O paskudnych zachowaniach przy miejskich fontannach
Kiedy ciepło jest na dworze,
To w fontannie się nie moczę.
Fontanienki tryskające.
Fontanienki niespokojne.
Pewne panie z wózeczkami,
Duże panie z dzieciaczkami,
Przy fontannie się zjawiają
I pociechy podmywają.
Piciu, piciu, piciu, paf.
Przyszedł sobie starszy pan.
Pan spragniony, pan bezdomny,
Napił się brązowej wody.
Wstrętna, wstrętna w smaku ciecz.
Picie tego bardzo złe.
Nie pijemy brudnej wody,
Choćby to był płyn święcony.
Nasza biedna fontanienka
Nie jest wcale uśmiechnięta.
Fontanienka splugawiona;
Bardzo, bardzo zasmucona.
Zamiast wody jest bagnisko.
Zamiast wody szlamowisko.
Dziś słoneczko parzy strasznie.
Siedzą ludzie przy fontannie.
W końcu wieczór chłodny jest.
Banda chłopców zjawia się.
Jeden chłopiec jest trzymany,
Głową w wodzie zanurzany.
A Patryczek idzie stąd,
Bo Patryczek ma już dość.
Balustrada, mocna, mocna i wytrzymała
Urządziłem sobie spacer, siala, lala, la.
Jestem sobie na bulwarze, baba, baba, ba.
Bo Patryczek lubi spacer, siubi, dubi, du,
W samotności po bulwarze, fiu, fiu, fiu, fiu, fiu.
Wielki wietrzyk dzisiaj wieje, wiu, wiu, wiu, wiu, wiu.
Pokazuje nam agresję, fru, fru, fru, fru, fru.
Niech nie zdmuchnie mi ubranka, siala, lala, la.
Nie chcę chodzić na golasa, ajaj, jaja, jaj.
Rzeka zimna i głęboka, gru, gru, gru, gru, gru.
Przypomina mi potwora, bu, bu, bu, bu, bu.
W wodzie pływać ja nie umiem, siala, lala, la.
Nie zostanę nigdy nurkiem, ajaj, jaja, jaj.
A tu będzie balustrada, siaba, daba, da.
Bardzo mocna, wytrzymała, lala, lala, la.
Nikt nie wpadnie nam do rzeki, bubu, bubu, bu.
Bulwar będzie już bezpieczny, fru, fru, fru, fru, fru.
Panna Skrobacka
Panna Skrobacka była bardzo stara.
Codziennie tramwajem po mieście jechała.
W swojej ciężkiej torbie miała trzy kamienie,
Te trzy kamieniuszczki były jej potrzebne.
Na pewnym przystanku ona wysiadała.
Miała do zrobienia trzy ważne zadania.
Na pewnym przystanku stała sobie ławka.
A na tej ławeczce wstrętna niespodzianka:
Wulgarne wytwory, wulgarne napisy,
Skrobać je zaczęła, jak orzech z łupiny.
Choć efekt był mierny, to ona niezrażona.
Dalej podreptała, radosna i spełniona.
Kamień wyrzuciła daleko na trawę:
Jej narzędzia pracy były wymieniane.
Ona się brzydziła tego, co plugawe.
A ten kamień był już skażony na zawsze.
Na pewnym budynku, na bialutkiej ścianie
Okropne rysunki ktoś stworzył pisakiem.
Więc panna Skrobacka skrobankę zaczęła.
Skrobała, skrobała, padała ze zmęczenia.
Nie miała już siły, jej praca nic nie dała,
Więc zrezygnowała z nowego zadania.
I bardzo daleko wyemigrowała
I do końca życia w chałupce mieszkała.
A tam za granicą były czyste ściany.
Niepotrzebne były tam żadne skrobanki.