E-book
11.76
drukowana A5
27.49
Poblask Świtu

Bezpłatny fragment - Poblask Świtu


Objętość:
108 str.
ISBN:
978-83-8273-572-7
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 27.49

2021

Kolejka

Uczymy się stawać w kolejkach

Już tutaj, na rodzimej ziemi

I łudzimy się w duszy i na głos

Że w przyszłości ten los się odmieni


A w przyszłości, tej bardzo dalekiej

Kiedy dzielić nas będą wieczności

Każdy będzie mógł się przekonać

Że za dużo jest nas, by się gościć


„Bardzo tłoczno jest tutaj, przepraszam”

Przywita nas archanioł Gabriel

Gdy zdziwieni staniemy w kolejce

Zapewnieni, że miejsc nie zabraknie


Aniołowie robią co mogą, ale mało ich

A dusz coraz więcej

I te dusze stają w kolejkach

Nauczone, że tak będzie prędzej


„Czy pan tutaj powinien? Nie sądzę”

I kolejny odesłany z kwitkiem

Przesuwamy się o jedno miejsce


W końcu lepiej w kolejce niż nigdzie

Ci, którzy mają znaczenie

Wielcy poeci i filozofie


Kości dawno rozpadłe pod ziemią

Co wam po tych słowach

Księgach, dziełach życia

Wciąż obracanych w obcych dłoniach

Co wam po pokoleniach krytyków

I wielbicieli

Co wam po waszych pomnikach

Popiersiach, obrazach

Exegi monumentum


Co wam po literach pisanych

Przy światłach świec

W ciemnych izbach, piwnicach

Jaskiniach i pustelniach

Gdzie brak było oddechu człowieka

Tylko śmierć dyszała w kark

Kości oplatając wokół waszych barków

Przytrzymując wytrwały nadgarstek

I senną głowę


Umieraliście w biedzie, samotności

W przepychu i chwale

Ale brak było osoby

Której moglibyście szukać

W upragnionym przez was miejscu

Za zasłoną


Teraz wszyscy pamiętają

Ale wtedy nikt nie pamiętał

Żeby wysłać list

Z zaschniętym płatkiem róży

I plamą atramentu na krawędzi

Żeby przywitać się na ulicy

Wymienić kilka słów o życiu

Przeżywanym bez namysłu

Krótkim i boleśnie kruchym

Pięknym w swej zawiłości

Pozbawionej sensów i przyczyn


Teraz kilku turystów przychodzi

Zrobić zdjęcie nad nagrobkiem

Z waszym imieniem

Pustym słowem

Klaskanie

Bić się w dłonie

Dziwny zwyczaj

Okazywania radości

Kiedy czujemy szczęście

klask klask

Kiedy jesteśmy wdzięczni

klask klask

Kiedy coś nas zaskoczy

klask klask

Z szacunku

klask

A teraz

W pierwotnym odruchu życia

Cieszymy się w ratunku przed lękiem

Że jak ten Ikar wzlecimy pod słońce

I spadniemy równie szybko

klask

Coś wiąże nasze dłonie


W samolocie się nie klaszcze

I tak nikt nie usłyszy

Kwiecień

Ten miesiąc nazwę niepokojem

W imię każdej drżącej minuty

Wszystkich wpół urwanych oddechów

Nocy, w czasie których łasiły się do mnie

Myśli i słowa, myśli i słowa


W imię każdego dnia bez słońca

Długich rozmów z własnym strachem

I krótkich kłótni z lękami

Każdego „Wszystko będzie dobrze”

I „Poradzisz sobie”

Odbitych od twarzy w lustrze

Każdej niepotrzebnej łzy

Każdego szaleńczego zrywu

Powietrza, powietrza


Ten miesiąc nazwę niepokojem

Żebym kolejny mogła

Nazwać inaczej

Pallor mortis

Kiedy podbiegają ratownicy

To ciało jeszcze patrzy

Oczami człowieka

Jeszcze może mówi o strachu

Nieuchronności śmierci


Ratownicy mają w rękach ciało

Które było człowiekiem

I nie wiedzą, czy będzie jeszcze

Człowiek


Ciało jest malowe i ubierane

Czyszczone

Obracane w dłoniach ludzi

Którzy wracają do domu

Bawią się z dziećmi

Taka praca, trzeba pamiętać

Że to tylko przedmiot

Wśród przedmiotów

Trochę tkanek, zbędnego tłuszczu

Trochę zaschłej krwi

I zimnych dłoni

Trochę oczu zamkniętych

Ręką śmierci lub świadka

Trochę włosów i paznokci

Które wcale nie rosną


Już tylko wokół trumny

Mówią, że to człowiek

Bo jeszcze widzą jak unosi się

Klatka piersiowa

Usta rozciągają w uśmiechu

Unoszą i opadają powieki

Jak dłonie chwytają rzeczy

Jak stopy ugniatają ziemię


Łopaty ugniatają ziemię

Jeszcze świeżą ziemię

Leży na niej róża

Jutro zwiędnie

Pożyczka

Zwykły dzień, chyba niedziela

Na ekranie reklama pożyczek

Uśmiechnięta pani coś mówi

Chociaż płacą jej, żeby milczeć


Na zewnątrz również nie lepiej

Bo ledwo za progiem domu

O uwagę skamlą hulajnogi

Nienawykłe nie służyć nikomu


Dalej stoją w rzędzie rowery

Całkiem czyste, może nawet sprawne

Takie same i brak im koszyków

Przystrojonych kwiatami, jak dawniej


Coraz więcej też samochodów

Biały lakier się na nich błyszczy

Namiastka luksusu pod blokiem

Z której mogą skorzystać wszyscy


A nad nimi, w tym właśnie bloku

Kilka mieszkań, a każde z nich puste

Czekają, by ktoś je wynajął

Cóż rzec więcej — czasy są trudne


Można mieszkać w nich i całe życie

I nigdy na swoim nie zasnąć

A po śmierci naszej kolejni

Tę podłogę uznają za własną


Ludzie też, co może okrutne

Są wszyscy do wypożyczenia

I choć krzyczą, że wcale tak nie jest

To ich słowo — czy ono coś zmienia?


Są usługi, jest czas i jest bliskość

I klienta co chwila chcą skusić

Bo inaczej nie będą mieć chleba

Przecież każdy zjeść czasem coś musi


Dziś przed bliźnim klękają królowie

Na kolanach żebrzą, błagają

Wynajmij mnie, wypożycz mnie

Proszę; nic więcej mi nie zostało

Sztuka niezaistniała

Myślała pani kiedyś o tym

żeby napisać książkę?

Zmrużenie oczu

Jakie to zabawne


A pani? O tym

Żeby namalować obraz

Nie byłby on konkursowy

Wisiałby gdzieś

Koło pajęczyny w kącie

Ale by był

Pani, tylko pani


A pan, może pan myślał

O napisaniu wiersza

O tym, jak żurek wykipiał

Dziś popołudniu

A może o tym, żeby słowami

Obdarzyć tamtych bohaterów

Z najmłodszych lat


A ty, pamiętasz?

Chciałaś mieć ogród

W nim setkę róż

Które utarłabyś potem

Na perfumy


Guziki umiałeś doszywać

Zanim cię nauczyli

Doszywałeś je tam

Gdzie nie miały sensu

Ktoś zawsze odpruwał

Aż nici zabrakło


Zabrakło tylko pianina

Zabrakło atramentu

Zabrakło uśmiechu

Zabrakło pieniędzy

Zabrakło czasu

I w końcu pamięci

Zabrakło


Niespełnione idee

Gdzieś w próżni

Czekają

Na swoich twórców

Twój dom

Chciałeś kiedyś zbudować dom

Postawić cztery ściany

I jeszcze kilka

Porysować parkiety

Wybić dziury na okna

Przez które widziałbyś

Swoją ziemię, trawę

Niebo, ptaki i Boga

Za którąś z chmur


Z drzewa w ogrodzie

Wyrzeźbiłbyś rodzinę

Twoją Panią o twarzy Madonny

Piękną córeczkę, małego synka

Z usteczkami przy maminej piersi


I tylko by zabrakło w tym

Ciepłej dłoni i obcego serca

Cudzych snów i marzeń

Drugiego głosu, a nie tylko

Echa tego, który jest


Od twojego oddechu parują szyby

Od ścian odbijają się kroki

I tylko własne myśli w głowie

Wszystko twoje

Ułuda

Wieczorem wybieram się

w poszukiwanie ciepła


Nastawiam wodę, czekam

aż zacznie falować

w rytm serca


Zalewam tę, która pachnie

jak dawno zapomniane perfumy

z delikatną nutką

pieprzu


Kubek biorę oburącz

jest taki kruchy, chwila nieuwagi

i stanie się krzywda

a jak zmarznięte ręce

ogrzewa

rozkosznie


Para łapie twarz

opuszkami palców

muska policzki, brodę

zawija niepokorne pasmo włosów

gorącym oddechem

łaskocze usta


Stawiam herbatę na stole

Oczekując odpowiedzi


A ta — milczy


Cel moich poszukiwań

Pozostaje nieodkryty

2020

Chłopaki nie płaczą

Chłopaki nie płaczą?

To głupstwa

Chłopaki płaczą

Dziewczyny też płaczą

Ale mężczyźni nie płaczą

Ale kobiety nie płaczą


Dorośli nie miewają

Ataków histerii

Nie krzyczą, nie dudnią im serca

Nie trzaskają drzwiami

Nie spływają im po policzkach

łzy wraz z wodą z prysznica

Nie tulą własnych kolan

kiedy potrzebują przytulenia


Dorośli

W chwilach smutku

odwracają się od dzieci

ronią łzy w ciszy

Bo to nie przystoi

Mniejsze zmartwienia

przeżywają wewnątrz siebie

Lub próbują zapomnieć

Przeklinają zranieni

Zasypiają w złości


Dorośli nie płaczą

Gość

niektórzy ludzie

nie dają o sobie zapomnieć


ich twarz pojawia się

kiedy zamkniesz oczy

ich głos szepcze czułe słówka

kiedy przestajesz słuchać

ich imię wystukuje język

kiedy usta milczą

ich zapach wabi serce

kiedy przestajesz czuć


a czasem po prostu

stają w twoich drzwiach

wyzywając ślepe zapomnienie

i z uśmiechem pytają

„tęskniłeś?”

Mimika

Społeczeństwo wystawia na próbę

mięśnie naszych twarzy

Ludzie zbyt nieufni

żeby zawierzyć słowom

Szukają odpowiedzi

w reakcjach fizjonomii


Gdy mówimy o czymś smutnym

Kąciki ust skierowane w dół

oczy zaszklone

Gdy mówimy o czymś wielbionym

Kąciki skierowane do góry

oczy zmrużone

Gdy mówimy o czymś poważnym

Kąciki ust rozluźnione

oczy skupione


Jednocześnie


Ludzie zbyt obojętni

żeby ukochać emocje

Od maleńkości nauczeni

jak je ukrywać

jak zmieniać

jak opanować


Teraz


Kiedy nas boli

zachowujemy obojętność

Kiedy informujemy o tym

uśmiechamy się uprzejmie

A jednak nikt nie uwierzy w ból

kiedy kąciki ust w górze

Moje Słońce

Bohaterem dramatu jest kwiat

Zupełnie zwyczajny

Jak tyle na świecie

Co by tu dużo mówić o kwiecie


A jakby tak…


Bohaterami dramatu

Jest dwoje kochanków

Związała ich woda płynąca w żyłach

Elektrolity, może jakaś chemia


Jest jeden kwiat


Patrzą gdzieś ponad ziemię

Próbują wznieść się do

Zawikłanej idei miłości

Nic nie jest wieczne, co dopiero kwiat


Daremny wysiłek, związanie z ideą

Odwrócenie się przez jedno z nich

Pociąga i drugie, to przecież


Kwiat

Odwrócony od słońca

Ginie

Muszkieterowie

na policzkach rosą osiadają krople wilgoci

pisk hamulców co przysięgę ciszy przekroczy

błysk neonów przebija powietrza ciemne atomy

na twarzy lądują dwa światła z prawej strony


zbliża się do mnie cud ludzkiej techniki, szczyt epoki

drapieżna machina sprawia, że gubię własne kroki

lekko spłaszczonym pyskiem, kilometrami na godzinę

pędzi prosto i już wiem — za nic mnie nie minie


oko w lampę, lampa w oko, światło w światło

serce mi zgubiło rytm, silnik mruczał, dech zaparło

to wyzwanie, czekam tutaj aż przyjedziesz niecierpliwie

tych oków jestem twórcą i słabym ogniwem


dwie istoty, wszechpotężne, ostateczne starcie

jedna zginie, drugie żywe, obie żywe, obie martwe

coraz bliżej, bucha dym z płuc prosto w twarz

słońce zgasło, lampy zgasły, któreś zgaśnie, neon zgasł


i gdy nos się z maską zetknąć miał jakby stworzeniem

ta kąt kreśli, wartkim ruchem opon zabierając ziemię

tam kierowca i dwóch pasażerów, już zaraz przystanek

on musi przysięgać, że krzywda im się nie stanie


i tak właśnie kończy się ta moja dziwna bajka

bo trzech za jednego — nie jest to słuszna stawka

Pończochy

czas: tuż po trzeciej w nocy

miejsce: samotne łóżko w obcym pokoju


pojawia się dymek czatu

Twoje zdjęcie na plaży

pamiętam ja je zrobiłam

podczas miesiąca miodowego

wiadomość bez wyświetlania

„czemu nie śpisz?”

bez kreski nad s


nie śpię

bo przyśnił mi się koniec świata

kilka dni temu

jej ręce na Twoim [moim?] ciele

smukłe ciało czerwone paznokcie

blond pasma szpilki pończochy


pończochy


znalazłam jedną wczoraj

pod siedzeniem w Twoim aucie


nie śpię bo się martwię

że ona musiała wracać do domu

z gołymi nogami

a jest środek zimy


nie masz serca

czemu o nią nie zadbałeś?

Powietrze

i weź głęboki oddech, i ciesz się każdym wdechem

doceniaj to że jesteś takim a nie innym człowiekiem

i że masz dach nad głową i nosisz znane marki

pamiętaj — z takimi warunkami nie przyjmujemy skargi


oddychaj — za gardło nie chwytają ciebie wrogie dłonie

a w deszczu skaczesz po kałużach ale w nich nie toniesz

szanuj płuca i się raduj z każdym kolejnym oddechem

dopiero co wdech; wydech swój oddaj z pośpiechem


masz wszystko czego pragniesz bez szansy do namysłu

więc nie płacz bo ci nie przystoją te chwile kryzysu

nie myśl ani pół sekundy jakby to było umrzeć

przecież są tutaj tacy co się nie nacieszą jutrem


szybko oddychaj i śpij i spotykaj się ze znajomymi

sobie a nadto rodzinie już nie poświęcasz chwili

szybciej wychodź do pracy, do szkoły oraz z domu

do domu! gdzie ty jesteś? z nami cię nie ma znowu


biegnij na wcześniejszy autobus, no zdążysz

szybko się uczysz, ale ja wiem lepiej, a to ty się mądrzysz


martw się mocno całym sobą o bliskie osoby

a tych dalszych dramatami sobie nie zawracaj głowy

przecież nie zbawisz swą myślą całej tej planety

na arkuszu odpowiedzi, nie w głowie niestety


pozostaje ci tych prostych prawd uczyć zbędne dzieci

żeby doceniały każdy oddech i się bały śmierci


co się stało?


płacz jak zawsze — wczesnym przedpołudniem

bo cię wieczorem czekają krzyki i czekają kłótnie

z głowy włosy rwij chcąc wyciągnąć tamte mętne myśli

i przeklinaj że te niewłaściwe znowu tutaj przyszły


a kiedy stoisz w przejściu marz o następnym kroku

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 27.49