E-book
17.33
drukowana A5
24.9
Plama po kawie

Bezpłatny fragment - Plama po kawie


5
Objętość:
79 str.
ISBN:
978-83-8189-979-6
E-book
za 17.33
drukowana A5
za 24.9

Rozdział I. Espresso

Impresja

podpalam sjeną wschód

podmuch zrywa liście rzuca je pod nogi

chłonę wiatr zmysłami kołysząc się jak żaglówka

w kierunku spływu

po zachodzie zimno przepływa w splątanych rękach

czekam

obmywam cię z win

zamieniam się w poetę

i tonę w tobie

Trans milczenia

samotność w tłumie gniecie

przeczuwam że gdzieś jesteś

blondynką brunetką

może którąś z moich eks

jeśli piszesz prozę lub erotyki

jakiś dzień mi ciebie sprezentuje

kiedyś się spotkamy

jeszcze nie wpadliśmy na siebie

nie mogę się doczekać

gdy nic nie mówiąc będziemy pić tylko siebie

utoniemy płynąc gondolą po naszej małej Wenecji

telepatia serc połączy nas jak magnes

widzisz jest wiersz tylko ciebie nie ma

pryzmacie

ciągle czekamy nie wiadomo na co

na pogodę i niepogodę

mijamy małe żywoty w mętnych kałużach

kiedy śnimy dźwięk budzika

sprowadza nas na ziemię

oślepieni błyskiem

wciskamy obrączki na palce

z nadzieją że nic nas nie rozdzieli

o udrękach nie chcemy wspominać

byle dobrze się patrzyło


po przebudzeniu wypadamy z siebie

grzmi niebo błyska

kolejna zmiana budzi w nas zdziwienie

znowu się kochamy w domu nazywanym

rajem zakazany owoc krąży w naszych głowach

Triada poznawcza

podobno dusza waży dwadzieścia jeden gramów

najlepiej wiedzą o tym psychoterapeuci

komponując diagnozy


sekretarka podaje kawę w gorącym kubku

pyta czym się zajmuję

mówię — wyjściem z sytuacji


wzrokiem opiera się o mnie

uchylone okno przemyciło prześwity

przeczuwam o pacjentach wie tyle co ja


w poczekalni przeklinam guziki w dżinsach


piszę na kolanie erotyk

niełatwo wyleczyć się z toksycznych ludzi

wypieram strome myśli

ale na kozetce trudno zachować pion


dzielimy się na dziedziczne przypadki

Zwrotnik

czasem myślę że to przeznaczenie

przestawia nas we właściwe miejsca

rysuje rozżarzonym węglem trasy

do punktów wyjścia z których zbaczamy

dłońmi rozmazaliśmy chłodne pejzaże

popychała nas siła gdzieś coraz głębiej

z daleka od siebie ukryliśmy się jak prezenty

które czekają aż ktoś je otworzy

I zajrzy do środka z uśmiechem

rozczarowani życiem

po wielu latach w deszczowy dzień

spotykamy się pod parasolami

zataczając koło

zaskoczeni patrzymy na siebie

i wciąż boimy się przyznać

jak za pierwszym razem

że między nami tli się iskra

I to jednak było to

Tango za marne grosze

zima jest inspirująca odkładam paletę

pewnym krokiem podchodzę do baleriny

zrywam z niej sukienkę


ultramaryna spływa

pociągnięciem pędzla upinam jej włosy

zmieniając walor powoli wnika

ozdabiam ją światłocieniem

kontrasty tańczą

La Cumparsita wprawia w ekspresję nasze ciała


stawiasz krok do przodu i krok do tyłu

z wyciągniętymi do siebie rękoma pozorujemy rytm tanga


wieczorem sprzedaję cię na licytacji

Piruety babuni

na suszarce spódnice pachną lawendą

babcia piłuje pazurki nim przekroczy próg domu

codziennie spotyka wścibskich sąsiadów

z daleka da się zauważyć zmiany

teraz wodzi lubieżnym wzrokiem po górnej półce

z poezją twarda sztuka na wieczorku miękkich liryków

opowiada o kilkunastu kochankach

jakby znów przeleciała Miłosza

Cień śmierci

Wszystko przestało grać

na tarasie zachód słońca

przykrywasz mnie rachunkami

jesteśmy sprasowani kredytem i dziećmi

kiedyś nie rywalizowaliśmy ze sobą

razem piliśmy herbatę

zaczęłaś znikać bez powodu

przestałem podążać

zgodnie z wskazówką twojego zegara

terapia nam nie pomogła

nie dotrzemy do Rzymu

drzwi trzasnęły

to nie tylko moja wina

rzucam kostką

wszyscy szukamy szczęścia

i przesuwamy się o tyle oczek ile wypadnie

tak w nieskończoność

Martwe morze

Pomiędzy odpływającymi żaglami ukryłaś się we mnie.

Nocą, w poszukiwaniach Wielkiej Niedźwiedzicy, gdy skamieniałości tonęły w morzu, szkicowałem na piasku nasz dom.

Nad brzegiem mówiłaś, jak pozbyć się szaleństwa.

Śmierć nie nadejdzie — powtarzałaś.

Powoli fale zabierały ślady.


Wodorosty kleją się do rąk. Butelka bez listu odpływa.

Moja skóra blednie jak horyzont.

Pamięć ma słony smak.

Rejs

zostań naciągniętym żaglem

rozpędzony jak tsunami

z tobą na falach przepłynę cały świat

Zapach pomarańczy

zimowy constans

odbija się czkawką

perspektywa się zmienia

obieram pomarańczę

przerzucam przez sito pragnień

rozwiązuję supeł

z twoich ust wydobywam słodki smak

Zbliżone złudzenia

Mamo, kobiety w twoim wieku tracą wiarę w miłość,

zejdź na ziemię, to tylko ulotne reakcje.

Wszystko, co dobre, szybko się wypala.

Jesteś w szoku? Mnie nie dotknęło, że Święty Mikołaj nie istnieje.

Arkadia runęła jak czerwony mur.

Kiedy wszedłem w dorosłość,

dzikość przerosła ego od środka i wyszła.

Tak ciemne kadry zatoczyły błędne koło.

Życie to nie teleturniej, zegar tyka.

Zacznij cieszyć się życiem po życiu.

Sanktuarium duszy

Maria w czasie modlitwy doznała olśnienia

jest znudzona ludźmi z szarego papieru

wypełnianiem obowiązków jak garnków

znany artysta wykonuje jej specjalną sesję

z góry nuci I will always love you

pada na nią cień podejrzeń

Maria odsłania ciało pozuje

woli tańczyć niż stać w miejscu

jest męczennicą

z naszyjnikiem na piersiach staje się kultowym dziełem

maluje szminką usta

w czasie przerwy fotograf czule związuje jej włosy

później zmienia pozycję i kadr

następuje zbliżenie

Maria czuje się wyjątkowa na planie

w blasku fleszy nie blaknie

jest wciąż nienasycona

przyjmuje święty sakrament — mój boże.

Tanatos

Niedawno

rozmawialiśmy w pociągu

twoja jasna aura

rozświetlała ciemny tunel

byłaś twarda i szlachetna jak diament

mówiąc wszystko było w porządku

ale ktoś nagle cię stąd zabrał

nie pytając o zgodę

ekran w smartfonie wygasł

jeśli gdzieś tam jesteś

mam nadzieję że się uśmiechasz

gdy czytasz ten wiersz

dawno tak nie płakałem

czemu nie zdołałaś się zatrzymać

przed przejściem na drugą stronę

podmuch wiatru zgasił dwadzieścia pięć świec

na twoim grobie

Czary mary

jestem okładką wyrwaną z gazet

trafiłem na blog o szkolnych bohaterach

zabierz mnie w podróż chcę być twoim pragnieniem

z ostatniej chwili

zrzuć koronkę

przepłynę przez ciebie jak przez niespokojny ocean

nie wpadniemy jak śliwka w kompot

może w środku jest coś więcej niż miąższ

nie skończę jak Wojaczek

bądź mi łańcuchem szczęścia górskim kryształem

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 17.33
drukowana A5
za 24.9