Mojej najdroższej mamie
I wszystkim przyjaciołom
Płomyki
Weź ten płomyk ode mnie
Niech rozgrzeje Ci serce
Niech oświetli Twą drogę
Niech rozwinie Twe żagle.
Trzymaj te płomyki przy sercu
Niech zawsze Ci towarzyszą
Niech będą Twoją ochroną
Niech będą Twoim oparciem
Pamiętaj o tych płomykach
Nawet w złych chwilach, w tych dobrych
Sięgaj po nie, odkrywaj
Przy sobie je proszę, zatrzymaj.
Piękniejesz…
Piękniejesz mi z każdym rankiem
Co blaski na twarz Ci rzuca
Piękniejesz mi z każdym dniem
Od nowa wciąż i od nowa…
Piękniejesz mi w mych ramionach
Gdy oczy swe ciemne zamykasz
I serce otwierasz na oścież
Co w miłości się kąpie promykach…
Piękniejesz wciąż jeszcze bardziej
Aż serce mnie boli z zachwytu
A oczy mgłą mi zachodzą
Od uczuć wielkich przesytu
Nic tak mi w oczach nie rośnie
Jak Twoja sylwetka przy oknie
Gdy ruchem tak delikatnym
Dobudzasz śpiące poranki
Nikt pięknie tak nie pięknieje
Jak oczy Twoje wieczorem
Co iskry mi sypią i tańczą
Mi w głowie ciągle półkolem
I zachwyt ten przeobrażam
W serca me uniesienie
A ty mi piękniejesz, piękniejesz!
Jak gwiazdy na nocnym niebie.
Tęskno mi…
Tęskno mi do czasów, kiedy
Nastrojowym bywał maj.
Gdy poranki mnie wzruszały,
Gdy za oknem szumiał sad.
Tęskno mi do ludzi, których
Nigdy więcej nie zobaczę
I do miejsc, do których wszedłem
Kiedyś, ten ostatni raz.
Tęskno mi do pól i lasów,
Gdzie zostały me wspomnienia
Tęskno do zielonych łąk,
Wśród których snułem marzenia.
Tęskno mi do lat dawniejszych,
Kiedy wszystko prostsze było.
A ta przyszłość tak odległa!
Nawet o niej się nie śniło.
Nic się więcej nie powtórzy
Żadna kartka z kalendarza.
Każdy moment jest już inny.
Trochę starszy, mniej naiwny.
Przyszłość — wielką tajemnicą
Jeszcze tyle na nas czeka
Warto łapać każdy moment
Czas tak szybko nam ucieka
Wciąż mi tęskno,
Lecz do przodu trzeba w życiu ciągle iść
By nie gubić się w pamiątkach
Żeby tak po prostu
Żyć
Synestezja
Uleciały z zapachem lata
Zaplecione w wianki uczucia
Otulone mgiełką radości
Z nadzieją wplątaną we włosy
Dźwięki smutnej piosenki
Cienie lirycznych wspomnień
Perli się mgła na rzęsach
Spada kroplą cierpienia
Barwi się morze marzeniem
Koloru świeżego zachwytu
Tkliwość rozlewa się w dłoniach
A na horyzoncie — czas…
Listy na wiatr
Piszę listy na wiatr
Nie oczekując odpowiedzi
Nie czekając na zwrot
Nie mając nadziei na nic.
Piszę listy na wiatr
Nie szukam w tym wszystkim celu
Czy to ucieczka przed światem?
Czy obawa o siebie samego?
List piszę bez adresata
A chciałbym jednak do kogoś
Żeby ten ktoś się znalazł
I by choć raz odpisał
Piszę listy na wiatr
On w świat je porywa, unosi
Może trafią do kogoś?
Może deszcz je rozszarpie, rozmoczy?
Wiosna
Tak radośnie i tak miło!
Słonko ku nam się zwróciło
Wszędzie jasno i słonecznie
A wszak będzie cieplej jeszcze!
Kwiaty z pąków rozkwitają
Jabłoń stoi w białej szacie
Obok wiśnia — druhna w różu
Stoi dumnie, mimo kurzu.
U ich stóp wędrują dumnie
Mlecze — żółcią błyszczą cudnie
Błyszczą tafle jezior, stawów
W roku chcą dwunastu majów.
Cuda wokół nas się dzieją
W lesie ptaki w głos się śmieją
Każdy lepiej się dziś czuje
Ja przynajmniej nie choruję!
Idę drogą roześmiany
Tyle piękna teraz mamy
Nie jest już jak zimą, sennie
Tak mi wiosennie!
Wiosennie!
Osiecka, Leśmian, Szymborska
Chciałbym być jak Osiecka
Pisać tak szczerze o życiu
Pisać otwarcie o błędach
Pisać sztuki, piosenki
Chciałbym być tak jak Leśmian
Bawić się słowem nowym
Otwierać zmysłowo głowy
Tworzyć subtelne wiersze
Chciałbym być jak Szymborska
Wnikliwie patrzeć na ludzi
Wgłębiać się w rzeczywistość
Być trzeźwym sentymentalistą
Samotni
Samotni
Jak stare buty
Rzucone w daleki kąt szafy
Podarte i postrzępione
Od lat już nieużywane
A przecież nosiły wiernie
Po rozpalonych chodnikach
Zbierały ostre kamienie
Na nic się nie skarżyły
Samotni
Jak drzewo spalone
W które piorun uderzył
Pozbawione kory i nędzne
Z którego opadają gałęzie
A przecież się zieleniło
W każdej cieplejszej porze
Dawało schronienie i cień
Cieszyło swoim widokiem
Samotni
Jak stary park
Który chwastem już zarósł
O którym nikt nie pamięta
Nie zbiera nikt tam konwalii
A przecież ten park pamięta
Radosne okrzyki dzieci
Poufne rozmowy o świcie
I słodkie gesty o zmierzchu
Idę w znoszonych butach
Mijam to martwe drzewo
Za rogiem park pachnie konwalią
A mi tak jakoś nielekko…
Przemijamy
Przemijamy, w szybkim tempie
Przemierzając dni w godziny
Napawając się radością, łzami
Szczęściem, samotnością.
Dokąd?
Dokąd tak biegniemy?
Droga mglista wciąż przed nami
Włosy bielsze, skóra bledsza
Krok w nierównym takcie znika.
A czas płynie i umyka…
Poprzez palce się przelewa
Myśli najróżniejszych tysiąc
Mogłem zrobić to, czy tamto…
Lepiej, gorzej, może wcale?
Mogłem czegoś tu dokonać
W pamięć wryć się pokoleniom
Mgła pochłania me marzenia
Tyle było do spełnienia
Serce bija wciąż i tyka
Czas tak szybko nam umyka.
Co chcesz zrobić, to zrób teraz
Nie wiesz, co Cię jutro czeka
Kiedyś może być za późno
Z żalem wtedy szepniesz:
Trudno.
Pamiętaj…
A gdy już po mnie zostanie
Tylko zdjęcie na ścianie
Nie płacz i nie rozpaczaj
Nie minęłam na zawsze.
Tylko proszę, pamiętaj
Że kiedyś tu byłam
I wspominaj mnie dobrze
Z wesołym uśmiechem, łagodnie…
Zgasłam, odeszłam, minęłam…
Niedługi czas był mi dany
Wiesz, gdybym tylko mogła
Zostałabym jeszcze, mój mały