Książkę tę pragnę zadedykować mojej
Jedynej Prawdziwej i Wiecznej Miłości — Dawidowi, dzięki któremu moje życie stało się piękniejsze i dużo bardziej ciekawsze. To dzięki Tobie mam codziennie motywację
by wstać i działać, a także by cieszyć się życiem
Kocham Cię najmocniej.
To z Tobą mogę podzielić się swoimi pomysłami i zawsze we mnie wierzysz.
Dziękuję też moim cudownym rodzicom,
Matiemu — zawsze pomocnemu, zdecydowanie najlepszemu bratu pod Słońcem,
Kasi — najlepszej i najsłodszej siostrzyczce jaka tylko istnieje.
Rozdział I — Okruchy przeszłości
Dzień zapowiadał się nad wyraz pochmurnie. Stado ciemnych obłoków gromadziło się nad pozbawionym życia miastem. Coraz ciemniej, coraz mroczniej, coraz zimniej od przybyłego z nad gniewnego oceanu wiatru. Z każdą chwilą stawał się on coraz mocniejszy. Uderzał on o fale z taką siłą, że zdawało się, iż skazane są one na wielki ból. Resztki promieni słońca zniknęły gdzieś za horyzontem, stało się to tak nagle, wręcz niepostrzeżenie. Nad całym miasteczkiem wysokie drzewa i niskie krzewy zaczęły energicznie falować, niektóre sprawiały wrażenie jakby kładły się na ziemi, modląc się i całując ją a potem odtrącane przez nią wracały na swoje miejsce i to naprzemiennie powtarzało się.
Wiatr był już tak potężny, że porywał dachy słabszych budynków, wybijał szyby w oknach rzucając na nie wszelkie przedmioty znalezione na swojej drodze i niszczył wszystko w pobliżu. Zaczął też siąpić drobniutki deszczyk, ale bardzo szybko zamienił się on w dziką ulewę. Padał na drogę, łąki, pobliskie pola, drzewa, kwiaty, domy, plażę, ocean. Tworzyły się coraz większe kałuże. To już nie była tylko ulewa, na ciemnym niebie pojawiły się bowiem lśniące pioruny. Co kilka sekund rozdzierały niebo, dając mocne światło. Były one niezwykle przerażające. Silny deszcz bębnił o szyby i dachy, jakby chciał wedrzeć się do środka budynków. Woda wystąpiła z przepełnionych przydrożnych rowów i płynęła już szarą ulicą. Z rynien spływały wzburzone strumienie ulewy. Wyglądało jakby sznury świeżej, rwącej rzeki oplątywały niegdyś przeciętne budynki.
Po kilkudziesięciu minutach strasznej burzy błyskawice i pioruny osłabły, deszcz powoli ustawał a ciemne chmury szybko oddalały się w kierunku zachodnim, na niebie znowu pojawiły się promienie słońca — tworząc kolorową, przepiękną tęczę. Wyglądało to niezwykle magicznie! Tęcza, drobny deszczyk, odchodzące w dal ciemne chmury… Krajobraz katastroficzny przerodził się w piękny, zapierający dech w piersiach. Ludzie powoli zaczęli wychylać swoje buzie zza okien.
W tym czasie w małej, niechlujnej, przeciekającej od deszczu izbie niedaleko portu, na nędznym łóżku zbitym ze starych desek powoli umierała kobieta. W jej ciemnych oczach widać było jak bardzo jest słaba i jak cierpi. Czoło miała całe mokre od bólu, przykryte wilgotną szmatą, która łagodzić miała jej wysoką gorączkę a jej ciemne, kręcone włosy były pomierzwione. Widać było, iż dawno ich nie rozczesywała, prawdopodobnie z braku sił. Na sobie miała skromną sukienkę o bordowym odcieniu. Mimo swojego młodego wieku wiedziała, że już nie wiele czasu jej pozostało… Choroba bezlitośnie ją wykańczała. Ból jaki przeżywała był tak wielki, że nie dało się opisać go żadnymi słowami. Kobiecie na imię było Izabella, ale znajomi wołali na nią Bella.
Oczy schorowanej dziewczyny były wypełnione słonymi łzami, którymi patrzyła na załamanego mężczyznę siedzącego przy jej łóżku i ściskającego jej dłoń. Słychać było też głośny płacz dziecka, który dobiegał z drewnianej kołyski stojącej przy drzwiach pokoiku. Leżał w niej mały, bezbronny chłopczyk, także o niezwykle ciemnych włosach i ślicznej buźce.
Mężczyzna przy łóżku cierpiącej Izabelli wydawał się oprócz tego, że załamany nade wszystko bardzo zamyślony. Jego czarne oczy wypełnione były żałością, miał gęsty zarost, który oddawał wyraziste rysy jego zasmuconej teraz twarzy, zniszczone ubranie, które wskazywało na to, iż odbył jakąś długą podróż. Niski głos wysokiego mężczyzny wypełniony był goryczą. Mężczyzna nie miał też nogi, a w jej miejscu znajdowała się drewniana proteza.
— Nie umieraj… — mówił starając się być twardy — Proszę… Nie zdążyłem… Przepraszam. Nie wiedziałem, że tak się to skończy… Chciałem dobrze. Kocham cię Izabello. Musisz żyć, ze względu na mnie i naszego cudownego synka… Popatrz na niego. Jakie ma śliczne oczka… Dokładnie takie jak ty. I ten mały nosek — też po tobie! Bello, bez ciebie nasze życie nie ma sensu… Ja… Ja sobie nie poradzę. Przepraszam za wszystko… Gdybym wtedy nie odjechał… Kocham cię… — mówił przez łzy wielki kapitan John. Jego ukochana położyła mu na usta palec jakby chciała go uspokoić. Pirat nigdy nie płakał, ponieważ to nie przystało dorosłemu mężczyźnie, a na dodatek był znanym wojownikiem i duma mu na to nie pozwalała, ale dziś miał do tego pełne prawo. Jogo ukochana umierała, a przecież ta kobieta była całym jego światem. Dzięki niej John zapominał o wszystkich troskach, problemach, nieprzyjemnościach i o otaczającym go złu całego świata. Kto by pomyślał — zakochany pirat?! Ale tak, to była szczera prawda. Nikt na wyspie tak nikogo nie kochał jak John kochał Izabellę. Mógłby oddać za nią życie, gdyby tylko tak można było.
— To już koniec ukochany… — szeptała cicho Izabella, aby nie wysilać się za bardzo z powodu bólu i dodała: — Opiekuj się naszym małym skarbem. Niech wyrośnie z niego silny, zdrowy i mądry chłopak, wychowuj go dobrze. Kocham go najbardziej na świecie wiesz o tym, więc spełnij to moje ostatnie życzenie! — poprosiła resztką sił. Potem zaczęła ściągać piękny szafirowy pierścionek z palca, był to prezent zaręczynowy od Johna.
— Gdy kiedyś mój kochany synek się zakocha to daj mu ten pierścień, aby podarował go swojej wybrance… Wiem, że to był twój prezent dla mnie, ale wiesz… mi się już nie przyda… Malec będzie miał po mnie pamiątkę… Powiedz mu, że go kocham i zrób z niego wielkiego człowieka… Niech będzie dobrym człowiekiem… — uśmiechnęła się spokojnie, jakby cieszyła się, że może przed śmiercią popatrzeć w oczy swojej jedynej, prawdziwej miłości.
— Przepraszam… — odparł John drżącym głosem — Gdybym cię wtedy nie zostawił… Nigdy sobie tego nie wybaczę! Jak mogłem?
— Przestań! Już dawno ci wybaczyłam ukochany. Miało być inaczej, ale życie… Takie jest życie… Kocham was! — mówiła spokojnie — Zawsze będę przy was obecna… Wyobrażajcie sobie, że jestem jak ciepły wiatr na słonecznej plaży… Nie musicie mnie przecież widzieć, ale będziecie mnie czuć. Nigdy was nie opuszczę. Opiekuj się… — To były ostatnie słowa młodej i ciężko chorej kobiety. John przytulił jej delikatne ciało mocno do piersi i zaśpiewał jej do ucha kołysankę, którą kiedyś nucił jej na plaży podczas pierwszych miłosnych spotkań w blasku księżyca.
Temu przyglądał się zza drzwi pokoiku przyjaciel Johna — Richard cierpiał on przecież tak samo, był on bowiem bardzo wrażliwy. Podszedł do przyjaciela poklepał go po ramieniu i powiedział:
— Wszystko się ułoży. Przynajmniej się pożegnałeś… Ty zyskałeś chociaż całego i zdrowego synka. A ja? Nawet nie powiedziałem Elizabeth jak ja kocham! Mojej ukochanej już tu nie ma. — zezłościł się.
— Richard… — łzy popłynęły z oczu pirata.
— Ten łajdak, który mi to zrobił gorzko za to zapłaci! Zabrał mi wszystko co miałem! Jedyną kobietę, które kochałem i córkę. Muszę je odnaleźć! Mam nadzieję, że nie jest za późno. — powiedział bezdźwięcznie Richard i wyszedł, nie mogąc znieść straty swojej i swojego najlepszego przyjaciela. Stanął nad brzegiem oceanu, przyklęknął i zawołał głośno: — Odnajdę was! Przyrzekam!
Od teraz życie przyjaciół miało się zmienić. Kiedyś żyli normalnie, jak prawdziwi piraci a dziś dowiedzieli się tylu nowych rzeczy… Nagle stali się ojcami i niestety niespełnionymi mężami. Doświadczeni przez los John i Richard byli bardzo młodzi i jak inni mieli jeszcze wczoraj swoje piękne marzenia. Niektóre z nich były niesamowite i naprawdę trudne do zrealizowania: chcieli zostać kapitanami pirackich okrętów, największymi rozbójnikami na wszystkich wodach. Pragnęli przygód! Od dziecka marzyli, by znaleźć pełne kufry skarbów, poznać niezwykłe postacie mieszkające na pełnych morzach i oceanach.
Piraci poznali się bardzo dawno temu w niewielkiej wiosce Bastillani, gdy zaczęli prowadzić bitwy,,na miecze” z drewna w wieku czterech lat. Żyli bez ojców, nawet ich nie znali, gdyż ci również byli piratami, więc mali chłopcy wiedzieli jakie to straszne być sierotami. Ich matki były zwykłymi, wiejskimi kobietami a także najlepszymi przyjaciółkami, po prostu poznały się pewnego dnia na targu i odkryły, że świetnie się rozumieją, widziały swych ukochanych tylko raz a potem ślad po piratach zaginął.
Dzieci wychowywały same, ale robiły to najlepiej jak umiały. Richard i John dorastali w podobnych warunkach co bardzo ich zbliżyło do sobie i stali się najlepszymi przyjaciółmi. Razem broili, uciekali przed zdenerwowanymi matkami, które z przerażeniem patrzyły jak dzieci skaczą po dachach i zaczepiają starsze kobiety wrzucając im do dekoltów ropuchy, kradli też chleb i dawali go małym, głodnym dziewczynkom, które patrzyły na nich z podziwem jak na bohaterów, budowali też stateczki z drewna i kartek papieru. Posiadali wspólne marzenia i oboje, jak ich ojcowie zostali piratami. Mieli to po prostu we krwi, mimo iż ich matki chciały dla nich innej przyszłości. Obiecali im jednak, że będą dbali o swoje dzieci, gdyby czasem mieli je w przyszłości i nie zostawią potomstwa na pastwę losu, jak ich ojcowie mimo, że zostaną sławnymi morskimi rozbójnikami. Mali chłopcy i ich marzenia… Lata mijały a John i Richard dorastali. Szybko opuścili dom i osiągnęli swój cel — zostali prawdziwymi piratami.
John miał zawsze powodzenie u kobiet. Był niesamowicie przystojny, szarmancki a do tego bardzo niegrzeczny, co przyciągało młode panny. Jego ramiona były tak silne, że podnosił on nawet najcięższe drewniane kłody, ciało miał opalone a do kontrastu nosił śnieżno białą koszulę, która zwykle była rozpięta, brązową kamizelkę, skórzany pas przy którym miał swoje uzbrojenie — pistolet i szpadę. Zamiast jednej nogi miał drewnianą protezę, ponieważ kiedyś pogryzł go potężny rekin. Na szczęście uratował go najlepszy przyjaciel. John był bardzo odważny, niczego się nie lękał, sprytny, często postępował bez zastanowienia, nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Mimo tego, że uwielbiał dziewczyny, nigdy żadnej nie darzył szczerym uczuciem, bawił się nimi… dopóki nie poznał tej jedynej. Nie kochał nikogo dopóki nie poznał Izabelli. Ona odmieniła jego życie. Mógłby oddać za tą kobietę swoje życie, ale Bella zachorowała i nie było dla niej żadnego ratunku.
Richard, przyjaciel Johna także szczycił się siłą, odwagą lecz i niezwykłą mądrością. Zawsze wszystko miał przemyślane i obliczone jak tylko umiał. Kierował się w życiu nauką. Jego jasne, długie, proste włosy zawsze odbijały złociste światło słoneczne, posiadał przepaskę na oku, ponieważ kiedyś walczył z dzikimi ptakami, zostawiony na środku oceanu przywiązany do dryfujących beczek i wydzióbały mu je. Opaska jednak dodawała mu tylko wdzięku! Wszyscy go znali, gdyż dokonywał wielu rabunków i innych pirackich sztuczek. Już wiele razy groziła mu śmierć. Zawsze zdołał uciec. Wymyślał wspaniałe plany, które zwykle ratowały wszystkich z opresji. Richard po prostu myślał logicznie i lubił się uczyć, poznawać nowe rzeczy. Którejś nocy Richarda i Johna zastał straszliwy sztorm, który zniszczył ich cały okręt! Ich załoga nie była wielka, ale wśród nich przeżył tylko przyjaciele, którzy zdążyli dopłynąć do najbliższego brzegu na dryfującej desce. Coś nad nimi czuwało, aby przeżyli… Dotarli do wyspy Serene, małego spokojnego państewka. Umierający, dopiero co ocierający się o śmierć leżeli na brzegu piaskowej wysepki.
Dostrzegły ich dwie spacerujące piękne przyjaciółki, ubrane w zwiewne, białe suknie i zaopiekowały się nimi, chociaż wiedziały, iż to piraci i najprawdopodobniej według obowiązującego prawa zostaliby skazani na tak zwany stryczek. Jeśli ktoś by się dowiedział o tym co zrobiły kobiety to groziła by za to całej czwórce kara. Dziewczyny wiedziały tatuaże na ramieniu Johna i na plecach Richarda, które wskazywały na częste przekraczanie granic prawa. Piękne kobiety zachwyciły się mężczyznami a nazywały się one Izabella i Elizabeth.
Izabella miała ciemne, długie włosy, ciemną cerę i piękne, piwne oczy. Wyglądała jak anioł. Jej serce było bardzo dobre, zawsze wszystkim pomagała, lubiła czytać dzieciom bajki, kochała zwierzęta, a szczególnie kotki i nigdy nie kłamała. Dziewczyna nie lubiła się stroić, ale i tak we wszystkim wyglądała ślicznie. Elizabeth natomiast miała czysto morskie — błękitne oczy, jasne jak słońce, krótkie włosy i delikatną skórę koloru mąki, skontrastowała się ze swoją koleżanką. Żaden mężczyzna nie mógł przejść obok niej obojętnie i nawet na nią nie spojrzeć. Miała pełno adoratorów, gdyż wyglądała jak morska nimfa.
Kobiety od razu zakochały się w nowo poznanych piratach a przyjaciele odwzajemniali to uczucie zaraz po odzyskaniu przytomności, postąpili wbrew pirackim zasadom. Na wyspie mężczyźni doszli do sił i byli gotowi do kolejnych wyzwań. Pierwszy raz się naprawdę zakochali. Kochankowie spędzali z sobą dużo czasu, jednak w końcu musieli się chwilowo rozstać. Richard i John postanowili znaleźć magiczny naszyjnik Serce Oceanu, aby załatwić swoim pięknym narzeczonym wielkie bogactwo a sobie sławę wśród reszty piratów i spełnić swoje marzenie. Wtedy każdy chciał zdobyć ten niesamowity klejnot a oni byli już blisko! Mieli mapy segregowane przez lata, tropy poprzedników i hart ducha. Kobiety zgodziły się na tę propozycję, mimo wielkiego ryzyka, ale po ich powrocie mieli się już nigdy nie rozstawać z ukochanymi, pobrać się i żyć długo i szczęśliwie.
Przed rozstaniem piraci ofiarowali swoim ukochanym piękne pierścienie, które znaleźli kiedyś na dnie morza, w zatopionym okręcie. To były prześliczne prezenty. Potem piraci wypłynęli na pełne morze. Nie wiedzieli jednak, że ich wybranki serca są już z nimi w ciąży. Ukrywały to, gdyż wiedziały, że ta podróż jest ważna, że to spełnienie marzeń ich narzeczonych, ale bardzo cieszyły się ze swojego stanu.
Pod nieobecność piratów syn króla Serene — Ludwik przejeżdżając przez miasteczko zakochał się w pięknej — Elizabeth, a raczej zauroczył się nią i zapragnął jej. To uczucie nie było odwzajemniane. Elizabeth kochała tylko i wyłącznie Richarda. Gdy książę dowiedział się o ciąży dziewczyny i zrozumiał, że takiej nie będzie mógł przedstawić ojcu porwał ją, więził, później oszukał wszystkich, że to z nim jest w ciąży i zmusił biedną Elizabeth do małżeństwa, był to pewnego rodzaju mezalians, jednak kobieta była bogatą szlachcianką. Kobieta przeżywała katorgi tęskniąc za ukochanym i marzyła tylko o tym, aby znów spotkać swojego pirata. Co dziennie wychodziła na brzeg oceanu i wysyłała listy w butelce, jednak ani jeden nie dotarł do pirata. Po kilku miesiącach przyszedł czas rozwiązania. Poród okazał się bardzo ciężki.
— Proszę nazwij ją Rosaline… — powiedziała do Ludwika. Ten zgodził się. Imię Rosaline pochodziło od łacińskich słów rosa (róża) i lilium (lilia), ponieważ były to ulubione kwiaty Elizabeth. Kobieta wiedziała, że jej ukochany pirat będzie pewien, iż to jego córka, obiecała przecież Richardowi wierność do końca życia.
Mała dziewczynka miała matczyne, niebiańskie oczy i niesamowitą urodę, odróżniała się od innych małych panienek.
Elizabeth urodziła dziewczynkę, przeżyła ciężki poród, ale niestety nie wytrzymała już więzienia króla Ludwika. Rzuciła się z najwyższej wieży do oceanu. Nie przeżyła tego. Może i dla jednych byłoby to nieodpowiedzialne zachowanie, ale Elizabeth była bardzo słaba emocjonalnie, Ludwik nie był dobrym mężem, terroryzował kobietę, zdradzał i bawił się nią, jednak mała Rose jakby odmieniła go. Mimo całego zła w sercu spodobała się mu mała dziewczynka i zaczął traktować ją jak prawdziwą córkę i chciał dla niej wszystkiego co najlepsze.
Nikt nie znał prawdy co do małej księżniczki, oprócz Ludwika, ale ten pokochał Rosalinę i chciał by dziecko żyło w luksusie i szczęściu. Traktował ją jak córkę i wychowywał na księżniczkę, dostojną pannę z manierami. Ludwik wierzył, iż Rose to jego własne dziecko mimo, że miał oprócz niej później jeszcze dwóch młodszych o kilka lat synów Wiktora i Edwarda, ponieważ ożenił się powtórnie z inną kobietą księżniczką Marakuncji, która zmarła, gdy Rose miała już 15 lat, kobieta również bardzo kochała dziewczynkę tak, że mimo, iż Rose nie była dzieckiem królewskim została z pośród wszystkich dzieci najmocniej otaczana miłością.
Po kilku długich miesiącach John i Richard powrócili po długiej wyprawie niestety bez naszyjnika, klejnotów i sławy do swych ukochanych, ale zastali tylko chorą Izabellę i małe dziecko w kołysce. Kobieta miała ciężko chore płuca, nie było dla niej ratunku. Męczyła się już od ładnych kilku tygodni i na dodatek jeszcze ciąża była dla niej wielkim wysiłkiem, ale wierzyła, że jej ukochany wróci i zajmie się dzieckiem. Tylko myśl o synku nie dawała jej usnąć w spokoju. Chciała by mały był bezpieczny.
Przed śmiercią kobieta opowiedziała piratom historię swoją i to co spotkało Elizabeth, przynajmniej to co wiedziała, gdyż od kiedy zabrał ją król nie wiedziała co działo się z przyjaciółką. Opowiedziana historia zaszczepiła w Richardzie wielką wolę zemsty, która potem trwałą w nim niezaspokojona przez lata.
Richard doszedł do prawdy i wiele razy próbował odzyskać córkę, ale bez żadnych skutków, chodź najlepiej ze wszystkich władał bronią białą i każdy się go bał. Dziewczynka była bardzo mocno strzeżona i nikt bez zgody króla nie mógł się do niej dostać. Mało kto znał w ogóle jej imię, ponieważ Ludwik dbał o stu procentowe bezpieczeństwo małej. Rosaline dorastała i była bardzo mądrą, piękną królewną, która jednak miała w sobie coś z piratów, a dokładnie z tatusia, gdyż wszędzie było jej pełno, była w gorącej wodzie kąpana. Kochała przygody i z natury była bardzo zwinna, szybka, odważna! Miała też dobre serce a z jej twarzy nigdy nie znikał promienny, różowy uśmiech.
Nowy król kochał małą Rose, dlatego nie mógł pozwolić, aby ta poznała prawdę a tym bardziej poddani, gdyż królewna musiałaby zostać ogłoszona bękartem, albo trzeba byłoby ją zabić a on przecież kochał,,swoje” dziecko, król myślał więc nad jakimś wspaniałym rozwiązaniem tej sprawy z Richardem, który ciągle włamywał się do pałacu, rozgłaszał pobliskiej ludności, że Rose jest jego, ale wtedy wieśniacy brali go za chorego psychicznie wariata. Po długich poszukiwaniach, przy pomocy swojej kompanii Ludwik zabił Ricka: najpierw podstępem zwabił go do pałacu, aby pokazać mu córkę i prawie sprytny pirat porwał maleńką wtedy córeczkę, ale nie udało się, został złapany i potem powieszono go na dziedzińcu. Mężczyzna nigdy nie widział swojej jedynej córki dłużej niż kilka minut, a król pozostał spokojny o siebie i dziewczynkę… Teraz naprawdę nikt miał nie znać jego tajemnicy.
John z kolei nie zrezygnował z bycia piratem, zabrał synka na własny statek, gdzie chłopiec nauczył się piratować, walczyć, żyć. Młody mężczyzna nie wiedział o wydarzeniach z przeszłości, John jednak często opowiadał mu o matce, nie wiedział co stało się z Richardem, myślał, że córeczka jego przyjaciela zginęła jak i Elizabeth a gdy usłyszał o zabójstwie Richarda przez króla wściekł się, jednak bał się, że jego przyjaciel naprawdę oszalał i chciał porwać królewską córkę. Było mu go żal a nie był wstanie pomścić przyjaciela ze względu na to, iż jemu też mogłaby grozić śmierć a wtedy malec zostałby sam.
John nigdy nie próbował znaleźć swojemu synkowi nowej matki, nie zapomniał o swojej ukochanej Izabelli. Przeciwnie, coraz częściej o niej myślał i przypominał sobie jej słowa o wietrze. Często siadał wieczorami na dziobie statku, patrzył w gwiazdy, bo wiedział, że jedną z nich na pewno jest jego ukochana i delektował się powiewem wiatru dotykającym jego policzki.
Może i jego szczęście z Izabellą trwało krótko, ale było prawdziwe. Od jej śmierci nie pieścił już ust innej kobiety, mimo, że ona na pewno chciałaby szczęścia swego ukochanego. Bardzo zabolała go śmierć swego największego skarbu. Rzadko, kiedy piraci są tak uczuciowi.
Jego synkiem — Philipem opiekowała się później Katharine — przyjaciółka a zarazem czarodziejka, która także wiele w życiu przeszła mimo, że była tak bardzo młodą osobą, bo miała zaledwie dwadzieścia kilka lat. Dzięki niej chłopiec wyrastał na wspaniałego człowieka, nauczyła go czytać, pisać i wielu innych rzeczy, których John nauczyć by nie umiał. Kapitan John nie chciał by jego syn się kiedykolwiek zakochał, ponieważ bał się, iż przeżyje to, co on na własnej skórze — śmierć ukochanej, która wyciśnie w jego duszy piętno smutku i jeszcze się nie pozbiera. Gdyby nie mały chłopiec, John nie miałby już dla kogo żyć. Wszystko musiało się teraz jakoś ułożyć… Kapitan wiedział, że musi starać się wychować syna tak, jak mu poleciła jego ukochana. Kochał go i zamierzał o niego dbać, uczyć miłości i otaczać go opiekom.
Rozdział II — Nieproszony narzeczony
Pierwsze promyki wschodzącego słońca obudziły śpiącą księżniczkę, która uśmiechnęła się na widok tak pięknego krajobrazu za oknem a później zaczęła wpatrywać się w kremowy sufit swej olbrzymiej sypialni. Nagle wbiegła ruchliwa służąca o imieniu Lilly. Była ona stosunkowo niska, wesoła, miła i zawsze chętna do pracy. Służąca królewna Rose były jak siostry i najlepsze przyjaciółki, bez względu na pochodzenie. Nie dzieliła ich duża różnica wieku, ani jakieś szczególne poglądy oprócz tego, że jedna była wykształcona a druga nie. Młodziutkie kobiety zawsze się dogadywały.
— Witaj Rosaline! Panienko, musisz dziś wyglądać olśniewająco! — krzyczała potrzepana Lilly -Zgadnij kto przyjedzie na śniadanie?! — spytała spragniona szybkiej odpowiedzi, jednak nie czekała na nią tylko dodała pośpiesznie: — Nasz przystojny gubernator, Bill Silver! — i westchnęła głośno. Królewna zrobiła kwaśną minę, jakby właśnie zjadała całą cytrynę.
— Iiii?! To nie jest dla mnie nikt ważny, to przyjaciel ojca. Załatwiają razem interesy. Nie muszę się dla niego stroić kochaniutka! — rozzłościła się Rose i zaczęła się przeciągać na łózku, jakby chciała jeszcze trochę pospać.
— Oj musisz! To ideał na męża! Ty powinnaś już szukać swego wybranka! Chcesz zostać starą panną?! Co? Bill jest uroczy, piękny, delikatny, wrażliwy, namiętny, czuły, odważny, mądry… — broniła Billa służąca, pomagając ubrać Rosaline w gorset do czerwonej sukni z małymi, śnieżnymi falbankami.
— Skąd ty to wiesz? Nie znasz go prawie. Ja potrzebuję innego mężczyzny… Prawdziwego faceta. Nie wiem jeszcze jaki ma dokładnie być, ale wiem, że gdy takiegoż poznam od razu będę to wiedziała. A nawet jeśli się dłużej zastanowię to nie musi mieć samych nienagannych cech, wystarczy żeby był dla mnie idealny. Wystarczy mi, że na jego widok serce będzie biło mi tak mocno, iż prawie wyrwie się z mej piersi — mówiła teatralnie- I gdy tylko na mnie popatrzy, ja powolutku się oderwę od otaczającej mnie rzeczywistości, gdy się do mnie uśmiechnie to z pewnością wyląduję w centrum samego nieba. I na samą iskierkę jego dotyku pojawi się we mnie stado malutkich motylków, podarowanych przez samego boga miłości — Erosa. A na dźwięk jego głosu będę poiła się melodią tak piękną, że moja dusza obmywałaby się w najsłodszym miodzie tej zieli. I patrząc na niego wiedziałabym, że jest mi wszystkim i nie wahałabym się oddać za niego życie. Tylko jego oczy byłyby kluczem do mego serca. Będę już na zawsze tylko tego mężczyzny. Wiem, że gubernator nie jest złym człowiekiem, dokonał wiele w swoim życiu i w ogóle, ale… -zamyśliła się- nie kocham go i nie czuję by mogłoby się to kiedyś zmienić. Możemy się najwyżej przyjaźnić. Wiesz, ja wierzę w romantyczną miłość.
— Przestań! Poetka się znalazła… Jesteś zbyt wybredna! Bill posiada wszystkie wymarzone cechy! — Oburzyła się Lilly i w pokoju zapadła cisza. Rose nie chciała się dłużej kłócić, machnęła ramionami i chwilę odczekała, popatrzyła przez okienko na wspaniały widok rozciągającego się jak wielkie prześcieradło oceanu.
Dziewczyna miała swój pokoik bardzo wysoko, gdyż ojciec już dawno temu przeznaczył go dla swojej córki. Rosaline była wtedy niemowlakiem a król mówił, że zrobił to by nie groziła jej żadna krzywda. Rose już przyzwyczaiła się już do tej,,opiekuńczości”. W sumie kochała ojca, który dbał o nią bardziej niż o kogokolwiek innego.
Księżniczka ubrała się i wyszła z pokoiku, ale nie śpieszyła się aby zdążyć punktualnie na uroczyste śniadanie, szła bardzo powoli, gdy zauważyła kogoś ze służby zaczynała rozmowę. Po długim spacerze trafiła na salę, gdzie przy wielkim stole czekał już ojciec i wystrojony… gubernator. Miał on na głowie białą perukę, jak przystało na tamte czasy i specjalny strój. Jego oczy były łagodnie zielone a twarz jasna i przyjemna dla oka.
Gdy Rose weszła do wielkiej jadalni to obaj dostojni mężczyźni wstali i ukłonili się grzecznie, tak jak na panów wypada. Dziewczynę ten widok nie dziwił, szła dumnie i powoli jakby chciała pokazać, że jest najważniejsza na sali. Liczyła na to, że gubernatorowi zabraknie czasu na dłuższe pogawentki i sobie pójdzie, ale Bill patrzył na nią z podziwem, gdyż księżniczka Rosaline miała proste, długie i jasne włosy, idealnie niebieskie oczy, delikatnie bladą cerę i była najpiękniejsza w całym królestwie! Rose nigdy jeszcze nie spodobał się żaden mężczyzna, aż tak by go pokochała i chciała z nim spędzić resztę życia, czekała na tego jedynego, wiedziała jednak, że jest królewną Serene i będzie musiała wyjść za tego, którego wskaże jej ojciec, dla dobra królestwa a nie z prawdziwej miłości.
Dziewczyna była z charakteru trochę jak… mężczyzna! Lubiła się bić, uprawiać wszelkie sporty, szczególnie jeździć konno. Jej serce było pełne dobra i miłości do otaczających ją ludzi. Wszyscy ją kochali i nie mogli odgadnąć na kogóż to się dziewczyna podała, gdyż Ludwik był dla nich groźnym władcą.
— Córko moja droga! — Przemawiał król — Długo rozmawiałem z naszym gubernatorem i… -przerwał- A tak w ogóle to, dlaczego tak długo kazałaś na siebie czekać? Dziś to chyba twój rekord moja panno!
— Wiem ojcze. Przepraszam najmocniej! Spotkałam tyle życzliwych twarzy… — Rose przeprosiła. Król popatrzył na nią i wykonał gest głową, jakby chciał powiedzieć,,Moja mała niezdara…” Księżniczka popatrzyła na siedzącego po prawej stronie Billa i szybko skryła twarz w delikatnych, bladych dłoniach. Gubernator uśmiechnął się lekko i popatrzył z wielką słodyczą na cudowną dziewczynę. Był przystojnym i bardzo mądrym mężczyzną i bardzo bogatym… Tytuł i wielką fortunę odziedziczył po nie dawno zmarłym ojcu. Król wiedział, iż jego gość jest bogatszy od niego, bo przecież Serene było małą wyspą. Teraz jeszcze raz patrzył prosto na śliczną dziewczynę i posłał jej serdeczny uśmiech. Księżniczka udawała jednak, że zajmuje się spożywaniem posiłku i całkowicie nie zwraca uwagi na gościa. Bawiła się sztućcami, oglądała je i spoglądała w okno.
— Córko… — powiedział król lecz królewna przerwała mu szybko:
— Tak wiem ojcze! Dziś mam tyle zajęć. Francuski, Hiszpański, szermierka, jazda konno, malowanie, taniec… Ach! Co chcesz? Ojcze nie mam czasu, aby zająć się naszym gościem. Z całym szacunkiem gubernatorze, ale muszę dbać o swoje wykształcenie.
— Księżniczko Rosaline, przestań! O co ci chodzi? Nagle pamiętasz cały plan dnia? Ciekawe… Nie ważne, mam wspaniałą nowinę. Chciałem ci powiedzieć, że gubernator poprosił mnie o twoją rękę.- Zapadła cisza. Wszyscy obecni na sali patrzyli na reakcję księżniczki, której nagle wypadła z ręki filiżanka pełna gorącej herbaty. Stłukła się na setki kawałeczków! Bezruch- tak właśnie było najlepiej opisać tą chwilę.
— Co? — Rose spytała cicho. Zbladła jeszcze bardziej. Nie wiedziała co powiedzieć. Bill nie był jej ideałem i jedynym, najukochańszym mężczyzną (to wiedziała na pewno), ale jeśli odmówi ojciec będzie wściekły a i tak będzie musiała wyjść za gubernatora, który od dawna starał się o jej rękę, podobno nie mógł dłużej czekać na odpowiedź, chciał założyć rodzinę, gdyż miał już 30 lat. Musiał wiedzieć teraz. Powinność księżniczki to poślubić dobrą partię… Ojciec i bracia Rose też go lubili, więc co mogła zrobić?
— Ja… Ja… A ty się zgodziłeś? — zmieszała się księżniczka.
— Tak. Oczywiście.- uśmiechnął się ojciec.
— Yyyy… Ja… Kręci się mi w głowie… — Rose wyszła pośpiesznie z sali prosto do swojego pokoju. Wiedziała jedną rzecz, że nigdy nie będzie chciała wyjść na Billa. Pobiegła do swojej komnaty i zatrzasnęła za sobą drzwi do pokoju. Gubernator zmieszał się, ale król go uspokajał. Znał dziewczynę i wiedział, że nic jej nie będzie. Przynajmniej tak podejrzewał.
— Spokojnie. Za bardzo ją rozpieściłem… Ona myśli, że jeszcze nie czas na jakiekolwiek małżeństwo i, że jest za młoda. To zdecydowanie jej błędne postrzeganie świata, które narodziło się z tych wszystkich bajek opowiadanych jej przez moją drugą zmarłą żonę.Gdy kiedyś się pytałem o ciebie Rosaline powiedziała, że jesteś wspaniałym człowiekiem. Już ja z nią porozmawiam.- krzyknął król i pobiegł za rozzłoszczoną córką. Bill nie sprzeciwiał się królowi, gdyż był zauroczony dziewczyną i chciał jak najszybciej zostać jej mężem, czuł się teraz tylko trochę zmieszany. Siadł nerwowo na swoim krześle a oczy całej służby wpatrzone były prosto w jego wizerunek.
— Co ty wyprawiasz Rosaline! — zdenerwował się król, który wbiegł do pokoju dziewczyny. Ta nie płakała, bo była silna, ale wydawała się rozdrażniona. Prawdę mówiąc cała wypełniona była furią! Jej twarz nabrała rumieńców.
— Ja? Co ty wyprawiasz?! Wydajesz mnie za tego… tego… Nie chcę wyjść za mąż… Nie jestem gotowa…
— Milcz! Do zakonu nie pójdziesz, choć pewnie i tak nie chcesz… Z tego co widzę, naczytałaś się bajek, ale jesteś księżniczką i zrobisz co najlepsze dla naszego państewka. Zostaniesz żoną gubernatora choćby nie wiem co! On jest bogatszy od wielu królów razem wziętych. Ma wiele zysków ze swych dziesiątek kolonii, wiosek i królestw. Myślę, że mógłby być nawet królem, ale jest taki skromny! Będziesz z nim i koniec rozmowy! Masz mi więcej takich przedstawień nie robić! Miłość przyjdzie z czasem… — król wyszedł, dostawiając córkę samą.
Rose wyszła ze swojej sypialni i weszła do drugiego pomieszczenia — łazienki, która była połączona z pokojem i także należała do dziewczyny. Królewna była po prostu wściekła! Czuła, że gdzieś tam ktoś na nią czeka, chciała przeżyć wielką miłość… Teraz miała w głowie tylko jedno — jak się wymigać od ślubu?! Miała przeczucie, że to będzie bardzo trudne.
— Wiktor i Edward mi nie pomogą. Oni uwielbiają tego… Billa! Lilly także go wielbi! Chętnie sama by za niego wyszła! Oj nie mam szans.- Wtedy wbiegli jej młodsi bracia.
— Słyszeliśmy, że wychodzisz za mąż! Za Billa! Ale będziesz bogata! Ha, ha, ha! Nareszcie! Masz już przecież 17 lat. Stara panna! Chłopcy mieli z kolei lat 15 i 13. Uwielbiali drażnić siostrę i skakać po jej miękkim łóżku, choć nie wolno było im tego, ponieważ tak nie wypadało książętom. Teraz właśnie łamali obowiązujące zasady i wygłupiali się.
— Dość! Wynoście się stąd! Szybko! — podniosła głos zdenerwowana Rosaline.
— No co ty?! Nie! Nasza Rosunia ma narzeczonego! Rosunia wychodzi za Billa! Muszę mu powiedzieć, żeby zabrał mnie na swoje wyspy! Rose wychodzi za Billa! Nareszcie! — śmiali się chłopcy a ona wzięła ich za uszy i wyciągał ze swojej komnaty. Bali się jej troszkę, gdyż drobna siostra i tak najlepiej walczyła rękami i nożami. Wiele razy pokonała braci w walce, po czym chłopcy się złościli, przecież była dziewczyną.
— I lepiej żebym was tu więcej nie zobaczyła! — pożegnała chłopców, potem usiadła na łóżku i myślała co teraz zrobić… Lilly przyszła do niej i poklepała ją po ramieniu.
— Wszystko będzie dobrze księżniczko. Gubernator to dobry człowiek i ideał męża…
— Daj mi spokój! Jeszcze ciebie mi tu brakowało! Wiedziałaś o tym? Wyjdź stąd! — zdenerwowała się Rose, ale jeszcze nie płakała, po prostu nadal była bestialsko wściekła! Wtedy Lilly przestała chwalić Billa i odeszła od królewny zamykając za sobą drzwi. Rosaline została sama, myślała nas swoim życiem i zastanawiała się czy księżniczki nigdy nie mogą wyjść za mąż z miłości?! Kobieta jeszcze nigdy nie była tak naprawdę zakochana, a teraz to już wiedziała, że prawdziwa miłość jej nie doświadczy. Jej życie nie miało już takiego wielkiego sensu, bo nie miało już marzenia. Wcześniej nie wiedziała jeszcze po co tak na prawdę żyje. Tylko uczyła się i uczyła… Załatwiała różne interesy. Zero prawdziwej rozrywki. Cały czas musiała zachowywać się jak dama i słuchać króla. Miała marzenie, by zrozumieć co jest w życiu sensem, by poznać prawdziwą miłość a teraz… Straciła nadzieję.
— Teraz wiem, że miłość nie istnieje… Te wszystkie bajki, które czytała mi Mary to tylko czyjaś fantazja — pomyślała, wspominając swoją dobrą macochę i z jej oczu zaczęły kapać maleńkie łzy, podobne do drobnych kropelek letniego, ciepłego deszczu. Potem popatrzyła przez okienko i pomyślała, że chciałaby chociaż na chwilę uciec z tej wieżyczki i poznać prawdziwe życie, cieszyć się wolnością, której tak naprawdę nigdy nie miała. Chociaż na chwilę przestać być królewską córką! Poczuła jak delikatne promienie słońca tulą jej twarzyczkę i zobaczyła białą gołębicę, którą wzięła za dobry znak.
— Proszę daj mi spełnić swoje marzenie. Daj mi przeżyć prawdziwą miłość.- poprosiła, a potem położyła się z nadmiaru wrażeń w swojej wielkiej komnacie, na miękkim łóżku i zamknęła oczy przenosząc się do krainy baśni ze swojej głowy.
Rozdział III — Misja
Na starym pirackim statku od dawna wszystko było takie same. Załoga żyła rutyną: jedni szorowali pokład, ktoś sterowali statkiem, jeszcze inni pili rum prosto z beczki jak to prawdziwi piraci.
Pływali szybko i nie zatrzymywali się na lądzie chyba, że brakowało zapasów pożywienia i oczywiście picia, a szczególności rumu. Załoga tak naprawdę nie wiedziała gdzie i po co płynie. Robili to bez celu co się coraz mniej wszystkim podobało…
— Znowu się kończą zapasy! — krzyczała załoga.
— Płyniemy bez celu kapitanie!
— Chcemy bogactw!
— Złota! — przekrzykiwali się często.
— Obiecywałeś!
— Pragniemy rabować!
— Nie żyjemy jak prawdziwi piraci! — wołali.
Załoga buntowała się przeciwko Johnowi, gdyż praktycznie nic nie mieli za posługę na statku już od ładnych kilku miesięcy. Wtem z nikąd pojawił się przystojny, młody, piwnooki i silny chłopak o umięśnionym ciele. Cieszył się on wielką charyzmom wśród kompanów.
— Hej! Przestańcie przyjaciele! Obiecuję, że jutro będziemy piratować jak za dawnych lat które pamiętacie! Nie niecierpliwcie się! — krzyknął donośnie, tak by wszyscy usłyszeli i wziął do ręki linę, która utrzymywała piracką flagę.
Wszyscy patrzyli na niego z niedowierzaniem, ale i z nadzieją.
— Kapitan obiecuje nam to już od jakiegoś czasu. Pora wybrać innego.- zabrał głos Rod, jeden z piratów.
— Często nasz kapitan nie dotrzymuje obietnicy, ale on jest najlepszym rabusiem wszechczasów i nie długo sobie to przypomni! Zobaczycie do wymyślę wspaniały plan, który nas uratuje! Staniemy się wtedy najbogatsi na tych morzach i oceanach! — jego głos był tak przekonujący i tak słodki, że załoga uspokoiła się. Zawsze, gdy byli bliscy buntu, pojawiał się on młody Philip i łagodził każdą sprawę.
Po wystąpieniu chłopak podszedł do ojca i poprosił, aby ten udał się z nim na rozmowę. Wspaniały kapitan John nie lubił takich sytuacji, bo zawsze wtedy wychodziło, że jego syn jest mądrzejszy i to on powinien być kapitanem, jednak John nie chciał narażać potomka na niebezpieczeństwo i nie pozwalał mu podejmować ważniejszych decyzji w trudnych sytuacjach. Za bardzo bał się o ukochanego syna.
— Co chcesz, mały? — spytał Johnny.
— Nie nazywaj mnie mały! Jestem Philip. Już nie jestem taki mały ojcze! Wzrostem wyższy, sercem bardziej uniesiony.
— Dobrze synu… Tylko jeśli chodzi o wzrost… no, ale mów czego znowu chcesz?
— Chcę jakoś pomóc… Wiem, że mogę…
— Jak? Ty nic nie możesz zrobić, ja tu jestem kapitanem i ja tu zarządzam synu.- starszy mężczyzna oparł się o fotel i pogłaskał się po wąsie.
— Jednak to ja daję ci pomysły wszystkich nowych propozycji zdobywania złota, a nawet pożywienia dla całej załogi. Dzięki mnie tak naprawdę żyjemy i nie zostałeś jeszcze odwołany z funkcji kapitana statku! — zdenerwował się chłopak i popatrzył na ojca ze złością
— Mam pomysł… — powiedział wesoło.
— Oj nie Philip! Znowu pomysł?! Tym razem to ja wymyślę plan! — powiedział starszy pirat. Jego syn nie odzywał się, czekał, aż ojciec coś wymyśli a wiedział, że tak się raczej nie stanie, ponieważ John wypił za dużo rumu, od którego był uzależniony. Picie to było hobby każdego pirata, jednak zwykle opóźniało ich procesy myślowe. Philip i John siedzieli w ciszy dosyć długą chwilkę, ale ojciec kapitan jak zwykle nie wytrzymał i zapytał grzecznie syna co to za super plan ma na myśli. Philip uśmiechnął się szeroko i zaczął opowiadać.
— Nasza załoga długo nie wytrzyma. Wiesz jacy to burzliwi ludzie. Mogą w każdej chwili wskrzesić bunt! Stanowczo za długo nic nie robimy! Musimy im udowodnić, że nie jesteśmy byle jakimi piratami, ale WIELKIMI wojownikami! Mam pewien plan: zgadnij ojcze co jest najcenniejsze dla króla malutkiego państwa na wyspie Serene, która akurat za 2 dni będzie idealnie przed naszym okrętem, jeżeli nadal popłyniemy w kierunku północynym?
— Serene? Przecież tam umarła twoja matka… Nie chcę tam wracać.
— Ojcze… Tamto było dawno, musisz zacząć żyć tym co teraz a nie tym co było, ja też kochałem matkę! Słuchaj teraz mojego planu! To niedaleko! Jesteśmy już blisko, już prawie tam dopłynęliśmy a musimy szybko coś wymyślić, aby uszczęśliwić załogę i oczywiście siebie, chcę zostać prawdziwym piratem a nie po prostu mieszkać na tej starej łajbie! — John dał znak głową, że nie podobają mu się słowa syna, jednak zależało mu na zatrzymaniu przy sobie załogi, a ta akurat stała pod drzwiami i podsłuchiwała, ale ojciec i syn o tym doskonale wiedzieli.
— Jego dzieci! Szczególnie młoda księżniczka Rosaline, jego najstarsza, podobno najpiękniejsza, jedyna córka jest dla niego najważniejsza! Król bardzo ją kocha, dałby za nią wszystko! Złoto, srebro, brylanty, drogocenne kamienie i papiery… Podobno jak była młodsza to tak o nią dbał, że wybudował wysoką wieżę, gdzie ukrył dziewczynę, ale potem już zachowywał się normalnie, nie znam dokładnej opowieści. Myślę, że mógłbym ją… Mógłbym ją na przykład… porwać…
— Co?! Ty?! Nie! Nigdy! Jeszcze nigdy nie porwaliśmy nikogo… Piraci walczą, rabują… — krzyczał Johnny bojąc się o syna, który był dla niego najważniejszy.
— Wiesz przecież, że sobie poradzę, to świetny plan! Zarobimy na nowy okręt i kolejną wielką wyprawę. Świetnie władam brońmy, sam mnie uczyłeś mistrzu! Kobiety mnie uwielbiają. Uwiodę jedną z nich, najlepiej jakąś służącą i już będę w pałacu, wszystko jest przemyślane… Jestem twoją prawą ręką, zaufaj mi! Udowodnię ci jakie waleczne i odważne jest moje serce! Nie boję się straży księżniczki! Niczego się nie boję przecież! Porwę tą pannę a na jej łożu dostawię kartkę z prośbami okupu… I będziemy sławni oraz bogaci! — przerwał, aby nabrać trochę powietrza i popatrzył na ojca z dumą.
— Za bardzo się cenisz… To nie jest takie proste… Jakaś damulka, księżniczka… Chociaż, może masz rację… Zarobilibyśmy chociaż na chwilę a potem znowu coś się wymyśli… Boję się jednak o ciebie! Gdybym nie czuł strachu przed twoją stratą to już dawno płynęlibyśmy do jakiegoś paskudnego miejsca, szukali przygód i zdobywali skarby o jakich się innym piratom nawet nie śniło! Wiem, że mówisz, iż każdy kiedyś zginie i nie najważniejsze jest co podczas tego życia uczynił a nie w jakim wieku zginie… Aaa… Rób sobie co chcesz! Wolę bunt załogi niż cię stracić…. Mogę iść po tą księżniczkę bez ciebie. — powiedział obojętnie John, chciał dać synowi szansę, ponieważ on w wieku swego dziecka robił już niesamowite, niebezpieczne rzeczy. John wiedział też, że dzięki temu porwaniu mogą stać się bardzo bogaci. Philip ucieszył się i pobiegł szybko opowiedzieć o planie załodze, która czekała niecierpliwie na chłopaka. Zamek był pilnie strzeżony, więc piraci nie mogli w całości uczestniczyć w wykonywaniu plany. Philip postanowił się poświęcić dla dobra ogółu. Piraci ucieszyli się na plan młodego syna kapitana i zabrali się do zmiany kursu na wyspę księżniczki i króla a potem pili i świętowali do białego ranka. John wypełniony był strachem o jedynego syna, ale nie odmówił chłopcu, gdyż wiedział, że on w jego wieku postąpiłby podobnie i bał się trochę swej wściekłej załogi, która byłą skłonna się w końcu zbuntować.
— Jak sobie poradzisz? Podobno zamek jest strzeżony i nikt tam tak po prostu nie wejdzie! — pytali chłopaka.
— To może być trudna rzecz porwać dziewczynę… Ale poradzę sobie! Ciekawe jak ona wygląda… — ale ojciec nikt nie usłyszał zamyślenia Philipa.
— Może ci się nie uda… — mówili mu.
— Uda się! Wierzę! Już jutro przyprowadzę na ten brudny, piracki okręt piękną kobietę! Hej! Mam pytanie! Jak wygląda ta księżniczka? Ilu ludzi pytałem, tyle słyszałem wersji.- zapytał załogi a ojciec popatrzył na niego z wielką złością.
— Nie wiem, nigdy jej nie widziałem… Podobno mało kto ją widział. Jest tak piękna, iż jej uroda wypala oczy…
— Jakoś nie mamy pojęcia jak może wyglądać… — odpowiadali wszyscy zgodnie, śmiejąc się z jakiegoś marzyciela i bajkopisarza, który zawsze hiperbolizował wszystkie ich wyprawy i uczynki.
— No nic… — zamyślił się Philip.
— Podobno jest tak piękna jak niejeden najpiękniejszy kwiat na łące! Wszystkim się podoba… I każdy ma na nią ochotę! Jak ją przyprowadzisz to się z nią… pobawimy! — poinformował jeden z piratów.
— Ciekawe… — zamyślił się John.
— I ma lśniące, gęste, długie, złociste włosy… Tak słyszałem. — mówił inny.
— Wygląda jak nimfa! Ba! Nie jak nimfa! Jak jakaś bogini! Biała jak śnieg, ale… taka…
— Bogini…
— No i jej skóra jest delikatniejsza od jedwabiu!
— Ma też piękne, błękitne oczy, przypominające wodę z najczystszego oceanu… — dopowiedział ktoś jeszcze.
— Przestańcie przyjaciele! To pewnie tylko legendy! Nie ma tak pięknych kobiet! — zaśmiał się Philip.
— Eee… Już tak dawno nie mieliśmy na statku kobiety… Stęskniłem się za nimi… — pomyśleli piraci.
— Mówię wam, że ta księżniczka pewnie jest stara i brzydka! Może i gruba i ma skośne oczy! Na pewno nie ma zębów! Nos jej jest dłuższy niż wiosła! — zaśmiał się John. Wszyscy popatrzyli na niego i nie wierzyli, ale śmiali się zgodnie. Mieli nadzieję, że jest tak piękna jak słyszeli, bo brzydoty na statku nie chcieli. I tak kobieta na statku to już nieszczęście, więc chociaż niech będzie ładnym nieszczęściem!
Tak, więc Philip płynął na poszukiwanie księżniczki, której nigdy nie widział. Jego ojciec bardzo się bał lecz nic nie dawał tego po sobie poznać. Rzadko pozwalał Philipowi na trudne zadania a co dopiero porwanie córki króla bardzo bogatego państewka! Jednak gdyby mu się nie udało, piraci odbiliby go. Nie ma wyboru! Katharina, która była najlepszą znajomą rodziny, także bała się o młodzieńca dała mu na szyję medalion, który miał przynieś piratowi szczęcie i ucałowała go w czoło. Dziewczyna była bardzo śliczna. Miała idealnie czystą cerę i piękny uśmiech o różowym odcieniu. Niejeden pirat się w niej podkochiwał, ale ta była zimna jak lód i odtrąciła wszystkich. Niektórzy widzieli w niej czarownice, gdyż umiała czarować, ale to była dobra dziewczyna i niezwykle samotna.
— To porwanie zmieni twoje życie… Ta dziewczyna je zmieni… Czekają cię trudności, ale podołasz zadaniu! Ja coś widzę… — powiedziała czarodziejka.
— Ale jak? Co to znaczy? Kim dla mnie będzie? O czym mówisz Katherinne? Powiesz? — zapytał chłopak bardzo ciekawie.
— Wszystko w swoim czasie mały! — odparła i pogłaskała go po czuprynie.
— Hej! Tylko nie mały! Mów mi Philip słoneczko! — Uśmiechnął się do Kathariny młody chłopak. Wszyscy nazywali go małym, bo zawsze się o niego troszczyli i był ich takim,,dzieckiem”. Kochali go i nawet nie dostrzegli, kiedy urósł.
Statek pchał wiatr prosto do celu. Na niebie było tylko kilka chmurek, słońce i cieplutki wiaterek, który pchał ich prosto przed siebie po wielkim, niebieskich oceanie. Piraci powoli zbliżali się do Serene, gdzie mieli znaleźć piękną niewiastę, albo jak niektóry myśleli- potwora… Nikt nie wiedział jak wygląda księżniczka i każdy skrywał w sobie wielką ciekawość. Najbardziej cieszył się Philip, który w końcu mógł udowodnić, że podoła najtrudniejszym zadaniom. Nie mógł tej szansy zmarnować. Ojciec musiał kiedyś przestać się o niego bać! Philip czuł, iż ta chwila nadeszła właśnie teraz. Nie mógł się już doczekać wejścia na statek ze,,zdobyczom”. To mógł być jego wielki dzień, kiedy ojciec będzie z niego dumny! Już niedługo…
Rozdział IV — Porwanie
Rose myślała całą noc o swym nowym narzeczonym, przez co ani na chwilkę nie zmrużyła oka. Wierciła się na swoim wielkim łóżku, nie mogła sobie znaleźć miejsca. Przed jej oczami jawił się obraz przyszłego nieudanego małżeństwa bez miłości. Czuła się niezwykle samotna. Myślała wtedy o swojej zmarłej matce, której nigdy nie poznała. Miała do niej żal, że ta zostawiła ją całkowicie samą na świecie i Rose nie mogła zrozumieć jak matka mogła się zabić wiedząc, iż na świecie ma małą córeczkę, jest królową Serena i jest żoną cudownego mężem, którego kocha (przynajmniej tak jej się zdawało z opowieści ojca, że Ludwik to był mężczyzna marzeń jej matki).
Rosaline czuła się tak bardzo samotna. Każdy krytykował jej wcześniejsze zachowanie przy stole. Księżniczka nie miała w zamku wielkiego poparcia. Tylko Lilly jej służąca, gdy przyszła do księżniczki powiedziała ze smutkiem w głosie:
— Nie jest taki zły, ale z drugiej strony nie chciałabym wyjść za kogoś kogo nie kocham… Musisz zrozumieć — takie jest życie księżniczki, ma być posłuszna ojcu. Musi dbać o królestwo. Powinna robić wszystko dla dobra poddanych… Przykro mi kochana Rose. Spróbuję poprawić ci humor! Tak, tak. Może kąpiel poprawi ci nastrój o pani? —
— Dziękuję Lilly. Oo tak! Jaka ty jesteś dla mnie dobra Lilly! Bardzo chętnie wezmę gorącą kąpiel. Odprężę się i wypocznę, przestanę chociaż na chwilę myśleć o tych wszystkich problemach.- powiedziała błagalnie Rose i ścisła rękę służącej ze szczerym uśmiechem na ustach.
Lilly śpiesznie pobiegła przygotować księżniczce kąpiel. Nie mówiły dużo, gdyż dziewczyna wydawała się zmęczona nowymi zdarzeniami.
Tym czasem nieopodal wyspy, w bezpiecznej odległości dopływał piracki statek Johna — pirata, który kiedyś był bardzo sławny ze swoich trudnych i niesamowitych wypraw. Piraci nie zbliżali się bliżej do wyspy, gdyż wiedzieli co czeka takich łotrów jeśli spotkają kompanię Serene.
Król nie cierpiał piratów. Gubernator tym bardziej, gdyż od dziecka wpajaną miał walkę z tymi jakże nędznymi dla niego kreaturami.
Philip pożegnał się z załogą, która życzyła mu wszystkiego co najlepsze, ojciec poklepał go po ramieniu potem chłopak wziął jedną z szalup, którą spokojnie dopłynął do brzegów wyspy. Nowe miejsce bardzo mu się spodobało, było inaczej niż podejrzewał. Drzewa przywitały go swą delikatną wonią, piasek pogłaskał go po stopach, zieleń wydawała się bardziej zielona niż zwykle a wiatr zdawał się zwiastować dobry i pogodny dzień. Młody pirat przywiązał swój malutki okręcik, popatrzył na stały ląd i zniknął w gąszczu lasu Serene.
Podążał do zamku, który nie był daleko od tego cichego zaułka wyspy. Po drodze znalazł zwyczajne ubranie, by nie wyróżniać się z tłumu, zjadł jabłko z pobliskiej jabłoni i obmyślił resztę planu. Następnie wszedł do zamku wspinając się po niestrzeżonych murach, pomogło mu w tym pewnie narzędzie podarowane od Katherinny, wyrzucało ono linę dzięki napięciu procy i przyczepiało. Młody pirat szybko upolował jakiegoś służącego, unieszkodliwił go i zabrał sobie jego ciasnawe ubranie. Wyglądał trochę śmiesznie! Nie czuł się swobodnie a jego nogi zaczęły się plątać. Wiedział jednak, że musi wykonać misję, by udowodnić, że nie jest tylko synkiem tatusia, ale zasługuje na tytuł pirata, bo inaczej będzie można było spodziewać się buntu załogi!
Teraz pirat musiał tylko odszukać pokój księżniczki, której nigdy nie widział. Przez myśl przechodziły mu dziwne myśli, między innymi, że jest idiotą, bo który pirat zamiast plądrować okrętów czy szukać skarbów porywa księżniczkę? Tak nie robią piraci! Jednak mimo to Philip był mądrym człowiekiem wiedział, że zmarnowana, dawno nie wojująca załoga z kapitanem bez motywacji, która od lat nie miała prawa nazywać się prawdziwymi piratami nie dałaby rady z żadną inną misją. Po prostu się do tego na dzień dzisiejszy nie nadawali. Musiał brać sprawy w swoje ręce, aby rozkręcić przyjaciół i przypomnieć mu jak powinni zachowywać się piraci!
Pirat błądził po labiryntach zamku, nie umiał znaleźć pokoju Rosaline, już praktycznie zrezygnował, gdy nagle ktoś ze służby krzyknął,,Przecież książnice nie można przeszkadzać! Co ty wyprawiasz? Jak mi ktoś wejdzie tam do pokoju…! Ona teraz odpoczywa! Jej ojciec nakazał ciszę! Króla się słucha!, albo już się tu nie pracuje’’. To było takie banalne!
Te słowa wystarczyły Philipowi, by odnaleźć pokój księżniczki. O wszystkich szczegółach dotyczących architektury dowiedział się od jednej ze służących, niejakiej Ann którą troszkę popieścił w jednej z komnat zamku, uzyskał potrzebne informacje i zostawił radosną.
Teraz był zdenerwowany, skończyły się umizgi, trzeba było zacząć działać, by wypełnić misję. Przez długi korytarz szedł szybko, myślał ciągle o tym, że chce udowodnić ojcu jaki jest naprawdę i, że chce być nazywany piratem. Mijał wielu ludzi pracujących u króla lecz najwyraźniej nie wzbudzał żadnych podejrzeń, nikt jeszcze nigdy przecież nie chciał włamać się do zamku. Nikt nie byłby taki głupi… Z drugiej strony służba, wojsko Serene, król nie byli gotowi na jakiekolwiek zagrożenie atakujące od wewnątrz.
Pirat zbliżając się do drzwi księżniczki zwolnił, potem szedł już całkiem spokojnie, ale w sercu miał lekki niepokój i dreszczyk grozy. Korytarz, którym teraz posuwał się chłopak był duży, jasny i pełen rzeźb, obrazów, portretów… Znajdował się wysoko nad ziemią co było widać przez wielkie okno.
Philip sprawdził pierwszą sypialnie, ale była pusta. Młodzieniec nie tracił czasu i wyszedł. Raz po raz napotykał na drodze różne osoby, które nakazywały mu opuścić tę część zamku dla spokoju księżniczki. Dobrze, że pirat umiał się zachować w takich sytuacjach. Nauczony był dobrych manier. Chłopak oczywiście ukłonił się i kłamał jak z nut, że zaraz sobie pójdzie tylko ma wyczyścić jakieś tam rzeźby. Inni wierzyli mu, co wydawało się wręcz dziwne. Coś sprzyjało piratowi. Philip doszedł w końcu do ostatniej sypialni na tym piętrze, otworzył drzwi i znalazł się w środku. Czuł w brzuchu takie małe, dożarte motylki. To przecież była misja!
W wielkiej, białej komnacie zobaczył od tyłu posturę niskiej dziewczyny, troszkę przy kości o kręconych, ciemnych jak heban włosach w pięknej waniliowej sukni z falbanami. Był pewien, że to księżniczka, nigdy przecież jej nie widział. Ale to była Lilly w sukni Rose, ponieważ ta aktualnie przebywała w swojej łaźni i brała odprężającą kąpiel. Trochę się zasmucił, ale potem popatrzył znowu na dziewczynę i nie tracąc czasu podbiegł za nią, zatkał jej usta i powiedział zanim go dostrzegła:
— To jest porwanie księżniczko. Nie zrobię ci krzywdy jeśli będziesz mi posłuszna! — rzekł i pokazał swój miecz, strasząc dziewczynę.
— Jesteś mi potrzebna księżniczko… Liczę na ładną sumkę za ciebie. — uśmiechnął się, tak szybko mu z nią poszło i będzie mógł wracać na statek w blasku chwały. Jeszcze myślał nad tym jak tu wyprowadzić księżniczkę, żeby była grzeczna.
Podczas porwania Philip wyglądał bardzo męsko. Szyderczy uśmieszek dodawał mu uroku.
To wszystko słyszała naga Rose która bawiła się pianą w wannie. Oburzyła się trochę, że ktoś jej nie rozpoznaje, ale z drugiej strony uśmiechała się, to było dla niej śmieszne. Lilly księżniczką? Coś podobnego!
Służąca nic nie mówiła, przestraszyła się młodego pirata i opętał ją strach, że znajdzie on prawdziwą córkę królewską w łazience obok. Rosaline ubrała pierwsze lepsze odzienie, była nagusienka, wzięła miecz ukryty obok wanny i, gdy Philip chciał już wychodzić z sypialni ze swoją upragnioną zdobyczą mokra Rose zadziwiła go. Pojawiła się z nikąd kilka metrów za jego plecami, woda spływała jej z włosów, buzi, rąk i nóg, miała na sobie białe prześcieradło, którym była owinięta i w ręku miecz, wyglądała mimo to zjawiskowo i bardzo seksownie. Pirat zobaczył śliczną blondynkę, której długie nogi wystawały spod prześcieradła.
— Więc chcesz mnie porwać? Naprawdę nie wiesz co robisz! Kim jesteś? Puść ją jeśli ci życie miłe! — uśmiechnęła się dziewczyna. Pirat popatrzył na nią i olśniła po prostu go jej uroda. Zapatrzył się w jej oczach…
— Ładne powitanie. A kim ty jesteś pani? Dwie kobiety w jednym pomieszczeniu? Jej opiekunką? Ale skoro tak, to dlaczego jesteś w jej łazience. Ładnie się panie bawicie.
— No proszę, więc chcesz mnie zirytować. Nie widziałeś chyba nigdy nagiej kobiety? Żal mi cię…
— Piracie.
— Aha, więc jesteś piratem. Ciekawe.
— Tak, synem kapitana Johna Mollera — Philip Moller, do usług! Myślę, że słyszałaś o moim ojcu. Gdy był młody zalazł za skórę wielu ludziom!
— Nie, nie znam go. Mało wiem o piratach, tyle co z książek i opowieści ojca.
— Trudno księżniczko. Król nie dba więc o twoją prawdziwą edukację. Mało wiesz o świecie. Żal mi takich ludzi. — zaśmiał się. Zezłościł Rosaline.
— Pewnie się głupio czujesz piracie. Powiem ci prawdę: teraz trzymasz w rękach i porywasz moją służącą — Lilly, to ja jestem prawdziwą księżniczką! Zdziwiłam się, że mnie nie rozpoznałeś… Nie będziesz moim ulubionym poddanym! Jestem obrażona! — odwróciła twarz i wykonała zawiedziony ruch głową przygryzając wargi.
— Pani! Uciekaj! — krzyknęła służących, uwalniając trochę usta.
— Milcz!.- chłopak znowu zatkał buzię Lilly — A, więc dlaczego ta zwykła kobieta miała na sobie twe suknie? Co robi w tym pomieszczeniu? — pytał młodzieniec. Rosaline przybliżyła się i po prostu powiedziała:
— To moja przyjaciółka, pozwoliłam jej przymierzyć moje suknie, chociaż ledwo się w nich mieści. Jest biedna, chciałam być miła, ja mogę mieć codziennie nową suknię a ona nie. Może o tym tylko marzyć. Nie jestem jak inne księżniczki: chytre i zapatrzone w siebie! Staram się dostrzegać innych ludzi i ich potrzeby. Ufam tej dziewczynie. Jak się tu w ogóle dostałeś? Chyba muszę zmienić straż… Po co chcesz mnie porwać? — spytała Rose i niechcący odkryła swą pierś, Philip zapatrzył się.
— Ja… Potrzebujemy okupu za ciebie i tyle. Nie skrzywdzimy cię. Tylko będziesz porwana, potem bezpiecznie oddana do zamku… Nie robimy krzywdy kobietą. Teraz potrzebujemy okupu…
— Jesteście piratami? Dlaczego porywacie dziewczyny Chyba nie tak postępują piraci? Gdzie reszta? Działasz w pojedynkę? — zaciekawiła się — ciekawią mnie piraci… — i chwilkę pomyślała.
— Posłuchaj wiem, że nie tak, ale nasz grupka ma nową strategię działania, zobaczymy czy się uda. Potrzebujemy tylko okupu, potem zmienimy okręt i już nie będziemy bawić się w jakieś porwania. Na zamku jestem sam, ale mam wielu współtowarzyszy.
— Ciekawe…
— Pani co ty chcesz zrobić? — spytała Lilly.
— Spokojnie Lilly. Może się uda…
— Co? — zdenerwowała się służąca.
— Przecież podejrzewasz. Nikomu nie mów, że tego chciałam, dobrze? Muszę się tylko ubrać, bo nie pójdę tak z tym… mężczyzną.- zaśmiała się patrząc na Philipa, który wyraźnie nie rozumiał co się dzieje.
— Ale wasza królewska mość! To pirat! P I R A T! Złoczyńca! Łotr! Zbój! Przestępca! — krzyczała, ale wtedy Philip przystawił jej do twarzy nóż a ta ucichła.
— To rozkaz! — powiedziała poważnie Rose. Jesteś moją jedyną przyjaciółką w tym zamku, więc mi pomóż! Wiesz przecież, że walczę najlepiej w całym, królestwie. Nie pozwolę się skrzywdzić! Będzie dobrze, zobaczysz, to moja jedyna nadzieja.
— Pani… — zasmuciła się służka, bo wiedziała jak uparta jest Rose, która popatrzyła na młodego pirata i powiedziała:
— Pozwolę się porwać, jeśli będę na twym pirackim statku traktowana jak księżniczka, a wręcz nawet jak kapitan. Chcę mieć dużą kajutę z wielkim łożem i… — zaczęła wymieniać.
— Co?! — popatrzył na nią z niedowierzaniem Philip. Nie! Skąd mam pewność, że jesteś księżniczką? — krzyknął chłopak patrząc na piękną dziewczynę.
— Widzisz te portrety? — wskazała na obrazy wiszące na białej ścianie- To ja! Dobrze. Porwać się nie dam jeśli nie spełnisz moich zachcianek! — odparła dziewczyna i przygotowała się do walki. Chłopak także wyciągnął swój miecz, to co robiła Rose było dla niego śmieszne.
— Nie chcę zrobić Ci krzywdy.
— Nie zrobisz. Ale ja mogę wyrządzić ją tobie.
— Posłuchaj…
— Nie. Ja wygrywam porywam się sama i spełniasz moje zachcianki. Ty wygrywasz porywasz mnie i robisz ze mną co ci się podoba. Zgoda? — powiedziała Rose.
— Zgoda. — Philip był pewien zwycięstwa.
Walczyli. Philip nie lubił prowadzić walk z dziewczynami, ale ta była bardzo uparta i wścibska. Czuł do niej taki jakiś pociąg… Dziwnym cudem Rose wygrywała, ale walka była wyrównana, Lilly skryła się pod łóżko. Księżniczka po prostu w pewnym momencie zadała decydujący cios i położyła chłopaka na podłogę upadając na niego niechcący, gdyż potknęła się o fragment prześcieradła. Patrzyła w jego piękne, duże oczy, czuła takie jakieś dziwne uczucie i powiedziała zadowolona do siebie:
— I kto tu kogo schwytał, może porwać? — uśmiechnęła się potem i wstała z podłogi, podając chłopakowi swą delikatną dłoń. Pomogła mu wstać. Z tajemniczością i jakąś mocą, uczuciem popatrzyli sobie w oczy.
— Wygrałam! — dodała.
— Dlaczego pozwoliłaś mi przeżyć, jestem twoim oprawcą! Gdzie się nauczyłaś tak walczyć? — spytał zapatrzony w Rosaline pirat.
— Sama nie wiem… Może mam to we krwi, miałam farta, ty też jesteś niezły. I jesteś mi teraz potrzebny! — odsunęła długie włosy z ramienia i oznajmiła:
— Wszystko ci wytłumaczę, ale pierwsze pójdę się ubrać a ty zwiąż Lilly do tego stołka. I jak dam się porwać… Mam być u was traktowana po królewsku, dlatego cię oszczędziłam! — podała mu sznury. Oszołomiona służąca ściągała suknię pod, którą miała swój strój służbowy i dała się związać czekając na rozwiązanie Rose, której ufała jak siostrze. Zdziwiony, nic nie rozumiący teraz chłopak nie miał dużo do stracenia, gdyż wiedział, że wszyscy starają się, aby obok pokoju księżniczki panował spokój i cisza, więc nikt nie mógł do niego wejść.
Księżniczka wyszła z łaźni w błękitnej sukience, podkreślającej kolor jej oczu i dużo nie wyróżniającej się z otoczenia, na głowie miała błękitną wstążkę. Philip zachwycił się jej urodą. Teraz był pewien, że to księżniczka. Gdy dziewczyna zobaczyła, że Lilly jest związana zaśmiała się i powiedziała wesoło:
— Lilly, posłuchaj mnie- dziękuję ci. Muszę uciec od ślubu z Billem, więc niech mnie porwie ten pirat. Przeżyję trochę przygód przed tym koszmarnym ślubem. Ojciec i bracia jakzobaczą, że jesteś związana to nie pomyślą, że tego chciałam, prawda? Oj, gdyby się dowiedzieli! Proszę pomóż mi! Muszę kilka dni poczuć się wolna! — służąca słysząc jak Rose do niej mówi dała znak głową, że zrobi jak księżniczka karze. Pirat stał obok i przysłuchiwał się, ufał dziewczynie, położył też kartkę z żądaniami na łóżko dziewczyny. Ona popatrzyła na niego i powiedział mu:
— Czeka nas długa droga ciężka ucieczka!
— Dlaczego to robisz? Masz tu wszystko!
— Nie mam… Wiesz ojciec wybrał mi wczoraj narzeczonego, który mi się nie podoba i dzięki Bogu zjawiłeś się ty! Muszę zostać porwana, aby uniknąć ślubu, rozumiesz?
— Yyy zjawiłem się ja?! Myślałem, że księżniczki są posłuszne… tak… — Powiedział pirat, Rose ubrała się w błękitną sukienkę i wyszli zostawiając samą Lilly, całą w sznurku. Rose tylko podśmiechiwała się i patrzyła na niezwykle przystojnego pirata, uwielbiała na niego spoglądać, jakoś ją magnetyzował.
Szli i szli przez długi korytarz. Bali się, że ich ktoś zobaczy. Raz na jakiś czas z naprzeciwka głośne słyszeli kroki, wtedy szybko wskakiwali do pobliskich komnat i kryli się, gdzie tylko się dało, aby nikt ich nie dostrzegł. To była wspaniała zabawa jak dla Rose! Raz pod stół, potem za zasłonę i obok rzeźby. Po wszystkim Philip wyglądał na trochę wystraszonego dalej był w szoku przez dziewczynę a królewna śmiała się z tego. Na reszcie czuła, że żyje!/
— Co cię tak bawi?! — spytał zdenerwowany
— Świetna zabawa! Nie pamiętam kiedy się tak dobrze bawiłam. — odparła, ale chłopak odpowiedział pośpiesznie:
— Zależy dla kogo! Jeśli nas złapią to tobie nic nie grozi a mnie powieszą i misja się nie powiedzie! — Rosaline popatrzyła na niego i uśmiechnęła się.
— Mogą też pierwsze cię torturować, poobijać twoje ciało wioząc je przywiązane do konia, potem odciąć ci parę palców, to co nosicie w spodniach i jest miłe dla kobiet, może jeszcze wydłubać oczy. Potem tylko utną ci łep i ciało pokroją na kawałeczki, wrzucając je psom. To możliwe, bo dokonałeś strasznej zbrodni. Porwałeś mnie… — zaśmiała się zmysłowo, strasząc swego porywacza. Bardzo to my się spodobało. Jeszcze nigdy nie widział takiej dziewczyny, a znał ich dużo.
Szli jeszcze potem, aż do jednej z komnat, tam księżniczka powiedziała do pirata:
— Słuchaj, niżej nas na pewno złapią, więc musimy stąd skoczyć na tą kopę siana. To jedyna droga ucieczki. Potem pobiegniemy do oceanu. Umowa stoi?
— Co?! To wysoko! Jeśli ci się coś stanie?!
— Nie. Nie jestem z porcelany… — uśmiechnęła się. Rozmawiali ze sobą jakby znali się bardzo długo. Przed skokiem Rose spytała chłopaka:
— Jak się tu dostałeś?
— Przebrałem się za służbę, nie widać?
— Tak. Widać, ale wychodzi na to, że mam bardzo kiepską ochronę, bo kto by cię tu wpuścił?! Za bardzo do twarzy ci w tym ubranku.- puściła mu oczko.
— Masz rację. Co do jednego i co do drugiego! Skaczemy na trzy! Więc raz, dwa… I…
— Czekaj!
— Tak?
— A jeśli jednak zginiemy?! Dobrze zróbmy to szybko… To szalone!
— Oczywiście księżniczko.
— Rosalne, ale mów mi Rose.
— Philip. Mów mi… Philip. Miło mi cię poznać.
— Nawzajem!
— Piękne imię.
— Twoje również.- chwycili się za ręce, popatrzyli chwilę w swoje oczy i rzucili się do oceanu. Nie spadali długo. Nikt ich nie zobaczył. Szybko zeszli z kopy i pobiegli na plażę.
— Nikt nas nie zobaczy?
— Nie. To mój skrawek ziemi koło zamku. Nikt tu nie chodzi, oprócz mnie. Poprosiłam o to na 12-ste urodziny.
— Poprosiłaś aby być sama?
— Tak naprawdę nigdy nikogo nie miałam. Moja matka zabiła się zaraz po porodzie, ojciec nigdy nie ma czasu- kocha mnie, ale to tyle w temacie rodziny. Macocha też zmarła, bracia mają inne zajęcia, ojciec szykuje ich do fachu książąt. Mam tylko służbę, która traktuje mnie jak księżniczkę, a wolałabym mieć wśród nich ciotki, wujków, braci i siostry. To nie jest takie proste, gdy jesteś księżniczką.
— Rozumiem.
— Dobrze, szybko ruszajmy na brzeg! — pośpieszyła księżniczka.
Szybko dotarli nad skałę, z której jedyną drogą do oceanu był skos.
— To było w planie? — zapytał Philip.
— Nie… Dawno tu nie byłam. Może nie do końca znam to miejsce… — zawahała się Rose.
— Wspaniale. Teraz musimy skoczyć… — oznajmił pirat.
— Oszalałeś? Te skały są ostre zginiemy!
— Księżniczko, to kwestia czasu zanim zobaczą, że cię nie ma! Skaczemy! — powtórzył donośnie Philip. Rose bała się, nigdy nie podejmowała tak niebezpiecznych wyzwań, jednak wiedziała, że musi skoczyć inaczej zostanie na wyspie i poślubi Billa.
— Dobrze.
— Na trzy, cztery…
— Trzy, cztery?
— Tak.
Pirat wziął Rose za rękę (znowu), by ukoić jej strach i policzył do trzech, potem skoczyli do oceanu.
Po skoku mieli szybko wypłynąć na powierzchnię. Pirat bez problemu to zrobił, ale nigdzie w wodzie nie widział dziewczyny.
— Rose! Rose! — krzyczał. Poszukiwał jej lecz na próżno. Ani śladu. Był bardzo zdenerwowany. Obwiniał się o stratę dziewczyny. Starał się jeszcze jej poszukiwać, ale bez skutku. Po chwili zza jednej ze skał usłyszał głos, który był bardzo delikatny i piękny. Podpłynął cichutko, słuchając nieznajomej słodyczy.
— Hej! Tu jestem. Wspaniale się patrzyło jak mnie poszukujesz! — uśmiechnęła się księżniczka, była cała mokra.
— Więcej tego nie rób! Po co to?! Myślałem, że… — zdenerwował się chłopak.
— …Że nie będziesz mieć okupu? Spokojnie, żyję! — odezwała się Rose — To było wspaniałe doświadczenie! Dziękuję! — ładnie powiedziała dziewczyna i przytrzymała się skały, patrząc w oczy piratowi. Philipowi nie chodziło wtedy tyle o okup za dziewczynę co o jej zdrowie, zaprzyjaźnił się z nią. Podpłynął bliżej i uczepił się drugiego końca skały.
— Gdzie ten twój okręt kapitanie? Skakaliśmy tak po prostu do oceanu, by nikt nie znalazł nas na lądzie? — zapytała, zapatrzona w dal księżniczka. Była niezwykle szczęśliwa. Wcześniej nigdy nie posunęła by się do takich szczeniackich zabaw, ale teraz czuła się inaczej niż zwykle. Philip nigdy nie pomyślałby, że księżniczki się mogą tak zachowywać.
— Nie jestem kapitanem. Jestem synem kapitana Johna Mollera. Wiele razy zalazł za skórę twemu ojcu! Jest poszukiwany przez niego już od ładnych paru lat, jednak mój ojciec się nie da tak łatwo złapać i zaprowadzić na egzekucję! Tutaj piraci nie są bezpieczni! Ciągle ich wieszacie, zabijacie, kamieniujecie i obdzieracie ze skóry, albo więzicie, zmuszacie do strasznej harówy, ciężkiej pracy… — zaczął mówić Philip.
— Jestem tego pewna, gdyż mój tatuś nie cierpi piratów! Nie popieram przemocy, ale czasem niestety jest konieczna. Nie wiem, czy twój ojciec zasłużył, ale przepraszam cię za mojego. Mnie tam zawsze piraci interesowali jak nikt inny, ale mało o nich wiem… No dobra słyszałam, że nie można im ufać i są paskudni!
— Tak. Ciekawe! Ale kobieta na ich statku to pech! Każdy pirat ci to powie! Nie będą z ciebie zadowoleni… Chociaż… Jesteś ładna… Wyobrażaliśmy sobie ciebie inaczej… Mieliśmy o tobie kilka legend.
— Przesądy! To gdzie ten okręt? Nie możemy tu długo siedzieć, niedługo moi będą mnie szukać… Dziękuję za komplementy…
— Mój ojciec przypłynie tu lada moment! Opowiedz coś o sobie. Twoje życie musi być ciekawe. Jesteś przecież rozpieszczoną księżniczką wielkiego Serene! Chyba też trochę wariatką, bo dałaś mi się… porwać.
— Nie jestem rozpieszczona! Fajnie czasem zaszaleć! Może ty powiedz coś o sobie? Ja nie przeżyłam zbytnio dużo przygód! Uwierz! Co dzień robię to samo! Tylko uczty, sztuczne uśmiechy do wszystkich wkoło, drogie suknie… — zaśmiała się.
— Uwielbiam pływać statkiem co jest w sumie naprawdę zwyczajne i nudne mogłoby się wydawać, ale to całe moje życie. Jestem jedynakiem, moja matka zmarła, gdy byłem mały…
— Przykro mi… Moja tak jak moja… Przy porodzie…
— Całe życie mieszkam na morzu z ojcem, załogą i Katharine. Są moją jedyną rodziną.
— Masz narzeczoną? Ta Kathari… coś?
— Nie! To moja taka druga matka. Jest mądrą, młodą kobietą i czarodziejką. Opiekowała się mną i uczyła mnie. Dzięki niej umiem czytać, pisać i inne takie… Ojciec uczył mnie tylko,,męskich” rzeczy. Takich… pirackich!
— Cudownie. Ja zawsze miałam tak naprawdę tylko macochę, która potem zmarła, braci i Lilly, jest prawie w moim wieku. Ojciec nigdy nie ma czasu, bracia czasami mają… Jednak wiem, że tatuś bardzo mnie kocha. Dba o mnie… Edzio i Wikuś także. Wiesz, moi bracia. Są trochę wścibscy i dokuczają mi, ale ja im też, więc jakoś się dogadujemy! Dobrze, że nie jestem jedynaczką… Kocham moją rodzinkę…
— Jesteśmy bardzo podobni… Bardzo. No oprócz pozycji społecznej. Co o tym myślisz?
— Tak. Ja czuję jakbyśmy się znali wiele lat. Jesteś bardzo ciekawym… piratem. To jakieś przeznaczenie?
— Że się spotkaliśmy? I nagle… nie wiem… Poczuliśmy taką jakby,,więź”? Może. A ty jesteś bardzo piękna i mądra. Może trochę rozpieszczona- zaśmiał się- ale, nie dziwie się temu całemu gubernatorowi, że…
— Przestań! Ja go nie kocham!
— A innego? Masz już kogoś, komu oddała byś serce? Wiesz, tak na poważnie. Musi ktoś być…
— Nie. Jeszcze nie… Jeśli jakiś wieśniak śpiewał mi serenady pod oknem, ojciec obcinał mu język, służba boi się na mnie spojrzeć, bo podobno jestem famme fatale, tak nagadały zazdrosne panny… I tak nikt mi się tak bardzo nie spodobał… Jeszcze nigdy się nie całowałam… Chociaż podobam się wielu, ale co mi z tego?! Czekam na kogoś… Na wielką miłość. Chcę, aby to był pocałunek wielkiej miłości. A ty? — I w tym czasie Philip zauważył zbliżający się okręt piracki.
— Niestety nie mam nikogo… Nie znalazłem jeszcze kogoś takiego, no wiesz…
— Tak, wiem kogo.- powiedziała. Philip uśmiechnął się do dziewczyny i popłynęli naprzeciw Johna wygłupiając się. Już na samym początku tej znajomości, Philip i Rose bardzo się polubili i znaleźli wspólny język. Oboje czuli się w swoim towarzystwie tak… dobrze i spodobali się sobie nawzajem. Philip nigdy nie rozmawiał tak swobodnie z dziewczyną, czuł się przy niej jak… w niebie. Miał czasem motylki w brzuchu. Jakieś uczucie go opętało. Rosaline także czuła się inaczej niż zwykle, coś w niej dygotało. Było jej ciepło. Oboje czuli coś niezwykłego… Ale sami nie wiedzieli co to było.
Rozdział V — Inna