E-book
7.88
drukowana A5
22.27
Poezja młodości

Bezpłatny fragment - Poezja młodości

Objętość:
71 str.
ISBN:
978-83-8273-786-8
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 22.27

Jak Mickiewicz

Jak Mickiewicz w sonetach

Pisał o swej ojczyźnie

O tym, że tęskno

Mu za czasami, gdy

Przebywał na Litwie

Tak, ja opisać bym chciała

Ja tęskno mi do ciebie

Jak tęskno, za twoim wzorkiem

Pięknym jak gwiazdy

Na nocnym niebie

Pusty pokój

Siedzę w pustym pokoju

Dopijam kawę, jeszcze wczorajszą

Wieje tu smutkiem, choć nikogo nie ma

Ja słyszę głosy

Zamykam oczy i widzę

Widzę i słyszę ciebie

Jakbyś tu była, ze mną

Otwieram oczy i okazuje się,

Że to tylko bezlitosna tęsknota

To ona każe mi myśleć o tobie

Choć wcale już nie chce

Serca cierpienie, zmusza mnie do tego

Jakbyś była jego częścią

Ale nie jesteś

Więc wytłumacz mi, dlaczego

Dlaczego cierpię, skoro dla ciebie nie znaczę nic

Ściany

Leżę na środku

Otoczona ścianami

Choć wydaję mi się, że milczą

One cichutko płaczą

Przez rany, zadane gwoździami


Na gwoździach wiszą obrazy

I patrzą się na mnie gałami swoimi

Jakby wiedziały coś więcej

Jakby widziały świat moimi


Czy zdają sobie sprawę

Jaki ból dostarczają?

Jaki duży wpływ

Na cierpienie ścian mają?


Czy ściany są ścianami

Czy gwoździe są gwoździami

Może ktoś widzi jakieś odniesienie?

Może, ktoś umie powiedzieć, czyje tak naprawdę jest to cierpienie

Gdzieś tam

W morzu smutku

W łez oceanie

Chcesz wiedzieć, jak jest

Dobrze jest,

Nie musisz martwić się kochanie


Choć dopiero dziewiętnaście lat na karku

To przeżyć więcej niż nie jeden kolekcjoner alkoholu ma w barku

Bilety do piekła i raju już dawno wysprzedane

Więc co pozostało?

Nędzne ludzkie przemijanie


Choć walizka już stoi spakowana

Może więc jednak ktoś ma jeden bilet do odsprzedania?

Zapłacę każdą cenę

Byle opuścić tą ziemską scenę

Na początku…

Na początku był wodospad

A może Fontanna to była?

Krew lała się strumieniami

Teraz już, tylko wolno będzie się sączyła


Rany są zbyt głębokie, by zakleić je plastrami

Zbyt daleko schowane

Nie ma szans, że do nich się dostanę


Ktoś zadał mi cios, prosto w serce

I gdy, przykładam do piersi ręce

Są one jak róże, czerwone

I te spuchnięte oczy, znów załzawione


I tylko leże, i czekam

Aż, pomiędzy drewniane deski, zostanę włożona

Gdzieś pomiędzy innymi, zapomnianymi położona

Już się nie boję

Uciekam od życia

Od codzienności

Chowam się pod kołdrą

Nie jestem już dzieckiem

Już nie boję się ciemności


Każą mi walczyć

Ja wcale nie chce tego

Jest dobrze, jak jest

Przecież chowając się

Nie robię nic złego


Brakuję mi sił

Jak mam walczyć

Skoro oni tylko mówią

Nie podają ręki

Nie ciągną mnie ku górze

Może jednak lepiej będzie

Gdy zasiądę w anielskim chórze

Skrzydła

Moje skrzydła były już gotowe

Już rozkładały się do wylotu

Wtedy zjawiłaś się ty

Podcięłaś je

Utkwiłam w więzieniu

Choć nie ma krat

Nie potrafię się z niego uwolnić

Nie chciałaś mnie skrzywdzić

Więc nie bój się

Ja, nie czuje już nic

Nie czuję złości, smutku ani radości

Tylko pustkę

To ona gra teraz pierwsze skrzypce

Miłość do ciebie

Odebrała mi wszystko

Lecz nadal cię pragnę

I choć nie mogę o nic prosić

Przytul…

Przytul mnie pierwszy i ostatni raz

Żebym wiedziała choć raz

Jak to jest, gdy masz

Cały swój świat

W ramionach

Diabeł czeka

Korytarz grzechu

W nim dusza moja

Diabeł otwiera

Swoje ramiona


Nie trafiła

Tam z przypadku

Ja wciąż z diabłem się utożsamiam

Na chwiejnych nogach

Ku niemu się skłaniam


Wszyscy myślą, że życie

Moje to bajka

A ja wciąż robię, coś złego

Później uciekam od tego

A diabeł czeka…

Jesień

Jesienna aura, przytłacza mnie

Zimne wieczory

Przy których

Nie ma ramion

W których

Mogłabym się ogrzać

Zmarznięta

Ze złamanym sercem

Skrzywdzona przez miłość

Smutek, gorycz i żałość życia

Nie umiem już nic więcej czuć

A jednak muszę żyć

Dla kogo?

Dla siebie

Tylko ja sobie zostałam.

Czarna suknia

Już czarna sukienka gotowa

Na co? Na co?

Na pogrzeb

Nie mam już żadnych potrzeb

Ręce zmarznięte

Oczy z płaczu ściśnięte

I choć umierać nie wypada

Ciało posłuszeństwa odmawia

Dzieciństwo

Kiedyś wszystko było proste

Beztroskie dzieciństwo

W którym, nie myślało się o niczym


Cieszący się życiem

Mały człowiek

Chwytający każdą chwilę

Nie świadomy co go kiedyś spotka


Dziś będąc już dorosłym

Wszystko cię przerasta

Bóle związane z życiem

Bezsilność wobec sytuacji


Brak wsparcia i zrozumienia

Myśl, że nigdy nie spełnią się twoje marzenia

I wiążąca się z tym chęć ucieczki

W krainę wiecznego zapomnienia

Nijakie

Przyszło nam żyć

W czasach nijakich

Gdzie człowiek, człowiekowi wilkiem

Nie możesz nawet kichnąć

Przez alergię spowodowaną pyłkiem

Wszystko jest takie, takie

Zamaskowane

I udawane

Empatia?

Toż to w dzisiejszych czasach

Niespotykane

Teraz już każdy dba tylko

O swoje zdrowie

Pomocy drugiej osobie

Nie ma zapisanej w żadnej umowie

A skoro robić czegoś nie musimy

To nawet o tym nie pomyślimy

Re Kochanowski

Wielki mi sprawiłaś ból w sercu moim

Moja droga…

Postępowaniem swoim

Fizycznie serce całe, a jakoby pęknięte było

Jedną twoją decyzją tak wiele

Się zmieniło

Tyś wszystkim dla mnie była, zawsze pomagała

Wszystkie myśli, moje znała

Nie dopuściłaś nigdy, zbędnymi rzeczami się przejmować

Ani myśleniem zbytnim się zajmować

To temu, to owemu zawsze pomagałaś

I zawsze swym poczuciem humoru rozbawiałaś

Teraz wszystko ubyło

Nie ma ciebie, więc tylko smutku mi przybyło

Gdzie bym nie była i tak zawsze mi ciebie brakuje

Chodzę ulicą i nadaremno cię wypatruje.

Rzeka

Siedzę nad brzegiem

Patrzę przed siebie

Rzeka rozdziela mnie z drugim końcem

I ciągle tylko płynie, płynie i płynie.


Na drugim brzegu coś się znajduję

Zbyt daleko bym mogła zauważyć

Wyostrzam wzrok

A rzeka płynie, płynie i płynie.


Pragnę wstać

Przejść zieloną trawą

Odkryć tajemnicę drugiego brzegu

Lecz przeszkadza mi rzeka.

Która, płynie, płynie i płynie.


Jak więc żyć

Gdy ciekawość ludzka od środka zżera

Lecz nie może zrobić nic

Jedynie myśleć

I patrzeć na rzekę, która płynie, płynie i płynie.


Człowiek to istota, która się zatrzymuje

Myśli i analizuję

A rzeka tylko, płynie, płynie i płynie


Dlaczego więc człowiek

Jak rzeka popłynąć nie może?

Dlaczego się zatrzymuję?

Przecież łatwiej jest

Płynąć, płynąć i płynąć.


Nic już nie myśleć

Nie czuć już nic

Pozbyć się wszystkiego co boli

I tylko płynąć, płynąć i płynąć.

Długo, lecz zbyt krótko

Już tak długo

Nie ma cię w moim otoczeniu

Dlaczego więc nie jesteś na drodze

Ku zapomnieniu?

Dlaczego serce jest wciąż płaczące?

Skoro minęły już dwa miesiące


Zamykam oczy

I widzę uśmiech roześmiany

I ten policzek, lekko zawstydzony, rumiany

Widzę twoje oczy

Które spokój mojej duszy dają

I tak pięknie na emocjach grają


Unoszę się wtedy

Gdzieś ponad chmurami

Ponad wszelkimi wymiarami

I nie chce wracać, sama na ziemię

Chcę mieć cię blisko

Poczuć twój dotyk, na moim ciele


Chcę złączyć nasze dłonie

Chcę poczuć, że moje serce

Znów dla kogoś płonie


Lecz co mam począć

Jeśli ty tego nie czujesz

Przecież nie powiem, kochaj mnie

Kiedy wiem

Że nigdy się w tą relacje

Nie zaangażujesz

Kolorowe klocki

Jeszcze wczoraj

Tak prosto świat

Z kolorowych klocków

Się budowało

Jeszcze wczoraj

Tyle nieokiełznanych

Myśli się miało


Dziś kawę pijesz

Jedną, drugą, trzecią

Czekasz na weekend

By zaglądnąć do kieliszka

Nie możesz się doczekać

Aż w końcu się upijesz


Na sine oczy

Ciężkie powieki opadają

Marzysz by w końcu zasnąć

Lecz różne scenariusze

W twojej głowie

Na to nie pozwalają


Nim się spostrzeżesz

Świt już nadchodzi

Kolejny raz w myślach

Pytasz

Co złego się dziś narodzi?


I tylko kolejna kawa

I znów serce

Szybciej łomocze

I chciałbyś mieć nadzieję

Chciałbyś powiedzieć

Z pewnością dziś

Czymś pozytywnym

Siebie zaskoczę


Lecz mury

Kolorowego świata

Już dawno runęły

Twoje zbrojne siły

Gdzieś w tym czarno-białym

Świecie zginęły

Jesteś wszystkim

Jesteś tą muzyką

Co do tańca mnie porywa

I choć mam dwie lewe nogi

Przy tobie o tym nie myślę — jestem po prostu szczęśliwa


Jesteś promykiem słońca

Który oświetla moją drogę życiową

I sprawia, że nawet gdy pada

To idę przez życie z ładną pogodą


Jesteś chusteczką co łzy w złe dni ociera

Tą co zawsze jest przy mnie, gdy potrzebuje- po prostu mnie wspiera

Jesteś moją wiarą i nadzieją, kiedy upadam

Na to, że lepsze jutro nadejdzie

A wszystko co złe świtem ode mnie odejdzie


Marzę by złapać cię za talię

Zbliżyć do siebie

Spojrzeć głęboko w oczy

I wyznać jak bardzo ciężkie są dni gdy nie ma w nich ciebie


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 22.27