E-book
29.4
drukowana A5
55.38
Pocałunek na wybiegu

Bezpłatny fragment - Pocałunek na wybiegu

Objętość:
155 str.
ISBN:
978-83-8324-055-8
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 55.38

Rozdział 1

Była noc, a w zasadzie to północ. Krzyś smacznie chrapał. Tak, kupiliśmy jedno większe mieszkanie, a dwa — moje stare i Krzysia zwyczajnie sprzedaliśmy. Wystarczyło nam na wyremontowanie naszego nowego warszawskiego nieba na ziemi. To nowe mieszkanko znajdowało się bliżej centrum stolicy. Miałam ja i Krzyś bliżej do naszej pracy. Poza tym w naszym nowym domu było o wiele, wiele bardziej przestronniej. Nasz mały apartament liczył cztery większe pokoje, większą niż tę którą miałam łazienkę, kuchnię oraz dodatkowo salon albo jadalnie — kto zwał tak zwał. W każdym razie chodzi o miejsce, w którym można by było spędzać wspólnie czas. Mała Malinka miała przede wszystkim swój pokój, w którym od rana do nocy się bawiła. Malinka była najsłodszym i najgrzeczniejszym równocześnie dzieckiem pod słońcem! Była — moim i Krzysia największym oczkiem w głowie. Chcieliśmy dla niej jak najlepiej w końcu. Moje dziecko jakoś znośnie przeżyło przeprowadzkę. Wiedziałam dobrze, ze i tak nie będzie z tego nic pamiętała. Że będzie tylko wiedziała z opowieści rodziców o tym, że zmieniliśmy miejsce zamieszkania, gdy ona miała dwa latka. Kot Rudolf mieszkał z nami, a mała Malinka nie wiem czemu uwielbiała łapać go za ogon. Kot zawsze wtedy uciekał a ona miała przednią zabawę. Malinka nie chodziła jeszcze do żłobka. Postanowiłam, że będę siedzieć w domu do czasu aż ona trochę nie podrośnie. Chciałam dla niej razem z Krzysiem jak najlepiej. Latem niemalże codziennie odwiedzałyśmy park i plac zabaw. Oczywiście jeśli pogoda na to pozwalała i nie było upałów, deszczów, chłodnego wiatru czy burzy. Malinka kochała chlustać się na huśtawce. Czasem robiłam jej zdjęcia i wsadzałam do naszego wspólnego, rodzinnego albumu. Była bardzo fotogeniczna. Kupowałam dla niej słodkie ciuszki głównie przez internet z dostawą prosto do domu przez kuriera. Miała tyle ciuchów, które niemalże do pełna zapełniły przestronną szafę, a raczej szafkę mojego dziecka. Na jednych ubraniach widniały księżniczki, na innych różne postacie z bajek. Co jak co, ale nie oszczędzałam na ubrankach, mimo, że wiedziałam, że moje dziecko szybko z nich wyrośnie. Po prostu było mnie stać na taką inwestycję. Siedziałam na łóżku, bo przyśnił mi się koszmar z Sebastianem w roli głównej. Że mi się odwdzięcza. Za to, że tak naprawdę to ja wsadziłam go do paki. Ale nie ważne. To był tylko sen. Ile razy coś mi się śni okropnego, kompletnie tym się nie przejmuje i nigdy to się nie sprawdza w rzeczywistości. Ten sen był jednak bardzo intensywny. Przeraziłam się. Zajrzałam przez leciutko uchylone drzwi mojej Malinki, która ostatnio smacznie spała, nie budziła się w nocy, odkąd skończyła dwa latka, nie marudziła, nie chciała jeść, ani się bawić w nocy. W domu nocami zaczynało być ciszej, a moi sąsiedzi za ścianą zaobserwowałam, że podobnie jak ja chodzili wyspani i uśmiechali się do mnie, mówiąc mi za każdym razem dzień dobry. Pewnie oni też budzili się, kiedy moja mała wrzeszczała w niebogłosy nocami. A było dużo takich nocy, nawet teraz tego wszystkiego już nie zliczę. W każdym razie teraz jest już wszystko okej. Ja i Krzyś wysypiamy się podobnie jak Malinka. A to chyba najważniejsze, bo dobry sen to przecież podstawa i bez tego człowiek by w ogóle nie funkcjonował. W końcu weszłam do kuchni, która pomalowana była na oliwkowo zielony odcień i była urządzona w modnym stylu. Meble były jasno-brązowe, no może ktoś by powiedział, że miodowe. Jak zwał tak zwał. Wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy. Nalałam napój w kartonie do wysokiego kubka w misie. Prawdopodobnie kupiłam ten kubeczek z myślą o tym, że za parę lat, może nawet za rok spodoba się mojemu dziecka. Był i jest taki słodki, że nie mogłam się oprzeć kupienia go. Nie kosztował zbyt wiele, ale to najmniej istotne. Po prostu wypiłam swoją porcję soku z myślą, że kwaśnawy napój trochę mi pomoże. Niestety mimo tego, że ugasiłam swoje pragnienie ni mogłam zasnąć. Pomyślałam, że odpalę internet w laptopie i poszukam, które bajki mogłabym kupić w internetowej księgarni dla Malinki. Hmmm… co my tutaj mamy? Syrenka? Kopciuszek? A może bajka o brzydkim kaczątku? A jeszcze lepiej Śnieżka. No dobra, wybrałam bajkę dla przedziału wiekowego mojego dziecka o jakichś misiach i księżniczkach. Do tego w środku można malować, kolorować kredkami co moja mała uwielbiała robić. Co z tego, że rysunki nie były idealne. Chodziło w końcu o to, żeby można było wykorzystać potencjał twórczy dziecka. Oczywiście sobie trochę żartuję. Malinka uwielbiała jak czyta się jej bajki. Nie wiem czy ma to po mnie czy po tatusiu, ale nie zasnęła bez tego. Trzeba było dzień w dzień, po kąpaniu wieczór w wieczór czytać bajki. Mamy w naszym domu ich tyle, że zapełniają cały jeden regał w pokoju mojego kochanego dziecka. Cóż, czasem czytam jej jedną bajkę kilka razy. Ciekawe na kogo wyrośnie? Na pewno będzie mądra i nie pójdzie w moje ślady. Nie chciałabym tego. Chciałabym, żeby miała wspaniałe życie. I żeby poszła w taką drogę, która jej będzie najbardziej odpowiadała. Nie chcę, żeby śledziła przestępców ani tym bardziej bawiła się w jakiegoś detektywa. Będę ją od tego chroniła. Zwyczajnie, jak matka kochająca swoją córkę najmocniej na świecie. Usiadłam na wygodnym, mięciutkim krześle a’la fotel i zaświeciłam niewielką lampkę z ogromnym, białym abażurem w kuchni. Postanowiłam, że wezmę do ręki gazetę, żeby zapomnieć na chwilę o tym koszmarze, który nie dawał mi tak naprawdę spokoju cały czas. Na gazecie była jakaś modelka. Nie znałam jej ani kompletnie nie kojarzyłam, mimo, że w swojej karierze dziennikarskiej poznałam wiele ludzi, w tym multum modelek. Okładka przedstawiała szczuplutką, wychudzoną wręcz blondynkę o długich do łokci cienkich włosach bez grzywki w białej letniej sukience w zielone liście. Przekartkowałam kilka stron, kiedy nagle wzdrygnęłam.

— Nie śpisz, kochanie? -Krzyś wszedł do kuchni tak cichutko, że w ogóle go nie zauważyłam. Dopiero przestraszył mnie jego głos. Niczym duch wetknął się do kuchni, kiedy ja przeglądałam jedną z lubianych i chętniej czytanych gazet modowych — babskich czasopism przeze mnie.

— Jakoś tak nie mogę zasnąć

— Niech zgadnę, miałaś koszmar

— W zasadzie to.. tak

— Nie przejmuj się. To głupstwo. Rozumiem, że ktoś cię zastraszał w tym śnie?

— Skąd wiesz?

— Nie wiem, zgaduję

— Tak, w zasadzie to… mam koszmary z Sebastianem. Najpierw jego zastraszanie tej dziewczyny, modelki, która popełniła samobójstwo, potem moje a teraz.. teraz te sny

— Sebastian cię zastraszał? Nie mówiłaś mi nic o tym — I w tym momencie ugryzłam się w język. Nie miałam nikomu mówić o tym, co się stało, o tych mailach z Dominiką Lorenz. O tym, że była bliską kuzynką Sebastiana i szykowała zepsuć mi wesele

— Przepraszam, przejęzyczyłam się

— Na pewno?

— Tak. Jest późno. Mogło mi się pomylić

— Jutro od rana muszę być na nogach, zamierzasz tak spędzić całą noc?

— Nie mogę zasnąć

— Chcesz zapalić fajkę na balkonie?

— Nie — Wzdrygnęłam — Jest za zimno, mimo, że to lato

— No dobrze, w takim razie zostawiam cię z gazetą. Muzę być jutro wypoczęty

Krzyś poszedł do naszej sypialni, gdzie stało na środku pokoju wielkie łóżko z materacem i stelażem i ciekawą, eukaliptusową, aksamitną, pikowaną tapicerką. Część mieszkania po jego zakupie była urządzona, część trzeba było remontować, kupować meble, dodatki. Mimo wszystko jakoś wyrobiliśmy się w niecałe pół roku z wyposażeniem naszego mieszkania. No nic. Kiedy byłam na 143 stronie zachciało mi się dopiero prawdziwie spać. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina 3. Dopiłam sok, a potem cichutko, nie budząc nikogo — Krzysia, ani tym bardziej mojego dziecka — Malinki, ruszyłam w kierunku sypialni, gasząc w kuchni światło. Przez rolety i firanki było widać okrągły księżyc. Była pełnia. Może dlatego nie mogłam zasnąć. No nic. Ułożyłam się wygodnie do łóżka, przykryłam jednym kocem, bo w pomieszczeniu było naprawdę ciepło jak na początek sierpnia i jakoś zasnęłam. Obudziłam się dopiero nad ranem. Krzysia już przy mnie nie było, a mała zaczęła coś marudzić przez zamknięte drzwi słyszałam ją. Dochodziła godzina 7. Pomyślałam, że wstanę, zrobię sobie i małej śniadanie, przebiorę ją z piżamki w jedną ze słodkich sukienek, zmienię pieluszkę i wykonam z nią drobną toaletę — umyję buźkę, ząbki, rączki do śniadania i poczeszę małe rude, pomału kręcące się włoski, które wyraźnie odziedziczyła po mnie.

— Mama jeść — Odezwała się Malinka, kiedy przebierałam ją z piżamki w granatową, sztruksową sukienkę z myszką miki z przodu.

— Kochanie, zaraz zjesz, ale musisz się najpierw ubrać, dobrze? Umyjemy buzię, poczeszemy włoski i moje kochanie zje przepyszne śniadanko. Na co masz ochotę? Hmmm? Kanapeczka dla Malinki z kakao? Może być? — Dziewczynka zaklaskała w malutkie rączki — chyba zje śniadanie z chęcią. Z resztą, moje dziecko lubiło wszystko, co przyrządzałam. No, prawie wszystko. Malinka, w porównaniu do innych dzieci nie była niejadkiem, ale na odwrót — jadła prawie wszystko z wielkim smakiem i ochotą. Cieszyłam się, że nie marudzi przy śniadaniu, obiedzie, czy kolacji, a je wszystko no prawie wszystko z wielką chęcią. Przy najmniej rytuał jedzenia nie trwał w nieskończoność. Malinka zjadała każdy posiłek w góra 10 minut. Oczywiście jeszcze ją karmiłam plastikową, kolorową łyżeczką.

Zwykle po śniadaniu moje dziecko lubiło oglądać bajki. Tak, bajki Malinka uwielbiała i mogła oglądać je w nieskończoność. Włączałam jej telewizor na specjalny kanał dla małych dzieci. Leciały tam na okrągło bajki — jedna za drugą. W między czasie mogłam zrobić pranie, posprzątać, umyć, poodkurzać, podlać kwiatki, włączyć zmywarkę, czy z kawą zasiąść przed swoim laptopem w poszukiwaniu artykułów, które mogłyby mi się przydać do domu i które mogłabym zamówić online, przez internet. Prawie w ogóle nie wychodziłam sama z domu. Czasem przychodziła sąsiadka ze swoim maluchem, żebym popilnowała je, kiedy ona załatwi coś na mieście i na odwrót — ja zostawiałam małą, kiedy bardzo potrzebowałam wybrać się na większe zakupy. Malinka lubiła bawić się z małą Juleczką — córką naszych sąsiadów, którzy mieszkali po sąsiedzku, w mieszkaniu na tym samym piętrze, tuż obok nas. I tak jakoś zlatywał dzień. Malinka miała mnóstwo lalek i innych zabawek, na przykład klocki czy duże puzzle do układania. Była już po okresie, w którym wszystko brała do buzi i jadła. Puzzle więc mogła spokojnie układać je, kiedy ja odpoczywałam przy popołudniowej kawie po wykonaniu wszystkich domowych obowiązków. Czasem wpadał Camillo, który robił mi zakupy. Krzyś wracał bardzo późno do domu i nie myślał już o zakupach. Pracował jako trener na siłowni również w soboty, więc tym bardziej ciężko było mu znaleźć czas na zakup pampersów, czy innych akcesoriów dla małej. Z resztą, pomału przykładałam się do tego, by korzystała z małego nocniczka. No nic. Na wszystko przyjdzie jeszcze w końcu czas. Julka i Malinka bardzo dobrze się ze sobą dogadywały i były w podobnym wieku. Był sierpień, a dokładnie jego początek. Często wychodziłam z małą z wózkiem do pobliskiego parku. Nie nudziłyśmy się. Starałam się sprawić, by miała dobre dzieciństwo, mimo, że nie mieszka na wsi. W mieście też można się dobrze w końcu bawić. Plac zabaw w końcu czynny jest całą dobę codziennie. Park podobnie. Można wybrać się o każdej porze na spacer.

Rozdział 2

Kiedy mała nieco podrosła, postanowiłam, że zacznę ją zabierać do takich miejsc, jak kino. Chciałam w końcu, by miała wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa i by go nie spędziła w domu. Ja byłam coraz bliżej przed 40-tką i nie chciałam całego czasu spędzać podobnie jak Malinka w domu. Jak każda matka Polka potrzebowałam od czasu do czasu jakiejś rozrywki. Wybrałyśmy się pewnego dnia do kina na jedną z bajek, którą wybrała w zasadzie Malina. W przedsionku kina złapała mnie za ramię jedna bardzo atrakcyjna dziewczyna, którą skądś kojarzyłam, ale nie miałam pojęcia skąd.

— Cześć — Zaczęła pierwsza, przyglądając mi się, by najprawdopodobniej upewniając się, że ja to na pewno ja

— Yyy… my się skądś znamy? — Zaczęłam, trzymając moją Malinkę za rękę, by czasem nie uciekła mi gdzieś i bym jej później nie musiała szukać nie wiadomo gdzie po całym kinie

— Nie kojarzysz mnie? — Uśmiechnęła się a właściwie to beztrosko zaśmiała obca mi przy najmniej tak mi się wydawało postać ubrana bardzo elegancko, wodząca wzrokiem prawdopodobnie za swoim chłopakiem, z którym do kina przyszła. Wysoka dziewczynka o brązowych, rozpuszczonych, długich włosach bez grzywki w ołówkowej jogurtowej spódnicy do kolan i obcisłej czarnej bluzce spojrzała na mnie z zabawnym, figlarnym wręcz uśmiechem. Wyglądała na jedno — modelkę. Przez ostatnich kilka lat poznałam tak wiele osób z tej branży, że mogłam jej nie pamiętać

— Nie? — Wiedziałam tylko, że była to modelka, nic poza tym. Przy najmniej tak mi się wydawało

— Poznałyśmy się któregoś dnia, jak przyszłam do „Świata gwiazd” do waszej redakcji i rozpoznałam Maca Nilsona, tego… tego przestępcę. Potem zadzwoniłyśmy na policję, nie pamiętasz?

— Ach, Kasia? Dobrze cię kojarzę?

— Tak, tak, a ty Ola, prawda? — Uśmiechnęła się do mnie

— Tak, w rzeczy samej

— Widzę, że masz dziecko ze sobą, to twoja córka?

— Tak, Malinka ma na imię i ma prawie 3 latka

— Naprawdę zazdroszczę ci, że masz dziecko. Jak ten czas szybko zleciał, dopiero myślałaś o karierze, o dziennikarstwie, a teraz pewnie siedzisz z małą na macierzyńskim

— Powiedzmy, że tak — Zrobiłam zagadkową minę

— No dobra, dam ci mój telefon. Pomożesz mi w czymś? Tylko koniecznie puść strzałkę, albo napisz chociaż smsa do mnie, żebym znała twój numer, dobrze?

— O co chodzi?

— Po prostu, pomożesz mi. To nie rozmowa na teraz, w kinie, przy dziecku i przy innych, obcych osobach. Wiesz, sama rozumiesz. Zależy mi na dyskrecji — Dziewczyna wyjęła z torebki swoją wizytówkę, na której pisało mgr adwokat Katarzyna Sobkowicz

— Hmmm.. to twoja wizytówka? Pracujesz w sądzie?

— Właściwie to tak. Długo by opowiadać, co słychać u mnie. Wybrałam się na studia. Po tej tragedii jakoś odechciało mi się pracy w zawodzie. Przekwalifikowałam się można by powiedzieć. Ale pogadamy przy kawie, ok?

— Jasne. Jak tylko będę miała z kim zostawić Malinkę

— To może przyjadę do ciebie? Gdzie mieszkasz?

— Niedaleko, właściwie to w centrum Warszawy

— Świetnie. Więc przyjadę do ciebie w któryś dzień

— Jasne, zapraszam

— Wyślij mi w smsie swój adres domu

— Oczywiście

— Muszę już iść. Wybacz mi

— Moje dziecko też już się trochę niecierpliwi

— Kupić coś… wam? To znaczy Malince? Czegoś potrzebujecie?

— Hmm.. możesz kupić lalkę. Ona uwielbia się bawić lalkami

— Jasne, jak sobie nie zapomnę. Kupię lalkę małej, tak

— To.. do zobaczenia? — Do Kasi podszedł jej chłopak. Złapali się za ręce, a ona na odchodne powiedziała

— Szykuj się, że odwiedzę cię w przyszłym tygodniu, ok? W tym mam trochę pracy

— Jasne, przyjeżdżaj kiedy chcesz. Często jestem w domu

— No, to jeszcze się zgadamy odnośnie terminu spotkania

— Jasne

Modelka szybko wyszła z kina, widocznie gdzieś się spieszyła. A ja złapałam mocniej za rękę małą i opuściłyśmy podobnie jak Kaśka kino.

— Mamo, kim była ta pani? — Zapytało się mnie dziecko, kiedy wracałyśmy z kina taksówką

— Nie ważne, to taka znajoma

— Przyjedzie do nas? I kupi mi lalkę?

— Najprawdopodobniej tak, kochanie

— Ale fajnie! — Malinka klasnęła w ręce i widziałam po niej, że myśli sobie o tej lali, którą obiecała kupić jej moja znajoma modelka, Kasia. Z ust dziewczynki nie znikał uśmiech do końca kilkunastominutowej podróży. Wiedziałam doskonale, jak moja córeczka uwielbia nowe zabawki, a jak nie lubi, wręcz nie znosi tych, które ma od kilku tygodni, może miesięcy. Finalnie, musi się bawić tym co ma, gdyż nie jestem matką, która za bardzo rozpieszcza swoje dziecko i kupuje mu co chwila nowe modele lalek z nowymi ubrankami i akcesoriami dla niej. Nie, że nie stać mnie na takie inwestycje. Ale nie chce zwyczajnie zbyt mocno rozpieszczać swojej córeczki, która i tak ma mnóstwo ubranek, i tak ma mnóstwo już lal, cały stos misiów, cały regał bajek a do tego masę kolorowanek, które są w połowie skończone. Starałam się mojej Malince dobrze, właściwie organizować czas. To znaczy, chciałam, żeby w ciągu dnia nie tylko czas spędzała przed telewizorem na kanale dla małych dzieci, ale też żeby się trochę rozwijała. Do żłobka miałam ją posłać za miesiąc, od września. Możliwe, że będzie to trudna rozłąka. Możliwe, że Malinka będzie bardzo płakać, kiedy poślę ją do szkoły. Ale trudno. Czas najwyższy, żebym w końcu wróciła do swojej pracy, do Top Telewizji. I tak przedłużyłam sobie urlop macierzyński o kolejne dwa lata. No nic. Tak miało widocznie być, że kiedy moje dziecko skończy trzy latka poślę je do żłobka. Co prawda moje dziecko przez pewien okres czasu było u swoich dziadków razem ze mną, na wsi, pod Karpatami, bo musiałam od tego wszystkiego trochę odpocząć, to oboje z Krzysiem zdecydowaliśmy zgodnie, że takie wiek, jak skończone w marcu trzy latka naszej Malinki to odpowiedni czas do tego, by w końcu zapisać ją do przedszkola dla maluchów. I wybraliśmy z Krzysiem — moim mężem i ojcem naszego dziecka jedną z najlepszych szkół, która oferuje zajęcia dla tak małych dzieciaków. Bałam się, że możemy trafić na okrutne panie przedszkolanki, na niedobre jedzenie, na przemoc ze strony dziewczyn, które prowadzą żłobek w stronę małych, niewinnych dzieci czy coś jeszcze innego. W końcu dużo słyszy się o tym, jak panie przedszkolanki — opiekunki znęcają się nad małymi dziećmi w tego typu placówkach i do tego, żeby dowieść prawdy trzeba na dany żłobek nasłać telewizję. Albo jakiegoś kuratora, jednym słowem kogoś, kto sprawdzi, czy w danej palcówce żyje się dzieciakom dobrze, a może na odwrót — opiekunki katują małe maluszki, które nie wiedzą jeszcze nic z życia. I nie wiedzą co jest dobre a co złe. Zanim powiedzą w domu rodzicom co jest grane zleci mnóstwo czasu. Z resztą nie ważne. Chciałam, by moja Malinka poszła do dobrej szkoły. Dlatego też wybrałam miejsce może trochę drogie w Warszawie, ale na pewno cieszące się dobrymi opiniami i wspaniałymi rekomendacjami. Zanim jednak moje dziecko wybrało się do żłobka i zanim nadszedł wrzesień, jeszcze w sierpniu odwiedziła mnie modelka Kasia. Wiele osób mnie odwiedzało w tym czasie — przyjeżdżała Angelika, przyjeżdżał Camillo z wielką paczką prezentów dla małej. Czuliśmy się trochę jak jedna wielka rodzina tak naprawdę, a mój kolega z pracy rodowity Francuz, Camillo Cabana nie mógł doczekać się aż wrócę w końcu od września do pracy w Top telewizji i kiedy w końcu Magda zwolni Alę — dziewczynę, a właściwie to praktykantkę, która przez te już pełne 3 lata zastępowała mnie. Pewnego dnia, kiedy Camillo przyjechał pod mój blok, na ulicę Stokrotki 7, w ręce trzymając wielką pakę pampersów i jakieś drobne zabawki razem z kolejną bajką dla mojej małej, kiedy była jeszcze trochę mniejsza, dokładnie obgadał Alę.

— Ta dziewczyna… ta Ala…. To kompletna pomyłka

— Serio? Pewnie nie za ciekawie ci się z nią pracuje

— Kiedy przyjdziesz Olu w końcu do pracy? Wszyscy tak bardzo za tobą tęsknimy

— Prawdopodobnie wtedy, gdy mała skończy 3 latka. Nie chcę posyłać dziecka wcześniej, niech ma swoje dzieciństwo

— Słyszałem, że byłaś chwilę na wsi. To najlepsze dla dziecka, żeby w takim wieku miało kontakt z naturą, naprawdę cieszę się z tego. Wiem też, że Krzyś kręcił nosem, by dziecko nie jechało do twoich rodziców, ale ten wypad na kilka miesięcy na pewno zrobił dziecku dobrze

— Nie raz nie dwa będę jechać do moich rodziców jeszcze. Całe wakacje, jak nie będziemy gdzieś jechać wiesz, na wycieczkę cos pozwiedzać, to spędzimy razem czas u moich rodziców na wsi. Są tam dziewczyny, pannice w sumie już bliźniaczki, z którymi na pewno Malinka będzie się bawiła. Dziecko będzie miało chociaż na wakacjach przednią zabawę. Wiesz, wtedy, kiedy pojechałam na wieś, nie powiedziałam nic Krzysiowi, wzięłam dziecko do pociągu i uciekłam z Warszawy do moich rodziców na wieś. Krzyś dzwonił, odebrałam i opowiedziałam mu o tym wszystkim. Jeszcze nigdy tak się z nim nie pokłóciłam tamtego dnia. Ale w końcu z czasem zrozumiał, że moje to znaczy nasze dziecko najbardziej tego potrzebuje. Zrozumiał, że nie tylko Malinka, ale i ja odetchnę sobie trochę, przy obowiązkach związanych z małą pomoże mi mama, a ja będę się miała do kogo odezwać

— To jeszcze raz powtarzam, najlepsza decyzja, jaką mogłaś podjąć. Nie wyobrażam sobie, żebyś przez te trzy lata siedziała zamknięta w czterech ścianach w Warszawie, a jedyną rozrywką było dla ciebie wybranie się na spacer z małą na wózku, i tak tylko na wakacjach, ewentualnie z czerwcu i we wrześniu jeszcze, oczywiście jak byłaby ładna pogoda bo z tym to też różnie bywa

— Dokładnie tak. Krzyś w końcu przyjechał do mnie, to znaczy do Karpat z przeprosinami. I kiedy odjeżdżał, powiedziałam, że zabieram się razem z nim i z Malinką. Nie chciałam dłuższej rozłąki z moim mężem. W końcu się kochamy. Nie chciałam też, żeby mała nie miała taty. Chciałam żeby troszkę zakosztowała wsi. Może nie będzie nic z tego pamiętać, ale swojskie jedzenie i przede wszystkim czyste, rześkie powietrze na pewno wyjdą jej na dobre. Mi tak samo. Więc wilk był syty i owca cała, jak to się mówi. Nie raz nie dwa pojedziemy jeszcze na wieś do moich rodziców, ale pewnie już nie na długo, tylko góra na dwa miesiące

— To też dobrze dla dziecka — no i macie też nowe mieszkanie. Przestronnie tu i tak nowocześnie — Rozglądnął się Camillo po całej kuchni, w której go ugościłam przy stole.

— Musieliśmy zainwestować w końcu w coś większego. Nie wyobrażałam sobie, żeby tkwić dalej w takiej klitce, jeszcze do tego z Malinką, sam dobrze wiesz, jakie miałam małe mieszkanko. Podobnie Krzyś. Nie chcieliśmy też jeździć z jednego mieszkania do drugiego. Sprzedaż dwóch naszych mieszkań razem z kupnem większego, nowego była wręcz oczywistą decyzją. Tak musiało być i koniec. Tak jest po pierwsze wygodniej, po drugie mała ma obydwoje rodziców razem, po trzecie ma gdzie spać a może przyjdzie czas i na więcej dzieci

— Serio, planujecie powiększyć rodzinkę?

— Na razie takich planów jeszcze nie mamy, ale chciałabym mieć więcej dzieci. Zbliżam się do 40-tki — Wyszeptałam prawie, że ostatnie zdanie ze zgrozą w oku

— Wiem, Ola, ale nie przejmuj się tym. Jakoś znam kilka matek, które urodziły dzieci w twoim wieku — Poklepał mnie po lewym ramieniu Camillo

— Dzięki. To naprawdę ostatni czas na to, by mieć dziecko

— Malinka ci nie wystarcza?

— To nie tak, ale chciałabym mieć w sumie trójkę małych ślicznych dziewczynek

— I poszłabyś na kolejne macierzyńskie? Magda chyba wylałaby cię z pracy

— Wiem, dlatego na razie nic nie planuję. Chcę jeszcze popracować trochę z tobą w roli dziennikarki. Poza tym będzie jak ma być. Obojętnie, czy będę miała jeszcze dzieci, czy nie, na pewno będę chciała kontynuować swoją karierę, a nie zamknąć już na amen z dziećmi i je wychowywać do starości

— Dzieci tez rosną, ale Magda byłaby wkurzona, gdybyś przez następną dekadę korzystała z wolnego z pracy

— Niech się wkurza

— Wiesz, bardzo liczymy na to, że szybko wrócisz. Byłaś naprawdę dobra

— Wiem, dlatego też nie mogę się doczekać, kiedy znowu zawitam mury Top telewizji

Kiedy tak rozmawialiśmy przy popołudniowej kawce, nagle z salonu, wyskoczyła Malinka. Camillo ocknął się jakby i złapał za ogromną reklamówkę z prezentami dla mojego dziecka

— Coś mam dla ciebie, Malinko

— Co? — Wyskoczyło nagle ni stąd ni zowąd moje dziecko

— Aaaa… proszę bardzo — To dla ciebie

— Kolejna lalka? — Zmrużyłam oczy

— W końcu sama mówiłaś, że twoje dziecko lubi się bawić lalkami

— Wiem, ale ma już ich cały komplet

— To nic, trudno. Będzie miało ich jeszcze więcej w takim razie

— Podoba ci się, Malinko nowa lalka?

— Tak — Dziewczynka pokiwała głową, złapała za lalkę i poleciała do swojego pokoju się nią bawić

— Widać, że się jej spodobała

— Wiem

— No, już chyba czas na mnie

— I tak nie odwiedzają mnie za często goście

— Czas na mnie, bo razem z Alą kręcimy taki mały program. Jak wrócisz do pracy to wskoczysz na jej miejsce

— Naprawdę, nie mogę się już doczekać, kiedy wrócę do was

— A my nie możemy doczekać się ciebie, Olu

— Zostało jakieś pół miesiąca do mojego powrotu do pracy. Ten czas, te niespełna trzy lata zleciały jak jeden dzień

— Wiem, Olu. Ale brakuje cię nam bardzo

Camillo pożegnał się ze mną we Francuskim stylu, pocałunkiem w policzek. Zdałam sobie sprawę, że do powrotu do pracy zostało tylko kilka tygodni. Zdałam sobie sprawę, że rano, Krzyś będzie zawoził mnie do pracy, dziecko do żłobka, a z powrotem będzie robił dodatkowy kurs pod Top telewizję oraz żłobek na Grochowej 12. Zdałam sobie też sprawę, że moje dziecko zostanie pod opieką jakichś pań przedszkolanek, którym nie wiedziałam, czy ufać czy też nie. Nie ważne. Zobaczymy, czy moje dziecko będzie szczęśliwe i czy będzie chciało przychodzić do przedszkola. Jeśli nie, zmienimy najwyżej placówkę. Tak się robi, szczególnie kiedy dziecko na myśl o swoim żłobku płacze. Wtedy daje znak, że coś jest nie tak i że należałoby przeprowadzić rozmowę jak nie z dzieckiem, to z rodzicami innych dzieci, a jak nie to z dyrektorem placówki i opiekunkami. A na koniec, gdy sprawa się nie zmienia zwyczajnie wypisać dziecko stamtąd.


Jeszcze zobaczymy jak to będzie. Na pewno chciałabym, żeby moje dziecko było szczęśliwe, dobrze spędzało czas w przedszkolu, jednocześnie na nauce w formie zabawy, z drugiej na samej zabawie, która także powinna być częścią zajęć. Przy najmniej tak mówiła kierowniczka żłobka, albo dyrektorka. Jak zwał tak zwał. Żłobek, który nosił nazwę „Szczęśliwe Jagódki” miał w swoim programie zajęć od września do czerwca naukę języków obcych przez zabawę, czytanie dzieciom bajek, dwa posiłki — śniadanie i obiad, ale też drobny poczęstunek, który miał być między pierwszym posiłkiem dnia a kolejnym, w południe. Jeśli pogoda pozwoli, to wyjście do pobliskiego placu zabaw, zajęcia taneczne, w tym balet dla dziewczynek, a zajęcia sportowe dla chłopców. Do tego w ciągu dnia, po obiedzie miało być dwugodzinne leżakowanie. Opprócz tego co jakiś czas odbywały się wyjścia do kina, czy teatru na filmy i przedstawienia przeznaczone głównie dla maluchów. Tak, przedszkole oferowało cały szereg zabawek, którymi małe dzieciaczki mogły się bawić. Przedszkole miało dobrą renomę i cieszyło się dobrymi opiniami wśród matek w internecie. Mimo, że kosztowało trochę nas razem z Krzysiem miesięcznie, to i tak było nas stać, by posłać tam nasze dziecko. Mieliśmy tylko nadzieję, że się jakoś zaaklimatyzuje. Nasza Malinka dość dobrze dogadywała się z innymi dzieciakami. A je nie mogłam doczekać się tak naprawdę powrotu do robienia dziennikarskiej kariery. Nie interesowało mnie już bawienie się w detektywa. Miałam dziecko, więc chciałam je dodatkowo jakoś chronić. Przez te trzy latka wspólnego życia z Malinką, wiem, że jest dla nas — dla mnie i Krzysia największym na świecie skarbem.

Rozdział 3

Nadszedł wreszcie dzień, w którym spotkałam się z modelką, a raczej byłą modelką Kaśką, która przekwalifikowała się na panią adwokat, czy w każdym razie pracowała w sąsiedzie i zarabiała grube tysiące każdego miesiąca. Jak ten czas leci — myślałam sobie, kiedy przypomniałam sobie naszą rozmowę w kinie. Dopiero co pracowałam dla „Świata gwiazd”, a już od tamtego dnia minęło jakieś 5 lat. I mam dzisiaj prawie 40-tkę na karku. No nic. Do domu zadzwoniła pewnego dnia szczuplutka dziewczyna, ubrana w letnią, kolorową sukienkę w kwiaty i klapki. Na głowie miała założoną modną opaskę. Przyniosła ze sobą jakąś granatową teczkę. Byłam bardzo ciekawa o co chodzi. Dlaczego chciała się ze mną spotkać? Co takiego chce wyciągnąć ode mnie? Czy mam zostać świadkiem jakiejś rozprawy i nie daj Boże stawić się do sądu? Szczerze mówiąc unikałam jak ognia takich miejsc. Chciałam już nigdy więcej nie wdawać się w żadne kryminalne zagadki. Obojętnie, o co by tak naprawdę i przede wszystkim o kogo chodziło. Po prostu liczyłam, że podczas spotkania Kaśka będzie chciała zwyczajnie będzie chciała coś ode mnie wyciągnąć, a co dowiemy się podczas spotkania.

— Cześć — Powitała mnie, stojąc przed drzwiami i robiąc na mnie piorunujące wrażenie niczym aniołek z Victoria Secret chodząca po wybiegu.

— Wchodź śmiało — Otwarłam drzwi na oścież. Kiedy dziewczyna weszła do holu, zapytała się, czy ma zdjąć buty. Odparłam, że absolutnie, niech się nie wygłupia. W końcu doszło do naszej rozmowy i w końcu dowiedziałam się, o co chodzi.

— Słuchaj, tak bardzo cieszę się, że udało się nam spotkać i udało się nam spotkać także w kinie

— Słucham, o co chodzi?

— Chodzi mi o jedną sprawę. Obecnie jestem prawniczką. Tak jak ci już mówiłam. Moją klientką jest niejaka Sofia Tour. To zagraniczne nazwisko. Ale też zagraniczna, sławna modelka. Po prostu chodzi o to, żebyś rozwiązała kolejną zagadkę, Olu — Dziewczyna zwróciła się do mnie, patrząc mi prosto w oczy z takim spojrzeniem, jakby bardzo zależało jej na tym, bym to ja znowu pobawiła się w detektywa. Bym to ja znowu dowiodła, kto jest czemuś winy, mimo, że nie miałam jeszcze zielonego pojęcia o co dokładnie chodzi. Wiedziałam jedno. Znowu trzeba będzie przeprowadzać jakieś śledztwo. Z jednej strony czułam, że to taka praca to moja misja życia. Tylko dlaczego nie wybrałam się na studia policyjne, albo kryminalistykę, albo do szkoły detektywistycznej? Może studia dziennikarskie przydały mi się bardziej niż wszystkie inne kierunki, do mojej małej misji, którą od czasów, kiedy zaczęłam pracować w Świecie gwiazd, w gazecie plotkarskiej miałam dokonać? Nie ważne. Najważniejsze to było to, by tym razem dać z siebie, jak za każdym razem wszystko i pomóc Kasi, a dokładniej niejakiej Sofii Tour. Byłam bardzo ciekawa, co dalej powie modelka Kasia. O co chodzi i co dokładnie musiałabym zrobić, żeby pomóc kolejnej już modelce? A jeśli tym razem znowu namieszam? Jeśli coś się złego stanie podczas mojego całego małego śledztwa? Nie ważne. Najważniejsze to pomóc w tej chwili Sofii. Dalej, Kaśka, właścicielka brązowych, długich włosów kontynuowała rozmowę, kiedy z pytającym wzrokiem milczałam, czekając na więcej informacji.

— Chodzi o to, że moja klientka od jakiegoś czasu czuje, że ktoś ją śledzi

— Była w coś zamieszana?

— Prawdopodobnie nie

— Prawdopodobnie? Od tak, bez przyczyny nagle ktoś ją śledzi?

— No dobra. Może była zamieszana

— W co? — Bingo — Pomyślałam sobie nie wiedząc dalej w czym mam pomóc Kaśce oraz jej klientce pannie Tour

— No dobra. W aferę seksualną. Ale chodzi o to — Przyciszonym głosem mówiła — Że w tą samą aferę zamieszana była Emily West — Kaśka spoglądała na salon, w którym moje kochane dziecko spokojnie oglądało bajki, nie wychodząc, nie odmykając zamkniętych drzwi

— Jeśli na mnie liczysz, mam dziecko, sama rozumiesz. Nie chcę mieszać się do czyichś spraw. Niech Sofia powie policji, że ktoś ją śledzi. Albo wynajmie sobie detektywa, albo ochroniarza nie wiem. Jest wiele możliwości. Dlaczego akurat ja mam znowu kogoś śledzić? Dowodzić, kto jest czemuś winny? Chcę się odłączyć od kryminalnego wizerunku

— Ale wiem też, droga Olu, że nikt nie pomoże mi tak jak ty. Proszę. Dzwoniłam do ciebie kilka razy, ale cały czas odzywała się sekretarka. Zmieniłaś numer telefonu. Zmieniłaś też adres mieszkania. To, że spotkałam cię nie dawno w kinie było jakimś cudem

— Nie rozumiem jednego. O co oskarżona jest Sofia, że stała się twoją klientką? Albo o co kogoś oskarżyła? Bo trochę się w tym wszystkim już pogubiłam

— O co? Proste. Razem z kilkunastoma modelkami chce zarzucić niejakiemu Robinsonowi Monte, że molestował je. A wiem skąd inąd, że w podobną sprawę zamieszany był Konrad Kulesza. Proszę, zrób to dla mnie. Znamy się i w ogóle — Uśmiechnęła się w moim kierunku Kaśka. Proszę, to dla mnie ważne

— No dobrze, ale co miałabym dokładnie zrobić?

— Po prostu zbadaj tą sprawę z tą cała aferą seksualną. Wierzę w ciebie, że sobie poradzisz

— Ale.. jak mam to zrobić?

— Nie ważne jak, ważne żebyś udowodniła jakoś, że Robinson Monte zamieszany jest w całą tą aferę. Żebyś pomogła mi dowieść, że grono kilkunastu modelek ma rację i żeby pan Robinson Monte został właściwie ukarany za swoje niecne czyny. Ta afera jest może i stara, ale nadal całkowicie na czasie. Proszę, cię, pomóż mi. To znaczy nam. To znaczy całej tej aferze.

— No dobra. Spróbuję, ale nie obiecuję, że cokolwiek zrobię w tej sprawie. Mam małe dziecko. Chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo małej. Poza tym od dawna już, od ponad trzech lat nie byłam zaangażowana w nic takiego. Nie wiem, czy zdziałam coś. Ale spróbuję.

— Wierzę w ciebie, Olu jak w nikogo innego

— Jeszcze raz, cziego nie obiecuję

— Jasne

— Daj mi namiary do tej Sofiii Tour. Dziewczyna mówi po angielsku?

— Nie, po hiszpańsku, ale nie martw się, dobrze zna polski

— No to chwała Bogu. W końcu angielski nie bardzo mi jakoś idzie. Sama rozumiesz, uczyłams ię go dopiero na studiach

— Jasne. Spokojnie dogadacie się jakoś

— No dobra — Wzięłam głęboki oddech, potem drugi — Zobaczymy, co będę mogła zrobić dla tej dziewczyny

— Proszę, to jej namiary — Kaśka wręczyła mi małą karteczkę z imieniem, nazwiskiem oraz numerem do tej modelki. Na pewno z nią sobie długo pogadam. Zobaczymy, czy w ogóle uda mi się zrobić cokolwiek dla niej. Na pewno nie chciałam mówić o tym wszystkim Krzyśkowi. Na pewno też nie chciałam go w to mieszać. Po prostu on nie będzie o niczym wiedział. Tak chcę. Rozkaże mi jeszcze, żebym się w to nie pchała. A ja bardzo chciałam innym pomóc. I czułam taką potrzebę. No nic. Zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie. Kaśka wyszła w mieszkania, a moje dziecko zaczęło płakać.

— Co jest, Malinko?

— Nic, miałam koszmar

— A co ci się śniło kochanie?

— Że ktoś cię porywa, mamo

— Słońce, ccssi…. To nie prawda. Nic się złego nie stanie mi, tobie i tacie. Pamiętaj o tym — Przytuliłam moje dziecko do siebie, otarłam jej łzy ręką, które spływały po jej policzkach i pocałowałam w policzek — To nie prawda, uspokój się skarbie, no już. Wszystko ok?

— Tak, już teraz tak. Idę się pobawić lalkami. To jak, od września idę do szkoły?

— No, nie będziesz się tam za dużo uczyć, tylko bawić. Poznasz inne koleżanki, wreszcie będziesz się miała z kim bawić, z kim rozmawiać. Nie cieszysz się?

— Nie wiem. A ty mamo idziesz do pracy?

— Tak kochanie od września zaczynam pracę

— A gdzie?

— W takiej telewizji

— Będę cię mogła oglądać?

— Zobaczymy słoneczko, wszystko zobaczymy. Na razie uspokój mi się

— Jest już wszystko w porządku

— No to cieszę się słońce moje kochane — Jeszcze raz pocałowałam moją śliczną, rudowłosą piękność w policzek. Mała już nie płakała i wyraźnie się uspokoiła. Pobiegła do swojego pokoju, kiedy ja włączyłam laptopa. Chciałam w końcu zobaczyć, czy może w Internecie coś jest napisane o tej całej sprawie. Zarówno o Robinsonie Monte, jak i o modelce Sofii Tour. Bingo po raz drugi — Uśmiechnęłam się pod nosem do siebie. Mamy jak na talerzu artykuł, w którym niejaka Sofia Tour oskarża Robinsona Monte o… znęcanie się psychiczne? Ale nad czym? Zaraz zaraz.. a kim jest właściwie Robinson Monte? Och, proszę bardzo. Projektant mody przed 50-tką. Kliknęłam na jeden artykuł, opisujący jego sylwetkę, a dokładniej odkopałam nim wywiad,

— Jak pan lubi spędzać wolny czas? — Zadał pytanie dziennikarz niejaki Martin P.. Swoją drogą, imię Martin nie jest typowym polskim imieniem. Ciekawe skąd dziennikarz pochodził? Może był pół Polakiem, pół.. Hiszpanem? Bingo po raz trzeci dla mnie. Znowu kłania się Hiszpania. Czy to aby nie zrządzenie losu? Że dziennikarz, który przeprowadzał wywiad z niejakim projektantem Robinsonem Monte jest podobnie jak modelka, której mam pomóc z tego samego kraju? Ale jaki to wszystko miałoby mieć związek? Nie ważne. Najważniejsze to to, że pisze cokolwiek o tym typku w internecie. Ziewnęłam sobie, dopiłam resztę kawy, którą zrobiłam razem z Kaśką i zjadłam jedno ostatnie ciastko, które leżało na talerzyku. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam zagłębiać się w cały wywiad. Zatarłam ręce i założyłam okulary, które leżały na stoliku kuchennym obok wypitej, pustej fioletowej filiżaneczki, pustej drugiej filiżaneczki po modelce Kaśce, pustego talerzyka z ciastkami i pokrowca.

— Mam ogromną przyjemność rozmawiać z projektantem Robinsonem Monte.

— To ja dziękuję za zaproszenie mnie na wywiad do waszego internetowego portalu o modzie. Bardzo jest mi miło gościć w waszym studiu. Bardzo chętnie odpowiem na wszystkie wasze pytania

— W takim razie zaczynamy. Ubierał pan wiele gwiazd, jest pan jednym z bardziej znanych projektantów modowych na całym świecie — Hmm.. bardziej znanych? I ja go nie znałam? Ja? Modowa, plotkarska dziennikarka gwiazd, która przeprowadziła wywiady z wieloma różnymi postaciami z tego środowiska, przez blisko tydzień obracała się w takim środowisku, podczas zamiany rolami z niejaką Lucy Jey, a dalej brała udział w wielu różnych eventach i przeprowadzała wywiady z wieloma różnymi ludźmi z różnego, również z modowego środowiska? Pisała o wielu modelkach i znanych projektantach mody, dla gazety Świat gwiazd? I nie znałam niejakiego Robinsona Monte? Serio? Ani jego imię i nazwisko, albo ksywka nie obiło mi się nigdy o uszy? Doprawdy? Niestety nie. Nie ważne z resztą. W takim razie będę miała wspaniałą okazję go poznać. Może nie osobiście, ale zbadać całą sprawę, dowiedzieć się o nim jak najwięcej ploteczek — może i nawet skontaktować się z kimś, kto wiedziałby o tym projektancie znacznie, znacznie więcej. Ale z kim miałabym się spotkać do jasnej cholery? Nie ważne. Osobiście tony myśli przemykało mi przez głowę, a ja chciałam się trochę uspokoić. Chyba za bardzo chcę zaangażować się w tę sprawę. Ja po prostu chce znowu komuś pomóc. I jestem jak zwykle pozytywnie nastawiona i myślę, że wszystko się uda. A co jeśli nie? Trudno. Najwyżej Kaśka będzie zawiedziona. Najwyżej powiem jej, że bardzo się starałam, ale nie udało mi się dotrzeć do pana Monte na tyle, żebym mogła cokolwiek, jakkolwiek i komukolwiek pomóc. Szczególnie niejakiej Sofii Tour i kilkunastu modelkom, które były zamieszane w aferę seksualną. I teraz walczą o swoje prawa. I teraz przed sądem stają w obronie siebie. I były pewnie idąc tym tropem molestowane. I do tego za wielkie pieniądze. I sprawa nieco wyciekła, kiedy pan Kulesza przed paroma ładnymi laty zlecił niejakiemu Macowi N. zabójstwo jednej z nich, kiedy sprawa ta wyjdzie na jaw. I nie mam pojęcia gdzie teraz jest ani pan Kulesza ani Mac. Czy siedzą dalej za kratkami, czy może już dawno z więzienia wyszli po wpłaceniu olbrzymiej kaucji. Nie ważne. Ważne, że ta cała sprawa z aferą seksualną jest trochę grubsza. A kiedy moja Malinka pójdzie do żłobka, będę miała więcej czasu na to, by zająć się całą tą sprawą. No to co. Do dzieła w takim razie!

Zmrużyłam oczy i kontynuowałam dalej czytanie wywiadu.

— Skąd czerpie pan pomysły na nowe kreacje? A tak w ogóle jaki jest fenomen Robinsona Monte? — Dziennikarz zadał pierwsze pytanie, a ja przewróciłam wzrokiem na cały wywiad przewijając go na dół strony. Ziewnęłam jeszcze raz. Chyba się dzisiaj nie wyspałam — Pomyślałam, kiedy w końcu przystąpiłam do czytania wywiadu nie rozpraszając się

— Nie mogę odpowiedzieć Panu jednoznacznie na to pytanie. Po prostu bardzo ciężko, jak każdy projektant pracowałem na swój sukces. Wiem tyle, że od zawsze chciałem związać swoją przyszłość z modą. Uczęszczałem do liceum krawieckiego, by dalej wybrać się na studia na Akademii Sztuk Pięknych, by tam szkolić się na kierunku kreowanie wizerunku razem z projektowaniem mody. Cóż, warsztatu krojenia i szycia materiału nauczyłem się jeszcze w szkole średniej. Bardzo cieszę się tak czy tak, że trafiłem od razu do szkoły, a w zasadzie to kilku szkół, które związane są właśnie z modą. Miałem taki plan, jeszcze od małego żeby swoje życie związać z projektowaniem. Między czasie również skończyłem po studiach studium zarządzania na kierunku moda. Wszystkie te zdobyte umiejętności pozwoliły mi założyć własną markę, która dziś jest jedną z bardziej znanych marek na całym świecie. Projektują owszem, także i dla gwiazd. Moje kreacje założyły Luccia Luksemburska, czy Nadia Stroke — jedne z zagranicznych aktorek na czerwonym dywanie. Poza tym wiele innych popularnych gwiazd nosiło moje ubrania. Nie będę wymieniał ich wszystkich nazwisk oraz imion. Po prostu cieszę się i jest mi ogromnie miło, że Robinson Monte jest obecnie rozchwytywaną marką.

— No dobrze. Powiedz mi, czy Robinson Monte ma chwilę wolnego i co robi kiedy nie pracuje?

— Staram się pracować cały dzień. Mam tak naprawdę bardzo mało wolnego. Zwykle w wolne weekendy odbywają się pokazy mody. W tygodniu pracuję od 8 do 20 nad projektami. Wiesz, po pracy zwykle udaję się na kort tenisowy i nocami ćwiczę grę w tenisa. Uwielbiam to. Może nie jestem w tym sporcie najlepszy, ale uwielbiam to. Potrafię godzinami uprawiać ten sport. Przynosi mi tyle satysfakcji, co projektowanie. Oprócz codziennych treningów od tak dla rozrywki, lubię wtopić się w ciekawą lekturę. Uwielbiam czytać Morfeusza, czy Sokoła. Poza tym nie mam na nic innego czasu. Czasem rankiem biegam, jak oczywiście pogoda na to pozwala. Mimo wieku lubię sport. A nawet nie lubię, a go uwielbiam! Kocham aktywnie odpoczywać. Dlatego też mam wysportowaną, umięśnioną sylwetkę. Co z tego, że mam siwiznę i na karku 50-tkę. Po prostu sport jest moją drugą miłością po projektowaniu.

— Czy Robinson Monte ma jakieś grzechy z przeszłości, których wstydzi się dzisiaj?

— Hmm, a to dobre pytanie. Owszem, Robinson Monte ma grzechy, ale jak każdy, wiesz co mam na myśli. Za dzieciaka robiło się wiele głupstw, a nawet nie za dzieciaka, ale w młodości i to także tej późnej. Nie będę się o tym rozgadywał. Ale zwyczajnie mam coś na sumieniu. I tyle w tym temacie — Podjechałam pokrętłem myszki na górę strony, w poszukiwaniu daty dodania wywiadu na ten portal o modzie. Wywiad najprawdopodobniej odbył się trzy lata temu, w sierpniu. Hmm… jeszcze wtedy nikt nie domyślał się jakie grzeszki może mieć niejaki pan Monte. Nie ważne. Trzeba dokończyć czytać ten cholerny wywiad — Pomyślałam sobie. Kolejne pytanie nie ukrywam, że trochę mnie zaskoczyło. Przestałam już ziewać. Cały wywiad zaczynał mnie powoli bardzo intrygować. Ciekawa byłam, czy przeczytam i jednocześnie dowiem się o czymś, co przydałoby się podczas rozprawy Kaśki z niejaką Sofią Tour i kilkunastoma modelkami? Które dzielnie walczą w obronie swoich praw? W obronie siebie i swojej godności? Prawdopodobnie czas najwyższy rozbić największą szajkę w mieście, która zajmowała się gwałtami na niewinnych dziewczynach — modelkach, które miały siedzieć cicho i w milczeniu do starości nic nikomu nie pisnąć o tym co działo się za kulisami ich sławy i jednocześnie za kulisami modelingu. No dobrze. Wzięłam na barki tą sprawę. Obiecałam Kaśce, że wszystkim się zajmę. Owszem, to będzie trochę trudne, ale mam pewne znajomości i pewien pomysł, jak mogę dotrzeć do niejakiego projektanta Robinsona Monte. Odłożyłam na chwilę wywiad. Do kuchni, w której z pomocą laptopa dowiadywałam się czegoś, a właściwie to czegokolwiek o panu Monte, przybiegła Malinka.

— Mamusiu, chce mi się pić — Spragniona 3-letnia córeczka usiadła samodzielnie na wysokim, ale też większym, szerszym brązowym krześle, wygramoliła się na niego i oczekiwała na orzeźwiający napój, który ja miałam jej przygotować.

— Na co masz kochanie ochotę? Sok pomarańczowy, jabłkowy, a może malinowy?

— Pomarańczowy — Dziewczynka wpatrywała się we mnie, jak nalewałam do wysokiej szklaneczki kwaskowaty sok. Kiedy podałam jej napój, ładnie podziękowała, wypiła wszystko do końca prawie jednym duszkiem, trzymając w dwóch małych rączkach wielką jak na nią szklankę z sokiem. Malinka była tak słodka, że zawsze na jej widok myślałam sobie, że na pewno w przyszłości nie będzie miała pod górkę. Była naprawdę ładnym dzieckiem. Kto wie, na kogo wyrośnie? Może zostanie artystką? Albo naukowcem? Albo podróżniczką? Albo lekarzem? Mniejsza o to. Najważniejsze to chciałam, żeby Malina była szczęśliwa. Żeby robiła to, co najbardziej kocha. Ma obecnie 3 latka i trudno jeszcze wyłapać, co ją interesuje. Bo tak naprawdę interesuje się wszystkim. Lubi jak się jej czyta bajki, godzinami bawiłaby się lalkami, godzinami też oglądałaby bajki w telewizji. Lubi też bawić się z innymi dziećmi. Kiedy kiedyś podpytałam się ją, co bardziej woli — wieś, czy miasto, odpowiedziała, że nie pamięta za bardzo czasu, w którym była jakiś czas temu na wsi. Ale bardzo podoba jej się miasto i jeśli miałaby wybierać obecnie na tę chwilę między miastem a wsią, wybrałaby oczywiście miasto. A więc Krzyś mógł mieć rację. Nie ważne. Tak czy siak miało być. Nie wytrzymałabym dłużej już parę lat temu, może rok siedzieć w tej klitce, w tym małym swoim dawnym mieszkanku nie odzywając się do nikogo tygodniami. Tak widocznie miało być i tyle, że wzięłam małą na wieś na kilka może kilkanaście miesięcy. Nie ważne. Dziecko przy najmniej przez ten czas pooddychało świeżym powietrzem. Zjadło coś swojskiego, a nie tą chemię ze sklepów spożywczych. Co dziennie latem wychodziło ze mną na małe spacery. A bliźniaczki mieszkające nie daleko od domku moich rodziców miały się przy najmniej z kim bawić chociaż przez ten czas, w którym zamieszkałam na wsi u swoich rodziców. Moje dziecko też przez chwilę mogło poznać swoich dziadków i mimo, że mówi, że nie za wiele pamięta z tamtego okresu, to na pewno chociaż urywkami będzie pamiętało swoich dziadków. No cóż. Dłużej tak nie mogło być, żebym siedziała na urlopie, a moje dziecko dorastało i zaczęło chodzić do szkoły. Trochę tez tęskniłam za Top telewizją. I dlatego między innymi zdecydowałam się, by wrócić do miasta, do Warszawy. Szybko wymieniliśmy mieszkanie na bardziej przestronne, kiedy moje dziecko zaczęło już chodzić, a wszystkie zabawki, ubranka i pampersy nie mogły się u mnie pomieścić — zamiana mieszkania była wręcz konieczna, była przymusem. Moje dziecko, kiedy napiło się soku, ładnie mi podziękowało za przygotowanie jej napoju. Wstała, a raczej wygramoliła się z krzesła i pobiegła z powrotem się bawić. Nie chciało mi się już czytać na temat Robinsona Monte. Ale wiedziałam jedno. Trzeba zbadać tę sprawę. I mam odpowiednich znajomych, którzy by mi w tym pomogli.

Rozdział 4

W jednej i tej samej chwili, myśląc o tym, kto mógłby by mi pomóc, pomyślałam sobie o Magdzie. Nie Magdzie sekretarce Top telewizji, ale Magdzie, sekretarce Świata gwiazd, gazety, która po całej tej aferze z Maciem Nilsonem i panem Kuleszą oraz zabójstwem jednej z dziewczyn, a konkretniej modelki, a dokładniej Emily West, niestety została wycofana ze sprzedaży i już nikt więcej do niej nic nie pisał. Na nieszczęście zmieniłam sobie nie tylko numer telefonu, ale sprawiłam sobie nową komórkę. Stara się zwyczajnie zepsuła i nie dało się jej już nijak włączyć. Miałam w niej zapisanych mnóstwo numerów, mnóstwo kontaktów, które dzisiaj na pewno by mi się przydały. No trudno. Zawsze zostaje jeszcze portal społecznościowy, w którym miałam dodaną w znajomych Magdę. Ucieszyłam się, kiedy przypomniałam sobie o tym. Szybko weszłam na laptop, który leżał sobie koło mnie na stole w kuchni, logując się na portal, w którym mogłabym porozmawiać z Magdą i umówić się z nią na spotkanie przy kawie w którejś z klimatycznych restauracji na obrzeżach miasta. Wchodząc na portal zatarłam ręce. Prawdopodobnie, przy najmniej tak czułam, że dziewczyna mi pomoże. Weszłam na jej profil, żeby wysłać do niej wiadomość. Po kliknięciu w jej imię i nazwisko zobaczyłam też aktualne jej zdjęcie. O rany, ale się zmieniła? — Pomyślałam w jednej chwili. Przefarbowała włosy na blond, a do tego trochę przytyła. Czy to na pewno ona? — Zastawiałam się, kiedy imię i nazwisko na portalu się zgadzało. Swoją drogą, ciekawe, co u niej słychać? Postanowiłam przejrzeć więcej jej zdjęć. Otwarłam całą galerię. O rany! Ma dziecko! A nawet dwójkę ślicznych urwisów! Ale numer! Kiedy ostatnio się rozstałyśmy Magda była w ciąży z pierwszym maluchem. Jak ten czas szybko zleciał od Świata gwiazd, od czasu, kiedy zlikwidowano naszą gazetę, od momentu, gdy już więcej razy się nie spotkaliśmy z całą naszą ekipą. No nic. Jej dzieci trochę już wyrosły. Miałam nadzieję, że uda mi się z nią spotkać. Chociaż na chwilkę, na dosłownie kilka minut. Postanowiłam, że napiszę do niej. Klikając w okienko „wyślij wiadomość”, bez zbędnego zastanawiania się wysłałam jej wiadomość.

— Hej, nie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz. Tu Ola, właściwie już nie Garden, ale moje stare nazwisko to właśnie Garden. Pracowałyśmy razem kilka ładnych parę lat temu w Świecie gwiazd, gazecie, która została zlikwidowana, z powodu przeszłości kryminalnej głównych redaktorów naczelnych. Mam nadzieję, że to ty. Trochę się zmieniłaś. Bardzo chciałabym się z tobą jakoś spotkać. Jeśli dysponujesz wolnym czasem zapraszam na kawę początkiem września do jakiejś knajpki w centrum Warszawy. Mam dziecko i od września posyłam go do żłobka, więc będziemy mieć chwilę na pogaduchy. — Po jeszcze jednym przeczytaniu mojej wiadomości i sprawdzeniu pisowni i gramatyki, kliknęłam na przycisk „wyślij”. Tak naprawdę zbliżał się wrzesień wielkimi krokami. Pomyślałam, że to będzie idealny moment, by podpytać Magdę tym razem o pana Robinsona Monte. Ku mojemu wielkiemu, ogromnemu zaskoczeniu, była sekretarka w Świecie gwiazd, odpisała mi niemalże natychmiast!

— Cześć, Olu. No jasne, że ciebie pamiętam. Oczywiście możemy się spotkać. Dysponuję wolnym czasem. Moje dzieci trochę już wyrosły, chodzą do normalnej szkoły, a ja pracuję w banku, więc po mojej pracy myślę, że znajdziemy czas na to, by się jakoś spotkać. Co u ciebie słychać Olu, wzięłaś ślub? Kim jest ten przystojniak?

— Wszystko opowiem ci na spotkaniu. Pasuje ci pierwszy czwartek września? Godzina 15:00, pod Ogrodami na Puławskiego w niewielkiej knajpce z olbrzymim tarasem?

— Oczywiście, Olu. W takim razie jesteśmy umówione. Do zobaczenia

Zamknęłam komputer. Moja mała mówiła, że trochę jest głodna. Ja tak naprawdę podobnie zrobiłam się głodna. Postanowiłam, że zrobimy dzisiaj razem naleśniki. Zawołałam moją Malinkę i razem wykonywałyśmy ciasto na placki. Mała miała przy tym przednią zabawę. Ja ją trochę nadzorowałam, trochę jej pomagałam w tym. Malinka wsypywała mąkę do wysokiego, plastikowego naczynia, ja wbiłam dwa jajka, dolałam gazowanej wody, a na koniec moje dziecko wymieszało wszystkie składniki razem ze sobą drewnianą łyżką. Ja zajęłam się smażeniem naleśników na patelni. Dla małego dziecka byłoby to trochę ryzykowne. Mogłoby się niechcący coś jeszcze stać. Wlałam odrobinę, dosłownie kroplę oleju i chochelką nałożyłam pierwszą porcję ciasta na rozgrzaną patelnię. Malinka siedziała grzecznie przy kuchennym, dębowym stole na jednym z krzeseł, na które udało jej się wygramolić. Kiedy placki były gotowe, lekko zarumienione z dwóch stron, zapytałam się mojego dziecka, z czym ma ochotę zjeść naleśniki. Dziewczynka powiedziała, że chciałaby zjeść je z czekoladą. Sięgnęłam więc po nutellę do lodówki. Kiedy Malinka trochę podrosła, co jakiś czas zapełniałam swoją lodówkę. W porównaniu do dawnego stylu życia, kiedy lodówka bywała pusta, tym razem chciałam, by Malinka zawsze miała co jeść. I by jadła to, na co ma akuratnie ochotę. W lodówce znalazły się jogurty typu serek homogenizowany, które to uwielbiała jeść na deser, różne warzywa, coś do chleba, mleko na kakao, czy parówki razem z ketchupem. Starałam się jej dietę bardzo urozmaicać, ale też nie pozwalałam jej na wszystko. Jeśli chodzi o słodycze, mogła zjeść tylko dziennie porcję cukierków, kilka ciasteczek, albo garść żelków. Zależało mi bardzo na tym, by mała nie futrowała w siebie już od małego ogromnej ilości niezdrowego, chemicznego jedzenia. Kiedy jadła naleśniki, ja zrobiłam sobie dodatkowo kawę rozpuszczalną. W całej kuchni zapachniało aromatem parzonej kofeiny. Zjadłam w sumie dwa naleśniki, moja córeczka wsunęła tylko jednego. Nie stałam też przy moim dziecku i nie dokarmiałam jej. Chciałam, by jadła zwyczajnie to i tyle na ile ma ochotę. Kiedy moje dziecko pomaszerowało do sypialni oglądać kolejną bajkę, postanowiłam, że dokończę czytać wywiad o Robinsonie Monte. Cieszyłam, się, że jestem umówiona z Magdą. Jeśli oczywiście Magda będzie znała Robinsona Monte będziemy jak to się mówi w domu. Otworzyłam delikatnie laptopa. Weszłam na ten sam wywiad dziennikarza z projektantem mody, którego nie skończyłam jeszcze czytać. Przewróciłam oczami. Na czym to ja stanęłam? Ach wiem. Grzechy z przeszłości, no jasne. Postanowiłam czytać kolejne pytanie dalej.

— Czym marka Robinson Monte wyróżnia się spośród innych projektantów mody?

— Marka Robinson Monte przede wszystkim chce sprawić, by kobieta czuła się absolutnie dowartościowana. Ubierałem miliony gwiazd. Za każdym razem moje stroje spotykały się z dobrymi recenzjami. Zależy mi na tym, by kobieta czuła się kobieco. Może i moje stroje są trochę odważne, ale o to właśnie chodzi, żeby kobieta eksponowała wszystko, co ma do wyeksponowania. Poza tym bardzo długo budowałem swoją markę. To nie jest tak, że z dnia na dzień stajesz się rozchwytywany, a znane postacie chcą się ubierać u ciebie. Do takiego sukcesu, jaki ja osiągnąłem dochodzi się wręcz latami. Mi to zajęło szczerze mówiąc 10 lat. Chcę, żeby każda dama, która zakłada moje kreacje była ubrana jednocześnie seksownie, jednocześnie czuła się komfortowo, by czuła się pewniej. Moje klientki zazwyczaj mówią, że bardzo dobrze czują się w moich sukienkach. Moja praca ma więc pewną misję. Sprawiam, że kobiety z brzydkich kaczątek stają się istnymi łabędziami. Z kopciuszka zamieniają się w księżniczki.

— No właśnie, kobiety. Ile kobiet miał Robinson Monte?

— Oj, dużo. Ale nie będę o szczegółach tutaj mówił i opowiadał. Po prostu… po prostu poznałem wiele dziewczyn w swojej pracy, szczególnie kiedy zostałem projektantem mody i kiedy budowałem swoją markę. Z niektórymi tworzyłem bliższe relacje, z innymi zamieniłem tylko kilka zdań. Moimi kobietami życia były Jessica Hollins, albo Roberta de Lilly. Tak, z tymi dwoma kobietami łączyła mnie najlepsza więź. Mogę śmiało powiedzieć, że te dwie znane wszystkim postacie — Jessica jest sławną aktorką, z kolei Roberta jest sławną modelką, sprawiły, że kiedy byliśmy razem, nie widziałem świata poza nimi. Z Jessicą byliśmy małżeństwem przez ponad 5 lat, z kolei z panną de Lilly tylko zaręczyłem się. To były dwie wspaniałe kobiety, dlatego ich teraz tutaj wymieniam. Niestety coś nas poróżniło i zerwaliśmy ze sobą, wziąłem rozwód i do dnia dzisiejszego nie mamy ze sobą najlepszych kontaktów. — Hmm.. Jessica Hollins i Roberta de Lilly? Nie ma problemu! Dotrzemy także do nich! Zaklaskałam dwa razy w dłonie. Jesteśmy można powiedzieć, że w domu. Jeśli uda mi się spotkać z tymi dwoma byłymi pana Monte to one na pewno będą wiedziały najwięcej i zdadzą mi całą relację z grzechów projektanta na gorąco. Uśmiechnęłam się do siebie. Kasiu — chyba wygrasz tę sprawę. — Pomyślałam sobie. Pomyślałam również, by sprawdzić namiary do tych dwóch kobiet i oczywiście umówić się z nimi na spotkanie. Jeśli nie na spotkanie w cztery oczy to chociaż online? Tak, tak i jeszcze raz tak. Dziewczyny pięknie wyśpiewają mi, jaki był pan Monte. A jeśli powiem, że jestem dziennikarką i robię wywiad o nim tym bardziej otworzą mi drzwi do swojego domu. W przenośni i w rzeczywistości.

— Cześć. Jestem dziennikarką i chciałabym przeprowadzić z tobą wywiad. Masz czas, żeby się spotkać w Warszawie? Możemy, jeśli nie dasz rady to umówić się online, przez komunikator internetowy. Będzie mi bardzo miło, jeśli odpowiesz na kilka moich pytań. — Dwie, te same wiadomości wysłałam do Jessici i Roberty i czekałam na odpowiedź z ich strony. Po kilku minutach, od razu odpisała mi pierwsza, aktorka Jessica

— Cześć, W tym tygodniu odwiedzam Warszawę. Masz szczęście. Mogę umówić się z tobą na spotkanie w ten poniedziałek. Godzina 18:00, restauracja Klub Disco. Pasuje?

— Oczywiście. Dziękuję za szybką odpowiedź

Druga dziewczyna odpisała jeszcze tego samego dnia wieczorem. Podobnie jak Jessica, Roberta zgodziła się i podała czas i miejsce, w którym ma trochę wolnego dla mnie — dziennikarki, by opowiedzieć coś o panu Monte. Oczywiście każde z dwóch spotkań są trochę podchwytliwe. Oprócz tego, że popytam o nie same, zapytam się także szczegółowo o relacje z projektantem Robinsonem każdej z nich. W końcu były blisko z designerem, który zamieszany został jak się okazuje w aferę seksualną, prawdopodobnie jedną z większych takich afer jaka mogła tylko być. Prawdopodobnie także, przy najmniej tak sobie myślałam, że pan Monte bardzo podobnie jak pan Konrad Kulesza znęcał się nad dziewczynami, dając im potworną kasę za to, żeby milczały. Ciekawa byłam z jakiego powodu modelka i aktorka rozstały się z panem Monte. No nic. Na pewno wszystko mi ładnie wyśpiewają jak tylko się z nimi spotkam. Będę miała mocną podstawę do tego, by zatrzymano w końcu projektanta za jego niecne czyny i możliwe by rozbito tę całą szajkę.

Rozdział 5

Nastał w końcu wrzesień. Posłałam swoje dziecko do przedszkola czy żłobka, jak zwał tak zwał. Wróciłam także do Top telewizji. Sekretarka Magda w końcu powitała mnie. Mówiła, że bardzo przez te trzy ładne lata brakowało mnie bardzo. Że Ala, która zastępowała mnie była tak cicha jak myszka i bardzo się stresowała wywiadami, że każdy z nich wychodził bardzo kiepsko. I powiedziała też, że nikogo tak kompetentnego jeszcze nie zatrudniła przez ten czas, przez ten długi okres. Uśmiechnęłam się skromnie. To znaczyło, że w Top telewizji będę zatrudniona miałam nadzieję, że na stałe. Tak jak pomyślałam, tak też było. Kiedy przywitałam się z Camillo trzema pocałunkami w policzek, do naszego gabinetu wparowała Magda z egzemplarzem kartek. Zmrużyłam oczy. Nie wiedziałam o co chodzi.

— Proszę, podpisz to wszystko. Zatrudniam cię droga Olu na stałe. Skończył się w końcu twój staż. Mam nadzieję, że po drodze nie planujesz spłodzić jeszcze piątki dzieci — Obie się zaśmiałyśmy — Byłaby to ogromna strata dla naszej telewizji

— Jasne, to znaczy.. bardzo się cieszę, że w końcu mogę tutaj pracować normalnie, na umowę

— To my dziękujemy, że do nas wróciłaś, Olu

Podpisałam stos kartek. Po tym czynie nie mogłam uwierzyć, w to co powiedziała dalej Magda.

— Słuchajcie oboje — Camillo ty też. Zlecam wam zadanie. Chodzi o pewną aferę seksualną. Pewnie nie słyszeliście o niej — Milczałam, mimo, że dobrze domyślałam się o co chodzi. — Trzeba zrobić reportaż o jednej takiej aferze, niestety głośnej. Pewni bogaci mężczyźni gwałcili modelki za potworne pieniądze, żeby one milczały. Dostajecie materiały i róbcie swoje. Macie na to trochę dłużej niż ostatni, bo aż dwa tygodnie. Wierzę, że coś zdziałacie w tym kierunku. Poza tym jest toczony obecnie proces w sądzie na ten właśnie temat. Chodzi o to, by dotrzeć do odpowiednich osób, popytać i ukazać w telewizji prawdę. Że modelki są niewinne, a mężczyznom, którzy znęcali się nad biednymi modelkami należy się odpowiednia kara. Może się z tego wywiną, bo są potwornie bogaci, ale szczerze mówiąc w to wątpię.

No to jestem w domu. Pomyślałam sobie. Teraz, z kamerą będzie znaczniej prościej dotrzeć do odpowiednich osób. Pomogę Kaśce, prawniczce. Poza tym to będzie kolejna już moja mała misja. Nie mogłam się doczekać, aż pojedziemy z Camillo w teren. Powiedziałam mu o tym, po tym, jak Magda wyszła z naszego gabinetu. Że jedna prawniczka zwróciła się do mnie o pomoc właśnie w tej sprawie. Camillo się szczerze zaśmiał i powiedział, że szykuje się ze mną sporo pracy.

Rozdział 6

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 55.38