwo krzywdzić, gdy nikt nie płacze,
chociaż łez brakło w tych smutnych oczach,
gdy na Twej drodze brak jest złych znaczeń
i choć jest pusta, to jest urocza.
Tak łatwo milczeć, gdy nikt nie dzwoni,
choć ogrom myśli zdania układa.
Kiedy gwar miasta wciąż Ciebie goni
i brak jednego głosu wśród stada.
Łatwo zapomnieć, gdy za plecami
znikają w dali wszystkie wspomnienia.
Gdy film kręcony życia kadrami
w ogniu kominka w popiół się zmienia.
Niepokój
…I myśli wokół
…I serca niepokój
…Dusza wypalona
...Ciało przemęczone
…W sercu tylko ona
...Jej usta spragnione
Przepraszam że kocham
Przypadek to sprawił, że poznałem Ciebie,
jakimś trafem dziwnym mnie zauważyłaś,
obraz się pojawił nadziei na niebie,
Ty w gaju oliwnym Ewą wtedy byłaś.
Jedyna kobieta przypadkiem poznana,
wąż zniknął z jabłoni i tylko my w raju,
gorąca podnieta dotąd nam nieznana,
Twoja dłoń w mej dłoni w tym oliwnym gaju.
Tak przypadkiem uwielbiam Cię kochać… niechcący.
Mimochodem uwielbiam Twój uśmiech gorący.
Dziwnym trafem, przypadkiem mnie wtedy poznałaś
i wbrew sobie niechcący mnie też pokochałaś.
To przypadek zupełny, zbieg okoliczności,
lubić się zapomnieć w tak dziwnej miłości.
Torcik
Kawałek serca, jak torcik,
poczęstuj się nim proszę,
lecz zostaw coś na jutro,
na każdy dzień po trosze.
Wernisaż uśmiechu
Jakże cudownie człowiek wygląda,
gdy uśmiech gości na jego twarzy.
Staje dosłownie się jak Gioconda,
perłą radości wśród wernisaży.
Mały błysk w oku, gdy usta marzą
i zmarszczek granie ten portret dało.
Ja patrząc z boku zagram go twarzą
i niech zostanie na wieczność całą.
W sieci
Czyste krople rosy mieniące się tęczą
nić jedwabną zdobią wabiąc moje zmysły.
Wokół słyszę głosy, co mój umysł dręczą.
Korytarz w nim żłobią, by obawy prysły.
Sięgam po to piękno chwilą zniewolony,
nici oplatają moje nagie ciało.
By serce nie pękło wypuszczam demony,
lecz nie pomagają, sił już mam za mało.
Światło ku mnie leci wraz z sercem i z duchem.
Przez stwórcę stworzone, co nie zna litości.
Mając mnie w swej sieci jednym zgrabnym ruchem
otacza kokonem… kokonem miłości.
Hibernacja serca
Serce zamrożę wraz z nowym wiekiem,
obłożę całe kostkami lodu.
Do pudła włożę, przykryję wiekiem.
Me serce małe w ogrodzie chłodu.
Szron namaluje na nim obrazy
i przyozdobi je pięknym kwiatem.
Wytatuuje dzieło bez skazy.
Cieplej się zrobi dopiero latem.
Przemijanie
Pamiętam miłość na Twojej twarzy
i przyśpieszone serca bicie.
Wszystko mówiło, że o czymś marzysz,
rozpromienione słońcem życie.
Oczy błyszczały, jak dwa węgielki
miłości żarem rozpalone,
usta się śmiały uczuciem wielkim,
emocje czarem uwolnione.
Ten czas przeminął, pustka na twarzy,
gdzieś to zgubione w czwartym wymiarze.
Uśmiech zaginął — wierny towarzysz.
Sny utopione w jeziorze marzeń.
Ławka
Ławka… tu siedziałaś…zrozumieć nie umiem,
gdzie się zapodziały obrazy z mej głowy…
brzozami pachniałaś, a one swym szumem
melodię nam grały tworząc tło rozmowy.
O czym ta rozmowa?…O banałach świata,
historie zwyczajne, jak świt o poranku.
Z ust padają słowa, jak wspomnienie lata,
w nich sekrety tajne na życia przystanku.
Dzisiaj ławka pusta, lecz brzozy tu stoją.
Listowiem śpiewają Twe imię cichutko.
Ja wciąż widzę usta, co cierpienia koją,
jak się poruszają i są tak bliziutko.
Pchli targ
Miłość sprzedana na bazarze,
niczym bielizna używana.
Z uczuć wyprana, wyzbyta marzeń…
uczuć spuścizna łzą ukarana.
Za spokój duszy kilka srebrników,
za bytu pewność gorzkich łez czara,
kogo dziś wzruszy kilka uników,
gdy już o miłość nikt się nie stara.
Miłość prawdziwa w sercu zostaje,
do końca życia i dzień po śmierci,
wciąż zbiera żniwa… co rano wstaje,
sam fakt jej bycia światem zakręci.
Gdy mówisz kocham
Cóż znaczą słowa, które z ust padają,
gdy mówisz kocham, pragnę tylko Ciebie.
Taka rozmowa, którą wszyscy znają,
co dzień mawiają je ludzie do siebie.
Ile już osób te słowa słyszało,
ile już razy w Twych ustach zabrzmiały.
Czy to jest sposób, gdy nic nie zostało
z wyrazu twarzy, gdy oczy kochały.
A jednak słucham i pragnę wierzyć,
choć może mówisz to też innemu.
Na zimne dmucham, aby znów przeżyć
chwile rozkoszy jak lata temu.
W innym wymiarze
Popłynę światłem w stronę przeszłości,
w klepsydrze piaskiem do góry rzucę,
cofnę się w czasie, gdy uśmiech gościł,
zmienię swą drogę, już tu nie wrócę.
Poznam Cię znowu w innym wymiarze,
gdzie czas nie myli minut i godzin,
wrócę myślami do swoich marzeń,
zacznę od czasu moich narodzin.
A gdy Cię spotkam pod mym ogrodem,
rzucę płatkami czerwonej róży,
słodką poezją znów Cię uwiodę
i będę kochał wśród uczuć burzy.
Spacer ku szczęściu
Jesteś moim uśmiechem, biciem serca mojego,
jesteś tęczą na niebie, która łączy dwa światy,
pierworodnym grzechem kuszącym do złego,
zerwałem dla Ciebie dzisiaj polne kwiaty.
Wianek Ci uplotę, ozdobię Twe skronie,
będziesz świtezianką, co marzenia spełnia.
Twoje włosy złote, w których ogień płonie,
będą mą kochanką, kiedy będzie pełnia.
Na spacer pójdziemy wzdłuż brzegu jeziora,
po falach stąpając bosymi stopami.
Tam szczęście znajdziemy, bo nadeszła pora,
by sercami grając ono było z nami.
Kolory serca
Serce powinno zmieniać kolory,
jak światła w drodze na skrzyżowaniu.
Barwę mieć inną, gdy człowiek chory
zawiódł się srodze w umiłowaniu.
Inną, gdy szuka swojej miłości
wciąż rok po roku duszą stęskniony…
gdy serce puka do bram radości,
pragnąc u boku małżonka… żony.
Kolor zaś inny, gdy zakochany
miłość odbiera także wzajemną.
Barwy powinny rozróżniać stany,
każda zawierać wiadomość bierną.
Człowiek bez serca
Szukam dziś Ciebie, gdzie nie zgubiłem,
szukam też czasu, gdy serce biło,
gwiazdy na niebie, którą wyśniłem
i tego lasu, co go nie było.
Zranione serce gdzieś zostawiłem,
pulsuje bólem, pachnie cierpieniem,
dziś je uśmiercę tam, gdzie nie byłem,
zdejmę koszulę, zostanę cieniem.
Szarym i cichym bez krwioobiegu,
postacią z tła, by znowu być,
z tętnem tak lichym, by umrzeć w biegu,
więc nie gaś światła i pozwól żyć.
Galeria wspomnień
Dłoń moją ujmij, pójdziemy razem
w stronę galerii, gdzie wspomnień tyle.
Piękni i dumni w krainie marzeń,
tam pikanterii dodadzą chwile.
Spójrz na obrazy w przeszłości tonie.
bosa nadzieja na tafli wody,
tam wielkie głazy w kamieniołomie,
tu leśna knieja… spróchniałe kłody.
Przytul się do mnie tak bardzo czule,
niech da radości oddech na twarzy,
ja blaskiem wspomnień Ciebie otulę
i o przyszłości będziemy marzyć.
Serce moje
W moim sercu tyle pragnień,
które budzą jego drżenie.
Moje serce ma też magię,
swoją duszę i marzenie.
W moim sercu kwiatów tyle,
wieczorami pachnie różą.
Są w nim wszystkie piękne chwile,
choć czasami ich za dużo.
Miłość także w sobie pieści
i niczego się nie lęka.
Moje serce wszystko mieści
i dlatego czasem pęka.
A gdy mnie nie ma.
Nawet gdy mnie nie ma, wciąż przy Tobie trwam,
jestem płatkiem śniegu, co na skroń Ci spadł.
Małym liściem drzewa leżącym u stóp,
odrobiną leku na samotność snów.
Otulam wspomnieniem każdy jeden zmysł,
zakradam się co dzień w każdą Twoją myśl,
będąc Twoim cieniem iluzjami gram,
duszy drżącej w chłodzie ciepło serca dam.
Nawet jak mnie nie ma, to wciąż jestem tu,
gdzie Twe serce bije szeptem naszych słów,
walcem tańczy ziemia zakochanych dusz,
noc tęsknoty kryje wśród zapachu róż.
Elegia miłosna
Z każdą minutą miłość umiera,
powoli kona bez znieczulenia.
Strzałą zatrutą do krwi się wdziera.
Jest jak ikona przyzwyczajenia.
Po dniu mija dzień mierzony zegarem,
rzeki skrawka nieba kijem nie zawróci.
Ten cudowny sen staje się koszmarem.
Obudzić się trzeba, aby drwa dorzucić.
Zguba
Dłoń delikatnie odgarnia trawę,
źdźbła przepuszczając między palcami.
Jeszcze ostatnie dwa ruchy żwawe,
na nogi wstając szepczę ustami:
nie ma, zgubiłem, już nie odnajdę.
Gdzie on być może, gdzie się zapodział?
Jak go straciłem? I czy go znajdę?
W życiu już gorzej być nie może.
Już nie otworzę serca Twojego,
już mi samotność tylko pisana,
już nie ułożę pasjansu swego
z Tobą kochana.
Do serca kluczyk gdzieś zagubiony
pośród barw łąki zdobionych rosą.
Pokory uczy raj utracony,
a kwiatów pąki łzy dzisiaj niosą.
Kłębek
Jak nerwowym nie być, kiedy w ludzkim ciele
tyle jest komórek i wszystkie nerwowe.
Jak swą drogę przebyć, kiedy ich tak wiele
i wszystkie pod górę, zwłaszcza te brukowe.
Los jak kot rasowy kłębek nam rozwija,
wyjęty przed zmrokiem z dna puszki Pandory.
Czyniąc swoje łowy jednak nie zabija,
tylko z każdym krokiem wypuszcza swe zmory.
Przetacza łapkami plątając nić nieba,
szuka w kłębku pępka, bawiąc znakomicie.
To już jest za nami, teraz wrócić trzeba
po nitce do kłębka, by przywrócić życie.
Żar płomienia
Bywa, że ogień trudno rozpalić
i choć są chęci, nie ma ogniska,
a tuż za rogiem, albo w oddali
czasami wznieci go jedna iskra.
Bywa, że ciepłem swym nas otuli,
może się zdarzyć, że da nadzieję
lub będzie piekłem okrutnych bóli,
mocno poparzy swoim płomieniem.
Bywa, że gaśnie niepodsycany,
wolno go trawi płomienna cisza
lub się rozniesie wiatrem rozwiany,
by pozostawić po sobie zgliszcza.
Krzyk
Odziany strachem w księżyca blasku
na skraju ciszy i krzyku mroku,
stoję pod dachem, niczym w potrzasku
bojąc poczynić jednego kroku.
Przede mną ciemno, głucho i strasznie,
nade mną gęsta bagnista noc,
ktoś tu jest ze mną, a może właśnie
samotność częsta wezwała go.
Obecny duchem, lecz brak mu ciała,
oddech stłumiony za sobą słyszę.
Odwaga puchem marnym została
i przerażony krzykiem tnę ciszę.
Coś sprowadziło mnie do zakątka,
gdzie księżyc gaśnie jak świeca nagle.
Serce stoczyło się do żołądka,
a może właśnie utknęło w gardle.
Oślepiający błysk z lewej strony,
teraz trzask z boku, gdzie ciemność także.
Wciąż niewidzący, światła spragniony,
wyławiam z mroku różne miraże.
Strach żyje we mnie i nie umiera,
nie chce oddalić się choć na krok.
Stworzyłem ciemnie, więc owoc zbieram,
koszyki malin czarnych jak mrok.
Bądź…
Bądź myślą ukrytą wśród rymów miłości,
co nieodgadniona moc nadziei czyni.
Zostań mgłą spowitą wśród szczytów czułości
lub falą jeziora w kieliszku martini.
Ogrzej mnie płomyka ciepłem wonnej świecy,
kiedy mrozem skute krążą myśli roje.
Bądź mi skrą kominka, co ciemnościom przeczy,
gdy noc swoim dłutem rzeźbi lęki moje.
Zostań kroplą wody źródła namiętności,
która świtem zwilży me usta spragnione,
bym poczuł się młody w obliczu starości,
kiedy serce milczy patynowym dzwonem.
Aleja złamanych serc
Aleją brnę złamanych serc, mijam ludzi tłum.
Tutaj nie krew, tylko łez śpiew zaprasza do snu.
Miłość jest, niczym grzech gorąca.
Gdy mi źle, grzeszyć chcę bez końca.
Miłość jest, niczym śpiew słowika,
pragnę jej, ona mnie… unika.
Aleją brnę wylanych łez, mijam tłumy dusz.
Ponury bruk, choć pełno tu lekko zwiędłych róż.
Aleją brnę, już kończy się przede mną droga.
Wkraczam do miast tysiąca gwiazd na chwiejnych nogach.
Lawa
Wysoko się wzbiła ptaków czarna chmura,
gdy ziemia zadrżała falując kwiatami.
Żarem zadymiła wulkaniczna góra,
lawę wypuszczała strzelając ogniami.
Płynne magmy suną wszystko pokonując,
Płyną wciąż do przodu stygnąc pomalutku.
Gdy przeszkody runą wilgocią parując,
kształtami ogrodu stygną, aż do skutku.
To co było żarem, opoką się stało,
ognia kolorami już się utrwaliło.
Urzeka swym czarem to, co pozostało.
Taka też czasami bywa właśnie miłość.
Wizyta
Miłość zapukała dziś do mnie dwa razy.
Udać, że nie słyszę, czy uchylić drzwi?
Cierpliwie czekała, bym mógł przestać marzyć,
wśród emocji wzruszeń niosła serce mi.
Zaczeka, czy wkroczy? Słyszę jakieś szmery,
w ciszy się rozległo cichutkie stuk puk.
Znów błyszczące oczy i ten uśmiech szczery,
niebo oraz piekło dzieli jeden próg.
Stojąc tak przed drzwiami uczuciami drżałem,
przekręciłem zamek, wyciągnąłem dłoń.
Szarpnąłem skrzydłami i wnet oniemiałem,
tutaj nie ma klamek, trzeba pchnąć z dwóch stron.
Gdy otworzysz oczy
A gdy oczy otworzysz
rano w ciepłej pościeli,
to Ci powiem, że kocham
Ciebie wciąż i niezmiennie.
Słońce promień dołoży,
blaskiem lica zabieli,
by już więcej nie szlochać
w noce smutkiem tak ciemne.
Na stoliku położę
białą różę ode mnie,
obok kawę postawię
aromatem pachnącą.
Pocałunek dołożę,
aby było przyjemnie
i gramofon nastawię
nutą duszę kojącą.
Tańcem dzień rozbudzimy
i będziemy szczęśliwi
dłonie swoje trzymając
delikatnym uściskiem,
a po latach wspomnimy
jacy to żeśmy byli,
gdy z łóżka rano wstając
serca były tak bliskie.
Nie budźcie ich
Synchroniczne bicie serc,
fluidalny dotyk dłoni,
aby szum Niagary mieć
pulsujący tętnem w skroni.
Malowane blaskiem twarze,
rozbłyśnięte pełnią oczy,
w głowach suną stada marzeń,
by nad ziemią ich unosić.
Świat pokrywa tęczy mgła
barwiąc szarość kolorami,
tuż przed nimi miłość szła
patrząc w lustro ich oczami.
Dziś nie budźcie ich ze snu,
niech w letargu swoim trwają,
może przyjdą do mnie tu,
przecież drogi swej nie znają.
Smutny wiersz
Wiatr zdmuchnął świecę, księżyc się schował,
słońce nie wzejdzie jutro o świcie.
Smutkiem szloch wzniecę… zacząć od nowa?
To już nie przejdzie… za krótkie życie.
Już nie poczuję Twego zapachu,
ani dotyku Twojej twarzy.
Gorycz znajduję w kwarcowym piachu,
ziaren bez liku i każde parzy.
Widzę Cię wszędzie… w makach na łące
i nad jeziorem tam gdzie konwalie…
białe łabędzie… słońce gorące…
świat stał otworem, w nim anomalie.
Komnata w zamku i tężnia solna,
kamieniołomy i zapach lasu.
Znikłaś w ułamku, a jednak z wolna,
gdy padły gromy naszego czasu.
Dzień Świętego Walentego
Miłość nie zdarza się codziennie,
ma odmian tyle i tyle twarzy.
Miłość wyraża się niezmiennie
zawiłym stylem, huśtawką marzeń.
Ja pokochałem piękną księżniczkę,
bez wzajemności, tak czasem bywa.
Sercem wjechałem w ślepą uliczkę,
mowę miłości w sercu ukrywam.
Dziś walentynki, ja zakochany
Tobie ma pani życzenia złożę.
Poznam smak szminki, będę kochany,
na uczuć grani serce położę.
I choć od Ciebie życzeń nie będzie,
nic mi nie stanie dziś na przeszkodzie
być w siódmym niebie, widzieć Cię wszędzie,
czynić staranie, śnić o urodzie.
Miłość w kieszeni
Ukryć miłości się nie da,
znika z twarzy zmęczenie,
promienny uśmiech ją sprzeda
i w oczach rozmarzenie.
Miłości schować nie można,
widać ją dookoła
i tylko myśl pobożna
gdzieś o dyskrecję woła.
Miłości nie zamkniesz w dłoni,
widać ją w każdym kłosie,
czuć ją wśród kwiatów woni,
słychać ją w barwnym głosie.
Widać ją przecież w wyglądzie
i w tańcu na parkiecie,
więc kiedy ją posiądziesz,
nie chowaj… daj kobiecie.
Kryształowe serce
Serce moje kryształowe
ton wysoki wydobywa.
Krwią go poję, jest gotowe
iść w obłoki, świat zdobywać.
Blaskiem bije i czystością,
i tak pięknie rytm wybija.
Ono żyje wciąż miłością
i nie pęknie, choć czas mija.
Bo kryształy nie pękają,
rozsypują się w okruchy
i świat cały w dupie mają,
gdy miłują, to bez skruchy.
Serce moje kryształowe,
ktoś go skradnie wnet bez walki,
lecz się boję, że choć zdrowe,
to rozpadnie się w kawałki.
List gończy
Martwa lub żywa poszukiwana,
nagrodą będzie spokojne życie.
Wciąż się ukrywa w stogu siana,
szukam jej wszędzie, szukam jej skrycie.
Miłość wzajemna, miłość wyśniona,
bez niej jest pustka wichrem targana,
jasność jest ciemna, bo drwi wciąż ona…
Na sercu chustka, tam gdzie jest rana
barwą czerwoną krwi zaplamiona.
Kolor miłości, lecz bólu także…
myśli me płoną, dusza złożona,
moc mojej złości bezsilna jakże.
A jeśli znajdę to czego szukam,
czy to już będzie kres moich marzeń?
Spokój odnajdę… nikt nie zapuka…
i cisza wszędzie… zabraknie wrażeń…
Zwierzenia
Chcę Ci powiedzieć (nikt nie usłyszy),
że kocham Ciebie jak nikt na świecie.
Musisz to wiedzieć (czy to Cię wzruszy?),
że jestem w niebie przy tej kobiecie.
Kobiecie, którą w Tobie ujrzałem…
to doskonałe wnętrze i ciało.
Z pachnącą skórą, wabiącym ciałem,
jest ideałem, jakich jest mało.
Jej czyste wnętrze mnie onieśmiela.
Na wspólną nutę dwie dusze grają.
To jak w piosence, w której lot trzmiela
sprawia, że skute lody zostają.
Chcę Ci powiedzieć, ale czy powiem?
Skąd mi to wiedzieć? Dziś się nie dowiem.
Zawiłości miłości
Czy miłość, to słowik w klatce uwięziony,
aby swoim głosem budził nas rankami? …
Czy miłość, to słowik na wolność puszczony,
gdy może wraz z kosem latać nad lasami?
Czy kochać, to znaczy zrywać kwiaty polne,
by cieszyły oczy w wazonie na stole? …
Czy kochać, to raczej kiedy rosną wolne,
a ich zapach wkroczy w lawendowe pole?
Czy tęsknić, to może biały żagiel w dali,
z wiatrem znikający gdzieś na horyzoncie? …
Czy jechać nad morze, dać się ponieść fali,
aby promyk tlący dał ognie gorące?
Pytania już padły, lecz zostało jedno,
to znaki na niebie dzisiaj je zadają,
a umysł upadły myślą drąży jedną,
czy ja kocham Ciebie, czy też swoje ciało?
Miłość nie klęknie
Mówisz, że kochasz…że zabić możesz,
mówisz, że tęsknisz, jak nikt ze świata…
że nocą szlochasz, gdy puste łoże,
że wszyscy piękni są tego lata.
Szepczę… jedyna dla mnie stworzona,
Ty ideałem jesteś mych marzeń,
taka dziewczyna prawie jak żona,
gdy Cię poznałem, nie brakło wrażeń.
Słowa przemknęły pomiędzy nami,
zawirowały jak liść na wietrze,
we mgle zniknęły razem ze snami,
i nadmuchały balon powietrzem.
Różowy balon pośród obłoków,
ciągle się wznosi, aż kiedyś pęknie,
ścieżki się spalą z tysiącem kroków…
miłość nie prosi i nie przyklęknie.
Mała
Oczy błyszczące, jak krople rosy,
które o świcie brylant udają.
Rude pachnące jaśminem włosy
wdzięcznie i skrycie na twarz spadają.
Lica jej gładkie, tak blaskiem biją,
jak księżyc w pełni gwiaździstą nocą.
Usta ukradkiem rubiny kryją,
uśmiech napełni jej serce mocą.
Szyja… aksamit, który w dotyku
palców opuszki napełnia drżeniem.
Dusza… dynamit, w swoim okrzyku
zwołuje wróżki z mocy nasieniem.
Piersi… owoce z sadu Wenery,
miękkie, dojrzałe, latem pachnące…
Ku szczęściu kroczę, bo do cholery
wreszcie poznałem dziewczę gorące.
Trzęsienie ziemi
Plaża zadrżała raz, drugi, trzeci,
zafalowała tafla jeziora.
Gwiazda spadała przestając świecić,
tęcza zachwiała się w swych kolorach.
Runęły mostu drewniane przęsła,
kawa wylała się z filiżanki.
Znów tak po prostu ziemia się trzęsła
i pomieszała zmierzchy i ranki.
Nogi w kolanach drżą galaretą,
serce dygocze, jak u słowika.
Moja kochana-jesteś kobietą
pełną zaskoczeń, jak sen chochlika.
W kolorach tremy odwaga znika,
przed jednym zdaniem jesteśmy niemi.
Trwogą żyjemy, bo nas spotyka
tuż przed wyznaniem trzęsienie ziemi.
Utulony w smutku
Chciałabym tak wiele… za rękę Cię trzymać,
policzek w policzek poczuć jak oddychasz.
Chcę niemożliwego… we śnie Cię zatrzymać,
zatrzymać Twój uśmiech, gdy gazety czytasz.
Patrzeć, jak wykrzywiasz swe usta spragnione
przy kawie gorącej jak jakaś kochanka.
Chciałabym też cudu… Twe ciało zmęczone
budzić pocałunkiem każdego poranka.
Zjeść z Tobą makaron razem z warzywami,
słuchając muzyki, którą dusze grają,
a będąc znużona chcę zawładnąć snami
Swą głowę na piersi Twojej układając.
Kołacze pytanie w mojej głowie jedno,
czy ja wierzę w cuda? coś niemożliwego?
Jeden cud już stał się i to wiem na pewno,
znalazłam dziś Ciebie, mnie przeznaczonego.
Wersy uczuć
Gdzie mam znaleźć słowa najpiękniejsze z pięknych,
aby móc słowami wyrazić swą miłość.
Gdzieś wiatr je pochował wśród jesiennych liści,
maskując barwami to, co się zgubiło.
Gdzie odnaleźć gesty, te najczulsze z czułych,
aby móc wyrazić znów swoje oddanie.
Rozsiane bez reszty pod stropem kopuły,
gdzie namiętnym razi Wenus pożądaniem.
Jak zbudzić uczucia w kołysce uśpione,
kiedy sen głęboki przerwać się nie daje,
gdy wszystkie odczucia w kostkę ułożone,
niczym snu obłoki lecą ponad rajem.
Jak wierszem poruszyć ciche, szare dusze
boso stąpające swoimi ścieżkami.
Jak im serca skruszyć dostarczając wzruszeń,
gdy serce gorące skute jest lodami.
Żar i mróz
Chciałem serce Ci darować,
lecz zamarzło mi po drodze,
w zaspach śniegu po kolana
wędrowałem pośród marzeń.
Nie zdążyłem się już schować
przed siarczystym, srogim mrozem,
chociaż ciepło było z rana,
to inaczej chciał bieg zdarzeń.
Może usiąść przy kominku,
gdzie płomienie skrami grają
i poczekać minut parę,
aby trochę odtajało?
Przy płomiennym mocnym drinku
myśli w głowie kołatają,
że kobiece ciało żarem,
lepiej serce by rozgrzało.
Nie czekaj
Zabierz moje serce. Nie czekaj, nie czekaj.
Zabierz moje serce, póki życiem bije.
Miłość jest pisana naturze człowieka,
albo da mi życie, albo mnie zabije.
Zabierz moje dłonie i opleć swe ciało,
zamień drżenie ciała w bicie serca mego,
a gdy drżeć przestanie, to tylko zostało
zasnąć i zapytać: dlaczego? dlaczego?
Zabierz moje serce, by móc je porzucić,
daj mi chwile piękne, abym mógł się smucić,
spij z ust moich nektar, zostaw smak goryczy.
Zabierz, zabierz serce, bo tak pragnę tego,
poczuj bicie serca, swojego, mojego.
Zabierz już, nie zwlekaj, czas się przecież liczy.
Melodie smyczka
Zapomniane miejsce
Pod tym adresem już nikt nie mieszka,
nikt nie otwiera drzwi na dźwięk dzwonka.
Tu anioł z biesem… orzeł i reszka…
śmierć tu umiera śpiewem skowronka.
Wiatr tu nie wieje, nie świeci słońce,
kolory w sepii się zatopiły.
Nikt się nie śmieje, a róże pnące
tylko świt krzepił, gdy rosę piły.
Listonosz tylko puka dwa razy,
kładzie awiza na parapecie.
One są chwilką, jak snów obrazy,
nim wiatru bryza je stąd zamiecie.
Mała muza
Włosy ogniste, co swym płomieniem,
jak deszcz spadają na blask policzka,
tworząc mieszankę światła wraz z cieniem…
kusi miłości ślepa uliczka.
Jak łezki szczęścia rymy spływają,
piękną poezją do ust sięgając,
usta natchnione się poruszają
niebiańskie strofy wypowiadając.
List do człowieka
Wezmę atrament i gęsie pióro,
kartkę papieru bielą błyszczącą.
Stworzę firmament tą ręką, którą
dzisiaj niewielu uzna piszącą.
List będzie krótki, czy ktoś go czeka?
Czy ludzie jeszcze listów czekają?
Zawrę w nim smutki z życia człowieka,
jesienne deszcze, co z wiatrem grają.
Będzie tęsknota, co z serca płynie,
słowo pisane wróci do życia.
Jesienna słota topiona w winie,
by ukryć ranę człowiekiem bycia.
Piszę do Ciebie i mam nadzieję
znaleźć człowieka w Twojej złej duszy,
będąc w potrzebie ziarno zasieję,
a Ty nie zwlekaj, serce zło skruszy.
Teraz wypiję butelkę wódki,
a list w rulonik zgrabnie zawinę,
żale zabiję, utopię smutki,
a list z mej dłoni, w butelce płynie.
Fala go rzuci pod Twoje nogi,
czy to docenisz, to niewiadoma.
Czy jarzmo zrzucisz, przekroczysz progi,
czy też nie zmienisz swoich przekonań.
Łzy snu
Znów drżenie w krtani, oczy się pocą,
dezodorantu poszukać muszę,
czas wciąż mnie rani, więc późną nocą
głosy kurantów do ciszy zmuszę.
Mokra poduszka wyprana łzami,
kroki kieruję w stronę urwiska.
W objęciach łóżka przykryty snami,
myślą wędruję po wrzosowiskach.
Paproci liście, skrzypu łodygi,
mchem malowane ściółki w brzezinie,
winogron kiście i smak ostrygi,
snem pomieszane życie… jak w kinie.
Znów dłoń kobieca tak delikatna,
swoim dotykiem budzi marzenia.
Ciało podnieca, dusza podatna,
szybkim unikiem treść wiersza zmieniam.
Sen rymowany, a łzy jak proza,
tylko spis treści wątpliwość budzi.
W oczach firany, za nimi groza,
która się mieści w umysłach ludzi.
Gdzieś nagle słońce o świcie wschodzi,
roniąc łzy krwawe niczym rubiny.
Barwy gorące, wiatr co je chłodzi,
podmuchy żwawe z uśmiechem drwiny.
Tafla jeziora lekko zmarszczona,
fale w niej grając się rozmazują.
Deszczowa pora i ciszy zona,
a łzy spadając kręgi malują.
Gdzie snu granica, z czym on graniczy?
czy mam z nim zwlekać lub go unikać?
Pusta ulica i światła zniczy,
znów muszę czekać na dźwięk budzika.
Obrazy życia
Widziałem słońce, kiedy zachodzi,
jak blask rozlewa w toni jeziora.
Gwiazdy wschodzące, gdy noc się rodzi,
rosnące drzewa, a na nich kora.
Widziałem róże latem pachnące,
jak kwiatów płatki się rozchylają.
Widziałem burze, wierzby płaczące,
widziałem statki, jak przepływają.
Z pamięci wziąłem lata i wieki,
tak się starałem więcej nie marzyć
i choć zamknąłem swoje powieki,
wszystko widziałem na Twojej twarzy.
Ona
Ona przyszła boso wraz ze świtem słońca,
po tafli jeziora stąpając jak nimfa.
Włos zdobiony rosą, a w nim róża pnąca
i motyli sfora ożywczych jak limfa.
Jej odbicie w wodzie marszczone falami,
niczym obraz marzeń z projektora czasu.
W tym wodnym ogrodzie bosymi stopami
dostarczała wrażeń w gąszczu myśli lasu …
To była nadzieja, lecz jak bańka prysła,
znów nastała szarość codziennego bytu.
Życiowa zawieja, która znikąd przyszła,
przyspieszyła starość, obalenie mitu.
Już pora
Zanim księżyc wzejdzie, nim gwiazdy rozbłysną,
życzę Ci kochanie, niech Twe troski prysną.
Niech dzisiejszej nocy spokój Cię ogarnie,
moja dłoń Cię dzisiaj do serca przygarnie
i w mą pierś wtulona zaśnij dziś spokojnie,
a w śnie swoim słodkim nie zapomnij o mnie.
Gdy Cię rano zbudzi słodki pocałunek,
niech Cię wprawi w humor, jak najlepszy trunek.
Podam Ci śniadanie i serce na tacy,
bo życie bez Ciebie nic dla mnie nie znaczy.
Moja łąka
Łzy bezsilności na mojej łące
roszą źdźbła trawy wiarą czesane,
smutek w nich gości, słońce gorące
i mgła obawy wita nad ranem.
Pachnie ironią, kwitną rozterki,
niepewność losu wiatrem powiewa,
troski się gonią… mój świat niewielki
dziobami kosów żalem rozbrzmiewa.
Aż przyszła burza, deszczową ścianą
zmyła łan trawy na mojej łące,
wiatr poodkurzał, powiało zmianą,
wszystkie obawy mkną jak zające.
Na mojej łące prawdziwa rosa,
mięta i kwiat znów zapachniały,
prawdziwe słońce i świergot kosa…
to jest mój świat, chociaż tak mały.
Maki
Czerwone maki, zielona łąka,
a wśród tych kwiatów leżysz radosna.
Świat piękny taki w czerwonych pąkach.
Zderzenie światów, uśmiech jak wiosna.
Suknia zielona z jakiejś sieciówki,
słońce twarz Twoją rozświetla całą.
Rozpromieniona… wokół makówki
zapachem koją Twe boskie ciało.
Na balkonie
Siadłaś na balkonie z papierosem w dłoni,
przeczekać tą chwilę, gdy krzyki dokoła.
Zapalniczka płonie, łza się w oku roni,
w żołądku motyle, smutek znów Cię woła.
Tu jesteś za murem odcięta od świata,
płomień zapalniczki muska papierosa,
ustawione sznurem wspomnień wszystkich lata,
a ślepe uliczki pokrywa łez rosa.
Dym z płuc wypuszczony daje ukojenia,
nie ważne, że truje Twój organizm trwale,
cierniowe korony i wszystkie cierpienia,
wszystko ulatuje, albo znika wcale.
Popiół gdzieś upada razem z marzeniami,
myśli dym unosi w kierunku obłoków…
obrazy układa tchnące wspomnieniami,
jakby Ciebie prosił- nie rób już złych kroków.
Kończy się papieros… chyba czas na kawę.
Lekko przygaszony… nie żal Ci go wcale.
Wstajesz… i dopiero zdajesz sobie sprawę:
Ten czas już skończony i co będzie dalej?
Mana
Dziś myśli moje będą przy Tobie,
wesprę Cię sercem w tej smutnej dobie.
Widzę jak dusza Twoja umiera,
jak miksturami ciało swe wspierasz.
Ścisnę dłoń Twoją, spojrzę Ci w oczy,
zaglądnę w duszę… dokąd Ty kroczysz?
Gdzie zmierzasz krokiem chwiejnym rozpaczą,
co smutek w oczach i grymas znaczą?
Niech uścisk dłoni siły przywróci,
niech serce moje ból Twój ukróci.
Podnieś się z kolan, odrzuć cierpienia…
jeszcze jest tyle spraw do zrobienia.
Czujesz bezsilność? Reset naciśnij,
znajdź inny sposób albo go wyśnij.
Bo czasem drobiazg więcej pomoże,
niż łez wylanych ogromne morze.
Gdy siła w Tobie energię sieje,
więcej dobrego wkoło się dzieje.
Zabierz tej siły trochę ode mnie,
tak by starczyło wszystkim wzajemnie.
Deszczową porą
Stanę za Tobą tak po cichutku,
by zapach poczuć włosów błyszczących.
Jesteś osobą wciąż pełną smutku,
pełną złych odczuć, myśli gorących.
Dłońmi zasłonię Twe piękne oczy,
w których świat cały deszczem pokryty.
Słońce dogonię… niech ono wkroczy,
stworzę raj mały przed ludźmi skryty.
Zobacz, jak wiatry rozgonią chmury,
jak kwitną pąki na polnej łące,
jak błyszczą Tatry stokami góry,
jak górskie łąki rozpieszcza słońce.
Poczuj z mych dłoni ciepło natury,
patrz, jak pięknieje wszystko dokoła.
Dłoń Cię ochroni przed światem, w którym
nienawiść zieje i zazdrość woła.
Gdy zdejmę dłonie odwróć się proszę,
wtul się w ramiona i przywróć wiarę.
Kwitną jabłonie… tam Cię zaniosę,
gdzie smutek skona już za chwil parę.
Ja… czarny rycerz na koniu białym,
baśniowy książę wyśniony wreszcie,
szczęścia Ci życzę swym sercem całym,
tylko czy zdążę z kolejnym deszczem?
Przepraszam…
Przepraszam…Za deszcz, co pada
i łzami śpiewa na Twoich licach.
Przepraszam… Za wiatr, co stada
marzeń rozwiewa gdzieś po ulicach.
Przepraszam… Za mróz, co skuwa
kryształu lodem dziś serce Twoje.
Przepraszam… Za śnieg, co fruwa
i tuli chłodem uczuć podwoje.
Przepraszam… Za brzask na niebie,
który o świcie nadzieję daje.
Przepraszam… także za siebie,
bo myśl ma skrycie ból Ci zadaje.
Latarnik gwiazd
Szedł mleczną drogą mrok rozświetlając,
gwiezdną latarnią dając nadzieję.
Noga za nogą cicho stąpając,
szeptał do siebie gwiazd epopeje.
Światła mrugają wabiąc urokiem,
bezkres kosmosu się ukazuje,
noc rozświetlają wraz z jego krokiem,
cicho, bez głosu ciągle pracuje.
Otarł pot z czoła, to wystarczyło,
by minąć gwiazdę, co z boku była.
Pracy podołał… blasku przybyło…
To gwiazda moja nie zaświeciła.
Szklana Góra
Chcę wejść na szklaną górę,
chcę wdrapać się po zboczach,
zanurzyć dłoń tam w chmurę,
zasłonić smutek w oczach.
Chcę też przytulić słońce,
bo jest radości rajem
i usta ma gorące,
i uśmiech czasem daje.
Na spacer pójść z księżycem
ciepłą, majową nocą,
wyciąć, mając nożyce,
te gwiazdy co się złocą.
Pragnę tańczyć na deszczu
boso w wielkiej kałuży,
ja… pospolity mieszczuch,
by czas się już nie dłużył.
Czas bez Ciebie to wieki,
z Tobą to krótkie chwile,
już zamykam powieki,
oddam się marzeń sile.
A gdy oczy otworzę,
chciałbym abyś tu była,
serce na dłoni złożę,
bo w miłości jest siła.
Autyzm życia
Bo jesteś sama, nie masz nikogo,
bo życie płata Ci ciągle psoty.
Na ścianie rama z zamgloną drogą,
w oknie jest krata, a za nią płoty.
Tysiące ludzi codziennie mijasz,
bezbarwne twarze i ślepe oczy.
Znów świt się budzi, kurant wybija
melodię marzeń i chwil uroczych.
W autyzmie życia, zauważana
tylko czasami przez urzędników,
słuchasz z ukrycia jak tłum od rana
milczy ustami zimnych pomników.
Czy Ty istniejesz? Czy Ciebie nie ma…
wątpliwość budzi Twój byt na ziemi.
Przecież się śmiejesz w swych wersjach dema,
błądząc wśród ludzi, którzy są niemi.
Dla Wiktorki
Znów odejść chciałaś bez uprzedzenia,
na pastwę losu mnie zostawiając.
Już spakowałaś wszystkie wspomnienia,
cicho, bez głosu w dal uciekając.
Lecz zostań proszę, choćby na chwilę,
chciałbym zobaczyć Twój uśmiech jeszcze.
Ja Cię zaniosę tam, gdzie motyle
zechcą uraczyć nas szczęściem wreszcie.
Księżycowy blask
Nie mogę wyjść i wejść nie mogę,
stanąłem w progu rzeczywistości.
Mój czas ma przyjść… wskażę mu drogę,
nalewką z głogu mnie ugości.
Księżycowy blask i gwiazd plejada,
za drzwiami mrok, przed drzwiami ciemność.
Księżycowy blask, gdy mrok zapada
i tylko krok w inną codzienność.
Dni zatrzymane na progu światów,
w przyziemnej niszy rzeczywistości.
Chcę pójść w nieznane szukać dukatów
wybitych z ciszy i namiętności.
Łąka
Wczoraj poszedłem do parku,
tą drogą, co zawsze chodzę,
łąka z zapachem rumianku
stanęła na mojej drodze.
Źdźbła trawy się kołysały
powiewem wiatru muskane,
świerszcze melodię zagrały
kroplami rosy nad ranem.
Czerwone maki, jak gwiazdy
w zieleni nieba tonęły,
a barwny motyl każdy…
jak chwile, co minęły.
Nad brzegiem
Wpatrzeni w słońce, co o zachodzie
promienie swoje w falach zanurza,
stopy gorące chłodzone w wodzie,
oni oboje i wiatrów róża.
Dłonie splecione, jak wina pnącze,
szelest sitowia, jak nutek sfora.
Usta spragnione, wargi gorące,
miłością powiał wiatr od jeziora.
Dusza spragniona słowa układa,
nim ciało powie magiczne kocham.
Jak echo ona mu odpowiada…
i tu się dowie, że też go kocha.
Zadrżały fale, zadrżały ciała,
usta z ustami się połączyły,
czuł się wspaniale, a ona cała
była myślami tam, gdzie jej miły.
Wszystko zniknęło, zostali sami
wielką miłością dziś połączeni.
Coś się zaczęło dziać z ich duszami,
miłość z radością świat w raj im zmieni.
Troski
Chciałem w świat odpłynąć, lecz łodzie zbutwiały
i tafla jeziora pokryła się falą.
Kiedy sztormy miną w tych dniach co zostały,
wszystkie troski z wczoraj szybko się oddalą.
Chciałem w świat odjechać białym autobusem,
o zmierzchu zmienili nocny rozkład jazdy,
chcąc pokonać pecha użyłem swych guseł,
by na niebie lśniły wszystkie moje gwiazdy.
Chciałem w świat odlecieć, lecz tu pozostanę,
ostatni latawiec wyruszył beze mnie.
Moje troski przecież falą malowane
utonęły w stawie, płynąc w mroczne ciemnie.
Szmurłat
Wiatr o mur uderza, tworzą się szmurłaty,
każdy szmurłat zmierza do wnętrza mej chaty.
Rozbiegł się po tynkach szukając szczeliny,
kominem kominka wpadł z uśmiechem drwiny.
Mury przed szmurłatem dziś mnie nie ochronią,
jak bronić się zatem przed losu ironią?
Uznam go swym bratem, zadrwić nie omieszkam
i wraz ze szmurłatem w swym domu zamieszkam.
Sen
Jesteś tak blisko i tak daleko.
Jesteś jak róża w moim ogrodzie.
Płonie ognisko gdzieś za rzeką,
a ja zanurzam się w przyrodzie.
Im Ciebie mniej mam, tym pragnę więcej.
Jesteś jak słowik w brzozowym lesie.
W drodze spotykam pomocne ręce,
umysł się głowi, co czas przyniesie.
Masz mnie w pamięci i w zapomnieniu.
Jesteś jak kawa spożyta świtem.
Owad gdzieś nęci ryby w strumieniu,
a dla mnie strawa to sny spożyte.
Zboża łan
Otwartą dłonią głaszczę dziś kłosy,
palcami mielę ziarna.
Wiatrem ukłonią się złote włosy,
ziemia się ścieli czarna.
Stopy stąpają po łanie zboża,
rozstępujące się źdźbła.
Ptaki ćwierkają… orkiestra hoża
dźwięki gorące tu gra.
Wiosna
Wiosną powiało, las wiatrem śpiewa,
słoneczko wstało, zakwitły drzewa.
Ciepło swym szalem serca otuli,
drobne detale umysł przytuli.
Wzrok uradują kwiaty na łące,
a lody skują myśli gorące.
Rozgość się proszę tutaj na dłużej,
kawę przyniosę i złotą różę.
Dla Ciebie
Łza bezsilności po licu spływa,
boisz się kroku zrobić do przodu.
Gdzieś się w ciemności fatum ukrywa,
ja patrzę z boku nie czując chłodu.
Droga przed siebie gdzieś zagubiona,
strach przed przyszłością umysłem włada.
W piekle, czy w niebie będziesz chwalona?
A ja z trudnością wstaję, gdy padam.
We mgle rozpaczy wiją się drogi,
każda z cierniami i każda stroma.
Każda uraczy bólem Twe nogi,
ja cierpieniami nic nie dokonam.
Lecz gdy zostaniesz wśród tłumu sama,
gdy wraz z nadzieją będziesz w rozterce,
z kolan nie wstaniesz i zaczniesz kłamać,
wiatry przywieją Ci moje serce.
Melodia marzeń
Dzisiaj Wam zagram na swych marzeniach,
strun tylko kilka, każda unikat.
Ułożę diagram z grzechów sumienia,
już tylko chwilka i gra muzyka.
Marzę o chatce na skraju lasu,
gdzie nad strumieniem kaczeńce rosną,
świtem budzony dźwiękiem hałasu
spod kopyt saren, co pędzą wiosną.
Zapach igliwia pobudza zmysły,
świergot słowika duszę ukoi,
a wszystkie troski z tym śpiewem prysły,
trelem, co zmysły radością poi.
Na ganku kawa swym aromatem
sprawia, że życie będzie radosne.
Pragnę pozostać natury bratem,
a za swą siostrę wybiorę sosnę.
Chcę zrywać kwiaty z pobliskiej łąki,
by ukochanej, co dzień darować,
chcę by widziała jak kwitną pąki,
chcę jej gorące usta całować.
Myć się w strumieniu, który me ciało
będzie przywracał wciąż do świeżości…
Co mogę zrobić, by tak się stało?…
By mieć to wszystko w rzeczywistości?
Śnienie
Patrzę na niebo, gwiazdy migoczą
niczym rubiny, które krwią broczą.
Jest ich tu mnóstwo, lecz jedna inna,
ona uwagę zwrócić powinna.
Próbuję sięgnąć, lecz za daleko,
staję na skrzyni, łamie się wieko.
Biorę drabinę, ale za mała,
do mojej gwiazdy też nie dostała.
Podnoszę kamień, rzucam z sił całych,
też nie doleciał… może za mały.
Większy za ciężki, siły brakuje,
jak po nią sięgnąć? Nic nie skutkuje.
Poczekam tutaj, być może spadnie,
lecz w które miejsce? Nikt nie odgadnie.
Ja jej nie znajdę, to jest bez sensu,
świecąca gwiazda źródłem nonsensu.
W końcu świt nadszedł i gwiazdy znikły,
czas się obudzić, nadszedł dzień zwykły.
Brzoza
Gdy byłem mały listy pisałem na korze brzozy,
a w nich szumiały gałązki małe słowami prozy.
Listowie drżało tchnieniem miłości i serca mego,
uczuciem wiało, dozą radości, czy to coś złego?
Dziś żal mi brzozy, żal mi młodości, lecz są wspomnienia,
w co się ułoży czas pokorności i te cierpienia?
Znalezione w koszu
Poszukam w koszu tamtych wspomnień,
które znikają mi z pamięci,
teraz już nigdy nie zapomnę
i świat się znowu będzie kręcił.
Te wszystkie łąki całe w kwiatach,
szumiące lasy snem pachnące,
jak wyglądają dziś… po latach?
Czy lato było też gorące?
Z mojego życia te kobiety,
które w mym sercu pozostały.
One odeszły (czy niestety?) …
one oddały mi świat cały.
Lata dzieciństwa i radości,
droga do szkoły, przyjaciele.
Wszystko, co cieszy i co złości…
dziś mi zostało tak niewiele.
Umywalka
Przekręcam kurki, a strumień wody
rozbija krople o umywalkę.
utworzył obraz wielkiej urody,
tworząc tuż nad nim mglistą woalkę.
Ściankami krople wody spływają,
wijąc się niczym małe jaszczurki,
obraz w mych oczach dziś ożywiają,
a ja z powrotem zakręcam kurki.
Czynność powtarzam i nowe dzieło,
jak narodziny przy mnie się tworzy.
Skąd to w umyśle moim się wzięło
i w co się jutro strumień ułoży?
Awaria
Serce się zepsuło, ledwie życie tłoczy,
ucieka gdzieś miłość i zapach warkoczy.
Czy to będzie koniec? Czy to śmierci łoże?
Czy reanimacja coś jeszcze pomoże?
Tyle wspólnych przeżyć pójdzie w zapomnienie.
Tyle chwil radości …i blaski, i cienie.
Wszystko może zgasnąć, jak iskierka w locie,
jak mrugnięcie oka, jak błysk słońca w złocie.
Ciągle mam pod górkę, tyle jeszcze schodów.
Na szczęście to silnik, serce samochodu.
Dziewczyna z marzeń
Nie będziesz piękna, jak lalka Barbie,
lecz pachnieć będziesz kwiatem lotosu.
Szepniesz na ucho do mnie „mój skarbie”,
ja to wyłowię ze słów chaosu.
Nie będziesz miała wzoru sylwetki,
niczym z okładek modnych żurnali.
Będziesz symbolem prostej kokietki,
która swym ciałem nocą się chwali.
Makijaż będzie niczym woalka,
by powiew wiatru mi przypominać.
Bym mógł zapomnieć o wszystkich lalkach
z krótkim napisem made in china.
Będziesz mnie chciała takim jak jestem,
zgodni myślami, choć myśl szalona.
Ja nie urażę Cię Żadnym gestem,
byś mogła zostać w moich ramionach.
Aż do szaleństwa kochać mnie będziesz,
a ja Twą miłość po stokroć oddam,
gdzie Cię mam znaleźć? Szukałem wszędzie
i będę szukał, bo się nie poddam.
Drewniany zegarek
Biały wiersz stworzyłaś, on jak kwiat lotosu,
bielą swoją urzekł me drewniane serce.
Urzekł mnie swą formą, to był uśmiech losu,
co drewnianą duszę uradował wielce:
Drewniane serce…
Skąd mi się to wzięło
Ciepło… miłe uczucie
Twoje ciało tak blisko
Mokry ręcznik na udzie
Ciepła woda
Zimne piwo
Krwawa Mary
Kiedy to było??
Dwa miesiące
Trzy tygodnie
Jeden dzień Sekunda
Wieczność upłynęła.
Drewniany zegarek na niewieściej ręce,
on ten czas zatrzyma, zatrzyma te chwile.
Drewniany zegarek i drewniane serce,
kadr wyjęty z życia, nie trzeba nic więcej.
Drewniana rameczka na drewnianej ścianie,
zatrzymana chwila w rameczce ujęta.
Drewniane serduszko, co go los nie złamie,
drewniany zegarek wkładany od święta.
Walc wiedeński
Dzisiaj Cię zaproszę do melodii walca,
orkiestra nam zagra te dźwięki na smyczkach.
Ciało Twe uniosę, by tańczyć na palcach,
by świat nam wirował na Wiednia uliczkach.
Twoja dłoń oparta na moim ramieniu,
Twoje modre oczy jak fale Dunaju,
ciałem swym przywarta w mych ramion więzieniu,
który Cię wprowadzi wprost do bramy raju.
Pokochasz ten taniec, pokochasz me serce,
dźwięk walca ustanie, my o tym nie wiemy.
W duszach słychać granie, melodii wciąż więcej.
I tak już do końca w tańcu zostaniemy.
Biały wierszyk
Siedziałaś na ławce w galerii handlowej,
nieopodal schodów na piętro wiodących.
Stanąłem na stopniu, kiedy Cię ujrzałem,
uniosłem się w górę, niczym ptak ku słońcu.
Zapatrzony w postać skuloną gdzieś w dali,
mechaniczną siłą schodów napędzany,
piąłem wciąż się w górę, lecz się oddalałem.
Ty znikałaś w dali, ja u niebios bramy.
Sercem zniewolonym zawróciłem z drogi,
opadałem niczym latawiec bez wiatru,
nie myślałem wtedy, że gdy się zbliżałem,
mogę wpaść do piekieł, aby ginąć w ogniu.
Rozmyślania
Jest kilka kobiet na tym świecie,
z którymi chciałbym pójść do łóżka.
Czy bym odmówił takiej kobiecie,
gdy obok leży wolna poduszka?
Jest kilka kwiatów w świata ogrodach,
które bym chętnie ujrzał w wazonie.
Czy zerwać kwiaty byłoby szkoda,
gdybym zrywając kaleczył dłonie?
Jest kilka dolin między skałami,
które bym pragnął przemierzyć boso,
czy warto zmierzyć się z marzeniami,
kiedy kamienie stopom ból niosą?
Jest kilka jezior, w nich chłodna woda,
w której zanurzyć chciałbym swe dłonie.
Czy je zanurzyć byłoby szkoda,
gdy tam co roku człowiek w nich tonie?
Jest w moich wierszach zawarty przekaz,
który nie każda głowa ogarnie,
czy warto w ludziach szukać człowieka,
wiedząc, że świat ten ginie nam marnie?
Saoirse (Sorsza)
Czekali na Ciebie gdzie wyspa zielona.
Zjawiłaś się z wiosną szczęście im przynosząc.
Jak gwiazda na niebie blaskiem zniewolona,
jak róże, co rosną ku niebu się wznosząc.
W wyspy sercu samym, w uroczym Dublinie,
gdzie morskie powietrze uczucia rozpala,
w bólach swojej mamy, w chwili co nie minie,
rozsiany na wietrze ten wiersz ją utrwala.
Saoirse…
Przyniosłaś nadzieję wraz ze swoim płaczem,
z uśmiechem przyniosłaś im koszyk radości.
Wiatr smutki rozwieje nabierając znaczeń.
Życie, które wniosłaś w sercach u nich gości.
Saoirse...
A kiedy urośniesz, będziesz świat swój miała,
pamiętaj, by radość pachniała gorącem.
Bo jak już dorośniesz… będziesz życie znała,
uczyni im zadość Twe serce bijące.
Pnąca róża
Wyrosła w ogródku mała róża pnąca,
smagana deszczami swą siłą urzekła.
Pięła się do skutku, by bliżej być słońca,
swoimi płatkami poszukując ciepła.
Ja też jak ta róża szukam ciepła wszędzie,
wspinam się na szczyty szukając promyka.
W końcu minie burza i słońce nadejdzie,
a szczyt raz zdobyty mą drogę zamyka.
Nutka na dwa serca
Dwa serca bijące niczym dzwon Zygmunta,
wprowadzają w drżenie dwa człowiecze ciała.
Dwa serca gorące, pęk kwiatów za funta,
na stół rzuca cienie świeca w blasku cała.
Kolacja na stole, kielichy szampana,
płyta winylowa dźwięki wydobywa.
Nutki i bemole grać będą do rana,
szeptana rozmowa bicie serc tu skrywa.
Dwa serca splątane, jak bluszcze w ogrodzie,
kolorowe pąki w liściach zagubione.
Dwa serca przegrane w miłosnej przygodzie,
przyjdzie czas rozłąki i wszystko stracone.
Pamięć pozostanie i głębokie rany,
westchnienie przeszłości i ironia losu.
Ucichnie nut granie, a świat zakłamany
tutaj się rozgości, nie dając mi głosu.
Oczy na świat zamknięte
Widzę Cię w szybie wystawy z kwiatami,
kontury twarzy pośród płatków róży.
Widzę wśród tłumu, jak mkniesz ulicami
i w autobusie, gdy podróż się dłuży.
Widzę Cię we śnie, jak skrzydła rozwijasz,
by wznieść się ponad granicę marzenia.
Widzę wśród deszczu, jak kałuże mijasz,
widzę Cię wszędzie, jak świat mój wciąż zmieniasz.
Oczy zamknięte, umiera świat jaźni,
giną me troski, rodzą się marzenia.
Tu jest tak pięknie… w mojej wyobraźni,
gdy jesteś przy mnie bez chwili wytchnienia.
Ranne klimaty
To był naprawdę zwykły poranek,
taki zimowy, jakich jest wiele.
Mrozu wzorami szkło malowane,
bijące dzwony w jakimś kościele.
Budzik zadzwonił, raz, drugi, trzeci,
sny przerywając zbyt głośnym dźwiękiem.
Nieubłaganie czas rano leci,
patrzę na niego co chwila z lękiem.
Pościelić łóżko, łazienka… kawa,
stałe schematy dane na tacy.
Spóźnić się chyba nie mam już prawa,
trzaskając drzwiami lecę do pracy.
Obudź się proszę
Otwórz już oczy, kawę Ci zrobię
i pocałunkiem Ci ją posłodzę.
W ten dzień uroczy uśmiech dam Tobie,
upoję trunkiem, lodem go schłodzę.
Kwiaty rozrzucę dokoła Ciebie,
aby zapachem radość Ci dały.
Pieśń Ci zanucę, by w siódmym niebie
pod słońca dachem zamknąć świat cały.
Skrzypce drewniane zadrżą strunami,
serce targane ciągle miłością.
Dni zapomniane wrócą ze snami,
a te nieznane będą przyszłością.
Nadzieja
Ona jest falą na oceanie,
co z wiatrem rośnie podziw wzbudzając.
Tnie niczym stalą rozsądku granie,
mocą radośnie je przecinając.
Dal horyzontu sobą zasłania,
potęgą swoją spokój wód burzy.
Płynąc do lądu czyni starania.
Falując boją zwycięstwo wróży.
Lecz gdy się zderzy z piaskiem na plaży,
staje się chwilką, mocy ubywa.
Nikt już nie wierzy, że cud się zdarzy,
na piasku tylko ślady rozmywa.
Na rozstaju
Już zapomniałaś o mym istnieniu,
wiatru podmuchy wszystko rozwiały.
To co mi dałaś zostało w cieniu,
ptaki okruchy snu wydziobały.
Za bardzo kocham, by mnie kochano.
Tęsknię za bardzo, by wybaczono.
Za wiele szlocham, by zrozumiano,
me myśli gardzą duszą złożoną.
Stoi kapliczka na dróg rozstaju,
nad trasą gdybam… nikt nie podpowie.
Ślepa uliczka, czy trakt do raju?
Usiądę chyba w przydrożnym rowie.
Trelem pisane
Jesteś czasami, jak promyk słońca,
światełkiem małym mroków mej duszy.
Wpadasz oknami żarem gorąca
i ciepłem całym lody me kruszysz.
Czasami bywasz szarym skowronkiem,
trzepiesz piórkami w gęstwinie kniei.
Trelem wygrywasz uśmiech wraz z dzionkiem,
dajesz skrzydłami powiew nadziei.
Nieraz się stajesz malutką pszczółką,
niosąc miód zerkasz w kierunku uli.
Wtedy mi dajesz słodycz na krótko,
niczym kołderka, co do snu tuli.
Jaskółcze myśli
Marzyłem kiedyś, by być jaskółką,
przelecieć nisko, tuż ponad ziemią.
Wzbić się wysoko, zatoczyć kółko,
przemknąć slalomem między zielenią.
Patrzeć, jak ludzie wróżą pogodę,
goniąc myślami za niskim lotem.
Niczym ptak gniazdo budują zgodę,
lepiąc uczucia mieszane z błotem.
Moja jaskółka jest w środku, we mnie,
tuż obok serca więziona w klatce.
Czasem zmęczona w kącie się zdrzemnie,
śniąc o lepionej gliną swej chatce.
Bajkowy wierszyk
Malutka Nela w Krakowie mieszka,
zaczarowana królewna Śmieszka.
Nie na Wawelu, lecz w Nowej Hucie,
słodki kopciuszek w różowym bucie.
Rozanielona mała dzieweczka,
a śliczna taka jak Calineczka.
Ja jestem dla niej tym dobrym dziadem,
stoliczku nakryj się nam obiadem.
Trzaskają skrami w kominku drewna,
zaśniesz wnet niczym Śpiąca Królewna.
Bajkowy wierszyk… w nim będziesz z nami,
niczym dziewczynka, ta z zapałkami.
Wrzosowisko
Pośrodku lasu piękna polana,
wrzosem pachnąca i paprociami.
Tu upływ czasu, to rzecz nieznana,
ślady zająca mam pod stopami.
Cichutko niczym szmer fal strumienia
płyną odgłosy radosnych ptaków,
nic się nie liczy, tylko wspomnienia,
zawiłe losy wśród czasu znaków.
Piękno natury ukoi duszę,
melodia lasu zagłuszy myśli,
ten świat ponury bez snów, bez wzruszeń,
pełen hałasu już się nie przyśni.
Biały zawilec
Biały zawilec pełen uroku
błyszczy płatkami na górskiej hali.
Popatrzę chwilę stając w pół kroku,
fotografiami chcę go utrwalić.
Tak dużo ludzi piękna nie widzi,
może nie każdy, lecz jest ich wielu…
W tym podziw wzbudzi, ktoś inny szydzi,
znajdzie się zawżdy snob przyjacielu.
Twardym obcasem mój kwiat przydepta,
zniknie za górą, oby nie wrócił.
A ja wraz z lasem tylko wyszeptam:
Ciesz się naturą, bym się nie smucił.
Taniec szamana
Dzisiaj być może będę szamanem,
odczynię czary, zrobię piruet.
Do kotła włożę zaczarowane
Twym sercem dary… stworzę amulet.
Błękitny będzie, jak skrawek nieba
i tak błyszczący, jak promień słońca.
Szczęście zdobędzie, gdy będzie trzeba.
Nadzieją tchnący wciąż i bez końca.
Zawieszę sobie kamyk na szyi,
tak by był blisko, gdzie serca ogień.
Wszystko to robię, bo mi się myli
wielkie ognisko i mały płomień.
Kobierzec gwiazd
Pośrodku nocy ciepłej, majowej,
gdy świerszcze grają smyczkami z trzciny,
gdzieś księżyc kroczy dumny w swym nowiu,
gwiazdy spadają z gwiezdnej krainy.
Tak migotają lecąc w nieznane,
prosząc się ludzi o swe życzenia.
Wszystkim spełniają, ja nie dostanę,
po co się łudzić… nic się nie zmienia.
Lecz blask bijący trafia w me serce,
sam widok daje tyle radości.
Księżyc kroczący gwiezdnym kobiercem
w sercu zostaje do mej starości.
Chatka na uboczu
Na uboczu tuż pod lasem
stała chatka z drewna cała,
raj dla oczu, ale czasem
smutna matka przed nią stała.
Wypatruje swego syna,
co zaginął lata temu.
Smutek czuje, wciąż wspomina
czas, co minął jej i jemu.
Wyszedł rano tuż po świcie,
kiedy słońce ledwo wzeszło,
ścieżką znaną znakomicie…
Koniec końcem, to już przeszłość.
Wciąż przed chatkę tu wychodzi,
gdy pies szczeka w progu stanie.
Jak znam matkę, która rodzi,
nigdy czekać nie przestanie.
Nie zastąpi nic na świecie
tej miłości, co zna matka.
Jak ktoś wątpi niechaj w lecie
tu zagości, gdzie ta chatka.
Dwa brzegi
Rośnie grab nad rzeką, potężny i stary,
skrzydlate owoce spadają wirując.
Drugi brzeg daleko, a na nim bulwary.
Pomalutku kroczę brzegiem spacerując.
Dwa odległe brzegi, w środku nurty rwące,
linie równoległe, co się nie spotkają.
Nie złączą ich śniegi, ni słońce gorące.
Dwa brzegi odległe, co się nie poznają.
Ty jesteś tak blisko, a jednak daleko.
Zbliżasz się do mostu w zielonej sukience
i kłaniasz się nisko wkraczając na niego,
tak wdzięcznie po prostu wyciągając ręce.
Ja też dłoń wyciągam wchodząc z drugiej strony,
z nadzieją, że w końcu dłonie się spotkają.
Ktoś przęsła podciąga, bo to most zwodzony,
wznosi nas ku słońcu, brzegi rozłączając.
Na zwodzonym moście złudne są marzenia,
tak łatwo utonąć, choć most ciągle stoi.
Będzie chyba prościej szukać ukojenia,
pod grabu koroną na tym brzegu moim.
Drzewo czasu
Na polanie w środku lasu,
tam, gdzie śladu brak człowieka,
rośnie wielkie drzewo czasu,
pod nim płynie modra rzeka.
Na jesieni z koronami
zżółkniętymi jak kłos zboża,
czas upływa sekundami
nurtem rzeki, aż do morza.
Wczesną zimą, wraz z mrozami
na konarach szron powstaje.
Skuty lodu okowami
czas spowalnia, prawie staje.
Powiew wiosny ze snu budzi,
czas zakwita wraz z pąkami,
to najlepszy czas dla ludzi,
bo on kwitnie razem z nami.
Są owoce, co rok nowe,
cząstki czasu drżą jak żywe.
Jedne piękne są i zdrowe,
inne całkiem robaczywe.
Gwiezdne opowieści
Słońce zmęczone długim spacerem,
nad stawem stając wnet zaszło całkiem.
Gwiazdy zbudzone trzcin cichym szmerem,
opowiadają mrugając bajkę.
Przytul poduszkę i zmruż powieki,
wsłuchaj się w słowa ich opowieści.
Poznaj dziś wróżkę, która na wieki
szkatułkę schowa, co skarb jej mieści.
Lata minęły od tego czasu,
skarby ukryte pod skalną półkę.
Sarny stanęły pośrodku lasu,
patrząc z zachwytem na tą szkatułkę.
Nikt nie odnajdzie skarbu tej wróżki,
rzuconym czarem kształty znikają.
Gdy słońce zajdzie, to leśne duszki
swoim zwyczajem ją przenikają.
W środku widziały małe muszelki,
spotykasz takie idąc na plażę.
Nocami grały uczuciem wszelkim,
zawsze pod znakiem melodii marzeń.
To krok w urwisko, uwierz tej bajdzie.
Szukanie próżne skarbu cudzego.
Twój skarb jest blisko, szukaj, to znajdziesz.
Wartości różne są dla każdego.
Ostatni brzeg
Wymieszam łzy z kroplami rosy,
będą tak pięknie wyglądały.
Ożywię sny, uciszę głosy,
gdy serce pęknie, runie świat cały.
Pustka zostanie i spustoszenie,
wszystko tak nagle będzie zburzone.
Po oceanie płynie marzenie,
pod białym żaglem mknie w moją stronę.
Pokona fale sztormy i burze,
a gdy dopłynie na moją plażę,
trwał będę dalej, znajdę pod gruzem
to, co zaginie wśród moich marzeń.
Opowieści szumiących łez
Rosła nad jeziorem wierzba, co płakała,
długimi witkami szukała swobody.
Rano i wieczorem nad brzegiem wciąż stała,
swych łez kaskadami dolewając wody.
Falując odbiciem tańczyła w swym smutku.
Grywała listowiem utwory żałosne.
Tętniąc ledwo życiem, kwitła pomalutku,
już w porze zimowej czekając na wiosnę.