E-book
15.75
drukowana A5
29.27
Pod tą samą gwiazdą

Bezpłatny fragment - Pod tą samą gwiazdą


Objętość:
60 str.
ISBN:
978-83-8431-394-7
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 29.27

*** [Czytam Eliota…]

Czytam Eliota — niejasne, niepewny Prufrock

Czytam Kapitał — tylu ludzi porwało


Tyle rzeczywistości, do których mogę

nie pasować

1968 rok — nie moja estetyka

Rycerski etos — zbyt patetyczny

A może by tak igrzyska i kaźń

A może by nie pasować do


A może by budzić się wreszcie

Spokojnie, patrzeć na świat, jak się

wije w początkach, kamień na

kamień pchać i wiedzieć po co, bo

wszystko było proste, i Bóg był prosty,

gdy miał ciało woła i dawał znaki,

czego dowodem są liczne religie

monoteistyczne i nie tylko


Tyle można pod niebem, które milczy

(nie licząc grzmotu, zrzuci kamień z kamienia)

że tęsknią dusze do prostoty, gdzie a znaczy a,

być znaczy być

CALISIA — głosy ludzi

Wieczór

„W legendach marszem wracali przekupnie

i kosze obfite w bursztyny wieźli.

Wtem niebo im księżyc przyzdabiał dumnie,

a noc sny karmiła, kiedy w nią weszli.

Niebo, co Bałtyk odbijał w fal szumie

i o nim śpiewał Adriatyk w swej muszli,

to samo notował Klaudiusz w ich tłumie

i chłopiec oglądał w przeddzień komunii…”


„Dokończysz, tato, historię Kalisza?”

„Czas spać, synku, opowiem, lecz nie dzisiaj.

Spójrz — na niebie świeci księżyc — jak balon

wścibsko zagląda przez okno w nasz salon.”

Ranek

A był to słoneczny, letni poranek.

Patrzył na lica iskrzące pod niebem.

Każde z różańca oddzielny paciorek

w komunii gatunku staje się chlebem.


Więc zmysły nasycał, smakował twarze.

Szukał w tym chlebie własnego odbicia.

Zdjęcia stręczyli obrazów handlarze,

lecz twarzy tam własnej nigdy nie widział.


„W łańcuchu zdarzeń nie ma mnie dwa razy.

Jestem jedynym żyjącym na Ziemi.

A wszyscy się zdają, gdy na nich patrzę,

jak straszne maski w antycznym teatrze!”

Żaba w butli

Zakopał żywą żabę w piachu.

Jej gały baczyły nań wiernie.


„Były w tych oczach ziarna strachu.

Wyrosły w mym sercu jak ciernie!


Mamo! Powiedz! Czy cierpi żaba?

Strach — że ona jest krucha — słaba.”


„Synku, wszystko cierpi na Ziemi.

Posłuchaj głęboko sumienia.

Czujesz? Świat przeminie, więc żałuj

każdego źdźbła trawy, kamienia.”


Wykopać pędzi ciało trupie.

Zajął gardło okrzyk zdumienia.


W trwodze butlę żabią rozłupie,

rycząc błagalnie o litość: AAAAAA!

Zniknął dziadek

Biegałeś po domu na wsi zaludnionym,

tłumiąc mozolnie małe pęki śmiechu.

Ani je ciąć nożem, ani bóg wie czym;

świszczał rapsodie dziadka szał oddechu.


Sycząc, błagalne mamrotał pacierze.

Leżał w pokoju jak samotne drzewo.

Nim ostatnie namaszczenie odbierze,

palcem pokaże na ciebie — młodego.


Otworzysz oczy, minie trzydzieści lat.

Zniknął dziadek za płaczek korowodem.

Wspomnisz, jak w głowie szumiał ci głupi żart.

Zakrywał przed dzieckiem dorosłych drogę.

Kozi Dołek

Dni były długie, a noce pachnące

rozgrzanym betonem, oddechem ziemi.

Wstawałeś, oczy twoje niby słońce

promieniem kreśliły widoki z sieni.


Ta ziemia pulsuje krwią, smakiem kości.

Chrzciny jej wodą napełniały chłodem.

Tych słodkich ciał w ich szczenięcej nagości

już nie ma, czmychnęły stąd przed zachodem.


Wtedy się dzień jeden milion żyć ciągnął.

Wracałeś więc z nimi nad Kozi Dołek.

Koce pachniały wam świeżą poziomką

oraz parującym, wilgotnym mułem.

Cmentarz

Oddech marznie, gęsta noc spływa z nieba.

Jak upiór świeci w tej nocy nasz cmentarz.

Gromnica już zgasła dawno, nie trzeba

żałować, śmierć się zakradła przed ołtarz.


Każdy tu sam czeka końca płomienia:

nie ojciec matce, nie ptakom drzewa.

Każdy sam — „i modlitwa nic nie zmienia!”,

pięści ściskając, chłopiec podejrzewa.


Mgła jak granica między krajami ćmi.

Rozpada się monizm na miliard kropli.

Rozbrat pomiędzy ojcami i dziećmi.

Pod pustym niebem tak bardzo samotni.


W tej mglistej łunie nas cmentarz połączył.

Czekaj, wyrok wskaże anioła klinga.

Tu, pod ramieniem wrzosowej gałęzi,

dusze posępne z tryptyku Memlinga.

Fabryka

Jeszcze się trzyma w tej łunie fabryka.

Deszcz ją podmywa, jak pies liże rany.

Przez skurcz histeryczny hipochondryka

Widać jej wnętrze, świat żył rozebranych.


Zajrzyj do środka, w maszynach kurz drzemie.

Olej się stwardził w jej kołach zębatych.

Ile ich we rdzy po starym systemie?

Sprzedanych, samotnych i zapomnianych.


„Cztery dekady tyrał tu twój ojciec.

Od pracy z młotkiem zrosła mu się ręka.

Przed życiem w butelkę próbował uciec.

Pięść zaciśnięta — twej matki udręka.”


„Tak, dostał w nagrodę złoty zegarek.

<Zabiję ciebie i tego wyrodka!>

Bełkotał siny od pijackich drgawek,

gdy go upiory zżerały od środka.”

Park

„Rozgrzany marmur bladego teatru

wieczorem w studni Prosny się chłodzi.

Dziady w jej lustrze spuszczały ciężaru

kotwicę, jak w Lete, nie znajdziesz łodzi.


Kołysał cię rausz, ślepia bazyliszka,

dryfował nam szerszeń wirujących lamp.

Piwo do piwa, od win do kieliszka,

stopniowo zmieniając nas w chimery chłam.”


To było jak sen, przeszłości już nie ma.

Nie działa jak film tajemnica czasu.

Raz poruszona jest w obroty Ziemia.

Nie szczędzi rozkład — ni miasta, ni lasu.

Most Kolejowy

„Zbudź się, daleka droga na most, przez wał.

Zbladłeś bracie, docucić cię nie mogę.

Pamiętasz? W przeszłości stóg siana tam stał.

Rozłóg jak dobry stróż wskazywał drogę.


Tyle lat, przestrzeń wypruta z kolorów.

Siedzi w boku moim blizna, nie pytaj skąd.

Martwa wierzba, wracając ze spaceru,

kochanek zazdrosny popełnił tu błąd


i święty obrazek po nim pozostał.

Patrz przez gałęzie, most wisi nad Prosną.

Pod siwym obłokiem błyska jak kryształ.

Pociąg, a po nim już tory zarosną.


Nim odjechałeś, jeszcze powidoki:

Markotna dziewczyna i matka we łzach.

Zostawiłeś nas, pustki cień szeroki.

Odwiedź nas, bracie, samemu być tu strach.”

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 29.27