E-book
14.7
drukowana A5
27.06
Podróż na dwa uśmiechy

Bezpłatny fragment - Podróż na dwa uśmiechy

w nieznane


5
Objętość:
73 str.
ISBN:
978-83-8384-539-5
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 27.06


***

Nie tak dawno i nie tak daleko, tuż za rogiem Twojego domu mieszkał Mały Wojownik Cezar. Wszyscy bardzo go lubili. Był opanowany i ogromnie silny. Dorośli zachwycali się jego cechami charakteru. Cezar dbał o przyjaciół i o swoją Babcię. Zabierał ją do parku na watę cukrową, na plac zabaw, żeby Babcia mogła się pobawić z nim w piaskownicy, chodził z nią na spacery, nad stawem łowili ryby, aż pewnego razu postanowili wyruszyć w podroż do nieznanych miejsc na świecie. Przygotowania do wielkiej wyprawy rozpoczęli natychmiast. Do plecaka włożyli trochę ciepłych ubrań i śpiwór na wypadek, gdyby były zimne noce. Jedzenia dużo nie brali, bo plecak był mały. Czaruś był zaradnym chłopcem i obiecał, że pożywienie będzie zdobywa sam. Przecież umiał łowić ryby!

Gdy wszystko było dopięte na ostatni guzik pożegnali się z Mamą i Ciociami. Wszyscy życzyli im szczęścia i szybkiego powrotu do domu. Nikt nie sądził, że na tak długo przyjdzie im się nie widzieć. Ruszyli w nieznane. Czaruś, Babcia, koń Markus, koza Wanilia i pieski Rege, Szanti i Hewi. Od tej pory byli zdani tylko na siebie.

W drogę

Dzień był bardzo upalny. Słoneczko uśmiechało się do podróżników od ucha do ucha. Swoimi promykami wskazywało im drogę ku wielkiej przygodzie. Pod wieczór dotarli do Wielkiej Wody. Postanowili, że tu rozbiją obóz. Po całym dniu wędrówki byli bardzo zmęczeni. Markus położył się pod drzewem, a Babcia z Czarusiem wtulili się w niego. W nogach psiaki znalazły schronienie, a Wanilia, że miała ogromne rogi położyła się nieco dalej.

Noc była ciepła i bezchmurna. Gwiazdki przyjacielsko mrugały, a Pan Twardowski ze swoim Kogutem na Księżycu przyglądał się śpiochom. Chyba coś się śniło Regusiowi, bo wydawał jakieś dziwne odgłosy i przebierał łapkami jakby biegał po łące pełnej żab. Szanti przytuliła go do siebie i dalej słodko spał.

Z Księżyca głośno zapiał Kogut Pana Twardowskiego, tak głośno, że wszyscy stanęli na równe nogi. Był to znak, że rozpoczął się nowy dzień wspaniałych przygód. Babcia z tego co było w plecaku przygotowała śniadanie, a Markus i Wanilia zajadali się soczystą zieloną trawką. Mały Wojownik nazbierał trochę chrustu i ułożył w jednym miejscu. Potem doniósł grubszych gałęzi. To wszystko obłożył kamieniami, żeby ogień nie przedostał się do pobliskiego lasu. Wiedział jak rozpala się ognisko! Zaczerpnął czystej wody i zagotował herbatę. Chciał zrobić Babci przyjemność. Babcia bardzo lubi herbatę! Po śniadaniu wszyscy usiedli wokół ogniska, bo trzeba było się naradzić dokąd teraz wędrują. Po kolei każdy z uczestników wyprawy zabierał głos. Długo się nie naradzali, bo byli ciekawi nowych przygód. Postanowili, że zawsze będą iść przed siebie. Jak pomyśleli tak zrobili. Spakowali obóz i ruszyli w drogę.

Przeprawa przez Wielką Wodę

Stali nad Wielką Wodą i zastanawiali się jak przedostaną się na drugi brzeg. Nawet nie wiedzieli czy on jest. Tylko woda, woda i woda. Wydawało się, że sięga, aż do nieba. Wszyscy wzrok skierowali na Czarusia. On stał w wielkiej zadumie. Chyba zastanawiał się co jest po drugiej stronie. Trochę się lękał, ale strach nie jest czymś złym. Nawet Wielcy Wojownicy czasem się boją! Nasz Mały Wojownik nie bał się o siebie. Martwił się o swoich przyjaciół. Przecież był za nich odpowiedzialny! W tej podróży czekało na nich wiele pięknych chwil, ale i wiele niebezpieczeństw. Musiał wszystko dobrze przemyśleć i zaplanować, żeby nikomu nic się złego nie stało. Rozejrzał się wokoło i miał już pomysł! Wszyscy zabrali się do pracy. Wanilia, która była strasznym żarłokiem i oderwać ją od soczystej trawki graniczyło niemal z cudem też się wzięła za robotę. Na swoich wielkich rogach nosiła gałęzie. Wspólnymi siłami zbudowali statek. Nie wstydź się prosić o pomoc! Babcia z liści zrobiła żagle i jeszcze jeden na zapas. Nikt nie wiedział nawet Mały Wojownik, jak długo będą płynąć zanim ujrzą stały ląd. Każdy dostał przydział obowiązków i zadań. Pieski miały ostrzegać przed piratami. Wanilia miała wypatrywać gdzie jest stały ląd. Babcia pilnować, żeby nikt nie był głodny, a wieczorem sprawdzać czy podróżnicy umyli zęby. Markus był duży i Czaruś obawiał się, że statek może się zatopić to przydzielił mu zadanie nic nie robienia. Zanim wsiedli na statek rozejrzeli się wokół czy nie zostawili śmieci na brzegu. O środowisko trzeba dbać! Szczęśliwi lecz pełni obaw odbili od brzegu. Nic nie wskazywało na to, że coś zakłóci im podróż. A jednak był ktoś, kto nie ucieszył się z wizyty nieproszonych gości. Podróżnicy nie wiedzieli, że wpłynęli na terytorium potężnego Władcy Mórz Króla Neptuna.

W najodleglejszych głębinach Król Neptun miał wspaniały pałac. Zbudowany był z muszli i pereł. W ogrodzie było mnóstwo kwiatów. A w tym pałacu schronienie znalazły różne dziwne stworzenia morskie. Król dbał o to wszystko. Dlatego bardzo się rozgniewał, że znaleźli się śmiałkowie, którzy burzą mu harmonię.

Był to potężny Władca. Jednym dmuchnięciem mógł zatopić ich statek. Jego gniew był tak silny, że wywołał biały szkwał. Podróżnicy przeżywali chwile grozy. Wiatr rzucał ich statkiem o wielkie spienione fale. Nikt nie wiedział co wydarzy się jeszcze. Po lewej burcie Wanilia ujrzała ławicę rekinów. Było ich chyba ze 100. Za rekinami płynęły mureny. Po prawej burcie piotrosze i barrakudy. Z każdej strony przybywali żołnierze mórz. Król Neptun był mądrym i sprawiedliwym władcą. Dlatego wysłał swoich zwiadowców, by dowiedzieli się kim są obcy przybysze i czego chcą. Nigdy nie oceniaj po pozorach! Nagle wiatr ucichł, woda się uspokoiła, a strażnicy mórz zastygli w bezruchu. Słychać było delikatny śpiew Syren. Gdy zwiadowcy Neptuna dotarli nad powierzchnię wody, Mały Wojownik opowiedział im o swoich marzeniach, troskach i radościach, o odpowiedzialności i lojalności. Przeprosił za wtargnięcie, bo przecież nie wiedział, że tu ktoś mieszka. Zawsze mów co czujesz! Nie wstydź się przepraszać! Mądry i sprawiedliwy Neptun usłyszawszy to uśmiechnął się i obiecał pomóc podróżnikom bezpiecznie dotrzeć na drugi brzeg. Polecił wszystkim stworzeniom morskim, aby umiliły Małemu Wojownikowi i przyjaciołom podróż przez jego terytorium. Był bardzo zachwycony postawą Czarusia i nadał mu tytuł Wielkiego Wojownika. Zanim kozula Wanilia wypatrzyła stały ląd minęło siedem dni. Był to wspaniały czas. Jako pierwszy na brzegu stanął Czaruś. Chciał sprawdzić czy jest tu bezpiecznie. Wszystkie klamoty wyjęli ze statku i przycumowali go do brzegu, bo może komuś się przydać. Ruszyli dalej przed siebie.

W krainie węży

Po tygodniu spędzonym na statku Markus nareszcie mógł wyprostować nogi i wytarzać się w piasku. Biegał po plaży i cieszył się tak jak kiedyś, gdy był jeszcze małym źrebaczkiem. Razem ze swoją mamusią biegał po łące i kąpał się w stawie. Był wtedy bardzo szczęśliwy. Teraz też jest szczęśliwy, bo ma przyjaciół. Markus jest odważnym koniem, no może boi się tylko troszkę myszy. Babcia skończyła przygotowywać obiadek i poprosiła Hewi, aby zwołała wszystkich na zasłużony posiłek. Nagle Szanti zaczęła głośno szczekać. Coś się stało pomyślał Czaruś i szybko pobiegł w jej kierunku. Hewi i Reguś też popędzili ile sił w łapkach. Konik został z Babcią na wypadek, gdyby trzeba było ją obronić przed potworem. Nigdy nie wiadomo co tam siedzi w krzakach. Nigdy nie opuszczaj przyjaciół! Szanti szczekała coraz głośniej. Co tam może być? Wyglądało to jak makaron tylko nieco dłuższy. Był cały żółty w pomarańczowe paski. Skóra jego była gładka i sucha, a na brzuchu były wypukłe łuski. Nie miał nóg, ani rąk tylko dwa zęby sterczące jak kły u słonia. No może były trochę mniejsze. Pieski nie wiedziały co to może być. Bardzo się bały. Wielki Wojownik, bo taki tytuł nadał mu Król Neptun widział już w książeczce zdjęcie takiego stwora. To był wąż. Czytał, że węże nie polują na ludzi, ani na pieski, ale jak się je wystraszy, to w obronie mogą zaatakować i wpuścić śmiertelny jad. Trzeba było być bardzo ostrożnym. Upewnił się, że Reguś i Szanti są już w obozowisku razem z Babcią i Markusem, a sam postanowił porozmawiać z wężem i przeprosić za najście. Znał język dinozaurów i na ich szczęście wąż też. Ucz się pilnie! Zadowolony wrócił do Babci i przyjaciół. Mogli zjeść pierwszy wspólny posiłek na stałym lądzie. Potem wybrali się na spacer. Musieli bardzo uważać, żeby nie wystraszyć żadnego węża. Długo nie mogli zasnąć od nadmiaru wrażeń. Gwiazdki ukołysały zmęczonych wędrowców.

Na grzbiecie krokodyla

Następnego ranka, gdy tylko pierwsze promienie słońca oświetliły obozowisko, Czaruś i Babcia byli już na nogach. Szybko zwinęli obóz, zjedli śniadanie i wyruszyli w dalszą podróż. Tego dnia planowali przebyć gęsty las, który rozciągał się przed nimi aż po horyzont. Las był tak wielki, że Czaruś nie mógł się oprzeć wrażeniu, że kryje w sobie jakieś tajemnice. Czy były tam potwory? Abo może skarby? Nikt tego nie wiedział, ale Mały Wojownik był gotów stawić czoła każdemu wyzwaniu. Gdy wędrowali przez las, nagle zatrzymała ich Wanilia. Kozula była z natury ciekawska i często coś dostrzegała zanim reszta zdążyła to zauważyć. Tym razem przyglądała się czemuś w oddali. Na początku Czaruś nie wiedział co tak przyciągnęło uwagę, ale po chwili dostrzegł w oddali coś poruszającego się w wodzie. Był to wielki krokodyl, który leniwie wygrzewał się na brzegu rzeki. Wanilia patrzyła na krokodyla ze strachem w jej pięknych olbrzymich oczach. Markus, który do tej pory był zajęty badaniem nowych zapachów, także zbliżył się by zobaczyć co się dzieje. Krokodyl był ogromny, większy niż Markus i wyglądał jakby mógł połknąć każdego jednym kłapnięciem szczęki. Jednak Mały Wojownik, choć w duszy odrobinę się lękał, podszedł do krokodyla ostrożnie ale z odwagą. Krokodyl otworzył jedno oko, potem drugie i spojrzał na zbliżających się wędrowców. Przez chwilę wszyscy stali bez ruchu nie wiedząc co krokodyl zrobi. Ale po chwili wielki gad uśmiechnął się szeroko pokazując rząd ostrych zębów.

— Nie bójcie się mnie, powiedział krokodyl niespodziewanie łagodnym głosem. — Jestem starym krokodylem i już dawno przestałem polować. Teraz spędzam czas na wylegiwaniu się na słońcu i pływaniu w rzece.

Czaruś odetchnął z ulgą, ale nie stracił czujności. Był przecież odpowiedzialny za swoich przyjaciół! Zapytał krokodyla czy zna drogę przez las, bo oni wędrują w poszukiwaniu nowych przygód. Krokodyl odpowiedział, że owszem, zna ten las jak własną kieszeń, ale jest jeden problem. Rzeka, którą muszą przeprawić się jest głęboka i szeroka a mostu ani promu nie ma. Wtedy Czaruś wpadł na odważny pomysł.

— A może moglibyśmy przeprawić się na twoim grzbiecie? zapytał. Krokodyl zamyślił się na chwilę a potem znowu się uśmiechnął. — Zgoda! — powiedział. — Ale musicie być bardzo ostrożni, by nie spaść do wody.

I tak też się stało. Jeden po drugim, wszyscy weszli na grzbiet krokodyla. Nawet Wanilia choć była z rogami znalazła miejsce. Krokodyl powoli wślizgnął się do wody, a pasażerowie jego zaczęli swoją niezwykłą przeprawę. Płynął spokojnie, a Mały Wojownik i jego przyjaciele mogli podziwiać podwodny świat przez krystalicznie czysta wodę. Podczas przeprawy, Czaruś opowiadał krokodylowi o swoich przygodach, a krokodyl słuchał z zainteresowaniem, był także ciekawy opowieści o Królu Neptunie i tytule jaki Czaruś otrzymał. Krokodyl nigdy nie opuści swojej rzeki więc historie o morzach i oceanach były dla niego zupełnie nowe. Kiedy dotarli na drugi brzeg, podróżnicy podziękowali krokodylowi za pomoc. Czaruś obiecał, że jeśli kiedykolwiek wrócą do tej rzeki, przyniosą mu coś specjalnego z ich podróży.

— Pamiętajcie, powiedział krokodyl na pożegnanie w każdej podróży ważne jest by pomagać sobie nawzajem i nie bać się prosić o pomoc, gdy jej potrzebujecie.

Podziękowali jeszcze raz i ruszyli dalej, znów gotowi na nowe przygody. Tym razem czekał na nich tajemniczy las, który jak się okazało skrywał jeszcze wiele sekretów. Ale o tym miało się okazać dopiero później.

Tajemnica Wielkiego Lasu

Podróżnicy wkroczyli w głąb Wielkiego Lasu, który wydawał się być zupełnie inny od każdego lasu, jaki wcześniej widzieli. Drzewa były tu ogromne, ich korony splatały się wysoko nad głowami, tworząc zielony dach przez, który ledwo przedzierały się promienie słońca. W powietrzu unosiła się się mgiełka tajemnicy, a każde drgnienie liści zdawało się być echem czegoś niezwykłego. Czaruś szedł na czele, z trudem powstrzymując dreszcz emocji. Wiedział, że Wielki Las może kryć w sobie niebezpieczeństwa ale był równie pewien że skrywa także coś wyjątkowego. Babcia, która zawsze była ostrożna szła tuż za nim z Markusem u boku. Pieski jak zwykle czujnie obwąchiwały każdy zakątek, a Wanilia zadowolona z mnóstwa trawy podjadała co chwila.

— Las jest piękny, ale wydaje się, że coś tutaj nas obserwuje — zauważyła Babcia, rozglądając się uważnie.

Czaruś poczuł, że coś wisi w powietrzu. Było to uczucie, jakby las miał przed nimi sekret, który tylko czekał, by go odkryli. W końcu dotarli do polany, gdzie na środku stało stare, rozłożyste drzewo. Jego pień był tak szeroki, że można było go objąć tylko całą drużyną. Ale to nie rozmiar drzewa zwrócił ich uwagę, a dziwna poświata, która wydobywała się z dziupli w jego wnętrzu.

— Coś tam jest! — zawołał Czaruś, robiąc krok naprzód. Zajrzał do środka, a jego oczom ukazał się stary, lecz przepiękny klucz. Był on zdobiony misternymi wzorami, które mieniły się w blasku bijącym z wnętrza drzewa. Klucz wydawał się się być wykonany z czystego złota, a mimo to był chłodny w dotyku.

— Czaruś uważaj! — zawołała Babcia, ale Mały Wojownik już wiedział, że musi ten klucz zabrać. Gdy tylko chwycił go w dłoń, las wokół nich ożył. Drzewa zaczęły szumieć, a z każdej strony rozległy się tajemnicze szepty. Las wydawał się nie być już zwykłym lasem, ale żywą, myślącą istotą, która ich obserwowała.

— To klucz do tajemnicy tego lasu — powiedziała Babcia, przypatrując się kluczowi z fascynacją. — Ale do czego on prowadzi?

Nagle pieski zaczęły szczekać w kierunku gęstego zarośla. Z krzaków wyłoniła się postać — była to stara sowa, która wyglądała jakby miała już setki lat. Jej pióra były szare, a oczy błyszczały mądrością.

— Witajcie śmiałkowie — powiedziała sowa poważnym głosem. — Widziałam, jak zabraliście klucz. Teraz czeka was zadanie.

Czaruś spojrzał na sowę zaskoczony, ale gotowy na nowe wyzwanie.

— Co to za zadanie? — zapytał. — Ten klucz otwiera tajemne przejście w sercu lasu, wyjaśniła sowa. Przejście to prowadzi do Zaginionej Doliny, miejsca, o którym krążą legendy. Mówi się, że kto tam dotrze, odkryje największe sekrety tego świata, ale tylko ci, którzy mają czyste serce mogą je odnaleźć.

Czaruś poczuł, jak jego serce przyśpiesza. Była to kolejna wielka przygoda, którą musiał przeżyć. Podziękował sowie za pomoc i razem z drużyną ruszył w kierunku, który wskazała. Droga przez las stała się coraz trudniejsza. Wędrowali przez gęste zarośla, przeskakiwali przez powalone drzewa, a czasem musieli przeprawiać się przez strumienie. Wszystko wydawało się sprawdzać ich odwagę i determinację. W końcu, po wielu godzinach marszu, dotarli do miejsca, które wyglądało jak koniec drogi. Przed nimi wznosiła się się ogromna ściana z gęsto splecionych drzew i pnączy. To tutaj, zgodnie z mapą sowy, miało znajdować się przejście. Czaruś zbliżył się do ściany i ostrożnie włożył klucz do niewielkiej szczeliny, którą dostrzegł między pnączami. Gdy tylko to zrobił, ziemia zaczęła lekko drżeć, a pnącza powoli zaczęły się rozsuwać, tworząc przed nimi wejście do ukrytego świata. Za ścianą drzew ujrzeli dolinę — miejsce pełne niesamowitych roślin, kryształowych wodospadów i mieniących się w słońcu tajemniczych stworzeń. Było to miejsce, o jakim nawet nie śnili.

— Oto zaginiona Dolina — powiedziała Babcia z niedowierzaniem. — Czaruś, właśnie odkryliśmy jedną z największych tajemnic tego świata!

Podróżnicy wkroczyli do Doliny, gotowi na to, co miało się tam wydarzyć. W sercach mieli pewność, że to dopiero początek niezwykłych przygód, jakie ich czekają w tej magicznej krainie.

Tajemnica Zaginionej Doliny

Wchodząc do Zaginionej Doliny, Czaruś, Babcia i ich wierni towarzysze od razu poczuli, że znaleźli się w miejscu niezwykłym. Dolina otoczona była wysokimi górami, których szczyty ginęły w chmurach. Wzdłuż ścieżki, którą podążali rosły kwiaty, jakich nigdy wcześniej nie widzieli — świeciły delikatnym blaskiem, jakby były utkane z samego światła. Powietrze było przesiąknięte zapachem słodkich owoców i tajemniczym uspokajającym aromatem. Markus, który dotychczas był pełen energii, nagle zatrzymał się i podniósł wysoko głowę, węszył coś w powietrzu. Babcia zauważywszy to, również stanęła a pieski z ciekawością zaczęły obwąchiwać ziemię. Czaruś poczuł, że za chwilę wydarzy się coś niesamowitego. Chociaż Dolina wyglądała na spokojną i gościnną, miał przeczucie, że kryje się tu coś więcej.

— Uważajmy — powiedział cicho. — To miejsce jest piękne, ale czuję, że skrywa jakąś tajemnicę.

Babcia przytaknęła, i wszyscy ruszyli dalej, tym razem bardziej ostrożnie. Droga prowadziła ich ku centrum Doliny, gdzie w oddali aż stała wspaniała konstrukcja — stary porośnięty winoroślą pałac, zbudowany z białego marmuru, który lśnił w promieniach słońca. Pałac wydawał się opuszczony przez czas.

— Myślę, że to właśnie tam znajdziemy odpowiedź na nasze pytania — rzekła Babcia wskazując na budowlę. — Ale musimy być ostrożni.

Zbliżając się do pałacu, Czaruś zauważył, że wszystko dookoła staje się coraz bardziej ciche. Ptaki przestały śpiewać, a wiatr ucichł, jakby nawet przyroda wstrzymała oddech. Gdy weszli na wielki dziedziniec przed pałacem, usłyszeli cichy, melodyjny dźwięk. To była muzyka, ale zupełnie inna niż ta, do której byli przyzwyczajeni. Brzmiała jak pieśń starożytnych czasów, pełna smutku i tęsknoty. W samym centrum dziedzińca stała wielka fontanna, z której zamiast wody płynęło coś, co przypominało srebrzystą mgłę. W tej mgle tańczyły świetliste postacie — duchy dawnych mieszkańców Doliny. Ich twarze były piękne, lecz pełne smutku, jakby były uwięzione w tym miejscu na wieczność.

— To są strażnicy tajemnicy Doliny — powiedziała nagle znajoma im sowa, która niespodziewanie przyleciała z lasu i usiadła na marmurowej balustradzie. — Dawno temu Zaginiona Dolina była miejscem pełnym życia, a jej mieszkańcy żyli w harmonii z naturą. Ale popełnili jeden błąd — chcieli zdobyć wiedzę i moc, która nie była im przeznaczona.

Czaruś podszedł bliżej fontanny, próbując zrozumieć słowa sowy.

— Co się z nimi stało? — zapytał.

— Zostali uwięzieni w tej Dolinie, jako strażnicy wiedzy, której nie powinni byli pragnąć — wyjaśniła sowa. — Teraz czekają na kogoś, kto przywróci im wolność. Ale żeby to zrobić, musisz rozwiązać zagadkę, którą pozostawili. Znajdziesz ją w sercu pałacu.

Czaruś poczuł w sobie ciężar odpowiedzialności, ale wiedział, że musi spróbować. Wspólnie z Babcią wkroczyli do pałacu, który w środku był jeszcze bardziej niesamowity niż z zewnątrz. Ściany zdobiły freski przedstawiające życie dawnych mieszkańców Doliny — ich radości, smutki i ostateczną tragedię. Na samym końcu wielkiej sali znaleźli wielką księgę, leżącą na ogromnym kamiennym postumencie. Była pokryta złotymi ornamentami, a jej strony wydawały się tak bardzo świeże, jakby czas nie miał na nią wpływu. Czaruś ostrożnie otworzył księgę, a jego oczom ukazał się zapis w starożytnym języku, którego nie znał.

— Czytaj głośno — poradziła sowa, która pojawiła się znów, lądując na ramieniu Czarusia. Zaczął odczytywać słowa, które zdawały się same układać w jego głowie. Kiedy skończył, ziemia pod nim zadrżała, a z księgi zaczęła unosić się złota poświata, która powoli zniknęła w powietrzu. Z drzwi pałacu dobiegły ich dźwięki — to świetliste postacie, strażnicy tajemnicy, wyszli na dziedziniec. Ich twarze były teraz spokojne, a wokół nich unosił się delikatny blask.

— Dziękujemy ci, Mały Wojowniku — powiedziała najstarsza z postaci. — Przywróciłeś nam wolność, rozwiązując zagadkę naszych błędów. Dolina znów stanie się miejscem harmonii i życia.

Czaruś choć zaskoczony uśmiechnął się i skłonił nisko przed duchami. Wiedział, że dokonali czegoś niezwykłego. Dolina zaczęła się zmieniać na ich oczach — mgła zniknęła a słońce rozświetliło każdy zakątek tego magicznego miejsca. Woda w fontannie stała się czysta a wokół nich zakwitły nowe kwiaty. Zaginiona Dolina, dzięki odwadze i sercu Czarusia znów tętniła życiem. Podróżnicy, dumni ze swojego osiągnięcia, wiedzieli, że to był czas, by ruszać dalej. Wiedzieli jednak że tajemnica którą odkryli na zawsze pozostanie częścią ich niezwykłej przygody.

Na Dworze u Króla Myślipiętka

Po opuszczeniu Zaginionej Doliny czaruś, Babcia i ich niezawodne kochane zwierzaczki, ruszyli dalej przed siebie. Droga prowadziła ich przez malownicze łąki, gęste lasy i kręte rzeki, aż pewnego dnia dotarli do miejsca, które wydawało się jak z bajki. Przed nimi ukazał się przepiękny zamek, otoczony przez złote pola i błyszczące jeziora. Nad bramą zamku widniał herb z wizerunkiem sowy, a pod nią wypisane były złote litery: „Królestwo Myślipiętka”.

— Myślipiętek? Co to za dziwna nazwa? — zastanowiła się Babcia na głos.

— Brzmi interesująco! — odparł Czaruś z iskierką ciekawości w oczach. Postanowili wejść do środka. Przed bramą powitał ich dostojny herold, ubrany w złoto-szkarłatne szaty. Ukłonił się nisko i zaprosił ich do środka, tłumacząc, że Król Myślipiętek oczekiwał ich przybycia.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 27.06