E-book
7.35
drukowana A5
30.21
Piękny posmak piekła

Bezpłatny fragment - Piękny posmak piekła

Wiersze Białe


Objętość:
74 str.
ISBN:
978-83-8273-261-0
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 30.21

Cześć.

To, co jest tutaj zapisane, to spontaniczne spisy

moich myśli w różnych momentach dnia czy roku,

ale w głębi dotyczące tylko jednego.

Niemożności przetrawienia faktów,

rzeczywistości czy losu.

Całość oddaje moje uczucia.

Jest momentami zawiła, ale szczera.

Bo uczucia nie są tak proste.

Przed tobą mój tomik białych wierszy.

Słowa, które zawsze chciałem powiedzieć,

ale ograniczałem sam siebie.

Pozdrawiam. Wojciech.

Sam, szum

Jeżeli sny to faktycznie,

Przeciwieństwo.

Tego co ma się stać.

To w rzeczywistości nigdy,

Nie umrę.

I raczej się nie spotkamy.

Głupio trochę.

Tułać się tak.

Już drugą wieczność.

Wieczne wyboje,

Planetoidy i komety.

Błędne wybory z pogranicza jawy.

Ukształtowało,

Mnie to trochę przyznam.

Który to już rok,

Budzę się i wstaje,

Sam.

Za grzechy,

Żywota swojego płacę,

Też sam.

Myśl pierwotna

Nie przewodnia.

Choć to pożądanie.

Choć tego otoczka, jest wszędzie.

Dostrzegam to nawet w swoim znaku zodiaku.

Prosta symbolika.

Zabawne. Nawet w chuj zabawne.

Bo to znak płodności.

Zabawne jeszcze bardziej, bo nie jest falliczny.

Kobiecy raczej.

Wszystko wpisane w genezę, anatomię nawet.

Czyste życie, zwierzęcość genetyczna.

Idąc dalej bliskoznacznymi uczuciami.

Gniew. Ah gniew.

Jest dość podobny do pożądania.

Nie bez powodu miłość to nienawiść,

Ale o tym później.

Gniew w swoim jestestwie jest krystaliczny,

Choć mąci.

To taka kochanka.

Z która nie współżyjesz, dyma ciebie za to.

Nie dość, że ci się nie podoba ten fakt.

To strasznie dużo kosztuje,

Pieniędzy, czasu i zdrowia.

Mimo to trwasz ze strachu.

Przyzwyczajenia.

Zawsze go czułem.

Tylko on przychodził w złe dni.

Nadal jest mi ciężko go ominąć.

Ciężkie słowa, w gniewie są lekkie.

Tak oto powtórzyłem schemat ojcowski.

Liczyłem, że zostanie,

Może przez syndrom sztokholmski.

Została faktycznie,

Ale w miejscu i nie ze mną.

A ja się oddaliłem.

A tak szczerze to byłem odpychający.

Sama sytuacja była też ponad moje siły.

Wiem to dzisiaj i co bym nie napisał,

To zawsze jest o niej.

Słówka

Zdarza mi się zapomnieć,

Znaczenia słów.

Nie umiem zapomnieć,

Co oznaczasz Ty.

Choć zgubiłem się w oznaczeniach,

Hasztagach, których nie rozumiem.

Orderach? Za co?

Przecież liczy się tylko uśmiech.

Błysk w oku.

Zeszliśmy sobie ze wzroku,

Niestety nie się.

Mogłem to przewidzieć,

Podobno głupi nie jestem.

Odznaczać. To słowo same w sobie

Jest wyróżnieniem.

Coś jak przejście z ty i ja, na my.

Ten obraz zburzył mi obraz,

Tła już dawno nie widziałem.

Wszystko tym tłem było.

Ostrzeżeń było pewnie multum,

A przy tobie zawsze,

Wyciszony telefon miałem.

Niewyparzona morda,

Tak to on. Mianowicie ja.

Towarzyszko doli i mojej niedoli.

Niczym od matki,

Każde moje słowo,

Pochodzi od ciebie.

Dziewczę

Mam w sobie,

Wrogość do ludzi,

Z natury,

Ale z tobą,

Fajnie leżeć,

Stać, chodzić.

Związać też pewnie,

Myślę

O miejscu zwanym domem,

O zwierzętach radosnych,

Cieple ogniska,

Dotyku pod kołdrą.

O tobie leżąc z tobą,

Też o tobie leżąc sam.

Oporządzić kwadrat,

Trójkąt zostawić.

Mianowicie,

Posprzątać mieszkanie,

Do pary nie zapraszać.

Możesz słuchać nawet reagge,

Właściwie czegokolwiek.

Pokój i miłość, znam.

Chociaż w trochę innym,

Wydaniu,

Ale uczę się szybko.

Biegam też sprawnie,

Może nadgonię.

Samotny to festiwal miłości.

Wróciłem do szlugów,

Z nudów i braku elektryczności.

Serio elektryczności.

Do reszty nie mam ochoty,

Czyli wszystkiego i wszystkich.

Szkoda, że cię nie ma.

Obudzę się jutro,

Wrócę do problemów doczesnych.

Tymczasem,

Pójdę cię poszukać bez celu.

Właściwie

Zawsze jesteś po trzydziestce.

Widzę to po oczach,

Przyjemniejszych nawet od ognia.

Lubię mądrość i szaleństwo.

Cenię wręcz na równi.

Jeśli czegoś się nie da,

To na pewno to zrobię.

Masz delikatnie zachrypnięty głos,

Którym z gracją prosisz o papierosa.

Pełna fascynacji i zrozumienia,

Moich udziwnień,

Nawet zboczeń.

Pociąga cię mój brak pociągu,

Do ludzi.

Znasz różnicę między podziałem a dzieleniem.

Z tobą mogę, innym granice zamknę.

Wiesz, że nie kłamie,

Mówiąc, że w hipisach,

Cenię ich umieranie.

Mogę być bucem,

Ale to ja wyniki najważniejszych testów,

Mam negatywne.

Akceptujesz mój brak ładu,

Bo jest poukładany.

Schlebia mi mocno,

Twoje zainteresowanie.

Zainteresowania też lubię.

Może niektóre nie mają,

Mojej aprobaty,

Ale spoko zrobić coś nowego.

Nie wszystko musi mi się podobać.

Widzisz, że nie dbam o tłum,

W mojej swoistej mieszance,

Pewności i alienacji.

Cała moja uwaga, niekiedy nadzieja.

Skierowana jest ku tobie.

Położyć się na ziemi,

Może nawet napić się za rok,

Jak coś mi się odmieni.

Świat i jego wszystkie,

Trzy podstawowe,

Problemy.

Niech gryzą piach albo glebę.

Lubisz, że nie mam wielu potrzeb,

A marzenia to rzeczy,

Które faktyczne zrobię.

Może to grubiańskie i delikatnie,

Przedmiotowe,

Ale masz świetny tyłek,

Zawsze.

Strażników moralności,

Praw, etyki.

Wiesz, co o nich sądzę.

Żyjemy w zakłamaniu,

Ja, ty i te ludziki.

Tylko że ja to wiem,

Mam nadzieje, że ty też.

Nie wiem co cię tak kręci,

Ale zawsze taki byłem.

Resztę cech, wykształciłem,

Wyrobiłem, czy zwał jak zwał.

Właściwie to żadne z nas,

Nie powinno.

Szkoda, że obecnie.

Nie masz imienia

I właściwie to cię nie ma.

Jestem dobrej myśli, że jesteś.

Więcej niż jedna.

Bo jak nie.

To mam trochę,

Przejebane.

Tribute

Muza, ale chuj z muzą.

W sensie obojętne co leci.

Jak ten czas razem mija?

Za szybko.

Doba, dwie, trzy.

Polej, zapal, syp.

To tylko dodatki.

Biżuteria wnętrza.

Z nią czy bez niej, obojętnie.

Wyglądasz przepięknie.

Umiem lać wodę,

Choć w komplementach średni i oszczędny.

Dlatego są szczere.

Złoto moich ust niczym,

Przy twych,

Drobnych, delikatnie jadowitych.

Niekiedy gorzkich.

Spiłbym z nich wszystko.

Bez słów.

Bo milczenie to złoto.

Widząc cię jak prawdę nagą,

Nie umiałem w słowa ubrać,

Ciebie.

Zbędne z resztą.

Ubrania, słowa.

W moich oczach nie trzeba,

Ci nic więcej i mniej.

Nie umiem tego wytłumaczyć postronnym

Jak ślepemu kolorów.

Nic tak nie obciążało mi zwojów,

Jak sama myśl o tobie.

Zapierało dech, plątało mowę.

Chciałem tylko ciebie,

Z tobą, w tobie, za przed i obok.

Miałaś racje zawsze,

Rzadko takie rzeczy przyznaję.

Nikt też nigdy nie kumał,

Moich odpałów, odlotów, garści nawyków.

Zbioru przyzwyczajeń.

Aktualnie samych wspomnień.

Już ja ich nawet nie czaje.

Jedno jest pewne, już tak pewnie zostanie.

W życiu radzić sobie to jedno.

Słabo wychodzi każde rozstanie.

Zwyczajnie przepraszam.

Nie jest to jakieś wołanie.

Zwyczajnie upamiętnienie.

Miłych chwil i wydarzeń.

Zrobię coś, czego, nie zrobiłem nigdy.

Wszystko jak jest, zostawię.

Głównie

Zajmuje się tym, żeby nie rozwalić

Sobie mordy o szybę. Specjalnie.

Mało przypadków dziś miewam w życiu.

Miłych głównie, ale się nie zniechęcam.

Widzę i czuje, jak słaby jestem.

W przebłyskach szaleństwa

Zapewne źle odebranych wiadomości.

Czuje każdą emocję jednocześnie.

Nie wiem, w którą stronę iść?

Upośledziłbym się sensorycznie,

Bo emocjonalnie jestem?

Jestem, nie szukam zaprzeczeń.

Chuj ze mną przecież.

Wsadził kij w oczy, uszy,

Wyjął ten z serca, bo nie działa i zawadza.

Serce, jak i kij.

Kończą mi się rzeczy do rzucania,

Rzuciłbym nawet samym rzuceniem.

A nie umiem rzucać.

Mam dwie lewe ręce do nałogów.

Co zacząć? Co skończyć?

Wow, Wojtek. Mówię do siebie.

Dużo mówię. Mało słucham.

Bronisz czegoś, co dawno nie jest twoje,

Będąc ścisłym, nigdy nie było.

A może gdyby? Pytam się sam.

Trochę za późno Wojtek.

Mleko da się zebrać,

Tylko zostaje posmak ściery.

Twój Wojtek, twój.

Już nie krzyw się tak.

Z braku naturalnych wrogów,

Sam ich tworzysz.

Gdzie zgubiłeś uśmiech?

Dobrze kurwa wiesz, gdzie. Odpowiadam.

Z mojej winy. Naszej.

Ile mnie jest we mnie?

To muszą być strasznie małe istoty,

Bo nie ważę za dużo.

Boję się wiesz? Boję się przyznać, że się boję.

Wiem Wojtek.

I co? Siedzisz teraz sam i palisz szlugi,

Myślami nie jesteś w miejscu ani nawet sobą.

Śmiesznie, bo strasznie dużo mówisz o sobie,

A mało myślisz tak naprawdę.

Wyjdź może do ludzi? Jest weekend?

Nie wiem Wojtek, może w przyszłym roku.

Aktualnie zajmuje się tym,

Żeby nie rozwalić sobie mordy o szybę.

A ktoś i tak źle sczyta moje emocje.

Ale weź nie bierz tego do siebie

Zawsze chciałem mieć cudze problemy.

Niezależnie od wagi i kategorii.

Nie zazdroszczę, to nie tak.

Zwyczajnie moje dość łatwo rozwiązać.

Tak, że nawet mi się nie chce.

Mi, mnie, moje. Czy to ważne?

Własności mi się mylą.

Ja właściwie się mylę.

Bo mi się nie chce, mnie się nie chce.

A moje to niechęć.

Cudzy nawet przyjemniej się rozwiązuje.

Choć dziś sceptycznie patrzę na rozwiązłość.

Mój kolega ma w swoim programie skecz,

O problemach.

W repertuarze w sumie,

Bo w programie występuje.

Polubiłem gościa, uczy mnie też wiele.

To nic, że jest rudy. Oczy ma szczere.

Mówi w nim o przeczytaniu książki,

Jak radzić sobie z problemami,

Że mnożą się, rzeczywiście mnożą.

Żartobliwie wspomina, że miał kiedyś problem.

Nie miał dziewczyny.

Rozwiązał ten problem,

Na jego miejsce przyszła masa innych problemów.

Ich rozwiązywanie dostarcza szczęścia.

Mimo że to komediowy skecz.

Dostrzegam w tym prawdę.

Więc w sumie.

Mało ważne, jaki masz problem,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 30.21