E-book
14.7
drukowana A5
39.85
Piraci 2

Bezpłatny fragment - Piraci 2

Kamienna Gwiazda i Kryształowa Perła


Objętość:
185 str.
ISBN:
978-83-8126-321-4
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 39.85

Cudownym Kobietom…

Najlepszym, najwspanialszym przyjaciółkom:

Marcie, Oli i Marzence…

Dziękuję Wam za Waszą obecność, dobre słowo, wsparcie, szczerość i serce pełne przyjaźni!

Dziękuję mojej kochanej mamie — Eli, babci — Ani,

cioci a zarazem matce chrzestnej Ani — one wszystkie zawsze o mnie dbają i wiem,

że na nie zawsze mogę liczyć.

Największe podziękowania kieruję

do siostrzyczki Kasi — jej maleńka,

ale szczera miłość jest dla mnie źródłem motywacji.

Kocham Was moje dziewczyny!

Rozdział I — Spotkanie po latach

Tego dnia pogoda na pełnym morzu niezwykle dopisywała piratom. Przestrzenie majestatycznego, błękitnego oceanu rozcierały się przed okrętem dumnego Johna z wielką gracją, niczym elegancki dywan. Wiatr praktycznie zanikł, jakby poszedł spać w środku dnia. Niebo było czyste, bez żadnych chmurek a słońce wydawało się świecić tak mocno, jakby chciało swoim ciepłem wyparować całą wodę znajdującą się pod obłokami. Ocean delikatnie kołysał się, jakby w rytm miłej kołysanki, robił to praktycznie niezauważalnie dla ludzkich oczu.

Wspaniały, wyremontowany dokładnie statek Johna płynął sobie prosto przed siebie. Nie było widać suchego krańca ziemi, ale piraci woleli zapach świeżej bryzy morskiej niż życie zwykłych szczurów lądowych.

Załoga nie miała konkretnie sprecyzowanego celu do którego teraz podążała. Zdawało się, że wszystkie drogocenne skarby, wyspy i inne takie są już znalezione.

Na razie nie martwili się, gdyż bieda piratom nie groziła. Mieli jeszcze trochę skarbów od Kathariny z Wyspy Umarłych (kim byłą Katherina? Jak być może pamiętamy była to dobra i bardzo młoda czarodziejka, która służyła piratom pomocą zawsze i wszędzie, była ich dobrym aniołem za to, że kiedyś uratowali ją i troszczyli się o nią). Załoga pływała po błękitnym oceanie bez celu.

Dostojny John z wielkim, czarnym kapeluszem na głowie stał oczywiście przy sterze wykonanym z mocnego drewna cedrowego, trzymając go w rękach z wielką pasją i zaangażowaniem. Miał on wymarzony okręt, który budził strach wśród innych piratów i ludzi. Krążyły już o nim nawet legendy a wszystko to przez znalezione kiedyś jednego z największych skarbów, drogocennego naszyjnika — Serca Oceanu. To ono wskrzesiło piratów i ich historie do życia. Przez ostatnie miesiące po przygodzie na Wyspie Umarłych załogę nie spotykały żadne ciekawe, ani pamiętne przygody. Piraci odpoczywali, czcili swoje stare zwycięstwo i mniej więcej tyle robili. Johnowi i reszcie towarzyszy brakowało adrenaliny, ale cóż mogli zrobić, nie było w ich pobliżu niczego ciekawego, co pobudziło by ich do działania.

Wieczorami John przeglądał książki, stare mapy skarbów — szukał idealnego celu, ale jakoś na razie nie znalazł. Większość bajek o skarbach było wymyślonych. Sprawdzanie ich pewnie oderwało by piratów od rutyny, ale po prostu się im obecnie nie chciało. Piraci nadal czekali na odpowiedni bodziec by wzbudzić w sobie wolę zwycięstwa, odnalezienia czegoś wielkiego… Czegoś niezwykłego, co na pewno jeszcze bardziej wysławiłoby ich imiona na morzach i oceanach.

John, albo jak inni na niego czasem mówili — Johnny, mimo swojego dojrzałego wieku nadal wyglądał na bardzo przystojnego mężczyznę. Ramiona miał silne, w głowie poukładane, był inteligentnym człowiekiem, wydawał się niepodważalny przez nikogo we wszystkich możliwych kwestiach, drewniana proteza zamiast nogi nadawała mu tylko odwagi w oczach innych a ciemne karnacja podkreślała jego egzotyczną urodę. Z jego ust nigdy nie schodził sarkastyczny lecz przyjemny uśmieszek.

Philip i Rose pływali na okręcie Johna z resztą załogi. Od ich ślubu minął już ponad rok a mimo to oboje nadal całym sercem się kochali, to było najczystsze uczucie, jakie można było zobaczyć. Kobieta przyzwyczaiła się do życia na pełnym morzu i z tyloma mężczyznami obok. Złotowłosa, piękna Rose nadawała blasku okrętowi pirackiemu, była jego ozdobą. Wyglądała jak nimfa morska wyłoniona z piany. Jej mąż Philip również nie był brzydki a wręcz wyglądał jak młody bóg o ciemnych oczach. Oboje tworzyli wręcz perfekcyjną parę. Każdy dzień był dla nich idealny, bo spędzali go razem.

— Kochanie… — powiedziała Rose do Philipa siedząc sobie w bocianim gnieździe z którego wszystko było dobrze widać. Lubiła tam przebywać, gdyż nikt jej nie przeszkadzał w rozmyślaniu nad życiem.

— Tak? — przytulił ją ukochany.

— Myślę, że już czas byśmy mieli dziecko… — zaśmiała się zmieszana. Wiedziała, że piraci raczej boją się zostać ojcami, ale to w zasadzie normalne zachowanie wśród mężczyzn.

— Dziecko? — zdziwił się Philip.

— Tak, a czemu nie?

— Zdziwiłaś mnie… Myślisz, że dobrze będzie się żyło dziecku na pirackim okręcie? Z dala on innych dzieci? Od stałego lądu? Nie wiem kochanie.

— Ty tak żyłeś…

— Ale to nie było najlepsze rozwiązanie… Nie czuję się jeszcze gotowy na malucha i osobiście wolałbym wychować dziecko na stałym lądzie…

— Ja… Nie chcę już żyć na ziemi. Chcę zostać tutaj…

— Aż tak pokochałaś morze? — zapytał zdziwiony Philip.

— Tak. Jestem pewna, że tutaj zapewnimy naszemu dziecku wszystko czego zapragnie. Pokocha zapach bryzy morskiej jeszcze bardziej niż my! — uśmiechnęła się.

Małżonkowie nie kłócili się nigdy, zawsze starali się załatwić wszelkie sprawy pokojowo. Philip czuł się za młody na dziecko, Rose wręcz przeciwnie, akurat w tej kwestii było im trudno się porozumieć.

— Kocham cię…

— A ja kocham ciebie. — wyszeptała śliczna Rose.

— Moja ukochana. Porozmawiamy o tym innym razem? — temat dzieci zamknął się. Pół księżniczka a zarazem pół piratka wtuliła się w pierś męża i zaczęła wspominać swoją rodzinę.

— Już dawno nie widziałam moich przyrodnich braci Philipie… Edward ma tyle lat… Chyba dziewiętnaście! Młody król Serene, mój braciszek. Wiktor też już jest dorosły, szesnastoletni książę. Czas tak szybko płynie. — zasmuciła się złotowłosa królewna. Dla poddanych z Serene nadal nią przecież była, w końcu zawsze ją kochali a po uratowaniu królestwa przed wiedźmą Kre jeszcze bardziej sławili jej imię jako księżniczki Serene. Philip przytulił ją mocno i ucałował.

— Musimy ich odwiedzić. Poddani też muszą za tobą tęsknić. Myślę, że ty też kochanie trochę tęsknisz do lądu.

— Nie do lądu tylko do mojej rodziny! — zezłościła się.

— Dobrze kochanie.

Słońce bardzo mocno błyszczało a każdy jego promień odbijał się od oczu pięknej Rose, która niespodziewanie zobaczyła obcy okręt.

— Co to jest? — zapytała wyciągając lunetę.

— Jakiś obcy okręt… Jaki duży! Nie wiem czy jest piracki. — zdziwił się Philip i zawołał do załogi by przygotowali się. Nigdy nie wiadomo czego może chcieć od piratów taki statek. Był jeszcze bardzo daleko, ale z każdą chwilą przybliżał się do okrętu Johna. Zazwyczaj wszystkie obce statki omijały Piracki skarb, bo tak nazywał się okręt na którym przebywali chyba, że próbowały się z nim zmierzyć inni piraci, ale oczywiście rzadko się to zdarzało. Wszyscy lękali się statku, który przetrwał Wyspę Umarłych i próby na niej. Obcy okręt był bardzo duży, wykonany z ciemnego drzewa. Miał czarne żagle, a na nich narysowana była perła i dwie kości piszczelowe za nią. Najdziwniejsze było, że załoga składała się z tylko kilku mężczyzn (co widać było przez lunetę), których skóra była bardzo blada. Wyglądali bardziej na martwych, niż żywych. Nie zwracali uwagi na to co dzieje się wokoło nich. Nie ruszali się.

Gdy statek zbliżył się całkowicie nastała ciemność, ale było widać stojącą na pokładzie kobietę, całą ubraną na czarno. Wyglądała na kapitana obcego okrętu w sukience. Jej oczy były czarniuteńkie jak węgiel, miała czarne i długie włosy, była blada jak pozostała część załogi i niezwykle młoda. Dziewczyna miała cygańską urodę. Pewnie była w wieku Rose. Obok niej, nagle pojawiła się druga dama, ale wiele starsza, co widać było po kilku dobrze ukrywanych zmarszczkach na jej twarzy. Miała w sobie wielką charyzmę i widać było, że rozkazywała załodze i młodszej kobiecie, co wskazywało, że musiała być kapitanem okrętu. Kobieta mogła być też matką młodszej panieneczki. Była całkiem do niej podobna. Długie, czarne, piękne, bogate suknie kobiet rozwiewał silny wiatr.

Gdy obcy okręt podpłyną, na statku Johna czuć można było chłód. Kapitan napadłby na ten niezwykły statek, ale złota mu nie brakowało, więc nie było potrzeby. Załoga doświadczonego Johna nie szykowała się więc do bitwy.

Obie damy na interesującym wszystkich statku, wyglądały jakby były w żałobie… Ich załoga zresztą również.

— Kim jesteście i czego chcecie? — zapytał John, gdy okręty stały równolegle do siebie.

Obce kobiety stały z ponurymi minami i patrzyły na piratów, były naprawdę bardzo dziwne.

— Może jeszcze o mnie nie słyszeliście… — zaczęła mówić starsza kobieta — Jestem Czarną Wdową! — powiedziała z uśmieszkiem na ustach. Rose poczuła coś niespotykanego, jakby niebezpieczeństwo wkradało się powoli do jej życia, więc wtuliła się w Philipa i słuchała dialogu między nią i kapitanem Johnem.

— I co? Nie znam takiej! Po co tu przypłynęłaś? Na tych wodach nie ma dla was miejsca… Jesteście kobietami a to już was przekreśla, jako piratów! Czarna Wdowa… co za beznadziejna ksywka! Chcesz na nas zapolować o pani? — zapytał uśmiechnięty John, jakby drwił z dziwnych dam.

— Mogłabym, ale nie chcę, nie teraz. Może potem. Dziś przypłynęłam tylko po nią. Chcę tylko jej! — wskazała palcem na Rose. Piraci zdziwili się. Śliczną Rose przeszedł dreszcz, zwykle nie bała się, ale przy tych kobietach traciła całą odwagę, nie umiała tego wytłumaczyć.

— Po mnie? Dlaczego? Ukochany… czuła, że coś jest nie tak… Nie oddawaj im mnie! — poprosiła cicho załamana dziewczyna. Jeszcze nigdy tak się nie bała, nawet nie wiedziała czego, po prostu czuła, że stanie się zaraz coś złego.

— Nigdy! Nie oddamy jej! — krzyknął Philip z wielką odwagą w sercu.

— Oddacie jeśli nie chcecie, abym was zniszczyła, pozabijała każdego na waszym okręcie. — powiedziała złowieszczo i skierowała wzrok na swoją córkę, tak to wyglądało. Nagle z drzwi na statku kobiet wyszedł mężczyzna, którego twarz skrywała się pod kapeluszem, który był wielki. Nie można było go poznać. Wyglądał zwyczajnie, jak pirat. Nikt nie mógł dostrzec twarzy tego człowieka!

— Witam… — powiedział głośno i wyraźnie.

Rose poznała ten głos. To nie możliwe! To był Bill! Gubernator! To on miał kiedyś zostać mężem księżniczki Rose, ale ona wolała piratów! To ten człowiek niechcący wepchnął swój miecz w ukochaną, zamiast w Philipa a potem zniknął… Jak to możliwe? Wszyscy myśleli, że on nie żyje! Przecież skoczył prosto na skały…

Bill ściągnął kapelusz i wszyscy go rozpoznali. Nastała panika. Załoga Johna była zamurowana widokiem starego znajomego.

— To ty! — krzyknęli piraci. Philip nienawidził Billa za to jak próbował rozdzielić go z Rose. Na początku wszyscy myśleli, że widzą ducha, ale jednak on był prawdziwy. Bill podszedł bliżej i stanął pomiędzy dwoma nietypowymi kobietami.

— To Czarna Wdowa i jej córka Sara. Lepiej się ich bójcie! To bardzo groźne kobiety… — ostrzegł były gubernator spokojnie.

— Czego chcesz? Jak ty wyglądasz? Jak… pirat! Ty żyjesz? — zapytała Rose z wielkim zdziwieniem w oczach.

— Szukałem cię… Nie dam rady żyć, gdy nie jesteś ze mną! Wiem, że przeze mnie prawie umarłaś, ale nie dopuszczę już nigdy więcej do tego! Będę dbał, aby nigdy więcej nic ci się nie stało. Ze mną będziesz bezpieczna. — odpowiedział Bill patrząc w oczy byłej narzeczonej.

— Nie kocham cię! Mam już męża! Przestań myśleć, że będę twoja… — krzyknęła. Philip zdenerwował się i podszedł do barierki, aby skoczyć na nieznany okręt i zabić Billa, ale starsza dama wysunęła rękę i unieszkodliwiła chłopaka odpychając go niewidzialną siłą. Rose natychmiast do niego podbiegła. Jej ukochany leżał na pokładzie i nie mógł się ruszyć. Rosaline przeszedł chłodny dreszcz. Czuła się bezradna.

— Nic mu nie będzie.- powiedział Bill.

— Nie kocham cię! Odejdź z mojego życia! — wołała do mężczyzny, przytulając ukochanego Philipa, który stracił przytomność uderzając głową o maszt.

— Kochasz mnie, tylko o tym jeszcze nie wiesz. Proszę podejdź tu… — powiedział Bill, wyciągając rękę. Rose poinformowała go znakiem głowy, że nie podejdzie.

— Nigdy…

— Nie odpłynę bez ciebie. — nalegał mężczyzna.

— Chcesz mi zniszczyć życie? — zawołała bardzo zdenerwowana kobieta i jej oczy zmieniły kolor na ciemniejszy ze złości.

— Ja… Ja chcę ci je naprawić…

— Jakoś nie jest mi źle! Tu jest mój dom i moje idealne życie! — wykrzyknęła.

— Ze mną ci będzie lepiej.

— Nie! Chyba ten upadek ze skały uszkodził ci głowę… Nie byłeś taki! To jakaś obsesja? Odejdź stąd Bill. Zrozum…

— To nie ważne Rose… Nie odejdę bez ciebie. — powiedział Bill.

— Co? Te kobiety ci pomogły? — zapytał wściekły John. Starsza z kobiet już wyciągała rękę by unieszkodliwić Johna, ale Bill jej nie pozwolił.

— Nie. Rosaline musi tu przyjść dobrowolnie, albo… Czas na plan,,B”, bo widzę, że moja przyszła żona jest nieugięta! Jeszcze wielu rzeczy nie rozumie. — uśmiechnął się.

— Nie rozumie? — zdziwiła się Rose.

— Kochanie, do zobaczenia bardzo niedługo! — powiedział. Johna zdziwiło, że mężczyzna tak szybko im odpuścił. Było to bardzo tajemnicze, przecież Bill miał jakąś obsesję na punkcie Rose, to było widoczne gołym okiem. Jegomość Bill wraz z kobietami odpłyną machając byłej narzeczonej. John chciał już wezwać swoją załogę do walki z Billem jego znajomymi, ale Rose ich powstrzymała.

— Nie róbcie tego! Stójcie!

— Czemu? Popatrz, on nas szantażuje! Wróci po ciebie!

— To nie czas… Te kobiety posiadają magię, popatrz co zrobiły Philipowi! Nie jesteśmy gotowi na walkę… — wyszeptała smutno.

— Dobrze Rose… — zgodził się John.

Philip obudził się po chwili i przytulił ukochaną. Obiecał jej, że nigdy nie pozwoli, by ktoś ich rozdzielił.

To było nie miłe spotkanie po latach z byłym narzeczonym. Kobieta zesmutniała.

— Czułam, że coś się stanie… Boję się… Mam złe przeczucie. Śniło mi się to dzisiaj. — rzekła.

— Nie oddam cię! Rose, nigdy nie pozwolę by ktoś cię skrzywdził! Kocham Cię. — oznajmił Philip.

— Ja ciebie też, ale… czuję, że coś się stanie ukochany… Ja to czuję… Mam złe przeczucie.

Rozdział II — Burza

Piraci nie mogli przestać myśleć o Billu i pięknych lecz dziwnych kobietach. Gdyby z piratami była teraz Katharina… Ona na pewno by pomogła. Po odpłynięciu niespodziewanego gościa — Billa słońce powróciło na niebo, gdyż wcześniej wraz ze straszną łajbą przyfrunęły czarne, gęste chmury. Rose mocno przeczuwała, że coś się stanie… Miała dziwne przeczucie, które ją gnębiło i gryzło od środka, niczym gryzoń spożywający łapczywe ostrymi zębami kawałek miękkiego sera.

— Kochanie, dobrze się czujesz? — zapytał Philip, bardzo zdziwiony nerwowym zachowaniem ukochanej.

— Tak. Naturalnie. To znaczy… nie wiem. Co stało się z Billem? Dlaczego wrócił? Po co mu ja? Kiedyś był inny…

— Wszystko będzie dobrze kochanie…

— A jak ty się czujesz?

— Boli mnie głowa po tych czarach, ale to powinno minąć. — uśmiechną się młody, przystojny pirat.

— Jak to się stało, że on przeżył? — zapytała Rose.

— Nie wiem. A te kobiety… Pierwszy raz słyszę o Czarnej Wdowie i jej córce… — odparł mężczyzna i przytulił żonę. Wtedy przyszedł do nich John:

— Trzeba będzie dowiedzieć się o co chodzi twojemu byłemu narzeczonemu. — powiedział.

— Mam złe przeczucie… — oznajmiła dziewczyna.

— Spokojnie, jestem z tobą. Obiecuję, że nikt nas nie rozdzieli! — przytulił ją Philip. Ich usta się połączyły i nagle… Ni stad, ni zowąd niebo znowu stało się czarne, ponure. Chmury zaczęły zbierać się centralnie nad okrętem Johna. Powoli zaczął też padać silny deszcz, wiatr był tak potężny, że zrywał żagle na statku kapitana Johna. To wszystko rozpętało się w kilka minut.

Z wody zaczął wyłaniać się wir, tańczył z oceanem burząc fale. Nastał ogromny sztorm. Nigdy jeszcze takiego nie było zwłaszcza, że przecież przed chwilą świeciło piękne słoneczko.

Statek bujał się na złowieszczych falach, jak nigdy przedtem. Piraci chwytali się czego popadnie. Ogarnęła ich ciemność. Najdziwniejsze było to w jakim czasie rozpętał się ten sztorm, to stało się tak nagle i wtedy kiedy Rose i Philip pocałowali się. Ciemność, nieokiełznana ciemność. Chłód, przeszywający chłód. Strach, potężny strach.

— Trzymajcie się! — zawołał John widząc nadchodzące fale oceanu, które zmywały ludzi z okrętu. Statek kołysał się tak mocno, że trudno było utrzymać na nim jakąkolwiek równowagę. Ludzie ginęli, wciągało ich do oceanu, jakby do wielkiej paszczy potwora. Do Philipa podszedł ojciec — kapitan John.

— Pomóż mi! Trzeba uciekać, gdyż mój piękny statek tonie! — wskazał na ledwo trzymający się na wodzie okręt:

— Szybko! — wołał kapitan, troszcząc się o załogę. Młody pirat zabrał ukochaną, teraz musieli wydostać się spod połamanego masztu. Statek był dla Johna bardzo ważny a tu nagle nie wiadomo skąd ani nie wiadomo co go niszczyło. Piraci przebijali się przez zniszczony pokład. Udało się im, chociaż było ciężko. To cud, że w większości ludzie przeżyli, ale załoga była bardzo nieszczęśliwa widząc ogrom zniszczeń na okręcie. Mieli tylko trzy szalupy duże. Tych, którzy przeżyli było sporo, brakowało już miejsc.

Fale odbijały się o praktycznie prawie wrak okrętu z niesamowitą siłą. Nagle Rose zakręciło się w głowie i ledwo utrzymała się na nogach.

— Co ci jest? Kochanie? — zapytał Philip. Nagle statek przechylił się w prawo tak, że aż nim wstrząsało. Rose prawie wpadła do zimnego oceanu, na szczęście uratowała ją ręka ukochanego, która trzymała jej dłoń tak mocno, jak tylko umiała.

Fale wznosiły się bardziej i bardziej, jakby czegoś szukały i długo nie potrafiły tego znaleźć, tak jak gdyby były zniecierpliwione i dłużej nie znosiły szukania.

Kolejny wstrząs. Rose wypadła do wody, ale Philip ciągle nie dawał za wygraną. Trzymał ją mocno, tylko ten wiatr… Dłużej nie udało mu się utrzymać ukochanej, jej ręka była za śliska od chlapiącej ją wody…

— Nie dam rady… — Philip siłował się z oceanem. Dziewczyna popatrzyła na niego czule. Wiedziała, że nie ma szans, by wygrać walkę z falami i powiedziała cichutko do męża ze łzą w oku:

— Kocham cię Philipie… — wykrztusiła te słowa z siebie bardzo smutno i po nich wpadła do oceanu, trzymając na sercu swą dłoń z pierścionkiem od ukochanego męża.

— Nie! — krzyczał Philip, ale John powstrzymał go od skoku za ukochaną, gdyż dziewczyna wpadła prosto w centrum niewyobrażalnego sztormu. Nie miała szans. Młody pirat był zrozpaczony! Nagle, kilka sekund po tym jak woda pochłonęła Rose sztorm zniknął. Rozpłyną się, jak gdyby nigdy go nie było.

Słońce pokazało się i na nowo błyszczało, jakby nigdy nic. Wiatr stał się lekkim wietrzykiem, nie było ani śladu deszczu. Ocean uspokoił się. Philip skoczył do wody i panicznie szukał ukochanej. Był zrozpaczony, robił to kilka godzin. John patrzył na resztki jego pięknego okrętu, który stał się praktycznie wrakiem a zarazem myślał o synowej, którą uwielbiał. Załoga i jego syn musieli dopłynąć szalupą na najbliższy ląd.

Philip ocierał twarz, nie mógł uwierzyć jak to wszystko mogło się stać. Obwiniał siebie. Piraci, którzy przeżyli, także dziwnie się czuli. Ich kochana Rose nie żyje? Nigdzie nie było jej ciała mimo, że Philip nie dawał za wygraną i pływał, nurkował, szukał jej. Jak to mogło się stać? Dlaczego ta burza ucichła po zabraniu Rose? Po co w ogóle ten sztorm się pojawił, on musiał być wywołany czarami. Dlaczego? John zauważył wyspę w oddali. To musiała być Wyspa Umarłych, miała jej kształt.

— Katherina… Chyba wie co się stało… Wezwała nas. — zamyślił się John. Dziwnym trafem znaleźli się właśnie na tej wyspie, to nie mógł być przypadek. Philip nie odzywał się, myślał o swojej ukochanej, która najprawdopodobniej bezpowrotnie utonęła w bezkresach majestatycznego oceanu.

— Płyniemy do Kathariny. — rzekł odważny John i popatrzył na swoją załogę pogrążoną w rozpaczy po Rose.

— Niby po co? — zapytali.

— Ona powie nam co się stało… Dlaczego to się stało… Pomoże nam znaleźć ciało Rose… — zasmucił się mówiąc ostatnie słowa. Piraci zgodzili się, Philip wybuchnął atakiem szału, jednak ojciec uspokoił go, biorąc go mocno w swoje objęcia.

Szalupami, które miały dziury p ostatnim ataku sztormu nie dopłynęliby daleko. Najbliżej była Wyspa Umarłych. Na dodatek ich najlepszy statek Piracki Skarb z całym złotem i biżuterią poszedł na dno. Prawie nic nie dało się uratować. Katharina musiała im pomóc i odpowiedzieć na wszystkie pytania. Dla piratów nastał bardzo zły okres.

Rozdział III — Przebudzenie

Rose przebudziła się w miejscu jakiego wcześniej nie znała, ale żyła. Nie wiedziała gdzie jest, ani co się stało. Nic nie mogła sobie przypomnieć. Nie pamiętała swego męża Philipa, ani nawet braci, załogi piratów — nic! Miała całkowitą amnezję. Wiedziała tylko, że teraz leżała na kamiennym stole, miała na sobie czarną suknię zdobioną złotymi koralikami i była w jakiejś jaskini, w której znajdowało się także czyste jeziorko. Rose nic nie pamiętała! Wstała ze stołu i rozejrzała się wkoło po ponurym miejscu.

Każdy, najdrobniejszy dźwięk ją płoszył, gdyż była zupełnie zdezorientowana. Nawet kapanie wody ze skał na tafle jeziora wydawało jej się obce. Dziewczyna zaczęła błądzić, rozglądać się dokoła. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze wody. Sama nawet siebie nie poznała.

Mimo wszystko po kilku minutach odwaga w jej sercu powróciła, nie straciła jej. Ciągle gotowa była walczyć z intruzami, ale teraz nie wiedziała kto jest jej wrogiem. Patrzyła na swoje odbicie na tafli wody i nagle usłyszała czyjejś kroki. Gdzie się schować? Co robić? Wskoczyła i zanurzyła się w jeziorze. Kroki zbliżały się prosto do niej… Te odgłosy… Bała się trochę, ponieważ głowę miała pustą, nie pamiętała nic, ale musiała stawić czoło przeciwnościom. Wyłoniła się lekko, aby nie brakło jej powietrza i z ukrycia patrzyła na troje zbliżających się nieznajomych.

Mężczyznę, miał pewnie koło trzydziestki, ciemne włosy, niebieską koszulę. To był zmieniony Bill, nie ten sprzed ponad roku, kiedy to nosił piękne stroje i białe peruki. Obok mężczyzny stały dwie kobiety. Były do siebie bardzo podobne, ale widać było różnicę wieku tych dam. Rose dostrzegła, że ma na sobie podobną sukienkę. Obcy stali w miejscu i patrzyli na siebie.

— Gdzie ona jest? — zapytał mężczyzna nerwowo.

— Uspokój się Bill! Przecież nie mogła stąd tak po prostu wyjść. Niby jak? Wszędzie są moi martwi ludzie strażnicy i jeszcze my. — uspokajała go starsza kobieta, młodsza zaś przysłuchiwała się rozmowie i patrzyła na piękne jezioro. Wyglądała na wrażliwą kobietę, mimo zgrywania bezdusznej.

— To gdzie ona jest? — zapytał Bill.

— Skąd mam wiedzieć! Nie przewiduję przyszłości, ani gdzie kto sobie poszedł! — zdenerwowała się kobieta. Nagle młodsza podeszła do jeziorka.

— Matko! Bill! Tutaj jest! — zawołała. Mężczyzna natychmiast podbiegł i wyciągał z wody wystraszoną, chociaż trochę agresywną dziewczynę. Rose była po prostu kłębkiem strachu.

— Co ty robisz? Już nie mam do ciebie siły! Kochanie, wychodź! No proszę. — łagodnie przemówił Bill i wyciągnął rękę w kierunku wystraszonej kobiety. Rose patrzyła na niego zaskoczona.

— Co on wygaduje? — pomyślała — Kim jesteś? — zapytała podejrzliwie.

— Nie pamiętasz mnie… Kochanie, jestem twoim narzeczonym. Kochamy się i mieliśmy zamiar się pobrać, ale miałaś wypadek i straciłaś pamięć…

— Co? Ja i ty… — zdziwiła się, spoglądając z dziwną miną na Billa. Dwie kobiety z tyłu też patrzyły na nich, lekko uśmiechając się, ale tak, że nikt tego nie zauważył. Bill popatrzył na Rose. Naprawdę kiedyś był jej narzeczonym, ale ona go nie kochała. Dawnymi czasy Bill był także poważanym politykiem i gubernatorem, ale po niechcącym zranieniu Rose uciekł i wszyscy myśleli, że nie żyje, kiedy skoczył na ostre skały, potem księżniczka Serene wyszła za pirata. Od kiedy poznała Philipa jej życie stało się kolorowe, ale nawet go nie pamiętała. Nie pamiętała nic z przeszłości. Dziewczyna przyglądała się jaskini i Billowi.

— Mam na imię Bill. Ty jesteś Rose. To jest Czarna Wdowa, jej prawdziwe imię to Diana. Ta młodsza ma na imię Sara, jest córką Diany. Jesteśmy twoją jedyną rodziną kochanie. — powiedział Bill i wyciągnął dziewczynę z jeziorka. Początkowo nie dowierzała, ale później powoli zaczęła brać sobie do serca słowa Billa.

— Tak? To dlaczego nic nie pamiętam? — zapytała i odsunęła się o krok od nieznajomych.

— To było wczoraj. Płynęliśmy sobie naszym statkiem, aby… — nagle ucichł — szukamy teraz mapy do potężnego skarbu tym oto okrętem. — mężczyzna wskazał palcem na wyłaniający się zza skał statek. Był piękny i duży. To był ten okręt, którym Bill i kobiety przypłynęli po Rose, gdy jeszcze miała pamięć. Dziewczyna zachowywała się jakby widziała go pierwszy raz, po prostu straciła pamięć. Zaciekawił ją jednak widok czegoś tak majestatycznego.

— Jak nazywa się ten okręt? — zapytała.

— Wiedziałem, że zapytasz. To Czarny Koralowiec. — podniecił się Bill wskazując na okręt.

— Ciekawe… — zamyśliła się Rose.

— Płynęliśmy sobie razem naszym okrętem i nagle nastał silny wiatr, spadł żagiel i uderzył prosto w twoją delikatną głowę… Bałem się, ale na szczęście żyjesz! — ucieszył się Bill.

— I mam w to uwierzyć? — zapytała lekko drwiąca Rose. Kobiety popatrzyły na nią z niedowierzaniem.

— Tak. Przecież to prawda… — powiedział zmieszany Bill.

Dziewczyna popatrzyła na niego i pomachała ramionami.

— No, dobrze. Skoro tak mówisz… I niby ja i ty…

— Tak. — odpowiedział ukochanej były gubernator.

Rose popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

— Nie myślę, że cię kocham… — powiedziała księżniczka niepewnie a mężczyzna tylko się zasmucił. Nic nie odpowiedział.

— Kochałaś i będziesz… Nie można się odkochać kochanie… — poinformował ją Bill i popatrzył na stojące za nim kobiety.

Te stały nieruchomo i tylko dawały mu różne znaki głową.

— Może sobie ciebie przypomnę… — pomyślała Rose.

— Jesteś zła kochaniutka. — powiedziała do niej Czarna Wdowa. Księżniczka — piratka nie wiedziała co powiedzieć myślała, że się przesłyszała.

— Na co mam być zła? — zapytała.

— Na wszystko! Uwielbiasz niszczyć, zabijać i robić to co złe. — uśmiechnęła się.

— Nie chcę. Ja… Nie będę tak robić! — powiedziała stanowczo Rose. Akurat wiedziała co to dobro a co zło. Tego nie da się zapomnieć.

— Nie możesz tak myśleć. Trzeba ci wiele przypomnieć o twoim życiu. — Bill i Wdowa próbowali wmówić zagubionej Rose nieprawdziwe historyjki jej życiu. Chcieli by uwierzyła, że jest zła, że oni są jej jedyną rodziną.

Przecież Rosaline nic nie pamiętała, więc chętnie uwierzyła by nawet w takie brednie. Wdowa wzięła ją za rękę i powiedziała bardzo delikatnie i spokojnie.

— Masz niezwykłą moc. Musisz przypomnieć sobie jaką! Gdy przyjdzie czas, twoja pamięć wróci. Rose, na pewno każdy chciałby mieć jakąś moc… Ty ją masz! Dzięki mnie i Sarze. Oddałyśmy ci kawałek naszej potęgi, abyś mogła władać oceanami. Nie powiem ci dlaczego to potrafisz, ponieważ to mój sekret, ale masz moc i wykorzystuj ją. — mówiła Czarna Wdowa. Dała piratce kawałek swojej mocy, tylko dlatego, że chciała później ją wykorzystać, na pewno nie dlatego, że chciała być miła.

— Jesteście moją rodzina? — zapytała Rosailne.

— Rodziną Billa, więc także twoją. Teraz postaraj się uwolnić wodę w tym małym jeziorku. Władaj nią! Rozkazuj jej! Wzięłam cię tu na naukę, abyś przypomniała sobie. — mówiła kobieta po, której chodził czarny, duży pająk. Dopiero teraz Rose go zobaczyła i przestraszyła się. Nie wierzyła, że ma moc. Zaufała jednak czarnej kobiecie. Wyłożyła rękę nad jeziorko i ułożyła palce w charakterystyczny sposób. Niespodziewanie młodej dziewczynie udało się zawładać wodą z jeziorka. Najpierw sama się zadziwiała, ale potem czuła się wspaniale.

— Popatrzcie! Woda mnie słucha! — rozweseliła się.

— Tak. Możesz z nią wyprawiać co ci się żywnie podoba! Teraz nam wierzysz? — zapytał Bill. Rose popatrzyła na jeziorko, przecież nie miała żadnego innego wyjścia, uwierzyła. Nie ufała jednak dopiero poznanym ludziom w stu procentach, ale jak nie im to komu miała uwierzyć? Wdowa wydawała się dla Rose istotą bez serca…

— Czy byłam kiedyś taka? — zastanawiała się Rose.

— Dobrze. Teraz proszę byś weszła na okręt. Mamy kilka spraw do załatwienia… — zaśmiała się Czarna Wdowa.

— Ale co? — zapytała Rose spokojnym głosem.

— Dowiesz się w swoim czasie. — powiedziała czarna dama i wszyscy wsiedli na pokład. Rose nie wiedziała gdzie płynom, ale czuła, że to, gdzie podążają to nic dobrego. Bill ciągle patrzył na nią jak na jedyną ukochaną a zdezorientowana Rose dziwnie się czuła, ona w tej chwili go nie kochała. Sara, córka Wdowy wyglądała na smutną. Nie mówiła dużo, praktycznie nic. Ciągle patrzyła w ocean, jakby z nim rozmawiała.

— Niedługo sprawa tej… Rose sama się załatwi! — wyszeptała Billowi do ucha Diana, czyli Czarna Wdowa.

Rozdział IV — Pomoc

Piraci byli już blisko Wyspy Umarłych. Nic ich nie atakowało, ani Syreny, ani Harpie a nawet żadna inna żywa istota — po prostu wszystko co złe wokół wyspy zniknęło.

Nieprzyjemne potwory wyniosły się wraz z całym potężnym złem wyspy Czarnego Pirata, którego pokonała niegdyś załoga Johna.

Philip wciąż starał się ukrywać okropny ból, który nosił w sercu po stracie ukochanej. Nie wierzył w to, że zginęła — czuł, że ona gdzieś tam jest i czeka na niego. Ich serca przecież tworzyły jedność a czuł by, gdyby jego części naprawdę już nie było. Nagle oczom załogi Johna ukazała się postać w długiej, przewiewnej białej sukni. Kobieta miała jasne włosy i piwne oczy. Była młoda, czarująca, piękna. To ona dbała o wyspę i to była Katharina. Piraci ucieszyli się.

— Długo na was czekałam. Dobrze, że w końcu przypłynęliście. Dam wam statek, którym popłyniecie… — kobieta nie dokończyła. Przerwał jej zdenerwowany Philip.

— Po co ta burza? Dlaczego? Co z moją ukochaną? Czemu nie powstrzymałaś tego sztormu? — młodzieniec robił czarodziejce wyrzuty.

— To nie ja go powołałam do życia. Jak możesz mnie podejrzewać? Ja tylko chcę wam pomóc… — opowiedziała zła na przyjaciela czarodziejka. Młodemu piratowi zrobiło się głupio. Niesłusznie oskarżył swoją przyjaciółkę.

— Więc kto? Czy maczał w tym palce Bill? Widzieliśmy go dziś. On żyje… Czy to wina Billa? — zapytał powtórnie, aż było widać mu wszystkie żyły na szyi.

— Powiem wam wszystko co wiem. Tą burzę stworzyła kobieta o sercu tak czarnym jak węgiel. Ma na imię Diana, przynajmniej kiedyś tak się nazywała. Teraz chce sławić swe imię wśród wszystkich jako Czarna Wdowa. Ta kobieta jest bliską ciotką Billa. Tak on ma w rodzinie wiedźmę… — powiedziała biała czarodziejka, której włosy wyglądały jakby były pokryte małymi płatkami śniegu.

— Czułem, że to jego sprawka! — krzyknął John.

— W pewnym sensie tak… — odpowiedziała kobieta.

— Czyli jak? — zapytał Philip.

— Twoja Rose żyje. — odpowiedziała przyjaciółka, biorąc chłopaka za rękę, jakby chciała mu ogłosić dobrą nowinę.

Piraci chwilę niedowierzali. Philip ucieszył się ogromnie.

— Wiedziałem! Wiedziałem, że ona żyje! Czułem to. — oznajmił wesoło.

— Cudownie! — powiedział John.

— I ma się dobrze, ale jest pewien problem… — spochmurniała czarodziejka.

— Jaki? Rose żyje, to mi wystarczy! Gdzie ona jest? — zapytał podekscytowany Philip.

— No właśnie… Te dwie kobiety, które były z Billem… One nie są zwykłymi ludźmi… — mówiła smutno, co chwilkę spoglądając na załogę.

— Co one mają wspólnego z tym wszystkim? — zapytał kapitan.

— One wywołały ten sztorm! Burza skończyła się wtedy, gdy Rose wpadłaby do oceanu nad, którym mają władzę… Większą niż ja. Jeśli Rose nie wpadła by do oceanu, sztorm nadal by trwał, aż w końcu potopilibyście się wszyscy a Rose zabrałyby powrotne fale prosto do Czarnej Wdowy.

— Jak to? Przecież to ty masz władzę nad oceanem.

— No niby tak, ale jednak… nie. Ta Diana była kiedyś normalną, nieszczęśliwą i biedną kobietą. Jej mąż ją zdradzał… To była bardzo smutna mężatka… Pewnego dnia urodził jej się syn. To nadało kobiecie sens życia.

Mąż Diany nie interesował się nią, myślał tylko o przyjemnościach, ale syna kochał nad życie i dla niego zawsze miał czas. Któregoś dnia, kobieta nie wytrzymała. Na oczach chłopczyka zabiła męża nożem, przecinając w jego ciele wszystko co się da, zadała mu kilkaset ciosów. Spodobało jej się to… Dziecko bało się matki i uciekło, już nigdy nie znalazła chłopca, mimo tego, że wciąż go szukała… Diana przeżyła szok, gdyż straciła ukochanego i jedynego potomka. Nie rozpaczała jednak bardzo długo. Zabrała majątek po mężu i postanowiła się bardziej wzbogacić, gdyż i tak nic nie miała do stracenia. Zmieniała tożsamości i podróżowała, szukając nowych ofiar. Od tamtej chwili wyszła za mąż się jeszcze dwanaście razy a swych mężów zabijała po kilku dniach. Z szóstym miała córkę, Sarę. Tak przynajmniej słyszałam. Dziewczynka nie chciała być jak matka, ale nie miała wyboru… Widziała jak jej matka zabija kolejnych bogatych naiwniaków.

Któregoś dnia chciała zabić trzynastego męża, jednak on był najmądrzejszym z wszystkich z jej byłych. Mężczyzna obronił się przed atakiem żony i to on miał przewagę. Wywiózł Dianę małą łódką, na pełne morze i tam chciał z nią skończyć. Poza tym mężczyzna dowiedział się, co robiła jego żona z innymi mężczyznami, gdyż przeczytał jej ciemny pamiętnik. Mąż związał jej ręce i wrzucił do oceanu. Kobieta topiła się, ale na dnie oceanu znalazła niesamowity przedmiot. Była to taka jakby druga moc wszechoceanu, po Sercu Oceanu, tak zwana Kryształowa Perła, która dawała moc nad oceanem. Nikt nie wiedział gdzie ona jest, każdy myślał, że to tylko marna legenda a ta po prostu ją znalazła. Niesamowite! Nawet nikt jej nigdy wcześniej nie widział, nie było do niej żadnej mapy… Tylko legendy! Perłę stworzyły już bardzo dawno temu syreny, które marzyły o przejęciu kontroli nad królestwem Posejdona, ale jedna z nich, zdradziła swe siostry syreny i ukradła perłę dla kochanka mórz. Posejdon zamienił wszystkie, jeszcze wtedy piękne syreny w brzydkie istoty. To wszystko zrobił jako kara za spisek wszystkich prócz jednej, która dla niego poświęciła całą swoją rodzinę, a swą kochankę zamienił w nimfę, by jej podziękować i aby umilać sobie przy niej życie. To legenda. Jest wiele legend jak powstały syreny jak wiecie… Perła jednak pewnej gwieździstej nocy, gdy Posejdon przechodził się po oceanie, wypadła mu i zgubiła się. Od tamtej pory nikt jej nie znalazł. A więc, gdy Diana dotknęła kryształową perłę, nie wiedziała, że ta rzecz ma tak wielką moc. Kobieta po prostu wzięła ją do rąk i poczuła, jakby przypływ gwałtownej energii. Mogła oddychać pod wodą i uwolnić się z łańcucha.

Diana wyskoczyła z dna oceanu i zabiła męża falami nad którymi miała pełną władzę. Stała się jeszcze bardziej zła niż wcześniej! Była gotowa zabić każdego kto stanie jej na drodze. Perła nie powinna wpaść w niepowołane ręce, na przykład owej Diany, trzeba ją odzyskać… W legendach opowiadano, że pierwsze perły były łzami aniołów. — Katharina wzięła oddech i popatrzyła na przyjaciół, zmęczona swą opowieścią.

— I co potem? — zapytał Philip.

— Nauczyła się władać Kryształową Perłą. Oddała odrobinkę swej mocy córce, aby i ona mogła nauczyć się zła… Biedna Sara… Potem do ciotki przyszedł biedny Bill, wasz dobry znajomy. Był zrozpaczony, że przeżył, bo myślał, że zabił Rose. Bill nie jest zły, ale zbłądził… Diana pocieszała go, wmawiała mu różne rzeczy, chciała się zemścić na piratach, za to, że zniszczyli bratankowi życie, traktowała Billa jak syna, gdyż jej prawdziwy pierworodni ją opuścił.

— Skąd więc dowiedział się, że Rose żyje? — zapytał Philip bardzo zaskoczony.

— Wszyscy wiedzieli, że ona żyje. Poddani, całe Serene, piraci… Pewnego dnia był na wyspie piratów i tam was zobaczył. Serce mu pękło, gdy widział, jak Rose na ciebie patrzy, jak się kochacie… Teraz ją porwał i sprawił, że Rose nic nie pamięta! Nawet ciebie! — powiedziała Katharina. Philip i John zamyślili się na chwilkę.

— O co w tym chodzi? — myśleli.

— Rose żyje, ale nie pamięta cię. Teraz Bill i Diana wmówili jej jakieś głupoty i przekonują ją do siebie… Na przykład, że Rose jest narzeczoną Billa, że zawsze była zła… Wmawiają jej nawet, iż są rodziną. Nie przypomni sobie ciebie, a ja nie wiem jak przywrócić jej pamięć. Tylko tyle widzę w mojej wizji… Teraz chcą, aby Rose cię zabiła… Wtedy już nigdy nie przypomni sobie przeszłości. Płyną na poszukiwania… Myślę, że powinniście się bać… — zasmuciła się dobra czarodziejka.

— Dlaczego? Moja żona nigdy nie zrobiłaby mi krzywdy. Jakim cudem Rose sama będzie chciała mnie zabić? Ona nie zrobiłaby krzywdy nawet komarowi. Nie możliwe… Muszę przywrócić jej pamięć… — mówił bardzo smutny Philip, ale była w nim jakaś moc. Chciał zmierzyć się z przeciwnościami losu by ukochana przypomniała sobie przeszłość, aby odzyskać żonę. Coraz mocniej nienawidził Billa. Nie mógł zrozumieć jak mężczyzna podał się za narzeczonego jego żony?

— Diana dała Rose trochę swojej mocy, aby twoja żona im uwierzyła. Chcą, aby cię zabiła i wtedy już nigdy nie przypomni sobie o tobie… — odpowiedziała Katherina.

— Czyli moja ukochana może władać falami, oceanem, wodą? — zapytał kolejny raz Philip.

— Niestety tak… Musimy jej przywrócić pamięć! — mocnym głosem powiedziała Katharina i popatrzyła czule na załogę, która wyglądała na przestraszoną całą sytuacją.

Piraci już od dawna mieli wolne od przygód i złych ludzi, wiedźm, czarodziejek…

— Teraz, gdy wiem, że ona żyje, moje serce znowu jest pewne, że ma po co żyć. Tylko myśl, że Rose nic nie pamięta… — wyszeptał cichutko jak mysz Philip, ale Katharina i tak go usłyszała.

— Nie porwaliby jej, gdyby nie istniał jeszcze jakiś powód… Myślisz, że Czarna Wdowa wierzy w miłość? Ona manipuluje Billem, zakochanym w twojej żonie. — zastanawiała się przyjaciółka.

— Jaki ta wiedźma może mieć powód? — zapytał John.

— Nie wiem, ale się dowiem… Popłynę z wami i będę ochraniała was przed wielką mocą Diany, jej córki i Rose… Zaraz! Wdowa jest śmiertelniczką… Tak! Ona po prostu ma Kryształową Perłę, ale nie zginęła i nie ma nieśmiertelności. — rozweseliła się.

— O co chodzi? — zapytał Philip.

— Na pewno szuka sposobu, aby stać się nieśmiertelną! Chce być wielka i potężna a przecież, aż taka młoda nie jest… Zwykle tak robią czarodzieje, którzy chcą być wieczni. Wiem czego szuka! Gwiazda…

— Jaka gwiazda? — zapytał John.

— Kamienna Gwiazda! Dokładnie jej pył! Mam tu mapę do niej. — uświadomiła sobie czarodziejka. Philip znowu zamyślił się. Katharina powiedziała:

— Kamienna Gwiazda to wielka rzecz. Jest bardzo dobrze ukryta przed światłem dnia. Jeszcze nikt jej nie znalazł, oprócz jednego człowieka, Richarda… — cicho wyszeptała to imię.

— Co? Richard! Mój najlepszy przyjaciel? Kiedy? — zadziwił się John tak, że aż zakrztusił się własną śliną. Richard był to jego najlepszy przyjaciel a także ojciec Rose, który zginął poszukując córki. Katharina popatrzyła w niebo.

— Richard jej nie chciał, wolał być śmiertelnikiem, by żyć ze swoją córką, dlatego nie skosztował pyłku gwiazdy. — mówiła smutno.

— On znalazł Kamienną Gwiazdę? Całkiem o niej zapomniałem… Szaleniec! Kiedy? — zdenerwował się John.

— Nie szaleniec! Dobry, uczuciowy człowiek! Myślę, że kiedy szukał córki. — broniła go czarodziejka. Dziewczyna wyciągła zza siebie srebrną, zdobioną gwiazdami busolę i powiedziała wszystkim:

— Musimy znaleźć Kamienną Gwiazdę. Mapa już tu jest. Jeśli ją odnajdziemy to Rose odzyska pamięć!

— Dobrze. Śpieszmy się. Kocham ją.- powiedział młody pirat pewny siebie.

— Opowiem wam o gwieździe później, teraz siadajmy na jeden z moich statków i szukajmy tej mapy. Gwiazda pojawia się raz na jakiś czas a zobaczyć ją może tylko… twoja żona. Wytłumaczę wam, ale nieco później. — krzyknęła i nikt już nie zadawał pytań. Wszyscy wsiedli na statek wyznaczony przez czarodziejkę, załadowali co potrzeba i popłynęli tam, gdzie wskazywała busola. Wiedzieli, że napotkają na swej drodze Wdowę, ale chcieli zobaczyć Rose i sprawić, że ona znowu do nich wróci…

Rozdział V — Pierwszy atak

Czarna Wdowa kierowała swą małą lecz bardzo niebezpieczną załogą, by ta płynęła prosto do statku Johna. Była pewna, że to odpowiedni czas aby zmierzyć się z piratami. Kobieta wysłała czarną mewę, by sprawdziła, gdzie dokładnie znajdują się piraci. Okazało się, że mają nowy okręt od czarodziejki z Wyspy Umarłych. Nie wiedziała jednak, że na nowym okręcie kapitana Johna jest już dobrze znana wśród czarodziejek tych dobrych i tych złych Katharina, posiadająca moc Serca Oceanu. Kolejnym celem Diany miało być zdobycie mapy do Kamiennej Gwiazdy, która ukryta była przed światem na wyspie Katherinny.

Diana chciała, aby Rose jak najszybciej zabiła swoich dawnych przyjaciół i ukochanego męża, którego w ogóle nie pamiętała. Dzięki temu już nigdy nie przypomniałaby sobie dawnego życia co ułatwiło by Billowi przekonanie do siebie byłej narzeczonej. Zdezorientowana nadal Rose przyglądała się załodze smutnych umarłych mężczyzn, którzy wyglądali jakby byli uwięzieni przez Czarną Wdowę. Gdy ktoś źle wykonywał swoją pracę, to Diana dawała mu nieprzyjemne kary, między innymi uderzała ciało kolczastym batem. Sara siedziała na schodach i ona także wyglądała na bardzo smutną. Rose podeszła do niej. Usiadła na skraju schodów i uśmiechnęła się.

— Część! Mało mówisz… Jeszcze cię nie słyszałam a przecież jesteśmy rodziną… Czy tak? Ja nic nie pamiętam… Wiesz, ja nie kocham tego Billa. Myślę, że go nigdy nie pokocham… Jeżeli kiedyś byliśmy razem powinnam czuć, cokolwiek… A tu nic. Nie jestem szczęśliwa, ale czy kiedyś byłam? — zapytała Rose ślicznej i ciemnowłosej dziewczyny. Otworzyła przed nią swoje serce.

— Nikt nie jest szczęśliwy. — odparła młoda kobieta zakrywając włosami swoją delikatną buzię.

— Ale… Dlaczego tak mówisz? — zapytała Rose.

— Po prostu mówię co myślę. Jestem szczera.

— Tak.. Wiesz, jeśli kochałabym tego… Billa, to nie zapomniałabym swej miłości. Miłości nigdy się nie zapomina…

— Skąd ty masz wiedzieć takie rzeczy? Przecież nic nie pamiętasz? — popatrzyła prosto w oczy ślicznej Rosaliny zdziwiona Sara.

— Nie wiem, ale tak czuję. I powiem ci, że na pewno wierzyłam kiedyś w prawdziwą miłość… — powiedziała Rose.

— Nie wiem co o tym myśleć… Jakoś ja nie znalazłam miłości, ale kiedyś szukałam kogoś kto mnie pokocha… W sumie miałam cudownego ojca, ale już go nie mam. W zasadzie nigdy nie zaznałam miłości na długo. Nawet od własnej matki, jestem jej po prostu przydatna… Tak sądzę.

— Nie mów tak! Matka na pewno cię kocha! Nie można nie kochać własnego dziecka. Saro przestań szukać miłości a ona sama zapuka do drzwi twego serca! — uśmiechnęła się.

Sara zamyśliła się nad słowami Rose i wtedy przyszedł Bill z jej matką.

— Jesteśmy już blisko… Tam płyną nasi wrogowie. Zniszcz ich! — krzyknęła Czarna Wdowa.

— Co? Jacy wrogowie? Zrobili nam coś?

— Jakbyśmy ich lubili to nie niszczylibyśmy ich. A ja mówię żebyś ich zatopiła. Jesteś jedną z nas! — powiedziała głośniej kobieta z pająkiem na sukience.

Na obcym statku płynęli zwykli handlarze a nie John i Philip. Widać było, że handlarze są nie bogaci. Bill uśmiechnął się czule do Rose, jakby chcąc ją w sobie rozkochać, ale ona nie odwzajemniała tego uśmiechu. Patrzyła na niego z żalem i ani myślała go pokochać. Coś ją od niego odtrącało. Księżniczka patrzyła też na biedny, mały okręt i nawet nie przyszło jej do głowy, aby go zniszczyć.

— Wyciągnij rękę i użyj swojej mocy! — szeptała jaj na ucho Czarna Wdowa. Bill patrzył na to z uwagą i skupieniem. On nie chciał niszczyć innych statków, ale całkowicie podporządkowywał się Czarnej Wdowie, która mu pomogła.

— Nie… Nie pamiętam, żebym robiła takie rzeczy… — powiedziała Rose odsuwając od wdowy swe delikatne dłonie.

— Masz to zrobić! Musimy być pewni, że przypomniałaś sobie jak to się robi. Masz nie długo zniszczyć naszego odwiecznego wroga kapitana Johna i jego syna Philipa! Niedługo do nich dopłyniemy a ty pozbędziesz się ich raz na zawsze, potem ruszymy na poszukiwania skarbu! Jesteśmy na to gotowi moja droga. — powiedziała Diana. Rose zastanowiła się chwile i powiedziała:

— Philip… — to imię brzmiało jakoś znajomo — Jakie śliczne imię… Jakbym je znała… — gdy dziewczyna to powiedziała, Bill wpadł w atak szału i uderzał ręką w twardy drewniany maszt.

— Okropne! To wróg! Masz go zabić! — mówił a Czarna Wdowa starała się go uspokoić. Ona była całkowicie spokojna.

— Spokojnie kochanie, spokojnie…

— Uspokój się! Niby ja mam za ciebie wyjść? Zachowujesz się jak dziecko! O co ci chodzi? — oburzyła się Rose. Diana zdenerwowała się i uderzyła w buzię Rose. Bill zaczerwienił się i odsunął Czarną Wdowę od swej niby narzeczonej, zależało mu na niej chociaż ona nadal nie wyglądała jakby cos do niego czuła.

— Nigdy nie podnoś ręki na moją ukochaną… — powiedział surowo a wdowa nie odpowiedziała zupełnie nic zadziwiona zachowaniem Billa.

I tak zbliżali się do obcego, biednego statku. Diana podeszła do Rose.

— Zniszcz! — krzyczała Czarna Wdowa, do ucha kobiety, która patrzyła na nic nie mówiącą Sarę. Biedna dziewczyna nie wiedziała co robić, ponieważ czuła, że ma w sercu coś innego niż zło. Niestety Bill i kobiety opowiedzieli jej historyjkę całkiem inną niż by się mogła spodziewać. Wyciągnęła rękę, która lekko zadrżała. Nie mogła tego zrobić, nie mogła zniszczyć zbliżającego się okrętu…

— Nie zabijam… — powiedziała.

— Zrób to!

— Nie… Nie mogę… To bezbronni ludzie. — oznajmiła Rose.

Wdowa nie wytrzymała, podniosła rękę nad siebie i zniszczyła mały stateczek a wraz z nim całą jego załogę pozostawiła na pewną śmierć.

— Tak to się robi! Następnym razem, jeśli mnie nie posłuchasz to pożałujesz! Chciałam żebyś sobie poćwiczyła… Nic, znajdziemy coś innego do praktyki. Cały czas ci pomagamy a ty co? Masz nas słuchać! — powiedziała Czarna Wdowa i poszła do swojej kajuty, trzaskając drzwiami. Bill nic nie powiedział, Sara też. Sami nie wiedzieli czy było im żal Rose czy bardziej bali się Czarnej Wdowy, która była kobietą całkowicie bez serca.

Rozdział VI –,,Po prostu uwierz…”

— Nie jest z nią łatwo wiem, to uparta dziewczyna, ale się uda… — pocieszał swoją ciotkę Bill.

— Oby! Przecież mamy umowę. Musimy tylko odnaleźć mapę… — pomyślała spokojnie Czarna Wdowa i usiadła na rubinowym stołku, bardzo eleganckim. W uszach miała piękne białe perłowe kolczyki. Kobieta bardzo dbała zawsze o swój wygląd.

— Sara ją wyczuje, przekona do nas moją Rose. Przecież wiesz, że dziewczyna ma do tego talent, moja ukochana jej uwierzy. Jesteśmy już blisko. — uśmiechnął się delikatnie Bill.

— Twoja narzeczona nie jest dla mnie najważniejsza… Myślę o mapie i podejrzewam, że ona sama wpadnie w nasze ręce. Sara ma dar wyczuwania różnych rzeczy i mówiła mi dziś, iż mapa się do nas zbliża, to znaczy, że nie ma jej już na Wyspie Umarłych… Jest to zastanawiające… Nie mogę zrozumieć dlaczego… — Diana złapała się za głowę i popatrzyła na stos papierów przed sobą.

— Najważniejsze, że już wkrótce ją znajdziemy! — uśmiechnął się znowu Bill.

— Mam nadzieje. Myślę, że czarodziejka Katherina wyczuwa mnie, moją potężną moc, ale nie jestem pewna czy już pomaga swoim dawnym przyjaciołom. Jeżeli tak to będziemy mieć trochę trudniej, a jeżeli nie… To bez problemu pokonamy piratów. Ta twoja kobieta mnie denerwuje…

— Zobaczysz, Rose nam uwierzy! Nic jej nie rób, mamy umowę, masz jej nie dotykać. — groźnie popatrzył na ciotkę.

— Dobrze, ale mogą być z nią problemy… — zaczęła głośno myśleć.

— Dziękuję, że zabrałaś jej pamięć… Mogę od początku zbudować nasze uczucie…

— Drobiazg, przecież to i dla mnie lepiej, gdy Rose nic nie pamięta. Ta burza, kiedy ją porywaliśmy naprawdę mi się udała! Jak myślisz? — zapytała Billa.

— Tak udała się, ale ciociu Rose… Nie kocha mnie… Nadal wątpi, nie wiem co na to poradzić.

— Na to już nic nie poradzę, nie umiem robić nektarów miłości, ale wiem kto może ci pomóc… Kupidyn — Amor! — powiedziała Diana szyderczym uśmiechem.

— Jak to?

— Wystarczy siła perswazji na Kupidyna i masz eliksir miłości. Rose prawdopodobnie nigdy cię nie pokocha. Mimo, iż nie pamięta Philipa to do niego należy jej serce. Gdy go zabije to po prostu straci swoje serce. Nie będzie czuła już nic chyba, że poprosisz tego aniołka o pomoc. Nie widzisz, że ta dziewczyna brzydzi się tobą? Jakby wyczuwała, że wcale nie jesteś taki dobry…

— Tak, więc zaraz po odnalezieniu twojej Kamiennej Gwiazdy, pójdziemy do Kupidyna. Nie wydaje ci się, że Rose zaczyna pamiętać piratów?

— Nie będzie nic pamiętać chyba, że straci moc, którą jej dałam i poczuje smak prawdziwej miłości. Dałam ją jej tylko dla ciebie. Zmusimy Rose, do zabicia własnego męża i reszty, bo jeżeli on ją w sobie rozkocha… To i ja stracę cząstkę swojej mocy na zawsze i Rose powróci pamięć, więc tego nie chcemy. Nawet bardzo tego nie chcemy! To byłoby okropne! Dobrze, że nie ma raczej na to szans. — zaśmiała się Czarna Wdowa.

— Tak ciociu. Niedługo staniesz się nieśmiertelną panią oceanu! Marzyłaś o tym zawsze. — uśmiechnął się Bill.

— Tak! Wiem! A Rose się nie przejmuj zbyt. Zmuszę Kupidyna do tego by nam pomógł. — powiedziała zła Diana i nagle drzwi do jej kajuty się otworzyły. Stanęła w nich Sara. Była podekscytowana.

— Czuję mapę! Jest gdzieś w pobliżu, a na horyzoncie w oddali widzę obcy statek. — powiedziała.

— A gdzie Rose? — zapytał Bill.

— Patrzy na zbliżający się okręt. Myślę, że to tamci… To chyba nowy statek kapitana Johna. Ciekawe skąd go ma? Pewnie od tej czarodziejki. — poinformowała rodzinę młoda dziewczyna. Diana szybko wybiegła, Bill za nią. Na zbliżającym się okręcie Czarna Wdowa zobaczyła Philipa, który machał do nich prawą ręką, miał kamienną minę. Rose od razu wpadł w oko młody pirat, wpatrzyła się na niego, jak na najpiękniejszy obrazek.

— Kim on jest? — zapytała.

— Na pewno nikim ważnym. — oznajmiła czarownica.

— Chyba nie zamierzacie… — Rose jednak nie dokończyła. Patrzyła na Sarę, która stała dużo dalej niż oni.

— To nasi wrogowie. Mamy ich zniszczyć! — powiedziała Diana, której wiatr rozwiewał czarne jak heban, rozpuszczone włosy.

— Co oni wam zrobili?

— Chcieli zniszczyć ci życie, utrudnić nam znalezienie mapy do skarbu, prawie pozbyli się twojego Billa. To nasi prawdziwi wrogowie, więc musisz znieść ich z powierzchni fal. Zabijmy ich. — mówiła stanowczo czarna kobieta. Rose chciała się jakoś zrehabilitować Billowi i Czarnej Wdowie za to, że nie zniszczyła tamtego statku a, przecież niby jest jedną z nich, a razem są rodziną. Nie pamiętała przecież Philipa, ani piratów. Jednak wcale nie chciała robić im krzywdy. W jej głowie pojawił się mętlik.

— Jakiego skarbu? Wiem o mapie, ale nadal nie mam pojęcia do czego ona prowadzi…

— Do Kamiennej Gwiazdy. Da nam więcej mocy i nieśmiertelność Rose.

— Dobrze… Zrobię to o co prosisz. — szepnęła cicho widząc, że wiedźma jej nie okłamuje.

Sara popatrzyła na nią przez chwilę, było jej żal niczego nie pamiętającej dziewczyny. Zastanawiała się czy zabijanie to najlepszy pomysł, ale Diana nie chciała słyszeć o niczym innym, w jej sercu istniało już tylko zło. Rose była niemal pewna, że musi zniszczyć obcy okręt i jego załogę, bo Czarna Wdowa nie popuści, ale jej serce wołało inaczej.

— Rose! Ukochana! — usłyszała dziewczyna. To głos z obcego statku. Wołał przystojny młodzieniec, o ciemnej karnacji a zarazem mąż księżniczki — Philip.

— On zna moje imię… — powiedziała Rose do Diany.

— Yyy… Tak, bo jest naszym wrogiem. Trzeba znać imię tego kogo się nienawidzi. Wiedzą, że miałaś wypadek i wszystko zapomniałaś! Będą chcieli to wykorzystać.

— Dlaczego jest naszym wrogiem?

— Ponieważ chciał zabić Billa, twojego narzeczonego i zrobić też krzywdę tobie! Mówiłam ci już! — powiedziała oschle Czarna Wdowa.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 39.85