E-book
31.5
drukowana A5
56.16
Po drugiej stronie

Bezpłatny fragment - Po drugiej stronie


Objętość:
247 str.
ISBN:
978-83-8384-989-8
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 56.16

Przedmowa

Pisząc tę książkę, nie sądziłem, że będzie to tak osobista podróż — nie tylko dla mnie, ale być może również dla Ciebie, drogi Czytelniku. Kiedy zaczynałem zgłębiać świat duchowości, energii i zjawisk paranormalnych, byłem sceptykiem. Nie wierzyłem w nic poza tym, co mogłem zobaczyć, dotknąć czy zmierzyć. Życie jednak ma sposób na przełamywanie naszych barier i udowadnianie, że rzeczywistość jest znacznie bogatsza, niż potrafimy sobie wyobrazić.

Ta książka nie jest tylko zbiorem faktów, teorii i doświadczeń. Jest zaproszeniem do odkrycia świata, który istnieje poza zasięgiem naszego wzroku, ale który możemy poczuć, jeśli tylko się otworzymy. Opisuję tu swoje przemyślenia, badania, spotkania z duchami i energią, ale przede wszystkim — proces zmiany mojego własnego myślenia.

Mam nadzieję, że znajdziesz tutaj nie tylko odpowiedzi, ale i pytania, które poprowadzą Cię na Twojej drodze.

Podziękowania

Nie ma takiej książki, która mogłaby powstać bez ludzi. Bez ich wsparcia, inspiracji i obecności. Dlatego chciałbym teraz podziękować tym, którzy byli przy mnie na każdym kroku tej drogi.


Ewelino, moja żono, moja towarzyszko w tej niezwykłej podróży.

Dziękuję Ci za Twoją nieustanną obecność i wsparcie — nie tylko w badaniach nad światem duchowym, ale także w każdej chwili naszego życia. Twoje ciepło, mądrość i otwarte serce były dla mnie latarnią, która wskazywała drogę, gdy sam nie widziałem wyjścia z mroku. Dziękuję Ci za to, że wierzysz we mnie nawet wtedy, gdy ja sam w siebie wątpię. Ta książka jest tak samo Twoim dziełem, jak i moim.


Moniko, nauczycielko, przewodniczko i przyjaciółko.

Twoja wiedza i mądrość otworzyły mi drzwi do świata, którego istnienia nawet nie przeczuwałem. Dzięki Tobie nauczyłem się patrzeć na rzeczywistość przez pryzmat energii, intencji i duchowości. Twoja cierpliwość i zdolność do dzielenia się swoją wiedzą były kluczem do mojego rozwoju. Jestem wdzięczny, że mogę być częścią tej podróży i czerpać z Twojego doświadczenia.


Pawle, bez Ciebie to wszystko by się nie zaczęło.

To Ty postawiłeś pierwszy krok, który zapoczątkował całą tę niesamowitą podróż. Twoja determinacja i otwartość na nieznane były iskrą, która rozpaliła ogień w naszych badaniach. Dzięki Tobie zaczęliśmy dostrzegać więcej, rozumieć głębiej i odważniej eksplorować to, co niewidzialne. Twoja odwaga jest dla mnie nieustanną inspiracją.


Dziękuję również wszystkim, którzy współtowrzyli i współtworzą naszą grupę badawczą — Dobrochnie i wszystkim, którzy kształtowali ten proces. Każdy z Was wniósł coś wyjątkowego, co wzbogaciło nasze doświadczenia i otworzyło nowe ścieżki w naszym rozumieniu świata duchowego.


Wreszcie, dziękuję również wszystkim widzom naszego kanału. Bez Waszego kredytu zaufania do ludzi, którzy na scenę wyskoczyli niczym królik z kapelusza iluzjonisty nie byłoby tego wszystkiego. To właśnie Wy dajecie nam siłę i motywację. To Wy tworzycie z nami tą wspaniałą społeczność, która wciąż się rozwija i stale rośnie. Dzięki Waszemu zaangażowaniu udało się nam zajść tak daleko w tak krótkim czasie. Jesteście wielcy.

Dedykacja

Tę książkę dedykuję Tobie, Ewelino — mojej miłości, mojej sile i mojemu najbliższemu przyjacielowi.

Twoja wiara we mnie i Twoje serce są fundamentem wszystkiego, co tworzę.

Niech ta książka będzie świadectwem naszej wspólnej podróży — tej ziemskiej i tej duchowej.

Wstęp

Po śmierci ciało człowieka staje się lżejsze o 21,3 gramy. Czy to oznacza, że coś w strukturze tak skomplikowanego mechanizmu jakim jest ciało ludzkie się zmienia? Nie. Przynajmniej według badań, które przeprowadził doktor Duncan MacDougall. Próbował on bowiem udowodnić, że dusza jako forma naszej świadomości ma znamiona fizyczności. 10 kwietnia 1901 r. rozpoczął się eksperyment z udziałem pierwszego pacjenta. Do łóżka został on przywieziony na wózku, a następnie ostrożnie w nim ułożony. Od tego momentu do śmierci pacjenta minęły 3 godz. i 40 min. W tym czasie MacDougall dokładnie obserwował wskazania wagi.

Środowisko naukowe podważyło teorie MacDougall’a, które przybliże nieco poźniej. Jednak, czy to powód do tego, aby podważać istnienie duszy?

Od zarania dziejów ludzkość tworzy własne wierzenia przypisane do bytów, czy istot wszechmogących. Każda religia traktuje o innych formach pochodzenia duszy oraz tego co się z nią dzieje w świecie duchowym. Ile wyznań, tyle teorii. Jedno jednak jest niezmienne w każdym z wyznań jakie znamy z historii, czy teraźniejszości. Każda religia mówi o tym, że po śmierci czeka nas kolejna podróż.

Czym więc jest dusza? Jest formą istnienia stworzoną na podobieństwo Boga, źródła, wszechświata, stwórcy, nieskończonej energii. W chrześcijańskiej biblii, możemy przeczytać, że jako ludzie jesteśmy dziećmi bożymi. To stwierdzenie nie odnosi się do naszej ludzkiej formy, a właśnie do duszy, która zamieszkuje ludzkie ciało. Jak to więc jest z tą duszą? Istnieje? Jaki to ma związek z badaniami paranormalnymi? Na wstępie chciałbym wyjaśnić po co powstała ta książka i jakie jest jej przeznaczenie. Od kiedy tylko pamiętam, uznawałem się za osobę niewierzącą. Zaprzeczałem istnieniu czegokolwiek. Uważałem, że po śmierci czeka nas ciemność, że to koniec. Każdą formę życia istniejącą na ziemi traktowałem jako cudo natury, wynalazek biologii. Nie dopuszczałem do siebie informacji, że może istnieć coś takiego jak dusza, energia, świat duchowy, raj, duchy, czy cokolwiek innego. Życie często pisze nam różne scenariusze. Moje popchnęło mnie w miejsce, w którym się aktualnie znajduję.

Pewien czas temu zostałem poproszony o nagranie materiału video na nowo powstający kanał na YouTube, który traktował o badaniu zjawisk paranormalnych. Hasło znane na całym świecie — “łowcy duchów”. Poszukiwacze prawdy. Pomimo tysięcy filmów, setek godzin badań nad drugą stroną nikt jeszcze nie udowodnił jej istnienia. Wyobraź sobie z jaką ogromną ścianą musi zderzyć się człowiek nie wierzący, wchodzący w ten skomplikowany, niewyjaśniony i mglisty labirynt. Moment, w którym zaczynasz doświadczać na własnej skórze rzeczy, które są nie z tego świata, których nie potrafisz wyjaśnić logiką i za pomocą nauki, w którą dotychczas tak bardzo wierzyłeś. To największy kubeł lodowatej wody wylanej na głowę jakiego można doświadczyć za życia. Mówią, że jesteśmy sumą naszych doświadczeń. Z perspektywy mogę śmiało stwierdzić, że przede wszystkim jesteśmy sumą naszych myśli, wiary oraz przekonań.

Brak wiary wpływa na nasze życie bardzo negatywnie. Da się to zauważyć, jeśli rozejrzymy się wokoło i nie mówię tutaj o wierze w jakąś konkretną religię. Nie mówię tutaj o ludziach, którzy co niedzielę bywają w kościele powtarzając bez namysłu zapisane i wyuczone frazesy, których znaczenia nawet nie rozumieją. Nie mówię tu o ludziach, którzy nie czytają między wierszami znaczenia słów zawartych w księgach. Zobacz jednak sam, jak wygląda dzisiejszy świat. Z roku na rok możemy odnieść wrażenie, że ludzkość staje się coraz głupsza, próżna, zadufana w sobie, bez emocji i współczucia. Jeśli dobrze się przyjrzeć to z każdej strony jesteśmy bombardowani owym ogłupieniem. Telewizja, internet, masowy przekaz, który ma nas omamić. Zabić w nas wiarę, empatię i miłość. Dlaczego? Bo człowiek bez wiary to człowiek słaby i podatny na ataki.

Skąd to wiem? Ponieważ sam przez większość swojego życia byłem takim człowiekiem. Pesymizm wylewał się ze mnie jak szampan z szyjki starej butelki chowanej w ciemnej piwniczce. Oceniałem ludzi, winiłem innych za swoje niepowodzenia. Oczekiwałem, że wszystko mi się należy jednocześnie żyjąc w braku, pełny negatywnych emocji. Dlatego śmiem twierdzić, że to wiara jest motorem napędowym dla naszych dusz. To właśnie ona łączy nas ze źródłem.

Ponadto wierzę, że nie istnieją przypadki, a na ziemię przybywamy w konkretnym celu, aby coś przepracować jako duch w żywym ciele. Koncepcję dusz oraz ich klasyfikację w świecie duchowym w cudowny sposób opisał doktor Michael Newton, o którym opowiem nieco więcej w dalszej części tej historii. Tytułem wstępu — na podstawie swoich badań wywnioskował, że dusze inkarnują na ziemię, aby nauczyć się czegoś nowego i doznać rozwoju osobistego.

Myślę, że moja droga do tego rozwoju rozpoczęła się z momentem, w którym postanowiłem zanurzyć się w świecie badań paranormalnych. Od człowieka, który nie wierzył w istnienie niczego poza światem fizycznym, stałem się kimś, kto energię czerpie z samego źródła, wyczuwa ją, potrafi rozmawiać z duchami, a nawet jak okazało się w ostatnim czasie pomóc im przejść dalej, jeśli zdarzy im się utknąć między światami. Czy brzmię jak szaleniec? Dla ludzi, którzy podchodzą do życia jak stara wersja mnie — na pewno. Pokładam jednak ogromną nadzieję, że jeśli czytasz ten tekst, to jesteś osobą, która sięgnęła po tą lekturę z pełną świadomością i chcesz zagłębić się w ten duchowy świat. Nie znajdziesz w tej książce żadnych prawd wyznających jedną konkretną religię. Prawdę mówiąc, na dany moment nie umiem nawet sklasyfikować wiedzy, którą nabyłem w tym temacie, ani przypisać jej do jakiejś konkretnej wiary. Jak zdążyłem już napisać wcześniej — każda religia zawiera pewne elementy prawdy, więc moja prawda łączy je wszystkie w jedną całość. Nie jestem kolejnym fałszywym prorokiem, który będzie wmawiał Ci, że istnieje tylko jedna prawda i to za nią musisz podążać. Chcę przedstawić Tobie moją wizję oraz doświadczenia związane ze światem duchowym. Co z nimi zrobisz? To zależy tylko od Ciebie. Pamiętaj jednak jedno, każdy z nas ma wolną wolę i może decydować o tym w co i jak chce wierzyć.

Co zatem znajdziesz w tej książce? Żebym mógł dobrze przedstawić wszystko co wiem będę musiał wprowadzić Cię w ten świat na zasadzie “zjadania słonia”. Dlaczego tak? Ponieważ jak zjeść słonia? Po kawałku. To oczywiście kolokwializm, który ma uzmysłowić Ci, jak to wszystko będzie się odbywać. Nikt nie będzie tutaj zjadał słoni, rzecz jasna. To wspaniałe, mądre i majestatyczne zwierzęta. Nie jedz słoni.

Zacznę od przedstawienia różnych historii na kanwie naszych badań paranormalnych, opowiem, o tym jak wpłynęły one na mój rozwój duchowy. Jak wpływały na absolutną zmianę percepcji. Zrobię to po to, żebyś mógł odbyć tą podróż razem ze mną. W między czasie będę dostarczał informacji na temat drugiej strony — na podstawie moich własnych obserwacji i doświadczeń.

I w tym miejscu chcę bardzo jasno zaznaczyć, że wszystkie tematy opisane w tej książce są wynikiem moich własnych doświadczeń, nie jest to publikacja naukowa, a zbiór informacji, które są “moją prawdą” na temat funkcjonowania wszechświata i zjawisk, które wielu osobom nie mieszczą się w głowie, zupełnie tak jak mi kiedyś. Nie jestem żadnym naukowcem, ani specjalistą z danej dziedziny, a raczej praktykiem, który na co dzień obcuje z tą materią.

To co? Gotowy, żeby zanurzyć się w duchowym świecie i zmienić myślenie?

OD CZEGO TO SIĘ ZACZĘŁO?

Cofnijmy się w czasie o dwa lata. Przypominam sobie nasze pierwsze zderzenie ze światem paranormalnym. Miało to miejsce w dworze Bukowieckiego. Stałem wtedy za kamerą i obserwowałem przebieg wydarzeń badań. Prawda jest taka, że żadne z nas nie miało zbytnio pojęcia o tym co robi. Głosy, w sb7 — urządzeniu do komunikacji z duchami za pomocą, którego można usłyszeć ich głos kierowały nas po numerach pokoi zapisanych na drzwiach, dostawaliśmy informacje o imionach i wydarzeniach, ktoś chciał nam coś przekazać. Tylko, że nikt nie umiał odczytać tych komunikatów. Był to pierwszy moment, kiedy moje solidne naukowe podejście do materii zaczęło topnieć. To pierwsze zetknięcie z tego typu sprawami i już w mojej głowie pojawiła się setka pytań. Przecież te numery pokoi naprawdę tu są, wiele rzeczy, które słyszymy się potwierdza, ktoś odpowiada na nasze pytania. Nie są to przypadkowe głosy wyemitowane przez małe radyjko, które robi dużo szumu.

W tego typu badaniach bardzo przydaje się błyskotliwy umysł detektywa, który potrafi szybko łączyć różne wątki. Jak okazuję się z czasem doświadczenia, nie zawsze te wątki da się ze sobą połączyć, ponieważ mogą dotyczyć różnych epok na osi czasu historii, mimo wszystko zdolność do “łączenia kropek” jest tutaj kluczowa. Jak mówiłem wcześniej, początki okazały się tylko preludium do tego co spotyka nas na dzień dzisiejszy. Elementarny brak wiedzy na temat tego co robimy i zagrożeń jakie płyną z tego typu “doświadczeń” w ogóle nas nie interesował. Byliśmy skupieni na odkryciu prawdy, o tym, że druga strona istnieje.

Po pierwszym wyjeździe uruchomił mi się mój hiperfocus na daną tematykę. Więc zacząłem chłonąć każdą dostępną literaturę, która wpisywała się w kanon badań paranormalnych. Chciałem jak najszybciej nadrobić moją wieloletnią ignorancję. Wystarczył mi tylko raz, abym uwierzył, że istnieje życie po życiu. Trafiłem wtedy na pozycję doktora Michaela Newtona, który na kanwie swoich wieloletnich badań w gabinecie terapeutycznym zbudował model świata duchowego.

Kim był Doctor Michael Newton i jaką wiedzę mu zawdzięczamy?

1. Kim był Michael Newton?


Dr. Michael Newton (1931–2016) był amerykańskim psychoterapeutą i hipnoterapeutą, który dzięki swojej pracy nad hipnozą regresyjną zyskał miano pioniera w badaniach nad duchową egzystencją między wcieleniami. Jako praktyk i naukowiec, Newton nie planował badać reinkarnacji — początkowo specjalizował się w klasycznej psychoterapii i stosowaniu hipnozy w terapii traumy oraz uzależnień. Przełom nastąpił, gdy przypadkowo odkrył, że podczas głębokiej hipnozy pacjenci zaczynają wspominać życie po śmierci, w tym momenty spędzone „poza ciałem”. To odkrycie skłoniło go do opracowania metody umożliwiającej badanie przeżyć duszy po opuszczeniu fizycznej formy, czyli „życia między wcieleniami”.


2. Metoda Hipnozy Regresyjnej Newtona: Cofanie do poprzednich wcieleń i nadświadomość


Newton używał technik hipnozy regresyjnej, aby pomóc swoim pacjentom „cofnąć się” do przeszłych wcieleń oraz odsłonić wspomnienia życia między życiami. Sposób pracy Newtona różnił się od klasycznej hipnozy regresyjnej, gdzie pacjent wraca do traumy lub momentów kluczowych z obecnego życia, aby rozwiązać emocjonalne blokady. Jego podejście składało się z kilku etapów, których ostatecznym celem było uzyskanie dostępu do nadświadomości.


Nadświadomość to wyższy poziom świadomości, który Newton opisywał jako źródło wiedzy i mądrości duszy. Jest to stan, w którym jednostka uzyskuje pełen dostęp do swoich doświadczeń duchowych, mających miejsce poza fizycznym życiem. Wprowadzając pacjentów w ten stan, umożliwiał im swobodne sięganie do głębszych, nieznanych na co dzień pokładów pamięci i wspomnień, które według jego teorii były celowo wymazywane z naszej pamięci w czasie inkarnacji duszy na ziemię. To tak zwana AMNEZJA.


3. Wprowadzenie w nadświadomość i proces odkrywania:


Aby pomóc pacjentom wejść w stan nadświadomości, Newton stosował metodę głębokiej indukcji hipnotycznej. Proces wprowadzenia w hipnozę przebiegał etapami. Najpierw pacjent wprowadzany był w stan głębokiego relaksu, co pozwalało na otwarcie nieświadomego umysłu i zredukowanie napięcia związanego z próbami kontrolowania procesu. Następnie, używając sugestii skierowanych na cofnięcie do poprzednich wcieleń, Newton prowadził ich do „przedsionka” wspomnień z wcześniejszych inkarnacji, aż w końcu docierał do wspomnień z życia między wcieleniami. Proces wprowadzenia w nadświadomość pozwalał pacjentom na relację wspomnień i obrazów związanych z poprzednimi wcieleniami, ale także na opisywanie, co działo się po zakończeniu tamtego życia, w momencie, gdy dusza „przechodziła” do świata duchowego.


4. Cofanie ludzi do poprzednich wcieleń:


Newton odkrył, że doświadczenia pacjentów są spójne i pełne znaczeń, które w pewnym sensie przypominają „lekcje” lub „zadania”. Pacjenci podczas głębokiej hipnozy wspominali momenty przejścia z ciała fizycznego do duchowego. Opisywali doświadczenia, jakich doświadczali podczas procesu śmierci, momenty spotkania ze swoimi przewodnikami duchowymi, a także etapy przeglądu życia, gdzie analizowali swoje działania i wybory dokonane w poprzednim życiu. Newton dostrzegł, że każda dusza w momencie zakończenia fizycznego wcielenia przenosi się do świata duchowego, gdzie otrzymuje czas na refleksję i naukę.


5. Model świata duchowego według Newtona:


Newton stworzył model świata duchowego oparty na tysiącach relacji swoich pacjentów, opisujących życie po śmierci. W swojej książce „Wędrówka dusz” zarysował strukturę tej rzeczywistości. Kluczowe elementy tej struktury to:


Plan Pośredni (Strefa Przejścia) — miejsce, gdzie dusza trafia bezpośrednio po śmierci, często spotykając duchowych przewodników lub przyjaciół, którzy wspierają ją w dostosowaniu się do nowego środowiska.


Grupy Dusz — według Newtona dusze uczą się i ewoluują w grupach, które dzielą podobny poziom rozwoju. Dusze te przechodzą wspólne lekcje i zazwyczaj inkarnują w bliskim sąsiedztwie, pełniąc dla siebie różne role, takie jak członkowie rodziny, partnerzy lub przyjaciele.


Przewodnicy Duchowi — to istoty o wyższym poziomie duchowego rozwoju, które pomagają duszom w nauce i rozwoju, przekazując im mądrość oraz wskazówki na ścieżce rozwoju duchowego.


Planowanie Wcieleń — Newton odkrył, że dusze wybierają pewne elementy przyszłego życia przed wcieleniem się, mając możliwość pracy nad swoimi karmicznymi lekcjami. Proces ten obejmuje wybór rodziny, warunków życiowych oraz kluczowych wyzwań, które mają pomóc duszy w rozwijaniu się.


6. Znaczenie duchowej ewolucji duszy:


W modelu Newtona dusza rozwija się poprzez liczne wcielenia, zdobywając doświadczenia, które pomagają jej wzrastać duchowo. Proces ten można porównać do szkół — w niższych klasach dusze uczą się prostych lekcji związanych z emocjami i wartościami, takimi jak miłość, cierpliwość, współczucie, a w miarę rozwoju zajmują się bardziej złożonymi zagadnieniami duchowymi.

Podczas regresji pacjenci Newtona odkrywali także znaczenie swoich trudnych doświadczeń i traum — wszystko, czego doświadczamy, ma według niego określoną przyczynę oraz cel, będący częścią szerszej duchowej drogi. Wierzył, że dzięki uświadomieniu sobie tych duchowych zadań i lekcji, pacjenci mogą pełniej rozumieć swoje życie, zyskując szerszy obraz własnej duchowej tożsamości.


7. Wnioski i znaczenie odkryć Newtona:


Dr. Michael Newton swoim podejściem otworzył przed światem nową perspektywę — rozważanie ludzkiej duszy jako bytu zdolnego do wielowymiarowej, duchowej ewolucji. Jego badania, choć oparte na relacjach z hipnozy, są wyjątkowe w swojej spójności i liczbie osób potwierdzających podobne doświadczenia. Dzięki jego pracy możemy zyskać nowe spojrzenie na cel życia, zrozumienie procesów, przez które przechodzi dusza oraz nadzieję, że nasza świadomość trwa także poza fizycznym życiem.

Praca Newtona oferuje duchową perspektywę, która daje poczucie sensu i celu, szczególnie dla tych, którzy zmagają się z pytaniami o istnienie po śmierci. Jego badania wpłynęły na miliony ludzi na całym świecie, pomagając im zrozumieć, że ich życie jest częścią większej duchowej podróży, w której każdy krok i każde wcielenie ma głęboki sens.

Dlaczego jego badania były tak ważne w mojej drodze rozwoju? Ponieważ jak się okazało, w wielu przypadkach miał on absolutną rację. Do momentu w pełni świadomych działań dochodziliśmy bardzo długo. Przez ogrom czasu byliśmy grupą zajawkowiczów, którzy odwiedzają opuszczone miejsca, interesują się ich historią i badają je pod kątem aktywności paranormalnej, ot tak, dla wiedzy i uzyskania informacji, biegając z toną różnych sprzętów. Jak się później okazało bez celu i bez większej odpowiedzialności. Chciałbym się teraz podzielić kilkoma naszymi sukcesami. Przeprowadziliśmy masę badań i odkryliśmy wiele tajemnic, postanowiłem więc je Tobie przybliżyć zanim przejdziemy dalej.

BADANIA PARANORMALNE

Żeby dać większy ogląd na nasz rozwój, warto przyjrzeć się naszym osiągnięciom, nie dla blichtru i sławy. To nigdy nie było naszym celem, a dla dowiedzenia się, jak bardzo ten niewidzialny świat jest zagmatwany i z czym przychodzi się nam mierzyć. Może zaczynasz się już zastanawiać, czy skoro duchy istnieją, to czy muszę się przed nimi bronić? Powinienem mieć jakieś obawy związane z tym? Pragnę Cię uspokoić, bez bezpośredniego obcowania szansa na jakiekolwiek zdarzenia jest niewielka. Każdy z nas zna przecież jakąś “straszną historię” rodzinną, przekazywaną z ust do ust. A to u babci w domu, a to u cioci na strychu. Nie znam osoby w swoim otoczeniu i to takiej, niezwiązanej z tym światem, która nie zna takich historii, nie słyszała lub nie przeżyła na własnej skórze. Jakie zatem tajemnice udało nam się odkryć?

Nie będę przytaczał tutaj wszystkich historii, a skupię się na tych najważniejszych i dających najwięcej wartości.

Duch wisielca — prawdziwa historia

Jedna z naszych pierwszych spraw, która odbiła się szerokim echem wśród lokalnej społeczności. Odwiedziliśmy pałac, w którym podczas naszych badań dowiedzieliśmy się, że udało się nawiązać kontakt z duchem wisielca. Jadąc do tego miejsca nie mieliśmy bladego pojęcia o wydarzeniach, które miały miejsce w samym pałacu. Z naszych badań wynikało, że wisielca odnalazł młody chłopak o imieniu Michał, poznaliśmy też imię Witold. Wyjeżdżając z miejscowości nie mieliśmy pojęcia, że wydarzenia i imiona, które udało nam się odkryć są związane z niedalekimi wydarzeniami. Po publikacji materiału video na naszym kanale na Youtube zaczęli odzywać się do nas mieszkańcy, którzy potwierdzali wersję wydarzeń i imiona.

W ten sposób dowiedzieliśmy się, że Witold był budowlańcem, który remontował ten pałac i zginął tam w tragicznym wypadku, a chłopiec o imieniu Michał, który znalazł samobójcę ujawnił się i zdradził nam, że znalazł go od strony piwnic przechadzając się w okolicy.

Było to jedno z pierwszych takich śledztw, w którym dostaliśmy realny feedback od ludzi, którzy byli zaznajomieni z wydarzeniami.

Wywarło to na nas ogromne wrażenie, ponieważ do tego momentu nikt nie był w stanie potwierdzić naszych wcześniejszych odkryć. Tym razem było zupełnie inaczej.

Te badania rzuciły zupełnie inne światło na to co robiliśmy dotychczas. Dały nam mocno do myślenia. Skoro wszystko co ustaliliśmy się potwierdziło to czy sprzęty, których używamy są tylko zabawką? Radyjkiem, które odbiera fale radiowe i wyłapuje losowe dźwięki?

Jaki mógł być tutaj stopień przypadku? Z samej matematycznej statystyki wynika nam, że nie mógł. Ponieważ potwierdzonych zostało kilka kwestii. Może moglibyśmy poddać to pod dyskusję, gdybyśmy losowo otrzymali jedno imię. Jednak ilość zgodnych informacji z relacjami lokalsów była zbyt trafna.

Piszę o tym wszystkim, żeby uświadomić Tobie, czytelnikowi, że wszystkie informację, które znajdziesz w tej książce są wynikiem moich osobistych doświadczeń. Cała ta publikacja nie jest napisana na podstawie badań naukowych, a wiedza w niej zawarta jest opisana z autopsji.

Duch Marysi — Tajemnica Pokoju w Pałacu w Nowiznie

Niektóre miejsca noszą w sobie energię przeszłości, jakby mury pamiętały wszystko, co wydarzyło się w ich wnętrzu. Pałac w Nowiznie to jedno z tych miejsc. Jego piękne, ogromne sale i tajemnicze zakamarki zdają się szeptać historię, której nikt nie opowiedział do końca. Właśnie tam, podczas jednego z naszych badań, odkryliśmy coś, co na zawsze zmieniło nasze postrzeganie zjawisk paranormalnych — ducha dziewczynki o imieniu Marysia.

Historia zaczęła się od zgłoszenia. Właściciel pałacu opowiedział nam o jednym z pokoi hotelowych, na który skarżyli się niemal wszyscy goście. Opisywali dziwne odgłosy w nocy, przelotne cienie widziane kątem oka i nieprzyjemne uczucie, jakby ktoś ich obserwował. Niektórzy twierdzili, że w pokoju nagle robiło się bardzo zimno, inni budzili się z uczuciem ciężaru na klatce piersiowej.

Choć pokój wyglądał jak każdy inny, miał coś, co przyciągało naszą uwagę. Od razu poczuliśmy, że energia w tym miejscu jest inna — gęstsza, jakby naładowana emocjami, które nie zdążyły się ulotnić.

Postanowiliśmy rozpocząć badanie od ustawienia sprzętu — kamer, rejestratorów dźwięku, czujników temperatury. Siedzieliśmy w ciszy, próbując wyczuć cokolwiek, co mogłoby nas naprowadzić na trop.

Aż nagle… SB7, urządzenie do komunikacji z duchami, zaczęło wydawać znajomy, choć przerażający dźwięk — coś próbowało nawiązać kontakt.

— „Kto tu jest?” — zapytaliśmy. Po chwili usłyszeliśmy:

— „Marysia.”

Imię było wyraźne, delikatne, jakby należało do dziecka. To był pierwszy moment, w którym poczuliśmy, że ktoś naprawdę chce nam coś przekazać.

Kiedy nawiązaliśmy kontakt, zaczęliśmy zadawać pytania, a odpowiedzi zaczęły układać się w smutną, ale niezwykle poruszającą historię. Marysia była dziewczynką, która mieszkała w pałacu podczas wojny. Jej mama pracowała tam jako służąca, a Marysia często bawiła się w jego korytarzach.

Podczas jednej z wojennych napaści, matka próbowała uratować siebie i córkę, ukrywając się w pałacu. Znaleźli szyb wentylacyjny, który wydawał się być ich jedyną drogą ucieczki. Niestety, szyb był zbyt wąski i niebezpieczny. Marysia powiedziała nam przez SB7:

— „Jesteśmy tu w szybie”

Marysia nie wydawała się być duchem złym czy mściwym. Była dzieckiem — zagubionym, przerażonym i samotnym. Powiedziała nam, że wciąż czeka na swoją mamę. Była przekonana, że mama gdzieś poszła, ale wróci po nią.

To tłumaczyło, dlaczego goście pokoju czuli się obserwowani — Marysia szukała w nich swojej mamy. Jej obecność, choć niewinna, budziła niepokój, bo niosła w sobie ładunek emocji, które były dla nas trudne do zniesienia.

Duchy Przeszłości w Szpitalu Kawalerów Maltańskich w Mokrzeszowie

Niektóre miejsca mają w sobie ciężar historii, która wciąż rezonuje w ich murach. Opuszczony szpital zakonu kawalerów maltańskich w Mokrzeszowie to jedno z takich miejsc. Już sam jego widok wywołuje dreszcze — surowe, popękane ściany i wszechobecna cisza, która zdaje się krzyczeć. Ale to nie tylko architektura wzbudza emocje. Według legend, podczas II wojny światowej budynek był jednym z miejsc, gdzie Niemcy prowadzili projekt Lebensborn — program mający na celu „czystą rasowo” reprodukcję. Wiemy, że to tylko legenda, ale właśnie to postanowiliśmy zbadać i udowodnić lub obalić tę tezę.

To miejsce pełne było śladów cierpienia, strachu i nieopisanych tragedii. Postanowiliśmy je zbadać, choć jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to właśnie tam spotkam się z czymś, co zmieni moje podejście do badań paranormalnych.

Szpital w Mokrzeszowie to zabytek pamiętający jeszcze czasy świetności zakonu kawalerów maltańskich. Po wojnie budynek stał się opuszczony, a jego korytarze zapełniły się legendami i strachem. Od lat krążą opowieści o dziwnych odgłosach, cieniach przemykających w ciemności i uczuciu, jakby coś lub ktoś wciąż tu było.

Z naszych wcześniejszych badań wiedzieliśmy, że miejsca związane z cierpieniem mają szczególną energię. Ale to, co wydarzyło się tamtej nocy, przekroczyło wszystko, czego się spodziewaliśmy.

Tego wieczoru byliśmy dobrze przygotowani. Zabraliśmy kamery, rejestratory dźwięku, czujniki ruchu i nasz niezawodny SB7. Towarzyszyła nam również Klaudia — doświadczona medium, która wielokrotnie pomagała nam w nawiązywaniu kontaktu z duchami.

Pierwsze godziny badania przebiegały dość spokojnie. Rejestrowaliśmy dziwne odgłosy — od cichych stuków po coś, co przypominało kroki. Klaudia twierdziła, że energia w budynku jest ciężka, a w niektórych miejscach odczuwała wyraźną obecność kogoś, kto tam był, ale nie chciał nas wpuścić dalej.

Jednym z kluczowych punktów badania była kaplica. To miejsce emanowało wyjątkowym chłodem, a Klaudia od razu powiedziała, że coś tam jest — coś, co wydawało się obserwować każdy nasz ruch.

Postanowiłem przeprowadzić ślepą sesję. To technika, w której badacz zakłada słuchawki z białym szumem, maskę na oczy i podłącza się do urządzenia SB7. W takim stanie badacz nie widzi ani nie słyszy niczego z zewnątrz, a wszelkie odpowiedzi, które usłyszy przez urządzenie, nie mogą być podświadomą reakcją na otoczenie.

Stanąłem w środku kaplicy, otoczony przez echo ciszy i historię tego miejsca. Klaudia obserwowała mnie uważnie, stojąc z resztą zespołu kilka metrów dalej.

Kiedy zacząłem sesję, słyszałem tylko przypadkowe słowa i dźwięki przez SB7. Były to fragmenty, jakby ktoś próbował coś powiedzieć, ale nie miał wystarczającej siły. W pewnym momencie usłyszałem wyraźnie:

— „Co to za dźwięk?” — Powtórzyłem te słowa na głos, a w tej samej chwili… rozbrzmiały dzwony pobliskiego kościoła. To było, jakby coś odpowiedziało na moje pytanie — synchronizacja, której nie mogliśmy wyjaśnić.

Nagle poczułem coś dziwnego. Delikatny, chłodny dotyk na tylnej części głowy, jakby ktoś położył mi tam dłoń. Wstrzymałem oddech. Klaudia szepnęła do Pawła zanim to się stało:

— “Coś stoi za Bartkiem!”

Nie widziałem jej, nie słyszałem reszty zespołu — ale ten dotyk, ten chłód… wiedziałem, że to prawda. Zamarłem. Strach przeszył mnie do szpiku kości.

W tamtym momencie poczułem, że muszę przerwać sesję. Zerwałem z głowy słuchawki i opaskę na oczy, a mój wzrok od razu spotkał spojrzenia reszty zespołu. Klaudia była blada, a jej oczy zdradzały mieszankę przerażenia i zdziwienia.

— „Czułam to. Coś tam stało. Było za tobą, patrzyło na ciebie.”

Nigdy wcześniej nie doświadczyłem dotyku w trakcie badań. To był pierwszy raz, kiedy zjawisko paranormalne przekroczyło granicę i fizycznie mnie dotknęło.

Opuszczając kaplicę, czułem się dziwnie. Miejsce, które miało być neutralnym punktem badania, stało się areną spotkania z czymś, czego nie potrafiliśmy w pełni wyjaśnić. Dotyk, słowa, dzwony — to wszystko wydawało się być częścią większej układanki, której nie mogliśmy jeszcze zrozumieć.

Klaudia później powiedziała, że to, co nas obserwowało, nie było złe, ale było silne. Czuło się zagrożone naszą obecnością, jakbyśmy naruszali jego terytorium.

Badanie w szpitalu w Mokrzeszowie było jednym z najbardziej intensywnych i przerażających doświadczeń w mojej karierze. Po raz pierwszy zjawisko paranormalne przeszło z bycia czymś niewidzialnym do fizycznego kontaktu.

Tamta noc przypomniała mi, że duchy, energie i istoty, które napotykamy podczas badań, nie są tylko wytworami wyobraźni. Są realne, mają swoją siłę, a ich historia wciąż rezonuje w miejscach, które kiedyś były ich domem.

Dom Haliny — Gdzie Mrok i Świętość Spotykają się w Cieniu Lasu

Na skraju gęstego lasu stoi mały, posępny domek. Jego przekrzywione ściany i spróchniałe deski wydają się być świadkami historii, której nikt już nie opowiada. Gdy się do niego zbliżasz, chłód przeszywa powietrze, a cisza lasu staje się wręcz namacalna. Wewnątrz domu — chaos. Wszystko pokryte kurzem i zniszczeniem, a mimo to każda ściana zdaje się opowiadać inną historię. Na każdej wisi święty obraz. Dziesiątki wizerunków Jezusa, Maryi i świętych patrzą z pękających ramek.

To miejsce od dawna budziło ciekawość i niepokój. Urbexowicze, którzy przyjeżdżali tu eksplorować, opowiadali o dziwnej atmosferze i wrażeniu, że ktoś ich obserwuje. Ale jeden z nich doświadczył czegoś, co na zawsze zmieniło to miejsce w jego oczach.

Pewnego dnia jeden z eksploratorów postanowił nagrać wideo, dokumentując wnętrze domu za dnia. Był tam zupełnie sam — albo tak mu się przynajmniej wydawało.

Kiedy później odtwarzał nagranie, usłyszał coś, czego podczas wizyty nie zauważył. Głos — cichy, ale wyraźny — wołał imię:

— „Halina…”

Głos był niskiego tonu, jakby należał do mężczyzny. Co więcej, był to wyraźny EVP, elektroniczny głos zjawiska, który nie pochodził od żadnej żywej istoty obecnej w domu. Zaniepokojony, urbexowicz podzielił się nagraniem w internecie, co szybko przyciągnęło uwagę takich jak my — badaczy zjawisk paranormalnych.

Gdy dotarliśmy na miejsce, dom od razu wzbudził w nas niepokój. Z jednej strony wydawał się jak wiele innych opuszczonych budynków — zaniedbany, zdewastowany przez czas i ludzi. Z drugiej strony był w nim nieuchwytny chłód, jakby coś tu zostało — coś, co nigdy nie odeszło.

Wzięliśmy się do pracy, rozstawiając sprzęt i przygotowując się na nocne badanie. Już w trakcie ustawiania kamer i SB7 zaczęliśmy słyszeć ciche stuki i szmery, które zdawały się dochodzić z różnych stron domu.

Rozpoczęliśmy badanie od klasycznych pytań skierowanych do potencjalnych duchów obecnych w domu. Na SB7 usłyszeliśmy kilka chaotycznych dźwięków, ale po chwili odpowiedź stała się wyraźna:

— „Dom Haliny…”

Byliśmy zdumieni. Duch sam potwierdził, że to miejsce należy do Haliny. Dalej padły kolejne słowa, które brzmiały jak ostrzeżenie:

— „Krzywda… dzieci… nie zbliżaj się…”

Każde zdanie było urywane, jakby duch mężczyzny, z którym rozmawialiśmy, obawiał się powiedzieć za dużo. Jego obecność była spokojna, ale wyczuwało się w niej ciężar bólu i cierpienia.

Kulminacyjnym punktem badania była ślepa sesja, podczas której Paweł założył słuchawki z białym szumem i maskę na oczy. Był odcięty od reszty grupy, słysząc tylko to, co przekazywało SB7.

Początkowo sesja przebiegała spokojnie. Paweł powtarzał słowa, które słyszał przez urządzenie:

— „Dzieci…”

— „Ból…”

— „Nie ma wyjścia…” — atmosfera stawała się coraz cięższa

w końcu Paweł powiedział na głos:

— „Kto tu jest?”

Po chwili ciszy usłyszeliśmy przez SB7 niski, szorstki głos:

— „Halina.”

Halina się ujawniła. Rozmowa, którą Paweł prowadził z Haliną, była inna niż wszystkie. To nie był duch proszący o pomoc. Halina była złośliwa, niechętna do rozmowy i emanowała negatywną energią. Jej odpowiedzi były chłodne, czasem wręcz kpiące.

— „Co tu robisz?” — zapytał Paweł.

— „To mój dom.”

W miarę jak rozmowa się rozwijała, wyłaniał się obraz kobiety, która za życia była wyjątkowo nieprzyjemną osobą. Monika od razu wyczuła, że Halina nie chce, byśmy byli w jej domu. Ale to nie wszystko — z rozmowy wynikało, że w tym miejscu naprawdę działy się straszne rzeczy. Halina nie przyznała tego wprost, ale jej wypowiedzi sugerowały, że w domu mogło dochodzić do krzywdzenia dzieci.

Po rozmowie z Haliną opuściliśmy dom, czując mieszankę ulgi i niepokoju. Święte obrazy na ścianach wydawały się być odpowiedzią na pytanie, które zadaliśmy sobie na początku. Być może ktoś, kto znał historię tego miejsca, próbował w ten sposób ochronić się przed mrokiem, który tu zamieszkał.

Halina, choć była tylko cieniem dawnej siebie, wydawała się wciąż trzymać pieczę nad tym domem — nie jako opiekunka, ale jako strażniczka swoich tajemnic.

Osetno — Początek Sagi Pawła i Spotkanie z Nefre

Osetno, miejsce jak z mrocznej baśni, które zdaje się kryć więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Pałac, choć w ruinie, wciąż stoi dumnie na swoim miejscu, jakby nie chciał przyznać, że jego czasy świetności minęły dawno temu. Właśnie tam rozpoczęła się jedna z najbardziej intrygujących i przerażających historii w naszych badaniach — historia Pawła i ducha, który stał się jego cieniem.

Już od pierwszych chwil w pałacu w Osetnie czuć było coś innego. Atmosfera była gęsta, a każdy krok zdawał się rezonować z czymś niewidzialnym, co nas obserwowało. Nasze urządzenia reagowały na obecność energii w sposób, który wykraczał poza zwykłe anomalie.

Pierwszym sygnałem, że nie jesteśmy sami, było coś, co stało się w jednym z pokoi na piętrze. Nasza fotopułapka, solidnie zamocowana na statywie, została nagle zrzucona na ziemię. Nie upadła jednak w miejscu, lecz została cisnięta na kilka metrów dalej, jakby coś chciało wyraźnie zaznaczyć swoją obecność.

Chwilę później, stojąc w pomieszczeniu obok, usłyszeliśmy głośny dźwięk, jakby ciężka komoda była przesuwana po podłodze piętro wyżej. Wiedzieliśmy, że nikt tam nie jest — byliśmy sami.

W tym samym czasie Paweł zauważył, jak nasz SLS (urządzenie rejestrujące sylwetki energii w pomieszczeniu) zaczyna się przesuwać. Urządzenie, które zawsze stoi nieruchomo, nagle zmieniło swoje położenie na oczach wszystkich.

To wszystko działo się na przestrzeni kilkunastu minut. Osetno żyło — nie tylko w naszych głowach, ale także na poziomie, którego jeszcze wtedy nie rozumieliśmy.

Moment, który na zawsze wpisał się w nasze wspomnienia, nastąpił, gdy Paweł wrócił z samotnej eksploracji piwnicy. Weszliśmy do Osetna razem, ale Paweł, jak zwykle, postanowił zejść głębiej, w miejsca, gdzie nikt z nas nie miał odwagi się zapuścić.

Gdy wrócił, był inny. Jego oczy wydawały się ciemniejsze, niemal czarne, a sposób, w jaki się poruszał, był nerwowy, dziki. Był jak ktoś, kto widział coś, czego nie powinien.

— „Przygotujcie się. Zaraz robimy ślepą sesję” — powiedział, a jego głos brzmiał obco.

— „Za mną idą duchy. Mnóstwo duchów” — powiedział Paweł, patrząc na drzwi, przez które przeszedł.

Rempod znów wydał dźwięk, po czym zamilkł.

— „To jeszcze nie wszyscy” — powiedział Paweł.

Chwilę później urządzenie zaczęło znów brzęczeć, jakby potwierdzając jego słowa. Gdy dźwięk ustał, Paweł spojrzał na nas i powiedział:

— „Teraz już każdy.”

Podczas ślepej sesji, którą przeprowadziliśmy zaraz po tym zdarzeniu, Paweł zaczął wyraźnie komunikować się z kimś, kto wydawał się być kluczowy dla tego miejsca. Wciąż powtarzał jedno zdanie:

— „Chrońcie młodą kobietę o czarnych włosach.”

Po chwili padło pytanie:

— „Czy masz na imię Nefre?”

Odpowiedź była wyraźna i jednoznaczna — potwierdzenie. Duch, z którym Paweł się komunikował, był młodą kobietą. Ale jej obecność nie była delikatna ani przyjazna. Miała w sobie coś, co budziło niepokój, jakby była siłą, której nie da się łatwo zignorować.

Gdy opuściliśmy pałac, Paweł był wyraźnie poruszony. Cały czas mówił o konieczności powrotu, o tym, że nie możemy tego miejsca zostawić tak po prostu. Jego determinacja była nienaturalna, jakby coś poza nim samym popychało go z powrotem do Osetna.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to, co zaczęło się w Osetnie, to początek długiej i trudnej przygody Pawła z Nefre — duchem, który od tamtej chwili zdawał się być obecny w jego życiu.

Tamtej nocy zrozumieliśmy, że duchy nie zawsze pozostają w jednym miejscu. Czasami potrafią przywiązać się do ludzi, którzy nawiązali z nimi kontakt. Nerfre była jedną z takich istot — enigmatyczną, silną i tajemniczą.

Paweł stał się dla niej latarnikiem, ale też celem. Osetno było tylko początkiem ich wspólnej historii, której konsekwencje mieliśmy odkrywać jeszcze przez wiele miesięcy.

Ten pałac to miejsce, które zmieniło naszą perspektywę na to, co może wydarzyć się podczas badań paranormalnych. To tam po raz pierwszy doświadczyliśmy manifestacji na taką skalę — od fizycznego przesuwania przedmiotów po intensywne oddziaływanie na Pawła. Duch Nefre stał się częścią tej historii, którą wciąż próbujemy zrozumieć.

Nie wiemy, co tak naprawdę wydarzyło się w przeszłości w tym pałacu ani kim dokładnie była Nefre. Ale jedno jest pewne — Osetno żyje swoją własną, mroczną energią, a my staliśmy się jej częścią.

Splądrowane Mauzoleum w Głębowicach — Historia Hrabiego Carla i Cienie Osetna

Głębowice, niewielka miejscowość, skrywająca w sobie historię, która przypominała nam o tym, jak cienka jest granica między światem żywych a zmarłych. W centrum tej historii znajdowało się mauzoleum — niegdyś miejsce spoczynku hrabiego Carla Pourtalèsa i jego bliskich. Jednak los nie pozwolił ich ciałom spoczywać w pokoju.

Kilka miesięcy wcześniej media obiegły wiadomości o profanacji tego miejsca. Zwłoki zostały zbezczeszczone, groby splądrowane, a policja prowadziła śledztwo, próbując ustalić sprawców. Na miejscu wciąż widoczne były ślady taśm policyjnych, a atmosfera była ciężka, jakby to miejsce wciąż odczuwało skutki przeszłych wydarzeń. Kiedy przybyliśmy na miejsce, pierwsze, co nas uderzyło, to cisza. Zwykle lasy i tereny wokół takich miejsc wypełniają naturalne odgłosy przyrody, ale tam nie słychać było nic — tylko szelest naszych kroków i echo naszych rozmów.

W mauzoleum wciąż znajdowały się ślady niedawnych wydarzeń: rozbite fragmenty trumien, zniszczone ozdoby nagrobne, pływające w wodzie szczątki ludzkich ciał i wspomniane taśmy policyjne, które wciąż otaczały teren. Było to miejsce, które nosiło w sobie piętno przemocy i braku szacunku.

Rozstawiliśmy sprzęt, jak zwykle przygotowując się na długą noc badania. Tym razem wszystko zaczęło się szybciej, niż się spodziewaliśmy. Kiedy włączyliśmy SB7, niemal od razu zaczęliśmy słyszeć pojedyncze słowa, które z czasem zaczęły układać się w zrozumiałe zdania.

— „Carl…” — padło przez SB7.

To były imiona i nazwisko, które pasowały do osoby, której grobowiec znajdował się w mauzoleum. Duch hrabiego Carla Pourtalèsa nawiązał z nami kontakt. Był wyraźnie poruszony tym, co się wydarzyło, i ochoczo zaczął opowiadać o sytuacji, która miała miejsce.

Carl wskazał, że sprawcami byli kobieta i mężczyzna, którzy przyjechali z innej miejscowości. Przekazał nam nawet ich imiona, choć niestety te informacje, choć fascynujące, nie mogły być użyte jako dowód w śledztwie.

— „Oni zabrali…” — powiedział przez SB7, po czym dodał — „Bezczeszczą wszystko…”

Z jego tonu dało się wyczuć nie tylko złość, ale i pewien smutek. Jego grobowiec, miejsce, które miało być spokojnym schronieniem na wieczność, zostało zniszczone, a on sam wydawał się wciąż związany z tym miejscem, nie mogąc odejść.

Podczas badania w Głębowicach, coś niepokojącego zaczęło dziać się z Pawłem. Od czasu naszych badań w Osetnie zauważaliśmy, że jego obecność często wywołuje niezwykłe reakcje naszych urządzeń, ale tego wieczoru było to szczególnie wyraźne.

Kiedy Paweł zbliżał się do K2 (miernika wykrywającego zmiany w polu elektromagnetycznym), urządzenie skakało na pełną skalę. Co więcej, reakcje te pojawiały się tylko wtedy, gdy był blisko. Gdy Paweł odchodził, urządzenia uspokajały się, a ich wskazania wracały do normy.

— „Coś jest z tobą, Paweł” — powiedziała Ewelina, obserwując jego zachowanie.

Nie rozumieliśmy wtedy, że to, co przydarzyło się Pawłowi w Osetnie, miało swoje konsekwencje. Duch Nefre, który od tamtej chwili towarzyszył Pawłowi, wydawał się wpływać na niego i na otaczające go urządzenia.

Głębowice były miejscem, gdzie nasza praca nabrała jeszcze większej głębi. Nie tylko nawiązaliśmy kontakt z duchem hrabiego Carla, który opowiedział nam o zbezczeszczeniu jego mauzoleum, ale też zaczęliśmy dostrzegać wpływ energii duchowej na Pawła.

To, co początkowo wydawało się być odosobnionym przypadkiem, zaczęło układać się w większą układankę. Paweł stał się czymś więcej niż badaczem — był narzędziem, przez które duchy mogły komunikować się z naszym światem.

Chociaż hrabia przekazał nam szczegółowe informacje o sprawcach profanacji, nie mieliśmy wystarczających dowodów, aby te informacje mogły zostać wykorzystane przez policję. Mogliśmy jedynie przyjąć je do wiadomości i kontynuować nasze badania, wiedząc, że pewne prawdy mogą nigdy nie ujrzeć światła dziennego.

Duchy Schodów — Historia Sylwii i Niewidzialny Dotyk

Są miejsca, które przyciągają nas bardziej niż inne. Nie dlatego, że wyglądają na nawiedzone, ale przez ludzi, którzy z nimi związali swoje historie. Jednym z takich miejsc był pałac, do którego zaprosiła nas Sylwia — sympatyczna kobieta, pasjonatka urbexu, która często odwiedzała opuszczone miejsca w poszukiwaniu zapomnianych opowieści.

Sylwia opowiedziała nam o swoich przeżyciach związanych z tym miejscem. Wspomniała, że kiedyś, stojąc tuż przy schodach, poczuła, jak coś chwyta ją za rękę. To doświadczenie ją zaintrygowało, ale i zaniepokoiło. Zaprosiła nas, abyśmy pomogli odkryć, co kryje się za tym tajemniczym dotykiem.

Pałac, choć z zewnątrz imponujący, w środku był pełen śladów czasu. Schody, o których mówiła Sylwia, wyglądały jak wrota do przeszłości. Drewniane, zniszczone, a jednak wciąż piękne, prowadziły w górę jakby do innego świata. Było w nich coś intrygującego, coś, co wydawało się przyciągać uwagę każdego, kto je zobaczył.

Już na początku naszych badań zauważyliśmy, że to miejsce ma niezwykłą energię. Nasze urządzenia rejestrowały wyraźne zmiany, a odgłosy przypominające kroki na schodach pojawiały się nawet wtedy, gdy nikt tam nie stał.

Podczas badania wyraźnie zaczął przewijać się motyw dziecka. Zarówno przez SB7, jak i podczas odczytów, pojawiały się słowa i obrazy wskazujące na obecność małej istoty.

— „Mama…” — usłyszeliśmy przez SB7.

— „Chroń mnie…”

Te słowa rozbrzmiewały w nas jeszcze długo po ich usłyszeniu. Ewelina, nasza medium, postanowiła przeprowadzić ślepą sesję, aby spróbować dowiedzieć się więcej o tej obecności.

Podczas ślepej sesji Ewelina nawiązała kontakt z duchem dziecka. To, co poczuła, było tak silne, że nie potrafiła ukryć swoich emocji.

— „Ono boi się. Jest tu coś złego… Ktoś zrobił krzywdę… Mam dosyć” — powiedziała przez łzy, zrywając maskę i słuchawki.

Było jasne, że to doświadczenie dotknęło jej głęboko. Duch dziecka, choć niewidzialny, przekazał jej swój strach i ból w sposób, który trudno było znieść. Na końcu rozmowy odkryliśmy kolejną, przerażającą prawdę. Okazało się, że na tych samych schodach, gdzie Sylwia poczuła dotyk, ktoś przed laty zepchnął kobietę w ciąży. Duch tego dziecka mógł być związany z tamtym wydarzeniem, a ból tej tragedii wciąż odbijał się echem w murach pałacu.

Po zakończeniu badań Sylwia wyjawiła nam swoją tajemnicę. Jej wyznanie wstrząsnęło nami równie mocno, jak to, co usłyszeliśmy podczas badania.

— „Mój były partner kiedyś… zepchnął mnie ze schodów. Byłam w ciąży. Poroniłam.”

Słowa Sylwii zapadły w ciszy. W jednej chwili wszystko nabrało nowego znaczenia. Jej doświadczenie wydawało się splecione z historią tego miejsca w sposób, który trudno było zrozumieć. Może to dlatego właśnie ona poczuła dotyk? Może to miejsce przyciągało ją, bo nosiło w sobie energię, która rezonowała z jej własnym bólem?

Opuszczaliśmy pałac w milczeniu. Każdy z nas był pogrążony w swoich myślach, próbując przetrawić to, co właśnie się wydarzyło. Smutek i ciężar tej historii były przytłaczające.

To badanie przypomniało nam, że duchy to nie tylko istoty, które kiedyś żyły — to także nośniki emocji, bólu i tragedii, które wciąż mogą wpływać na tych, którzy z nimi obcują.

Pałac, w którym Sylwia poczuła dotyk, okazał się być miejscem, gdzie przeszłość wciąż żyje, a tragedie sprzed lat rezonują w teraźniejszości. Duch dziecka i historia kobiety zepchniętej ze schodów pozostają tajemnicą, której nie sposób w pełni wyjaśnić.

Ale to wyznanie Sylwii pozostanie z nami na zawsze. Jej ból i odwaga, by podzielić się swoją historią, przypomniały nam, że praca z duchami to także praca z żywymi — z ich emocjami, traumami i niewypowiedzianym bólem.

Pałac Lalek — Spotkanie Pawła z Nefre

Pałac Lalek. Już sama nazwa budziła dreszcz emocji i zapowiedź czegoś niezwykłego. Był to budynek, którego wnętrze zdawało się być zatrzymane w czasie, wypełnione setkami porzuconych lalek — smutnych, zniszczonych, o pustych oczach, które zdawały się patrzeć na nas z każdego kąta. Każdy krok w tym miejscu niósł w sobie ciężar historii, której nie dało się opowiedzieć słowami.

Do tej wyprawy dołączyła dwójka naszych widzów — pasjonaci zjawisk paranormalnych, Nie spodziewaliśmy się, że ich obecność stanie się świadkiem jednej z najbardziej intensywnych i przejmujących nocy w naszej historii.

Wchodząc do pałacu, od razu poczuliśmy, że to miejsce jest inne. Porzucone lalki były wszędzie — na podłodze, na półkach, na parapetach, niektóre zawieszone na sznurkach. Każda z nich wydawała się mieć swoją historię, a razem tworzyły atmosferę, która mroziła krew w żyłach.

W takich miejscach łatwo jest wyczuć ciężką energię, ale w pałacu lalek było coś więcej. To miejsce zdawało się żyć — jakby obserwowało każdy nasz ruch, czekając na odpowiedni moment, by ujawnić swoje tajemnice.

Kulminacyjnym punktem nocy była ślepa sesja, którą postanowiliśmy przeprowadzić na strychu. To miejsce zdawało się być epicentrum aktywności — tam najczęściej słyszano kroki, trzaski i dziwne szepty.

Ewelina, jak zwykle, podjęła się przeprowadzenia sesji. Monika i Paweł stali w pobliżu, a dwójka naszych widzów z zapartym tchem obserwowała, co się dzieje.

To, co zaczęło się jako zwykłe badanie, szybko przerodziło się w coś, co trudno było opisać słowami.

Podczas sesji duchowej Ewelina zaczęła wyraźnie reagować na coś, co działo się wokół niej. Jej włosy poruszały się, jakby niewidzialne ręce delikatnie je dotykały. W powietrzu czuć było dziwne podmuchy, choć nie było tam żadnych okien ani przeciągów.

Nagle Ewelina przerwała sesję, patrząc prosto na Pawła. Jej głos był inny — chłodny, pełen złości.

— „NEFRE” — powiedziała.

To, co miało być standardowym badaniem, przerodziło się w bezpośrednią konfrontację Pawła z Nefre — duchem, który od czasu Osetna zdawał się za nim podążać.

Paweł próbował utrzymać spokój, ale Nefre mówiła dalej, tym razem z większą złością:

— „Zapomniałeś mnie! Byliśmy razem! Jak mogłeś?”

W tamtym momencie cała atmosfera na strychu zmieniła się. Drzwi zaczęły trzaskać, jakby ktoś próbował nas odciąć od wyjścia. Świece, które stały w kręgu wokół Eweliny, nagle zgasły, jakby na rozkaz.

— „To ona” — powiedział Paweł.

Nefre, która dotąd była dla nas jedynie enigmatycznym cieniem, ujawniła coś, co wstrząsnęło nami wszystkimi. Okazało się, że znała Pawła. Nie z tego życia, ale z jego poprzedniego wcielenia.

— „Byliśmy razem. Byłeś moim mężem” — powiedziała przez Ewelinę.

Dla Pawła to było jak przebudzenie. Z jednej strony zaczął przypominać sobie fragmenty, które wydawały się być snem, a z drugiej czuł się kompletnie zagubiony.

— „Ty mnie zostawiłeś. Dlatego tu jestem.”

Podczas tej konfrontacji ilość zjawisk paranormalnych przechodziła ludzkie pojęcie. Drzwi trzaskały, otwierały się i zamykały samoistnie. Świece zgasły na oczach wszystkich, a podmuchy wiatru wydawały się poruszać wyłącznie w miejscu, gdzie stała Ewelina.

To był moment, w którym Nefre zbliżyła się do Pawła w sposób, którego nikt z nas się nie spodziewał. Była nie tylko duchem, ale także bytem związanym z jego przeszłością, jego energią i tym, kim był w poprzednim życiu.

Opuszczając pałac lalek, wszyscy byliśmy wstrząśnięci. To, co miało być jednym z naszych „zwykłych” badań, zamieniło się w osobistą historię Pawła i ducha, który nie potrafił go zostawić.

To badanie nie zamknęło historii Nefre. Wręcz przeciwnie — otworzyło nowy rozdział, który miał wpłynąć na każde nasze kolejne doświadczenie. Pałac Lalek stał się miejscem, gdzie rzeczywistość i duchowość spotkały się w sposób, którego nikt z nas nie mógł przewidzieć.

Autostrada Dusz — Pierwsze Odprowadzenie w Piwnicach

Był to dzień, który zmienił wszystko. Do tej pory nasza praca koncentrowała się na odkrywaniu, dokumentowaniu i próbie zrozumienia świata duchów. Jednak to właśnie tego dnia, za sprawą Moniki i Pana K, zaczęliśmy dostrzegać, że badania to tylko jedna strona medalu. Duchy, które spotykaliśmy, często były zagubione, uwięzione między światami. Czekały na pomoc, której dotąd nie potrafiliśmy im udzielić.

Monika i Pan K wprowadzali nas w świat duchowości już od pewnego czasu. Pan K był niesamowitym teoretykiem, mistrzem słowa i wiedzy. Każda jego opowieść, każde zdanie, które wypowiadał, miało w sobie coś, co rezonowało głęboko w nas samych. Mówił o energii, o świecie dusz, o odpowiedzialności, jaką mamy wobec tych, którzy odeszli, ale nie potrafią znaleźć drogi dalej.

Monika była jego praktycznym przeciwieństwem. Czuła energię z niesamowitą precyzją. Tam, gdzie my zastanawialiśmy się nad przyczyną dziwnego zjawiska, ona już wiedziała. Jej dar słuchania duchów i przekazywania ich słów był czymś, czego nie da się wytłumaczyć logiką, ale nie sposób było tego podważyć.

To właśnie oni postanowili nauczyć nas, jak pomóc duszom przejść na drugą stronę.

Miejsce, do którego trafiliśmy, było idealne na nasze pierwsze odprowadzenie. Stary budynek o bogatej historii, pełen zawiłych korytarzy, piwnic i pomieszczeń, które pamiętały więcej, niż ktokolwiek mógłby opowiedzieć.

Już od pierwszych chwil wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sami. Energia w budynku była gęsta, niemal namacalna. Monika i Pan K zaczęli swoją pracę od prostych słów skierowanych do dusz. Empatia, z jaką K przemawiał, była czymś, co nas poruszyło. Jego głos był spokojny, ciepły, a każde zdanie zdawało się trafiać do celu.

— „Jesteśmy tu, żeby wam pomóc. Możecie odejść, jeśli tylko zechcecie.”

Wkrótce Monika zaczęła wyłapywać imiona, przyczyny śmierci i historie duchów, które tu pozostały.

Imiona, które podawała Monika, potwierdzały się w zapisach historycznych. Nawet sceptycy w naszej grupie nie mogli zaprzeczyć, że to, co działo się na ich oczach, było czymś więcej niż zbiegiem okoliczności.

Najbardziej intensywna część tej nocy miała miejsce w piwnicach. To tam, według Moniki, znajdował się duch mężczyzny, który nie tylko odmawiał odejścia, ale też był wrogo nastawiony do wszystkich wokół.

— „Jest zły. Mówi, że nie potrzebuje pomocy i żebyśmy wynosili się z jego domu” — powiedziała Monika.

Duch groził, przeklinał, ubliżał nam przez urządzenie SB7. Był to pierwszy raz, kiedy w tak bezpośredni sposób odczuliśmy niechęć z tamtej strony.

— „Idźcie precz! To moje miejsce!”

Mimo wszystko Pan K i Monika rozpoczęli proces odprowadzania.

W czasie sesji, jakiej byliśmy świadkami, piwniczne korytarze zmieniły się w coś, co można było nazwać autostradą dla dusz. Przy pomocy ślepej sesji każdy z nas mógł usłyszeć, co dzieje się po drugiej stronie. Padły słowa:

— „Do domu… do światła… do domu dusz…” — nagle jeden z duchów zawołał swoją żonę:

— „Grażyna, chodź!” — dziewczynka powiedziała na głos:

— „Do mamusi!”

Nie widzieliśmy, co się dzieje, ale czuć było, jak atmosfera w piwnicach zmienia się z ciężkiej i mrocznej na lżejszą, spokojniejszą. To było coś, czego nie dało się opisać słowami — czuło się, jakby naprawdę ktoś odchodził, zostawiając to miejsce za sobą.

To przeżycie było dla mnie zwrotem o 180 stopni. Z badacza, który dokumentował świat duchów, stałem się kimś, kto może realnie pomóc. Zrozumiałem, że nasze działania mają wpływ na coś więcej niż naszą wiedzę — mogą zmienić losy tych, którzy utknęli między światami.

Monika i Pan K pokazali nam, że duchowość to nie tylko teoria, ale także praktyka pełna empatii i zrozumienia. Ich praca z duszami była czymś, co otworzyło nam oczy na zupełnie nowy wymiar tego, co robimy.

Ta noc była początkiem nowego rozdziału w naszej pracy. Pierwsze odprowadzenie dusz nie tylko wpłynęło na naszą grupę, ale zmieniło całe moje spojrzenie na świat paranormalny.

Dzięki Monice i Panu K zrozumieliśmy, że duchy to nie tylko byty, które można badać i dokumentować. To istoty, które często potrzebują pomocy, by znaleźć drogę do światła. Tego wieczoru piwnice stały się świadkiem czegoś niezwykłego — miejsca, które od lat trzymało dusze w pułapce, zamieniło się w autostradę do domu dusz.

To było doświadczenie, które na zawsze zmieniło nas wszystkich.

Ostatnia Podróż Nefre — Historia Cynthii i Miłości Przez Wieki

Nefre. Imię, które przez długi czas budziło w nas mieszankę fascynacji i niepokoju. Cała nasza społeczność na YouTube śledziła tę historię z zapartym tchem, rzucając sugestie, teorie i rady dla Pawła, który stał się centralną postacią tej niezwykłej sagi. Czy była to miłość? Nienawiść? Zależność trwająca przez wieki? Jedno było pewne — to, co nas czekało, miało zmienić wszystko.

Po kolejnych badaniach, sesjach i rozmowach wiedzieliśmy, że Nefre porusza się kluczem, którego nie potrafiliśmy zrozumieć. Analizowaliśmy miejsca, w których się pojawiała, mapy z liniami łączącymi kolejne pałace. Przypominaliśmy bardziej detektywów niż badaczy zjawisk paranormalnych. Ale wszystko to prowadziło donikąd.

Kluczowym elementem okazała się Ewelina. To właśnie ona, ze swoją wrażliwością i otwartością na świat duchowy, stała się łącznikiem między Nefre a Pawłem. Kiedy Nefre była w pobliżu, Ewelina czuła żywą nienawiść do Pawła — emocję tak silną, że trudno było ją ignorować.

Dopiero Monika, nasza niezastąpiona łączniczka duchowa, rozwiązała tę zagadkę. Podczas jednej z sesji udało jej się połączyć z widmem Nefre i odkryć prawdę, która wywróciła wszystko do góry nogami.

Pan K wskazał nam, że Nefre nie była imieniem, a słowem w języku tureckim, oznaczającym „nienawiść”. Cynthia — to było prawdziwe imię ducha, który od lat podążał za Pawłem. Była młodą dworką w pałacu w Osetnie, a Paweł, w jednym ze swoich poprzednich wcieleń, był przybyszem z Bliskiego Wschodu.

Monika wyczuła, że Cynthia i Paweł mieli romans. Była to miłość pełna pasji, ale i tragizmu. Cynthia zaszła w ciążę, jednak do porodu nigdy nie doszło — zmarła, najprawdopodobniej z powodu komplikacji. Jej miłość do Pawła była tak silna, że trzymała ją na ziemi przez wieki. Ale z miłości wyrosła też nienawiść — Cynthia winiła Pawła za swoją śmierć i nienarodzone dziecko.

To wyjaśniało, dlaczego nie mógł znaleźć szczęścia w miłości w swoim obecnym życiu. Energia Cynthii była zbyt silna, jej obecność zbyt bliska, by pozwolić mu na stworzenie czegoś nowego.

Wiedzieliśmy, że jedynym sposobem, aby zakończyć tę historię, było powrócenie do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Paweł musiał zmierzyć się z przeszłością i pomóc Cynthii odejść.

Pod osłoną nocy wróciliśmy do Osetna, uzbrojeni w nową wiedzę i narzędzia duchowe. Paweł był gotowy, choć napięcie było wyczuwalne w każdym jego ruchu. Towarzyszył mu Pan K, który miał zadbać o bezpieczeństwo duchowe całej grupy, Monika obserwowała przebieg wydarzeń, a ja wsłuchiwałem się w dźwięki SB7 podczas ślepej sesji.

Kiedy Paweł rozpoczął rozmowę z Nefre, atmosfera w pałacu stała się niemal nie do zniesienia. Burza, która rozpętała się nad Osetnem, była tak silna, że wydawało się, jakby cały budynek drżał. Później dowiedzieliśmy się, że burza była ograniczona tylko do tej okolicy — nigdzie indziej nie zanotowano podobnego zjawiska.

Nefre — Cynthia — pojawiła się w pełni swojej mocy. Była jak huragan emocji. Raz mówiła łagodnie, z miłością, innym razem jej słowa były pełne gniewu. Drzwi trzaskały, okna otwierały się i zamykały w rytm jej odpowiedzi.

— „Ty nic nie rozumiesz!” — krzyknęła przez SB7, jej głos przerywany był przez trzaski i dźwięki burzy.

Paweł, z każdym słowem coraz bardziej zdenerwowany, odpowiadał jej równie szorstko. Wydawało się, że to wszystko zmierza donikąd — aż do momentu, gdy w słuchawkach usłyszałem głos, który wydawał się nie należeć ani do żadnego z duchów, ani do Cynthii.

To był głos pełen ciepła, spokoju i mądrości. Słowa, które wypowiedział, brzmiały:

— „Empatia, Paweł. Empatia.”

Nie wiedziałem, co się dzieje. Moje oczy były zasłonięte, a dźwięki SB7 zagłuszały wszystko inne. Ale te słowa były jak latarnia w ciemności. Przekazałem je Pawłowi, choć sam jeszcze nie rozumiałem ich pełnego znaczenia.

Pan K, który widział, co się dzieje, zareagował natychmiast.

— „Paweł, musisz podejść do niej z empatią. Ona wciąż cię kocha.”

To był moment przełomu. Paweł zmienił ton, zaczął mówić spokojniej, z większym zrozumieniem. Cynthia, początkowo zaskoczona, zaczęła odpowiadać łagodniej.

W końcu Cynthia zgodziła się odejść. Proces odprowadzania był niezwykły — czuło się, jak ciężka energia opuszcza to miejsce, jak burza powoli cichnie. W słuchawkach słyszałem słowa:

— „Do domu… do światła… nareszcie…”

Cynthia zniknęła, ale jej energia pozostawiła ślad w naszych sercach. Paweł poczuł, jakby coś go opuściło, jakby w końcu mógł odetchnąć.

Choć Cynthia odeszła, zdarza się, że wraca. Ale teraz jest inna — ubrana cała na biało, spokojna, szczęśliwa. Paweł mówi, że czuje jej obecność, gdy potrzebuje ochrony, jakby była jego opiekunką w świecie duchowym.

Ostatnia podróż Nefre była historią nieśmiertelnej miłości, bólu i przebaczenia. To była lekcja, że czasami rozwiązaniem nie jest siła, ale empatia i zrozumienie. Cynthia odeszła, ale pozostawiła za sobą historię, która na zawsze zmieniła naszą pracę i życie Pawła.

Moje Pierwsze Samodzielne Odprowadzenie Dusz

Każda droga ma swój początek, moment, w którym musimy wykonać pierwszy krok samodzielnie. Tego wieczoru nie było obok mnie Moniki ani Pana K — osób, które dotychczas prowadziły nas w tych duchowych podróżach. Byłem sam. Jednak, kiedy podczas badań odezwał się do nas mężczyzna, który wyraźnie powiedział, że potrzebuje pomocy, wiedziałem, że nie mogę czekać.

To był moment, w którym teoria i nauki, które otrzymałem, musiały przerodzić się w działanie.

Badania przebiegały spokojnie, przynajmniej na początku. Nasze urządzenia reagowały tylko sporadycznie, a atmosfera była napięta, ale nie przytłaczająca. W pewnym momencie SB7 zaczęło wyraźnie wyłapywać pojedyncze słowa, które układały się w zdania.

— „Pomóż mi…” — padło w eterze.

— „Nie mogę stąd odejść.”

To były słowa pełne bólu i desperacji. Mężczyzna mówił spokojnie, ale w jego głosie wyczuwało się ciężar lat spędzonych w zawieszeniu.

Nie miałem wątpliwości, że mówi do nas duch, który utknął między światami i potrzebował pomocy, by odnaleźć drogę do światła.

Przez chwilę czułem, jakby czas zwolnił. Wiedziałem, że to jest moment, w którym muszę podjąć decyzję. Nie było Moniki ani Pana K, którzy zwykle prowadzili takie procesy, ale nie mogłem pozwolić, żeby ta dusza dalej cierpiała.

Zebrałem się na odwagę. Przywołałem wszystko, czego mnie nauczono, i postanowiłem działać.

— „Dobrze, pomogę ci” — powiedziałem na głos, choć moje serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.

Pierwszym krokiem było wezwanie ducha przewodnika. Skupiłem się na energii, starając się otworzyć na świat duchowy, tak jak Monika mnie nauczyła.

— „Proszę przewodnika, aby przyszedł i pomógł tej duszy. Pokaż drogę, otwórz ścieżkę do domu dusz” — powiedziałem spokojnie, czując, jak wokół mnie zmienia się energia.

Atmosfera stała się cięższa, jakby miejsce zaczęło wibrować czymś większym, niż byłem w stanie opisać.

Rozpoczęliśmy proces przeprowadzania. Mówiłem do ducha mężczyzny, wyjaśniając mu, co się dzieje i że nie musi się bać. Prosiłem go, aby zaufał przewodnikowi i poszedł w stronę światła.

— „To już czas. Możesz odejść. Tam jest twoje miejsce.”

Czułem, jak energia w pokoju się zmienia. To, co było ciężkie i przytłaczające, zaczęło stopniowo się rozluźniać. Przewodnik, którego obecność była niemal namacalna, wydawał się prowadzić mężczyznę, a ja byłem tylko świadkiem tego procesu.

W pewnym momencie przez SB7 padły ostatnie słowa ducha:

— „Dziękuję… jestem w domu.”

To było jak oddech ulgi, który przeszedł przez całe pomieszczenie. Wiedziałem, że proces się zakończył, że ten mężczyzna odnalazł drogę do światła, do domu dusz.

Po wszystkim usiadłem w ciszy, pozwalając, by emocje tej chwili do mnie dotarły. Z jednej strony byłem dumny, że udało mi się samodzielnie przeprowadzić proces odprowadzenia, ale z drugiej strony czułem, jak ogromna odpowiedzialność ciąży na kimś, kto podejmuje się takich działań.

To doświadczenie było dla mnie krokiem milowym w mojej drodze duchowej. Pokazało mi, że to, czego się nauczyłem, ma realne zastosowanie, że mogę pomagać duszom w ich podróży.

Moje pierwsze samodzielne odprowadzenie dusz było nie tylko niezwykłym przeżyciem, ale też lekcją pokory i odpowiedzialności. Zrozumiałem, że pomoc duszom to nie tylko technika i wiedza — to także otwarte serce, odwaga i zaufanie do własnej intuicji.

Tamtej nocy mężczyzna znalazł swój dom, a ja odnalazłem w sobie siłę, by być kimś więcej niż tylko badaczem zjawisk paranormalnych. Byłem latarnikiem, przewodnikiem, kimś, kto mógł realnie wpłynąć na losy drugiej strony. I to uczucie było bezcenne.

Spotkanie z Cieniem — Demon czy Myślokształt?

Każda nasza wyprawa niesie ze sobą element nieprzewidywalności, ale tego, co wydarzyło się tamtej nocy, nikt z nas nie mógł przewidzieć. To była jedna z najbardziej przerażających i zagadkowych sytuacji w naszej historii. Spotkanie, które do dziś pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi.

Pałac, do którego trafiliśmy, był kolejnym przystankiem na naszej mapie badań. Od samego początku dziewczyny — Ewelina i Dosia — mówiły, że widzą w oknie postać zakonnicy. Zanim jeszcze zdążyliśmy rozstawić sprzęt, atmosfera wydawała się napięta, jakby coś czekało, aż przekroczymy próg.

W trakcie badań szybko okazało się, że przypuszczenia dziewczyn mogły być słuszne. Wszystkie odpowiedzi duchów wskazywały na to, że w budynku faktycznie mieścił się kiedyś ośrodek pomocy prowadzony przez zakonnice.

Postanowiliśmy przeprowadzić ślepą sesję, jak zwykle, aby lepiej zrozumieć, z kim lub z czym mamy do czynienia. Ewelina i Dosia, będące „antenami” z zasłoniętymi oczami i słuchawkami na uszach, wsłuchiwały się w dźwięki SB7, a Paweł zadawał pytania.

Początkowo pytania dotyczyły zakonnicy. Duchy potwierdziły, że była obecna, ale atmosfera w pomieszczeniu zaczęła się zmieniać, kiedy Paweł zaczął wątpić w jej intencje.

— „Czy ta zakonnica jest dobra?” — zapytał.

— „Czy może jest straszna? Czy ma czerwone oczy?”

Te pytania brzmiały znajomo. Paweł, jak sam później przyznał, miał w głowie obraz zakonnicy z horroru o Warrenach — postaci opętanej przez demona.

— „Czy to jest… demon?” — zapytał, a odpowiedzi zaczęły być coraz bardziej twierdzące.

W pewnym momencie Paweł podszedł do mnie, wyraźnie zaniepokojony, i powiedział szeptem:

— „Mam wrażenie, że tu jest demon… jego imię zaczyna się na VAL…” — Przerwałem mu natychmiast.

— „Nie wymawiaj tego imienia. Nigdy.”

Chwilę później stało się coś, co zmroziło krew w naszych żyłach. Ewelina, która była w pełni odcięta od otoczenia, nagle wypowiedziała na głos:

— „Valak.”

Atmosfera zgęstniała w jednej chwili. Uczucie paniki, psychotyczne napięcie, gęsia skórka — wszyscy poczuliśmy, że coś się zmieniło. W powietrzu była energia, której nie sposób opisać. Bez zastanowienia wyrwaliśmy dziewczyny ze ślepej sesji i uciekliśmy z pałacu.

Dopiero na zewnątrz opowiedzieliśmy Ewelinie i Dosi, co się wydarzyło. Dziewczyny były śmiertelnie przerażone, ale nie wiedziały, dlaczego tak szybko przerwaliśmy badania. Kiedy usłyszały, że Ewelina wymówiła imię demona, którego wcześniej zasugerował Paweł, nie mogły uwierzyć.

Zadzwoniliśmy do Moniki i Pana K, którzy doradzili nam, jak oczyścić siebie i oddalić się od miejsca. Dopiero po dłuższej chwili udało nam się ochłonąć.

To, co miało miejsce tamtej nocy, pozostaje zagadką. Przez długi czas zastanawiałem się, co to właściwie było.

Czy rzeczywiście mieliśmy do czynienia z demonem? Jeśli tak, dlaczego miałby się przedstawić, skoro istoty tej rangi rzadko to robią?

A może był to myślokształt — wytwór naszych myśli, manifestacja obsesji Pawła na punkcie postaci zakonnicy z filmu? Czy energia tego miejsca mogła „odczytać” jego lęki i użyć ich przeciwko nam?

Istnieje także możliwość, że był to dowcipny duch, który chciał nas wypędzić, wykorzystując naszą wyobraźnię. Ale czy duch może wymówić imię demona? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi.

Najgorsze w tej sytuacji było to, że Paweł od kilku dni obsesyjnie myślał o tej postaci. Jego umysł, pełen sugestii i obrazów, mógł przyciągnąć coś, czego nie potrafiliśmy kontrolować.

Ta noc była dla nas przestrogą — nie tylko w sensie duchowym, ale także mentalnym. Myśli mają moc, a w świecie duchowym każda intencja, każdy obraz, każda obawa może stać się czymś więcej, niż byśmy chcieli.

Do dziś nie wiemy, co dokładnie wydarzyło się tamtej nocy. Demon, myślokształt, czy duch dowcipniś — każda teoria wydaje się równie prawdopodobna, jak nierealna.

Jedno jest pewne — ta noc nauczyła nas ostrożności. Nauczyła nas, że nasze myśli mogą być równie potężne jak energie, z którymi się stykamy. Nauczyła nas, że w tej pracy nie ma miejsca na lekkomyślność ani na zabawy z rzeczami, których nie rozumiemy.

A przede wszystkim — nauczyła nas, że trzeba uważać na to, czego sobie życzymy.

Powrót do Kłody Górowskiej — Walka z Czystym Złem

Kłoda Górowska. Pałac, który jak magnes przyciągał poszukiwaczy prawdy, łowców duchów i badaczy zjawisk paranormalnych. Jego mroczna historia, legenda o kobiecie, która skończyła życie, skacząc z balkonu, oraz energia, która zdawała się wręcz wyciekać z murów, tworzyły miejsce, od którego trudno było się uwolnić.

Dla nas to miejsce miało szczególne znaczenie. Za pierwszym razem poznaliśmy tam ducha Alfreda, właściciela pałacu. Był to człowiek surowy i dumny, który nawet po śmierci nie zamierzał oddać swojej „perełki”. Ale coś więcej kryło się w tych murach. Zła energia kumulowała się w piwnicach — miejsce to zdawało się być epicentrum cierpienia. Podczas poprzednich badań odkryliśmy, że ktoś więził tam dusze dzieci. Wiedzieliśmy, że musimy wrócić i dokończyć to, co zaczęliśmy.

Tym razem byliśmy przygotowani. Pełny skład — ja, Paweł, Dosia, Ewelina, Monika i Pan K — z dodatkiem naszej widzki Anity, która dołączyła do nas jako gość. Wszyscy wiedzieliśmy, że to miejsce nie wybacza błędów. Już od pierwszych chwil czuć było napięcie.

Poruszające się cienie w tle, odgłosy kroków, których nikt z nas nie wykonywał, a nawet moment, kiedy coś wytrąciło mi latarkę z ręki z takim impetem, że wylądowała kilka metrów dalej — wszystko to było jedynie wstępem do tego, co miało nadejść.

Zaczęliśmy badania od sesji z różdżkami, które duchy mogą wykorzystać do wskazywania odpowiedzi na tak lub nie. Gdy rozpocząłem kontakt, atmosfera zgęstniała do granic wytrzymałości.

Nagle wszyscy uczestnicy sesji zaczęli słyszeć w głowie słowa, które duch szeptał im do ucha. Były to wyzwiska, obrazy, szyderstwa — jakby coś chciało nas zdeprecjonować, złamać naszą pewność siebie.

— „Jesteście niczym.”

— „Nie macie tu wstępu.”

Zebraliśmy się w kręgu, starając się odseparować tę energię. Ale było jasne, że pałac nie zamierza oddać swoich tajemnic tak łatwo.

Paweł, nasz najodważniejszy członek, postanowił zejść samotnie do piwnic, by skontaktować się z Alfredem. Piwnice były miejscem, gdzie kumulowała się cała zła energia tego pałacu. Alfred, jak się okazało, zgodził się na polubowną rozmowę, ale było jasne, że nie będzie łatwo.

Przenieśliśmy się do sali balowej, by rozpocząć ślepą sesję. Tym razem miała ona być potrójna — Anita, Ewelina i Dosia słuchały, podczas gdy ja i Pan K prowadziliśmy rozmowę. Monika stała na straży, pełniąc rolę ochronną.

Sesja trwała ponad trzy godziny. Próbowaliśmy przekonać Alfreda i ducha Dawida — dwóch mężczyzn, którzy prawdopodobnie odebrali życie swoim partnerkom — by przeszli dalej.

— „To już czas. Możecie odejść.” — przekonywał Pan K.

Ale ich odpowiedzi były pełne złości i oporu. Nie chcieli słuchać. Powtarzali, że to miejsce należy do nich i nie zamierzają go opuścić.

W pewnym momencie Dosia, wyczerpana energią, musiała zrezygnować z sesji. Zastąpiła ją Monika, a ja przejąłem rolę ochronną. Pan K kontynuował rozmowy, ale coś zaczęło się zmieniać.

W końcu zorientowaliśmy się, że mamy do czynienia z czymś znacznie potężniejszym niż duchy Alfreda i Dawida. Słowa, które padały przez SB7, były przesiąknięte pogardą i mrokiem.

— „Idź do światła” — powiedział Pan K.

— „Nie mogę” — odpowiedział głos.

— „Możesz. Stwórca czeka na ciebie.”

— „Ja jestem bogiem.”

Te słowa były jak zimny prysznic. Wtedy dotarło do nas, że mamy do czynienia nie z Alfredem, a z czymś znacznie gorszym — demonem.

Podczas sesji moja energia zaczęła gwałtownie zanikać. Czułem, jak siły opuszczają mnie z każdą minutą. Nasi przewodnicy duchowi dawali znać, że są wyczerpani.

Pan K wciąż próbował przekonywać byt, by odszedł, ale jego słowa były odbijane przez ścianę szyderstw i przekleństw. W pewnym momencie straciłem przytomność. Obudziłem się klęcząc na podłodze, podnoszony przez resztę ekipy.

Zrozumieliśmy, że musimy się wycofać. Demon był zbyt silny, a nasze energie były na wyczerpaniu.

Opuszczając pałac, czułem mieszankę strachu, złości i niedosytu. Wiedzieliśmy, że nie udało nam się dokończyć tego, co zaczęliśmy. Ale zrozumieliśmy też, że w takich sytuacjach najważniejsze jest bezpieczeństwo — nasze i naszych przewodników.

Czy to był demon? A może Alfred był w stanie przybrać tak mroczną postać, by nas odstraszyć? Nie znam odpowiedzi na te pytania. Ale jedno jest pewne — Kłoda Górowska pozostaje miejscem, które wciąż kryje swoje mroczne tajemnice.

Ta noc była dla nas przypomnieniem, że praca z energiami to nie zabawa. To była konfrontacja z siłą, której nie byliśmy w stanie kontrolować.

Kłoda Górowska to miejsce, które nas przyciąga i jednocześnie odpycha. Wciąż czuję, że nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. Ale wrócimy tam dopiero wtedy, gdy będziemy gotowi — z pełną wiedzą, narzędziami i energią, by zmierzyć się z tym, co kryje się w mroku.

Mam ogromną nadzieję, że udało mi się odpowiednio wprowadzić Ciebie drogi czytelniku w mój świat. Złożony i tajemniczy, pełen zaskakujących zwrotów akcji. Wierzę, że rozumiesz już, dlaczego z niedowiarka stałem się kimś, kto uwierzył i zagłębił się w arkana tego tematu.


Na tym etapie kończy się moja opowieść. Opowiedziałem tyle ile trzeba, aby zrozumieć, że wszystkie rzeczy mają miejsce i dzieją się cały czas wśród nas. Z racji na ciągły kontakt z ludźmi często jestem pytany o wiele rzecze związanych z tą tematyką. Nie uważam się osobiście za autorytet, jednak uznałem, że być może to moja misja życiowa. Skoro los pokierował mnie w tak zawiły temat jakim jest energia, dusze, ich przeprowadzanie na drugą stronę, to nie będzie chyba dziełem przypadku, żebym dzielił się tym dalej. Tym bardziej, że moja intuicja od długiego czasu, podpowiada mi, abym to zrobił.

Dlatego też, chcę podzielić się z Tobą wszystkim co wiem. W dalszej części znajdziesz odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. Chciałem, aby ta książka była swego rodzaju encyklopedią świata duchowego.

Na rynku można znaleźć wiele książek i pozycji traktujących o tej tematyce. Jednak, ja postanowiłem pójść o krok dalej i wiedzę zawartą w każdej z nich przedłożyć tutaj w formie “pigułki”, tak aby każda osoba, która będzie miała tą książkę w rękach mogła poznać odpowiedzi na wszelkie pytania związane z niewidzialnym światem.

Postaram się wyjaśnić absolutnie wszystko co wiem, ale przypomnę raz jeszcze, jest to wiedza, która wynika z moich osobistych przemyśleń i obserwacji.

Przygotuj się na dużą dawkę wiedzy i filozoficznych rozważań. Chcę zabrać Cię w ten świat i pokazać, że wszystko, absolutnie wszystko co nas otacza jest energią.

DUCHY I ŚWIAT PARANORMALNY

Tomas Edison i Radio Duchów — Wynalazca na Granicy Nauki i Spirytualizmu

Wiele rzeczy zawdzięczamy nauce, ale czy badania paranormalne także? Jak się okazuję — tak. Tomas Edison, wizjoner technologii i jeden z największych umysłów swojej epoki, wyróżniał się nie tylko swoją wynalazczością, ale również zdolnością do myślenia nieszablonowego. Jego idea stworzenia „radia duchów” — urządzenia umożliwiającego kontakt z zaświatami — wydaje się być zaskakująca w kontekście jego racjonalnego podejścia do nauki. Ale ta fascynacja mogła mieć korzenie znacznie głębsze, sięgające jego dzieciństwa i wpływu rodziców, którzy byli uczestnikami popularnych w XIX wieku seansów spirytystycznych.


1. Duchowość w domu Edisona


Tomas Edison dorastał w czasach, gdy spirytualizm — ruch, który zakładał możliwość kontaktu ze zmarłymi za pomocą mediów — był niezwykle popularny, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Rodzice Edisona, Samuel i Nancy Edison, byli otwarci na duchowe poszukiwania i podobno uczestniczyli w seansach spirytystycznych. Te spotkania, prowadzone przez media, miały na celu nawiązanie kontaktu z duszami zmarłych, a ich popularność rosła wraz z falą ciekawości i nadziei, jaką wzbudzały.

Młody Tomas, zafascynowany światem nauki i technologii, obserwował te praktyki z mieszanką ciekawości i sceptycyzmu. Choć sam nie wciągnął się w świat spirytystycznych rytuałów, zaczął zastanawiać się, czy można podejść do tej kwestii inaczej — bardziej naukowo, racjonalnie i precyzyjnie.


2. Seanse spirytystyczne a wynalazczość


Edison uważał, że spirytystyczne praktyki, choć fascynujące, są często subiektywne i podatne na oszustwa. Sceptyczny wobec tabliczek ouija, mediów i innych narzędzi używanych podczas seansów, postawił sobie pytanie: „Czy można opracować urządzenie, które wyeliminuje subiektywność i umożliwi obiektywny kontakt z zaświatami?”

Jego odpowiedzią na to było „radio duchów” — teoretyczne urządzenie, które mogłoby rejestrować sygnały energetyczne emitowane przez dusze. Edison wierzył, że jeśli dusze istnieją, to muszą być formą energii, a energia ta, zgodnie z prawami fizyki, powinna być wykrywalna za pomocą odpowiednio czułych instrumentów.


3. Technologia jako narzędzie do odkrywania duchowego świata


Dla Edisona technologia była kluczem do zrozumienia rzeczywistości, w tym również tej duchowej. W przeciwieństwie do spirytualistów, którzy polegali na intuicji i wrażliwości mediów, Edison postrzegał technologię jako sposób na obiektywne badanie niewidzialnych zjawisk. Uważał, że:

— Seanse spirytystyczne są zbyt subiektywne — ich wyniki zależały od emocji i percepcji uczestników.

— Technologia może wyeliminować ludzki błąd — odpowiednio skonstruowane urządzenie mogłoby dostarczyć dowodów na istnienie dusz w sposób niezależny od ludzkiej interpretacji.

— Nauka powinna badać świat duchowy — skoro dusza jest energią, powinna podlegać prawom fizyki, co oznacza, że nauka może ją zrozumieć i zmierzyć.


4. Radio duchów jako wizja „naukowego spirytualizmu”


Pomysł Edisona na „radio duchów” był bezprecedensowy, ponieważ łączył fascynację duchowością z naukowym podejściem. U podstaw jego projektu leżało przekonanie, że energia duszy mogłaby zostać wykryta za pomocą odpowiednio czułego urządzenia. Edison przewidywał, że:

— Urządzenie będzie oparte na czujnikach zdolnych do rejestrowania subtelnych zmian energetycznych.

— Wyniki komunikacji z duszami będą mierzalne i możliwe do zweryfikowania.

— Radio duchów mogłoby działać na zasadzie odbiornika, który wychwytywałby „sygnały” od dusz, podobnie jak radiowe fale elektromagnetyczne.


5. Dlaczego Edison wybrał inną drogę?


Wpływ rodziców i ich zainteresowania spirytualizmem mógł być jednym z powodów, dla których Edison poszukiwał alternatywnego podejścia do badania świata duchowego. Nie odrzucał idei istnienia duszy, ale chciał znaleźć sposób na jej zrozumienie bez konieczności polegania na rytuałach i tradycyjnych praktykach spirytystycznych.

Edison wierzył w naukę jako narzędzie do przekraczania granic znanego i odkrywania tego, co wydaje się niemożliwe. Jego wizja „naukowego spirytualizmu” wyprzedzała swoją epokę i inspirowała późniejsze badania nad zjawiskami paranormalnymi.


6. Dziedzictwo Edisona i wpływ na współczesność


Choć „radio duchów” nigdy nie zostało ukończone, idea ta miała ogromny wpływ na późniejsze próby badania świata duchowego za pomocą technologii. Detektory EVP (elektroniczne głosy duchów), mierniki EMF (pola elektromagnetycznego) i inne urządzenia używane dziś przez badaczy zjawisk paranormalnych można uznać za spadkobierców wizji Edisona.

Wizja, która łączy naukę i duchowość

Tomas Edison, zainspirowany zarówno wpływem rodziców, jak i swoją wiarą w potęgę nauki, próbował znaleźć sposób na zrozumienie świata duchowego poprzez technologię. Jego „radio duchów” pozostaje jednym z najbardziej fascynujących projektów, które łączą naukę i duchowość. Być może Edison nie stworzył urządzenia, które pozwoliłoby nam komunikować się z zaświatami, ale jego pomysł otworzył drzwi do nowych sposobów myślenia o energii, duszy i niewidzialnych siłach, które przenikają nasz świat.


Dowody na Istnienie Zjawisk Paranormalnych — Między Nauką a Tajemnicą


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 56.16