Wstęp
Dla wszystkich tych, którzy lubią mówić o sobie i nie boją się romantyzmu…
Książka powstała pod patronatem portalu megakultura.pl
Pierwsze słowa
Tomik, czy też tę opowieść poetycką, zacząłem ubierać w treść 05.05.2022 roku. To zbiór wierszy inspirowany życiem, twórczością innych, myślami innych, myślami rozmaitymi, własnymi przeżyciami i sobą samym. Naznaczony też chwilami, które no cóż — nie były zawsze najlepsze. Właściwie to wiersze w kategorii tematycznej i gatunkami od A-Z. Można by tak rzec. Bo cóż więcej trzeba, gdy w głowie jest tak dużo, aż zapchany ten człowiek, a jego myśli wciąż niepoukładane, chcą się ułożyć, chcą pokazać całość?
Nie powiem, że wszystko napisałem w jednym ciągu, bo to nie prawda. Wiele wierszy „leżało” gdzieś w moim folderze na komputerze i po prostu je odgrzebałem. Oczywiście z czasem zatarła się nieco historia napisania poszczególnego tekstu i tylko mogę częściowo przypomnieć sobie, kto lub co mnie tchnęło do stworzenia danej treści. Tak czy siak, postarałem się wszystkie zebrać i opatrzyłem w jeden tytuł „Poetycka historia”.
POETYCKA HISTORIA
Zaczynamy
Nad ranem
Obudziłem się i zamknąłem oczy znów
Nie bardzo mi słońce, zbyt mocno razi
Brakuje mi tchu
Wypiję czystej wody łyk
Zasypiam, nie chcę nic
Zbyt wiele wspomnień tych
Zza drzwi jakiś głos
Sąsiad znów głośny
Otwiera drzwi
Łomot na klatce
Słychać, jak wali
W ścianę
Sąsiad z tego samego piętra
Ciągły awanturnik domowy
Nie znalazł miejsca
Strzał…
Zastrzelił swoje życie
Już go nie ma
Wypił o jeden za dużo…
Usiadłem więc
W bezruchu wręcz
Pomyślałem
Gdzie teraz sąsiad jest
Czy tam lepiej
Czy to grzech?
Zasnę kiedyś tak samo…
Wpiję kielich do dna
Tylko w niebie jest
To co Ci gra
To co sny
Marzenia
Za długo
Zapinam się pod szyję
Swym życiem
Zapinam się w sercu
Swym niebyciem
W blasku na schodach
Wspinam się
Na samą górę
By tam na dachu spać
Wiosną jest towarzystwo
Liczniejsze
I słońca więcej
I można oddychać
A jak deszcz
To rozbieram się
I kąpię
Jakby ptak
Gdy głodny nie schodzę
Karmi mnie wiatr
Karmi mnie świat
Pod nosem mam oddech
Jeden kierunek
Tylko w dół
Lecz dwie drogi
Schody
Lub otchłań
Wracam idę
Skaczę
Nie będę z powrotem
Nie zobaczę już
W lustrze
Ani siebie kawałka
Ale tam, gdzie odchodzę
Tam jest
To, co chcę
Nie patrzę więcej
Wstecz
Oddycham więc
Nucę śpiew
Nucę sen
Oby…
Przed wierszem (”Sto lat”), muszę wspomnieć, że napisałem go dla mojej pierwszej kobiety w swoim życiu, którą bardzo kochałem. Przeglądałem właśnie Facebook i okazało się, że ma dzisiaj urodziny tzn. 5 maja. W sumie pamiętałem, bo jakbym mógł inaczej, ale nie przyszło mi do głowy tak wcześnie rano, aby jej złożyć życzenia.
Sto lat
Tylko te wszystkie kolory radosne
Niech będą dla Ciebie
Tylko te chwile cudowne
Niech Tobie trwają zawsze
Uśmiech na buzi i zarumienienie
W podziw niech wprawiają wszystkich
Niech Twój urok niczym zaklęcie
Sprawi, że tak na tym świecie pięknie
Niech Ci grają melodię najśmielszą
A urok Twój niczym diament
Oświeca świat wokół Ciebie
I niech słów braknie wszystkim
Bądź taka jaka jesteś
Z tym promieniem na twarzy
Z oddechem, który sobie wyobrażam
Z sercem tak dużym, o jakim każdy marzy
Bądź tą, jaką chcesz
Niech inni podziwiają
I patrzą, słuchają
Radość dzięki Tobie mają
Sto lat żyj
Sto lat i więcej
Niech każdy wie
Że zawsze jesteś
Poniżej lekki, wydaje się, utwór poetycki i napisany z rozmachem, nastrój zaczerpnięty z… to może wydać się dziwne, ale z odgłosów zza okna. Odgłosów bawiących się dzieci, w ten słoneczny majowy dzień: A może:
A może…
A może jesteś tu gdzieś
Może jednak zechcesz dłużej być
Może jeszcze nie wiesz
Mówisz sobie nie
Nie myślisz, czy trwasz
Nie wiesz, co masz
A może nie ma Cię
Może życie to sen
Ja nie chcę tak mieć
Ty może też
Więc chodź tutaj
Bliżej poznajmy się
Nie będziemy pytać
Czy przyjdzie do nas anioł
Czy to jest miłość
Czy mamy walczyć
Bo w końcu będziemy
Razem wtuleni
I przez każdy dzień
I w każdym śnie…
Znacznie…
Dla mnie to już koniec
Ale to nie szkodzi
Ja już więcej nie mogę
Dla mnie to już koniec
Dla mnie to już nic
Już nie chcę być
Nie chcę widzieć Cię
Dla mnie to już koniecznie
Witam żale, witam smutki
Będę sam, nie poradzę nic
Wierzysz, że przy Tobie jestem
Ale już od dawna nie
Pamiętając
Po co tyle lat
Ujadam jak pies
Szukam wciąż
Być niepokonany
Wolny jestem
Lecz nie będę
Takim jak chcę
Jestem jak kamień
To chyba tylko życie
Tylko sen
Wieczne niespełnienie
Jestem niewyśpiewany
W Twoich oczach
Jestem wciąż
Zakochany
Pijany
Co dobre
Wiesz, co dla mnie dobre
Bo już chcesz, znać mnie na pamięć
Wiesz, co mnie boli
Bo cieszysz się, gdy tak jest
Wszystko jest dobrze
Dla Ciebie mogłoby być lepiej
Gdybym czuł się gorzej
Niewygodnie
Co zechcesz, to masz
Ja nie mam nic
Jestem niewygodny
Zostały tylko sny
Wysłuchaj mnie
Posłuchaj mnie
Nie jestem już taki, jak chcesz
Posłuchaj serca
Tam jestem też
Mimo że już dawno
Odleciało to
Co łączyło nas
Gdzie tak mijał we dwoje czas
Podobno to miłość była
Lecz okazał się sen
I co z tego teraz
Żaden czas żaden
Szybki
Grzmot gitar
Uderzenia perkusji
Księżyc wita
Wita dzień
Pod nogami podłoga
Się osuwa
Zaczyna się grzech
Znów ten sen
Mikstura życia
Jakby nieudany związek
Wilk głodny
A owca ucieka
To wstyd
Wyję do księżyca
Sny zamieniam w słowa
A słowa niezbyt
Chronię to, co kocham
Żałuję to, co kocham
Nie chcę tego, co kochałem
Nie chcę już, Ciebie też
Zostałem sam i dobrze
Nie mam więcej myśli
Nadszedł już ten czas
Uciekam gdzieś żyć
Zaciskam pięść
Serce w tą pleśń
Zakrywam je
Pochowam gdzieś
Aby żyć od nowa
Lecz tam, gdzie już nie ma
Tego, co chcesz
Co chciałem ja
Uciekam…
Wojna w mojej głowie…
Wilk stał się owcą nagle…
To nie jest sen…
Harmonia i taniec
Wokół rozległa kraina mych snów
Gdzieś w zielonym lesie
Wśród wysokich traw na polanie
Pośród krzyku ptaków
Chciałem zawsze być
Lecz nie ma już
Tego miejsca
Dawno spaliło się
Liczę, tylko że
Spotkam Ciebie tam
Gdzie ucieka światełko
I wonny wiatr
I tak wokół kraina
Wymarzona
Ze snu…
Wiatr…
Zanurzony
Gdybym na parkiet tak
I zatańczył z Tobą
Chodź do mnie — powiedział
Na pamięć tańczyłbym wabić
A ten ktoś to Ty
Przez Ciebie zniknąłby cały świat
Tańcz tańcz ze mną
Bądź ze mną
Chodź w ten mały świat
Bądź przy mnie
Bądź tutaj tańcz
Ze mną niech tchu brak
Powróci mój świat…
Nie będę zanurzony już
Poniższy wiersz „Ona jedyna” powstał w jednej chwili. Został wysłany jako zgłoszenie do pewnego konkursu. Jest to konkurs, w którym główną inspiracją jest twórczość A. Mickiewicza.
Ona jedyna
Gdziekolwiek jesteś moja ukochana
Ja co dzień myślę od samego rana
Choć nie wiem jeszcze, jak się nazywasz
W mej wyobraźni zawsze przebywasz
Gdy roztargniony i niezadowolony
Miłości wiecznie jestem spragniony
Tych takich czułych słów
Chciałbym, abyśmy byli razem tu
Wyobrażam sobie, jak pośród drzew
W parku spacerujemy a wokoło nas śpiew
Tych ptaków kolorowych, wiosennych
Zwiastujących dzień kolejny, płomienny
Tyś moim natchnieniem w każdej podróży
Dodajesz radości i sił, to zastrzyk duży
Energii na świat, który czasem tak nudny
Przepełniony płaczem i często trudny
Chcę Cię poznać moja jedyna
Gdzie jesteś Ty piękna dziewczyna
W której włosach tyle kwiatów
Dodają one uroku światu
Chciałbym uklęknąć przed Tobą
Nasycić się uśmiechem i Twoją mową
Usłyszeć radosny śpiew
Przeszedłby wnet ten mój życiowy gniew
A tak sam jestem i ciągle nic
Nie dzieje się wokół i nawet sny
Są takie szare, ponure, smutne
Czuję, jak życie bez Ciebie okrutne
Czasem wychodzę do pobliskiego lasu
By oddać się woni zielonej i odlecieć czasem
Odetchnąć w marzeniach i uśmiechnąć się do ptaków
Zerwać źdźbło trawy wśród krzaków
Szukam tam Ciebie moje natchnienie
Szukam sam siebie, jesteś marzeniem
Które być może za kolejnym drzewem
Pojawi się i będę jak w niebie
Zrywam gałązki i inne kwieciste bukiety
Ale jest smutno, bo nie ma Cię niestety
Lecz zawsze wołam po cichu, lecz słyszalnie
Wołam po Ciebie niemal błagalnie
Wracam po kilku godzinach z tej podróży
Wracam i siadam z piórem i piszę wiersz długi
Słowa się układają w piękną melodię
Wskrzeszasz uczucia i radośnie mówię
I tak godzinami wzdychając wyrazem
Przemierzam dzień w radosnej twarzy
Aż do wieczora, gdy zmrok tuli do snu
Rozkładam łóżko z nadzieją, że przyjdziesz tu
A w nocy znów sny, ich wiele pewnie
W każdym będziesz ty i ja też będę
W ramionach spleceni, wtuleni w smak
Razem czujemy i cieszy się świat
Nazajutrz znów w podróż się udam
Sprawdzę w tym lesie, czy Ciebie nie ma
Jak zawsze co dzień tysiące drzew
Będzie mówiło, że jesteś i będziesz, bo chcesz…
I chyba już tysięczny z cyklu „lanie w banie i nudy”. Tak sobie nazywam, określam i charakteryzuję krótko moją twórczość. Nawet nie wiem, po co to robię, po co piszę, ale pragnienie tworzenia, choćby nawet „bubli” jest silniejsze. Dla mnie jest poranek i podczas sprawdzania wiadomości na moich skrzynkach mailowych, postanowiłem napisać ten właśnie oto utwór, który nie wiem, jak określić i do jakiej grupy wierszy zaliczyć.
Myśli, czuję
Wstałem, na łbie siano, połamane włosy
Wszystkie już szare, siwe, jak siano, łamliwe
W ustach sucho jakbym miał kaca
A w brzuchu kwas i mrowienie z nerwów
Chciałbym wciąż spać i wyrzucić w dal gdzieś wszystko
Nie martwić się, gdy jestem zarośnięty
I tak jestem bez zębów i nie uśmiechnięty
Straciłem je, bo za dużo gadałem
Tylko gdy siedzę z piórem w ręku
Wtedy czuję, że jestem i mam co zechcę
Bo każdym słowem, jakie piszę
Spełniam się i koję moją ciszę
I co dzień tak jest smutno i marnie
Nie żywe życie, jak w kolonii karnej
A czas ucieka, radości nie ma
Piszę uczucia może od niechcenia
Czasu też brakuje i tak czuję
Że żywot się kończy z każdym zdaniem
Tak pusto i bez nadziei takie wrażenie
Jestem sam z piórem i to małe pocieszenie
Zamykam na chwilę oczy, gdy zaschnie w gardle
Łyk kawy, może herbaty, soku, nie ważne
I po pióro znów sięgam, by trochę odetchnąć
Bo to jedyne, co cieszy i się odprężam…
Miałem dzisiaj oglądać Eurowizję 2022 — to taki konkurs dla wokalistów. Odbywa się co roku. W 2022 Polskę reprezentuje Krystian Ochman z utworem „River”. Nawet fajnie chłopak śpiewa, pozazdrościć. Awansował do finału tego konkursu. Ale podczas programu, gdy już wystąpił, jak zresztą zwykle bywa, gdy coś mnie interesuje, musiałem dostać jakiejś weny i napisałem poniższy wiersz:
23:00
Jest dwudziesta trzecia wieczorem
Godzina przed godziną duchów
Jestem nasycony złym nastrojem
Idę zaraz spać, znajdę się wśród trupów
Nie wiem, czy sen będę miał
Nie wiem, czy śnić będę chciał
Jakoś dupowato ten dzień minął
To wszystko tylko moja wina
Od kiedy nie piję, jest nudno, samotnie
Nie ma z kim gadać, jest okropnie
Jedynie w sieci coś robić mogę
I tak zresztą nigdzie nie chodzę
Bo przykuty jestem do fotela
Pełnosprawności wciąż nie mam
Kiedyś piłem, a wręcz chlałem
Inwalidą się przez to stałem… Amen…
Dwudziesty piąty maja 2022 roku. Kolejny poranek po nieprzespanej nocy. A ja cóż — znów pisałem, znowu snułem plany, z nadzieją, że coś z tego wyjdzie. Ile mam sukcesów do tej pory, ciągle zadawałem sobie takie pytanie. Nie wiedziałem sam, jak odpowiedzieć, bo żadnych nie widziałem. Chociaż inni twierdzą zgodnie, że sukcesem jest odwaga, żeby publikować publicznie, wszystko to, co sam tworzysz. Zatem pomyślałem sobie, że będę słał wiersze na konkursy. Takie od razu zadowolenie, bo kolejne osoby na pewno je przeczytają, a jaka z tego będzie krytyka? Nie wiem. Wiedziałem jedynie, że chcę ją usłyszeć, bez względu na to, co powiedzą i jak ocenią. Dlatego wciąż pisałem uparcie i zgłaszałem tam, gdzie się da te moje wypociny. Wysłałem więc na konkursy, nazw nie będę wymieniał, bo pisząc ten tekst, nie wiedziałem, czy w ogóle trafią na listę wierszy zakwalifikowanych. A oto wiersze do konkursów:
Możliwe
Możliwe, że kiedyś tam gdzieś w oddali
Na płonącej łące kwieciem jaskrawym
Oddam swój oddech odnajdę swe chwile
I wreszcie będę wolnym motylem
W wysokiej trawie wśród pnączy kolorowych
Na tej polanie świat całkiem nowy
Tam ja beztrosko i wolny, radosny
Odkrywał go będę zachłannie, nerwowo
Możliwe, że kiedyś zostanę tam trwale
W tej bujnej zieleni, tulony jak malec
Przez matkę ziemię, która radosna
Ogarnie mnie swoją bezcenną miłością
Dożyję w tym miejscu wieku z uśmiechem
I oddam swój oddech i kochał się Tobie
Ty moja jedyna ta, której pragnę
W mym sercu jesteś i będziesz na zawsze
Być może ten miły Pan
Co świeci słońcem tak z góry nam
Otuli łaskawie i zwiąże nasze ręce
Na znak miłości połączy serca…
Zląkłem się nagle…
Wieczorem samotnie z papierosem w ręku
Wchłonięty przez magiczny świat dźwięku
Drgnąłem na krześle w hałasie z krzykiem
Spadła butelka z wodą szklana i serca mocne bicie
Tak w tych ciemnościach przed komputerem
Jak tajny agent w ukryciu pisałem kalendarz
Jak podejrzany czułem się złym obywatelem
Spiskowanie i zaszyfrowany elementarz
Bo przed ludźmi ukrywam się stale
Unikam miłości ciągle wytrwale
Boję się życia nie szukam drzwi
By na świat, z powrotem znów wyjść
Jedynie notatki i wyobrażenia
Wieczorem szczególnie trawię i piszę
Tak, aby żyć mimo osamotnienia
Tak w tej ciszy i w duchu wciąż ryczę
Zląkłem się trzasku butelki z wodą
Bo jakiś duch niezadowolony
Dał mi tak nagle znać swoją osobą
Okryłem się strachem głęboką trwogą…
Zarządzać chcę…
Idę krok krok po kroku w tempie
Patrzę pstryk pstryk po pstryku zdjęcia
Siedzę stuk stuk serce dycha
Wstaję… świat umyka
Mam czas mam dni mam te myśli
Wieczór na wieczór coś się wyśni
Rządzę, stawiam, układam i nakreślam
Ciągle nowe treści w zeszycie zamieszczam
Nie wiem, nie chcę się tłumaczyć
Robię, pragnę, by nie marzyć
Błogo śmiało, lecz w udręce
Swoim myślom składam ręce
I kto wie, co może się wydarzyć
Serce bije i ciągle marzy
Słucham w myślach nocny marek
Brnę w nich w ślepy zakamarek
Wreszcie w tłoku samotności
Składam ręce w tej nicości
Płynę, zechcę znów miłości
Jej nie mam, jestem w złości
W kalendarzu jestem zapisany
W terminarzu umówiony
Z tamtym wielkim władnym Panem
Jestem już całkiem mu oddany…
Sukces czy…
Zaszedł za daleko w tym życiu
Nie ma nic z tego a jedynie myśli o piciu
Zdobył pieniądze i sławę
Z bogatymi pije codziennie kawę
Na sukces przerobiony jakbyśmy
Lecz nie bo, to mylne wrażenie
Sam nie wie i przeczy sobie
Ciągle myśli plątają mu się głowie
Taki właśnie sukces, czy nie sukces
Nawiedził go i trzyma się tego
Urwać się nie może, bo to więzi
Od środka drąży, wierci, śmierdzi
Po co mu sukces, jak łzy lecą
Nie ma radości inni o nim plotą
Jakieś bzdury, niedomówienia
Ech doszło do swojego uwięzienia…
Poniżej kolejny wiersz konkursowy. Był okres, kiedy wysłałem ich kilka na różne zawody, lecz bez sukcesów. A przynajmniej, jeszcze podczas publikowania tego tomiku, nie było nic wiadomo.
Konkurs
A ja sobie mam pomysłów wiele
Wszystko w mojej głowie i moim ciele
Chcę dać innym trochę radości
Niech humor i relaks u nich zagości
Więc sobie wiersz napiszę śmiały
Wyślę go na konkurs niemały
Może ktoś go doceni i wygram
Wtedy pod nosem hymn radości sobie przygram
Na razie czekam, czy się spodoba
I tak to taki mój dreszczyk nowy
Nigdy nie miałem takiej tremy
Jestem, jak człowiek niemy
Bo łatwo napisać, gdy autorem jesteś
Myślisz, że sławny będziesz
Jak ktoś powie, że to nie bywałe
I nie podoba się wcale
I tak sobie będę czekał z uwagą
Aż przyjdzie list do mnie z werdyktem
Czy do konkursu się dostałem
Czy już od razu wszystko przegrałem…
Ptak
Zdenerwował mnie świat
Poczułem brak i suchotę
Poleciałem jak ptak
Żeby w przestworzach, przemyśleć swoją głupotę
Tak, właśnie jak ptak
Poleciałem w ten niebiański świat
By spojrzeć, jakim głupim jestem
Zobaczyć, ocenić się wymownym gestem
Samokrytyka i nieuznanie
Okrzyczenie i zakłopotanie
Dwa głosy podniesione z odpowiednim tonem
Z wykrzyknikiem i nie mam nic na swoją obronę
Tak przez chwilę się przed sobą nie ukrywać
Ocenić ostro i ponarzekiwać
Z bliska spojrzeć na swoje odbicie
Zapłakać nad sobą skrycie
Taka swoja uwaga na sobie
By trochę się opamiętać i uspokoić
Żeby powiedzieć — ty nie masz nic chłopie!
Po to, by na coś skromnie zasłużyć sobie
I jak ptak, najpierw się unieść
By poznać świat
Dopiero potem oczekiwać
A nie ciągle brać…
Jak zawsze musiałem się przebudzić, znowu nie będę „dospany” i marudził, że tyle nie zrobiłem dzisiaj. Ale cóż, nie mogę spać, to nie mogę. Jest 04:06, gdy to piszę, a napisałem wcześniej taki oto wiersz.
Z rana do Ciebie ukochana
Jesteś dla mnie gwarancją radości
Gdy tylko wstaję, zerkam przez ramię
Czy jesteś blisko obok
Jesteś dla mnie kochanie
Gdy śpisz tam daleko wtulona
Ja otwieram specjalny folder
I zapisuję w nim piękne słowa
Szukam zdjęć, które słałaś mi w rozmowie
Te rozmowy mam zapisane
I zawsze wracam do nich nad ranem
Dopiero po tym zaczynam pracować
Gdy już przez to mam lepiej w głowie
Tak właśnie jesteś niczym poranna kawa
Wszystkie te zapiski dają mi radość
Mój każdy dzień to kolejna wyprawa
Ty jedyna potrafisz mi sił do niej nadać
I gdy ten poranny chrzest bojowy zrobię
Już wtedy wiem, że na koniec dnia okej powiem
Bo mam nagłą siłę i motywację
Gdy czytam wstecz, co pisałaś i wiem, że to racja
Tak śmiesznie Cię teraz nazwę
„Baterio mojego życia”
Bo czuję, że jesteśmy razem
Mimo naszego niebycia
Jesteś tam dalej o kilometry
Lecz nie przeszkadza, by czuć
Wzrastają mi serca parametry
Codziennie miłością swój czas snuć
Tak, wiem — przed chwilą przeczytałem jeszcze raz ten wiersz (o ile można nazwać to wierszem) i jest taki jakiś marny, nie ma tu poezji, raczej tylko kilkanaście, dziesiąt słów napisanych w takim zamierzeniu, ale zaliczyłem sobie to do mojej kolekcji wierszy i niech tak pozostanie — wolność tworzenia!
Ale nie tylko wierszami człowiek żyje. Ostatnio miałem ochotę na odmianę i stworzyłem kilka tekstów do (chyba piosenki), więc jak już jestem przy tym temacie, to opublikuję tutaj moje wierszowane utwory. Ale zanim przeczytacie te teksy, musicie wiedzieć, że były one inspirowane różnymi wspomnieniami, tudzież całkiem zmyślałem sobie pewne sytuacje. Jednak wszystko miało podłoże w moim prawdziwym życiu. I może powtarzam się w tej kwestii, bo właściwie nie pamiętam, kiedy i co napisałem całkowicie neutralnego wobec siebie samego.
Czuję… (PIOSENKA)
Czuje prąd kopie mnie
Czuję jak idę źle
Myślę, że poddałem się
Czuję ogarnia mnie sen
Może uda mi się
Polecieć tam gdzie chcę
Czuję jak światło razi
Nie potrafię już marzyć
Nie teraz, gdy
Zabrałaś mi te dni
Może uda mi się
Polecieć tam gdzie chcę
Widzę, jak przez mgłę
Widzę, jak nie chcesz
Patrzyć nawet źle
Na mnie, dobrze o tym wiem
Może uda mi się
Polecieć tam, gdzie chcę
Może uda mi się
Zakryć moje serce
Czuję, że znika już
Czas nie dla mnie tu
Czuję, nie wiem wciąż
Czy to wreszcie skończy się
Może uda mi się
Polecieć tam, gdzie chcę
Może uda mi się
Zakryć moje serce
Tak mi brak tych słów
Tak mi brak tych nut
Tak bardzo chcę być
Przy Tobie znów
Może uda mi się
Polecieć tam gdzie chcę
Może uda mi się
Zakryć moje serce
I tylko to właśnie liczy się
Może uda mi się
Znów tutaj być
Przestanę śnić…
***
I jak się zorientowaliście, na okładce pisze, że będą też piosenki. I owszem, są. Następne kilka utworów to też teksty do muzyki, którą w sumie ułożyłem dla kilku tytułów, lecz nie dla wszystkich. Hmm, być może kiedyś nagram też jakiś oficjalnie i nawet powstanie teledysk? W każdym razie musiałbym sporo poćwiczyć jeszcze na gitarze. A może ktoś inny zechce zaśpiewać, zagrać, ułożyć melodię? Kto wie…
Oto kilka z nich:
Jestem w pamięci (PIOSENKA)
Jestem zamknięty Twym gestem
Nie wiedziałem, że
Tak wbije się w mą pamięć
Jestem zamknięty Twym gestem
Nie myślałem, że
Tak wszystko skończy się
Niebo szare jest już
Od myśli zakazanych
Nie zapomnę Cię już
Dzień deszczem zapłakany
I wiem, że to pamięć jest
Sączę swój los, będę, bo chcesz
Smak oddechu świeżego wiatr
Blask gwiazd księżyca wrzask
Jestem gdzieś na wzgórzu tym
I biciem serca łzom, nadaję rytm
To takie rozmowy
Te myśli jak mrowie
Wiele ich co dzień
Zegar ten gdzieś głęboko chowie
Zamykam oczy i śnię
W takiej odległości
I szczery uśmiech nawet gdy
W nicości tej pustym świecie mym
Jesteś tu w mej pamięci
Rozmawiam wciąż ze sobą
A wyrazy zapisuję na kartce pomiętej
By nie zapomnieć, by zawsze mieć więcej
Smak oddechu świeżego wiatr
Blask gwiazd księżyca wrzask
Jestem gdzieś na wzgórzu tym
I biciem serca łzom, nadaję rytm
Wskazówka, jak znak na drodze
Kieruje mnie intymnie ku Tobie
W takiej ufności serca zamykam oczy
I śnię, jakby sen byłby moją radością
Łyk tych snów, jak pokarm co dnia
Łyk tych myśli, jak wielki smak
Ja tylko piszę a słowa drwią
Wyrywają się, ku Tobie chcą
Za każdym razem i z każdą chwilą
Życie mi skacze i czasem płaczę
Gonię za wiatrem, który wyrywa mi
Słowa jakby chciał, ponieść do Ciebie
Smak oddechu świeżego wiatr
Blask gwiazd księżyca wrzask
Jestem gdzieś na wzgórzu tym
I biciem serca łzom, nadaję rytm
I tak co dzień od nowa, by mieć, byś mogła
Przekornie tulę każdy czas
Jakby przeciw sobie i choć raz
Chcę wiedzieć, jak bardzo chcesz
Odejść ze świata mgieł
Pomijać ten swój zły sen
Wyobrażam siebie tam, gdzie nasz dzień
Tak się dzieje i tak jest
Że gdy papier barwi się
Kolorem atramentu i słów tych zgiełk
Nie poradnie ułożonych
Są jak obraz na zawsze tu
I nie wiedzieć czemu i po co mi
Smak oddechu świeżego wiatr
Blask gwiazd księżyca wrzask
Jestem gdzieś na wzgórzu tym
I biciem serca łzom, nadaję rytm
Ciągle badać te same martwe sny
Krążyć po tym gąszczu myśli
Jakby szukać kamieni weselnych
Gdyby tak było z obrazem twym
I zanikam wciąż w muzyce
Tam siebie szukam, ja za Tobą idę
I tak szmer towarzyszy
Niczym odgłos jakiś dziwny
I zachowam to dla siebie
Tak głęboko je zapiszę
Wszystkie słowa, które czuję
Każdą łzę narysuję…
Smak oddechu świeżego wiatr
Blask gwiazd księżyca wrzask
Jestem gdzieś na wzgórzu tym
I biciem serca łzom, nadaję rytm
Nasz świat (PIOSENKA)
Pokroję świat, jak bochenek chleba
I sięgnę znów aż do samego nieba
W poszukiwaniu dni, gdy przestaną sny
Tych w echo głosy najpiękniejszych chwilach
Pobiegnę, szukając wzrokiem kwiat
I zamknę oczy, niech wariuje świat
Nie zatrzyma nic, nie zatrzyma wiatr
Po drodze dysząc, powiem sobie tak
Dziś jestem tutaj
Dziś śmieję się
Naprawdę tylko
Będę robił to, co chcę
Dziś mówię głośno
Usłyszysz mnie
Odgłosy słów
Wysokich drzew
Poniosą otulą z dala Cię
Wyrzeźbię najpiękniejszy kwiat
I stworzę z niego erotyczny smak
Ta woń rozpędzi zmysły twe
Oddamy się razem w ten cudowny sen…
Zakryję twoje oczy, byś poczuła szmer
I powiem szeptem kocham Cię
W przestrzeni uczuć namaluję świat
I nagle niech popłynie łza
Dziś jestem tutaj
Dziś śmieję się
Naprawdę tylko
Będę robił to, co chcę
Dziś mówię głośno
Usłyszysz mnie
Odgłosy słów
Wysokich drzew
Zamoczą odświeżą urok twoich rzęs
Zajdziemy tam na kraniec, gdzie poniesie wzrok
I wiem, co się stanie to nasz wzajemny krok
Zabawnie będzie, uśmiechniesz się do łez
Zapytam wzrokiem, odpowiesz to, co chcesz
Bajecznie będzie zobaczyć nas pośród drzew
Dotykiem muskać namiętnie ciała swe
Wzajemnie i blisko szeptać jakby przez sen
Razem tak blisko szczerze uśmiechać się
Dziś jestem tutaj
Dziś śmieję się
Naprawdę tylko
Będę robił to, co chcę
Dziś mówię głośno
Usłyszysz mnie
Odgłosy słów
Wysokich drzew
I nigdy nas nie zastanie żaden kres…
A poniżej taki jeden z nielicznych wierszy-piosenek z 2022 roku, który należy do tych optymistycznych bardziej:
Nieśmiały (PIOSENKA)
Na dwoje mi wróżyła
Ma babka ta nie miła
I co?
Znów miała rację!
Coś znowu powiedziała
I w duchu się zaśmiała
I ja!
Wpadłem we frustrację!
A ja tylko chciałem
Być tak, jak wolny ptak
A ja zamierzałem
Miłości dać Ci znak
Tak bardzo znów płakałem
Kolejną noc nie spałem
Bo co?
Chyba się zakochałem!
Z samego rana ona
Słońcem tak otulona
A ja!
Jestem ciągle w domu
A ja tylko chciałem
Być tak, jak wolny ptak
A ja zamierzałem
Miłości dać Ci znak
Zabrakło mi odwagi
Bezbronny stałem nagi
A więc!
Jedynie myśli mi zostały
Za dużo w sercu miałem
I skrycie to chowałem
A co?
To, że się zakochałem!
A ja tylko chciałem
Być tak, jak wolny ptak
A ja zamierzałem
Miłości dać Ci znak
Plan wieczorem układałem
Już w głowie kwiaty miałem
I co?
Codziennie uciekałem!
I kiedy się odważę
A bardzo o tym marzę
Co wtedy?
Z uśmiechem się pokażę!
A ja tylko chciałem
Być tak, jak wolny ptak
A ja zamierzałem
Miłości dać Ci znak
I wreszcie dzień nadejdzie
Gdy obok ze mną będziesz
Co wtedy?
Zabiorę Cię wszędzie!
Wieczorem Cię otulę
W policzek pocałuję
I co?
No wiesz, zrobimy to co chcesz…
A ja tylko chciałem
Być tak, jak wolny ptak
A ja zamierzałem
Miłości dać Ci znak
Aż babcia powiedziała
Że właśnie tak myślała
A co?
Że będę zakochany
A ja tylko chciałem
Być tak, jak wolny ptak
A ja zamierzałem
Miłości dać Ci znak
A poniżej kolejna piosenka Od teraz, którą o ile dobrze pamiętam, napisałem na życzenie, ale niestety nie doczekała się realizacji.
Od teraz (PIOSENKA)
Od dziś… wszystko zamiatam
i puszczam w niepamięć
Dziś znów… zapragnę znów skakać
Wykrzyknę kochanie!
Niech kwiat… poleci do Ciebie
Swym pyłkiem zapachnie
I będziesz wiedziała
Jak bardzo Cię pragnę
Toczy się świat kręci się świat
I słońca ten blask tulący ten wiatr
Znów dotyk twej dłoni Idziemy powoli
Nie musisz już czekać, nie czekam i ja
Znów jestem tak blisko Ciebie
Moje serce się kłania
Znów czuję to wszystko
I czekam spotkania
Wiem dni wiele minęło
I jeszcze tak będzie
Tak bardzo cierpliwie
Otulam Cię sercem
Toczy się świat kręci się świat
I słońca ten blask tulący ten wiatr
Znów dotyk twej dłoni idziemy powoli
Nie musisz już czekać, nie czekam i ja
A kiedy tylko powiesz
Gdy zechcesz zapragniesz
Pojawię się nagle
Przed tobą upadnę
I będę tak tkwił
Aż powiesz mi wstawaj
Tak bardzo chcę żyć
Z Tobą zabawnie
Toczy się świat kręci się świat
I słońca ten blask tulący ten wiatr
Znów dotyk twej dłoni Idziemy powoli
Nie musisz już czekać, nie czekam i ja
Na szczycie tej góry
Obok siądziemy
Za ręce spleceni
Wiatrem otuleni
Spojrzymy razem
Na świat ten złocisty
Na naszych twarzach
Uśmiech wieczysty
Toczy się świat kręci się świat
I słońca ten blask tulący ten wiatr
Znów dotyk twej dłoni Idziemy powoli
Nie musisz już czekać, nie czekam i ja
Tak wiem to kochanie
Nie musisz nic mówić
Zobaczysz nad ranem
Co czas dla nas tworzy
Tak blisko gdy będę
Te chmury z nieba
Dla Ciebie zdobędę
A wiatr niech śpiewa…
Toczy się świat kręci się świat
I słońca ten blask tulący ten wiatr
Znów dotyk twej dłoni Idziemy powoli
Nie musisz już czekać, nie czekam i ja
I kolejny tekst do muzyki, który jeszcze nie miał muzycznego debitu i czeka. Może kiedyś…
Niech nam to wszystko gra (PIOSENKA)
Rozpoznasz mnie kiedyś lub nie
Za kilka lat będziesz mówiła, że
„Szkoda mi, że odszedłeś”
A przecież to Ty zrobiłaś
A ja cóż wysłucham Cię
Co powiesz, co chcesz
Bo wcale nie było tak
Po prostu wtedy nie dla nas był czas
Ty zawsze jesteś strażnikiem
I chronisz mnie
Ty zawsze jesteś tak blisko
I Ciebie chcę
Kto by powiedział, że
Wciąż będziesz tak
Co dzień zaskakiwać mnie
Wokół Ciebie mój świat
Co chwilę myślę, że
Jestem skazany już
Na te wszystkie wspomnienia cały czas
Tak dobrze sobie trwam
Ty zawsze jesteś strażnikiem
I chronisz mnie
Ty zawsze jesteś tak blisko
I Ciebie chcę
Nic nie brakuje mi
Gdy jesteś blisko ty
Nie mierzę czasu już
Chcę być po prostu tu
Budujesz ciągły uśmiech
Ja lubię mieć
Wiem, że tak musi być
Bo tego chcę
Ty zawsze jesteś strażnikiem
I chronisz mnie
Ty zawsze jesteś tak blisko
I Ciebie chcę
Jak strun kilka brzmień
Nadchodzi kolejny dzień
Wszystko wokół zmieni się
Opuszcza cię to, co jest złe
Do szafy gdzieś schowasz ten lęk
Rozpłyniesz się i wiatrem w świat
Polecisz gdzieś tam, gdzie chcesz
Oderwiesz się zapomnisz czas
Ty zawsze jesteś strażnikiem
I chronisz mnie
Ty zawsze jesteś tak blisko
I Ciebie chcę
Niech nam to wszystko gra
Niech stanie się otwarty świat
Tego nam przecież potrzeba
Udajmy się windą do nieba
Codziennie krok i kawy łyk
Bo nam potrzeba ze sobą być
I razem wciąż w dal do przodu
Z sukcesem z radością iść
Zaczynam dzień, Zaczynam dzień, Zatracony świat i Zaginiony świat to również teksty piosenek, ale pisałem je dla pewnej wokalistki. Niestety nie doczekały się debiutu.
Zaczynam dzień (PIOSENKA)
Włączyłem wiadomości
Nie dzieje się nic
Za oknem późny świt
Słońce świecić zaczyna
Gazeta w dłoń po kawę poszedłem
Zaparzyłem żur, taki się stał
Zaspany jeszcze, wypiłem
Kolejny dzień samotnie zaczął się
Dlaczego jestem
Dlaczego tutaj samotnie
Nie śmieję się już
Nie mogę spać
Dlaczego jestem
Dlaczego taki samotny
Nie śmieję się już
Nie mogę radości dać
Wszystko, co urocze było
Zniknęło, jakby ulotny wiatr
Tak nagle się skończyło
Zmienił się dla mnie ten świat
By myśleć, że rozmawiam z kimś
Włączyłem muzykę łamiącą
Czas, który upływa jak
Łyk słów łzy lecące
Dlaczego jestem
Dlaczego tutaj samotnie
Nie śmieję się już
Nie mogę spać
Dlaczego jestem
Dlaczego taki samotny
Nie śmieję się już
Nie mogę radości dać
I tuż tuż tuż tik-tak
Tak zegar mi gra
Dziś szybciej lżej
Samotności łyk do dna
Zostać chcę w tym śnie
Co w nocy był
Śnił mi się jakiś dzień
Widziałem siebie gdzieś
Dlaczego jestem
Dlaczego tutaj samotnie
Nie śmieję się już
Nie mogę spać
Dlaczego jestem
Dlaczego taki samotny
Nie śmieję się już
Nie mogę radości dać
Jak narkotyk zostań chwilo ma
Co mnie zbudziłaś szelestem
Chcę odlecieć chcę być sercem
Co tak zawsze z radością gna
Lecz cóż zapisać tylko mogę
Kolejne zdanie nowe
Tak tylko myśleć z ulitowaniem
Czekam na kolejne wyzwanie
Dlaczego jestem
Dlaczego tutaj samotnie
Nie śmieję się już
Nie mogę spać
Dlaczego jestem
Dlaczego taki samotny
Nie śmieję się już
Nie mogę radości dać
Zatracony świat (PIOSENKA)
Nie widzę w słońcu żadnych chwil
Nie słyszę żadnych łez
Nie czuję w wierze żadnych drgań
Nie śmieję się
Jedynie tam daleko gdzieś
Wśród zielonych drzew
Długo trwający sen
Zakrywa mnie w bolesny cień
Bez kredytu zaufania
Bez oddechu i płakania
W samotności gdzieś zgubiony
W przedsionku życia kres
Siedem mija kolejnych dni
Szybciej niż pioruna błysk
I wołam — zastopuj czas
A w duszy ściskający wrzask
Los ze mnie śmieje się
Sam tak chciałem, wiem
Nie ułożył się ten świat
Nie tuli już żaden kwiat
Żaden dzień nie cieszy mnie
Tak wybrałem, wiem
Nie przytulił mnie ten czas
Nie okryje żaden kwiat
Zapominam, gdzie ten błękit jest
Nie pamiętam, jaka tej radości treść
I nie słucham szelestu dnia
Zagubiłem się gdzieś w tych snach
Posłuchaj drogi losie
Chcę coś powiedzieć Ci
Daj spokój ty zachłanny
Zabrałeś wiele i ukradłeś mi
To czego, czego chciałem
I to, co w sercu gdzieś
Tak nagle się zamurowało
I nadszedł ten szary kres
Pytam się tylko siebie tak
Muszę tak w ciemności trwać?
Kiedy odejdziesz TY mój — brak
Powiedz, kiedy — daj mi znać?
Los ze mnie śmieje się
Sam tak chciałem wiem
Nie ułożył się ten świat
Nie tuli już żaden kwiat
Żaden dzień nie cieszy mnie
Tak wybrałem wiem
Nie przytulił mnie ten czas
Nie okryje żaden kwiat
I nie wiem, i nie wiem wciąż
Słuchać nie chcę, nie chcę nic
I nie wiem, i nie mam sił
Chcę przestać w końcu śnić…
Wciąż pytam wiatr, co szumi wokół
Gdzie droga jest tam, gdzie ten dzień?
Kiedy zgubiłem trop, zaniknął szlak?
Upadłem tu jestem, jak stary wrak
Może ten kawy łyk co dnia
Kiedyś zamieni się w kolejkę drgań
Uczuć, jakie niegdyś los mi dał
Znów wróci do mnie nie będę sam
Niemy głos, muzyki łyk
To wszystko, co zostało mi
Szukam gdzieś ulotnych chwil
Zrobiło się ciemno w sercu mym
Los ze mnie śmieje się
Sam tak chciałem wiem
Nie ułożył się ten świat
Nie tuli już żaden kwiat
Żaden dzień nie cieszy mnie
Tak wybrałem wiem
Nie przytulił mnie ten czas
Nie okryje żaden kwiat
Ułożyłem też inną wersję tej piosenki:
Zaginiony świat (PIOSENKA)
Zaginiony świat zapomnianych chwil
Znów jak ptak przeleciał kadr
To jak czarno-biały film
Pozostały nieme sny
Z zapomnianym echem zaginiony świat
Wciąga głębiej bez emocji trwam
Gdzieś w oddali uśmiech zbladł
Nie odwiedzasz więcej moich snów
Nic takie samo nie jest już
Oprócz kilku pustych słów
Ty miałeś obok być
Oprócz wspomnień nie ma nic
Zapomnianym echem dzień
W czterech ścianach solo gra
We mnie wzbiera już ta nie chęć
Nie chcę więcej, słuchać kłamstw
Sens wszystko miało być prawdziwe
Lecz teraz łzy i bolą każde chwile
Uleciało już tamten potok słów
Jestem w cieniu, nie zawołam wróć
Nic takie samo nie jest już
Oprócz kilku pustych słów
Ty miałeś obok być
Oprócz wspomnień nie ma nic /x2
Tamtych zdarzeń uwikłanych w kilka nut
Przygasł blask pędzących marzeń
Uleciało wszystko, nie ma już
Chcę zapomnieć, nie chcę pragnąć
Wszystkie dni jak rzeka
Która płynie gdzieś daleko
A wiatr niesie bóg wie gdzie
Nie będziemy razem, to już wiem
Refren drugi :
Płynące łzy smutek sercu mym
Kiedyś przecież był ten rytm
Znalazłam cię i to nie był sen
Teraz pustka w każdy dzień
Po latach, kiedy to spisywałem te treści i odnalazłem te piosenki, wahałem się, czy w ogóle dopisywać coś na ich temat. Po prostu nie do końca byłem pewien ich genezy, ale wiem jedno — zawsze powstawały na podstawie prawdziwych doznań. Gdzieś też zapisałem nawet nuty, ale już po takim czasie nie znalazłem ich.
Była przerwa — powróciłem
Muszę się przyznać, że tworząc ten tomik (chyba tomik), miałem przerwy. Wynikały one z faktu, że w moim życiu działo się na przemian dobrze i źle. Z przewagą niestety tego drugiego. Jednak uodporniłem się dosyć na wszystko i od chwili, kiedy wyszedłem ze szpitala po przebytym COVID, zacząłem żyć inaczej. Choroba mnie uratowała. Paradoksalnie można ująć to w ten sposób, że „COVID wyleczył mnie”. Tak moi mili. Dobrze czytacie! Nie pisałem o tym na początku, w niejakim wstępie, ale teraz po niemal roku, wracając do kontynuowania tego tomiku, uzupełniłem o te informacje.
Na początku 2022 roku, w styczniu, pod koniec tego miesiąca wylądowałem w ciężkim stanie (chociaż wcale tak nie myślałem!). Tam co prawda leżałem dwa tygodnie, to jednak skutki tej choroby odczuwałem jeszcze przez dwa miesiące w najgorszej postaci. Nie mogłem się w ogóle poruszać i okres do maja 2022 roku, praktycznie przeleżałem w łóżku. Jednak jeszcze jedno i chyba najważniejsze, jest to, że COVID mnie uratował! Mianowicie, powróciwszy ze szpitala, nie sięgnąłem już po alkohol. A musicie wiedzieć, że jestem alkoholikiem. Niestety tak sobie ułożyłem w życiu. Poddając się swojej słabości, zmarnowałem jego większą część.
Mój klimat
Zapinam się pod szyję swym życiem
Zapinam się w sercu
Swym niebyciem
W blasku na schodach
Wspinam się
Na samą górę
By tam na dachu spać
Wiosną jest towarzystwo
Liczniejsze
I słońca więcej
I można oddychać
A jak deszcz
To rozbieram się
I kąpię
Jakby ptak jestem
Gdy głodny nie schodzę
Karmi mnie wiatr
Karmi mnie świat
Pod nosem mam oddech
Jeden kierunek
Tylko w dół
Lecz dwie drogi
Schody Lub otchłań
Wracam idę
Skaczę
Nie będę z powrotem
Nie zobaczę już
W lustrze
Ani siebie kawałku
Ale tam gdzie odchodzę
Tam jest
To co chcę
Nie patrzę więcej
Wstecz
Oddycham więc
Nucę śpiew
Nucę sen
Oby…
Nie wiem dokładnie, kiedy napisałem ten wiersz „Mój świat” i dlaczego, ale często bywało, że po prostu miałem potrzebę wyżalenia się i zrzucenia ciężaru samotności w otchłań literatury i wydaje się, że to było jedyne rozwiązanie w moim przypadku, bo po prostu nazajutrz widziałem więcej pozytywów z życia, które mi zostało podarowane. Dlaczego dopiero nazajutrz? Nie wiem dokładnie, ale chyba po kilkunastu godzinach dopiero docierało do mnie coś innego, niż wcześniej widziałem. A wcześniej zazwyczaj żal i smutek, to były te uczucia, jakie mi towarzyszyły. Chociaż skłamałbym, mówiąc, że zawsze, bo na szczęście bywały momenty, że z mojej twarzy dosyć długo nie znikał uśmiech.
Kasztany po raz kolejny
Trzydziesty pierwszy raz powitałem kasztany
Trzydziesty pierwszy raz widzę złoto
I trzydziesty pierwszy raz czekam, jestem znany
Trzydziesty pierwszy raz zakochany
Tak po kolei rok w rok to samo
Sumuje jesienną aurą moje plany
Mogę trzydziesty pierwszy raz powiedzieć
„jestem” taki znów niepokonany?
Gdy byłem dzieckiem każdy kasztanowy rok
Był inny, raz cieszył mnie zapadający mrok
Innym razem picie po kryjomu piwa
W krzakach tam, gdzie wciąż bywam
A teraz patrzę, jak ucieka czas
Nie cieszy to złoto, cieszyło raz
Dudni z samotności i tak co roku od kilku lat
Przychodzą wiosną amory i zawsze ten brak
Odchodzą późnym latem zbyt krótki czas
By pozostały na zawsze w nas
Męczy to coroczne zakochanie
Co roku inna i inne posłanie
Co roku inny ból, lecz podobny
Męczy to wciąż i niewygodnie
Tej, z którą kolejne roczne kasztany
Razem będę zbierał, razem je mamy
Co rok w dłoni jeden owoc brązowy
Twardy, jakby to serce było niezdrowe
Roztrzaskać nawet trudno i nie myśleć
O lżejszym dniu i co chcę widzieć
Tak pusto w sercu i tak szaro
Upływanie i zieleni już tak mało
Czasem zastanawiam się, jak na równiku
Jak kasztan tam znikam
Nie ma ich, układały się życie i dni
Może ta miłość może sny
By przetrwała, gdyby nie było ich
Te myśli i to błaganie i nic
Z kolei ten powyższy utwór, to chyba został napisany w dniu, kiedy kończyłem 31 lat. Na to wskazuje treść i tego się trzymajmy.
Bez dotyku
Nie chcę czuć żadnego dotyku
Ta bliskość by mnie zabiła
Dotyk odbiera mi życie
To dla mnie zgubna chwila
Przypomina mi smutnie momenty
Piękne, jakie kiedyś przeżyłem
Teraz wolę tylko pomarzyć
Że ktoś czułością mógłby mnie darzyć
W tym smutku jest mi lepiej
Bo nie płaczę, nie czuję
Uśmiechać się nie muszę
Dotyk jedynie rani mą duszę
Nie chcę pamiętać tych dreszczy
Gdy dłonie splatają się razem
Gdy miłość jest życia obrazem
A serce krzyczy i wrzeszczy
Jestem już sam od dawna
I niech tak pozostanie
Wolność jest tylko prawdą
Sam sobie, i nie kochany
Do dupy
I do dupy jest ten świat
Nie ma piękna
Codziennie tylko wiatr
Który nosi wspomnienia
A tych wspomnień wielki ból
Duszące westchnienia
Nienawidzę dni
Tych z poprzednich lat
Szare sny i kolory mgły
Szelest liści
Jesienny urok wokoło
Przyroda współgra ze mną
Zapytał mnie ktoś — za czym tęsknię?
Powiedziałem — za niczym i nie, nie chcę?
Bo tak niewiele miałem dobrego
Nic się nie stało, co chciałem
Teraz jestem jak warzywo
W czterech ścianach jak w donicy
Leżę i tylko czasem wstanę
Do ubikacji i po szklankę wody i chleb
Najbardziej bolą wspomnienia
O córce, o żonie, o miłościach
Które z głupoty stracone lub były niemożliwe
Wspomnienia zżerają, tłamszą i leją łzy
Chciałbym przez piętnaście minut, nie czuć niczego
Nie być tu gdzie jestem i spojrzeć z góry
Zrobić fotografię, by potem jak wrócę
Zobaczyć co tracę, co jest obok mnie…
Trzeba mi wybaczyć to użalanie się, lecz niestety innego sposobu nie widziałem, jak tylko opisywać moje smutki w nadziei, że może będzie kiedyś lepiej. A, i przepraszam za moje, czasem niezbyt smaczne wyrażanie się, ale jak najbardziej tylko tytuł „Do dupy” pasował do ostatniego wiersza. A czy jest to wiersz do dupy faktycznie? Sami i tylko Wy możecie to stwierdzić.
Ona jedyna
Gdziekolwiek jesteś moja ukochana
Ja co dzień myślę od samego rana
Choć nie wiem jeszcze jak się nazywasz
W mej wyobraźni zawsze przebywasz
Gdy roztargniony i niezadowolony
Miłości wiecznie jestem spragniony
Tych takich czułych słów
Chciałbym, abyśmy byli razem tu
Wyobrażam sobie jak pośród drzew
W parku spacerujemy a w wokoło nas śpiew
Tych ptaków kolorowych, wiosennych
Zwiastujących dzień kolejny, płomienny
Tyś moim natchnieniem w każdej podróży
Dodajesz radości i sił to zastrzyk duży
Energii na świat, który czasem tak nudny
Przepełniony płaczem i często trudny
Chcę Cię poznać moja jedyna
Gdzie jesteś Ty piękna dziewczyna
W której włosach tyle kwiatów
Dodają one uroku światu
Chciałbym uklęknąć przed Tobą
Nasycić się uśmiechem i Twoją mową
Usłyszeć radosny śpiew
Przeszedłby wnet ten mój życiowy gniew
A tak sam jestem i ciągle nic
Nie dzieje się wokół i nawet sny
Są takie szare, ponure, smutne
Czuję jak życie bez Ciebie okrutne
Czasem wychodzę do pobliskiego lasu
By oddać się woni zielonej i odlecieć czasem
Odetchnąć w marzeniach i uśmiechnąć się do ptaków
Zerwać źdźbło trawy wśród krzaków
Szukam tam Ciebie moje natchnienie
Szukam sam siebie, jesteś marzeniem
Które być może za kolejnym drzewem
Pojawi się i będę jak w niebie
Zrywam gałązki i inne kwieciste bukiety
Ale jest smutno, bo nie ma Cię niestety
Lecz zawsze wołam po cichu lecz słyszalnie
Wołam po Ciebie niemal błagalnie
Wracam po kilku godzinach z tej podróży
Wracam i siadam z piórem, napiszę wiersz długi
Słowa się układają w piękną melodię
Wskrzeszasz uczucia i radośnie mówię
I tak godzinami wzdychając wyrazem
Przemierzam dzień w radosnej twarzy
Aż do wieczora, gdy zmrok utuli do snu
Rozkładam łóżko z nadzieją, że przyjdziesz tu
A w nocy znów sny ich wiele pewnie
W każdym będziesz ty i ja też będę
W ramionach spleceni, wtuleni w smak
Razem czujemy i cieszy się świat
Nazajutrz znów w podróż się udam
Sprawdzę w tym lesie, czy Ciebie nie ma
Jak zawsze co dzień tysiące drzew
Będzie mówiło, że jesteś i będziesz, bo chcesz…
Cholera. Za skurczybyka nie potrafię sobie skojarzyć, kto był adresatem, bądź inspiracją do napisania tego utworu. ”Ona jedyna” to zapewne kobieta (przecież inaczej być nie może), ale skąd i gdzie jest lub była? No i tutaj, jak już poruszyłem ten temat, to chciałem powiedzieć, że ze mną faktycznie tak było, że czasami nie wiedziałem, kogo kocham, czy jestem zauroczony, czy też zafascynowany. Myślałem nawet nad tym, czy ja w ogóle kiedyś byłem zakochany! Bo tyle, co zrobiłem w swoich związkach, wskazywałoby, że nie do końca. Nie powiem, żebym się tym nie martwił, bo jeśli faktycznie nie poznałem prawdziwej miłości, to dlaczego ją określam i jakim prawem? No właśnie, może prawdą jest, że należę do tych osób, które nigdy nie kochały! Jedyne co, darzyły ogromną sympatią i pomyliły z uczuciem miłości! Bo przecież miłość pokonuje wszystko, tak przynajmniej mówią, a ja, nie byłem w stanie zmienić siebie na tyle, żeby moja druga połowa była szczęśliwa. Może była, lecz tylko przez pewien czas, aż do momentu, kiedy miała już dosyć mojego sposobu życia. I powiem szczerze, że wcale bym się nie zdziwił, jakbym nagle usłyszał od byłych partnerek, że nigdy mnie nie kochały. No ale w ten sposób nie powiedziały mi, więc mogę tylko gdybać.
Lampa
Zaświeciłem lampę, lecz tylko w myślach.
Nie chciałem zakłócać prawdziwych barw,
otaczającej mnie rzeczywistości.
Wolałem być otulony tą szarością.
Współgrała z moim brudnym życiem.
Pomyślałem sobie, że ten dzień,
niczym mnie nie zaskoczy.
Wciąż będę tkwił w tym samym miejscu na ziemi.
Ta poświata była ukojeniem,
co pewnie mało kto pojmuje.
Takie jest właśnie wszystko to, co widzę.
Szare i ponure.
Nie zmienię tego, nawet jeśli bym przemalował najbardziej
odblaskowymi farbami wszystko,
co jest wokoło mnie.
Lampa mogłaby zabłysnąć.
Wystarczyłoby ją włączyć.
Nie zrobiłem tego,
bo nie chciałem,
aby rozjaśniła moje myśli.
Bo tak pewnie by się stało.
Bo zawsze,
gdy zmieniają się barwy tam,
gdzie jestem,
wtedy coś przykuwa moją uwagę.
To jednak nie zawsze jest przyjemnością.
Czasami chcę być po prostu, takim nikim.
A jestem nikim, nie ulega wątpliwości.
Tak właśnie wiem. I wiem, że nie ma w tym żadnej radości…
Utwór „Lampa” to chyba mój nowy styl, jaki zaczął kreować się ostatnio. Napisałem go w grudniu 2022 roku. To była chyba nowość jak dla mnie, bo zastosowałem bardziej formę prozy? Nie wiem, jak nazywać takie wiersze, ale osobiście spodobał mi się ten, jak dla mnie, eksperyment. Nie określę, ilu czytelników przeczytało ten wiersz, bo opublikowałem go na Facebook, ale sądząc po odsłonach mojego profilu autorskiego, mogło być ich kilkadziesiąt. To mało, ale nie liczę na to, że moja twórczość przysporzy mi sukcesów i popularności. Piszę, bo lubię i przedstawiam swoje treści, bo po prostu jestem ciekawy, czy w ogóle kogoś zainteresują.
Los
Czas leci nieubłaganie
Tkwię wciąż w takim samym stanie
Główne uczucia gdzieś w oddali
Są pominięte, nie liczą się wcale
Każdy poranek kolejną udręką
Ociężale bez życia wstaję
Kiedy uśmiech był, nie pamiętam
Nic dziwnego, nie żyć wolałem
Naprawić się nie da nic
W myślach smutek ciągle
Chociaż troszkę szczęśliwym być
Pragnę naiwnie, niemądrze
I tylko w ręku pióro cyfrowe
Przelewam żale uczucia
Powstają smutne zdania nowe
Ja jestem bliski nimi zatrucia
I nie ma żadnej recepty
Rozwiązania choćby na chwilę
Skazany na własne złe szepty
Już dawno na to się zgodziłem
Jak widać w utworze „Los”, nastrój melancholiczny jest moim życiem. Tak po prostu i muszę się z tym pogodzić, że choćbym nie wiem, jak chciał, to będę płakał i żalił się. Czy to dobrze? Raczej tak, bo przynajmniej pozostawiam to w formie wiersza, a nie marudzę innym za uchem, jak to było kiedyś i jak mogłoby być. To również wiersz napisany w okolicach grudnia 2022 roku.
Mrówki…
Jak autostrada, przenosi upadłe gałęzie
Na tych tratwach podróżnicy mali
Ze szczyptą powabu płyną kilometrami
Ciągłą linią podążają z wysiłkiem
Na swym garbie wytrwale
Uczepione na nich drągi traw chropowate
Niestrudzona armia małych wojowników
Nie jak człowiek słaby i marnotrawny
Podążają przez deszcz i wiatry
A wokoło…
Poranek na łące i motyle jak latawce
Kolorowym upiększają blaskiem
Kołyszące się wysokie trawy
W których chowają się biedronki
Drzewa spoglądają mądrością
Na ten plac zabaw jakby
I komentują, kołysząc gałęziami
Te starsze niż wieszcze i wyrocznie
Na niebie ptaki jak patrol
Patrzą z góry, czasem zabierając
Z daleka opowieści dla sowy
Zostawiają w skrzynce, aż się obudzi
Strumień, nieopodal który szemrze
Jak autostrada, przenosi upadłe gałęzie
Na tych tratwach podróżnicy mali
Ze szczyptą powabu płyną kilometrami
A one…
One nad wyraz silne i w zapasie mając
Kolejne motywacje i cel ustalony
Bez marudzenia jak to człowiek robi
Podążają jak armia wyszkolona
Równo w szeregu, nie bojąc się rozkazów
Nie protestując i bez omdleń z dumą na twarzy
O ile twarzą nazwać można te ciemne istoty
Bo przecież to nie ludzie
To jednak lepsze stworzenia i nie poddają się w trudzie
Budują i tak co dzień do przodu
Nie wahają się, nie płaczą, nie marudzą
Nie boją się nikogo nawet potoku wody
Wytrwale walczą z tą trudną przyrodą
Powinny być przykładem dla wszystkich nas
Tryumfu nad życiem pełnym obrazem
Mogą mnie torturować, by dowiedzieć się, co wpłynęło na mnie, że stworzyłem tekst „Mrówki…”. Nie wiem za cholerę! Pewnie nie przypomnę sobie nigdy, a nawet jeśli chciałbym wywnioskować po treści tego wiersza, to jedynie mógłbym go na nowo zinterpretować, co nie stanowiłoby jego genezy. Zatem, jak to potocznie często mówią — sorki. Jedno wiem, że powstał w drugiej połowie 2022 roku.
Myśli codzienne
Te myśli codzienne
Szczególnie wieczorem, gdy już tak cicho
Miażdżą mnie one
Nie chcę tych myśli ciągle słyszeć
Wiecznie te łzy wyrazami układane
Biciem nieregularnym serca
Opatulone ciało dreszczem złości
Zesztywniałe mięśnie a w środku pustka
Nie wiem, gdzie wschód, a gdzie zachód słońca
Nie wiem, kiedy wstaję, a kiedy śpię
Widzę jedynie światło sztuczne
A gdy spojrzę na drzewa to ślepnę
Odrętwiały mi nogi i są jakby kłodami
Nie mogę się ruszyć i pójść w świat
Tam, gdzie zawsze chciałem przed siebie
Tam, gdzie końca nie widać
Nie mogę, nie wiem, czy chcę nawet
Spróbować, wrócić do żywych
Pod kołdrą ukrywam siebie
Jakby wystraszony przed życiem
I tylko czasami w myślach nadzieja nagle zaświta
Kiedy ktoś powie z zaskoczenia miłe słowo
Lecz rzadko to bywa i wcale nie jest tym, czego chcę
Bo to tylko zwykła uprzejmość, a nie spełnienie…
No tak, znowu. Pomyślałem sobie, że ten kolejny wiersz jest tylko dowodem na to, że jestem płaczkiem i chyba nie ma co za bardzo go opisywać.
Optymizm?
Życia nie umiem poskładać sobie
Lecz tyle wierszy powstaje w mej głowie
Każdy jest inny i żalem przemawia
I gdy napiszę to ulga dla mnie prawie
Ale ostatnio coś się zdarzyło
W moim życiu dużo się zmieniło
Zacząłem nagle czuć coś lepszego
Doznałem humoru utęsknionego
Smutne wyrazy zmieniłem w metafory
Gdzie łzy pomalowałem kolorem
A spojrzenie jak z latarki
Patrzyłem jak wiele mój świat jest warty
Ten entuzjazm nie wiem dlaczego
Pojawił się nagle to coś przyjemnego
Może ktoś puka do mojego serca
I do kolejnej w życiu radości zachęca
Ten „Optymizm?” powstał dokładnie w dniu, gdy utworzyłem plik z tą książką. I w sumie tego dnia raczej byłem w miarę uśmiechnięty, bowiem czułem, że powoli zbliża się coś niezwykłego w moim życiu. Dokładniej mówiąc, zacząłem ponownie myśleć o tym, że mogę się zakochać! Kilka dni przed powstaniem tego wiersza, odezwała się do mnie dawna znajoma (ale tylko z Facebook, bo nigdy się nie spotkaliśmy) i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Nie byłbym szczery, gdybym powiedział, że to były niewinne rozmowy, w których nie było żadnego podtekstu prowadzącego do zbliżenia się. Nie mówię o seksie, a jedynie o tym, że może kiedyś się spotkamy i spodobamy na tyle, że będziemy razem? Takie właśnie po głowie wtedy miałem myśli. A pisząc tę książkę, nadal nie wiedziałem, jak to wszystko będzie się rozwijało. W każdym razie coraz bardziej odnosiłem wrażenie, że nie tylko ja miałem na uwadze bliższe relacje. Kobieta, która do mnie pisała, również, zdawałoby się, że pokładała pewną nadzieję na znajomość i nie tylko „do pisania w internecie”. Możliwe, że byłem w błędzie. Tak sobie myślałem wtedy i tutaj chcę podkreślić, że być może, zanim wydam ten tomik, książkę, to jeszcze wiele razy wspomnę o tej sytuacji. A zapisuję to w tej nieodkrytej formie, bo będzie to fajna zachęta do śledzenia treści w dalszej części. Czy koniec tej książki będzie taki finalnym happy ednem? Nie wiem, bo równie dobrze, może okazać się, że ten finał jeszcze nie nastąpi, a postanowię wydać ją w takiej postaci, jaka będzie w dniu decyzji o publikacji.
Dziwne to, co piszę, sam się nie spotkałem z taką sytuacją, że autor w środku książki, pisze o tym, że nie wie, co będzie w niej dalej i od razu uprzedza o fakcie swoich czytelników. Nie miejcie mi jednak tego za złe…
Opuściła mnie radość
Dzisiaj wcześniej pójdę spać
Nie mam sił tej nocy marzyć
Dzisiaj w mym sercu szara gładź
Smutek jedynie mogę wyrazić
I nie chcę żadnych snów
Niech ciemność mnie ogarnia
Chcę być jak gnijący trup
Myślami o szczęściu dziś gardzę
Chciałbym dziś podrapać kolory
I rozszarpać je na strzępy
Tak by powstał witraż ponury
Odszukać w złości namiętność
Niechby wszelkie uczucia wojnę toczyły
Niechby ten chaos w środku wznieciły
Aż zabrakłoby tchu i nadziei na słońce
Bym mógł delektować się swoim końcem
Bo tylko wtedy odetchnę od bólu
Odnajdę swój raj na zawsze
Nicością w podnieceniu się otulę
Swoją tęsknotę z miłością pogłaszczę
Wiem, co powiedziecie teraz — znowu to samo, smutek i żal. I pewnie macie rację. Takim niestety jestem zatwardziałym marudą.
Poranek
Pusto, a jednak wokoło wiele się dzieje
Rano słońce codziennie razi drzewa
Nawet jeśli kilka chmur je zasłania
I tak dociera do ich czupryna błękitu nieba
My ludzie wstajemy niechętnie
A ptaki już dawno się obudziły
I gdzieś w pogoni za życiem
Lecą radośnie i żywo nieskrycie
Dla nas czarna i mocna kawa
A drzewa mokre w porannej kąpieli
Trwają i szeleszczą muzyką liści
A w zimę gałęzie mrozem trzeszczą
My ludzie poranne „dzień dobry” mówimy
A wiatr niesie czasem lekką melodię
A często wrzeszczy do okien
Podążając za ciemnym obłokiem
My ludzie jesteśmy wredni
Krzyczymy, bo wstać musimy
A wiatr i słońce, drzewa i cały świat zielony
Po prostu jest z tego poranka zadowolony…
Dla odmiany coś innego nie tylko o sobie, ale też o innych i chyba tym samym, powalam mit, o tym, że jestem zapatrzony tylko w siebie.
Samotne myśli
Ta moja samotność, nie musi być taka samotna
Wystarczy, że napiszę jakieś dwa piękne słowa
Ubiorę nimi dwa dłuższe zdania
I znów przyjdzie mi chęć, do świętowania
To jest mój świat i nawet mi nie przeszkadza
Że w każdy dzień do kolacji samotnie siadam
Upiększę swoje myśli pięknymi wyrazami
Sprawią mi radość i będą dla mnie kołysaniem
Wieczorem jak zwykle wezmę ołówek
I naszkicuję kilka przyjemnych słówek
A kolejny nudny poranek
Będzie z ochotą oczekiwany
A wcześniej, zanim nastanie
Snem błogim będę otulany
Żeby odetchnąć od swojej szarości
Nastawić się na przybycie radości
To może naiwne i zbyt optymistyczne
Wciąż myślami błądzić drastycznie
Bo nie zmuszę losu do niczego
Co bym chciał dla mnie dobrego
Mogę tylko powiedzieć do siebie
Że może będzie jak błękit na niebie
Tak jasno wrażliwie z emocjami
I podskoczę z energią czasami
Oczywiście mógłbym dopisywać adnotację do każdego mojego utworu, lecz niektóre ich nie potrzebują, więc pisał na temat „Samotnych myśli” nie będę.
Wiosna chyba
Nastała wiosna
Ledwo zauważyłem
W tych czterech ścianach
Co dzień gniję
Co mam żałować?
Zieleni nie ma
Jeszcze jest biało
Ja nie mam natchnienia
Do życia trzeba wstać
Lecz chce jeszcze spać
Nie jest mi dobrze
Wciąż słyszę płacz
Gdzie jesteś?
Szukam Cię wszędzie
Chciałem Ci dać
Kwiaty wiosenne
Tak bardzo tęsknię
A wiosna?
Jej dla mnie nie ma
Są tylko pragnienia
O okresie powstania tego wiersza, nie muszę mówić, bo wynika z treści. A rok? Nie pamiętam.
A poniżej coś napisanego w przeddzień świąt bożego narodzenia 2022. Szczerze powiem, że jakoś mi te wiersze na święta, niezbyt dobrze wychodzą i w ogóle nie czuję klimatu. Pewnie wynika to z mojej samotności. Faktem jest, że starałem się coś ładnego ułożyć, to jednak tylko te poniższe powstały.
Jeszcze tylko dziesięć dni
Dzisiaj jest wtorek i wieczór smolisty
Późna godzina nastaje
Za oknem śnieg pada dżdżysty
W radiu ballada nutę nadaje
Rozmyślam co podarować bliskim
Jakie wymyślić prezenty
Święta przecież tak bardzo blisko
Ich klimat jest rozpoczęty
Tudzież bratu może rower kupię
Drugiemu zaś jakiś komputer
Teściowej wybiorę sztucznego banana
Żeby z uśmiechem wstawała z rana
Z teściem jest większy problem
To wielki filmowiec
Może kamerę przedpotopową
Odnowię i dam mu całkiem jak nową
A mamie kupię szalik wełniany
Taki długi z frędzlami
Ojcu jedynie znicz piękny
Bo jest dawno wniebowzięty
A swojej żonie nie wiem, co dam
Bo przez nią zostałem sam
Kiedyś kochałem, lecz to historia
Teraz nas nie ma, jest tylko wojna
Córka już dawno odeszła
Nawet nie wiem czym ją ucieszyć
Więc tylko w sercu będę ją nosił
I mówił głośno, że bardzo ją kocham
Jeszcze tylko dziesięć dni
I okaże się ile będzie pięknych chwil
Kto z uśmiechem się odezwie
A kto powie „nie chcę”
Na kilka dni przed wigilią
Trochę smutno, trochę żalu,
zresztą jak zawsze,
teraz lepiej się staje,
bo wiem,
że nadchodzi ten dzień.
Wigilia
i wszyscy będą się uśmiechać,
będzie kolędowanie,
nic tylko się cieszyć.
Mam tyle do powiedzenia
Przez ten rok cały
Nie miałem żalu wcale
Mimo że nadal cię nie ma
Dążyłem do uwolnienia
Niestety odejść nie potrafię
Na myślach o tobie ciągle się łapię
A gdy wigilia za kilka chwil
Dopiero czuję jak brakuje cię mi
Chciałbym powiedzieć kocham nadal
Że wciąż jestem ku tobie i czekam
Lecz wiem, że odeszłaś daleko
Nie będzie więcej nic z tego
Łudzę się momentami, jakie były
Tak bardzo chciałbym by powróciły
Kiedy to obok razem uśmiechnięci
Miłością wzajemną ogarnięci
Chciałbym, by znów tak się stało
Byłby to prezent dla mnie wspaniały
I wiem, że już nie chcesz tego od dawna
Muszę więc z żalem przyjąć tę prawdę
Lecz z głębi serca ślę tobie skrycie
Bądź szczęśliwa i ciesz się życiem
Powiem to szeptem podczas kolacji
Po raz kolejny żegnając się z gracją…
Żeby nie było tak pięknie, to muszę przedstawić kolejny, bardziej… no właśnie.
Zatracony
Nastroje moje wciąż zmieniają się
Jak morskie fale przypływu i odpływu
Znów jestem w świecie, którego za dużo
Tam, gdzie bezkres ciemności i cisza
Zamykam się w czyjejś fabule
Która urozmaica samotność
I tylko czasami przez chwilę
Myśli są takie przyjemne niewinne
Kiedy to serce mocniej bić zaczyna
Przez urok wspomnień o tym, co już nie ma
Minęły te chwile i nie wszystkie piękne
Pozostały rysy i zgrzyt w pamięci
Bolą łaskoczą, tulą i rozgrzewają
Czasem gniotą i zabijają
Ciemny świat i mroczny wieczór
Dzień nie istnieje, i sen otula
Już słońce jest, jakby księżycem
Nie budzi, nie drażni, nie daje radości
Zatracony…
I jeszcze coś, co miało być piosenką. A sytuacja była taka, że odezwała się do mnie pewna wokalistka, która poprosiła mnie o napisanie tekstu do muzyki, którą mi przesłała. Miała zaśpiewać utwór i oczywiście nagrać go, ale mijały dni i potem tygodnie, a ona więcej się nie odezwała. Zatem przedstawiam tę treść w tym zbiorze i nie wiem w końcu, czy zostanie wykorzystany. Bo w momencie pisania tego tomiku, nadal nie miałem kontaktu.
Wylane łzy (piosenka)
Tyle tych wylanych łez
Tyleż smutku żalu też
Nie wiedziałam, że
Tak potoczy się
Że ten nasz różowy świat
Nagle odleci niczym wiatr
Że pozostaną tylko sny
A przecież to jest jakby nic
A teraz gdzieś uciekam w dal
Gdzieś w tę otchłań i gdzie nie ma łez
To jest inny świat i chcę być tam
Zawsze w sercu Ciebie mam
Już minęło tyle lat
Ból w mym sercu zabrał czas
Chwile wszystkie te
Już nie wrócą wiem
Ale przecież wszystko, co zostało
Co się przecież kiedyś działo
Teraz jak oliwa wrze
To mój sekret, to mój sen
A teraz gdzieś uciekam w dal
Gdzieś w tę otchłań i gdzie nie ma łez
To jest inny świat i chcę być tam
Zawsze w sercu Ciebie mam
Odnalazłam nowe dni
Ktoś zawitał w sercu mym
Tam, gdzie byłeś kiedyś Ty
Musiałam i wybacz mi
Nie myśl o mnie źle
O tym jednym wiedz
Że kochałam Cię
Teraz to jak sen
A teraz gdzieś uciekam w dal
Gdzieś w tę otchłań i gdzie nie ma łez
To jest inny świat i chcę być tam
Zawsze w sercu Ciebie mam
Wiersz/tekst piosenki wykorzystałem też w powieści „Stefan to niezły kizior”, więc jeśli dojdzie do wydania tej wspomnianej książki, to możecie spodziewać się, że tam również przeczytacie tę treść.
***
Nie jest nowością dla tych, którzy mieli okazję mnie poznać, że mam wiele zmiennych nastrojów i często są one niebezpieczne, a przynajmniej z pozoru. Te różne rozmyślania, można różnie odbierać, a i pewnie niektórzy mogą sądzić, że chciałem się zabić. No cóż, pewnie mieli trochę racji, ale pozostawiam potwierdzenie takich myśli, tylko dla siebie.
Taki ma być koniec?
Najgorsze są noce, bo wtedy nie ma nikogo
Włączam komputer i przewijam strony
Jakby w oczekiwaniu aż ktoś się zmaterializuje
Chcę wtedy powiedzieć, jak beznadziejnie się czuję
Takie moje narzekanie i krzyk rozpaczy
Przeszłości cięgle nie mogę sobie wybaczyć
Rozdzieram uczucia i zalewam je łzami
Wrzeszczę w duchu — gdzie jesteś kochanie!
Kłęby dymu papierosowego zasłaniają ekran
Zamiast podążać drogami marzeń sennych
Błądzę myślami i gdzieś próbuję uciekać
Moje życie w całości pogrążyły błędy
Szkoda, że nie ma lekarstw w osiedlowej aptece
Na smutek, żal, nie jestem taki zły przecież
A może tylko to moje złudzenia
I tak naprawdę jestem godny potępienia
Strzał czasem mam ochotę usłyszeć
Taki ostatni huk, by w sekundę przestać widzieć
Żeby nie czuć i ulecieć w inny świat
Martwy i nawet lepszy byłby dla mnie kat
Ohydna jest dla mnie każda chwila, gdy nie śpię
Śmierdzi przeszłością każdy kolejny dzień
Wciąż nic nie mogę i uwięziony w goryczy
Czas na łzy trwonię, a serce o litość krzyczy
Nadziei brak i żal wypełnia chwile
Zdruzgotane wnętrze i dusza nie żyje
Szarpią brutalne myśli i mówią szepty
Bym wreszcie na śmierć się zapowietrzył…
A w ogóle to mam tak bardzo wszystko niepoukładane i pozapisywane w różnych miejscach, że potem aż przyjemnie, gdy po wielu latach nagle otworzę plik na starym komputerze, lub folderze i okazuje się, że coś tam ciekawego jest. Tak też znajduję swoje stare wiersze. No i pewnie, gdybym też przeszukał każdy zeszyt w domu, to również coś znajdę. Właśnie taką wycieczkę po zakamarkach postanowiłem, że będę robił i to, co jeszcze nie opublikowałem oficjalnie, będę zamieszczał w swoich tomikach. Tak właśnie dzieje się w mojej przygodzie twórczej. Oto jedna z moich zgub:
Pierwsza chwila (PIOSENKA)
Na plaży stopy w piasku
Zagłębiają się niczym w potrzasku
Nagle z naprzeciw wychodzisz Ty
Spełniają się moje ukryte sny
Dwa spojrzenia wprost
Nikt by się nie spodziewał
Że tak bardzo śmiałe
Za rękę mnie chwyciłaś
Poczułem się jakbyś zawsze ze mną była
Serce moje nagle zaczęło mocniej bić
Mimo tej jednej chwili
Dwa spojrzenia wprost
Nikt by się nie spodziewał
Że tak bardzo śmiałe
Na plaży stopy w piasku
Zagłębiają się niczym w potrzasku
Nagle z naprzeciw wychodzisz Ty
Spełniają się moje ukryte sny
Niby to tekst piosenki, ale też ciekawy, chociażby ze względu, że odkryłem go po latach. Ciekawy przynajmniej dla mnie. Wam nie musi się podobać.
Zastanawiałem się jaką muzykę miałem w głowie wtedy, gdy pisałem te słowa, ale to już raczej nigdy sobie nie przypomnę.
A poniżej „Magia nas”. Wiersz z 19 stycznia 2023 roku, który wysłałem do oceny i być może publikacji w jednym z wydawnictw, ale na ten moment pisania tego tomu, nie miałem jeszcze decyzji, co z nim się stanie. Zresztą jest to jeden z wielu wierszy, które przedstawiłem temu wydawnictwu „Bezkres” i „Almanach”, zatem możliwe, że po wydaniu tego tomiku „Poetycka historia”, czytelnicy mogli już przeczytać niektóre utwory.
Magia nas
To wszystko jak magia i jasno lśni
To z zaropiałego oka słone łzy
Nasze serca i oboje chcemy
Być blisko, usta zewrzemy
Nasze policzki to bliskość
Największych pragnień i serc
Z tych oczu niebieskich i zielonych
Lśni wzrok namiętnie uchwycony
Niechby tylko w kolorach inny świat
Ten najpiękniejszy, żeby nam grał
Był na drodze, gdzie będzie lepiej
Gdzie wytrwałość nas zaszczepi
Na to wszystko trzeba poczekać
To jakby fontanna wielkich obietnic
Nie płacz i wiedz, co naprawdę chcesz
Dotyku teraz brak, lecz on zawsze jest
Niech uśmiech na Twej twarzy widnieje cały czas
Niech słone kałuże zakryją zło i brudny świat…
Nie wiem, co myśleć
Jak nielotny ptak zraniony na ciele i duszy
Przez ciebie umieram z myślami
Nie mogę tych uczuć zagłuszyć
Nie wiem, dlaczego jest niechciany
Uciekły serca nasze, bo jakby inaczej
Miłości szans nie daliśmy wcale
A nasze dziecko patrzy i płacze
Dla niego nic nie jest zrozumiałe
A my daleko od siebie w świecie zgubieni
Nie wiemy nawet co nas zniszczyło
Sami sobie z żalem pozostawieni
Może dobrze nam się by żyło?
To jednak nie ma już znaczenia
Minęły chwile a czas miał leczyć
Ja jednak nie znalazłem wytchnienia
Radości mej każdy dzień przeczy
Jedyne co chciałbym wiedzieć
Czy z naszym dzieckiem będzie inaczej
Kocham cię móc mu powiedzieć
Lecz wiem, że nie dane mi raczej
Powyższy wiersz, jak łatwo się domyślić, napisałem w żalu za… No cóż, chyba każdy się orientuje, że chodzi o rodzinę.
Czy ważne co będzie dalej?
W łóżku słodkie winogrona
Wtuleni w siebie w ramionach
Wszystko nagle jest inne
A smutki takie dziecinne
Za ręce chwyceni
W siebie wpatrzeni
W blasku księżycowej nocy
Dla nas świat teraz uroczy
Z tobą chcę być
Zawsze tak żyć
Smakować twój zapach
Tulić się w szatach
Niech noc się nie kończy
I tak mocno nas złączy
Bo jutro może już nie być
Żalić się nie ma potrzeby
Nie mój ten świat
Wczesną wiosną się urodziłem
Czy umrę też wtedy?
Rzygam zepsutym winem
Napytałem sobie biedy
Co dzień tak samo
I ciągłe pragnienie
Zmęczony rano
A w myślach trumna wytchnieniem
I tam też będę płakał
Chociaż innymi łzami
Tęsknotą będę się oplatał
Za wszystkim, co pamiętałem
Za zgubioną miłością
Za smutkiem i za litością
Za niespełnionym i za żalem
Za tym, czego nie chciałem
Lecimy
Lecimy tam, gdzie są najpiękniejsze melodie
i gdzie tylko miłość trwa zawsze.
W naszych ramionach i pocałunkach mrowia
poprzez to, co wspaniałe i lecimy żwawo.
Lecimy w tej naszej niezwykłej bliskości
i w łzach, ażeby opuścić świat.
A płatki róż niech rozniesie wiatr
dając tak wiele szczęścia nam.
Lecimy obok siebie wtuleni razem
dłońmi trzymając się na wieki.
Tam za horyzont naszych marzeń
lecimy, bo darmo nam czekać.
Pusta kartka
Pusta kartka kolejna
Dzisiaj nic nie zapisałem
W kalendarzu marzeń chwiejnie
To stracony dzień bez wrażeń
Pustka przed nocą znowu
I tylko w śnie nadzieje
Jakieś obrazy nowe
Pojawią się ukojeniem
Może się przyśnisz jaskrawo
I poczuję ciepło czułości
Tak wtulę się w ciebie żwawo
Jakby znów w wielkiej miłości
Odkryję swoje nagie ciało
Z westchnięciem się położę
By poczuć to, co brakowało
I serce na chwilę otworzę
Od tej marności odetchnę
I w głowie słowa inne powstaną
Od smutku tak ucieknę
Nie będę już załamany
Lecz jakiś jeszcze zawieszony
Ani do tyłu, ani do przodu
W miejscu stoję unieruchomiony
Nie chcę tego miłości głodu
Pieśń wymyślam o pięknej księżniczce
I może sen będzie jak w bajce
Teraz jednak w rozwianych myślach
Za grzechy przeszłości się karcę
W stosie czynów niedokonanych
W zamęcie bez kierunku przez życie
W myślach mało poukładanych
Płaczę przed snem skrycie
Nastawie zegarek na dwunastą
Może się zmieni coś obok
Chciałbym tak myśleć zawsze
I żeby me serce znów zabiło mnogo…
Pocałunek
ten pocałunek dzisiejszy
na urodziny moje sprawił
że jestem mniejszy
i czuję jakbym się dławił
tylko tyle mogę powiedzieć
nic więcej, co chciałabyś wiedzieć
i choćbyś mnie zamknęła i torturowała
tego sekretu nie wyjawię wcale
gdybyś nawet westchnęła — proszę
będziesz musiała to znosić
bo to i tak bez sensu
nie będzie z tego szczęścia
i te kwiaty, które chciałbym ci dać
są tylko w moich myślach
nie możesz ich do końca znać
choć może trochę się domyślasz
Odeszłaś
Opuściłaś mnie bez słów
i wyrzuciłaś wnet za bruk
Zachowałaś się jak tchórz
i brakuje nawet słów
Nawet przyczyn nie znam
To wszytko było jak bajki
Wciskane na dobranoc
Chciałaś, żebym został sam
I dobrze zrobiłaś, że opuściłaś mnie
bo teraz mam wszystko jak sen
Dobrze zrobiłem, że opuściłem cię
Cieszę się każdym dniem
Nagle zmienił się świat
ty płaczesz tak i jest ci brak
Ja nie śpiewam do ciebie już
nie podaruję więcej róż
Po co było bajki wciskać jak głupiemu
Po co było nuty snuć jak dziecku
Niby szukałaś coś radosnego
A teraz nagle tego nie chcesz
I na co chwile i pocałunki twe
Z głupiej miłości tysiące łez
Skarby przeszłości
W starym meblu w szufladzie zapiski stare
Słowa na zżółkłych kartkach poukładane
Dzisiaj inne znaczenie mają, są złym darem
Niektóre z nich jak serce skołatane
Wyłonić z tamtych myśli, co wtedy czułem
Jest teraz trudno, bo tyle czasu i lat minęło
Wyrazy złe w większości a dobrych mało
Czytam dzisiaj o tym, co się wtedy działo
Niezrozumiałe te akapity przeszłości
Jedno się nie zmieniło — istota miłości
Wtedy były dni szare i są teraz
Wylewam łzy, ten smutek napiera
Otulając się tymi wspomnieniami
Czuję, jak bardzo byłem niechciany
Otwierając ten mój mały skarbiec osobisty
Lecą mi łzy niczym deszcz dżdżysty
To jakby powtórka przed egzaminem
Powspominam, co było i co przeżyłem
To jakby kolejny odcinek długiego serialu
W nim wszystko to, czego nie chciałem
Smutek
Smutne widoki wokół mnie
i smutny wiatr niosący płacz
Tyle jest strachu i żalu
te uczucia tkwią jak pasożyt
Uwolnić się nie da tak nagle
i nigdy do końca życia nie pękną
Łzy, które nie nadadzą żadnej ulgi
ani w przyszłości nie wymiękną
Są one oddechem od dnia
W którym tak mocno zabolała dusza
i zawaliły się marzenia wczas
Nie ma już nas
Gdy zaczęły nabierać realnego oblicza
Sny o budowie pięknych gór całego życia
To świat utracony nagle bez przyczyny
Myśl o nim zakryło poczucie winy
Gwiazdy niczym kwiaty najpiękniejsze
mówiące o przyjemnym i o radości
szczęściu i wielkich uściskach dobrej drogi
Gdzie nie ginie nikt
Gdzie dobry sen przeradza się w wielkość
Gdzie nie ma nagłych zakrętów i strachu przed złym
Strachu przed utraconym stałym bólem w piersiach
Przestały już dawno świecić…
Wiosenny
Nastała wiosna
Ledwo zauważyłem
W tych czterech ścianach
Co dzień gniję
Co mam żałować?
Zieleni nie ma
Jeszcze jest biało
Ja nie mam natchnienia
Do życia trzeba wstać
Lecz chcę jeszcze spać
Nie jest mi dobrze
Wciąż słyszę płacz
Gdzie jesteś?
Szukam Cię wszędzie
Chciałem Ci dać
Kwiaty wiosenne
Tak bardzo tęsknię
A wiosna?
Jej też nie ma? Nie czuję
Nie spełnią się moje pragnienia…
Nie zawsze wiedziałem, zresztą nadal tak jest, co było powodem, co mnie zainspirowało do napisania kolejnego wiersza. Być może „Chciałbym tak w życiu” jest to pragnienie szczęścia, którego w życiu brakowało mi codziennie. No, może było kilka okresów, kiedy tak nie myślałem, ale było ich tak mało i były krótkie, że po latach zatarły się wspomnienia i wciąż tylko smutek mi towarzyszył.
Chciałbym tak w życiu
Chciałbym zamieszkać na wysokim wzgórzu
Postawić tam trwały namiot
Zawsze wieczorem widziałbym gwiazd dużo
Słyszałbym ciszy tej łomot
Tam noce byłyby tak całkowite i często jasne
Chciałbym tę ciszę wokoło
Ten spokój miałbym codziennie i zawsze
Mógłbym do nieba głośno wołać
Jak jestem wolny i tak bardzo szczęśliwy
Głośno bym płakał z radości
Czułbym każdą chwilę i to jak jestem żywy
Nawet nie chciałbym miłości
Bo miłość największa byłaby obok
Co wieczór w gwiazdach
Wiedziałbym jak wiele mogę
Chwytałbym dzień każdy
W namiocie snułbym kolejne wiersze
Przy lampie na baterię
Moje uczucia byłyby o wiele szersze
Na tej górzystej prerii
Chciałbym też, żeby otaczał mnie las
Mój dom wśród natury
Byłbym bezpieczny i miałbym czas
Cieszyłbym się z każdej bzdury
Tak marzę o tej nieograniczonej przestrzeni
Gdzie wolność to chleb
Nigdy bym tutaj nie był zmęczony
Nawet po pracy wiem
Miałbym pióro i wiele kartek
Pisałbym zdania i wyrazy
Czasem serio a czasem żartem
Każdy tekst z serca byłby warty
To moje marzenie i choćby przez ostatnie lata
Które niechybnie nastąpią
Chciałbym spędzić z tą lekkością niebywałą
Tak właśnie chcę życie zakończyć
Pewnego dnia wysyłał do mnie email pewien człowiek, który poprosił mnie o recenzję jego muzyki. To były utwory symfoniczne. Ich piękne brzmienia ujęły mnie bardzo i napisałem wiersz. A muzykę słuchałem jeszcze wiele razy. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będę robił to często i przy tym odpoczywał. A nawet tworzył kolejne utwory literackie. Powiedziałem sobie w duchu — szkoda, że ja tak nie potrafię komponować. Chociaż umiałem grać na gitarze, to jednak do tworzenia profesjonalnych dzieł muzycznych, było mi bardzo daleko.
Pozytywny
Podążam wciąż tam gdzie horyzont
Gdzie zaprowadzi mnie sens moich snów
To moje z zakrętami życie
Nie tkwię w miejscu i poruszam się wciąż
Muzyka w duszy mi gra tryumfalnie
Nadaje rytm i obraz wszystkiego
Gdy chcę zatrzymuję ją nagle
Kiedy potrzebuję puszczam ją na całego
Głównie skrzypce, bo je uwielbiam
Tworzą mi klimaty i wtedy płaczę
Lecz radości też wiele miewam
Przez życie w rytmie nut kroczę
Tysiące słów i miliony myśli
Przez cały czas wiele nowych
Wszystko, co tylko się przyśni
Życia charakter wciąż tworzę
I nie ma końca temu rozwojowi
To najpiękniejsze i daje siły
Każda kolejna chwila jest dla mnie nowa
Czuję, że świat wokół jest dla mnie miły
W prostych słowach próbuję opisać
Czasem porażki a czasem szczęście
By potem z tego notatnika czytać
Czy szedłem wprost, czy też okrężnie
Bo czasem rytmy ułożą się skomplikowane
Nie zawsze jest łatwo
Nigdy nie ma chwil takich samych
Są tylko bliźniacze, a i to jest rzadko
Sens życia i chwile wytchnienia szukam
To jak pokarm i dodaje mi skrzydeł
A gdy chwilę znajdę, to trochę pomruczę
Niczym donośny i pewny siebie szczygieł
Te myśli twórcze są pozytywne
Zabiją smutek i każdy żal
A potem znów jest kreatywnie
Zawsze w sercu tak będę miał…
Czytałem kiedyś książkę, taką sci-fi, fantastykę, a do głowy mi dziwny wiersz przyszedł. Całkiem niezwiązany z emocjami, jakie niosła powieść i w ogóle nie wiadomo dlaczego. Oto jego treść:
Tańczę
W tańcu jestem sobą i mówię prawdę
Moje ciało to udowadnia
Gdy tańczę ze sobą mam randkę
Gdy z kimś mam z tego gratkę
Czuję się wtedy powabny i piękny
Czasem medytuję podczas tańca w duchu
Na troski i żale staję się obojętny
Zachwycam się radością z tanecznego ruchu
Czuję się wtedy wyzwolony i wolny
Niemal na powrót płodny
Jak niesforny młodzieniec pogodny
Chcę być szczęśliwy i niezawodny
Chcę iść przez życie tanecznym krokiem
By zawsze działo się coś dobrego
Żebym nie musiał czuć żalu tamtego
Doświadczać ciągle czegoś nowego
A może gdy będę tańczył gdzieś na ulicy
Zauważy mnie ktoś i coś poczuje
Z entuzjazmem do mnie wykrzyczy
„Człowieku tańcz!” To ci pasuje
No i nad ranem, wcześnie, ułożyłem pewnego dnia, krótki i dosyć oddający moje ówczesne życie wiersz, który ma więcej treści, niż jej jest napisane.
Kamień
Życie moje zatrzymało się w bezruchu jak kamień
Musiałem w końcu przystanąć
Przysiąść i zatrzymać się w tym biegu
Przecież tak szybko żyć nie ma potrzeby
Postanowiłem chwilę pomedytować
Podumać, pomyśleć i zadecydować
Czy dalej szukać swoich pragnień
Czy zdać się na los i żyć tylko przykładnie
Są sprawy od nas niezależne
Odzierają nas z szaty lubieżnie
Bywają najczęściej smutne
Los czasem jest taki okrutny
Jestem uziemiony jak kamień
To wszakże solidny fundament
Lecz mnie to się niezbyt podoba
Nie umiem zacząć życia od nowa
Nieczuły jak kamień powoli się staję
Pochłonął mnie swoją twardością
I teraz jak posąg się okazałem
Który już nie chce żyć miłością…
Wiersz pt. ”Gdzie ten świat” powstał o piątej nad ranem, przy akompaniamencie muzyki gitarowej pewnego amatora, który wcale nie grał jak amator. Przedstawił swój utwór na YouTube i od razu muzyka mnie „ukradła”.
Gdzie ten świat
Ciekawy jestem jak wygląda świat
Taki w którym nie ma wad
Czy istnieje taki raj
Czy tylko jest on w snach
Tam mógłbym być tym kimś
Tam chciałbym pięknie żyć
Tam pewnie jesteś Ty
A ja ciągle w szarym świecie mym
Odnaleźć chcę takie dni
W których tyle uśmiechów jest
Gdzie wszystko jak ze snów
Gdzie radością każdy gest
Co zrobić mam, by być
W tym świecie gdy
Tak odległy jest
Szukam go! Szukać chcę!
A teraz tylko mam
Tych kilka szarych ścian
Zamknięty w pokoju łez
Powtarzam kocham Cię
Tak bardzo jest mi żal
Że ciągle tutaj sam
Przywracam Twoją twarz
Którą w myślach mam
Poproszę kogoś z nieba
Że Ciebie mi potrzeba
Żeby smutny świat
Nie zapełniał mój czas
I przecież mogę być
U boku w ramionach twych
Wylewam co dzień żal
Do Boga, że jestem sam
Może w końcu gest
Może jakiś jest
Zobaczysz go i Ty
Spełnią się moje sny
Pojawisz się znów
U moich wrót
I powiesz, że
Po prostu kochasz mnie…
Kiedyś o drugiej w nocy się obudziłem, bo poczułem nagłą potrzebę napisania czegoś. I chyba adekwatnie do mojego samopoczucia, do samotności, napisałem wiersz o wyspiarzach.
Wyspiarze
Dzieli nas morze niezrozumienia
A nasze myśli wszystkie są prawdziwe
Żyjemy w ogromnej przestrzeni
Nawet najstarsze zdania są wciąż żywe
Każdy z nas ma swoją wsypę
Na której wiedzie samotne życie
Od wszystkich innych się oddziela
Świat we własne kolory ubiera
Często jednak się przemieszczamy
Na innych wyspy jesteśmy zapraszani
Dyskutujemy wtedy w gościnie
Przy lampce smacznego wina
O tajemnicach i ukrytych bogactwach
Wspólnie uciekamy od świata
Od słowa do słowa godzinami
Wymieniamy się swoimi myślami
Taką potrzebę czujemy
I jednak z kimś się dzielimy
Mimo że sami być chcemy
Mówimy o czym marzymy
Wiersze, poezja ma to do siebie, że można manipulować słowami, tworzyć obrazy pisane i nie ma reguł. Nie jest wymagana długość ani rymy. To wolna literatura. Toteż nie zawsze pisałem coś długiego.
Czuję
Czuję pustkę czuję strach
Przed życiem
Nie chcę widzieć kolejnego dnia
Wszystko jest rozmyte
Czuję dreszcz czuję gniew
Nie patrzę
…