Od autora
Podróż. To słowo nasuwa rozmaite skojarzenia. Od zwiedzania zabytków stolic Europy po przedzieranie się przez niedostępną dżunglę w Afryce. Od poszukiwania pary splątanych fotonów w stanie singletowym po wyprawę sondy Voyager do najdalszych zakątków Układu Słonecznego.
Dziś zapraszam Ciebie czytelniku do podróży przez moje wiersze. Do zaglądnięcia w siebie i poza siebie. Może nie zatrzymasz się na każdym przystanku. Jeśli jednak podczas tej podróży choć jedna dobra myśl urodzi się w Twojej duszy, będzie mi towarzyszyć spełnione zdumienie, a może zdumione spełnienie?
Początek podróży
27 marca 2021 r.
sobota, Braniewo
Matematyczna podróż dusz
dusze są jak półproste w matematyce
mają początek nie mają końca
rodzą się w Wielkim Wybuchu
miłości Nieskończonego
Osoby Boskie prześcigają się w tym
która pierwsza z nich pokocha duszę
choć ta ostatnia nic o tym nie wie
dopóki nie będzie świadoma że jest z Jestem
po narodzinach dusze podróżują
po własnych półprostych
w elipsie wszechświata
mijają chwile i lata świetlne
podczas których Nieskończony i dusze
spotykają się
ta sekunda w życiu Boga
kiedy On czeka na odpowiedź duszy
jest Jego wiecznością
Jego podróżą w czasie do duszy
od początku
kosmos jest pełen dróg do Nieskończonego
wszystkie proste i krzywe na Niego wskazują
nawet grawitacja co prostą zakrzywia
zakochana wspólnota dusz
zanurzona w miłości Boga
śpiewała Mu pieśń z Księgi:
Ja byłam przy Nim mistrzynią,
rozkoszą Jego dzień po dniu,
cały czas igrając przed Nim,
igrając na okręgu ziemi,
znajdując radość przy synach ludzkich
pewnego dnia dusza wybrała drogę
przez czarną dziurę
szukała szczęścia w światach równoległych
coraz szybciej oddalała się od światła
jak kometa opuszczająca Układ Słoneczny
w ciemności zgubiła drogę
grawitacja czarnej dziury ścisnęła ją
do rozmiarów supergęstego punktu
mijał czas
pół czasu
i połowa połowy czasu
a Nieskończony przemierzał kosmos
w poszukiwaniu duszy
odnalazł ją
w niezawodnym punkcie przecięcia
dwóch prostych prostopadłych Jezusa
tam każda półprosta
zawsze ma swój nowy początek
Przystanek: samotność
25 września 1995 r., 2055
poniedziałek, Braniewo
Listopadowy deszcz
było pięknie tak
jakby we śnie …
spojrzenia
niedomówienia
przyspieszone bicie serca …
a dziś nie potrafię pogodzić się z tym
że zamiast łez
pada listopadowy deszcz
że zamiast Ciebie
dotyka mnie
listopadowy deszcz
List od Ciebie
jest taki wiersz
ty o nim wiesz
pachnący kadzidłem
pisany do szuflady
w pokoju z wspólną fotografią na biurku
i oknem na dzwonnicę
czas zwinął go jak różaniec w pudełeczku
papier dawno pożółkł i pogniótł się
od stęsknionych dotyku dłoni
jest taki wiersz
dobrze że znasz jego treść
kiedyś przeczytamy go z podziałem na role
i oboje wybuchniemy śmiechem
życzliwym dla naszej niespokojnej
seksualności
Przystanek: bezprawie
1 lipca 1996 r.
Bezprawie
to mogło być dobre dziecko
chłopczyk albo dziewczynka
Mateusz, Jacek, Pawełek
Agnieszka, Kasia, Lucynka — – — – —
teraz jest już w ręku prawa
smutne bo bardzo samotne
i nawet tego nie wie
że się już nigdy nie pocznie
— — – — – — – — – — – — – — —
on mi wydawał się fajny
mówił że będę bezpieczna
że z kiosku prezerwatywa
musi być przecież skuteczna — – — – —
ja wcale nie jestem winny
chciałem by było nam dobrze
i nawet nie pomyślałem
że czasem może zajść w ciążę
— — – — – — – — – — – — – — – —
więc czemu zrywam się w nocy
i czuję niepokój serca
i drżą bezprawiem zranione
intymne moje miejsca — – — – —
więc czemu zrywam się w nocy
zbudzona krzykiem dzidziusia
które cichutko prosi
o miłość mamusię i tatusia
— — – — – — – — – — – — – —
Przystanek: nieprzyjaciel
31 października 1996 r.
czwartek, 2301
Mój nieprzyjaciel
mój nieprzyjaciel
jest jak burza
bez której nie ma
rześkiego powietrza
potrzebuję mojego nieprzyjaciela
i on mnie potrzebuje
by z gwałtownej ulewy
zmienić się na drobną mżawkę
Przystanek: monolog
28 lutego 1997 r.
piątek, po 1700
Wymarzone porwanie
obumarło moje pisanie
opadło jak zwiędły liść
rozsypały się słowa na literki
jak starego murku cegiełki
głodne słów rozmyślanie
wymagające żądanie
a gdyby tak ktoś mnie porwał
do słów lekkogłębokich lotu
ukończyłbym ten wiersz
bez kłopotu
Przystanek: choroba
18 kwietnia 1998 r., 1546
Braniewo
(Nie)stracona szansa
Cierpię na sztuki
na piętnaście zastrzyków
z głośną muzyką
a nie jak Ty po cichu.
Uprzyjemniam sobie
nieznośny aspekt życia
w małej niecierpliwości
ginie potrzebna tajemnica.
Ratuj piętnaście kroplówek
przemyj je duchem pokory
gorączką wypal co zbędne
i naucz bycia chorym.
Przystanek: impresje
20 stycznia 1997 r.
726 — 810
w pociągu z Braniewa do Gdańska
W stadzie fruwających sarenek
jest zima
patrzę na ośnieżone
drogi dachy łąki
lżej niż to czyni wiatr
na trawach drzewach
pokrytych szadzią
strącasz mój
jaskółczy
ukryty
zabezpieczający mnie
przyzwyczajony
niepokój serca
otwierasz na dobro
gdy przebiegam przez pole
w małym stadzie fruwających sarenek
15 — 17 kwietnia 1997 r.
Impresja
szłaś w czarnych rękawiczkach
choć świeciło kwietniowe słońce
niedawno stopniał śnieg
znalazłem w czarnych rękawiczkach
cudowny dotyk naszych postaci
byłem bliżej niż sięga szept
— — —
przyszłaś kiedy czekałem
zupełnie nie wiedziałem
że rozmawiałaś z przyjaciółką samotnością
tłumaczyłaś jej cicho i łagodnie
byśmy mogli wieczorem
usnąć przy sobie
— — —
5 maja 1998 r., 1145
Gdańsk — Wrzeszcz
DS — 2 U. G.
Kwietniowe impresje
Jest pierwszy kwietnia
dziewiętnasta osiemnaście,
przemykam półmglistą ścieżką
wśród starych drzew,
szumiących ze mną nostalgiczną,
harcerską piosenkę.