Cz. 1
Pisane duszą w ogrodach Łagiewnik, nocą
*
Nie chcę więcej gwiazd…
Oceanów i błękitów.
Ty jesteś całą wiecznością,
A w niej jest wszystko.
Wszystko większe niż widzę,
Niż doświadczam, niż pragnę…
Porzucić chciałem, człowiek, sam wszystko,
Ale Ty mi mówiłeś delikatnie,
Że nie wiem, co robię,
Iż poezja nie jest życiem,
Nie jest wszystkim,
Nie jest mną,
Nie jest Tobą,
Ale to mniej,
Znacznie mniej…
Bez porównania.
Ty mnie obudziłeś
Ze śmierci za życia.
Młody człowiek,
Wpatrzony w komos bez gwiazd…
Oszukany.
Zepchnięty w ciemność…
Ty w nieprzytomności mojej
Żeś gasił
Opętane zło.
Szarpało mnie,
A Ty mówiłeś dość,
Kiedy sunąłem, człowiek,
Po labiryncie brzydoty,
Targany…
Wyglądałeś
Wtedy jak słońce,
Mozolnie ucząc mnie żyć,
Rozbłyskałeś
Płaczem ognia. Łkałeś szalenie.
Uderzało we mnie,
Walczyło o życie,
Jakie zimne już było,
Bardzo — Światło,
Chciało mnie objąć.
Nikt nie widział już nadziei,
Ale ja tego nie odczułam,
Bo żyłeś za mnie Ty,
Nadzieja.
Dramatycznie płakałeś
Oceanem bez dna.
Szarpałeś
Ogniami duszę,
Zimną, wzywałeś,
Przyzywałeś.
Zorientowałam się,
Że nie ma nas już w życiu,
Ale toczy się walka
W świecie duchowym.
Zabrał mnie
W jednej chwili.
Stanąłeś naprzeciw zła.
Stanąłeś
Naprzeciw wszystkim.
Twój ogień
Płonął w moim sercu.
Opadałam z sił.
Przyjemnie mi było
Umierać w Tobie.
Cuciłeś mnie
Wizjami
Słońc,
Które były czerwone,
Złote,
Szafirowe
I nawet brązowe,
Fioletowe
I różowe.
Nie dałeś mi zamknąć oczu
Na piękno Twoje
Ukryte w tym świecie,
Jaki krzyżujemy z Tobą.
Już wiem,
Że Ty
Do życia wystarczysz.
Cierpisz,
Przyzywasz do walki,
O każdy dzień,
Każdą chwilę… Bo jest drogocennym życiem.
Poza Tobą nie ma życia,
Już wiem,
Poza Tobą nie ma wieczności.
W Tobie jest wszystko.
Życie jest z Twojego serca,
Każde, i polnego kwiatu.
Kładłeś mi łzy
W spieczone oczy.
W duszę mi wkładałeś wciąż
Życie z Siebie.
Ogniem swoim mnie tuliłeś
Jak kwiatami.
Zmęczona,
Opadałam
I nic nie pragnęłam już.
Uczyłeś mnie żyć
Przez udział i swojej siły,
Długo, mimo mojej obojętności.
Postawiłeś mnie na nogi,
Przywróciłeś w centrum ziemi,
Mimo mojego pójścia dalej,
W obojętności.
Cieszyłeś się,
Ale Twoje oczy
Suche stanęły
Jak martwe,
Patrząc jak odchodzę
Sama w kolejne lata.
Ból zostawiłam w Twoich oczach,
swój.
Nie zauważyłam Ciebie,
Byłeś tak cicho obok.
Nie miałeś słów żalu,
Wyrzutów.
Do niczego nie zmuszałeś.
Nie przypominałeś o Sobie.
Nie prosiłeś o uznanie zasług.
O żadne uznanie i „dziękuję”.
Nie byłeś dla mnie jak człowiek,
Ale ogród,
Jaki płynie kwiatami mistycznymi.
Widziałeś, że więcej chciałam
Niż sił miałam.
Słuchałeś mnie uważnie.
Cały byłeś słuchaniem.