AKT I: Codzienność
„Betonowy las”
Szare ulice, betonowy las,
W tłumie jestem nikim,
Szukam sensu w hałasie i świetle,
Ale serce mi krzyczy, że to nie jest to.
Reklamy lśnią jak fałszywe gwiazdy,
A ja czuję, że wciąż jestem tu sam.
W tłumie nieznajomych twarzy,
Szukam spojrzenia, które mnie zrozumie.
Wielkie miasto śpi pod blaskiem neonów,
A ja błądzę ulicami, jak stracony duch.
Tłumy ludzi mijają się obojętnie,
A ja tonę w samotności, która drży.
„Bezsensowność codzienności”
Bezsensowność codzienności
Rano wstajesz
Ogarniesz się i wychodzisz
W pośpiechu, bo budzik zadzwonił za późno.
Po drodze jeszcze odpukasz w niemalowane,
Bo kot ci przebiegł drogę
Idzie kominiarz, a ty nie masz guzika szlag!
Na przystanku tłok, a w autobusie ścisk
Oby dojechać i się nie udusić
Słuchawki z muzyką ściana przed wszystkimi
Dojeżdżasz i wychodzisz.
Znowu się spieszysz, bo przesiadkowy tramwaj ucieknie
Kurwa! Uciekł następny za 10 min.
W oczekiwaniu na transport myślisz,
czy to ma sens, czy jest ci to potrzebne
O! Przyjechał znowu tłok
Trzy przystanki dzięki Bogu tylko
Dojeżdżasz i spacerkiem około dziesięciu minut
Jesteś w pracy
Osiem godzin mija, było ciężko, ale jest piątek.
Wracasz znów tą samą trasą.
Muzyka nadal murem
Padać zaczęło
Wchodzisz do domu i ściągasz buty
Siadasz i już wiesz, że nic nie zrobisz, bo nie masz siły
Jedyne, o czym marzysz to sen.
„Czujność”
Na szarej ulicy ślisko jak diabli
Ciężko złapać równowagę
Po bokach smutne kamienice
Słońce jakby zaspało
Zasypiam, lecz zasnąć nie mogę
Wtedy noga na bank złamana
Czujny jak zając
Oby dotrzeć do celu.
„Ja jednak wolę ciszę”
W cieniu drzewa, szept natury słyszę.
Obserwuję świat, jak rzekę, która płynie.
Wędrując przez dni, bez pośpiechu i presji
Czuję spokój i ciszę.
Słowem, gestem, obrazy tworzę w myślach,
Z oddali patrzę, jak życie tańczy.
W ciszy i spokoju marzenia wzlatują,
Na skrzydłach wyobraźni.
Czasem czuję się jak gość na widowni,
Obserwując aktorów na scenie życia.
Wiatr niesie opowieści z dala. Ja jednak wolę ciszę.
„Miasto samotności”
W tłumie ludzi samotnych
W szarości budynków pustych
Miasto szumi, a dusza woła o spokój
Wśród gwaru i hałasu tęsknota płonie
Drzemie w oczach przechodniów, w ciszy skryta
Szukam w tym labiryncie twego spojrzenia
Choć wiem, że w mieście samotność gubi tęsknotę
„Monotonia dnia codziennego”
Codzienność jak zegar tyka niezmiennie,
Minuty płyną, a czas nie gaśnie.
Poranek wita kawą w filiżance,
Słońce wschodzi, świat tonie w blasku jasnym.
Te same drogi, ślady na chodniku,
Znajome twarze, milczące spojrzenia.
Rutyna tańczy w bezsennym tańcu,
Monotonia dni w cieniu przemija.
Każdy poranek taki sam, niezmienny,
Te same kroki, te same ulice.
Praca, dom, i wieczorne westchnienia,
Marzenia skryte w szarym oparze ciszy.
Sny o przygodach, co nigdy nie nadeszły,
Tkwią w zakamarkach zmęczonego serca.
Dni mijają, nic się nie zmienia, Codzienność płynie,
bez końca, bez przerwy.
Jednak w tej ciszy jest pewna osłoda,
Spokój, co płynie z przewidywalności.
Kryje się piękno, choć często ukryte.
W prostocie chwili, w blasku codzienności,
Monotonia dni, jak refren w piosence,
Choć bywa ciężka, niesie w sobie lekkość.
I w tej prostocie, w zwyczajnym rytmie,
Można odnaleźć sens, zmieniony w codzienności.
„O księżycu”
W ciszy nieskończonej, w bezkresnej przestrzeni,
Księżyc jak perła w koronie się mieni.
W kosmosie pełnym tajemniczych piękności,
Świeci swym światłem, jak serce miłością.
Księżyc w milczeniu nad nami czuwa,
W nocnych snach marzenia nam podsuwa.
Szeptem nocy dotyka serca każdego marzyciela,
W Samotnym wilku widzi starego przyjaciela.
„Sąsiedzi”
W sąsiedzkim kąciku różne życia płyną,
Każdy inny świat, jak fale na wzburzonym morzu.
U jednych miłość tka nić, co serca splecie razem
U innych zdrada kusi, duszę w mroku pogrąża
Nic nie pozostaje jak zasunąć tylko żaluzje
„Wspomnienia”
W tęsknocie wspomnień, dni beztroskich lat,
Ciepły dotyk mamy, dumny wzrok taty miło do tego wracać.
W parku wesołe zabawy, wiatru lekki śpiew,
Nie dbałem o świat, tylko dziecięce szczęście
Zapach płatków śniadaniowych, rano na stole,
To wspomnienia, które nigdy nie zbledną.
Bez zmartwień, bez trosk, jak barwne motyle,
Tam w dzieciństwa krainie,
byłem jak ptak wylatujący z klatki.
Tęsknota za latami, gdy serce lekkie jak piórko,
Wspominając ciepło rodziców,
jak ukojenie w burzy sztormu.
Wspomnienia tak cenne,
jak złote klucze do wspomnień bramy,
Przewodzą nas w przeszłość,
gdzie byliśmy małymi,
radosnymi łowcami marzeń.
„Wspomnienia II”
W tęsknocie wspomnień, dni beztroskich lat.
Nie dbałem o świat, bez zmartwień i wad.
Wiatru lekki śpiew w parku wesołe zabawy.
Dumny wzrok taty, Ciepły dotyk mamy.
Zapach płatków rano na stole,
Nie dbałem o świat, bez zmartwień i wad.
A my na łące jak barwne motyle.
Byłem jak ptak, co lata przez świat.
Bez trosk powoli lata mijały.
A ja nie dbałem o świat, bez zmartwień i wad.
„za oknem”
Za oknem świat w pędzie, w wiecznym pośpiechu,
Ludzie gonią za cieniami, za bogactwa obietnicą.
Krok za krokiem, bez wytchnienia, w pościgu,
Złudzenia bogactw, w szklanych miast mirażu.
Samochody mkną jak rzeki bez końca,
Tłumy ludzi w biegu, w wiecznej niepokoju.
Uliczny hałas, krzyki i szum życia,
W pogoni za złotem, co blaskiem nas oszuka.
Lecz ja, w moim domu, za oknem, w ciszy,
Patrzę na świat, co w pośpiechu trwa.
Nie szukam blasku ani wielkich skarbów,
Cenię spokój, który w duszy gra.
W czterech ścianach ciepło, książki na półkach,
Muzyka cicho w tle, myśli płyną wolno.
Herbata w kubku, zapach kwiatów na parapecie,
W moim małym świecie, nie potrzeba więcej.