E-book
22.05
drukowana A5
30.86
Poetycka Bajaderka

Bezpłatny fragment - Poetycka Bajaderka

poezja współczesna


Objętość:
132 str.
ISBN:
978-83-8351-113-9
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 30.86

O mnie

Urodziłam się w magicznym roku 1975 i jestem zodiakalną wagą; -)

Od zawsze mieszkam w Redzie. Jestem żoną i mamą,

ale przede wszystkim jestem spełnioną kobietą! Z wykształcenia

pedagog i mediator. Relacje i skuteczne sposoby komunikacji

fascynują mnie od lat i nieustannie zgłębiam wiedzę na ten temat,

aby nieść pomoc zagubionym parom.

Piszę nie tylko wiersze ; -)

Kontakt ze mną:


katrina.wiersze@gmail.com


Tomik dedykuję:


Wszystkim tym, którzy zaczytali się we mnie; -)

W szczególności Autorom portalu Twoje Wiersze,

gdzie zadebiutowałam i nadal publikuję, jako Katarzyna*


Z serdecznością

Sylwia Katarzyna Jelonek


~ Okładka została zaprojektowana przy użyciu

zasobów z portalu Freepik.com

Kobieta Bezsenna

W otchłani nocy zatopiona drżę,

Patrzę tępo w ciemność, szukam Twego ciała.

Myślami pospiesznie po wspomnieniach mknę,

Ich treść różnobarwna me zmysły rozpala.


Oddaję się ciepłym rozrzewnienia dłoniom,

Serce swym rytmem na sile przybiera.

Napełniam nozdrza Twego ciała wonią,

Która mnie całą od wewnątrz rozpiera.


Sny szepczą uroczo głębokim tenorem,

Palce pościel bezwiednie, cicho zaciskają.

Wyobraźnia mknie leniwie swym sprawdzonym torem,

Pragnienia namiętne czułością tryskają.


Przyjdź do mnie we śnie, rozchyl usta słowem,

Ramiona zaplotę na Twym wrzącym ciele.

Oddam Ci świata swego połowę,

Bo dzieląc go z Tobą, mogę mieć tak wiele.

Dialog Dwojga Ego

— Odchodzę.

— Ode Mnie?

— Od zmysłów, kiedy Cię nie widzę.

— Szaleję.

— Przeze Mnie?

— Dla Ciebie, kiedy się nie wstydzę.

— Uciekam.

— Ode Mnie?

— Od świata, by być bliżej Ciebie.

— Zasypiam.

— Przy Mnie?

— Przy Bogu, gdy jestem w potrzebie.

— Złorzeczę.

— Na Mnie?

— Na siebie, za wszystkie gorzkie słowa.

— Drżę.

— O Mnie?

— O siebie, by umieć żyć od nowa.

— Zostaję.

— Ze Mną?

— Z sobą, w marzeń mrocznym cieniu.

— Zapomnę.

— O Mnie?

— Tak! By umknąć w czas cierpieniu…

Być Kobietą!

Być kobietą!? To się zdarza!

Nie trzeba tego negować.

Nie trzeba z tym do lekarza,

Wystarczy tylko szanować.


Być kobietą!? Tak bywa!

Nie każda sobie z tym radzi.

Nie każda swą rolę odgrywa,

Nie jedną mąż jeszcze zdradzi.


Być kobietą!? Wciąż można!

Choć w koło jest męski świat.

Bądź tylko przy tym ostrożna,

I słodka jak lilii kwiat.


Być kobietą!? Jak pięknie!

Zostać królową choć raz.

Nim bańka mydlana pęknie,

Zakochaj się jeszcze raz!


Być kobietą!? Jak trudno!

Zdobywać nam życia szczyty.

Z głową w chmurach iść równo,

Osiągać wciąż nowe zaszczyty.


Być kobietą!? Szaleństwo!

Usta w „ciup” ciągle trzymać.

We włosach kwiat, w sercu męstwo,

Który tak zdoła wytrzymać?


Być kobietą!? Przewaga!

Choć orka to na ugorze.

To pot, siła, odwaga,

Nie słabość żadna — broń Boże!


Być kobietą!? Chcieć trzeba!

Cieszyć się tym w każdy dzień.

Choć żadna nie wstąpi do nieba,

To każda rozproszy cień.


Być kobietą!? Buduje!

Na bycie NIĄ sobie pozwalaj.

Nie zważaj, gdy ktoś neguje,

Lecz słodko mu powiedz — Spierdalaj!

Cios

Otrzymał znów od życia cios.

Szczęście minęło go o włos.

Miłość czmychnęła w bok, na skos,

Plany rzuciwszy mu na stos.


Zazdrość kąśliwa jak stado os,

Spowiła oczy, usta, nos.

Z suchej gałęzi zadrwił kos:

— Ty sam wybrałeś taki los!

Konająca

Czasami jego słowa niczym harpun,

rozszarpują stare blizny mej pamięci.


Bolesne pamiątki innych niepohamowanych w porę ust,

drążą nowe tory

w zastygłych marzeniach.


Grad bezwzględnych spojrzeń,

niczym sól wpija się w szczeliny

oddania i szydzi,

tworząc słonymi najsłodsze wyznania…


Myśli krwawią, a pulsujące wspomnienia

uwalniają dawną gorycz rezygnacji.

Trafiona strzałą porywczości miłość kona cicho w kącie…

Przerwie? Czy dokończy jej agonię?

Przejdzie obojętnie, jak zwykle.

Dla niego pozostanie niewidzialna.

Nieokiełznani

Dusze nieokiełznane

w marzeniach sennych szybują.

Trącają się przy tym skrzydłami,

nad rojem gwiazd lewitują.


Dusze nieokiełznane

pychy i gniewu nie znają.

Karmią się ciepłem uśmiechu,

w objęcia sobie wpadają.


Dusze nieokiełznane

czule szepczą do siebie.

Skraplają miłość w ciemności

i sączą leniwie ją w niebie.


Dusze nieokiełznane

niczego się nigdy nie boją.

Szpaler utkany z westchnień,

jest ich szczelną ostoją.


Dusze nieokiełznane

nie doświadczają chłodu.

Żar swych ukrytych pragnień,

wzniecają na tafli lodu.


Dusze nieokiełznane

są wolne od czasoprzestrzeni.

Budują swe gniazda w chmurach,

utkane z słońca promieni.


Dusze nieokiełznane

skrzydeł się nie pozbywają.

Na co dzień składają je skrzętnie udając,

że ich nie mają.


Dusze nieokiełznane

zawsze się odnajdują.

Bawią się, tańczą, śpiewają,

nad światem uśpionym wzlatują.


Dusze nieokiełznane

wcale się nie starzeją.

Nie mają zmartwień,

rozterek i nieustannie się śmieją.


Dusze nieokiełznane

wszyscy je posiadają.

Lecz często z braku odwagi,

głęboko w sobie skrywają…

Rybka

Wyłowił raz rybkę złotą,

Przetarł oczy zdumione.

Otulił ją swoją kapotą,

Przygładził łuski zranione.


— Zanim w swej głębi utonę,

Spełnię Twe skryte marzenie.

Dam młodą i piękną żonę,

Rozpali w tobie płomienie!


Wnet mu u boku stanęła,

Niewiasta słońcem skąpana.

Zmysłami w mig zawładnęła,

Rumieńcem dziewiczym oblana.


Ze szczęścia się nie posiadał,

Wciąż mu jej było mało!

Z radości zmysły postradał,

Wielbiąc jej boskie ciało.


Ku jego wielkiej rozterce,

Inni też jej pragnęli.

Pocieszał strapione serce,

Że nikt przecież się nie ośmieli…


Lecz ona, żądna pochwały,

Pętała wciąż nowe dusze.

Tak oto męski ród cały,

Cierpiał wraz z nim katusze.


Usiadł zmartwiony nad wodą,

Przywołał rybkę ze złota.

— Mieć żonę piękną i młodą,

To nadzwyczajna głupota…

Tylko dziś

„Głupstwo, wszystko głupstwo!”

— Rzekł bystry znawca tematu.

Istotę życia w trzech słowach

przekazując tym światu.

Zaszczyty, poklask, pieniądze,

wszystko to kiedyś minie.

W obliczu śmierci,

z rąk której nikt przecież się nie wywinie.


I na cóż dalekie plany?

Na cóż w pamięci grzebanie?

„Wczoraj” się nie powtórzy,

„Jutro” kto wie, czy nastanie?

Zamknij oczy, weź oddech,

oddziel miód od goryczy.

Ten dzień, ta chwila, ten moment

— jedyne, co dziś się liczy!

Niczyj

Drżę — śnieg otula szczelnie me ciało,

Mknę — póki sił w łapach nieco zostało,

Drę — zębami resztki Twych śmieci,

Chcę — skrawka słońca, które mi zaświeci.


Rujnuję — swym wyglądem szansę na Ciebie,

Pojmuję — Twą niechęć, gdy patrzę na siebie,

Poluję — na miłość, która mnie przygarnie,

Obserwuję — Twe okna, dla mnie jak latarnie.


Wierzę — że czeka gdzieś na mnie…

ten dom.

***

Zwierzę samotne czeka rychły zgon,

Leżę przy drodze, wiatr smaga me ciało,

Szczerzę zęby w bólu… Me życie ustało…

Proszę

Nienarodzonym światło życia daj,

Bezpiecznie niech opuszczą mrok.

Przy matkach ich do końca trwaj,

Nadzieją wspieraj każdy krok.


Siłą nasycaj nowy dzień,

Troski odsuwaj w siną dal.

Słońcem rozpraszaj gęsty cień,

Miłość matczyną z dzieckiem scal.


Bądź przy nich w każdy czas,

Odganiaj dobrem wszelkie zło.

Ponurych myśli wytnij las,

Przyszłość przejrzystą stwórz jak szkło.


Pozwól tym dzieciom ujrzeć świat,

Obdarz ich matki pociech śmiechem.

Daj żyć im wspólnie wiele lat,

Wzmacniaj ich więź z każdym oddechem.

Reset

Odpuść dziś całkiem sobie!

Poleż w mentalnym grobie,

Myśli rozlokuj gdzieś w niebie,

Nie wszystko zależy od Ciebie!


Obudź zastygłe marzenia,

Sprowokuj żar uniesienia.

Wydawaj westchnienia gorące,

Patrz bez mrugania w Słońce!


Niech błogość Twą duszę pieści,

Serce niech miłość pomieści.

A los, który obmył Cię łzami,

Ozdobi tęcz kolorami!


Bo życie krótkie, wnet minie.

I stojąc w wrót Wiecznej Krainie,

Myśl — Ile szczęścia Ci dało!

A nie — co Ci zrobić zostało…

Kiedy

Kiedy ustami mymi Twe oczy otworzę…

Widzę jak daleka byłam prawdy piedestału.

Nazywając pięknem to, co mój Ty Boże,

W niczym nie dorówna źrenic Twoich czaru.

Czy mogłabym istnieć bez tego spojrzenia?

Żyć, kochać, umierać? Nigdy, bez wątpienia…


Kiedy ustami mymi Twe oczy otworzę…

By poezji smakiem nasycić Twe ciało,

Ty dotknąwszy mnie miękko, szeptu serca obłokiem,

Rozniecisz żar zmysłów we mnie nieśmiało.

I otulisz nas zwiewną gwiazd peleryną,

By dusze nie zmarzły szybując w marzeniach.

Powiesz cicho — niech chwile przeminą,

I tak będziesz zawsze w moich wspomnieniach…


Kiedy ustami mymi Twe oczy otworzę…

Stanę na straży u wrót zapomnienia.

Z trzepotu skrzydeł melodię ułożę,

Do słów martwej ciszy, wśród wiatru kwilenia.

I z pocałunków sznur ciasno na Tobie zaplotę,

Byś mój był na zawsze, teraz i potem…


Kiedy ustami mymi Twe oczy otworzę…

Na wskroś pociemniałe od sinego nieba,

Ty patrząc na mnie szepniesz — mój Boże,

Nic więcej teraz mi nie potrzeba.

Niech chwila ta krótka, rąk czasu muśnięcie,

Ująwszy Twe serce w tęsknoty objęciu,

Chwyci je mocno i trzyma zawzięcie.

Na zawsze bijące w miłosnym zaklęciu…

Tak bywa

Bywa, że niemoc twórcza

ogarnia nagle me ciało.

Bywa, że umysł skomle,

gdy Muzy go głaszczą zbyt mało.


Bywa, że rymy zdradzieckie,

smagają na oślep me słowa,

Bywa, że gdy je poskładam,

pasuje z nich tylko połowa.


Bywa, że próżno czekam,

nagłego zewsząd olśnienia,

Bywa, że mimo starań,

długo nie mogę wyjść z cienia.


Bywa, że Bogu wytykam

całą swą niedoskonałość,

Bywa, że potem zanikam,

od nowa budując się w całość.


Bywa, że inni talentem

nadludzkim wręcz onieśmielają,

Bywa, że mnie tym w przepaść

dziecięcej zazdrości spychają.


Bywa, że w ciemnym kącie,

siadam zrezygnowana,

Bywa, że dusza płacze,

pustką wówczas targana.


Bywa, że w tej czeluści,

gdzie niby świat nie dociera,

Bywa, że nas tam więcej,

lecz nikt nikogo nie wspiera.


Bywa, że to wystarczy,

że wiemy nawzajem o sobie,

Bywa, że twórcze ambicje,

wspólnie składamy w grobie.

********

Lecz póki myśl płocha

się z serca ochoczo wyrywa,

I treścią swą, naga przed światem

bezwstydnie odkrywa,


Dopóty namaszczać nią

będę każde swe słowo,

I rodzić się będę dla niej,

w dzień każdy wciąż i na nowo!

Zbędna

Niepotrzebna mi ta miłość,

która trwoni cenny czas!

Niepotrzebna mi ta miłość,

która obumiera w nas!

Niepotrzebna mi ta miłość,

która w koszmar zmienia sny!

Niepotrzebna mi ta miłość,

która nie zna słowa „MY”!


Niepotrzebny mi ten związek,

który tylko niszczy mnie!

Niepotrzebny mi ten związek,

który skończyć każdy chce!

Niepotrzebny mi ten związek,

który barwę czarną ma!

Niepotrzebny mi ten związek,

który tylko gorycz zna!


Niepotrzebna mi ta pamięć,

która twarz zalewa łzami!

Niepotrzebna mi ta pamięć,

która serce solą plami!

Niepotrzebna mi ta pamięć,

która gorzkich słów nie trawi!

Niepotrzebna mi ta pamięć,

która nic już nie naprawi…

Nadobna

Z wyższością i pogardą

się jej przyglądała…

******

Wzrok miała zimny

i policzki blade.

Z trudnością powieki

podtrzymywała,

Odziana w siwych rzęs

nieszczelną kanonadę.


Włosy, jak glisty martwe,

okalały szyję.

Piersi ciężko obwisłe

— w domyśle — niczyje.

Fałdy ust — orzech włoski

— marszczone jednakowo.

Głowa pękata od zmartwień,

drżała w takt miarowo.


Biodra sztywne, kościste,

z trudem nogi trzymają.

Kolana, aż zbyt wyraziste,

z łoskotem o siebie trącają.

Brzuch — worek pokutny

— co luzem w niej trzyma wnętrzności.

Na plecach — garb ludzkich spojrzeń

— miażdży struchlałe kości.


Oddech jej płytki i drżący

— struny w gardle rozrywa.

Dusza — balast największy

— od dawna w niej dogorywa.

*****************

Patrzy tak na nią — ów Piękna

i z kpiną pyta — a ty kto…?

Zza pleców tamtej lśni trumna,

a głos charczy szydząc — ja?

LUSTRO…

Pas

Na brudno kreślę myśli

pozbierane z rozsypanego snu.

Na sucho przełykam

czerstwe okruchy minionego dnia.

Na szybko rzeźbię różowe jutro

na szarym wczoraj.


Pod stopami kruszę

skostniałe szczątki marzeń.

Pod wodą zanurzam

okaleczone szczęściem serce.

Pod nosem nucę:

— Już czas… już czas,

jutro pójdę w las… pójdę w las.

Tam pogrzebię dawnych nas,

toksycznej miłości powiem PAS…

Nocą

Bądź — przy mnie, gdy nadchodzi noc.

Bądź — ze mną, kiedy wstaje dzień.

Bądź — we mnie, gdy opuszcza moc,

Bądź — ze mną, gdy nadciąga cień.


Weź — to, co chcę Ci dać,

Weź — wszystko, o czym tylko śnisz.

Weź — dłoń moją i przestań się bać,

Weź — myśli me i przyszłość nimi spisz.


Przyjdź — do mnie cicho dziś we śnie,

Przyjdź — dotknij szeptem moich marzeń.

Przyjdź — wyobraźnią lekko muśnij mnie,

Przyjdź — i pozostaw pełną słodkich wrażeń…

Za bardzo

Tak bardzo chciałam być Twoja,

Że życie z wczoraj skreśliłam.

Tak bardzo chciałam być Twoja,

Że samą siebie zgubiłam.


Tak bardzo chciałam być Twoja,

Być z Tobą w piekle i w niebie.

Tak bardzo chciałam być Twoja,

Wspierać Cię w każdej potrzebie.


Tak bardzo chciałam być Twoja,

Niczyich rad nie słuchałam.

Tak bardzo chciałam być Twoja,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 30.86