E-book
22.05
drukowana A5
41.72
Pod ostatnią gwiazdą

Bezpłatny fragment - Pod ostatnią gwiazdą


3.7
Objętość:
209 str.
ISBN:
978-83-8369-404-7
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 41.72

Wstęp

W głębokich lasach, otoczonych nieprzeniknioną mgłą, stoi starodawny klasztor, którego cienie kryją mroczne tajemnice. Tam, gdzie zakonnice modlą się w ciszy, a ściany mają uszy, rozgrywa się opowieść pełna tajemnic, demonów i zakazanej miłości. Wypełniony jest nieustanną ciszą, przerywaną jedynie odgłosami starych kroków i delikatnym szumem modlitw. Zbudowany z surowego kamienia, jego mury zdają się przetrzymywać nie tylko modlitwy, ale również duchy minionych wieków. Krużganki pełne są mrocznych korytarzy, których końce utkwione są w cieniach, a okna zdobią stare witraże, na których odwieczne historie odbijają się w kolorowych refleksach. W centrum tego wszystkiego znajduje się Alice. W tej opowieści o tajemniczym klasztorze i walce o uczucie Alice musi odnaleźć siłę, by przetrwać. W mrokach nie z tego świata da z siebie wszystko w walce o miłość, tylko czy to wystarczy?


Chłodna noc, wiatr poruszający każdym drzewem sprawia, że nawet pojedyncze gałęzie łamią się na wszystkie możliwe strony. Drzewa poustawiane obok siebie, zaczepiając się jedno o drugie, wyglądały, jakby walczyły ze sobą o więcej przestrzeni. Kilka rozszalałych gałęzi zahaczało o obiekt stojący zaraz obok nich. Ogromny budynek, wykonany w starym stylu. Podniszczone cegły, przemokłe fundamenty. Obdrapana miejscowo skała, skruszona cegła i poszarzałe szyby w oknach to dopiero początek.


Puk… puk… puk… puste dźwięki uderzenia dopełniały jedynie nocne i przerażające, mrożące krew w żyłach dźwięki kruków, które krążyły nad całym obiektem. Siadały na pojedynczych drzewach. Swoimi pustymi przeszkolonymi oczami wpatrywały się daleko w przestrzeń, dostrzegając tym samym rzeczy niedostępne dla innych. Wymijały agresywne gałęzie i pokonywały wiatr. Była to nierównouprawniona walka. Wszystko po to, by w końcu znaleźć dogodne miejsce, aby zasiąść i odpocząć. Skrzeczały, rozkładając szeroko skrzydła i przesuwając się powoli do przodu. Niektóre, gubiąc się w wietrze, uderzały o budynek. Niejednokrotnie przeżyły bliskie spotkanie z szybą. Nie były w stanie uciec. Mroczna okolica, wiatr mrożący kości, ciemne niebo, gęsto występujące drzewa, a w sercu…

DOM PANA

Przestarzały, wybudowany już wiele, wiele lat temu. Czujący na sobie odcisk czasu. Wykonany w stylu rokoko, z powyginaną pseudo bramą wokół. Metal zakończony kolcami i ogromne drzwi wjazdowe. Wiecznie uchylone. Prowadziły prosto do okolicznego klasztoru. Parę dobrych kilometrów od miasta, na zupełnym odludziu. Przepełnione tajemnicami… miejsce łączące serca wiernych z ich jedynym bogiem. Tak ważne miejsce w tak demonicznej scenerii. Cóż za ironia losu. Tak samo pomyślała nasza mała Alice, dziewczyna przydzielona przez górę tego właśnie klasztoru. Pełna lęku i po długim czasie poszukiwań wreszcie znalazła miejsce, w którym miała się wstawić, jednak… jej mina nie zdawała się mówić, że się z tego cieszy. Ułożyła swoją drobną dłoń na jednej części dużej bramy, zwiastującej wejście główne. Wrota były tak chłodne, że aż poczuła, jak mróz rozchodzi się po całym jej ciele. Zardzewiała brama momentalnie zostawiła resztki rdzy na opuszkach jej palców. Lekko zgarbiona i wystawiająca głowę, by ocenić sytuację i drogę przed sobą, od razu się wzdrygnęła. Lekki nacisk spowodował skrzypienie, mocno raniąc jej delikatne uszy. Przełknęła ślinę, robiąc krok do przodu i pokonując dziwne wrota. Gdy oczy przyzwyczaiły się do panującej małej mgły, ujrzała duży, ogromny obiekt. Wejście z dużymi drzwiami z mniejszym budynkiem za sobą, po bokach dwie masywne wieże, a wszystko złączone w jedno. Na szybach nieco już zdarte, nałożone wcześniej kolory, tak samo witraże. Na górze, nad środkową częścią, ogromny kamienny krzyż, dziwnie przekrzywiony, jakby miał zaraz spaść. Wyglądało to dość bogato, gdyby tylko nie było tak zniszczone…


Droga klasyczna, piaskowa, a po bokach kwiaty, krzewy, mniejsze drzewka, a wszystko uschłe, podłamane. Jakby już dawno uleciało z nich życie. Gdyby tylko nie umarły… Chociaż to mimo całej tej otoczki wyglądało w miarę dobrze i kojąco. Na co komu mały ogródek z roślinami różnego typu, gdy koniec końców pozwalamy mu się zamienić w cmentarz? Podobnie jak u ludzi na zwykłym cmentarzu, tu również zabrakło duszy. Momentalnie zamarła na chwilę. Uniosła dłonie, przyciskając je do klatki piersiowej. Przez minutę obserwowała ten smutny widok. Stała lekko zgarbiona, co było spowodowane ciężkim plecakiem, który aktualnie miała na sobie. Były tam wszystkie niezbędne rzeczy. Jej twarz ze strachu przybrała teraz wyraz współczucia, jednak nie trwało to długo. Chłodna dłoń nocy dotknęła jej delikatnego karku. Ponownie wzdrygnęła się, jednak tym razem nieco mocniej. Mięśnie na drobnej szyi zacisnęły się. Palce u stóp nieco uniosły jej drobne ciało. Na chwilę o parę centymetrów przybliżyła się do ciemnych jak smoła chmur. Im dłużej tu stała, coraz bardziej chciała stąd uciec. Jednak… doskonale wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie miała prawa tego zrobić. Musiała iść przed siebie. Odwróciła się na pięcie, czując, jak drobne włoski unoszą się na całym jej ciele. Krok po kroku, stopa za stopą aż wreszcie skończył się piasek, a zaczęła druga część drogi. Znów na chwilę się zatrzymała. Skupiła uwagę na drodze, a raczej dróżce. Czemu droga była podzielona na dwa? Nie, to nie tak… ta droga była po prostu niedokończona. Jakby praca nad nią została przerwana w jednej sekundzie. Poprawiła plecak i powoli dociskała do ziemi kolejny niezgrabny kamień na wyłożonej, względnie prostej, wąskiej drodze, biegnącej od bramy do drzwi wejściowych, z którymi stanęła wreszcie twarzą w twarz. Pomyliła się. Cegły z daleka wyglądały pięknie, a przynajmniej milion razy lepiej niż teraz, gdy dotyka je dłonią. Mgła sprawia, że to tragiczne miejsce wygląda… mniej tragicznie? Jeśli to oczywiście możliwe. Jej drobne palce ułożyły się w małą piąstkę, która szybko wykręcając się w drugą stronę, coraz bardziej przybliżała się do drzwi, a raczej wrót. Wtedy w jednym z mrocznych pokoi, za brudnymi kolorowymi szybami, nagle zapaliło się światło. Ręka momentalnie wstrzymała się w bezruchu. Ślina podeszła jej mocno do gardła. Dodatkowo… w oknie mignęła sylwetka. Pojawiła się tak szybko, jak zniknęła. Oczy z okna od razu wróciły na drzwi. Ręka za plecy, krok w tył i uczucie kłucia w klacie. To wszystko było tak niepokojące.

— Kto to był? Przecież to klasztor. Ktoś musi się nim zajmować. Ktoś musi tu mieszkać. To na pewno jedna z sióstr — powtarzała sobie głęboko w duchu.


Chłód klamki przeszył jej dłoń. Uchyliły się drzwi, a zanim ta zdążyła coś powiedzieć, jak spod ziemi, przed jej oczami wyrosła postać ubrana w czarne szaty, z nielicznymi białymi paskami. Nie zdążyła nawet dobrze otworzyć ust, gdy usłyszała głos nieznajomej istoty.

— Witaj… Jak zakładam… panna Alice, prawda? Czekaliśmy na ciebie. Zapraszam…

Spokojny głos trafił do jej uszu. Był bardzo ciepły i kojący. Dzięki niemu Alice przez chwilę zapomniała o mrocznej atmosferze całego tego miejsca. Czuła, jak jej serce nieco zwalnia, oddech uspokaja się, dłonie wypełnia miłe ciepło, a na jej zmartwionej twarzy zaczyna pojawiać się drobny uśmiech. Nie wiedziała jeszcze dokładnie, kto do niej mówi, jednak to nieistotne. Już sam głos wystarczył. Nie minęło dużo czasu, gdy nieznajoma ukazała swoją twarz. Duża świeca zaczęła rozchodzić się po ciele, unosiła się coraz bardziej do góry, aż w końcu oświetliła całą osobę. Alice odczuła, jak kamień spadł jej z serca. Co by nie było i co by się nie działo, jeden strach już minął. Odpowiedź na jedno z pytań i to tych najważniejszych już dostaliśmy.

„Czy ktoś tu mieszka?” — jak widać, na szczęście tak.

Alice bez słowa ruszyła za kobietą. Przemierzała ciemny korytarz, powoli się ogrzewając. W budynku na szczęście było dość ciepło. Ogrzewanie działało naprawdę dobrze. Pierwszy krok za próg był najtrudniejszy, jednak już każdy kolejny przychodził z coraz większą pewnością. Dziewczyna potrzebowała paru sekund, by przyzwyczaić się do środka. Na początku nie zwróciła uwagi na kobietę, która ją przywitała, a dokładniej na jej wygląd. Szczęście z powodu tego, że ktokolwiek tutaj jest, było zbyt ogromne, by zwrócić uwagę na cokolwiek innego. Kobieta, rzecz jasna, była zakonnicą, jednak nie taką pierwszą lepszą. Długie kruczo czarne włosy opadały na jej plecy. Mała świeca doskonale oświetlała jej szczupłą sylwetkę. Smukła buzia, krągłe policzki, delikatne rysy twarzy, na pierwszy rzut oka małe dłonie i trochę ciemniejsza karnacja. Zakonnica była naprawdę śliczna.

Alice uniosła dłonie i chuchnęła na nie gorącym powietrzem. Szły już dłuższą chwilę. Nie wiedziała czemu, ale strasznie się jej to dłużyło. Tuptały obok siebie bez słowa. Gdy nieco życia wróciło w ciało dziewczyny, ta wyciągnęła dłoń i powoli skierowała ją w stronę zakonnicy. Hol klasztoru był pogrążony w ciemności. Jedynym źródłem światła była sama zakonnica trzymająca świecę. To nasunęło koleje pytanie. Czemu nie ma tu ani grama światła? Widać, że budynek ma swoje lata, jednak powinna tu być elektryczność. A może jednak nie? Rozglądając się dookoła, w głowie pojawiało się coraz więcej pytań. W końcu jednak dłoń, równie drobna, co zakonnicy, trafiła na bark służki. Aktualnie najważniejszą rzeczą, jaką musi wiedzieć, jest imię wierzącej. To jest jasne, że ta kojarzy, kim jest nowo przybyła. Przecież na pewno dostali informacje wcześniej, jednak imiona sióstr dla Alice są zagadką, więc pora zacząć ją rozwiązywać. Poza tym bez znajomości imienia nie może przywitać się tak, jakby chciała.

— Emm, przepraszam. Czy mogłabym się dowiedzieć, jak masz na imię?

Zakonnica zatrzymała się w miejscu i powoli odwróciła się na pięcie. Jedną rękę miała zajętą, a drugą do tej pory przykładała do brzucha. W tym momencie złapała Alice za rękę. Delikatnym ruchem ściągnęła ją ze swojego barku i nieco zaciskając, opuściła na dół. Świeczkę ustawiła teraz bardziej pomiędzy nie. Były teraz jedynym oświetlonym punktem w całej tej głuchej ciemni. W tle cały czas słychać było uderzające wyładowania. W budynku nie były już tak straszne i głośne, jednak dało się usłyszeć, że ich częstotliwość wzrosła. Burza była coraz mocniejsza. Alice spuściła wzrok, śledziła ruchy zakonnicy. Dłoń kobiety była tak bardzo ciepła, a skóra miękka, jednak to nie to uczucie ujęło ją najmocniej. Gdy uniosła wzrok, teraz widziała twarz w całej okazałości, a nie tylko z boku. Była prześliczna. Włosy, policzki, słodki uśmiech… to nie było najcudowniejsze. Błękit… głęboki i odbijający się w świetle świeczki niczym diamenty. Jej oczy były czyste i przejrzyste niczym morze. Alice na chwilę odleciała, przyglądając się samej sobie poprzez odbicie.

— Masz przepiękne oczy… Jestem w stanie dostrzec w nich swoją osobę. Są tak… czyste… — Alice dodała mimowolnie, nawet nie zarejestrowała, kiedy to powiedziała.

Instynktownie zacisnęła dłoń nieco mocniej. Oczy przebiły nawet ten przyjemny dotyk. Dopiero gdy dotarło do niej, co powiedziała, od razu puściła dłoń i szybko zasłoniła usta. Zrobiła mały krok w tył, jakby ze wstydu. Wzrok przez panujący mrok nie miał już niestety gdzie uciec, więc po prostu utkwił w miejscu podłogi, która w tej chwili dostępna była tylko dla oczu wyobraźni. Znów zapanowała chwilowa cisza, jednak na szczęście nie tak długa, jak wcześniejsza. Zakonnica uchyliła usta… i nabrała powietrza…

— Ja… o jejku, miło mi, dziękuję. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Skoro mówisz, że są czyste, to tym samym taka jest i moja dusza. Jeden z największych komplementów, jaki mogłabym usłyszeć. Bardzo mnie to cieszy… — powiedziała spokojnie, po czym ułożyła dłoń na swoim policzku, nieco go przekręcając. W oddali parę gałęzi mocno uderzyło w okna, a podłoga wydała kolejny pojedynczy dźwięk…

— Na imię mam Elisa. Planowałam porozmawiać z tobą potem, jak już odpoczniesz. Może źle zrobiłam? Wybacz, jeśli poczułaś się zignorowana. Założyłam, że jesteś padnięta po podróży. Do tego trafiłaś do nas w taką okropną pogodę… — przeciągnęła ostatnie słowa i skierowała wzrok w stronę okna znajdującego się obok.

Dawało ono minimalną wartość światła, które i tak ginęło w tym wszystkim. Jakby tylko wskazywało, gdzie jest okno i nic więcej. Alice zaczęła wymachiwać rękami. Poczuła się nieco głupio. Nie miała zamiaru wywierać jakiejś presji. Nie chciała, by zakonnica odebrała to tak, jakby była na nią zła. Tylko tego teraz jej brakowało. Otworzyła szerzej oczy i uśmiechnęła się nerwowo. Spojrzała w kierunku drzwi wejściowych, a raczej w kierunku, z którego przyszła.

— Nie, nic z tych rzeczy. Miło mi, że pomyślała siostra o moim możliwym zmęczeniu. To prawda. Pogoda jest okropna… — dodała nieco ciszej, omijając słowa, których chciała użyć.

— Myślę, że odpoczynek to dobry pomysł. Ten plecak jest dość ciężki, a do tego dość mocno zmarzłam… — zatrzęsła się i paluszkiem wskazała na plecak, który cały czas ciążył jej na plecach.

Kobieta z początku niepokojąca teraz wydawała się już nieco milszą osobą. Dopiero teraz doszły do jej uszu kolejne dźwięki kroków z góry. Żywe kroki, niektóre wolne, niektóre szybkie. Gdzieniegdzie można było usłyszeć chyba nawet bieg. Jakim cudem do tej pory to do niej nie trafiło? Przez ten wstęp chyba naprawdę za bardzo wszystkim się przejęła.

— Czyli siostra Elisa. Miło mi cię poznać…

— Mi również bardzo miło. Cieszę się, że do nas trafiłaś. Już o tobie trochę słyszałam. Cała przyjemność po mojej stronie…

W tej samej sekundzie, gdy Elisa skończyła mówić, z góry rozległ się mocny huk. Jakby coś upadło. Alice nieco się wzdrygnęła, jednak Elisa nawet nie drgnęła.

— Zmarzłaś, mówisz. Wierzę. Więc ustalone. Porozmawiamy potem. Zaraz będziemy w pokoju. Zostawisz rzeczy, a ja pójdę zrobić ci herbaty.

— Byłoby super. Ciepła herbata brzmi bosko… — dodała Alice z nieukrywanym uśmiechem. — W ogóle przed chwilą coś tam na górze uderzyło. Chyba moje przyjście wszystkich pobudziło albo… inne siostry też lubią siedzieć do późna… — dodała.

Zakonnica opuściła odrobinkę świeczkę tak, że pół twarzy jakby jej znikło. Odwróciła się i ruszyła dalej. Palcem wskazała Alice, by zrobiła jeszcze parę kroków. Wiatr poruszył jej włosami. Alice zrobiła się blada jak na początku. Suchość w gardle wróciła w ułamku sekundy, a serce znów zamarło. Wszystko to połączone z drganiem w nogach powróciło w jednej chwili po słowach zakonnicy, które brzmiały:

— Tu nie ma innych sióstr…

POCZĄTEK

„Nasze miasto przeżywa obecnie ciężkie chwile. Dziś znów w centrum miało miejsce parę napadów głównie w sklepach z biżuterią i sprzętem AGD, ale nie ma się czego bać. Nasi dzielni policjanci pracują dzień i noc, by złapać tych okropnych przestępców i na pewno im się to uda. Jesteśmy bezpieczni… a wszystko poszłoby o wiele szybciej, gdyby samozwańczy wybawiciele nie przeszkadzali naszym służbom. Pamiętajcie! Uprawiając samowolkę, w niczym im nie pomagacie! Nie różnicie się od kryminalistów. Wiem, że mnie słuchacie… Słyszysz, mówię teraz do ciebie… jesteś…!?” Syczący dźwięk wyłączającego się odbiornika poleciał dalej, przerywając zdanie prowadzącemu i sprawiając, że wychodzący praktycznie z ekranu szary wąs zniknął.

— Naprawdę coraz bardziej zaczynam im współczuć. Czemu ciągle się ich czepiają? Dobrze, że obywatele chcą w jakiś sposób pomóc. Samowolka czy nie, wielu jest im wdzięcznych za pomoc — słowa wydostały się ze słodkich, lekko czerwonych, nadymanych policzków. — Głupie, wiadomości dnia… Zgadasz się ze mną, prawda, panie Pingwinku?

Misio z uroczymi oczkami, drobnymi płetwami i małym dzióbkiem zawisł teraz w powietrzu unoszony przez dwie długie ręce.

— Znów gadasz do miśka? Jesteś serio stuknięta… — pukanie w szybę rozległo się po pokoju.

— Odczep się. Pan Pingwinek jako jedyny mnie tutaj rozumie… Chociaż może przydałoby się jakieś lepsze imię — potarła lekko policzek misia.

— Jedyny? To bolało, wiesz? — głos stał się nieco cichszy… — No tak… Z tym imieniem to ci powiem, że się nie postarałaś — okno poleciało do góry, a długie nogi jednym skokiem pokonały przeszkodę i szybko uderzyły o podłogę w pokoju.

— No dobrze, to jedna z dwóch… i masz drzwi, wiesz? — powiedziała, śmiejąc się nieco pod nosem.

Alice odbiła się od miękkiego łóżka. Objęła mocno Pingwinka i przytuliła go do siebie. Westchnęła. Jedną ręką szybko przesunęła łapką po pościeli. Dziewczyna, która właśnie dosłownie wskoczyła do pokoju, miała na imię Maria. Stała pewnie. Jedną ręką podpierając bark, a drugą, nieco uginając w łokciu, oparła się o ścianę. Uniosła mocno głowę, a jej pewność siebie biła na cały pokój. Alice przyglądała się jej przez jakiś czas, a na jej twarzy z każdą chwilą pojawiał się coraz to większy i większy uśmiech i nie bez powodu. Każdy z nas jest szczęśliwy, gdy patrzy na osoby, przez które nasze serca przyśpiesza i rozgrzewa nas od środka. Tak… Maria to nikt inny, jak wybranka naszej uroczej Alice i trzeba przyznać, że Alice ma dobre oko. Wysoka, czarne włosy ścięte do ramion, szczupła sylwetka, drobne usta, piękna twarz, dość blada skóra, która o dziwo świetnie pasuje i wydatne kobiece sprawy. Czyli tak, jak lubi. Jednak to tylko wygląd, dobry dodatek, ale nie za to najbardziej ją kocha. Oczywiście Alice zgadza się z tym, że kochamy też oczami, ale w mniejszym procencie, bo w większym kochamy duszą i charakterem, a to Maria również ma niesamowite. Jest tak miłą i ciepłą osobą. Choć w związku były niespełna rok, to znały się już od najmłodszych lat. Zawsze tak bardzo się o nią troszczyła, zawsze była dla niej wsparciem… i tak jakoś się to potoczyło. Jak to w życiu. Alice przez całe swoje życie nigdy nie czuła, że może polegać na kimś tak bardzo, jak właśnie na Marii, nawet na rodzicach… szczególnie w ostatnim czasie. Ta urocza czarnulka to najcudowniejszy człowiek pod słońcem… z paroma wadami. Maria często ubierała się jak chłopczyca, przez co dużo osób źle ją odbierało, czasami nawet się jej bali czy mieli ją za agresywną, ale ona po prostu miała taki styl. Dziś również miała na sobie poszarpane, nieco większe dżinsy, koszulkę z odkrytym ramieniem, czarną motorową kurtkę, a do tego dużo dodatków w formie naszyjników z kolcami, pierścionków, oczywiście czarnych i po dwa czarne kolczyki w uszach, a w tym wszystkim jeszcze nieco wyższe i grubsze ciemne wojskowe buty. Alice nigdy nie mogła pojąć, jak bardzo ubiór i styl może tak się różnić od czyjegoś charakteru. Nikt nie ma tak przyjemnego głosu, świetnego poczucia humoru i empatii jak Maria. Rzecz jasna, w tym wszystkim nie brakuje takich rzeczy jak ciętego języka czy bezpośredniości, którą niektórzy odbierają jako chamstwo. Jednak nie było to nic innego, jak stawianie na swoim i szczerość, której wielu nie mogło przyjąć. Alice znała tę drobną różnicę i w sumie… to też mocno ją w niej kręciło. Był poniedziałek, dla wielu najgorszy dzień, ponieważ początek tygodnia. Na zegarze godzina 9 rano, promienie słońca wybijały się i wpadały przez okno, oświetlając cały pokój i jedną idealną sylwetkę. Alice nie zdążyła jeszcze zjeść śniadania ani w sumie nic zrobić. Wstała po 8 i na ten moment zdążyła jedynie wysłuchać porannych wiadomości i porozmawiać z Pingwinkiem. Dziewczyna była jeszcze w piżamie, jeśli oczywiście można to tak nazwać. Dla niej piżama to nic więcej, jak obcisła koszulka na ramiączkach i majtki, a dokładniej same majtki. Koszulkę założyła po przebudzeniu i tyle starczy. Majtki z kolei… nie była to koronka, jednak… nie da się ukryć, że były to jedne z tych bardziej obcisłych. Brak makijażu, rozczochrane długie włosy. Wyglądała… no powiedzmy, że nie była to jej najlepsza wersja, ale nie sądzę, by im to jakoś przeszkadzało, ani jednej, ani drugiej. Alice przeciągnęła się mocno, a dźwięk skrzypiącego łóżka rozniósł się po pokoju. Uniosła pupę, odbijając się i powolnym krokiem podeszła do swojej wybranki. Palec wskazujący powoli docisnął się do brzucha, idąc nieco wyżej…

— Wiem… ale wejście oknem jest, jakby to powiedzieć… seksowniejsze? — ramię oderwało się od ściany i opuściło biodro. Obie ręce wylądowały teraz na szyi Alice. Palce splotły się z tyłu, a wewnętrzna strona ramion zamknęła szyję. — Poza tym… obie dobrze wiemy, że twoi rodzice raczej nie ucieszyliby się na mój widok… — dodała już nieco smutniej.

— Może coś w tym jest… — odparła, zerkając kątem oka w stronę okna. — Wybacz. Wiem, że nie powinnam za nich przepraszać, ale i tak chcę. Nie akceptującą mnie prawdziwej. Trudno, ale nie powinni atakować przez to ciebie. Nie powinnaś cierpieć i mieć problemy przez to, że trafiłaś tutaj. Sama już nie wiem, coraz bardziej żałuję, że się przed nimi otworzyłam — zabrała palec i wskazała na miejsce, gdzie jest serce. Objęła policzek Marii, patrząc jej w oczy i przysunęła twarz nieco bliżej…

— Już ci mówiłam, nie przepraszaj. Bardzo się cieszę, że tu trafiłam. Nie przejmuję się nimi, ty też nie powinnaś. Mówiłam ci już milion razy. Co by nie mówili o mnie i o tym wszystkim, to nie ma znaczenia. Jedyne, co się liczy, to ty — głos Marii był spokojny i kojący. Alice czuła, że dzięki jej słowom mogłaby wymazać każdy problem. Czuła, jak policzek Marii wtula się w jej dłoń. Palce wbijały się odrobinę w jej policzek.

— No dobrze, to powiedz mi, co tu robisz tak wcześnie? Miałyśmy się spotkać później. Jadę dopiero późnym wieczorem. Aż tak się stęskniłaś, skarbie? — poprawiła swoje włosy, wzdychając, jakby chciała zagłuszyć własne myśli.

— To prawda, stęskniłam się. Niby miało być później, ale… cała ta chora sytuacja. Nie chcę stracić ani sekundy, a poza tym… trochę liczyłam, że jak wpadnę wcześniej, to zastanę taki widok… — głos jej zadrżał, a oczy wymownie poleciały w dół. Jedna dłoń podparła plecy, zsuwając się niżej, w końcu po paru sekundach trafiając do bardzo przyjemnego miejsca, którym był pośladek Alice. Materiał bielizny znajdujący się teraz pod dłonią Marii sprawił, że ta zrobiła się kapkę czerwona. Dłoń zacisnęła się na pupie i tym samym na bieliźnie. Był to jeden szybki ścisk, który przeszedł do lekkiego masażu paluszkami.

Alice uniosła wzrok. Maria była od niej trochę wyższa, dlatego musiała nieco unieść głowę. Spojrzała jej w oczy. Zielone jak najpiękniejsza łąka, tak tajemnicze i wymieszane z czernią. Maria, czując zacisk, instynktownie rozchyliła nieco usta. Wzdrygnęła się i drugą ręką już po sekundzie oblegała drugi policzek Alice.

— Taki widok? To znaczy jaki? Czy ta łapka się przypadkiem trochę nie zgubiła? — powiedziała z uśmiechem.

Oddech stał się szybszy. Pojedyncze, mocniejsze westchnięcie poleciało prosto w usta Marii. Oczy Alice przymknięte, rozmarzone i odbijające promienie światła, cała twarz skąpana w słońcu. Wiedziała, o co chodzi Marii. Uwielbiała się z nią droczyć, tak samo jak cholernie mocno uwielbiała bliskość. Mogłaby nie wychodzić z łóżka cały dzień. Ale nie zrozumcie jej źle. Nie lubiła pustej bliskości czy zabawy. To musi być ten ktoś. Nie chodzi o to, by dogodzić tylko ciału, ale też sercu. A żeby serce czuło się dobrze, ten ktoś musi je rozpalić przed ciałem. Tym kimś była dla Alice właśnie stojąca przed nią Maria. Od razu zrobiła krok w przód i przechyliła głowę na bok, szykując się w myślach do pocałunku.

— Jaki? To proste. Twojej ślicznej osoby i… pupci w majteczkach… — dłoń uniosła się, strzelając mocnego klapsa w pośladek… — Może się zgubiła, może nie. Jakie to ma znaczenie? Mam ją zabrać? Wystarczy słowo… — ostatnie słowa były ledwo słyszalne.

Usta Mari również już przechylone dorównały kroku ustom Alice. Ręka cofnęła się, masując szyję, a sama Alice już nie wytrzymała. Potarła swoimi wargami o jej wargi. W końcu jednak złączyła je delikatnym, jednak z każdą sekundą coraz mocniejszym pocałunkiem. Alice nie zamierzała się opierać. Czując uderzenie na pośladku, jedynie zasyczała widowiskowo wprost do ucha Marii. Uśmiechnęła się mocniej. Ciepło przeszło od pośladków przez całe jej ciało. Tak przyjemnie. Z tyłu głowy doskonale wiedziała, na jakie tory zaraz zejdzie rozmowa. Doskonale zdawała sobie sprawę, jaki był prawdziwy powód tak wczesnej wizyty i o czym będzie chciała rozmawiać z nią jej ukochana. Wiedziała… i tak bardzo się tego bała. Nie chciała o tym rozmawiać, ale czuła, że Maria nie skończyła jeszcze tematu i nie da za wygraną. To było nieuniknione… a skoro tak, to postara się chociaż na chwilę o tym zapomnieć i skupić na czymś innym, na niej. Odrywając na chwilę wargi, nabrała powietrza. Zdecydowany krok w przód i Maria już mocno dociskała plecami o ścianę za nimi.

— Mam nadzieję, że widok się podoba, i nie, ani mi się waż — mocny, stanowczy głos wybrzmiał w pokoju. Usta ponownie wróciły do całowania. Kurtka szybko zsunięta i zrzucona na ziemię. Bluzka podwinięta, ukazująca kawałek płaskiego, umięśnionego brzucha i rozpięty guzik od spodni. Wszystko szybkim ruchem ręki Alice, nie odrywając przy tym ust. Maria, tracąc po kolei ubrania, wsunęła dwa paluszki pod majtki Alice, zaciskając i bawiąc się jej krągłym, gorącym pośladkiem. Druga ręka mocno trzymała policzek, zahaczając przy tym o włosy, jakby nie chciała pozwolić jej uciec. Nie odezwała się już ani słowem. Nie miało to najmniejszego sensu.

Alice westchnęła jeszcze głębiej, szyja sama zaczęła odchylać się coraz mocniej do boku. Ah… jak przyjemnie. Usta znów wylądowały na drobnej szyi. Alice czuła, jak skóra w okolicy jej klatki piersiowej coraz bardziej się nagrzewa. Palce przeplatały coraz mocniej krótkie włosy Marii, coraz bardziej się w nie wsuwając…

— Nie jedź tam, kochanie, proszę… ucieknijmy stąd, razem… po prostu… — dłoń Marii wsunęła się pod bieliznę i szybkim ruchem dwa paluszki mocno pomasowały górną dziurkę Alice. Po chwili w środku znalazł się już jeden paluszek. Wsunął się lekko i gładko.

Alice uniosła się na paluszkach, odpływała z przyjemności, uwielbiała tę dziurkę… ale temat, z którym… no właśnie, miała się teraz zmierzyć już nieco mniej. Zabrała ręce. Puściła krótkie włosy, by spokojnie jedną ręką odrobinę zsuwać się do czarnej bielizny. Druga kierowała się wyżej, dokładnie pod bluzkę…

— Wiesz, że u… Ah… — uwielbiam tę dziurkę… mocniej… — uniosła jedną nogę, mimowolnie trochę się wypinając…

— Oj tak… doskonale wiem, skarbie. A więc? Obiecuję, że będę zajmować się nią codziennie. Będę dobierać ci się do dupy każdego ranka… — ruchy paluszka trochę przyspieszyły. Bluzka Alice również poleciała na ziemię. W przeciwieństwie do Marii, która miała duże soczyste piersi, Alice posiadała o wiele mniejsze. Gołe drobne słodkie piersi ukazały się w pełni. Druga ręka od razu zacisnęła mały słodki sutek.

— Yh mmm — wydukała jedynie. W tym wszystkim udało jej się zejść ręką na tyle, by pocierać dłonią o bieliznę Mari. Czuła, że jest wilgotna. Drugą ręką, zamiast do piersi, trafiła na plecki, wbijając w nie pazurki. Głowa oparła się o bark Marii. Trwało to dwie sekundki. Czując przyjemną analną penetrację, ciężko było jej się zebrać. Jednak w końcu jej się udało. Różowe usta nieco się uchyliły.

— I co wtedy Mario? Wierzę, że lizałabyś mnie tam codziennie i słuchaj, o niczym innym nie marzę, naprawdę… — dodała, kręcąc przy tym pośladkami. — Jednak… co dalej? Gdzie niby chcesz uciec? Dokąd? Jak chcesz żyć? Za co? Pozostawione same sobie? Nie, ucieczka to żadne wyjście… — powiedziała pewnym, lecz nieco rozchwianym głosem… — Ja… Ah… — dopowiedziała jedynie.

Maria schyliła głowę, mocno ucałowała policzek Alice, po czym wyciągnęła swój długi paluszek. Złapała ją mocno za pośladki i z lekkim grymasem rzuciła ją na łóżko. Mocny chwyt za uda i ściągnięcie na boki. Poprawiła włosy, nachyliła się i wystawiła język. Chwilę patrzyła na nią spod byka…

— Mała… Ja… sama nie wiem, ale jakoś to będzie. Myślę, że w tym wypadku to najlepsze wyjście. Właśnie skończyłyśmy liceum. Jesteśmy wolne. Nie wiem, co będzie, ale dopóki jesteśmy razem, wiem, że będzie dobrze. Może właśnie twoje zniknięcie da im do myślenia… — dłonie Marii coraz mocniej zaciskały skórę na udach Alice. Maria mówiła na zmianę, patrząc w oczy Alice i wpatrując się w jej mokrą plamę na majtkach w miejscu, gdzie ta ma szparkę. Język wciąż wisiał nad tym miejscem. Uśmiechnęła się i ucałowała je. Poczuła wilgoć na wargach…

— Wyglądasz tak kurewsko dobrze… Jesteś mokra…

Alice nie miała siły odpowiedzieć po raz kolejny i w sumie nawet nie chciała. Wiedziała, do czego to zmierza. Widziała głodny wzrok Marii, jak ta wpatruje się w jej pusię. Widziała ten język i czuła na swoim kroczu gorący oddech. Zacisnęła dłonie na kołdrze. Rozchyliła mocniej nogi, a warga dociskana mocno przez górne zęby już nieco zmieniła kolor. Tak bardzo czekała i chciała tego lizania…

— Ty tam też jesteś mokra… — dopowiedziała jedynie, milknąc i przymykając oczy…

— Wiem. Przy takiej cipce nie da się inaczej, wiesz? — rzuciła z uśmiechem Maria… — Chcesz?

— Musisz pytać? Liż… — dodała Alice, czując, jak rosną jej, jej drobne sutki…

Maria zaśmiała się pod nosem, po czym przejechała językiem mocno po jej intymnym miejscu. Raz, drugi, trzeci… powoli jednak stopniowo coraz szybciej. Zamknęła oczy, wtuliła się twarzą w jej mokrą bieliznę i lizała przez nią kobiecość ślicznotki.

Alice wiedziała, że Maria się z nią droczy, wiedziała, że specjalnie nie zdjęła jej majteczek. Chciała, by ta trysnęła w majtkach, przez co odczuje jeszcze więcej przyjemności. Już widziała w głowie, jak Maria za jakiś czas znów posyła ten swój wredny uśmiech, podpiera się ręką i dodaje coś w stylu… „Oj, ktoś tu trysnął. No i majtki całe mokre. Zaraz je wyczyszczę… suczko”. Nie, żeby jej się to nie podobało, ale takie zabawy jej osobą były troszkę niegrzeczne. Mocne i głośne przełknięcie śliny. Pojedynczy pisk, po chwili kolejny i kolejny. Dłonie z całej siły ugniatające pościel. Alice czuła, jak cały jej dół robi się czerwony, była napalona i spocona. Oczami zerkała na uległą Marię, wypinającą się jednocześnie. Unosiła ciało raz niżej, raz wyżej. Jakby ktoś ją unosił. Chciała zacisnąć nogi, jednak Maria jej nie pozwała. Lubiła dominację. Była zabawką. Starała się być w miarę cicho. Wiedziała, że odgłosy zaraz ściągną tu kogoś z dołu, jednak… nie mogła. Ograniczyła się do cichych stęknięć, jednak to też nie zawsze wychodziło. Czuła, jak mokry i lepki materiał wciska się w nią i ociera o jej wargi sromowe, jednocześnie z szorstkim językiem Marii…

— Ah…

Maria, widząc jak to, wygląda, w końcu przerwała na chwilę lizanie. Znów ucałowała jej skarb, zagryzła się na majtkach i puszczając je, parę razy strzeliła w krocze Marii. Krople pod jej pupcią zostawiały plamki na prześcieradle.

— Moja… dziwka… — dłonie sunęły w górę szczupłego ciałka, znów łapiąc za dwa powiększone sutki. Język zaczął wsuwać się do środka pusi razem z materiałem i łapać tyle, ile się da…

Maria czuła się coraz lepiej. Język w środku razem z materiałem to było za dużo. Sapnęła mocno i przeciągle…

— Alice! — krzyknęła na jednym wdechu. W tym momencie poczuła, jak się z niej wylewa. Przyjemne prądy przeszły przez jej ciało. Jedną ręką szybko dociskała jeszcze głowę Marii, potem tylko już ją głaszcząc. Drugą mocno trzymała jej dłoń na swoim sutku, by ta nie puszczała. Nogi opadły bez sił na łóżko…

— Jesteś świetna… — wydukała.

— Powiedz mi coś, cze…

— Halo?! Co się tam dzieje? Alice, wszystko w porządku? Wstałaś już?

— O kur… — dodała wystraszona Alice.

Szybko zabrała głowę i spojrzała na zmęczoną, ale równie przestraszoną Marię.

— To moja matka. Widać byłam za głośno, to twoja wina… — powiedziała, nieco przy tym chichocząc, jednak dało się wyczuć zaniepokojenie w jej głosie. Szybko poprawiła kołdrę, po czym podniosła ją i wskazała palcem na bok…

— Kładź się obok mnie i bądź cicho. Nie ma cię tu, rozumiesz?

Szybkim ruchem złapała ją za ramię i przyciągnęła do siebie. Po chwili Maria leżała już obok niej, przykryta w całości kołdrą. Buzię miała przy jej piersiach.

Drzwi do pokoju otworzyły się z mocnym hukiem.

— Co jest? Słyszałam jakieś hałasy! Wszystko dobrze? — powiedziała zdenerwowana matka.

— Tak, w porządku, to musiało być coś na zewnątrz — odparła spokojnym głosem Alice, leżąc w bezruchu…

— Kurde, zawsze musi wpaść, kiedy nie trzeba… — rozmyślała Maria, gdy po chwili dopiero uświadomiła sobie powagę sytuacji. Właśnie leżała pod kołdrą z nagą Alice. Miała pod ręką dalej jej dziurki, no i sutki przy buzi. — Hmm, kurczę, przecież to aż się prosi, żeby to wykorzystać — do głowy Marii wpadł kolejny wredny pomysł. Naśliniła dwa palce, po czym jej dłoń wylądowała na brzuchu, schodziła niżej i niżej, aż w końcu wsunęła się w majtki. Pomasowała już zmęczoną cipkę i trafiła znów na odbyt.

— Na pewno coś tam jeszcze masz. Została jeszcze ta dziurka… — powiedziała, w tej samej chwili masując okrężnymi ruchami jej odbyt. Sutek zaczepiała nieco językiem.

Alice od razu cała się wzdrygnęła. Spojrzała lekko pod kołdrę, jednak po chwili wróciła oczami do matki… — Nawet o tym nie myśl. Tu jest moja matka. Zostaw pupcię… — pomyślała.

— Może tak. W sumie dzieciaki od rana biegają, jakby nie miały co robić. W każdym razie dawno wstałaś? — spojrzała na nią badawczym wzrokiem.

Maria dostrzegła to małe spojrzenie i dokładnie wiedziała, co Alice sobie pomyślała i, no cóż, nie ma opcji, by ją zostawiła. Szykowała dwa paluszki w odbyt Alice i zaczęła nimi żywo poruszać. Sutek znalazł się w jej ustach, od razu mocno go zasysając. Posuwała teraz jej pupę, jednoczenie szarpiąc sutek.

— Nie, ja. Aaa… — ręką szybko zasłoniła sobie usta. Uniosła pośladki, jednak szybko je opuściła. Rękami mocno trzymała kołdrę. — Ona naprawdę teraz mnie pieprzy?! Jak dobrze… hmmm — nabrała powietrza.

— Nie. Ja… jakoś przed chwilą. Możesz już… iść? Pro… proszę!… — czerwone policzki i maślane oczy, do tego strużka śliny, która spływała jej z kącika ust…

— Rozumiem. No dobrze. To czekam na dole. Śniadanie będzie za 15 minut… — złapała za klamkę, odwracając się na pięcie i już miała wyjść, gdy znów wbiła uważny wzrok w córkę.

— Dobrze się czujesz? Jesteś cała czerwona… — rzuciła, wracając.

Alice myślała, że oszaleje. Dawała z siebie wszystko, by nie machać nogami z przyjemności jak pojebana. Czuła Marię tak głęboko. Ciągnęła kołdrę ku górze, a palce u stóp miała zaciśnięte tak mocno, że cale jej już poczerwieniały. Spojrzała na matkę, ponownie zbierając ostatnie siły…

— Po prostu pod tą kołdrą jest gorąco. Zaraz otworzę okno. Mo… możesz już…? — rzuciła głośniej. Maria przyspieszyła, a dodatkowo kciukiem zaczęła smyrać guziczek Alice. Ssała suteczek nieco mocniej i nie miała zamiaru przestać.

— W porządku. Pośpiesz się… — po tych słowach drzwi znów wydały mocny trzask, zamykając się.

Alice szybko złapała za poduszkę. Poczuła ogromny skurcz w miejscu intymnym. Nogi same jej się uniosły, od razu się przy tym zginając. Czuła, jak jej guziczek pulsuje. Warknęła groźnie, po czym krzyknęła, ile sił w piersi w poduszkę, tłumiąc cały hałas. Poduszka poleciała na bok, a ona szybko odrzuciła kołdrę na ziemię. Zaczęła się mocno wiercić. Jej klatka piersiowa uniosła się w górę i w dół. Oddychała głośno. Znów doszła. Oczy dopiero po paru sekundach spoczęły na zadowolonej Marii, która wysuwała jej drobny sutek z ust. Alice spojrzała w dół. Palce wciąż miała w majteczkach.

— Jesteś niemożliwa… ty mała. Zboczeniec. Penetrujesz mi dupę przy matce. Głupia ty… — powiedziała, zbierając w sobie siły na śmiech.

Maria zabrała paluszki z kobiety. Oblizała się na jej oczach i wysunęła sutek z ust…

— Sama nie jesteś lepsza. Chyba nie powiesz mi, że ci się nie podobało, co?

Uniosła jeden z kącików ust i widząc, jak ta oblizuje palce, szybko złapała za jej rękę, ściągnęła je wyżej do siebie i również zlizała z palców Marii własne soczki. Maria miała rację.

— No nie, nie powiem. Było bosko. Uwielbiam, gdy taka jesteś i nazywasz mnie swoją suką albo dziwką… — dodała, szarpiąc ją za włosy i siłą ściągając jej usta nad swoje. Nogą spuściła jej spodnie w dół i paluszkami u stopy przesuwała po jej kroczu, drażniąc pusię.

— Za dobrze cię znam, mała… — oblizała własne wargi i zagryzła się na jej dolnej…

— I jak ci smakuje moja pupcia? — czuła się teraz tak napalona. Doszła już dwa razy, a mogłaby rżnąć się jeszcze.

— Nie ma lepszych dziurek na tym świecie. Masz teraz ochotę na moje? — powiedziała, patrząc kątem oka na dół. Rozchyliła nogi. Dostrzegła też mokrą plamę pod pupą Alice.

— Nie zapominaj o tym. Zawsze… a to… no cóż… nawet przez majtki mocno się spuściłam… — to prawda. Wszystko jej się tam kleiło.

Maria odpowiedziała na to mocnym pocałunkiem, by po chwili jednak znów przemówić…

— Wszystko super, ale odpowiedz… proszę…

Alice nieco posmutniała, jednak spojrzała Marii głęboko w oczy. Szybkim ruchem paluszka odgięła majtki Marii i duży palec u stopy zaczęła powoli wsuwać w mokrą cipkę kobiety…

— Odpowiem ci, jednocześnie wchodząc ci tam… — dorzuciła szeptem.

Maria od razu nieco się opuściła. Westchnęła, a jej krocze zacisnęło się. Paluszkiem? Jak miło. To było tak gładkie. Wchodził w nią jak w masełko. W końcu już tyle czasu jest mokra.

— Kochanie. Nie chcę tego zrobić w ten sposób. Nie chcę uciekać. Tu nie chodzi tylko o mnie. Nie myślę o sobie. Myślę o nas. Proszę, zrozum. Wolę tam pojechać. Przesiedzieć tam te dwa miesiące. Zrobię tak, jak sobie wymyślili. Pojadę do tego głupiego klasztoru, który polecili mojej matce. Pojadę i wrócę. Wrócę taka, jaka jestem teraz. Wrócę, dalej będąc sobą. Żaden klasztor nie zmieni moich uczuć do ciebie ani mojej orientacji. Orientacja i miłość to skomplikowana sprawa. To nie jest coś, co można od tak zmienić, a już na pewno wyleczyć, jak to mówią niektórzy. To nie choroba. I często nie jest to nasz wybór. W tym temacie to serce pokazuje nam, jak jest. Co czujemy, jak czujemy i do kogo czujemy. Nam zostaje to tylko zaakceptować. Wiesz dobrze, że każdy ma prawo do miłości, do swojej własnej i nikomu nic do tego. Ja to wiem, ty to wiesz, dużo ludzi na świecie też to wie, ale… moi rodzice nie i dlatego chcę tam pojechać… — dłoń delikatnie musnęła policzek Marii.

— Niech zobaczą, że żaden psycholog, psychiatra ani nawet Bóg nie zmieni tego, kim jestem ani tego, jak kocham. Jak już wrócę, liczę na to, że matka i ojciec może wreszcie coś zrozumieją… nie… — pokręciła mocno głową… — Jestem pewna, że tak będzie. Nie dam za wygraną. Będą musieli się z tym pogodzić i mnie… nas zaakceptować, a potem będziemy już tylko my… — splotła ich dłonie, zaciskając mocno paluszki.

Uniosła się i delikatnie ucałowała jej czoło. W międzyczasie, widząc reakcję Marii, złapała ją mocno za poliki i zmusiła, by ta na nią patrzyła…

— Powiedz, jak bardzo lubisz tam mój paluszek? — też lubiła być wredna.

Wyciągnęła go i teraz już tylko pieściła jej wargi sromowe na zewnątrz.

Maria stęknęła na wyciągnięcie paluszka. Zakręciła biodrami, a długie sapnięcie poleciało prosto w twarz Alice. Słyszała dokładnie, co ta mówi, rozumiała to, wiedziała, że ma rację, że jest to sensowniejsze, jednak… i tak bardzo ją to bolało. To było dla niej tak cholernie ciężkie. Nie chciała się rozstawać nawet na jeden dzień, a co dopiero na dwa miesiące. Jednak westchnęła ciężko i z bólem otworzyła usta.

— Jak również uwielbiam, jak mnie penetrujesz w każdy inny sposób, małpko… — potarła swoim noskiem o jej. — No dobrze, ale masz do mnie codziennie pisać… dobrze, króliczku? — rzuciła z nieukrywanym smutkiem na twarzy.

Alice potarła te jej słodkie policzki i opuściła nóżkę.

— Oczywiście, że tak. Nie widzę innej opcji. Ale… przez tę naszą zabawę naprawdę muszę się już zbierać i iść jeść, bo nabiorą podejrzeń…

— Hmm, no dobrze, ale najpierw… — powiedziała i szybko zsunęła się na dół. Spuściła majtki Alice, rzuciła na podłogę i wzięła do ust jej całą pusię. Zacisnęła usta na jej skarbie w całości i bawiła się tak parę minut.

Alice od razu zagryzła palec, a nogi uniosła ku górze.

— Ahhh… złotko… — powiedziała jedynie, po czym gryzła palec coraz mocniej.

Maria oderwała się w końcu i spojrzała na swoją wybrankę poważnym wzrokiem.

— Wstawaj — powiedziała stanowczym głosem, innym niż wcześniej.

— Co? Jak to? To już? — powiedziała ewidentnie niezadowolona. Szybko odbiła się pupcią, podnosząc się. Stanęła przed łóżkiem. Maria miała teraz przed twarzą jej pusię.

Alice pokiwała głową i dwoma palcami mocno rozszerzyła jej szparkę…

— Nogi szeroko! — krzyknęła jeszcze głośniej niż wcześniej.

Alice chyba już załapała, o co chodzi. Rozszerzyła nogi i stała spokojnie. Jedna ręka na głowie, a druga na swojej piersi.

Maria znów złapała ustami w całości pusię Alice, tak jak wcześniej i poruszała nią na boki. Nie wstrzymywała się i rękami mocno złapała za jej pośladki. Klepnęła w nie, wyciągając je na boki.

Alice uniosła się, ciężko oddychając. Czuła, jak Maria zbiera ustami całą klejącą maź, która z niej wypłynęła i która teraz oklejała całe jej intymne miejsca. Usta kobiety tak idealnie kleiły się do jej kobiecości. Nie miała siły jej powstrzymać i za żadne skarby tego nie chciała. Nawet nie wiedziała kiedy, zaczęła zaciskać swój drobny sutek. Mlasnęła zadowolona z obrotu wydarzeń…

— Naprawdę… ją lu… lubisz… hmmm…

Drobny głos wydobył się z jej ust. Alice oderwała się wreszcie. Oblizała się ze smakiem na oczach swojej ukochanej.

— Jeszcze pytasz. Pamiętaj, żadna siostrzyczka nie wyliże ci jej tak dobrze, jak ja…

— Musimy się kiedyś zabawić w panią i pieska. Co ty na to?

Potarła palcami swoją drobną pusię i przystawiła paluszek do brody.

— Wiem, skarbie i, no dobrze, ale… cycki… — poruszyła paluszkiem, wskazując na biust.

— Cycki? To znaczy? — w tym momencie nawet Maria nie do końca załapała, o co może jej chodzić.

Zdziwienie na jej twarzy wywołało u Alice wybuch niemałego śmiechu. Rzadko kiedy można zobaczyć Marię w tym stanie. Zawsze taka do przodu, a tu proszę, nawet ona ma swoje drobne momenty. Alice nachyliła się nad nią i złapała ją mocno za policzki.

— Chcę zobaczyć twoje duże, jędrne cycki. Pokaż mi je. Rozbierz się przede mną… — dodała cholernie zadowolona z siebie. Na reakcję Marii nie trzeba było długo czekać. Od razu załapała i szybkim ruchem popchnęła Alice na krzesło z tyłu. Odwróciła się i nieco wypięła, wciąż była w czarnych majtkach, jednak były odsunięte na bok tak, że wciąż wszystko było widoczne. Poruszyła biodrami na boki, spoglądając zza barku.

— Mówiąc inaczej, ktoś tu chce striptiz, tak? A co ty w tym czasie będziesz robić? — dodała, zasysając swój paluszek. Poprawiła majtki, znów wszystko chowając i dając sobie klapsa.

— Ja? No nie wiem. Myślę, że moje łapki znajdą jakieś zajęcie — posłała jej dwuznaczne spojrzenie.

— No dobrze… powiedzmy, że ci wierzę… — wydukała, powoli się prostując. Paluszki wsunęły się pod bieliznę, unosząc ją i odrobinkę odklejając od jej ciała. Cała dłoń wsunęła się między pośladki i opierając się o ścianę, masowała całe krocze, stękając przy tym. W tym momencie dało się usłyszeć stukanie w ramę schodów prowadzących do góry.

— Czekam, moja droga panno. Jedzenie wystygnie, poza tym, dzwonili z klasztoru. Okazało się, że możesz być wcześniej. Dobrze, że wstałaś. Zjesz i zaraz cię zawiozę…

Głos matki wybrzmiał na całej górze. Oczywiście kobiety również go usłyszały. Jednak Alice tym razem nie posmutniała. Wiedziała, że to dobry krok. Cieszyła się, że Maria ją zrozumiała. Była pełna nadziei. Zignorowała matkę. Zdąży. Teraz liczyło się coś innego. Maria, słysząc głos matki, znów poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, jednak wtedy spojrzała na szczęśliwą twarz Alice. Widziała, że ta daje z siebie wszystko, choć wiedziała też, że ją to również na pewno poruszyło. W takim razie ona również musi być silna. Nie może zasmucać swojej połówki. Westchnęła, szybko przetarła oczy i dłoń wróciła do masowania pośladka i sporadycznie skarbów między nimi. W końcu Alice robi to wszystko tylko i wyłącznie dla nich.

— Czyli dobrze, że wpadłam wcześniej. To się chyba nazywa przeznaczenie. Widzisz… twoja prywatna szmata wiedziała, kiedy wpaść, żeby dać ci dupy przed krótką przerwą…

Wysyczała, raniąc własny pośladek do czerwoności. Złapała za końcówkę majtek i powoli je zsunęła, jednak tylko do poziomu górnej dziurki.

— Rozbierałabym się dalej, ale mój analik się trochę spocił. Czy jest tu ktoś, kto może mi pomóc? — powiedziała puszczalskim głosem, spoglądając za siebie.

Alice naśliniła kciuk i napalona wstała.

— Ależ oczywiście, że pani pomogę… — dodała i wsunęła kciuk głęboko w odbyt Marii. Poruszała nim mocno w górę, tym samym unosząc pupcię Marii. Robiła tak chwilę…

Maria nie protestowała i jęczała cichutko w kierunku ściany. Czuła, jak Alice samym palcem unosi jej tyłek. Gdy go wyjęła, poczuła, jak jej dziurka robi się dwa razy szersza, co powodowało przyjemne szczypanie.

— O tak… ale wciąż… tyle śluzu…

— Wiem, spokojnie… — powiedziała, masując jej szeroką dziurkę. Jednak w końcu nachyliła się, liżąc mocno językiem po całości i oblizując się. Zatrzymała się chwilowo w miejscu, unosząc nieco oczy nad jej biodra. Delikatny krok w tył i wylądowała znów na krześle. Końcówka języka przesunęła się po jej kąciku. Rozchyliła mocno nogi, jakby kogoś zapraszała. Dotychczasowe zabawy i wilgoć pod jej kroczem sprawiły, że kobiecość, którą teraz prezentowała, mocno już poczerwieniała. Widać, że była zmęczona, ale jednocześnie zadowolona. Drobne wypieki ozdabiały miejscowo jej skórę. W jednych miejscach bardziej, w drugich mniej. Jedna ręka spokojnie oparła się o ramię krzesła, druga chwyciła delikatnie za drobny sutek, drażniąc się z nim, jak z małym dzieckiem…

— Czy teraz pani pupcia czuje się już nieco lepiej? — słowa powoli opuściły jej usta.

Maria podrapała pazurkami ścianę i subtelnym ruchem zrzuciła majtki. Zsunęły się powoli i uderzyły o ziemię. Krągła pupcia trzęsła się w miejscu. Długie, czyste plecy zaczęły się prostować. Biała, czysta i delikatna skóra. Piękny widok dla oczu. Poprawiła kosmyk włosów za ucho.

— Tak. O wiele lepiej. Dziękuję…

Sunęła paluszkiem po pośladku, wbijając się paznokciem i zostawiając drobny ślad. Czerwony był strasznie widoczny na jej skórze. Duże piersi wybiły się do przodu, a Maria spokojnie spoglądała na słodkie dwa punkciki u swojej partnerki. Jednak największa różowa słodycz znajdowała się niżej. To był spektakl dla nich obu i ona już tak bardzo chciała przejść do jego głównej części. Opuściła jedno ramiączko, poruszając się przy tym zmysłowo na boki.

— Jak dobrze pamiętam, chciała pani zobaczyć moje piersi, tak?

Słodziutka udawana minka i przeszklone oczka. To wszystko przy jednoczesnym spuszczaniu drugiego ramiączka. Oba zsunęły się po rękach. Jedynie ręka przełożona po długości trzymała jeszcze miseczki i zasłaniała duże, znacznie większe sutki niż u Alice.

— Tak… chyba tak…

Głowa odchyliła się do tyłu. Dwa palce powoli wsunęły się do środka, rozszerzając wargi sromowe…

— Chyba? To tak, czy nie, bo już nie wiem… Mogę je schować.

Krok w przód i stanowczy uśmiech, który chciał się jeszcze trochę podroczyć. Szybko złapała za jedną zawieszkę, udając, jakby miała zamiar ją podnieść i znów zaczepić o bark.

— Nawet nie próbuj. Pokaż je i podejdź tutaj…

Wysunęła palce, jednoznacznie wskazując na delikatne miejsce.

Maria zabrała dłoń. Odrzuciła stanik i teraz całkowicie naga stała naprzeciw Alice. Ruszyła przed siebie. Przełknęła ślinę. Jej krocze znajdowało się teraz na wysokości ust Alice. Nie do końca wiedziała, co ta planuje, jednak wiedziała, że na pewno będzie to przyjemne.

Alice złapała obiema rękami za jej pośladki. Uważnie śledziła jej ruchy.

— Odwróć się. To był bardzo seksowny pokaz. Należy się zapłata…

Maria zacisnęła jej dłonie na swoim ciele i odwróciła się, po chwili czując duże pieczenie od klapsa. W miejscu, gdzie miała mocną kreskę od własnego paznokcia, odczuła mocne szczypanie po klapsie. Alice nie powstrzymywała się…

— Klaps ma być tą zapłatą? Może być, albo położę się pani na kolanach. Tak będzie pani lepiej zbić tę dupę?

— To za chwilę, ale najpierw coś innego…

Wyciągnęła język i polizała cały pośladek po długości. Wyciągnęła rękę w stronę blatu szafki i złapała za banknoty, które właśnie wpadły jej w oko. Mignęły jej kątem oka. To była zwykła dwudziestodolarówka. Rozchyliła pośladki i zwijając banknot w rulonik, wsunęła jej go w odbyt. Paluszkiem dopchała, jednocześnie przytulając się do pupci. Maria nie wiedziała, co dokładnie w nią wchodzi. W końcu obróciła się lekko, by spojrzeć. To było coś ostrego i szorstkiego. Przez jej głowę przeszło parę pomysłów, jednak Alice raczej nie miała tutaj takich rzeczy. U niej już prędzej by się znalazły. Spodziewała się wiele, jednak nie tego. Banknotów w pupci jeszcze nie miała, jednak nie zamierzała protestować. Im głupsza i dziwniejsza zabawa, tym lepiej. Ma teraz bogatą dziurkę. Wyciągnęła się na paluszkach, czując, jak ostry papier podrażnia jej środek, jednak początkowo się nie odzywała. Uczucie ciepłej twarzy, która teraz wtula się w jej bułeczki i ten wcześniejszy język, dobrze to wynagradzały. Głowa zrobiła lekki zwrot w tył…

— Tego jeszcze nie grali. Ile zarobiłam? Tylko 20? Mało. Ten tyłek jest wart więcej… — wspomniała, mówiąc szczerze. Naprawdę liczyła na więcej.

— Na razie tyle wystarczy. Chcesz więcej? To zarób…

Poruszała banknotem w jej tyłku, przesuwając nim na boki.

— A teraz na czworaka. Dam ci okazję.

Użyła mocno napalonego głosu i jeszcze mocniej rozchyliła nogi.

Maria przez banknot na chwilę odleciała, jednak już po chwili z uśmiechem zrobiła, co kazała jej pani i schylając się, powoli, ale seksownie, znalazła się na czworakach. Cały czas starała się mocno wypinać, by Alice miała dobry widok i udawało się jej to, bo rzeczywiście tak było. Spomiędzy pośladków Marii wystawały teraz pieniądze. Alice wskazała palcem na swoją kobiecość i jedynie na krótką chwilę otworzyła usta…

— Liż… wyczyść, chcę tu trysnąć…

Szybko wyciągnęła dłoń i złapała za jedną dużą zwisającą pierś Marii. Chciała strzelić jej na cycki, a może jednak do buzi? Tak naprawdę chciała wszędzie. No nic, zobaczymy za chwilę. Odchyliła głowę na tyle, by podeprzeć sobie wygodnie kark. Odpłynęła myślami i przymknęła oczy, jednak nie na długo. Chciała widzieć, jak jej piesek ją czyści. Złapała swoją sukę za włosy i przysunęła agresywnie do krocza. Alice poczuła mocne szarpnięcie, jednak nie skomentowała. Wystawiła jedynie język i zrobiła krok do przodu. Czuła się teraz poniżona i uwielbiała to, a jeszcze bardziej to, że potem role się odwrócą…

— Strzelaj, gdzie chcesz… — dodała, liżąc najpierw okolice krocza. Językiem powoli zbierała, co się nagromadziło, by zaraz zassać się na wargach sromowych. Drobne ciało uniosło się leciutko na krześle. Żebra wybijały się spod skóry. Paznokcie Alice wbijały się mocno w oparcie, a ona sama dyszała pod noskiem z różnym natężeniem. Z całej siły walczyła ze sobą, by nie zacisnąć teraz nóg. Nie miała zamiaru odbierać sobie ani grama przyjemności. Czuła po swoim organizmie, że nie da rady dojść po raz kolejny, jednak po tych początkowych orgazmach jej sfery były już tak bardzo pobudzone, tak wrażliwe i czułe, że sam dotyk był już wystarczająco nieziemski. Nie potrzebowała nic więcej. Sutki nabrzmiały i stały się jeszcze bardziej różowe. Drżące nogi z każdą chwilą poddawały się i odżywały na nowo. Dłoń wylądowała na plecach Marii, ściągając ją tym samym jeszcze bardziej w dół tak, by jeszcze mocniej wypięła się na pieska. Alice podziwiała jej wypięty tyłek. Tak seksowny. Oczy na wpółotwarte i powiększająca się po raz kolejny suchość w gardle. Wszystko to pojawiało się, rosło i zbiegało w jednym momencie. Z dolnej wargi uleciała kropelka krwi, zostawiając też ślad na zębie, który do tego doprowadził…

— Mhm, mm...Mario…

To wszystko, na co ją było stać w tym momencie, a może aż tyle. Alice nie przerywała sobie. Gdy już wystarczająco zabawiła się wargami partnerki, bardziej wcisnęła twarz w jej krocze. Wsuwając końcówkę języka do wnętrza i poruszając delikatnie, czuła, jak i ona po raz kolejny znów staje się mokra w swoim prywatnym miejscu. Odczuła też wilgoć w postaci sutków. To również było u niej dość aktywne. Nie była w stanie myśleć o niczym innym, jak o skarbie przed sobą. W pełni oddawała się czynności i w duchu cieszyła się, obserwując uważnie reakcję ciała naszej kochanej Alice. W końcu mocno chwyciła za obie nogi Alice, chcąc nieco je utemperować. Tym samym jej ciało nieznacznie się podniosło, jednak nie mocno. Dalej pozwala Alice wgniatać swoją osobę jej dłonią do ziemi. Sama lubiła też mocno się wypinać. Nie była w stanie zbytnio wydawać teraz żadnych dźwięków. Jej twarz zatopiła się w miękkiej skórze, jednak miała krótkie momenty, gdy poprzez ruch Alice nieco się odrywała. Wtedy dało się usłyszeć drobne sapanie. Ręka uniosła się ku górze, jakby chciała coś złapać. Wypieki mocno wyskoczyły na policzkach Alice. Kropla potu spłynęła po jej brzuchu, prosto na pusię i tym samym na twarz Marii, po niej druga, potem trzecia i tak dalej. Płonęła od pasa w dół. W momencie wpuszczenia języka Marii do środka czuła, jakby długi nóż przebił się przez pusię, potem rozbił się na milion mniejszych i cięło wszystko od środka. Każde zakończenie nerwowe w jej skarbie krzyczało i drżało. Ręka chwyciła coś niewidzialnego. Przyjemność, którą tylko ona widziała, po to, by za chwilę opaść w dół i jak kurtyna zasłonić zawstydzoną i czerwoną twarz Alice. Nie byłaby w stanie skupić się teraz na niczym innym. Nogi trzymane przez pieska ustały w miejscu. Drżała za to jej cała klatka piersiowa. Strużka śliny spłynęła po brodzie, długi pisk wypełnił pokój. Ciało niczym strzała odbiło się jeszcze bardziej od krzesła. Alice wysunęła się i napalona tym, co widzi, strzeliła Marii mocnego klapsa. Szybko złapała ją za włosy i unosząc do góry, oderwała od swojej cipki. Zaryczała przeciągle i uśmiechnęła się. Maria wiedziała, co się dzieje. Od razu uśmiechnęła się i nie przerywała ukochanej. Pozwoliła sobą w pełni sterować. Dwuznacznie poruszała językiem, schowała go i widząc, jak Alice jest na granicy, od razu zaczęła mocno poklepywać jej kobiecość. Mocny masaż i drobne klapsy, by utrzymać tempo. Sama na wcześniejszego klapsa podskoczyła z pupcią…

— Już? Dobrze ci? Tryskaj, one czekają!

Wysunęła swoje ciało. Widać było, że cała jej buzia się klei. Wystawiła cycki, przysuwając je do krocza. Alice nie odpowiedziała. Spojrzała zgrzana na dół, przytaknęła, nabrała dużo powietrza, drżąc przy tym. Maria nie dała jej nawet chwili oddechu. Była pewna, że już nie dojdzie. Jednak myliła się. Nie da się nie dojść znów w takiej sytuacji. Złapała się za krzesło, tym razem za siedzisko. Oddała się jej i po chwili dało się usłyszeć drobny dźwięk. Mały strumień trysnął raz, a potem drugi prosto na piersi Marii. Alice cała zdrętwiała. Czując, że ma w sobie jeszcze jedną małą salwę, szybko znów przystawiła pysk dziewczyny do siebie. Maria mocno wypięła klatkę piersiową, przyjęła wszystko, patrząc, jak ta strzela na jej piersi. Ręką od razu zaczęła rozsmarowywać i wcierać w siebie. Alice nie musiała nawet jej łapać. Maria czuła, że to nie wszystko. Przysunęła się sama z siebie i mocno otworzyła usta. Znów wysunęła język, jednak teraz na całą długość i czekała. Ostatnia dawka poleciała prosto na jej usta i do gardła…

— Dobra dziewczynka… suka jest mokra, suka się cieszy…

Spojrzała na swoje piersi i szybko zerknęła też na swój tyłeczek. Połknęła wszystko, co miała w buzi, czuła, jak spływa jej po gardle. Niedużo. Mała porcja śluzu wymieszanego z czymś wodnistym, klejącym się jej do buzi. Spojrzała z dołu na rozgrzaną Alice, jakby gratulującym wzrokiem i twarzą wytarła jej krocze, robiąc z siebie ściereczkę. W końcu oparła się policzkiem o jej udo i sama potrzebowała sekundki. Alice oczywiście tym bardziej opadła, przyglądając się wszystkiemu dookoła. Puściła krzesło. Jej dłonie były całe czerwone od zaciskania krzesła. Pomimo że była padnięta, była też mocno zadowolona. Czuła, że jej ciało potrzebuje paru sekund, by znów wrócić do życia. Twardy reset.

— Myślałam, że nie dam rady znów dojść, a jednak…

— Ktoś tu jest niewyżyty, co?

— Może i tak, ale bardziej chodzi o to, że przy tobie nie da się nie dojść.

Alice przełknęła ślinę, by nieco zwilżyć gardło. Pogłaskała Marię po głowie, a jej nabrzmiałe piersi, głównie sutki, zaczęły nieco opadać. Dłonie znów uniosły się ku górze, jednak tak samo szybko opadła, klepiąc w swoje kolanko. Chciała, aby Maria teraz usiadła na niej okrakiem.

— Chodź tutaj z tą dupą…

Alice szybkim ruchem rozchyliła nogi, ręce założyła za szyję Alice i usiadła na jej kolankach. Pośladki nieco zsunęły się między nóżki i dotknęły krzesła. Czuła, jak przeszedł ją przyjemny prąd. Krzesło było tak mokre i klejące…

— Krzesło jest… do umycia…

— To potem, teraz mniejsza… powiedz… sama, smakowało? — dodała, mocno łapiąc ją za pośladki, ściskając i unosząc je do góry tak, że miała przed twarzą duże piersi, które teraz całe świeciły. Patrząc Marii w oczy, szybko zassała się na jej jednym sutku…

— Uwielbiam te cycki… — okręcała język wokół słodkiego punktu…

— Jasne, że smakowało.

Alice nie odpowiedziała słowami, a jedynie przytaknęła i dalej patrzyła Marii głęboko w oczy.

— Ssij dalej, moja mała…

Dłonie mocniej zacisnęły się na szyi. Palce zaczęły obkręcać się wokół włosów, tym samym bawiąc się nimi. Poruszała biodrami, ocierając swoją gorącą skórą o skórę ślicznotki. Alice przytaknęła, a dłonie z całej siły zacisnęła na pośladkach Marii, rozciągając je na boki. W końcu jednak wypuściła sutek z ust, a stróżka śliny łączyła ją i dużą pierś Marii. Wszystko to wciąż bez utarty kontaktu wzrokowego. Dłonie powędrowały dalej, gubiąc się na ślicznych i twardych plecach. Maria oblizała się, łącząc ich usta w mocnym pocałunku. Pierś nieco opadła, a ona sama stęknęła w usta kobiety. Dłonie Alice po prostu objęły teraz w czuły sposób ciałko, tuląc je do siebie.

— Szkoda, że nie masz mleczka… chętnie bym się napiła — dodała, ścierając ślinę z policzka. Przysunęła twarz na tyle blisko, że dotykały się czołami. Maria szybko palcem, a dokładniej kciukiem, przetarła resztę z ust, jednym i drugich, uśmiechnęła się, a zza jej krocza znów kapnęła kropelka.

— No niestety, ciężko to trochę ogarnąć, lepiej może, żeby nie było…

Uniosła pupę i wypinając się, sięgnęła po dolary, wyciągając je sobie z dziurki. Pomachała nimi przed sobą. Znów rzuciła się do pocałunku, jednak tym razem sama zerwała pocałunek, powoli uśmiechając się i trzymając paluszkami policzki Alice, powoli spuściła trochę śliny do jej buźki. Bardzo kręciły ją takie brudne zabawy.

— Poza tym, tak mało? — przesunęła pogniecione banknoty bliżej ich twarzy.

— Myślałam, że moja pupcia jest dla ciebie więcej warta. Wiesz, te dziurki mocno się starają.. — ułożyła banknoty na swoim biuście i siłą zsunęła dłonie ukochanej między swoje pośladki, tak by zaczepiały mocno o górną i dolną dziurkę. Alice w pełni pozwoliła sobą sterować. Z radością dała napluć sobie do ust i połknęła całą dawkę śliny. Dwoma palcami pocierała całą przestrzeń pomiędzy ciasnymi, mokrymi pośladkami.

— W sumie też prawda. Same sutki są równie smaczne. Jeśli chodzi o kasę… to oczywiście, że są więcej warte. Są bezcenne. Moja pupka. Bardzo lubię te skarby… a nawet kocham — otarła swoim policzkiem o buźkę Marii.

— Idziesz, czy nie? — głośny krzyk dobiegł z dołu. — Zaraz sama cię ściągnę, masz ostatnie dwie minuty — i znów, donośny głos matki przeciął powietrze i jak strzała dotarł do pomieszczenia, wypełniając pokój.

Maria jedynie westchnęła. Zabawa, zabawą, jednak nie mogą ignorować matki w nieskończoność, to może źle się skończyć. Uniosła pupcię jeszcze bardziej i wymownie odchylając się do tyłu, jęknęła, zaciskając dolne mięśnie. To, co robiła Alice, było tak bardzo przyjemne. Wyraz jej twarzy obrazował duże napalenie, ale i smutek, rezygnację, a co najważniejsze — ból. Z kolei na twarzy Alice również zawitało uczucie bólu, a w tym wszystkim można było również zauważyć, że Alice była po prostu zmęczona. Pomijając rumieńce i rozgrzane miejscowo ciało, wynikające z sytuacji, przebijały się na jej twarzy drobne krostki, wypieki wynikające z dużej ilości stresu, przymknięte oczy dające sygnał do snu i najważniejsze — sygnał, jakim są po prostu duże i fioletowe wory pod oczami. Sytuacja i klimat zmieniły się w ułamku sekundy. Słowa matki zepsuły całą atmosferę, jednak było to do przewidzenia. Obie doskonale się tego spodziewały. Alice resztką sił zacisnęła pupę ukochanej, jakby nie chciała jej za nic puścić, tak też było. Nie odezwała się, a gdy chciała już to zrobić, Maria pierwsza zabrała glos:

— Kochasz, mówisz? To dobrze. Pupa bardzo się cieszy…

Zatrzęsła dolną częścią ciała, jak piesek, który macha ogonem na znak, że bardzo się cieszy. Chciała nieco rozluźnić sytuację i może rozweselić Alice. Gdy przyjrzała się jej bardziej, wtedy zauważyła, że jej twarz, śliczna jak zwykle, była ledwo żywa. Sposób podziałał. Alice uśmiechnęła się, a nawet lekko się zaśmiała. Wiedziała, że dla nich obu jest to trudne. Obiecała sobie, że nie będzie tego pokazywać. Nie chciała swoją postawą jeszcze bardziej dołować Marii. Nawet jeśli tak sobie wmawiała, to momentami uczucia brały górę, np. tak jak teraz. Maria miała bardzo podobnie. Jedna i druga czuła, jak obie wzajemnie się o siebie troszczą. Wspierają się, jak mogą i walczą o siebie. Maria w tym uścisku, jaki teraz doznawała jej pupcia, czuła mnóstwo emocji, a dokładniej całe to uczucie. Ciepłe dłonie Alice pełne miłości i troski. Ten ścisk był mocny, a jednocześnie tak bardzo wrażliwy i czuły. Alice spojrzała za kobietę, dostrzegając i czując kręcącą się dupcię.

— Widzę właśnie, mój ty mały piesku.

— No nie taki mały, jestem większa od ciebie.

— No dobrze, też fakt.

Dłonie z dołu znów wylądowały na policzkach. Powoli pora kończyć tę zabawę, niestety.

— Chyba nie mamy czasu już dłużej udawać, że tego nie słyszałyśmy, prawda? — cichym głosem powiedziała wprost w usta Marii, patrząc jej głęboko w oczy.

Czekała na jej odpowiedź. Maria nie do końca wiedziała już, co ma powiedzieć. Straciła głos, zapomniała wszystkie słowa. Posmutniała jeszcze bardziej. Spokojnie mocno złapała za szyję, zaciskając ją w drobnej dłoni. Drugą ręką masowała wszystkimi paluszkami twarz.

— Co się stało? Mam coś na twarzy? Zamilkłaś, kochanie…

Gdy Alice wpatrywała się w oczy Marii, ta tak samo wpatrywała się w jej twarz.

— Nie, znaczy tak, ajj… trudne to po prostu — pokręciła głową.

— Masz strasznie zmęczoną twarz, misiek, dopiero teraz z bliska zauważyłam… — jej głos nie był już mocno rozgrzany, a strasznie smutny, rozciągliwy i pełen troski.

— I kto to mówi? Twoja też nie wygląda za dobrze, znaczy w tym sensie oczywiście, bo ogólnie to jest najpiękniejsza na świecie.

Alice miała rację, twarz Marii nie odbiegała za bardzo wyglądem od jej buzi. Całe te nadmierne myśli, kłótnie, wieczne ucieczki i ukrywanie się odbijały się cholernie mocno na ich cerze. Alice postanowiła nie odpowiadać na pierwszą część, wystarczy już słów na temat tej sytuacji. Mają okazję to wszystko zakończyć, w końcu mają szansę na normalność i o tym teraz właśnie muszą myśleć. Na tym trzeba się teraz skupić. Jak jest szansa, to trzeba się jej trzymać, nawet najmniejszej. Alice poprawiła włoski Marii, drobny całus w policzek i mony przytulas, jakby włożyła w niego całą swoją siłę, jaka się w niej zebrała przez te parę lat życia. Maria oddała przytulasa.

— Tak… przydałoby się nam jakieś spa czy coś… — wyszeptała jej do ucha, zaciskając się mocno na szyi Alice.

— Jak wrócę, to trzeba będzie ogarnąć… — zaśmiała się mocniej niż wcześniej. — Ale teraz trzeba się już zbierać. Nie chcę, żeby matka tutaj wpadła i nas nakryła.

— Byłoby słabo. To na pewno by nam nie pomogło.

— Nie da się ukryć…

Szybki całus w ustka. Obejrzała swoje ciało, następnie Marii. W sumie trzeba się jeszcze ubrać. Uniosła kącik ust. Od razu pomyślała, że jeszcze może być fajnie.

— No, ale wiesz, w sumie to jest jeszcze jeden drobny szczegół. Przecież tak nie pojadę…

Rozłożyła ręce na boki, udając zdziwienie i zakłopotanie. Jej ustka wyrażały teraz nieco inne emocje. Świeciły lisim uśmiechem.

— Przydałyby się jakieś ubrania, ale kurczę… jestem strasznie zmęczona, jak sama powiedziałaś… i jakoś zapomniałam, jak to się ubierało. Chyba ktoś będzie musiał mi pomóc. Miałaś kiedyś żywą laleczkę? — przejechała językiem po policzku Marii.

Maria od razu podłapała ten pomysł. Jest to też jakaś forma zabawy. Drobna co prawda, ale równie gorąca i pociągająca. Podniosła powoli swoje ciałko. Jej pośladki odbiły się od kolan Alice. Spojrzała na mokre kolana u swojej ukochanej i czerwone ślady odciśnięte od ciała. Obie były strasznie spocone i mokre. Przeszukała szybko wzrokiem cały pokój, dostrzegła wszystkie ubranka i przysunęła paluszek do swoich ust…

— Hmm, zapomniało ci się, mówisz? Ah, co ty byś beze mnie zrobiła? Wstawaj, moja mała laleczko… — uniosła palec drugiej dłoni do góry, sygnalizując, by ta się podniosła.

Alice śledziła wzrokiem swoją drugą połówkę, na chwilę jeszcze rozszerzyła swoje nogi, by Maria miała dobry widok na jej pusię. Uwielbiała eksponować swoje ciało, a przed kimś, kogo kochasz i komu oddałeś serce, jest jeszcze przyjemniej. Pragnęła wzroku na swoim ciele. Chciała, by Maria patrzyła na nią do ostatniej sekundy. By doskonale zapamiętała każdy centymetr jej ciała. Jej wszystkie czerwone miejsca, wielkość jej pusi, stopień jej wilgoci, miękkość jej skarbu i umięśnione uda. Jednak trwało to zaledwie chwilę. Powoli odbiła swoje ciało od krzesła i na wpół zgięta już powoli zaczynała się podnosić, gdy spojrzała na Marię, która właśnie wysłała jej kolejny sygnał, inny niż ten pierwszy uniesiony paluszek. Zatrzymała się w bez ruchu. Czekając na kolejne polecenie, nie wiedziała teraz, co ma dokładnie robić. Jakby zatrzymała się w czasie, a drobne piersi wyglądały teraz na bardzo wyeksponowane. Maria zmieniła w ostatniej chwili zdanie, w sumie najpierw założy jej majteczki, gdy ta będzie siedzieć. Tak będzie lepiej i bardziej pociągająco. Resztą zajmie się na stojąco…

— Poczekaj, jednak siadaj i dalej pokazuj, co tam masz… majteczki założymy na siedząco — schyliła się po bieliznę Alice, wsunęła nieco mocniej na palec, po czym zaczęła mocno obkręcać mokrymi majtkami na swoim paluszku. Oczywiście też trochę im się przyglądała. Były krwiście czerwone w kolorze seksu i namiętności. Pomimo tego, że były dość prosto skrojone i bez zdobień jak koronka, to i tak były dla Marii cholernie śliczne. Pewnie dlatego, że należały do Alice. Alice z kolei żałowała teraz, że nie założyła dziś koronki, ale w sumie nie miała pojęcia i nie spodziewała się, że ten poranek potoczy się w taki, a nie inny sposób. Było jej nawet trochę wstyd. Maria miała śliczną czarną koronkę. Zawsze była przygotowana. Ona też powinna. Trudno się mówi. Czuła też, jak Alice patrzyła na nią i na całe jej ciało. Z kolei Alice obserwowała teraz tę słodką przerwę między udami Marii. Ta przerwa, o której każdy teraz mówi, aj mają rację, jest to przesłodkie. Jednak, idąc dalej, Alice przekręciła główkę, usiadła znów na krześle i wróciła do poprzedniej pozycji. Maria zbliżyła się do niej powoli, po chwili klęknęła i łapiąc za małą stópkę Alice, uniosła ją do góry, po czym wsunęła jedną nóżkę w majtki. Z drugą zrobiła tak samo. Wszystkie ruchy wykonywała powoli. Wsuwając bieliznę, jednocześnie drażniła paznokciami skórę ud i nóg u Alice. Wykonywała jej drobny masaż, zaczynając od dołu. Wsuwała wyżej i wyżej, zatrzymując się koniec końców przy kroczu. Rączki wsunęła pod pośladki, palcami zahaczając o każdy drobny centymetr ciałka. Uniosła pośladki do góry mocnym ruchem. Alice napawała się tym boskim dotykiem i mruczała, czując drażnienie na jej skórze. Uniesienie spowodowało u niej lekkie zatrzęsienie. Wiedziała, że Maria zrobiła to, by spojrzeć na jej drugą dziurkę. Czekała, co będzie dalej, ale mimowolnie wykonała minkę zbitego pieska. Gdy Maria jest przy tej dziurce, jest to po prostu silniejsze od niej. Alice od razu to dostrzegła, wiedziała, o co chodzi i dlatego też to zrobiła…

— Trzymaj nóżki tak uniesione. Zaraz wsunę dalej…

Ręce powędrowały w głąb krocza, łapiąc za wewnętrzną stronę uda. W jednej chwili wyciągnęła końcówkę języka i polizała odbyt Alice, czując, jak ten reaguje na jej śliski całus, zaciskając się przy tym trochę. Liznęła jeszcze raz i jeszcze, kończąc na pocałunku i łapiąc za brzegi bielizny

— Ah… ciekawy sposób ubierania…

Starała się nie zaciskać dziurki, ale nie do końca mogła to kontrolować.

— Laleczka nie ma prawa głosu. Według mnie normalny.

Nie narzekała na taki sposób. Jedynie uniosła dłoń i przysunęła do ust, przekręcając i sunąc nią wzdłuż ust i ukazując tym samym, jakby zamykała usta na kłódkę, zapinała je i dodatkowo machnęła rączką w bok w geście wyrzucania klucza nie wiadomo gdzie. Nie miała zamiaru przeszkadzać Marii ani się czepiać. Wysunęła jedynie głowę do tyłu. Nóżki zacisnęła i dosunęła, mocno ugniatając swoje piersi. Kochała te mokre uczucie na suchej pupci, no teraz już od dłuższego czasu nie takiej suchej, jednak mniejsza o to. W każdym razie odczuwała ten wilgotny język na całości. Drżała przy lizaniu jej dziurki analnej, a potem jeszcze dodatkowo, odczuwając, jak przyjemność rozchodzi się od „wejścia” poprzez oba pośladki. Maria robiła to jeszcze przez moment, kończąc na pocałunku. Majtki coraz bardziej szły w górę, koniec końców zamykając krainę szczęścia i zasłaniając to, co najlepsze. Trzeba jeszcze wsunąć na pośladki. Maria odsunęła się lekko, jednak dalej pozostała na kolanach.

— No to teraz poprawimy na pupie. Podnoś się i odwróć… ale… powoli…

Puściła oczko i okręciła paluszkiem, by dobrze ukazać, o co jej chodzi.

Alice podniosła się, czując, jak przód ma już zakryty. Aj, gdyby nie matka i to wszystko, dałaby jej się ubierać cały dzień i noc. Rozszerzyła nogi, ręce schowała za siebie i czekała, jak ta pani, na polecenie swojego pana. Buzia dalej zamknięta na kłódkę. Spoglądała na dół na klęczącą przed nią Marię i czuła na wpół odsłonięte pośladki. Gumka nieco zaciskała się na jej skórze, unosząc jej krągłe pośladki do góry. Gumka duszą skórą w bieliźnie to właśnie styl, który lubiła Alice. Maria pokręciła głową na boki, udając, że średnio się jej podoba…

— No nieźle, powiedzmy, że może być.

Oczywiście kłamała, powiedziała tak specjalnie, jednak jej święcące oczy jak gwiazdki cholernie ją zdradzały. Kątem oka szukała teraz szafki. W sumie to doskonale znała ułożenie pokoju Alice, jednak pochłonięta sytuacją nieco wyleciało jej to z głowy. Trwało to też dłuższą chwilę, bo jednak patrzyła tylko kątem oka, jak już wspomniałem. Cały czas główną uwagę poświęcała Alice, która teraz miała na sobie tylko nie do końca dociągnięte majtki. Nagość zakryta jest równie, a nawet bardziej podniecająca niż czysta nagość. Często słyszała to od facetów. Zanim poznała Alice, nie przywiązywała to tego wagi i w sumie nawet do końca nigdy tego nie rozumiała, jednak wszystko totalnie się zmieniło, gdy ta ślicznotka pojawiła się w jej życiu. W końcu znalazła tę ukrytą szafkę i na czworakach do niej dotarła. Oczywiście pod kolor wyciągnęła z morza staników czerwony stanik, również klasyczny. Zamknęła szafkę i na kolanach wróciła na poprzednie miejsce. Alice zaczęła nerwowo pocierać paluszkami stópki o drugą stopę. Niby Maria już wiele razy widziała i przeglądała jej bieliznę, półki, szafki itd. Nie miała przed nią żadnych tajemnic, jednak ile razy by tego nie robiła, wciąż jest to prywatność, przez co zawsze w jakimś stopniu było to dla Alice trochę stresujące i chyba już zawsze tak będzie. Od razu poczerwieniała, drobne rumieńce pojawiły się na jej policzkach. Starała się nie patrzeć, ale nie mogła się powstrzymać. To było w jakimś stopniu także poniżające, a to dobrze działało. Maria, zanim wyciągnęła dłonie, by poprawić bieliznę, postanowiła na początku nacieszyć się widokiem.

Opisywałem już Marię? Chyba nie. Wiemy już, że Maria jest szczupłą, gorącą chłopczycą z dodatkami i w małym stopniu duszą gotki, jednak Alice również niczego nie brakowało. Pewnym jest już, że ma długie blond włosy. Uczucie posiadania tych włosków między pałacami to była jedna z wielu rzeczy, które sprawiały, że Maria czuła, że żyje. Jednak to nie wszystko. Alice tak samo jak Maria, również była szczupła. Jej skóra w odróżnieniu od drugiej kobiety nie była tak blada. Miała klasyczny odcień, miejscami była nawet nieco opalona. W okolicach bikini dało się zauważyć drobne ślady, gdzie sznurki i cała reszta dociskały się do ciała. Życie obdarowało ją szarymi oczami. Nie była ich zbytnią fanką. Uważała je za puste i nic nie warte, ale nic nie mogła z tym zrobić. Maria wiele razy ją pocieszała, mówiąc, że szary też ma w sobie dużo uroku, przez to, że jest rzadki i jest jednym z pierwszych kolorów, jednak Alice nigdy nie mogła się do tego zbytnio przekonać. Na jej twarzy gościły delikatne piegi, piersi miała drobne. Sama było dość niską osóbką. Taką, że gdy na nią spojrzysz po raz pierwszy, od razu pomyślisz, że trzeba się nią zając. Są takie osoby, na które jak spojrzysz, to od razu pomyślisz, że chcesz je chronić i Alice właśnie była jedną z nich. Bez żądnych ran, blizn czy zarysowań na ciele. Czysta skóra. Policzki nieco bardziej wypukłe, idealnie okrągła twarz, prosty nos i małe, mocno barwione usta, które idealnie pasowały do całości. Nie za długie rzęsy, wypukłe pośladki nadrabiające na klatkę piersiową. Kły wychodzące, gdy tylko posyłała swój uśmiech i widoczne żyły biegnące poprzez szyję to był jej znak rozpoznawczy. Maria mogłaby gapić się na nią godzinami. W końcu uniosła dłonie i wsunęła majtki do końca, zakrywając cały tyłek Alice.

— Wyglądasz przecudownie. Uwielbiam cię. Najbardziej kocham chyba twoje piegi.

Alice uniosła dłoń, drapiąc się po policzku, a po chwili pogłaskała głowę Marii.

— Dziękuję. Miło mi, że ci się podobają… przynajmniej to jest ładne.

— Znów mówisz o oczach, misiu? Przecież już ci mówiłam, że są prześliczne…

— No nie powiedziałabym…

Maria nadymała tylko lekko policzki jak małe obrażone dziecko i ucałowała kobiecość Alice schowaną już za czerwonym materiałem.

— Ajajaja, zobaczysz, jeszcze cię przekonam — mlasnęła, pocierając wargą o wargę…

— Hmmm, możesz próbować. Już nie mogę się doczekać..

Wyczekała chwilę, odpowiadając uśmiechem. Uniosła się nieco i rękami wsunęła stanik za plecki Alice.

— Przytrzymaj swoje słodkie piersi, mała i patrz na mnie, żabciu, dobrze?

Alice nie zdążyła nawet odpowiedzieć, ponieważ Maria od razu przeszła do lekkich pocałunków tak, by Alice skupiła na niej swoje usta. W międzyczasie z tyłu zapinała stanik. Bawiła się nim już mnóstwo razy i była mocno wprawiona, więc zapinanie czy rozpinanie stanika na ślepo to nie był dla niej żaden problem. Mówię na ślepo, ponieważ do całowania zamknęła oczywiście oczy tak, by bardziej czuć tę chwilę. Po paru sekundach stanik był już z tyłu zapięty. Alice chwilę zaciskała swoje piersi na prośbę Marii, jednak zaraz z tego zrezygnowała i wykorzystując moment, puściła je. Szybko docisnęła swoje sutki do jej, tak, by się o siebie ocierały i zahaczały, co dawało im jeszcze więcej przyjemności. Ręce uniosła wysoko do góry.

— Zboczuch… — wyszło z ust Mari, która zaraz oderwała się i przekręcając stanik, sprawiła, że miseczki były idealnie ustawione.

Przysunęła je bliżej piersi, zabierając tym samym swoje.

— Nie wiem, o czym pani mówi, przecież ja tylko stoję… — zarzuciła we wrednym uśmiechu, kradnąc kolejnego gorącego całusa.

— Mała… — przekręciła uśmiechniętą twarz..

— No co…? Jakiś problem…? — zapytała, chcąc się nieco podroczyć.

— Nie, ależ skąd… wszystko super, ale już chyba niestety pora schować te dwa skarby…

Specjalnie powiedziała przybitym głosem i złapała za dwie piersi na raz, niby wsuwała je w stanik, ale nie mogła zmarnować okazji, by się jeszcze pobawić. Tu zacisnęła, tu palec znalazł sutek, tu nieco przysunęła, tu z kolei uniosła i nieco uderzyła.

— Zamęczysz je jak nic…

— To chyba dobrze, co nie? O to chodzi.

— Tak… ale chciałabym, żeby jednak jeszcze trochę pożyły…

— Oj nic im nie będzie, o to się nie martw. Poza tym słyszałam, że takie klepanie sprawia, iż piersi szybciej się rozwijają i mocniej rosną.

Alice spojrzała w dół na swoje małe miseczki.

— Co?. To znaczy, że ich nie lubisz? Wiedziałam, że ich rozmiar ci przeszkadza — kameralnie okręciła głowę w bok i fuknęła.

— Nie, oczywiście, że nie. Kocham je. Nie opowiadaj głupstw.

Po tych słowach szybko ucałowała jedną i drugą.

— Ale sama mówiłaś, że w sumie to chciałabyś większe.

Alice znów wróciła wzrokiem na Marię.

— Dobra odpowiedź, masz szczęście… — potarła swoim noskiem o jej. — Tak mówiłam. Bo większe są niby trochę lepsze. Dobra, a zresztą tłucz, ile chcesz. Po powrocie możesz je bić, ile ci się podoba.

— Trzymam za słowo… Słyszałyście? — dodała, spoglądając na klatkę piersiową Alice. Po sekundzie pomachała dłonią, jakby się z kimś żegnała i schowała je do stanika, poprawiając go ostatecznie. Założyła też powoli ramiączka. Alice miała też zaczerwienione ramiona i kolana. Taki już był urok jej ciała. Tego z kolei bardzo zazdrościła jej Maria. Przecież u kobiety jest to duża część jej uroku…

— Ah te twoje czerwone plamki. Daj trochę…

— Chętnie bym ci dała, ale no nie mam jak… — wzruszyła ramionami, wyciągając palec i wskazując na bluzkę rzuconą obok łóżka. Alice średnio chętnie poruszyła głową lekko w przód, wskazując na bluzkę, nieco chcąc pospieszyć w działaniu Marię. Bokiem paluszka przejechała po policzku, następnie odwróciła się i robiąc dwa większe kroki, chwyciła za bluzkę. Alice uniosła rączki do góry, czekając jak grzeczna dziewczynka, a Maria spokojnie wsunęła bluzkę na jej główkę, opuściła w dół i postanowiła również trochę się z nią podroczyć. Gdy już bluzka zatrzyma się na główce, jedynie opuściła ją lekko z dołu.

— A gdzie mi tutaj moja ślicznotka zniknęła. Przecież przed chwilą tu była — zaczęła rozglądać się po pokoju. — Widzę tylko jakąś ładną dupcię, ale nie wiem, czyja to. Moja żabcia też miała bardzo ładną…

Strzeliła pupie mocnego klapsa, a dźwięk rozniósł się dalej.

Alice postanowiła nie przeszkadzać jej w zabawie. Czuła, jak skóra na dole cała się zatrząsła, przez pośladek przeszły przyjemne fale.

— No ja też nie wiem. Gdzie ja mogę być — powstrzymała śmiech i poruszała się zniecierpliwiona odrobinę na boki.

— Gdzie ona, gdzie ona… o, a co to za duch? — powtarzała, wracając w końcu do Alice. Cofnęła główkę, udając zdziwienie. Mocniej złapała za górę koszulki, zatrzymując nieco ruchy Alice. Zrobiła krok w przód, wsuwając swoje kolanko między nogi naszego ducha.

— Kurczę, ten duch ma fajne ciałko, ale to wciąż duch… straszne. A co, jak zrobimy tak?

Szybkim ruchem ściągnęła bluzkę w dół, odsłaniając buźkę Alice i zasłaniając jej brzuszek. Bluzka opadła i zasłoniła też pupę.

— Okej, taki duch to ja rozumiem. Może mnie nawiedzać w nocy. Będę bardzo wdzięczna…

Noga poruszyła się, zaczepiając o krocze ducha i pocierając o cały materiał.

Alice zamruczała, jednak opanowała się i szybko zahamowała nogę Marii, zaciskając przy tym swoje. Utrzymała jej głowę w bezruchu, mocno łapiąc za policzki.

— Mała, nie kuś. Chętnie bym to znów z siebie ściągnęła ale… nie mogę. Jak już tam dojadę, muszę dopytać, czy jest możliwość wizyt. Patrząc na charakter tego miejsca i wyjazdu, to raczej nie zgodzą się na odwiedziny dziewczyny, ale gdybym powiedziała, że wpada do mnie siostrzyczka, a potem zamknęła pokój… na klucz… hmm.

Znów przysunęła swoje usta do jej i szybko złapała ją za biodra. Zwinnym ruchem odwróciła ją i dwoma palcami popchnęła na komodę za nimi. Maria nie spodziewała się takiego zachowania. Nie zdążyła się odezwać. Przez szybkie ruchy Alice mogła tylko polecieć tam, gdzie ta ją popchnęła. Ten obrót i prosty ruch były cholernie płynne. Maria, w czasie gdy leciała do tyłu, zahaczyła o stojące krzesło i prawie się wywróciła, jednak udało jej się utrzymać równowagę. Krzesło niestety już nie dało rady i się przewróciło. Rękami szybko złapała za komodę. Jej ciało, zatrzymując się, poleciało trochę w tył. Otworzyła szeroko oczy i uchyliła usta…

— O kurde… no, no… ładnie.

Dźwięk komody dosuwającej się do ściany i uderzającej o nią wybrzmiał dość mocno na tyle, że aż Maria na sekundę odwróciła się, by spojrzeć. Jednak ściana na szczęście była cała. Słowa Alice dopiero teraz do niej dotarły. Najpierw była zajęta zatrzymywaniem się. Pokręciła głową, a w tym czasie Alice powoli zbliżyła się do niej. Obiema dłońmi uderzyła mocno w górę komody po jednej i po drugiej stronie Marii. Zawisła nad nią. Nachyliła się nad jej ciałem, wgryzać się w jej szyję…

— Pomysł z siostrzyczką brzmi świetnie…

— Tak?. To dobrze. Myślisz, że stęsknisz się za siostrzyczką? Jakbym przyjechała, to byś się mną zajęła?

Odchyliła szyję i przekręciła głowę, by dać Alice więcej miejsca i ułatwić jej dostęp.

— Oczywiście, że tak. Jeszcze pytasz. Jeszcze nie pojechałaś, a ja już w kurwę tęsknię.

Alice, zasysając się na skórze, przejechała wilgotnymi wargami od góry do dołu, kończąc na długim pocałunku. Końcówką języka szła wyżej, aż dotarła ponownie do miejsca docelowego, jakim były słodkie ustka.

— Zrobię wszystko, by szybko zamknąć temat i do ciebie wrócić. A jak będzie chociaż cień szansy, to również zrobię wszystko, byś mogła do mnie wpaść…

Mówiąc to, subtelnie pocierała w przerwach między słowami o usta Marii. Ponownie chciała ją rozpalić, tak trudno było jej się powstrzymać. Ani jedna, ani druga jeszcze dobrze nie ostygły, a równie dobrze mogłyby zacząć od nowa. To wszystko wisiało w powietrzu. Jeden zły ruch dłoni, zabawa idąca za daleko i w końcu nie wytrzymają. Nie jest to zły scenariusz, jest bardzo dobry. Bardzo przyjemny, obie go pożądają, jednak nie teraz. Maria dała się sprowokować, uchyliła usta, by Alice mogła przyjemniej o nie pocierać. Nie prostowała się. Wręcz przeciwnie. Praktycznie goła ułożyła się na tej komodzie. Swoją stopą pocierała o nogę Alice. Chciała, by teraz ona kolanem weszła między jej nogi i chociaż trochę poruszała.

— I to rozumiem. Od razu wyślij mi dokładny adres i opisz dojazd, najwyżej wpadnę nielegalnie.

Alice zabrała rękę z jednej strony i ułożyła ją na udzie Marii, odpychając je na bok. Oczywiście wiedziała, o co chodzi kobiecie i od razu to wykonała. Kolano poszło w ruch i w sekundzie stało się strasznie mokre.

— Nielegalnie, mówisz? Zrobisz to dla mnie?

— Oj, głuptasie, dla ciebie wszystko…

Oblizała usta i wyciągając język i unosząc głowę, przyssała się do Alice. Nie był to tym razem szybki całus, jak wcześniej, a już prawdziwy namiętny pocałunek z języczkiem. Palce u stóp zaciskały się mocno. Czuła, jak dół płonie cały czas tym samym ogniem. Nie zdążył jeszcze ani trochę się uspokoić. Kolczyki w jej uszach i cała reszta idealnie zdobiły jej skórę. Wszystkie dodatki w kolorze srebra świetnie komponowały się z jej ciałem. Jednak największą robotę robił naszyjnik z serduszkiem, który zwisał jej z szyi i zatrzymywał się w dołku między piersiami. Naszyjnik ten miał dla Marii ogromne znaczenie i był dla niej cholernie ważny, ponieważ dostała go właśnie od Alice. To był jej pierwszy prezent. Ceniła go nad życie. Alice sunęła dłonią tak, jak na początku, poprzez brzuszek, pod piersi, w końcu zaciskając się mocno na szyi Marii. Zakończyła pocałunek i kręcąc dłonią po skórze, jakby się zgubiła. W dłonie w końcu trafił jej naszyjnik. Spojrzała na niego, wpierw jednak w losowych miejscach ucałowała buzię Marii. Już nawet nie patrzyła, gdzie całuje.

— Uwielbiam się z tobą całować… i wszystko inne…

— Ja z tobą też…

Obie mówiły dosłownie szeptem, nie było potrzeby podnosić głosu.

Wtedy jej oczy trafiły na wspomniany wisiorek. Serce nie było jakeś przesadnie duże, była to drobna zawieszka, jednak nie było potrzeby większej.

— Cały czas go nosisz. Miło mi. Chyba naprawdę trafiłam. Dałam ci go na…

— Na naszą pierwszą miesięcznicę…

Alice spojrzała na Marię, która dokończyła za nią.

— Zgadza się. Nawet pamiętasz — podsumowała w lekkim uśmiechu.

— Oczywiście, że pamiętam. Ten naszyjnik to dla mnie prawdziwy skarb… — złapała dłoń Alice i zacisnęła, tym samym wspólnie obejmując naszyjnik.

Alice na chwilę zamilkła. Uniosła dłoń i pstryknęła Marii w nosek. Odleciał trochę do tyłu, ale żeby nie bolało, zaraz go ucałowała.

— Po pierwsze to… ała, za co to? A po drugie to ahhh… jak słodko.

Lekko się oburzyła, na chwilę przeskoczyła na słodką minkę, ale nie na długo, bo oburzenie znów wróciło. Przetarła nos.

— No, skarb, skarb. Na pewno ciemniejszy niż zupka chińska…

Maria strzeliła przysłowiowego buraka i zakłopotana uciekła wzrokiem, podczas gdy Alice z drobnym wręcz torturującym wyrazem twarzy doskonale się bawiła. Maria wiedziała, że ta robi to specjalnie. No dobrze, może nie jest to najlepszy prezent, ale liczy się pamięć. Poza tym nigdy nie była za dobra w prezentach.

— Dobra, przestań już. Wiem, nie było to idealne, ale… to dlatego, że zawsze powtarzasz, jak to bardzo nie lubisz tych zupek, bo są tak ostre i trafiają w twój smak i, i… — Maria przyspieszyła, mówiła coraz szybciej, aż w końcu nie wiedziała już, co mówić dalej i mocno się zdenerwowała.

Alice napawała się jeszcze chwilą, aż w końcu złapała Marię mocno za policzki. Zacisnęła je tak mocno, że Maria zrobiła dziubek. Alice wybuchła głośnym śmiechem i pokiwała głową.

— Spokojnie, oddychaj, żartuję tylko. Tak kocham, zupki chińskie. Śmieciowe jedzenie jest super, a złoty kurczak jest przecudowny. To był świetny prezent i najlepsza zupka, jaką jadłam, rozumiemy się, ty moja panikaro? Rzadko widuję cię zagubioną i spiętą, a uwierz mi, jest to przecudowny widok… — zasłoniła usta dłonią, by nieco ukryć śmiech. Drobna łza zebrała się w kąciku jej oka. Kciukiem szybko ją przetarła.

Maria nabrała powietrza, złapała dwa głębokie wdechy.

— Po pierwsze to jesteś okropna, a po drugie to… no dobrze, ale i tak, jak odłożę jeszcze parę groszy, to kupię ci coś niesamowitego… zobaczysz, i nie przyjmuję odmowy.

— Hmm, ja już mam coś niesamowitego. Dostałam to od życia i tym czymś jesteś ty.

Złożyła swoje dłonie na jej piersi i po prostu ułożyła się na jej ciepłym ciele.

— Ale niech ci będzie. Czekam na twoje pomysły. Nie mogę się doczekać…

Maria objęła ją, jak tylko umiała. Ucałowała czubek jej głowy i wtuliła się w niego.

— Zawsze mam problem z odpowiedzią na takie rzeczy, więc… pojadę świątecznym klasykiem… wzajemnie… — dodała, również chichocząc odrobinę pod nosem. W sumie klasyka najlepsza

— Oj, uważaj, bo zaraz się zawstydzę…

Maria pokręciła głową…

— Wcale, że nie. Żebyś była czerwona, to są na to inne sposoby.

Alice podparła swój podbródek dłońmi, robiąc z nich swego rodzaju podstawkę. Uniosła wzrok, cały czas leżąc na piersiach Marii.

— W tym momencie normalnie powiedziałabym, że nie wiem, czy wiesz, ale twoje piersi to świetne poduszeczki. Chcę sprawdzić, co jeszcze mogę z nimi zrobić… potem… spojrzałabym na ciebie w dwuznaczny sposób i dodałabym w międzyczasie. oczywiście robiąc stosowną pauzę w celu zbudowania napięcia, coś w stylu… naprawdę… jakie?

Maria zacisnęła usta… przytaknęła, patrząc na swoje piersi. Alice wyciągnęła palec do góry

— Ale… — Maria powiedziała tylko tyle.

Podparła tył głowy ręką, a drugą zabrała Alice włosy z czoła.

— Ale… obie wiemy, jak jest i jesteśmy już cholernie mocno po czasie, więc zamiast tego powiem tylko… dobierz mi jakieś ładne spodnie, bo mi się pupa chłodzi i tak, bym miała fajne wejście w tym klasztorze.

Puściła oczko i na raz, dwa, trzy odbiła się od Marii. Wstała, ale nie pozwoliła zrobić tego samego Marii, jeszcze nie. Dwoma palcami przytrzymała ją w jej pozycji..

— Skoro mus to mus, chętnie ci coś dobiorę, ale do tego muszę wstać, czyżbyś zmieniła plany…

Spojrzała na nią spod byka, czekając, co dalej. Z tyłu głowy wciąż cicha nadzieja powtarzała jej, że jednak nie pojedzie, ale rozsądek stał mocno za Alice. Mianowicie, jedno pytanie, co dalej?

— Nie, nie zmieniłam planów. Ja tylko podziwiam śliczne ciałko. Też bym chciała, byś była moją laleczką. Jednak jak ja również zacznę cię ubierać, to trzeba by doliczyć kolejne pół godziny… co za strata… ah…

Palce sunęły w linii prostej po linii jej brzuszka. Zjechała na dół, smyrając jej wargi sromowe. Umoczyła je, śluz obkleił w małym stopniu palce. Zaczęły wracać w odwrotnym kierunku, znów w górę. Prosto do ust, zatrzymując się na wargach…

— Nie da się ukryć. Pół godziny to i tak optymistyczna wersja. Wydaje mi się, że to mogłoby potrwać o wiele dłużej — spojrzała na mokre i lepkie palce, odginające jej dolną wargę…

— Masz rację. Potem moja kolej…

Wsunęła paluszki głęboko do buzi Marii tak, by ta mogła je oblizać i spróbować.

Bez słowa zamknęła usta na palcach. Patrząc Alice w oczy tak, jak lubi, zaczęła je zasysać i czyścić, obejmując językiem. Alice odczekała chwilę, wysunęła palce i zatrzymała na ustach.

— Jasne. Będę twoją lalką i czym chcesz…

Maria szybko podgryzła jeden palec Alice.

— Dobra, to teraz wybieraj spodnie i sama… też szybko się ubierz. Postaram się powstrzymać… — powiedziała, spoglądając w górę. Odsunęła się na dwa kroki i usidła na łóżku, a w sumie rzuciła się na plecy. Teraz dopiero zaczęła odczuwać zmęczenie. Maria z lekkim bólem odbiła się od komody. Opieranie całego ciała na łokciach przez parę minut nie jest zbyt miłe i przyjemne. Kości i mięśnie w takich pozycjach dość szybko zastygają, a potem przy szybkim ruchu czy próbie wyprostowania się dość mocno bolą. Dodatkowo twarde drewno komody wbijające się w skórę i łokcie, a także przód wciskający się w kość ogonową. Wszystko to odczuła teraz Maria. Może i seksowna pozycja, a raczej sytuacja, ale wszystko ma swoją cenę. Chociaż w sumie zawsze marzyła, by ktoś przeliczał ją na blacie w kuchni. Przy ruchu strzeliło jej też parę kości, jednak ostatecznie udało jej się wyprostować. Ruszyła tym razem do drugiej dużej szafy, która stała przy oknie oświetlona promieniami słońca. Jej również zaczęło się już robić lekko chłodno. Alice leżała spokojnie, ale gdy już złapała oddech, od razu przekręciła się na bok, by mieć dobry wgląd na ruchy dziewczyny, no i nie tylko na ruchy. Powstrzyma się przed działaniem, ale nie przed patrzeniem. Marii zajęło to parę minut. Widać, że podeszła do sprawy na poważnie. Jak już się ubierać, to naprawdę stylowo. Spodnie ułożone były na dolnej wewnętrznej półce. Przyjrzała się i już wiedziała. Długie ciasne czarne dżinsy będą ładnie łączyły się ze śnieżnobiałą bluzką. Kombinacja czarnego z białym, prostota i klasyka, a tak dobrze. Do tego spodnie były w stylu tych trochę krótszych i nieco poszarpanych. Rurki mocno zwężane od dołu i nieco szersze u góry. Z bluzki pięknie i subtelnie przebijał się czerwony kolor stanika. Wyjęła je z szafki, tak by nie zniszczyć reszty. Wszystko było tak idealnie ułożone. Alice jak nikt dbała o to, by jej ubrania zawsze przypominały idealną kostkę. Powoli zamknęła szafę.

— Dobra, no to mamy. Co ty na to? A do tego… hmmm.

Zatrzymał się, znów uchylając szafę, jednak teraz skierowała swój wzrok na wewnętrzną stronę drzwiczek. Na wieszaku były ładnie podzielone i przewieszone paski. Każdy miał inną klamrę. Serca, gwiazdki, ale też parę bardziej konkretnych znanych marek. Popukała palcem w brodę. Zwinnym ruchem ściągnęła pasek z wieszaka. Odwróciła się, a piętą stuknęła, domykając mebel.

— Te spodnie i do tego ten pasek. Klamra z serduszkiem. Ładnie, stylowo i przesłodko. Kolor biały będzie pasować dobrze do bluzki. Wyrówna się też równowaga barw… więc jeszcze raz, co myślisz?

Z jednej ręki zwisał jej pasek, a drugą złapała za spodnie centralnie po środku. Uniosła je. Szybko się rozwinęły. Kreski odbite na materiale wynikające z ułożenia pokazywały, jak idealnie były złożone. Równo co do kreski. Maria podziwiała zawsze, jak bardzo dokładnym można być, z kolei Alice podziwiała w partnerce wiedzę modową. Niestety w tym nie dorastała jej do pięt. Zawsze tak było. Jeszcze długo przed tym, jak obudziły się w nich wzajemne uczucia, Maria często pomagała Alice w kwestii ubioru. Alice nigdy nie zaprzeczała i z wielką chęcią wcielała w życie jej rady. Od pierwszego dnia, gdy zobaczyła jej uśmiech, podziewała to, jak ta się nosi. Alice wyciągnęła dłoń, łapiąc za grzebień leżący na szafce nocnej, chwyciła ją mocno. Wyciągnęła przed siebie.

— Jak zawsze nie zawodzisz. Myślę, że będzie wyglądać świetnie. Dziękuję…

Zrzuciła nogi z łóżka. Ułożyła grzebień obok siebie i klepnęła w łóżko w miejscu obok siebie. Poruszyła nóżkami.

— No to zakładaj, a poza tym… włosy, zapomnieliśmy o nich. Na pewno wyglądają teraz dość dziko. Wypadałoby je trochę poprawić po naszej małej zabawie…

— Oczywiście, że nie. Moje wyczucie stylu i oko jest najlepsze na świecie. Nikt mnie w tym nie pobije. Już zawsze możesz zdać się na mnie — powiedziała dumnym głosem, wypinając mocno pierś. Była pewna tego, co mówi i chciała to dobrze ukazać. Spojrzała na grzebień, a spodnie przerzuciła teraz po prostu przez ramię. Pasek zawinęła nieco poprzez dłoń.

— I… jasne. Zaraz poprawimy te twoje niegrzeczne włoski.

— Trzymam za słowo. Zamierzam zdać się na ciebie nie tylko w tym temacie, ale i w każdym innym. Ufam ci… jak nikomu innemu…

Prowadziła ją do swojej osoby wzrokiem. Maria, w momencie gdy Alice mówiła, podeszła i uklęknęła, by zacząć wsuwać spodnie. Serce znów wypełniło się ciepłem. Zawsze marzyła, by usłyszeć tego typu słowa. Może nawet i tylko raz w życiu, najważniejsze, by były szczere. Teraz słyszy je już od jakiegoś czasu i wciąż nie ma ich dość i nigdy nie będzie miała. W miarę jedzenia apetyt rośnie. Chciała słuchać więcej tego typu rzeczy, ale nie od kogoś innego, tylko i wyłącznie od Alice. Gdy wsunęła już trochę, uniosła wzrok. Alice złapała za jej podbródek, utrzymując jej wzrok na sobie. Dorzuciła do tych słów promienny uśmiech.

— Nawet nie wiesz, ile znaczą dla mnie te słowa…

Ucałowała zagłębienie jej dłoni…

— Wszystko i… jeszcze więcej…

Alice, poruszając palcami, potarła subtelnie skórę Marii.

— Wiem, mała… widzę to po tobie…

Spojrzała na swoją dłoń…

— Wiesz, co jeszcze wiem?

Maria nie ukrywała zdziwienia. Lekko cofnęła głowę. Zmarszczyła czoło.

— No… co?

Była naprawdę mocno zaciekawiona. Czyżby jakiś kolejny pikantny tekst sytuacyjny?

— To, że obśliniłaś mi rękę. Łeeee, klei mi się… — rzuciła, kręcąc głową, a po chwili poruszała też żywo nogami.

Powiedziała to dość piskliwym głosem. Reakcja jak u małego dziecka, gdy mama nie chce kupić mu czegoś słodkiego. Maria przybrała kamienną twarz, a po chwili nie ukrywała zaskoczenia i zażenowania.

— Zabiję cię kiedyś…

Donośny i groźny głos. Alice często bawiła się w takie sztuczne budowanie napięcia, a potem wredne zagrywki, przez które wszystko trafiał szlag. Oczywiście nie była w tego typu zwrotach i napięciu tak dobra jak Maria. Granice Marii znajdowały się o wiele dalej niż jej. Maria była też o wiele śmielsza, dziksza, odważniejsza i to bardziej po niej można spodziewać się różnych szalonych pomysłów, jednak… z kim przystajesz, takim się stajesz. Alice również zdążyła już co nieco podłapać, wciąż się uczyła, ale jak już wspomniałem, miała swoje momenty. To był jeden z nich. Maria lepiej rozgrzewała i trzymała to wszystko w garści, ale coś, co Alice na pewno nauczyła się już lepiej, to drażnić Marię. Wykorzystywała jej niesamowitą namiętność przeciwko niej samej. Ucząc się głównej umiejętności, rozwinęła poboczną. Można to porównać do rozwijania umiejętności postronnych w grach. Do tego dodawała swoją drobną postawę, niekwestionowany urok osobisty i dziecięce zachowanie. To wszystko dawało mieszankę wybuchową, która właśnie objawiała się często w taki sposób. Lubiła drażnić swoją drugą połówkę, budować momenty w drobnym stopniu i potem po chamsku je niszczyć na swój sposób, W głowie Alice ucałowanie dłonie i tego typu wyznanie na pewno potoczyło się inaczej, rozwinęło się w bardziej pikantny sposób. To aż się prosiło, by wstać, popchnąć Marię na łóżko ponownie lub pociągnąć Alice jak swojego pieska za podbródek i podnieść do krocza… ale nie… bo Alice ma obślinioną dłoń. Ma ktoś smoczek? Alice zacięła machać ręką. Uśmiechnęła się w drobny sposób i stuknęła kolankami. Fakt, w głowie Marii pojawiło się dużo innych scenariuszy i o wiele przyjemniejszych. Jej wściekłość na twarzy ani trochę nie zmalała. Alice zasłoniła ustka, ponieważ słowa Marii jeszcze bardziej ją rozbawiły. Postarała się opanować…

— Mokra łapka.. twoja wina…

Oparła dłonie i kolana i nadymała policzki.

— A mogło być tak pięknie. Okropna jesteś… przysięgam… ubiję…

Klepnęła mocno otwartą dłonią Alice w kolano i wsunęła szybkim ruchem spodnie nieco wyżej. Szybki ruch materiału do góry i równie szybki ruch buzi. Otworzyła szeroko usta i zagryzła swoje białe ząbki na paluszkach Alice, poruszając przy tym zębami.

— A masz. Ślina be, to może ząbki dobre? — wysyczała, wciąż trzymając jej palce w ustach.

Alice od razu zapiszczała, a w kąciku jej oka pojawiła się drobne łezka. Minka nieco jej zrzedła, a uśmiech od razu znikł…

— Aaaaaaaa, teraz gryzie. Okropna jesteś… Pomocy, biją…

Zadrżała, czując mocny chłód na paluszkach. Nabrała dużo powietrza w płuca, wybijając klatkę piersiową do przodu i szybko wypuściła je, garbiąc się przy tym i opadając. Wysunęła dłoń z ust Marii, po czym zassała palce w swoich ustach…

— Będę miała ślad… — dodała, zaciągając noskiem.

— No i dobrze. Mówiłam ci już, żebyś tak nie robiła…

— Ha ha… i tak mnie kochasz… ty moja słodka gotko…

Maria chciała początkowo grać niedostępną, jednak szybko wsunęła spodnie jeszcze wyżej i wskazała palcami, by Alice uniosła się i wstała. By wsunąć spodnie do końca na pupę, musi się podnieść.

— Ah.. no kocham, kocham…

Żyłka z jej skroni schowała się, jednak jej wzrok wciąż wydawał się mocno niezadowolony, jak zawsze w takich sytuacjach. Alice posłała jej buziaczka i z rączkami rozsuniętymi na boki uniosła się. Ustała nieco szerzej. Złapała za swoją koszulkę, podnosząc ją wyżej. Znów było widać jej bieliznę. To takie małe przepraszam. Wesołe przewrócenie oczami Marii wskazywało na to, że przeprosiny zostały przyjęte. Ten widok zawsze kupuje Marię…

— Czekaj, masz coś na tych spodniach… postaram się to zrzucić…

Wysunęła paznokieć jednej dłoni. Zaczęła udawać, że zdejmuje coś z materiału. Z kolei druga zbłąkana dłoń zupełnie przypadkiem chwyciła mocno za krocze, w taki sposób, że kciuk mógł mocno zaczepiać i pocierać o dół pusi. Przechyliła się nieco w bok, symulując zawroty głowy.

— O jeju, jakoś mi się zaczęło kręcić w głowie… Muszę się czegoś przytrzymać. Na szczęście coś złapałam. Jest to dość miękkie, ale raczej się utrzymam. Ciekawe co to…

Kamienna twarz znów wróciła. Nie patrzyła przed siebie. Wzrok miała cały czas spuszczony w dół. Ściągała nieistniejący paproch. Kciuk jednak żył własnym życiem. Okrężne ruchy zaczęły się stopniowo nasilać, przechodząc ze słabych do coraz mocniejszych i mocniejszych. Alice jedynie pokręciła głową z niedowierzaniem. Ręce zacisnęła mocniej na bluzce, nawet nieco ją skręcając w dłoniach. Zassała dolną wargę, by jak najmocniej powstrzymać sapanie. Ściągnęła jeden policzek, a jej dolne partie znów zadrżały…

— Przeciągły strunę jak cholera… mhmm… o matko… Strasznie muszę się powstrzymywać, by czegoś nie powiedzieć…

Dłonie podwinęły bluzkę jeszcze bardziej, znów ukazując idealny płaski brzuch i wciągnięty mały pępuszek…

— Maria… wiesz… mało czasu itd…! — rzuciła na jednym wdechu.

Maria zatrzymała kciuk, ale już po chwili wróciła do roboty. Zacmokała, kiwając palcem. Materiał wchodził do środka mokrego krocza.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 41.72