E-book
31.5
drukowana A5
51.89
Piekło dzieci

Bezpłatny fragment - Piekło dzieci

Zamknięcie tematu nieznanych


Objętość:
110 str.
ISBN:
978-83-8431-716-7
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 51.89

Piekło Dzieci systemu

Nie warto mieszkać w okolicach wodzisław śląski.sie przeprowadzać bo tam.systematycznie zabierają dzieci a sędziowie są bez karni i wyroki tz postanowienia mają z automatu ustawione


Parodia jak wygląda opinia do sądu przez biegła psychiatra. Katarzyna z Wodzisławia śląskiego opinia napisana między lutym a kwietniem 2024.


Do tegoż słynnego baraku w Wodzisławiu Śląskim, co to udaje, że jest miejscem poważnych badań dla sądu, zziajana, ale triumfalna, wdziera się Katarzyna.


Wygląda jak kulka, która właśnie połknęła małą beczkę, bo ma te swoje „wzdęcia — KATASTROFA”.


Jeszcze zanim dotarła do pokoju, na korytarzu rozlega się jej GŁOS DEKRETU. Wali prosto z mostu, tak że szyby drżą: „KOLEJNA MATKA! WALCZY O CUDZE DZIECKO! CO ZA DRAMAT!”


Co najlepsze — ta Kasia to jest niby jakaś pani psycholog-seksuolog-wszystko, ma własną „prywatną KLINIKĘ OSKARŻEŃ”.

Matka Biologiczna, usłyszawszy to CHAMSTWO NA MAKSA, ledwo trzyma się na nogach. Myślała, że jej żyła na czole eksploduje!

Walczy o własne dziecko, a ta jej rzuca, że to cudze!

Chwilę później, kiedy już te dwie „ekspertki” z trudem wturlały się do środka, zaczęły się PLOTEŃKI ZA ZAMKNIĘTYMI DRZWIAMI (które słychać było i tak na całej ulicy).


Wtem wkraczają oni: EDYTKA i KRZYSIEK z Radlina 2, Rodzina Zastępcza w wersji „idealny dom na pokaz”, prowadząc dziecko za rączkę.

Matka Biologiczna rzuca się, żeby przytulić malucha, i uściskać bo dawno nie widziałam, szepcze jej do ucha, cytując zdanie, które przebija ściany:

„Mama, oni powiedzieli, że przyjdziesz i zobaczysz… Że to TY jesteś powodem, że TU siedzę!”


W końcu ta NIEZAWODNA i BIEGŁA PSYCHIATRA, pani Katarzyna (z trzema dyplomami na ścianie i równie dużą niewrażliwością), wytoczyła matkę i dzieciaka do pokoju tortur i z miną chirurga wyjaśniła, że każdy będzie rozdzielony, bo tak nakazuje PROCEDURA!


Ale hej, chwila ulgi! Katarzyna szepnęła: „Nie będzie AUDIO ani WIDEO! Można robić WSZYSTKO!” (Mrugnięcie okiem, które zwiastuje kłopoty).


Pomieszczenie wyglądało jak klatka dla chomika, dwa na dwa metry, zastawiona starymi, obślinionymi zabawkami rodem z najgorszego PRL-owskiego żłobka. Zaduch był tak gęsty, że gdyby rzucić siekierę, to by wisiała w powietrzu!


A pech?

Oczywiście, że musiał być!

Matka biologiczna miała akurat OSTRE zapalenie oskrzeli i była napakowana antybiotykami.

Ale czy to powstrzymało tych genialnych „ekspertów” z ludzką twarzą?

Skąd!

Nie pozwalali zamknąć okna, ignorując kaszel matki jak zwiastun apokalipsy.

Na dodatek!

Co pięć sekund (z dokładnością szwajcarskiego zegarka), ich firmowe telefony wrzeszczały powiadomieniami z Instagrama i TikToka, obwieszczając, że świat ma w głębokim poważaniu nieszczęścia tej rodzinki!

Procedury procedurami, ale lajki to priorytet!

Okej, więc ta cała Pani Psychiatra Katarzyna — od razu czuć, że ma doktorat ze straszenia — kazała dzieciakowi się ulotnić.

W sumie to go uroczyście zaprowadziła do jakiegoś pokoju odosobnienia i dała kartkę.

Dziecko ma narysować: jak wygląda, z kim chce spędzać resztę życia i co najważniejsze: kto w tym jego nieszczęsnym życiu w ogóle istnieje.

A matka?

Matka zostaje sama na polu minowym.

Więc rozpoczyna się Wielki Spis Powszechny prowadzony przez Katarzynę.

„Kiedy i gdzie się pani urodziła?” — huknęło pierwsze pytanie.


Matka odpowiada, bo co ma zrobić, choć myśli: A po co to komu?

To jest prosty fakt, a nie sekretny kod do banku! Ale czuje już, że zaraz padnie to kluczowe pytanie o sens życia: Numer buta!

Albo biustonosza!

A może zapyta o dokładną wagę po spożyciu ostatniego pieroga?

Kto wie, ta kobieta jest nieprzewidywalna jak pogoda w Tatrach!

Kolejny strzał: „Kto panią wychowywał?”.

Matka aż parsknęła w myślach: No brawo!


Czy to ma jakiekolwiek ZNACZENIE?! Czy to był dom, leśniczówka, czy może wychowywały mnie szopy pracze w miejskiej kanalizacji?!

Czy ta pani pisze mi tu życiorys pod nagłówkiem „Fakty i mity”, czy chce zebrać komplet danych do wydrukowania mi nowej, lepszej wersji osobowości?!


A może po prostu sprawdza, czy znam kolejność liter w słowie „streszczenie”? !

O Boże, o numerze buta zapomniała!


Ach, no tak, zapomniałam dodać wisienki na tym torcie absurdu!

Ta wybitna psychiatra, pani Katarzyna (nazwijmy ją „Panią Od Siedmiu Boleści”), wpadła w histerię, jak tylko usłyszała, że Matka jest mistrzynią archiwizacji i nagrywa wszystko!


Wtem, z oczami wielkimi jak pięciozłotówki, ryknęła: „STOP! Nagrywanie zakazane!

Proszę NATYCHMIAST wyłączyć to narzędzie szatana!”


Na co Matka, z godnością godną Generała Pattona, odparła, recytując swój hymn: „W ŻADNYM WYPADKU!

Nie mogę go wyłączyć, bo telefon MUSI być pod moją KONTROLĄ.

To mój osobisty system wczesnego ostrzegania, niezależnie od miejsca i czasu, w którym się znajdujemy!”


Wtedy „Pani Od Siedmiu Boleści” — czerwona jak burak i dysząca jak lokomotywa — zaczęła tańczyć swój taniec paniki, błagając: „Proszę, proszę, wyłączyć!

Albo położyć go DALEKO, BARDZO DALEKO, na tym stoliku!”


Matka na to, rzuciła pogardliwe spojrzenie na wskazany mebel, który wyglądał nie jak stolik, a jak rozkładający się trup świni, niedbale wyciągnięty z cuchnącego błota i ledwo poskładany na czterech patykach.


Padło (AŻ!) kolejne, drobiazgowe pytanie od biegłej psychiatry, dr (magicznie, oczywiście) Katarzyny, która notowała coś w notesie z okładką w kotki:


— Gdzie, (dokładnie co do milimetra, proszę pani), się pani uczyła i do jakiej szkoły podstawowej (proszę podać pełną nazwę i NIP placówki) chodziła?

W jakim mieście, (proszę o kod pocztowy, współrzędne geograficzne i kolor elewacji)?


Matka poczuła się jak uczestniczka przesłuchania do telenoweli dokumentalnej pt. „Życie, Zastój i Szkoła Podstawowa”.

Czuła się niezręcznie, a Katarzyna przesłuchiwała jej życiorys, jakby szukała nieścisłości w CV na stanowisko prezesa banku.


W końcu, po głębokim wdechu, odpowiedziała, do której szkoły podstawowej, (prawdopodobnie) chodziła.


W myślach jednak trwała burza: Czy ona zaraz zapyta, czy to była ławka dębowa, czy sosnowa?

Czy nauczyciel miał wąsy i czy plecak, Boże drogi, czy plecak był na ramię, czy na kółkach?!

Co robiłam w wolnym czasie?

Pewnie zapyta, jaki był poziom wilgotności powietrza, gdy jadłam ten wafelek czekoladowy!

Ta kobieta zadawała pytania, które pasowałyby bardziej do castingów na statystę, który ma grać drzewo.

ABSURD!

Tych pytań od pani doktor Katarzyny było tyle, że KTO BY TO ZAPAMIĘTAŁ?


Nawet archiwum X miałoby problem z taką ilością bzdur!

Pani doktor rzuca pytania z taką nonszalancją, jakby losowała je z kapelusza u Dumbledore’a.


„Czy pani rodzina była patologiczna?


Proszę odpowiedzieć śpiewem, a jeśli nie, to proszę opisać barwę patologii w skali Pantone!”

Matka, która już mentalnie jest na Hawajach, pyta: „Jest to pytanie zbyt ogólne!

Czy chodzi o patologię z czasów prehistorycznych, czy może o bieżący sezon na Netfliksie?

Proszę precyzyjniej!”.


Katarzyna, z miną konesera trufli, mówi: „Dobrze. Czy pani rodzice byli alkoholikami z wyboru, czy z powołania? Czy zażywali narkotyki i czy z tez alkohol, a także, co ważniejsze, czy dzielili się z nimi cukierkami?!”

Matka zatrzymała się w pół myśli i spojrzała na sufit, szukając ukrytej kamery.


„O czym w ogóle ta kobieta papla?

Czy ona na noc pije wywar z muchomorów?

A może to jest teleturniej, w którym za niepoprawną odpowiedź odejmują punkty IQ?!”

Matka odpowiada stanowczym tonem: „Nie mam zamiaru odpowiadać na ten surrealistyczny scenariusz science fiction!”.

Katarzyna natychmiast, jak zaprogramowany robot, przeskakuje do następnego absurdalnego pytania: „A czy utrzymuje pani kontakt ze swoją matką?


Czy macie tajne spotkania w szafie?

Czy wymieniacie się szyframi do szwajcarskich banków?!”

Matka biologiczna, już mocno rozbawiona, odpowiada: „Nie, nie chcę, nie muszę i nie zamierzam odpowiadać na ten cyrk!


Idziemy do sedna sprawy, czy mam ze sobą przynieść cyrkiel i ekierkę, żeby narysować pani swoją przyszłość?!”


Na to Katarzyna, wznosząc głos niczym primadonna w operze, teatralnie ogłasza: „W takim razie, proszę pani, napiszę w opinii: «Pani odmówiła współpracy. Jest podejrzana ».

A sędzia Anna, która, jak wiadomo, wierzy tylko w to, co napiszą psychiatrzy w błękitnym długopisie, z pewnością to klepnie!

I NIE ZOBACZY PANI DZIECKA, BO BĘDZIE PANI ZBYT ZAJĘTA TŁUMACZENIEM SIĘ PRZED FBI!”

Przesłuchanie u psychiatry-seksuologa.

Katarzyna (głos znudzony, ale przenikliwy jak wiertarka udarowa): „Czy miała pani w szkole podstawowej JAKIEŚ koleżanki?


Bo wie pani, znajomości, kolegów… to co innego. Ja pytam o PRZYJACIÓŁ!

Prawdziwą więź! Mamy tu do czynienia z traumą, czy tylko z brakiem umiejętności pracy zespołowej?”


Matka (wewnętrzny monolog, ton pełen zrezygnowania i cynizmu):

O matko i córko. Czy oni szykują kolejny sezon netflixowego dokumentu „Casting na Ofiarę Idealną”?

Czy to jest casting na biegłą, przesłuchanie do sądu, czy poszukiwanie świadków Jehowy?

Czy to ma się skończyć czy będą mnie pytać, czy umiałam wiązać sznurowadła w zerówce?

Matka (na głos, beznamiętnie):

„Nie odpowiem. To jest… informacja wrażliwa.”

Biegła Psychiatra-Seksuolog (teraz, po wykrzyczeniu słowa „współpraca”, jej okulary zjeżdżają na czubek nosa; to sygnał, że przechodzi w tryb alarmowy):

„ZNOWU PANI NIE WSPÓŁPRACUJE?!


Pani! Ja tu muszę panią zdiagnozować! Muszę poznać genezę problemu!

Ja muszę wiedzieć, JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO!

Może to brak przyjaciół w czwartej klasie doprowadził do tego, że nie jest pani zdolna do intymności! A co za tym idzie… do ZUS-u!”

Matka (wewnętrzny monolog, z pogardą):

Jasne.

Profilowanie rodem z „Milczenia Owiec”. Pewnie szykują mi tu wzorzec „Samotna Jednostka Zabrała Kanapkę Innej Koleżance W 1988 Roku” — kod C-4.

I po co te seksuologiczne pytania?


Czy ona mi zaraz wyświetli na rzutniku slajdy o cyklu życia pierwotniaków, czy może zrobi wykład o technikach oddychania podczas… no, tego?


I czy mam to wliczyć w koszty terapii?


W końcu, z miną męczennicy i westchnieniem godnym antycznej tragedii, biegła psychiatra Katarzyna (nazwijmy ją Doktor Katastrofa) zmieniła temat.

Matka odetchnęła tak głośno, że aż zaszeleściły jej torebki foliowe w siatce.


Kolejny temat, wrzucony z gracją buldożera, a wyjęty chyba z podręcznika „Jak zdenerwować petenta w 30 sekund”, brzmiał: „Przechodzimy do sekcji ‘SEKSUOLOGIA I KWALIFIKACJE EDUKACYJNE’.

Czy ukończyła Pani szkołę średnią?


KIEDY dokładnie zaszła Pani w CIĄŻĘ?


Oraz, to jest kluczowe dla Pani sędzi Anna, ile miała Pani Partnerów Seksualnych, to znaczy, ile TRWAŁYCH (lub nietrwałych, proszę o precyzję) ZWIĄZKÓW lub MAŁŻEŃSTW (lub narzeczeństw, konkubinatów, przyjaźni z plusem)?”


Matka biologiczna wpadła w wewnętrzną panikę. „Ależ po co jej to, na JOWISZA?


Jaka szkoła?

Ile tych szkół?

A czy Wyższe Seminarium Duchowne się liczy?

Jakie to, do diabła, ma znaczenie dla opinii o mojej kompetencji bycia rodzicem?!”

A związki? „Och, LITOŚCI! Czy mam teraz liczyć, ile razy z kimś byłam w łóżku?

Czy mam rysować diagramy?

Czy mam podawać kolor skarpetek, markę dezodorantu i dokładny PESEL każdego delikwenta?

Jaka była wysokość w centymetrach, poziom owłosienia, głębokość kieszeni i znak zodiaku?!” — matka poczuła, że liczy co najmniej 83 związki, z czego 78 to były relacje platoniczne z kotamii psami zwierzętami naturalnymi.


„A C I Ą Ż A! Czy to nie jest PRZEKROCZENIE JEDNOSTKI BADANIA o pięć tysięcy kilometrów?!


Czy to jest ZBĘDNA INFORMACJA, czy też ZBĘDNA INFORMACJA DO KWADRATU?!”

Matka, z heroicznym wysiłkiem, w końcu wykrztusiła, że „podeszła do matury”.


Doktor Katastrofa zaświeciła oczami: „JAKI BYŁ W Y N I K TEGO PODEJŚCIA?”


Matka: „Nie pamiętam i nie wiem! Ważne, że podeszłam!

P O D E S Z Ł A M!

To jest MÓJ OSOBISTY MONUMENTALNY SUKCES ŻYCIOWY i proszę to zapisać w opinii dużymi, czerwonymi literami!”


Katarzyna, seksuolożka (od wszystkiego!), nie mogła znieść myśli, że nie wie, skąd się wzięły biologiczne dzieci biologicznej matki.

A więc, z miną inkwizytora, odpaliła serię pytań z karabinu maszynowego:

„Kiedy się urodziły?

Jaka WAGA?

Ile, powtarzam, ILE punktów Apgar?! Oraz — i tu uwaga — czy miały wadę genetyczną?!”


Matce biologicznej dymiło z uszu. Tysiąc myśli, a każda durniejsza od poprzedniej, jak w teleturnieju „Tysiąc pytań do…” emitowanym w piekle.

„Miały różne wagi!” — odparła Matka, ledwo łapiąc oddech. — „I mam prawo nie pamiętać! A skalę Apgar znam, jak dostanę nową!”

Na to Katarzyna, z uśmiechem psychopaty po udanej sesji u biegłej psychiatry: „Znam KAŻDY szczegół moich dzieci: wagę, wzrost i resztę tabelaryczną. A mają po DWADZIEŚCIA JEDEN lat!”


Nastała ta niezręczna, kosmiczna cisza. Matka biologiczna czuła, że za chwilę zostanie skazana za nieznajomość wagi dziecka z danego roku.


Sądowy Stand-Up: Kto Kogo Wykończy Pytaniem?”


Gabinet Ekspertki wygląda jak połączenie gabinetu psychiatry z wróżbiarskim namiotem.


Katarzyna „Psycholożka, Seksuolożka i Egzorystka w Jednym” (bo wierzy, że to wzbudza zaufanie): Ta seria pytań niejednego człowieka może wykończyć przez moją osobę!

Przez Katarzynę, Ciemną Stronę Akt Sprawy! A zatem…


Katarzyna (Głos: mieszanka Damy z lat 20. i sprzedawcy garnków): W jakim wieku poznała pani z BAGAŻEM DZIECI swojego męża?

I dlaczego, do licha, pani w ogóle wyszła za mąż?!

Czy to była promocja?

Bo sądzę, że ma pani męża — tak wynika z akt, które są tak WIARYGODNE, jak prognoza pogody na Antarktydzie!


Matka Biologiczna: Och, akta!

Te święte akta!

Skoro na korytarzu mówiły, że „walczy o nieswoje dziecko, …. Oni czytali te akta, czy instrukcję obsługi miksera?!


Jak odpowiedzieć tej pseudo-psychiatrze, żeby nie ogłosiła, że jestem „przypadkiem nie do współpracy” i nie uwięziła mnie w piwnicy z aktami?


Matka (Uśmiech numer pięć: „Królowa Absurdu”): Czy ten wiek ma znaczenie?

To jak pytać, czy moje skarpetki pasowały do koloru moich myśli w dniu poznania!


Ważna jest przecież: rodzina!


Katarzyna (Seksuolog, psychiatra biegły ): PROSZĘ ODPOWIEDZIEĆ NA PYTANIE!


MAM TUTAJ KÓŁKO, KTÓRE MUSZĘ ZAMALOWAĆ!

WIEK POZNANIA!

Konkrety! Stop mitom!


Matka (Wewnętrzny Monolog, zrezygnowana): Och, wyłącz to powtarzanie, to jest gorsze niż reklama na YouTube, której nie da się przewinąć!


Horrory Hitchcocka były bardziej logiczne!


Matka (Głośno, z miną kogoś, kto ratuje świat): Ważne jest! BEZPIECZEŃSTWO DZIECI!

To jest nasze CREDO! A także WZORCE DLA DOBRA MAŁOLATA! I DEKREOWANIE ICH DALSZEJ PRZYSZŁOŚCI W DOROSŁOŚĆ!

To jest plan na życie! A mąż? To tylko dodatek do bagażu!


Katarzyna (zapisuje coś w aktach): Zanotowane. Matka unika odpowiedzi, nadmiernie używa słowa „DEKREOWANIE”, które pachnie mi nową sektą.

Stwierdzam niestabilność i brak konkretów.

Czekam na dowód, dlaczego pani nie wyszła za mąż w innym terminie.

I gdzie jest ten mąż?!

Niech przyniesie ten BAGAŻ DZIECI do porównania!


Katarzyna zadaje pytanie: Musimy to wiedzieć!

Czym się pani zajmuje, w sensie — czy jest pani godna?

Gdzie te pieniądze zarabia, a najważniejsze… ile dokładnie MAMONY PANI TWORZY?! — wali prosto z mostu Biegła Sądowa Kasia, z miną Głównego Inspektora Kontroli Skarbowej i Wróżki w jednym.


Matka Biologiczna (myśl w głowie): Jezu, Matko Boska, i wszyscy Święci.

Jestem na antybiotyku! Mój umysł jest tak czysty i pusty, jak konto bankowe po wakacjach!

Czuję się, jakbym brała udział w „Milionerach”, ale pytają mnie o to, ile mam na koncie, zamiast o pytanie za milion!


— Halo! Kiedy ten casting się skończy?! Czy zaraz zapytają mnie o numer PIN do lodówki?!

W końcu, z trudem, jakby dźwigała lodówkę, bełkocze:

— Ale, po co?! Co to ma wspólnego z moją psychiką?

Czy moje poczucie własnej wartości zależy od PIT-u zero?!

Psychiatra, poprawiając niewidzialne okulary, cedzi słowa jak złoto:

— To jest kluczowe! Muszę w raporcie umieścić DANE!

Czy jest pani Bezrobotna, Wesoła i Beztroska?

Czy Korporacyjna Niewolnica, Nieszczęśliwa, ale Bogata?

Ile GOTÓWKI ZYSKUJE, i w jakim standardzie mieszka?

W Pałacu, Apartamencie, czy w Bunkrze z Wi-Fi?!

Matka poczuła się, jakby ten gabinet w ułamku sekundy zamienił się w studio Faktów TVN.

Była gotowa wybuchnąć płaczem i krzyczeć: „NIE MAM NIC!

Zostawcie mnie w spokoju!” To nie była wizyta u lekarza. To była Inspekcja Działu Majątkowego, prowadzona przez Kobietę-Komornika, która zaraz miała jej zabrać… no cóż… całą emeryturę, nawet tę, której jeszcze nie wypracowała!

A ona chciała tylko plasterek z antybiotykiem i ciszę!”


KONIEC!

Wreszcie! Skończył się ten tasiemcowy, telenowelowy serial pytań!

Zza biurka wyłoniła się Katarzyna, biegła psychiatra i kobieta-orkiestra, machając plikiem trzech (słownie: TRZECH!) egzemplarzy testów psychologicznych.


„Szybko! Szybko!” — rzuciła tonem komendanta akcji. — „Musimy się sprężać, bo ja z dziećmi do osiemnastej muszę zdążyć na promocję w Lidlu! Tu nie ma czasu na dramaty z podtekstem egzystencjalnym!”

Nastąpiła akcja: „Wymiana Pokoi! Teraz!” — oznajmiła, niczym pilot F-16. — „Pani idzie tam, gdzie Syn, a Syn idzie tu, na przesłuchanie… to znaczy na rozmowę!”


Matka biologiczna minęła się z Synem w progu jak pociągi na Dworcu Centralnym.


W locie Syn zdążył jej wcisnąć rysunek, który wyglądał jak manifest szczęścia: on i Mama Biologiczna, dom, słońce świecące jak halogen stadionowy, pięć psów (bo jeden to za mało) — radość aż bije z kartki!


Kiedy Matka wpadła do pokoju, Katarzyna wcisnęła jej w rękę pierwszy plik.

Była to lista pytań do zakreślania, licząca co najmniej 150 pozycji, wyglądająca jak skrzyżowanie „Milionerów” z „Wielkim Testem o Rodzicielstwie”. Odpowiedzi: A, B, C — albo: „Zakreśl Kółkiem, jeśli nie wiesz, co się dzieje!”


„Cudem! Cudem!” — pomyślała Matka, patrząc na ten maszynowy gaj pytań. — „Dobrze, że nie dali części „Artystyczna Ekspresja Konfliktów Wewnętrznych”!

Bo kredek to by zabrakło nawet w hurtowni!”


Oczywiście Matka Biologiczna natychmiastowo, za pomocą supernowoczesnego smartfona (marki, której nie możemy podać), utrwaliła w formie cyfrowej ten śmieszny tekst psycho-diagno-seksuologiczny — dzieło geniuszu (lub szaleństwa) biegłej psychiatry i seksuolożki, Pani Doktor Katarzyny.

W końcu Bóg jeden wie (a może i prokurator), co ten Specjalista może wyprodukować w głowie!


Nagle, po upływie zaledwie 3 minut i 47 sekund, Pani Doktor Katarzyna wparowuje z impetem, niczym tornado urzędnicze, z zapytaniem, czy „Protokół Testowy” został ukończony.

Matka Biologiczna, z kamienną miną Godzilli, oświadczyła, że tak: „Był prosty, szybki, a także — co najważniejsze — zrozumiały dla przeciętnego Kowalskiego. Czy to już Koniec Procedury?”


Biegła Psychiatra (spoglądając na zegarek szwajcarski — to ważne!) mówi: „Absolutnie nie! Wydaję Pani kolejny Kwestionariusz. Ile zdoła Pani rozwiązać, to Pani sukces, ale musimy się SPĘŻAĆ Z CZASEM, ponieważ spieszę się do hipermarketu za miastem z dziećmi (moimi, nie Pani!).”


Matka, lekko oszołomiona logistyką Specjalisty, skwitowała: „Postaram się spężać.”

Jednakże, po dokładnie 10 minutach (ani sekundy dłużej — Regulamin!), Pani Doktor zjawia się ponownie i niczym kapitan statku ogłasza, że CZAS TESTOWY JUŻ SIĘ SKOŃCZYŁ, i to jest, cytuję: „nieistotne ile tam Pani nabazgrała.”


Matka Biologiczna (głos drżący niczym prawnik po spotkaniu z ZUS-em) pyta: „A jak Dziecko?

Czy Dziecko ma się dobrze?

Czy Dziecko ukończyło swoje testy?”


Seksuolog-Biegły-Psychiatra z miną Bóstwa Olimpijskiego odpowiada: „Już skończyłam.

Może Pani przez chwilę porozmawiać z „Obiektem”, pod warunkiem, że Rodzina Zastępcza Numer 2 z Radlina wyrazi na to ŁASKAWĄ zgodę.”


Matka Biologiczna myśli w sercu, gdzieś między żebrami: „Co jest grane?!

To jakaś USTAWA SPOJRZEŃ I UKŁADÓW?!

Od kiedy ci ludzie mają wyłączne prawa do mojego DNA?!

Mam jeszcze swoje Prawa Rodzicielskie! Chwilowo!”

Wtem, niczym objawienie w sali sądowej, ukazało się Dziecko.

Matka w oczach miała wodospad łez — Radości, że widzi go, oraz Radości, że zdążyła się pomalować.

W myślach dziękowała Bogu, ZUS-owi i wszystkim świętym patronom Rodzicielstwa.

Dziecko, w super-ekspresowym tempie (bo czas to pieniądz, a Rodzina Zastępcza czekała), zdążyło wyszeptać, co chciałoby dostać na nadchodzącym spotkaniu w majestatycznym PCPR w Wodzisławiu Śląskim. Dodało też, że Rodzina Zastępcza Edyta i Krzysztof z Radlina 2 strasznie śmiali się i rechotali (niczym hieny na sawannie), jakby widzieli, jak ogień trawi ich własny dom, a wokół nich dzieje się nowa, lokalna wersja Sodomy i Gomory!


Uwaga, uwaga!

Scena pierwsza, akt pierwszy!


Kwietnień-maj 2024! W Sądzie Rodzinnym w Wodzisławiu Śląskim i sędzia Anna (Wydział „Rodzina i Nieletni”, sekcja: „Cyrk”) ląduje przesyłka.


To jest ona! Legendarna, gruba na trzy palce OPINIA, która z hukiem trzęsie posadami sprawiedliwości!


Matka biologiczna, czytając ją, niemal zadławiła się kawą ze zdziwienia. Dwadzieścia sześć stron czystego ZŁOTA, spisanych przez biegłą, którą znamy jako Katarzynę, Wszechwiedzącą Psychiatro-Seksuolog, Królową Wydawania Opinii!


Skąd ta pani wzięła te rewelacje?


Prawdopodobnie z horoskopu, wróżenia z fusów albo z telezakupów. Bo to, co tam jest, to jest KOMEDIOWE KŁAMSTWO, CYRK NA KÓŁKACH I MATERIAŁ NA STAND-UP dla sędzi Anny.


A w opinii?

Oczywiście, że [osoba opiniowana] ma ZŁY WPŁYW.

Tak zły, że od jej obecności sypie się tynk w sądzie!

Można było się popłakać… ale tylko dlatego, że śmiech bolał już w brzuchu!

Najlepsze jest to, że zabrakło miejsca na tak „drobne” fakty z życia matki biologicznej:

Lista jej ciąż i „partnerów” mogłaby zapełnić osobny tom.

Wychowanie w patologii… ale za to z talentem do powielania wzorców!

Pije na umór, a jej agresja jest tak zaraźliwa, że nawet meble zaczynają się tłuc.

Pytanie za sto punktów: Ile razy ta biegła Katarzyna sprzedała ten sam, 26-stronicowy, bestseller innym rodzinom?


Matka ma referencje!

Aż się dziwię, że nie ma listu polecającego od papieża!

Inni psychologowie są gotowi mówić, ale sędzia Anna?

Ma własne, tajne grono doradców.

Reszta to dla niej amatorzy z licencją na nicnierobienie!”


Kiedy Matka Polka (bo jak inaczej) zobaczyła TE OPINIE, to dobrze, że włączyła nagrywanie na pewnym urządzeniu o które zostało (skradzione po jakimś czasie przez złodzieja którego policja nie umiał złapać twierdząc że złej jakości zdjęcia )!

Powinna od razu założyć konto na YouTube!

Bo tam, proszę ja Was, w tych wypocinach, to się ABSOLUTNIE NIC nie trzymało!

Zero słowa prawdy!

Kupiła nową kartę pamięci, żeby zrobić 300 zdjęć tym PSEUDO testom od tej „seksuolog” i „biegłej psychiatry” — KATASTRYNY.

No, i co?

Złożyła zawiadomienie do PROKURATURY REJONOWEJ W WODZISŁAWIU ŚLĄSKIM!

Po kilku tygodniach dostaje list. CYTUJĘ: „nie widzi śladów przestępstwa”. HA! Nie widzi!

Wszyscy WIDZĄ, łącznie z jej psem i kanarkiem!

Ale Prokuratura?

NIE! To jest po prostu ZBIEG OKOLICZNOŚCI numeru agenta 007 zgłoś się jak w filmie, nie? Dowody są TWARDSZE niż beton, ale śladów… brak. Dziwne?

Raczej SKANDAL!”


Matka Biologiczna, której intuicja była równie ostra jak jej domaganie się praw, poczuła nagłe przeczucie (pewnie akurat wybiła 15:00) i dzwoni!

Do kogo? Oczywiście do Rodziny Zastępczej, czyli do KRÓLESTWA Edyty i Krzysztofa z Radlina 2.


Telefon odbiera opiekunka do dzieci ( która potem została zwolniona ), ale jej głos to bardzo przejęty.

Matka Biologiczna, z teatralnym westchnieniem, prosi o rozmowę z Dzieckiem-Synem.

Opiekunka, nagle zmiękczając ton (bo przecież ktoś ich pilnuje co mają mówić z przerażeniem w oczach odebrała telefon ), szepcze do słuchawki: „A wie Pani, jeszcze nie widziałam takiego dziecka, które tak tęskni za »mamą«! ” — i z troską podaje słuchawkę.


Dziecko, wciągnięte w tę telenowelę, wita się z Matką.


Nagle! W tle wybucha wulkan. Słychać ryki Edyty strażnika miejskiego który jest rodzina zastępcza, a jej głos niesie się jak dzwon Zygmunta na całą dzielnicę: „KTO DO CIEBIE DZWONI?! NATYCHMIAST TO ODŁÓŻ! NIE MA ŻADNYCH ROZMÓW! KONTO BANKOWE PCPR Z TEGO NIE ROŚNIE!”

Dziecko, biedne, wystraszone, odpowiada płaczliwie (scena godna Oscara!): „Maaamooosssiaaa…”.

„CISZAAA! ROZŁĄCZ SIĘ! KONIEC TEGO CYRKU! ZYSKI MI UCIEKAJĄ!” — ryczy Edyta rodzina zastępcza i w słuchawce nastaje cisza tak głęboka, że można usłyszeć upadek PCPR-owskiego pióra.


Matka, oburzona (i słusznie), zgłasza tę Dramę do Dyrektorki PCPR w Wodzisławiu Śląskim, Aleksandry „Góra Lodu”

.

Pani Aleksandra, nie ruszając nawet jednym włosem, odpowiada z olimpijskim spokojem i chłodem: „Och, widocznie nie był to Pani dzień do rozmowy.

A dziecko?

Proszę Pani, te wszystkie dzieci kłamią!


Tęsknota?

Patologia!

Antyspołeczne zachowanie!

Nam się liczy tylko płynność finansowa i zero problemów!

Dobro dziecka?

To tylko hasło na ulotce!”

(Koniec parodii. A PCPR żyje i ma się dobrze — dzięki zyskom, nie empatii.)


Co sędzia Anna wydział rodzinny i nieletnich w Wodzisławiu Śląskim ma w pakiecie asertywnym dla rodzin biologicznych


Obowiązkowy Wyścig po Papier (AKA Klub Rodzica):


1 Zaczynamy od genialnego pomysłu: przymusowe skierowanie rodzica do „klubu”, na warsztaty, albo do jakiegoś stowarzyszenia, gdzie „specjaliści” opowiedzą mu, jak oddychać.


To kluczowe, bo liczy się PAPIER. Każdy musi zarobić (terapeuta, organizator, pośrednik),

Sąd będzie miał rubryczkę „działania podjęte” wypełnioną, a dla rodziny… no cóż, efekt będzie taki sam jak po wylaniu wody na suchy piasek. Zero.


Psychoterapia na Życzenie i Biegły „Ustawka”:

Następnie, dajemy rodzinie „dobrowolną możliwość” chodzenia na terapię psychologiczną.

Ale uwaga!

Gdy tylko rodzina ośmieli się złożyć SKARGĘ na PCPR, rodzinę zastępczą lub inny święty element systemu — natychmiast wyciągamy z szafy Biegłego Psychiatrę!


Jego misja: wystawienie FAŁSZYWEJ opinii, która udowodni, że to wina rodziny biologicznej, a ich niezadowolenie jest objawem głębokiego zaburzenia osobowości (lub innej przypadłości, którą akurat mamy na stanie).

Jest to oczywiście „przymus niezgodny z prawem, który nic nie da”, ale świetnie wygląda w aktach!

Zaświadczenia? Wstyd!


Rodzina ma drugą opinię z Poradni? Ma kilka zaświadczeń w aktach, które dowodzą ich starań? Pfff! Kto by się przejmował! Przecież to wymagałoby MYŚLENIA i WYSILKU!


Szkoda czasu na czytanie i analizy. Jedźmy na starym, sprawdzonym schemacie, bezszelestnie, z próżnego punktu widzenia i w duchu koleżeńskiej przysługi dla wszystkich „swoich” w tym cudownym systemie.

Liczy się spokój na korytarzach, nie dobro dziecka.


Saga o Halinie, PCPR i Radlinie 2”


Halina, pracownica PCPR Wodzisław Śląski, znana też jako Nadzorczyni Rodziny Zastępczej Edyty i Krzysztofa z Radlina 2, dzierżyła berło władzy od 2023 roku aż do… a kto by tam liczył, powiedzmy, do maja 2025.

Wtedy to na horyzoncie pojawił się „Inny Koordynator”, zapewne równie „kompetentny”.


Ale rok 2023 to był festiwal Halinowego Dziwactwa! Najpierw Halina wmawiała biologicznej matce rzeczy, które tylko jej się śniły.


Jej koronna fraza, niczym cytat z Pisma Halinowego: „Bo ja myślałam, że pani wie, do której szkoły chodzi dziecko i ma pani numer telefonu oraz dane lekarza, u którego się leczy”.

Ten cotygodniowy i systematyczny bełkot był tylko rozgrzewką.


Prawdziwe popisy, niczym Meryl Streep na deskach PCPR, Halina dawała podczas spotkań z matką.

Prawo? Lustro weneckie?

To dla „zwykłych śmiertelników”!

Nasza Halina permanentnie właziła w środek rozmowy. Była wszędzie.


Za lustrem czy przed — zawsze była. Prawdopodobnie miała jakąś „wadę wliczenia” w systemie, bo przepisy traktowała jak ozdobnik.


Matka, naiwna z natury, co tydzień dzwoniła, by usłyszeć: „Dziecko zdrowe, nie choruje, przystosowanie poziom master, niech się pani nie martwi!” — głosiła Halina, mistrzyni dezinformacji.


Aż nadchodził Dzień Spotkania. I co? Magia!

Dziecko nagle okazywało się chodzącym kalendarzem urazów: a to zwichnięta lewa ręka (pamiątka z „przystosowania”), a to na policzku ślady po spotkaniu z tygrysem… tfu! znaczy z rodziną zastępczą.


Do tego przeziębienia, zapalenie lewego ucha środkowego. Po prostu pakiet chorobowy!

Te „dowody rzeczowe” trafiły do sędzi Anny z Wydziału Rodzinnego i Nieletnich w Wodzisławiu Śląskim, która z kolei uznała, że… to pewnie tylko fatamorgana.

Wisienką na torcie były notoryczne kurzajki.


Rodzina zastępcza Edyta i Krzysztof z Radlina 2, niczym biegli sądowi, chórem twierdzili, że to wina matki, mimo że dziecko u niej nigdy tego świństwa nie miało.

Widać tam, na tym radlińskim zadupiu, panują już nie warunki rodzinne, ale warunki Sodomy i Gomory, gdzie zaraza i kurzajka to jedyni stali bywalcy!


Wracamy do Koordynatorki Rodzin Zastępczych z Piekła Rodem, pani Haliny. Nikt do końca nie wie, co to „coś” skończyło. Podejrzewamy, że to był „Ekspresowy Kurs Kłamania Poziom Mistrzowski”, bo informacje powtarza jak zepsuty, zdarty magnetofon, z prędkością światła!

A ta „biedna, zahukana kobietka”, taka drobniutka, to przez telefon płakała i żaliła się, że ona, Halinka, musi biedować, spędzając u jednej rodziny kilka morderczych godzin!

Wiadomo — przy obiedzie, serniczku i zlewanej kawce. Ale spoko! Raport na rodziny zastępcze leciał zawsze na MEGA PLUS!

Taki był z niej „straszny” poświętnik. Nic dziwnego, że zaraz potem, „biedaczka”, nagle wymieniła swojego rzęcha na jakieś małe, czerwone „wózidełko”, prosto z “salonu”! Czysty zbieg okoliczności, oczywiście.”


Kolejną „perełką” jest psycholożka PCPR


Wodzisław Śląski, Zuzanna. Toż to już nie pracownik, to jest awangardowa artystka performatywna!

Nie wiem, czy ona biologię studiowała na kursach korespondencyjnych, czy psychologia tak jej weszła na mózg, że się jej wszystko pomieszało.


Może po prostu tego dnia walnęła dawkę uspokajaczy większą niż koń.

Spotkanie.

Siedzi w rogu, na tym bieda-krześle, w sukni do ziemi, wyglądając jakby czekała na Oscara albo co najmniej na bal maturalny.

Mało istotne, ale ten dress code PCPR-u to musi być jakaś nowa moda.

Dziecko przyprowadził Krzysztof, ojciec zastępczy, bo Edyta (strażniczka miejska! Bohaterka!) musiała iść na „megapazury” albo po prostu padła ze zmęczenia ratowaniem świata.

Dziecko siada na krześle, które kiedyś widziało biel, ale teraz ma kolor smutku i zapomnienia.

Nagle, w tej patetycznej ciszy, słychać GRZMOT! Burczenie z brzucha dziecka, głośne jak silnik diesla.

Wszyscy zamarli, jak w spisku przeciwko Zuzannie.

Trwa to dwie sekundy, a potem nasza „pani doktor” wyjeżdża z diagnozą, cytuję: „To burczenie to FENOMEN DOJRZEWANIA!

Młody organizm tak sygnalizuje, że wchodzi w okres burzy hormonów!”.

Rodzina biologiczna mało nie spadła z krzeseł.

Biologicznie oznaczało to tylko tyle, że dzieciak jest GŁODNY! Wzięty prosto ze szkoły lub, co gorsza, z tego „Domu Poprawczego Plus” zwanego domem dziecka.

Na szczęście mieli kanapki i burczenie zamilkło, nokautując teorię Zuzanny.

A ten pracownik PCPR-u znowu dał popis!


Albo ma sklerozę jak stuletnia tablica korkowa, albo specjalnie olewa przepisy.


Powinna siedzieć za lustrem weneckim, cichutko, a nie z „ekspertyzą” w pierwszym rzędzie. Ale co zrobisz?


Zastępca dyrektora, Grzegorz, i tak by jej bronił. Przecież on ma mentalność rycerza na białym koniu — dla niego „Święta Rodzina Zastępcza” jest poza krytyką. Toż to żywi, kurde, święci, nie ważne co się dzieje za kulisami.”


KOMISJA CZY TEŻ ZEBRANIE SUPER-SPECJALISTÓW W PCPR WODZISŁAW ŚLĄSKI — CZERWIEC 2023 — OSTATECZNE STARCIE RODZIN


Przy stole, który był tak długi, że widoczny był na Google Maps, zasiadają:

LEWA STRONA: KLANY BIOLOGICZNE I SZKOŁA. Obok nich, niczym niewzruszony monument, psycholog ze Szkoły Podstawowej (zapewne od lat 90.).


Na przeciwko Matki Biologicznej — EDYTA! Cała wytapetowana, odstawiona i błyszcząca — jej tipsy miały chyba własny system nawigacji satelitarnej.

Obok niej mąż KRZYSZTOF z Rodziny Zastępczej z Radlina 2, który przez całe zebranie wyglądał, jakby właśnie próbował obliczyć, ile Edyta wydała na ten makijaż.

PRAWA STRONA: ŚCIANA WŁADZY. Siedzi tam słynna PSYCHOLOG ZUZANNA (z miną, jakby właśnie wymyśliła psychoanalizę na nowo), dalej Zastępca Dyrektora, GRZEGORZ (patrzący w nieskończoność), no i oczywiście gwóźdź programu, HALINA! Koordynator Rodziny Zastępczej Edyty i Krzysztofa, której aktówka wyglądała, jakby zawierała plany strategiczne NATO, a nie dokumenty.


Zaczyna koordynator rodziny zastępczej HALINA. Czyta, a raczej recykluje dokumenty niczym przemysłowa kserokopiarka. „Dziecko. Dobrze. Się. Uczy. I. Itp. KONIEC RAPORTU!”

Nagle, Matka Biologiczna przerywa, celując palcem: „Pani Edyto! Kto Pani robił te paznokcie?!

Błyszczą jak psu jajca na tle tego stołu! To jest zebranie, czy casting do Tańca z Gwiazdami?”

Edyta, nie mrugając ani jednym z kilogramów brokatu na powiece: „Robi mi taka pani.”

Matka Biologiczna (z triumfem w głosie): „A sama to nie umie?! TO SAMO SIĘ ROBI!”

HALINA, ZUZANNA i GRZEGORZ dyskretnie udają, że nie słyszą, sprawdzając stan techniczny długopisów.


Matka Biologiczna, kontynuując atak na linii frontu: „A TERAZ WAŻNIEJSZA SPRAWA! DLACZEGO CHŁOPCY KĄPIĄ SIĘ RAZEM I ŚPIĄ RAZEM?! CHCE PANI Z NICH ZROBIĆ INNE ODMIANY PŁCI?!?”

Edyta (podnosi brodę, a jej makijaż staje się jeszcze bardziej stabilny): „BO CHŁOPCY LUBIĄ! MOGĄ TAK! A W OGÓLE, TO JEST MÓJ DOM I JA W NIM RZĄDZĘ! ILE PAŃSTWO WIDZĄ?!” (Tu miała na myśli, że nie widzą, ale brzmiało to jak cytat z generała.)


Więc Pytanie Wisi w Powietrzu Jak Cząsteczki Brokatu Edyty: Czy to znaczy, że zasady i PRAWO NATURALNE nie muszą być przestrzegane, jeżeli Edyta stwierdzi, że chłopcy chcą stać się inną odmianą płci i ona woli rządzić, niż dbać o standardy kąpielowo-spaniowe?!

Grzegorz w końcu odrywa wzrok od długopisu.


Akt I. Sprawa o Znikające Siniaki


Dalszy ciąg posiedzenia komisji, która już dawno zamieniła się w cyrk. Matka Biologiczna (dramatyczna, ubrana w tiul) celuje palcem w Edytę, Strażniczkę Miejską z Rodziny Zastępczej (wytapetowaną niczym fresk, z miną świętej, która właśnie spłaciła kredyt).

MATKA BIOLOGICZNA (MB): (Głos bliski histerii, cytuje): Skąd dziecko ma te FIOLETOWE MAPY na nogach?! Siniaki! To zbrodnia!


EDYTA (Rodzina Zastępcza): (Z teatralnym westchnieniem, poprawiając koka, który jest prawdopodobnie wykonany z gąbki florystycznej): Ach, te siniaki! To proste. Uderzył się pod prysznicem! Tak, pod TYM SAMYM prysznicem, którego używamy do zmywania grzechów!

Krew mu, naturalnie, PLUŁA i z tego… bum! Siniaki! Pamiątka na całe życie!

MB: (Świat jej się wali): Pod prysznicem?! Gdzie wy byliście?!

Pięliście się po drabinie do nieba?!


(Przenosimy się do SĄDU. Sędzia Anna, Wydział Rodzinny w Wodzisławiu Śląskim, wygląda jakby zjadła trzy cytryny i jedną teczkę. W tle słychać szum wentylatora i szept biurokracji).

WSPOMNIENIE SĄDOWE (GŁOS Z OFU): …i wtedy w sądzie opowiadali, że się pobili, rozumie pani, jak w Rocky’m, i jeden drugiego WALNĄŁ w nos, i krew CHLUSTAŁA!

Prawdziwa epopeja!


TERAŹNIEJSI GŁOS: A w rzeczywistości? Dziecko, słodkie aniołki, mówi, że: wygłupiało się z kolegą i uderzyło o BIURKO! O BIURKO!

MB: Prysznic. Bójka w nos. Biurko. (Łapie się za głowę). Czy my potrzebujemy ZAKŁADU PSYCHIATRYCZNEGO dla wszystkich, czy tylko PSYCHOLOGA dla tej komisji?!


(Wtem, jak z pudełka, wyskakuje Zuzanna — Psycholożka-Specjalistka, ubrana w jaskrawy szalik i z torbą pełną kryształów i dyplomów „Kurs Samodoskonalenia przez Hipnozę Brzucha”).

ZUZANNA (PSYCHOLOG-SPECJALISTA-OD-WSZYSTKIEGO): A ja jestem! Zuzanna! Specjalistka!

Od WSZYSTKIEGO! Od burczenia w brzuchu (które jest oznaką stłumionej traumy), po nie wiadomo jakie teorie o wpływie kosmicznej energii na siniaki! Zapraszam na sesję!

Zaczniemy od analizy… koloru koca!


Nagle, w środku tej wymiany ognia słownego, wyłania się On. Zastępca Dyrektora Grzegorz, w minie, jakby co najmniej właśnie uratował szczeniaka przed lawiną.

Wyskakuje niczym obłąkany rycerz z Blachowni, by z furią stanąć w obronie Rodziny Zastępczej Edyty i Krzysztofa z Radlina 2.


Grzegorz, cytując z pełnym patosem:

„BO PANI JEDZIE PO TEJ RODZINIE ZASTĘPCZEJ CAŁY CZAS! A CO PANI ZROBIŁA, ŻEBY ODZYSKAĆ MAŁEGO? NIC! ZERO!”

Matka biologiczna zmierzyła go wzrokiem. Już miała wrzeszczeć, aż pękną szyby, ale przypomniało jej się coś soczystego.


Przybliżyła się i doniosłym tonem głosu, ale tak, żeby słyszała cała Polska:

„A PAN? PAN PRZECIEŻ BYŁ CHWILĘ DYREKTOREM, A POTEM ZJECHAŁ PAN DO RANGI ZASTĘPCY! O CZYMŚ TO ŚWIADCZY, CO NIE?”


Pan Grzegorz, lekko blady, ale dalej w pozie Męża Stanu, odparł: „CZY TO JEST ISTOTNE W TEJ SPRAWIE?”


Matka, z triumfalnym uśmiechem godnym Królowej Matki: „TAKA JEST ISTOTA, ŻE WIDOCZNIE KWALIFIKACJE MIAŁ PAN NA KARTĘ ROWEROWĄ, SKORO TAK PAN SPADŁ! WIDOCZNIE!”


Zastępca Dyrektora Grzegorz, cały czerwony i spocony, zakończył tę erudycję:

„KONIEC TEJ ROZMOWY! WIE PANI, KTÓRĄ DROGĄ MOŻE PANI IŚĆ!


Matka biologiczna już miała wpaść na genialny pomysł, żeby zapytać, czy ma iść w lewo, czy w prawo, ale spojrzała na Szkolną Psycholożkę.


Na jej twarzy malowało się już takie napięcie, że można było kroić nożem.


Wyglądała, jakby jej się w głowie gotowała nie zupa, a zagęszczony bulion wołowy na podwójnym gazie.”


Zastępca dyrektora Grzegorz, z miną znawcy tematu, zwrócił się do Matki Biologicznej:

„Pani nie chce współpracować! Cytuję: ’Z rodziną zastępczą Krzysztof i Edyta Radlina Dwa — ma pani problem!’ Koniec cytatu!”


Matka Biologiczna natychmiast wybuchła:

„Współpracować?! Z nimi się nie da! Od kiedy patologia ma dyktować warunki?!

Ja takiej menażerii dawno nie widziałam!


Sami KŁAMCY, DWULICOWI LUDZIE, manipulanci! A ta przemoc psychiczna i te kary?!

Co oni tam jeszcze wymyślają, to przechodzi ludzkie pojęcie!”


Edyta strażnik miejski, nie czekając, wbiła się w zdanie z pretensją:

„Bo pani dziecko KŁAMIE! Jest tego nauczone! Wiadomo!”

Matka Biologiczna aż poczerwieniała, ale z trudem opanowała się i, patrząc jej prosto w oczy, syknęła:

„Kłamać to potrafi PANI! W sądzie to pani idzie TAŚMOWO z tym oczernianiem!

Cały czas to samo!

I pisała to pani, pani strażniczko miejska?! Przecież ma pani BLADE POJĘCIE o prawie!

Nie potrafi pani nawet normalnie wniosku napisać, tylko drukuje jakieś Lanie WODY! Pożal się Boże!”


Na tej komisji to chyba pomylono powołanie z powołaniem do wojska — nikt nie chciał iść, ale kogoś musieli wziąć.


Numer jeden w rankingu „Udaję, że wiem” to zastępca dyrektora Grzegorz. Prawo zna lepiej niż sam paragraf i poucza, która ścieżka jest boska, a która jest autostradą do piekła biurokracji.

Równie dobrze mógłby stać na środku skrzyżowania i kierować ruchem z tektury — efekt byłby ten sam!

Dalej mamy dwie Boginie Merytoryki z PCPR Wodzisław Śląski: Zuzanna i Halina.

One coś wiedzą i coś widzą, ale tylko Bóg wie, skąd czerpią tę tajemną, ezoteryczną wiedzę, która brzmi jak słowa wyjęte z horoskopu, a nie kodeksu!


A wisienką na torcie są Edyta i Krzysztof z Radlina 2, dumnie prowadzący ten „Rodzinny Dom Dziecka — S.A.” (Spółka z Absurdem). Ich kwalifikacje?


Prawdopodobnie zdobyli je w promocji, kupując trzy kilo ziemniaków i kurę! Ich merytoryka jest tak głęboka, jak kałuża po letnim deszczu, a logika naukowa przegrywa z nimi już na poziomie przedszkola.

Ale po co się przejmować wiedzą i doświadczeniem?


Wystarczy mieć układ prosto z nieba, czyli z sędzią Anną z Wydziału Rodzinnego i Nieletnich w Wodzisławiu Śląskim.

Wtedy wiedza jest opcją, a nie wymogiem!

Wystarczy kilka dobrych, luksusowych kaw i chipsy premium na posiedzeniu.


Biznes się kręci! A żeby integracja była na poziomie, w tym „prestiżowym” burdelu domów dziecka zawsze znajdzie się imprezka, na której dzieciaki z pierwszego rzędu widowni mogą podziwiać, jak załatwia się PRYWATNE sprawki z urzędnikami za pieniądze podatników!


TŁUMACZENIE PISMA PROCESOWEGO ORAZ KONIECZNOŚĆ ZNAJOMOŚCI PRZEPISÓW! (W TRYBIE NATYCHMIASTOWYM)


W odpowiedzi na pismo (czytaj: maila) z dnia 15.05.2025 r. (które dotyczyło, nie wiedzieć czemu, konieczności TŁUMACZENIA) informuję:

Sędzia Monika Zielińska, Prezes Sądu Rejonowego w Wodzisławiu Śląskim, jest ZOBOWIĄZANA do ZNANIA PRZEPISÓW PRAWA! To jest FUNDAMENTALNA ZASADA, która WYPŁYWA z samej KONSTYTUCJI oraz z USTAW (tak, tych, które ma Pani w biurku).


Sędzia ma obowiązek PRZESTRZEGAĆ i ZNAĆ PRZEPISY dotyczące jej UPRAWNIEŃ, KOMPETENCJI i OBOWIĄZKÓW — bo jest to kluczowe!


PODSUMOWUJĄC: Sędzia musi znać przepisy, aby w ogóle móc wykonywać swoje obowiązki.

Jej Niezawiłość i Obowiązek Przestrzegania Prawa są kluczowe, bo bez tego system sądowy jest CHAOS!

ODPOWIEDŹ NA ŻĄDANIE TŁUMACZENIA:

NIE JESTEM ZOBOWIĄZANY/A (i NIE MAM TAKIEGO PRZYMUSU) do WYJAŚNIANIA w/w PISMA oraz DLACZEGO Pani go nie rozumie. KONIEC.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 51.89