E-book
Bezpłatnie
Podziemia zamku Nevele

Bezpłatny fragment - Podziemia zamku Nevele


Objętość:
19 str.
ISBN:
978-83-8273-722-6

Pobierz bezpłatnie

Szedł długim, ciemnym korytarzem zupełnie sam, a przynajmniej miał taką nadzieję. W podziemiach tego zamku zawsze należało mieć wątpliwość, gdyż w lochach umarło już dość wielu jeńców, by ich duchy mogły psuć humor takim jak on. Chociaż duch był stosunkowo prosty do ubicia, jeśli miało się ze sobą różdżkę wysadzaną szafirami. Matik był przygotowany na najgorsze.

A najgorsze mogły być w tym przypadku wszelkie ożywieńce, które nie wychodziły na powierzchnie, ponieważ nie mogły wystawiać się na słońce, nawet to odbite od księżyca. Nie bały się płomieni, nie bały się łuny rzucanej przez zaklęcia. Same zaklęcia były też mało skuteczne wobec ich magicznej aury, która sprawiała, że w ogóle funkcjonowały. Właśnie to było zadaniem Matika. Odnaleźć źródło tej mocy, a następnie okiełznać je lub zniszczyć.

Zleceniodawcy nie określali tego jednoznacznie, gdyż nie obchodziła ich magia. Wywodzili się z długiej tradycji machania mieczem, przez co wielu czarowników i czarownic po prostu spłonęło na stosie. Z czasem się to zmieniło, czarodzieje wtopili się w tłum, stali się cennymi najemnikami i doradcami, jednak wciąż nie byli pełnoprawnymi obywatelami królestwa. Mimo wielkiej przydatności, wciąż byli niechciani.

Matik był jednym z nich, jednak zaskarbił sobie rycerskie serca swoją bezkompromisowością i podejściem do życia. Potrafił usiąść przy stole i przechylić kilka dzbanów piwa, jak każdy szanujący się wojak. Nie wywyższał się swoją wiedzą i mocą. Może też dlatego wśród magów nie cieszył się szacunkiem, chociaż głównym zarzutem był brak magicznej krwi.

Matik był anomalią. Rodzice byli zwykłymi ludźmi, tak jak wszyscy przodkowie kilka pokoleń wstecz. Nie było nic, co mogłoby dać mu moc. Jednak był tu, obdarzony magią i bardzo utalentowany w kontrolowaniu swoich zdolności. Dlatego też podjął się karkołomnej misji zejścia do podziemi.

Korytarz skończył się ślepym zaułkiem, dokładnie tak, jak wskazywały szkice. Kazano mu znaleźć zapadkę za jedną z cegieł. Matik nie musiał uciekać się do żadnej mechaniki. Obrócił w dłoniach zaklęcie i przyłożył ręce do ściany. Coś zaskrzypiało, zamek zazgrzytał, po czym rozległ się krótki pisk trących o siebie metalowych zębatek. Przejście otworzyło się, uwalniając gnilny fetor i zielonkawą chmurę gazów.

Matik naciągnął chustę na nos i zanurzył się w cuchnącym pomieszczeniu. Dwoma machnięciami różdżki stworzył małe ogniki, które rozsiały się po komnacie. W jasności zrozumiał, dlaczego zleceniodawcom tak zależało na pozbyciu się ożywieńców. Potwory skutecznie blokowały dostęp do pokaźnych skrzyń, z których aż usypywały się złote i srebrne monety. Kilka regałów, na których dumnie mieniły się złota biżuteria i wysadzane kruszcem elementy zbroi. Wszystko zagrabione z wrogich królestw, o czym świadczyły herby i charakterystyczne wzornictwo.

Matik nie bawił się w politykę, nie obchodziły go losy poszczególnych władców i ich wojsk. On chciał zarabiać, żeby żyć tak jak chce. Jedyny wniosek jaki miał, to renegocjacja wynagrodzenia. Rozmyślania przerwała mu postać, która wychyliła się zza jednego z regałów. Owrzodziała skóra, sączące się rany po biczowaniu i ręce przypominające macki, które były efektem licznych niezrośniętych złamań.

Mag nie zwlekał. Zakręcił różdżką dwa okręgi, następnie wykonał pchnięcie w stronę stwora. Potężna fal uderzeniowa rozerwała go, rozbryzgując na ścianie jego resztki. Matik nie miał czasu do stracenia, kolejni ożywieńcy za chwilę się tu pojawią, wyłażąc ze swoich kryjówek. Dopadł do szaf i zaczął je przetrząsać. Pomiędzy zdobnymi kielichami znalazł okazałą perłę, umieszczoną w marmurowej misie. Zbliżył do niej dłoń, wtedy kula rozbłysła niebieskim światłem i poraziła Matika, powalając go na ziemię.

Pociemniało mu przed oczami, zdrętwiały kończyny. Zemdlał, a wtedy ogniki zgasły, pogrążając pomieszczenie w ciemnościach.


***


Ocknął się. W nozdrza drażnił go zapach zgnilizny i spalonego materiału. Stęknął przeciągle, kiedy chciał obrócić się na plecy. Bolało go całe ciało. Z czasem przypomniał sobie, co właściwie się stało. Powoli wstał, ponownie rozrzucił ogniki po pomieszczeniu, jednak zmęczenie nie pozwoliło mu na odpowiednią jasność. Zmarszczył oczy.

Eksplozja energii z kuli oczyściła pomieszczenie z ożywieńców, a właściwie zmieniła ich w bezkształtną masę. Wtedy Matik zrozumiał, że jego przeżycie to kwestia szczęścia i obronnego amuletu, który leżał teraz roztrzaskany na podłodze. Przyjął na siebie taką dawkę mocy, że nie nadawał się już do niczego. Pocieszające było to, że Matik wciąż mógł wysnuwać takie wnioski.

Wzrok maga przyzwyczaił się do półmroku. Zastanawiające było to, że eksplozja nie poruszyła właściwie żadną materią martwą. Bogactwa i trofea stały dzielnie na swoich miejscach, nie przesunięte choćby na milimetr. Perła również była niewzruszona, nie błyszczała już magią, za to pojawiła się na niej rysa. Matik zachowywał odpowiednią odległość, żeby nie oberwać znowu, tym razem śmiertelnie.

Musiał wracać na górę. Póki nie przygotuje się ponownie, nie ma szans, żeby dokonać jakiegoś postępu. Udał się do wyjścia. Wtedy usłyszał szelest, bardzo wyraźny. Perła rozbłysnęła żółtym światłem, powietrze zadrżało. Wtem, ze sterty ciał i kryjówek, zaczęły wypełzać ożywieńce. Ślamazarnymi ruchami wstawały i podążały w stronę Matika. Nie chcąc tracić zbyt wiele mocy, rzucił się w stronę wyjścia.

Wciąż obolały miał spowolnione ruchy, jednak nadal był szybszy od oponentów. Kiedy tylko minął próg, złożył w dłoniach zaklęcie, które zamknęło za nim ukryte przejście. Zrobił to w ostatniej chwili. Ręka jednego z ożywieńców odpadła po jego stronie, leżała teraz bezwiedna na podłodze. Mając na uwadze ogromną moc ukrytą za ścianą, postanowił profilaktycznie spalić potworze resztki. Nie skorzystał jednak z zaawansowanej magii, a krzesiwa i buteleczki oleju.

Ogień zapłonął. Kończyna momentalnie zmieniła się w czarny proszek, który rozsypał się po podłodze, wypełniając ubytki i przerwy między kamieniami. Matik ruszył w stronę wyjścia. Stracił poczucie czasu, nie wiedział czy ktoś jeszcze na niego czeka czy już pogodzili się z jego losem. W pewnym momencie poczuł kręcącego się przy nim ducha. Nie było to coś fizycznego, raczej dziwny niepokój.

Zamachał swoją różdżką. Zaklęcie spowodowało, że duch stał się widzialny gołym okiem. Wyglądał na skazańca, który zmarł w lochach zamku. Wciąż był brudny i w obdartych szatach, miał wybite większość zębów i spuchniętą twarz. Uśmiechał się paskudnie, ale wyglądał w tym szczerze.

— Nie wścieka się — mruknął. — Wielu próbowało, żaden nie dał rady. Za duża moc w tym skryta, by pierwszy lepszy magik zdołał to opanować.

Matik poczuł się urażony, ale zacisnął zęby. Kłótnie z duchami nie należały do tych, które dało się wygrać. Dodatkowo, ten tutaj sprawiał wrażenie zadowolonego z podjętej rozmowy, co mogło świadczyć o jego sarkastycznym podejściu do swojego gościa.

— Nie wściekam się. Po prostu nie lubię skradających się duchów — odparł.

— Bez nerwów, kochasiu. Wiem jak ci pomóc.

Mag zmarszczył czoło.

— Skąd niby możesz wiedzieć takie rzeczy? — zapytał.

— Duchy widzą i słyszą to, czego ludzie nie mają szans zauważyć. Byłem tu w czasach różnych królów i książąt, więc wiem o rzeczach, o których nikt ci nie powie. A ja mogę uchylić rąbka tajemnicy.

— Nie wierzę w bezinteresowność. Czego chcesz?

— Wróć tu jutro, wszystko ci wyjaśnię.


***


— Miałeś dać radę — powiedział z wyrzutem.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.

Pobierz bezpłatnie