Pieczęć
Original
Krzysztof Andrzejewski | AK Ligi Liqua
Moje Cytaty
„Chwile są magią. Nauczmy się doceniać ich dobre strony pomimo złych sytuacji”.
„Magia słów to wielka moc. Trzeba tylko uważać co się mówi”.
„Czary są wszędzie-Trzeba się tylko rozejrzeć i zacząć je doceniać”.
„Wszyscy mamy w sobie magię. Jest nią dar miłości”.
Prolog
Dawno temu za lasami, dolinami, pieczarami, królestwami… Gdzieś gdzie wszystko budziło się do życia a wręcz nim tętniło… W królestwie Akiris zaczęło dziać się źle.
Wielcy czarodzieje i magowie, rycerze, jeźdźcy smoków oraz pegazów próbowali odegnać zło, które nadchodziło każdej nocy i rozdawało sny o cierpieniu.
Żadnemu się nie udało.
Zgromadzono więc wielką naradę. Trwała sto dni i sto nocy.
Postanowiono, że priorytetem jest wyszkolenie maga tak potężnego jakiego świat nie widział.
Szukano wszędzie lecz żaden człowiek, żadne dziecko magii nie posiadało siły wystarczającej na pokonanie zła.
W pewnym momencie odkryto kogoś kto posiadał nieodkryty pokład energii. Tym kimś byli dobrzy znajomi ze szkoły.
Chłopak i dziewczyna.
Posiadali równą ilość mocy. A siła była tak wielka, że gdyby ją połączyć można by zmienić świat na lepsze.
I tu pojawił się problem.
Oboje mieszkali za magiczną barierą, której nikt nigdy nie przekroczył. Nikt prócz jednej osoby.
Ale ten czarodziej nie żył od osiemnastu lat.
Władca skorzystał z pomocy wróżki, która podarowała trzem czarodziejom możliwość przejścia za barierę.
Tu rozpoczyna się przygoda…
Rozdział 1
Tego dnia było zimne powietrze. Chłód jesieni przechodzącej w zimę dawał o sobie znak.
Arkadiusz chłopak o bladych policzkach, blond włosach w stylu Michaela Jacksona, piwnych oczach i bujnym wąsikiem wracał z porannego spaceru.
W domu czekały na niego znienawidzone obowiązki.
Chłopak wyglądał na dwadzieścia lat pomimo że miał dopiero siedemnaście.
„Dom” — Pomyślał- „Miejsce mojej zguby”.
Wszedł do przedpokoju.
W domu panowała cisza tak niezwykła, że chciałoby się słyszeć ją częściej. Nie trwała zbyt długo.
— Arek! — Krzyknął męski głos- Skoro wróciłeś sprzątnij pokój i przetkaj kibel! Znowu się zatkał!
Arkadiusz ściągnął buty i wszedł do toalety. Zabrał przepychacz i z wyczuciem odetkał zator. Potem odłożył go na miejsce i wszedł do swojego pokoju.
Niebieskie ściany kontrastowały z ciemnymi meblami oraz brązowym dywanem. Okno wychodziło na wąski strumyk, który wpadał do pobliskiego stawu. Łóżko stało po lewej stronie drzwi. Na przeciw niego znajdowała się szafa z lustrem, a obok biurko ze stertą książek, piórem oraz atramentem. Po prawej stronie od wejścia do pokoju stała komoda zaś na niej trzy duże muszle o barwach tęczy w szklanych kulach. Każda mieniła się na inne kolory. Nad łóżkiem wisiał obraz ukazujący koronę królewską na tronie w kryształowej sali.
Arek opadł na łóżko.
Leżąc nie myślał. Oddychał głęboko i spokojnie.
Nagle rozległ się odgłos nadchodzącej burzy, a z dołu dobiegał męski głos nakazujący zamknąć okna.
Arek podniósł się i do jego głowy przyszła myśl. Chciał opuścić ten dom raz na zawsze.
Przeszedł się po pokojach i pozamykał okna.
Właśnie wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
— Otwórz! — Krzyknął ojciec Arka- Powiedz, że nikogo nie ma!
Arek otworzył drzwi.
Stanęła przed nim koleżanka z listem w ręku.
Dziewczyna miała długie rozpuszczone rude włosy delikatnie opadające na piękną młodą twarz, zielone oczy natchnione życiem i szczęściem oraz uśmiech tak szczery i radosny, że Arek zaniemówił. Ubrana była w przewiewną spódniczkę i koszulkę z krótkim rękawem.
— Cześć- Powiedziała i puściła oczko.
— Eliza. Miło Ciebie widzieć.
— Dostałam Twój list. Proszę- Podała Arkowi, który odebrał go z uśmiechem.
— Nie możesz tu być. Mój ojciec. Wiesz jaki jest.
— Chciałam jeszcze spytać czy jedziesz?
— Gdzie? — Zdziwił się Arek.
— Wszystko masz w liście. Byłoby super. Cześć- Eliza odeszła. Arek zamknął drzwi.
— Kto to był?! — Ojciec podszedł do Arka.
— Nikt. Nikt ważny.
— List? Od kogo?
— Nie wiem.
— Pokaż mi go! — Ojciec wyrwał Arkowi kopertę, otworzył i zaczął czytać- Niniejszym rada szkoły magicznej Imienia Wielkiego Harrego zaprasza Pana Arkadiusza Luka na obowiązkowe wstawiennictwo dnia pierwsza Sobota Listopada w Centrum kultury i nauki dwudziestego pierwszego wieku o godzinie ósmej rano. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni zawziąć inne kroki. A tego nie chcemy zrobić. Pozdrawia Rada i Dyrekcja.
— Tato…
— Co to ma być?! — Wrzasnął ojciec- Nigdzie nie idziesz! Masz szlaban!
— Ale to już jutro- Zauważył Arek.
— Tak i dlatego śpisz dzisiaj w piwnicy! Rozumiesz?!
— Tak ojcze- Arek uchylił głowy.
— A teraz marsz do pokoju!
Arek poszedł na górę i wpatrzył się w okno.
Na dworze lał deszcz i grzmiało.
Arek zasmucony reakcją ojca dusił łzy napływające mu do oczu. W pewnej chwili zalała go mocniejsza fala smutku oraz złości i wybuchnął niczym wulkan.
Płakał i złościł się na sposób w jaki traktuje go ojciec. Nie chciał już mieszkać z nim pod jednym dachem. Pragnął zniknąć w niewyjaśniony realnie sposób.
„To szalone” — Pomyślał- „Ale nic innego nie przychodzi mi do głowy”.
Nagle zauważył jak jakaś postać patrzy prosto w jego okno.
Mrugnął.
Do postaci podeszła druga. Również spojrzała na niego.
Arek zgasił lampę.
Wtem rozbłysło tajemnicze jasne światło, a przy tych postaciach pojawiła się trzecia.
— Nie mogę- Powiedział cicho Arek- Nawet gdybym chciał nie mogę opuścić domu. Ojciec. On…
Postaci jakby to usłyszały i zaczęły się naradzać.
Arek popatrzył na niebo. Rozjaśniało się. Potem znowu zerknął na drogę.
Pusto. Dokładnie tak jakby nikogo nie było.
— To tylko zwidy. Nikogo tam nie było- Powiedział szeptem Arek odchodząc od okna.
Usiadł przy biurku i wziął do ręki pióro oraz zeszyt. Zaczął pisać dziennik, który był jego jedynym odprężeniem.
Kiedy zakończył opisywać dzień zszedł do kuchni.
— Dobrze, że jesteś- Rzekł ojciec- Czas na obiad. Nałóż sobie, zjedz, umyj i do pokoju. Biegiem!
Arek zrobił co mu kazano. Nałożył, zjadł i umył talerz.
Tęsknym wzrokiem patrzył na lejącą się wodę.
Zakręcił.
Po powrocie do pokoju położył się na łózko.
Niespodziewanie okno samo otworzyło się.
Arek podszedł do niego aby je zamknąć. Wtedy zobaczył dwie osoby.
Jedna miała brązowe włosy i lekki zarost, a druga siwą długą brodę i czapkę. Obie ubrane były w niebieskie tuniki zakrywające buty i patrzyły wprost na Arka.
Chłopak zamknął okno i odszedł kawałek.
Ono znowu otworzyło się i do środka wleciał biały gołąb. W dziobie trzymał list, który wypuścił i odleciał.
Arek szybko zamknął okno, a następnie podniósł list owinięty czerwoną wstążką.
Zaczął czytać:
„Dzisiaj Twoje marzenie się spełni. Wieczorem zejdź przed drzwi wejściowe. Jeżeli nie dasz rady to chociaż wyjdź z pokoju. Wszystko powiemy w drodze. A jeśli Twój ojciec zadrze z Tobą my staniemy w twojej obronie. I jeszcze jedno, wyrzuć nam ten list”.
Arek otworzył okno, zwinął kartkę i wyrzucił. Przechwycił ją biały gołąb krążący w okolicy.
Arek spojrzał w miejsce na które zleciał ptak. Postać głaskała go i patrzyła w okno uśmiechając się. Potem odeszła w krzaki.
Arek zamknął okno i usiadł na łóżku.
Zajął się myśleniem. Zastanawiało go skąd tajemnicze postacie wiedzą o jego marzeniach? I… W ogóle kim są?
Nie chciał przyznać przed sobą, że obawia się spotkania z nimi. Lecz wiedział iż nie będzie tak prosto jak na sprawdzianie.
Myśli pochłonęły Arka do wieczora. Ojciec wołał go trzykrotnie na kolację, ale panowała cisza. W końcu wparował do jego pokoju i zaczęła się kłótnia, której można było uniknąć.
— Arek! — Warknął ojciec- Do piwnicy! I przemyśl swoje zachowanie! Kolację jemy wspólnie! A skoro nie przychodzisz to módl się do Boga aby Tobie wybaczył zdradę i nieodpowiedzialność!
— Nie Ojcze! Tylko nie piwnica!
— Mówiłeś coś? Mówiłeś?!
— Błagam! Zrobię wszystko aby nie spać w piwnicy! Proszę… — Arkowi na ostatnie słowo głos zadrżał.
— Piwnica! Bez dyskusji! Teraz! — Mężczyzna stał przy swoim.
Kiedy Ojciec Arka zamykał chłopca w piwnicy do domu weszło dwóch mężczyzn i obezwładniło go jednym cichym ruchem różdżki.
— Arkadiuszu? Jesteś tam? — Zaczął mężczyzna o siwej brodzie.
— Kto mówi? — Arek brzmiał niepewnie- I gdzie ojciec? Co mu zrobiliście?
— Jest w stanie hibernacji. Drzwi są otwarte. Możesz wyjść. Nie ruszy się przez czterdzieści osiem.
Arek wyszedł i zobaczył tych samych mężczyzn co chwilę po obiedzie.
— Kim jesteście?
— Jestem wyższym czarodziejem, zwę się Totalus, o ten obok to…
— mag trzeciego stopnia. Hybernus- Przedstawił się mężczyzna z lekkim zarostem.
— Nie mamy dużo czasu- Rzekł Totalus- To się zbliża.
— To, czyli co? — Spytał Arek.
— Coś co czai się w mroku. Ale dosyć tego gadania. Idziemy na spotkanie- Oznajmił Hybernus.
— Spakować się?
— Nic nie bierz. Idziemy. Szybko. Nie ma chwili do stracenia! — Rozkazał Totalus.
Arek ubrał buty, kurtkę oraz czapkę i wyszli zamykając drzwi. Szli pod osłoną księżyca trzy ulice dalej. Kiedy się zatrzymali z domu wychodziła Eliza.
Jak zawsze wyglądała olśniewająco.
— Cześć- Uśmiechnęła się do Arka.
— Cześć. To ktoś mi powie kogo jeszcze musimy zabrać? — Spytał Arek.
— To wszyscy- Oznajmił trzeci mężczyzna o blond wąsach- Jestem Mich. Ale do rzeczy. Bariera zamyka się o dziewiątej rano. Nie mamy czasu. A skoro już jesteśmy w składzie końcowym i gotowym do transportu idziemy na postój taksówek.
— Ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi?! — Arek nie odpuszczał.
— Wyjaśnimy to podczas drogi. Umówieni jesteśmy na przewóz do innego miasta. Kierowca nie będzie czekał- Kontynuował Mich.
— Zaraz. Chwila. Nie piszę się na wyjazd z miasta. Mam tu znajomych, szkołę i rodzinę. To nie jest w moich planach.
— Dobrze, wytłumacz mu to Hybernus- Poprosił Mich.
— Więc macie równą moc. Pojedyncza jest wielka lecz razem możecie zdziałać więcej. Naprawić świat- Zaczął Hybernus- A my potrzebujemy was. Najpierw szkoła. Tylko wy dwoje w jednej klasie. Pokoje osobno. Według przepisów.
— Szkoła i pomoc. O co dokładnie chodzi?
— Ludzie nie słyszeli o magii od wielu setek lat. Żyjemy we własnym królestwie. Jednak nadeszły czasy mroku. Ktoś musi pokonać czyhające zło. Tym kimś jesteście Wy- Kontynuował Hybernus- Tak wskazała nam przepowiednia.
— Arek. Możemy na osobność? — Poprosiła Eliza. Odeszli kawałek dalej- Twój ojciec. Jeżeli tam wrócisz… Sam wiesz jaki jest. Ja z nimi idę. W końcu moim marzeniem jest wielka przygoda. Nie wiem co on Tobie robi oraz co przeżywasz lecz wiesz jak to się zakończy.
— Elizo, masz dobrze ułożonych rodziców. Czemu nie chcesz zostać?
— Przygoda. Tobie radzę wyrwać się raz i dobrze z domu, bo kiedy Ciebie widzę wyglądasz mizernie.
— Nie mogę. Przykro mi. Strach. Boję się ojca… I piwnicy.
— Proszę… Chodź ze mną. Nie pożałujesz- Nalegała Eliza- Nie chcę być sama. Jesteś dla mnie ważny.
— Ratowanie świata… Z Tobą… Brzmi interesująco.
— Widzisz? Chodź.
Eliza odwróciła się i odeszła w stronę mężczyzn.
Do Arka podszedł Totalus.
— Idziesz?
— Jasne… — Arek patrzył na Elizę.
— Czujesz coś do niej. Zgadłem?
— To bez różnicy. Ona i ja? Mogę pomarzyć.
— Arku. Z czasem sam zobaczysz to co ja wyczuwam między… W każdym razie ruszajmy.
Arek i Totalus podeszli do reszty.
— To co, idziemy? — Zapytał Mich.
— Nie traćmy czasu- Odpowiedział Arek i wszyscy zaczęli iść w stronę strumyka.
Szli w ciszy.
Po drugiej stronie mostku ulica skręcała w lewo i prawo.
W górę strumyka znajdował się przystanek autobusowy i centrum miasteczka. W dół zaś krzyżowały się dwie trasy. Jedna główna i druga poboczna prowadząca do gospody obok której mieściła się stajnia, a za nią jakieś siedem minut pieszo przy jeziorku postój taksówek.
Będąc blisko gospody Arek przystanął i zapomnianym wzrokiem wpatrzył się w uśpiony budynek.
— Chodź- Rzekł Mich.
— Dobrze- Odpowiedział Arek chociaż nie musiał nic mówić.
Szli dalej. Za stajnią skręcili zgodnie z drogą i kilkanaście minut później wsiadali do żółtej taksówki.
Zanim ruszyli Mich opowiedział pewną historię:
— Zapnijcie pasy i wysłuchajcie mnie- Chrząknął- Opowiem kawałek historii szkoły do której jedziemy. Uczyli się w niej sami najlepsi czarodzieje oraz magowie. Walczyli ze złem. Lecz w pewnym momencie pojawił się on. Zwał się Harry. Najsilniejszy czarodziej jakiego widziano. Kiedy zniknął zaczęło dziać się coraz gorzej w królestwie Akiris. Zabrakło go w chwili gdy był naprawdę potrzebny. Szkoła Imienia Harrego jest najlepszym wyborem. Oprócz tego funkcjonuje jeszcze jedenaście placówek o podobnym poziomie. Jedne są dla chłopców inne dla dziewcząt. Trzecie dla magów, czwarte dla czarodziei… Ta szkoła jest wyjątkowa. Przykładamy wszelkich starań aby uczniowie już od pierwszego roku poczuli swoją wewnętrzną moc. A wy macie jej dużo.
— Jednym słowem… — Hybernus przejął temat-… Jesteście warci więcej niż myślicie. Wasze otoczenia… Były różne. Arek. Ty musiałeś usługiwać ojcu. I wiemy, że czasami nie było łatwo. Eliza. Ty zaś odrabiałaś sumiennie lekcje, dostawałaś pochwały, pieniądze…
— Jednakże łączy was coś więcej niż wspomniana nad magiczna siła. Historie są różne… — Kontynuował Mich-… Czasami odkrywamy coś nowego… Lepszego.
— Rzecz nie leży na zewnątrz… Tylko w środku. Zrozumiecie to kiedy dorośniecie. A teraz zakończmy ten temat i ruszajmy. Mamy do pokonania barierę magiczną- Zauważył Totalus.
Mich odpalił silnik, który zasyczał i wyjechali na pustą miejską drogę w blasku księżyca.
Pogoda im dopisywała.
Jechali drogą na północ i w pewnym momencie skręcili na lewo w cichą leśną dróżkę.
Po niecałej godzinie jazdy wjechali na parking skąd mieli pójść pieszo w dalszą podróż.
Wysiedli.
Cisza wokół zaczęła gęstnieć. Tylko kroki oznaczały ruch, który nic nie mówił.
W pewnej chwili Arkowi zdawało się, że są i będą sami.
Dotarli na cmentarz o drugiej dwadzieścia polskiego czasu. Czuć jednak było ciemność gęstszą niż przed pięcioma minutami.
— To tu- Powiedział Mich siadając na jednym z nagrobków- Jesteśmy w Akiris.
— Teraz wystarczy dojść do stajni Heraklesa… A właściwie tam gdzie zostawiliśmy nasz powóz. Budynek jest zrujnowany- Oznajmił Hybernus.
— Która godzina? — Spytał Arek chcący zakończyć ten dzień pełen czegoś czego nie był w stanie określić.
— Pytasz o wasz czas, czy nasz?
— Wszystko mi jedno. Padam z nóg.
— W naszym czasie zaraz wstanie słońce. Może jest jakieś pół godziny do wschodu. No… Maksymalnie czterdzieści pięć minut. Idziemy.
Hybernus dał zrozumiały przekaz. Mich podniósł się i wyszli wschodnią bramą.
Minęło może dwadzieścia siedem minut do pierwszych promyków słońca.
Arek zobaczył w oddali świecący się na srebrno oraz złoto kształt.
W miarę jak podchodzili powóz z końmi przestał się błyszczeć, a konstrukcje budynków biły dawną świetnością.
Rozdział 2
Jechali przez wsie, pola, rzeki i lasy.
Wszystko wyglądało identycznie. Mogłoby się zdawać, że czas zatrzymał się tu w jednym miejscu.
Co chwila mijały ich powozy konne lub dostojnie ubrani rycerze na swoich plamistych rumakach.
Za trzema rzekami, wieloma polami, setkami wsi oraz hektarami lasów przed Arkiem ujawnił się zamek tak wielki jak dwie albo trzy napotkane wsie połączone w jedno terytorium.
— Ale piękne… — Powiedziała Eliza otwierając szeroko usta- Cudowny widok.
— W środku jest jeszcze ładniej. Duża ilość miejsca łączy się tu z mnóstwem ozdób. Oczywiście nie tylko ze złota czy białego marmuru- Rzekł Mich kiedy wjechali na plac zamkowy- Jesteśmy w szkole. Zapraszam do gabinetu dyrektora.
Wysiedli z powozu i skierowali się ku jedynym wielkim drzwiom z ciemnego drewna zakończonymi ostrym zaokrągleniem.
Zapukali.
Otworzył je łysy mężczyzna w białej tunice i okularach.
— Witajcie! — Zaczął nieznajomy- Czekaliśmy na wasze przybycie. Dyrektor Nor Gut czeka w swoim gabinecie. Mich? Ja ich zaprowadzę. Macie wolne. Udajcie się gdzie chcecie. Hybernusie, Ty zaś przygotuj im pokoje. Dziewczyna śpi w lewym skrzydle, a chłopak w prawym. Totalusie, pojedź do króla i powiedz, że dotarliście bezpiecznie. Możesz wziąć pegaza.
— Robi się- mężczyźni odezwali się jedno głośnie i odeszli każdy w swoją stronę.
— Teraz Wy. Wchodzicie razem. Dyrektor czeka i ucieszy się na wasz widok. Chodźcie.
Eliza oraz Arek poszli za nieznajomym.
Idąc Eliza podziwiała obrazy. Jedne przedstawiały bajkowe zwierzęta, drugie malownicze krajobrazy zaś trzecie postacie w czarnych tunikach. Wszystkie dzieła umieszczone były w złotych ramkach.
Arek widział posągi z białego marmuru, niebieskiego i zielonego na rzeźbionych ręcznie kolumienkach z kamienia. Przedstawiały one głowy ludzi, pomniejszone zwierzęta, których nie ma w ich świecie oraz ludzkie sylwetki bez głowy lub razem z nią.
Szeroki korytarz prowadził obok kolejnych tajemniczych pomieszczeń. Na jego końcu znajdowały się schody. Lecz nie były zwyczajne… O nie… umieszczone w wieży przemieszczały się.
— Na piętrze pierwszym i drugim znajdują się sale lekcyjne- Powiedział mężczyzna odwracając się w stronę Elizy- Trzecie piętro to jadalnia. Czwarte oraz piąte pokoje nauczycielskie. Dyrekcja i cały zarząd mieści się pod poddaszem. Piętro szóste.
Schody przemieściły się na parter.
Teraz weszli na nie i uniosły się. Wznieśli się pod samo sklepienie.
Arek spojrzał w dół. Zobaczył tam granatową podłogę chociaż jak patrzył dosłownie minutę temu miała kolor jasno niebieski i błyszczała niczym diament.
Schody zatrzymały się. Mężczyzna poprowadził ich na ławeczkę a sam wszedł do gabinetu poprzedzając swoje działanie pukaniem.
— Już zaczynam żałować, że się tu wybrałem- Powiedział Arek.
— Boisz się? — Zdziwiła się Eliza
— Raczej majaczę. Wiesz co mówić kiedy wejdziemy?
— Nie. Ty pewnie też nie masz planu. Arek. Nie rozumiem Twojej niechęci albo strachu…
— Przygody nie są dla mnie. Tam miałem znajomych, rodzinę… Ojciec, który mnie wykorzystywał… Trudno mi o tym mówić w tym momencie. Nie jestem taki jak Ty Eliza. Nie jestem odważny, nauka mi nie wychodzi… Zawsze coś schrzanię.
— Nawet tak nie mów. Lubię Ciebie i coś czuję… Nie wiem co to… Myślę, że…
Mężczyzna wyszedł z gabinetu i poproszono ich.
Weszli.
Gabinet dyrektora był ozdobiony jedynym wielkim obrazem przedstawiającym smutnego klowna. Na ścianie wisiał jeszcze plan lekcji różnych klas sprzed trzynastu lat. Przy okrągłym oknie stała szklana szafa w której znajdowały się plakietki z imionami oraz nazwiskami różnych ludzi.
W okno te wpatrzony był mężczyzna tęgiego pokroju o słonecznej cerze i siwych włosach ubrany w ciemno niebieski garnitur.
Nagle obrócił się i jego zielone oczy zawiesiły się na Arku.
Chłopak rozejrzał się wokół.
— Dobrze, że jesteście- Powiedział mężczyzna- Nazywam się Nor Gut i jestem dyrektorem tej szkoły.
— Ale po co to wszystko? — Spytał Arek-Dlaczego nas tu ściągnęliście? Przygody nie są w moim stylu. Nauka też nie jest po mojej stronie.
— Widzisz drogi chłopcze… Jako jedyni posiadacie wielką moc. Świat leży teraz w waszych rękach, a ja zrobię wszystko aby wyszkolić was jak najlepiej.
— Czy w takim razie musimy pokonać zło z którym większość nie dała sobie rady?
— Trafnie- Zauważył dyrektor- Zanim przejdziemy do kontynuacji tego tematu miną trzy lata nauki. Przed wami czas… Najważniejszy okres w waszym życiu. Zanim jednak zadasz kolejne pytanie odpowiedz sobie szczerze na moje. Czy w swoim życiu czuliście, że jesteście inni? Czy ludzie was akceptowali? Znacie sens swojego życia? Priorytety? I w końcu, co chcecie zmienić? Co osiągnąć?
Zapadła cisza.
Arek starał słuchać się głosu rozsądku, który mówił… Wołał go… Namawiał do rezygnacji.
Dyrektor przerwał tą wewnętrzną bitwę:
— Czasem… Warto posłuchać głosu serca Chłopcze… Bo rozum… Gubi się w rzeczywistościach…
— Arek- Eliza odezwała się wreszcie- Przestań, proszę. Nie wiem czemu, ale wyczuwam to… Wewnętrzna walka jest zła. Wykańcza człowieka psychicznie i powoduje zgon.
— Dziewczyna ma rację- Potwierdził dyrektor- Masz obok siebie pełno… Zaufaj nam. Miłość zawsze wygra. Zaś zgon możesz zaliczyć w niespodziewanej chwili.
Znowu cisza.
Arek przestał walczyć sam z sobą i uśmiechnął się.
— Znam odpowiedź- Powiedział po kilku minutach.
— Odpowiedź zachowaj. Trzymaj ją jako sekret i dowód na zobaczenie zmian- Poradził dyrektor- W mojej szkole jest coś takiego jak inicjacja. Przechodzi ją każdy kto zna jedno zaklęcie i potrafi je użyć. Wiem, że jest coraz mniej czasu do ceremonii dlatego mimo materiału, który musicie przerobić osobiście was go nauczę. Będziemy się uczyć w soboty oraz niedziele. Cały dzień dopóki nie wykujecie go na pamięć.
— A czy to aby bezpieczne? Przecież nie mamy tych całych magicznych patyków- Zwątpił Arek.
— Różdżki są potrzebne do starych zaklęć. Te jednak przechodzą w nowsze wersje i stają się nie tylko poręczne, ale też bezpieczniejsze. Starsi czarodzieje korzystają z nich lecz tracą więcej siły niż młodsi i nie jest to spowodowane wiekiem. Człowiek uczy się przez całe życie… Czarodzieje i magowie nie. Uczyć się będziecie we dwójkę. Nikt więcej. Plan dla was gotowy jest od tygodnia. Jutro zaczynacie w sali tu na piętrze szóstym. Czerwone drzwi. Godzina ósma pierwsze zajęcia. I jeszcze coś. Osobne pokoje. Chłopcy w prawym skrzydle, dziewczyny w lewym. Numer sto trzy jest dla Ciebie Arku, a dwieście pięć dla Elizy. Chcę jeszcze porozmawiać z Tobą- Dyrektor zwrócił się do Elizy- A Ty Arek możesz iść się przebrać do sali. Odprowadzi Was Hukra, najlepsza nauczycielka od języków zwierząt. Swoją drogą będziecie się z nią uczyć.
Arek wyszedł z gabinetu dyrektora i pierwszą osobą na jaką trafił była niewysoka kobieta o brąz włosach sięgających do szyi i niebieskich oczach.
— Ty pewnie jesteś nowy- Oznajmiła z uśmiechem na twarzy- Dużo mówiło się w ostatnich czasach o wielkim czarodzieju. Miło mi poznać. Nazywam się Hukra i jestem nauczycielem.
— Co to… Co oznacza szkoła magii? — Spytał Arek- Nigdy nie czytałem książek o waszym świecie. Ojciec mi nie pozwalał czytać.
— Tu jest inaczej niż u ludzi. Czas mija swobodnie. Chodź, zaprowadzę Ciebie do Twojego pokoju. Obiad o czternastej.
Arek poszedł za nauczycielką.
Poczekali chwilę na schody i zjechali na parter. Tam przeszli korytarzem prawie do końca i skręcili w lewo. Po przejściu przez zaokrąglone miejsce na drzwi znaleźli się w prawym skrzydle. Następnie skierowali się ku wieży.
Schody piętrzyły się na trzy piętra.
Hukra zaczęła po nich wchodzić.
Arek liczył piętra i obliczył, że jego pokój mieści się na drugim nie licząc parteru.
Dalej Hukra poprowadziła go do samego końca korytarza i odwróciła się.
— Tu będzie Twoja kwatera. Lokatorzy też są na pierwszym roku- Powiedziała i otworzyła pokój.
— Lokatorzy? — Zdziwił się Arek.
— Trzech innych chłopaków. Na pewno polubicie się.
— Brzmi jak akademik.
— Tu uczniowie mieszkają na czas nauki. Równo trzy lata. Potem droga wolna. Nad wejściem wisi zegar. Czternasta obiad. Ubierz mundurek. Leży na Twoim łóżku. Pobudka o piątej, a gaszenie świateł o dwudziestej. Jadalnia jest na trzecim piętrze. Śniadanie o szóstej trzydzieści, kolacja o osiemnastej. Resztę przedstawi wam jutro nauczyciel prowadzący. Pamiętaj aby się nie spóźnić. Do zobaczenia.
— Miłego- Hukra odwróciła się i odeszła z powrotem.
Arek wszedł do pokoju. Najpierw rozejrzał się.
W pokoju znajdowały się cztery łóżka przy ścianach. Od lewej strony między nimi mieściły się drzwi. Naprzeciwko nich stała szafa z czterema półkami na kluczyk. Jeden umieszczony był w lewej górnej.
Arek patrzył dalej. Zauważył, że na jednym z łózek, dokładnie tym po jego prawej stronie leżało ubranie. Niebieska tunika z kapturem i białym paskiem oraz czyste czarne buty na żółte sznurówki.
Arek przebrał się w czyste ubranie i schował swoje wcześniejsze do półki w której znalazł torbę z podręcznikami do pierwszej klasy magicznej. Wyjął ją i położył obok łóżka. Zamknął szafkę a klucz włożył do torby.
Następnie wszedł za tajemnicze drzwi.
Znajdowała się tu toaleta i prysznic.
Arek wrócił do pokoju i spojrzał na zegar.
Dochodziła trzynasta trzydzieści.
Postanowił zobaczyć widok za oknem. Podszedł do niego.
Arek widział polanę za murem obronnym oraz las rozciągający się w oddali.
Zachwycił się tym widokiem i westchnął.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i do środka wszedł chłopak o blond włosach, złocistych oczach z torbą na ramieniu. Za nim pojawił się drugi rozweselony o ciemnej karnacji skórze, błyszczącym wzroku i niebieskich włosach z długim do łopatek końskim ogonem. Trzecim chłopcem był Chińczyk.
— Ha! Dobry kawał Arti- Powiedział chińczyk- Kogo my tu mamy? Nowy? — Zwrócił się do Arka.
— Tak- Przyznał Arek.
— Pozwól, że nas sobie przedstawię. Jestem Rocky. Ten w kucem to Arti, a trzeci Mert. A jak Ty masz na imię?
— Arek. Ponoć mam wielką moc.
— Tylko nad nią panuj. Nie chcemy jeszcze umrzeć, co nie chłopaki?
— Jasne- Odezwał się Arti.
— Zaraz obiad. Siadasz z nami? Mamy dwa wolne miejsca- Zaproponował Ricky.
— Spytam się Elizy gdzie siada i o ile nie będzie dla was problemu to może uda mi się ją przekonać aby usiadła z nami.
— Nikt nie przyjmie jej do swojego stolika. Zostały dwa. Nasz i pusty. Pechowy. Ten kto tam siada wylatuje w drugim półroczu. Taka tam legenda- Rzekł Mert- Idziemy?
Chłopcy wyszli z pokoju i skierowali się ku schodom do jadalni.
Przed nimi Arek zobaczył Elizę w różowej tunice. Podszedł do niej przeciskając się przez innych uczniów.
— Cześć- Powiedział lekkomyślnie. Eliza odwróciła się.
— Jak lokatorzy? — Spytała.
— W porządku- Odpowiedział Arek i zaproponował- Usiądziesz z nami?
— W sumie nie wiedziałam z kim. Oczywiście- Eliza uśmiechnęła się. Arek to odwzajemnił.
— Jak u dyrektora?
— Dobrze. Powiedział mi o kimś coś ważnego. Tajemnica dla Ciebie- Weszli na schody- Dalej będziesz narzekać na życie? — To pytanie zaskoczyło Arka.
— Ojciec… — Zaczął Arek- Kiedyś opowiem Tobie moją historię od samego początku. Jeśli zechcesz. Po prostu z ojcem nie mam zbyt dobrych relacji. Wieczne zakazy, rozkazy, zero spokoju i cały czas wdeptywany pod ziemię. Dodatkowo kary za nic. Ty pewnie miałaś lepiej.
— O czym mówisz Arku? — Zdziwiła się Eliza- Nie miałam tak źle jak Ty, ale ciężko pracowałam. Pieniądze dostawałam od babci. Mama i tata rozwiedli się gdy miałam osiem lat. To nie temat na dzisiaj. W oczach rodziców jestem nikim. Sama wypracowałam sobie to co osiągnęłam. W naszej szkole wszyscy widzieli mnie jako bogatą egoistkę. Tak chciałam. Ale po nauce pracowałam do późna u bogatych ludzi. Sprzątałam, gotowałam, wyprowadzałam zwierzęta… Robiłam to aby wzbić się w oczach kogoś na kim mi zależy.
Teraz wchodzili do jadalni, która miała mnóstwo stolików i jeszcze więcej krzeseł. Na jej końcu stał podłużny stół na podeście. Okna wychodziły na cztery strony. U góry sklepienie przypominało czyste niebo z tysiącem jasnych gwiazd.
Arek rozejrzał się po sali i zobaczył jak lokatorzy machają do niego.
— Są tam- Oznajmił i ruszył w kierunku ich stolika. Eliza poszła za nim.
Kiedy podeszli do stolika Arek odsunął krzesło dla Elizy.
— Więc to jest drugi wielki mag… — Zaczął z zamyśleniem Mert- Miło nam poznać.
— To Mert, Arti i Rocky- Przedstawił chłopaków Arek- A to moja przyjaciółka Eliza.
— Witam- Odezwała się Eliza.
— Za chwilę przemówienie dyrekcji. Zawsze jak jest coś ważnego dyrektor podnosi głos. Ostatnio informował o waszym przybyciu. Teraz pewnie was przedstawi- Powiedział Arti.
W sali zapadła cisza.
Do jadalni wszedł dyrektor z innymi ludźmi.
Usiedli zaś Nor Gut odchrząknął.
— Witam wszystkich tu zebranych- Zaczął- Dzisiaj mam okazję przedstawić dawno wyczekiwanych uczniów. Są nowi i mają specjalne nauczanie. Przed nimi stoi ważny cel- Podniosły się oklaski- A teraz rzeczy mniej przyjemne. W naszym gronie pojawił się nowy nauczyciel od historii magii. Powitajcie Pana Alura- Nauczyciel wstał i zapadła cisza- To wszystko z ogłoszeń. Smacznego- Dyrektor usiadł.
Rozdział 3
Na stolikach pojawiły się talerze z kotletem wieprzowym polanym sosem koperkowym oraz młode ziemniaczki z surówką wiosenną.
— Smacznego- Rzekł Rocky. Reszta kiwnęła głową.
— Skoro mamy tutaj wybranych… — Zaczął Mert-… To spotkanie w bibliotece.
— Za wcześnie- Powiedział Arti- Przed inicjacją nas nie wpuszczą. Już próbowałem.
— Ja tu jestem przypadkowo- Wtrącił się Arek- Jakaś nauka w zamku. Też mi coś.
— Arek… — Eliza oburzyła się- Mógłbyś tak nie mówić?
— Jak to przecież prawda. Nie prosiłem się tutaj.
— To nie ma teraz sensu- Zauważył Mert- Jesteśmy w szkole magii. Tu nie liczy się nic prócz nauki.
— Wmawiaj to sobie dalej- Arek upierał się przy swoim- Nie powinno mnie tu być.
— Po trzech latach zrobisz co zechcesz. Teraz są inne priorytety.
Wszyscy wstali.
— No to koniec posiłku- Rzekł Rocky- Pora na odrobienie zadań i czas wolny. Tak jak w tygodniu. Sala spotkań jest na parterze. Jeśli chcecie o czymś porozmawiać to tam. Po korytarzu kręcą się nauczyciele- Wstał.
Mert i Arti zrobili to samo i poszli w stronę schodów jak reszta uczniów.
Na sali zostali tylko Arek oraz Eliza.
— Więcej tego nie mów. Proszę Ciebie- Zaczęła Eliza- Ranisz mnie tym.
— Jak nie prosiłem aby mnie tu przywieźli.
— Ja też nie. Chcę abyśmy przeszli przez to razem.
— Przestań na chwilę mówić i skup się na moich słowach- Poprosił Arek.
— Dobrze.
— W szkole… Przez ostatnie dwa lata nauki nie wiedziałem jak to wyrazić. Czuję coś. Lubię Ciebie Elizo. W większym słowa znaczeniu. Może nie jest to odpowiedni czas. Nowe otoczenie, ludzie i sytuacje…
— Arku. Ja… Też mam to uczucie. Ale przyjaciółka? Serio?
— A co miałem wymyślić? Powiedziałem prawdę.
— Może lepiej… — Eliza zamilkła.
— Zostaniesz moją?… — Arek zaciął się.
— Tak- Eliza zgodziła się i uśmiechnęła.
— To od teraz jesteśmy parą? — Dopytał dla pewności Arek.
— Na to wygląda.
— W takim razie spotykamy się na lekcjach. Może polubię zmiany jakie serwuje mi świat.
Arek wstał i chwycił Elizę za rękę.
Poszli razem w stronę schodów.
A czekając na nie Eliza przytuliła się do Arka.
Zjechali na parter. Po dojściu do końca korytarza pożegnali się.
Eliza odeszła w kierunku swojego pokoju zaś Arek patrzył na nią jeszcze dobrą chwilę i ruszył do kwatery.
Stanął przed drzwiami z myślą, że nie może tego schrzanić.
Wszedł.
— Plan masz na łóżku- Powiedział Arti znad zeszytów.
Arek podziękował za informację i usiadł na łóżku biorąc w dłonie kartkę papieru.
Zerknął na nią.
Jego plan na wtorek pisał się tak:
8:00- 8:55 historia zielarstwa, Erida
9:00- 9:55 historia magii, Alur
10:00- 10:35 lekcja zbierania energii, Amon
10:45- 11:35 podstawy magii, Nor Gut
11:40- 13:30 szermierka, Dell
14:50- 16:50 mowa zwierząt, Hukra
Plan powtarzał się przez cały tydzień. W Sobotę i niedzielę też był jednolity:
10:00- 13:30 podstawy magii, Nor Gut
15:00- 16:30 magia rozszerzona, Nor Gut
„Super” — Pomyślał Arek- „Ciekawe jak będą wyglądać zajęcia”.
— Arti? — Zaczął Arek.
— Słucham- Chłopak podniósł nos znad książki.
— Jak wyglądają zajęcia z dyrektorem?
— Nigdy z nim nie miałem. Raczej nikt nie miał, a czemu pytasz?
— Mam z nim podstawy magii oraz magię rozszerzoną.
— Magia rozszerzona z tego co wiem rozpoczyna się w drugim roku- Powiedział Mert.
— Tak czy inaczej mam z dyrektorem. A na czym polega szermierka?
— W pierwszej klasie też jej nie ma- Zauważył Rocky.
— Pokaż plan- Arti wstał, wziął kartkę i powiedział- Nie kłamie. Magia rozszerzona i szermierka. Ma jeszcze mowę zwierząt. U nas zaczyna się chyba w drugim semestrze. I mamy mniej lekcji oraz dłuższe przerwy. Chłopie. Naprawdę jesteście wyjątkowi- Oddał kartkę i wrócił do swoich zajęć.
Arek wstał, a następnie podszedł do okna.
Wpatrzył się w nie dłużej niż poprzednio i zauważył małą chatkę na skraju lasu.
Otarł oczy, ale chatka dalej stała na swoim miejscu.
Arek powrócił na swoje łóżko i siedział wgapiony w zegar.
Czas tykał.
Tik-Tak, tik-tak, tik-tak…
Wydawało się, że mijają wieki. W końcu Arti odłożył książkę, poszedł do toalety i wyszedł z pokoju. Po kolejnych minutach to samo zrobił Rocky.
Mert też zakończył naukę i spytał:
— Będziesz tak siedzieć samotnie?
— A co mam do roboty?
— Przeszedłbyś się na tyły zamku. Chodzi tam dużo uczniów.
— A biblioteka? Wspominaliście coś o niej przy obiedzie.
— Jest na tyłach. Ale nie wpuszczają przed inicjacją. Jest też sala z grami. Szachy, warcaby, chińczyk. Wybierz co chcesz.
— A dokładnie co znajduje się w bibliotece?
— Arek, Ty na serio? Nikomu nie udało się tam dostać przed próbą. Odpuść.
— Nie. Lubię czytać. Z chęcią dowiedziałbym się więcej o największym czarodzieju.
— Przemyśl to dobrze. Lepiej poczekać. Te akta nie są dostępne dla wszystkich. To sprawa numer dwa. O nim jest rozdział w podręczniku od historii magii.
— Tylko, że prawda jest nieodkryta do końca. Jeżeli mam tu zostać muszę to wiedzieć.
— Rób co chcesz. Ja mam czyste sumienie. Cześć.
Mert wyszedł z pokoju.
Arek został jeszcze chwilę przy oknie. Potem wyszedł.
Poszedł w kierunku wieży ze schodami. Skręcił jednak kawałek przed nimi i wrócił do pokoju.
Będąc w środku wziął prysznic.
Kiedy ubrał się ponownie i spojrzał na zegar. Dochodziła pora kolacji.
Wyszedł z pokoju w ruszył w kierunku schodów.
Korytarz był zapełniony po brzegi. Schody przemieszczały się z parteru na trzecie piętro i odwrotnie w zawrotnym tempie.
Arek nie mógł wypatrzeć Elizy.
Kiedy korytarz stał się prawie pusty wyszła przez drzwi na końcu wieży.
Podszedł do niej.
— Kolacja. Idziesz? — Spytał.
Eliza zostawiła to bez komentarza uśmiechając się słabo. Zaczęła iść ku schodom.
Arek ruszył za nią.
Na schodach chwycił ją za dłoń.
Przytulili się.
— Jutro szkoła- Powiedziała Eliza patrząc w oczy Arka.
— Nie myśl o tym teraz- Poradził chłopak- Śniadanie i na lekcje. A póki co zjedz i odpocznij. Ostatnia doba była wykańczająca.
— Dobrze rycerzyku.
Weszli na jadalnię i usiedli na swoich miejscach.
Nagle gwar ustał i zapadła cisza.
Do sali wszedł dyrektor. Usiadł.
Na stolikach pojawiły się talerze z gotowymi kanapkami oraz kubek ciepłego koziego mleka.
Arek zanim zaczął jeść patrzył przez chwilę na Elizę. Nie wiedział o co jej chodzi. Przecież kochała się uczyć. A przynajmniej dostawała same piątki.
Po zakończonym posiłku milczał podobnie jak ona. Za to Arti, Mert oraz Rocky prowadzili udaną rozmowę.
Kiedy wszyscy zaczęli opuszczać jadalnię Arek pochwycił rękę i spytał:
— Co się dzieje?
— Nic- Zaprzeczyła Eliza i spuściła głowę.
— Przecież widzę. Nie ma sensu tego ukrywać.
— Wiem gdzie biblioteka, ale nie chcą mnie tam wpuścić.
— To nie powód do smutnych dni.
— Nie. Masz całkowitą rację lecz zobaczyłam coś.
— To Twoja tajemnica? — Zdziwił się Arek.
— Najpierw pozwól abym sama spróbowała dowiedzieć się co to było. Dobrze?
Nikogo już nie było w sali.
— Jak chcesz- Odparł bez zrozumienia Arek- Tylko nie pozwól, by to coś zraniło moją księżniczkę. Obiecaj.
— Dobrze. Nie pozwolę.
Wstała i odeszła.
Chłopak patrzył za nią do momentu w którym zniknęła za drzwiami.
Został sam.
Powoli zaczął wstawać, ale męski głos kazał mu usiąść z powrotem.
Nie zrobił tego. W zamian ruszył na schody.
Drzwi zamknęły się w tej samej sekundzie gdy noga Arka znalazła się za ostatnim stolikiem.
— Magiczne miejsca takie jak biblioteka zawsze skrywają swoje sekrety- Szeptał głos- Są dwa sposoby na dostanie się w miejsce docelowe. Jeden z nich potrzebuje poświęcenia.
Arek szarpnął za klamkę. Na próżno. Drzwi stały zamknięte.
— Miłość i współpraca- Kontynuował- Jedno nie wyklucza drugiego. Nauka magii rozszerzonej jest trudna. Wielcy czarodzieje zaginęli kiedy byli potrzebni. Od tych słów zaczyna się amnezja historii a jedyną drogą do poznania mrocznej tajemnicy jest pieczęć.
Głos ucichł.
Chłopak szarpnął raz jeszcze drzwiami.
Otworzyły się.
Przestraszony wrócił do pokoju i zamknął gwałtownie drzwi.
— Co się dzieje? — Zapytał zaniepokojony Arti- Wszystko w porządku?
— Głos. Męski głos w jadalni- Sapał Arek.
— Tu nie straszy- Powiedział opanowany Mert- Lepiej idź spać.
— I to zrobię. A kto rano budzi?
— Nikt. Raczej co- Zadał retoryczne pytanie- Zobaczysz jak przyjdzie czas pobudki.
— Ach… No dobra. Dzięki za wyjaśnienia.
Arek rozebrał się do majtek i położył w łóżku.
Sen nie miał zamiaru go brać w swoje objęcia.
Kiedy nagle…
Chłopak zasnął twardym snem.
Rano obudził go nagły rozbłysk białego rażącego światła.
Usiadł i przetarł oczy.
Koledzy z pokoju właśnie wstawali.
— Co to było? — Spytał i zaczął się ubierać.
— Nasza pobudka. Mówiłem, zobaczysz- Mert uśmiechnął się.
— A jaki plan na dzisiaj?
— Śniadanie i szkoła. Następnie obiad i odrabianie lekcji. Czas wolny, kolacja i do pokoju- Odpowiedział zdziwiony Arti- Aha, Rocky… Pamiętasz o dzisiejszym sprawdzianie?
— Mi nie potrzeba dużo czasu na naukę. Zaś historię lubię. Podstawy magii też jest ciekawym przedmiotem. Kartkówka w piątek. Nie zapomnijcie- przypomniał Rocky.
Arek pościelił łóżko i poszedł umyć zęby. Stanął przed lustrem i wtedy…
Ujrzał twarz.
Zobaczył chłopaka o spalonej skórze bez jednego oka i spróchniałymi zębami. W oczodole świeciła pustka, śmierć oraz kilka robaków. Uśmiechał się z bólem.
Arek odskoczył i przetarł oczy.
Twarz dalej tam była.
— Wszystko zaczyna się pod opieką… Ten nauczyciel skrywa tajemnicę… Strzeż się go. Pod żadnym pozorem nie ujawniaj swoich prawdziwych zamiarów… Ten mag jest zły. Uważaj na pieczęć. Skrywa więcej niż chcesz się dowiedzieć.
Postać zniknęła, a Arkowi waliło serce.
Kiedy skończył myć zęby usiadł na swoim łóżku.
Przestraszone oczy mówiły same za siebie.
W głowie chłopaka pojawiła się myśl- Czy Eliza wie o tym? Jeśli nie to… Czy warto ją niepokoić? Przecież to tylko głupie zwidy.
Jednak druga strona podpowiadała, że tak nie jest. Że to co zobaczył w lustrze i o czym usłyszał to ostrzeżenie. Ale miała za małą siłę przebicia żeby Arek ją wysłuchał i zrozumiał.
W końcu nadeszła godzina na śniadanie. Chłopak zabrał torbę i wyszedł razem ze współlokatorami do jadalni.
Tym razem nie czekał na Elizę, która siedziała już przy stoliku.
Rozpoczęło się śniadanie.
Na talerzu każdego z uczniów znajdowały się kanapki a w kubku kawa inka. Eliza i Arek mieli zupełnie co innego. Dostali czarną kawę oraz karkówkę z grilla obok świeżej jeszcze gorącej bułki z masłem.
Spojrzeli po sobie i po innych. Zdziwieni, oraz zaskoczeni uśmiechnęli się do siebie i zaczęli posiłek. Po jego zakończeniu wstali i nie czekając na znak wyszli z jadalni.
— Widziałeś co miała reszta. Prawda? — Spytała nadal zdziwiona Eliza przy schodach.
— Kanapki. Normalne śniadanie.
— A my?
— Mięso z grilla, czarną kawę… Do czego dążysz?
— Bo wczoraj jedliśmy jak inni.
— I co z tego? — Arek starał się zakończyć temat.
Weszli na schody.
— Co z tego? Mamy dopiero po siedemnaście lat. Ta kawa była mocna. Ktoś o nas dba.
— Dyrektor mówił, że jesteśmy jedyną deską ratunku dla królestwa.
— A jednak czasami słuchasz?
— Zawsze słucham- Odparł Arek uśmiechając się.
Weszli na szóste piętro.
— A teraz szukajmy odpowiednich drzwi- Dodał.
— Sala nie jest problemem. Znasz nasz plan?
Poszli wolno korytarzem.
— Z dyrektorem mamy magię. Rozszerzoną…
— I podstawę. Zdążyłam zapamiętać. Tylko imion nauczycieli nie. Z czasem je pojmę.
— To chyba tu- Arek pokazał na czerwone drzwi.
Obok nich pod ścianą stała ławeczka na dwie osoby.
Usiedli.
Rozdział 4
— Witam na pierwszych zajęciach- Powiedziała kobieta o zielonych włosach do pasa i młodej twarzy- Nazywam się Erida. Będę uczyć was historii zielarstwa. Inni uczniowie mają te zajęcia w trzeciej klasie przez pół roku. My natomiast będziemy się spotykać do ostatniego piątku grudnia. Z góry uprzedzam, że nie obchodzimy żadnych świąt. Są tylko wakacje trwające miesiąc. Proszę wyciągnąć podręczniki i otworzyć je na pierwszym rozdziale zatytułowanym „Zielarstwo przed pierwszą wojną”.
Arek i Eliza wykonali polecenie nauczycielki.
— Mam z wami godzinę dziennie. Rozdziałów jest piętnaście. Na końcu każdego mały test wiedzy. Sprawdzian. Oraz większy z wszystkich działów na zaliczenie przedmiotu. To z początku Stycznia. Teraz przeczytajcie po cichu wszystkie tabele oznaczone wykrzyknikiem. Są to najważniejsze punkty z historii. Reszta tekstu mówi to samo w bardziej opisowy sposób.
Eliza zabrała się od razu do czytania.
Arek tak samo.
Po prawie połowie lekcji nauczycielka odezwała się:
— Wszystkie informacje macie przyjęte. Teraz podejdźcie do mnie. Wbiję wam tą wiedzę na stałe.
Arek spojrzał na Elizę, a ona na niego. Wstał i jako pierwszy podszedł.
Nauczycielka dotknęła jego czoła i wyszeptała niewyraźnie jakieś słowa. Potem poprosiła Elizę.
Dziewczyna podeszła.
Po ukończonej czynności nauczycielka zakończyła lekcje.
Eliza i Arek wyszli na korytarz.
— Pierwsza lekcja za nami- Zauważył chłopak.
— Co teraz?
— Chyba historia magii.
— Jeżeli lekcja będzie przeprowadzona w taki sam sposób to wchodzę.
— Racja- Przyznał Arek- To najlepszy sposób nauki. Czytanie ze zrozumieniem na własną rękę. Zdążyłem przeczytać cały rozdział dwa razy. I pamiętam całość.
— Ja trzy i pięć razy te notatki- Pochwaliła się Eliza.
Do drzwi od sali lekcyjnej podszedł gruby mężczyzna o puszystej brodzie i surowym wąsie.
Poprosił o wejście do sali.
Kiedy para usiadła w ławkach przedstawił się:
— Nazywam się Alur. Historia magii to dość rozległy temat. Zaczniemy od wstępu. Na początku istniał świat ludzi. To właśnie od nich pochodzili pierwsi magowie. Wszystkie pierworodne wersje czarów były utworzone właśnie przez nich w języku Dusz Pierworodnych. Potem zaklęcia były ulepszane. Zanim tak się stało proszę otworzyć książki na części pierwszej „Pierwsi magowie”.
Uczniowie wykonali czynność dość sprawnie i zaczęli czytać rozdział początkowy.
Pod koniec lekcji nauczyciel poprosił aby ktoś do niego podszedł.
Arek wysunął się na przód i po chwili Eliza została zawołana.
Profesor zrobił dokładnie tą samą czynność co Erida, ale na koniec zabrał głos:
— Na koniec mam dla was niespodziankę. Nauczyciel prowadzący to… Ja. Uwierzcie, że zrobię wszystko aby prawda ujrzała światło dzienne. A teraz zmykajcie urwisy.
„Wszystko zaczyna się pod opieką… Ten nauczyciel skrywa tajemnicę… Strzeż się go” — Zabrzmiało w głowie Arka lecz zbył tą myśl. Nie chciał zaprzątać sobie głowy przesłyszeniami.
— Przygnębia Ciebie coś? — Spytała go Eliza po wyjściu z sali.
— Wszystko w porządku. Tak myślę- Odpowiedział.
— Widzę i czuję, że nie jest. Arku? Co się dzieje?
— Sam muszę sobie z tym poradzić. A co z Twoją sprawą?
— Potrzebuję dostać się do biblioteki. Pewnie tam odnajdę ważne informacje.
— Teraz lekcja zbierania energii- Uprzedził chłopak.
Do nich podszedł młody, radosny mężczyzna o silnej budowie ciała, roztargnionych czarnych włosach i żółtych oczach w których przebijała się wielka niespożyta energia.
— Witam moich nowych uczniów. Ostatnio było o was głośno. Zajęcia zawsze będziemy mieć w sali ciszy. To na terenie akademika. Chodźcie za mną.
Nauczyciel zaprowadził ich do niebieskiego budynku w białe chmurki.
W środku na pierwszy rzut oka ukazały się przyczepione do podłogi maty. I dużo wolnej przestrzeni. Sala mogła pomieścić czterdzieści osób i prowadzącego. Za matami po obu stronach mieściły się lustra takie jakich używa się do ćwiczenia tańca. Na wprost drzwi znajdowała się toaleta męska oraz damska, sala lekcyjna i tajemniczy zamknięty pokój.
— Zapraszam do sali lekcyjnej. Omówimy podstawy.
Kiedy weszli do środka nic nie było szczególnego. Sala jak każda inna.
— Nazywam się Amon. Będę was uczył podstawowej sztuki każdego maga. Pomogę też doskonalić wasze zdobyte umiejętności w tej dziedzinie. Energia. Wyjmijcie sobie mapę myśli z segregatora położonego na końcu na szafce. Możecie je sobie zatrzymać. Na każdy rok kopiuję o kilka egzemplarzy więcej.
Arek poszedł do końca sali i wyciągnął z białego segregatora z czerwonym uśmiechniętym kwiatkiem dwie mapy myśli. Kiedy wrócił podał jedną Elizie i usiadł na miejsce.
— Otwórzcie je.
Zrobili to.
Arka zaskoczyła wielkość spodziewał się kartki minimum A3 a zobaczył najzwyklejszą w formacie A4.
Mapa wyglądała tak prosto, że to był szok. Jeden główny wątek „energia” dzielił się na chmurki z krótkimi opisami.
Jedną, która przykuła uwagę chłopaka miała nazwę „Siła tkwi w środku. Poszukaj jej ujścia”.
Była to tak banalna rada, że aż za prosta do zrozumienia i za trudna do wykonania.
— Zajmijmy się więc całkowitą podstawą. Wy musicie mieć pewność, że wasze metody będą zawsze działać. Ja za to jestem odpowiedzialny- Kontynuował profesor- Energia to siła, która tkwi w nas. Czarodzieje wypuszczali swoją moc poprzez różdżki. Nasza szkoła uczy tego sposobu zamożniejsze rodziny. Ci biedniejsi mają lepsze pole do manewru, ale uwaga… To wypuszczanie energii jest mniej bezpieczne, a nauka trudniejsza. Niestety albo i odwrotnie najwięksi magowie korzystali z tego sposobu. U niektórych rodzina zdecydowała o sposobie nauczania zaś inni nie mieli pieniędzy. Ale to było kiedyś. Teraz jest inaczej. Pierwszym krokiem jest otwarcie czakry.
— A jak to się wykonuje? — Spytała Eliza.
— Jest sposób prosty i skuteczny. Trzeba z wiarą w magię wypowiedzieć słowa, które pokazują się tylko nocą pod blaskiem księżyca na mapie myśli. Są podkreślone. Innych nie ruszajcie. To zaklęcia w języku Dusz Pierworodnych. Ich znaczenia poznacie dopiero z czasem. Zaznaczę, że jedno z nich jest niebezpieczne. Zna je każdy nauczyciel. Nie pytajcie, bo to wam nic nie da.
— Czy chodzi o Pieczęć? — Zagadywał Arek.
— Nawet jeśli to nie możecie go czytać ani szukać osoby, która wam poda zaklęcie lub pomoże w tym. Pieczęć ma swoje tajemnice. One są… Mroczne i niebezpieczne. Mówią prawdę o całym świecie magicznym… Przepowiadają przyszłość.
— Tak spytałem, bo chciałem się upewnić czy pieczęć o której ktoś wspomniał istnieje.
— Kto zdradził Tobie część sekretu?
— Nie mogę powiedzieć.
— Elizo proszę o wyjście- Dziewczyna wyszła- Kto o tym wspominał?! Mów!
— Nie! — Upierał się Chłopak.
— Mów! Skoro wiesz o tajemnicy nie ma odwrotu. Zsyłasz złe ciemne moce ku waszej dwójce. Pieczęć to najczarniejsza z najgorszych tajemnic. Powiedz, a postaram się pomóc.
— Ciekawe w czym. Żadna historia nie jest mi straszna.
— Bluźnisz! Oddaj tą mapę myśli i idź na kolejne zajęcia.
— No dobrze. Słyszałem chłopaka. Widziałem go. Nie wiem czy to jawa czy sen. Wyglądał jakby wyszedł z grobu. Chyba mnie ostrzegał.
— Tu nie ma żadnych dusz. Jedyny chłopiec w Twoim wieku, który odkrył pieczęć nie miał zbyt dużo… Atha! Poinformuję dyrektora. Nauczanie zostanie przerwane. To jedyna opcja.
— A jaką rolę odgrywam tu ja? — Arek nie rozumiał swojego położenia.
— Skontaktujesz się z nim. Przy opiece nauczyciela prowadzącego. Musimy dowiedzieć się co czeka szkołę. Będą was pewnie chronić doświadczeni czarodzieje.
— Dalej nie rozumiem- Przyznał.
— Zostaniesz medium. Wprowadzimy Ciebie do świata, ale tylko na jeden raz. Potem dożywotni zakaz.
— To mi nie jest potrzebne.
— Tak czy inaczej zdaj mapę myśli. Nie będzie Tobie potrzebna.
— A Eliza? Co z nią?
— Zostanie nauczona wspierania na odległość. Zza drzwi. Koniec lekcji na dzisiaj. Możecie wrócić do pokoi.
Nauczyciel odprowadził ich do wieży w zamku a sam udał się do pokoju dyrektora.
Teraz para została sama.
Panowała cisza, którą przerwała Eliza:
— Coś się jednak dzieje. I to na grubszą skalę. Co namieszałeś?
— Odkryłem sekret tego świata. Nie zrobiłem tego celowo. To był przypadek. Mogłem przemilczeć pytanie i całą resztę.
— To co teraz?
— Pokoje. Muszę przemyśleć co będę zmuszony wykonać. Ty też Elizo masz w tym swój udział.
— Nic nie zrobiłam.
— Ale zrobisz. Pomożesz. Czekają nas zadania, a potem coś czego nie jestem w stanie przewidzieć. Nie jestem jasnowidzem.
— Nie chcę byśmy mieszkali oddzielnie. Nie w tej chwili.
— Ja też nie. Pokoje po obydwu stronach głównego zamku… Jedno jest pewne. Nie rozdzielą nas o ile jesteśmy najlepszymi o doświadczeniu amatorów.
— Co masz na myśli? — Zdziwiła się Eliza.
— Jeszcze dokładnie nie wiem. Ciekawość. Piekło. Wyższa magia. Albo coś podobnego. Tajemnica. Strach. To odbije się na naszej przyszłości. Pomyślę. To najlepsza opcja. Widzimy się na obiedzie. Może.
— Co kombinujesz?
— Myśleć. To mi teraz pozostało. Reszta… Trudno. Istnieje i nie zmienię tego. My… Aktualnie potrzebuję osamotnienia. Lokatorzy… Są i co z tego? Teraz liczy się umysł i poukładanie spraw.
— Zawsze tak działasz w nagłych sytuacjach? — Spytała.
— Nie. Tylko wtedy gdy liczy się czyjeś życie. Czuję, że moja wiedza musi się poszerzyć. Oraz… Że moje decyzje są błędne. Muszę wszystko przemyśleć i naprawić to co się da.
— W takim razie. Do zobaczenia- Eliza odeszła w kierunku swojego pokoju.
Arek wolno zaczął kroczyć na dwór.
Począł myśleć o pierwszej rzeczy jaka mu przyszła do głowy. Kim były napotkane głosy? Kim był chłopak, który umarł kiedy odkrył sekret?
Spacerował z tymi słowami na ustach i w umyśle. W końcu za drzewem zobaczył chłopaka przypominającego chodzącego trupa.
— Podejdź- Szeptał.
Arek go zbył i poszedł dalej zastanawiając się nad drugą sprawą. Jaką moc posiada pieczęć?
Nagle przystanął gdy pojawił się przed nim ten sam chłopak.
— Zaczęło się- Mówił to niewyraźnie- Spotkanie ze mną nic nie da. Wiem co będą chcieli uzyskać. To pewność, że szkole nic nie grozi. Nie obiecuję tego. Wszystko zostanie odkryte. Słowa brzmią „Teraz znam wielką czarną tajemnicę. Uwalniam ją”. Tak… Wsłuchaj się w dźwięk, który wkrótce przepadnie. Czar da Tobie wiedzę o wszystkim. Niestety ja przez to umarłem. Ty będziesz dalej żyć. Przyszłość i przeszłość. Będziesz mógł zapobiec niepożądanym zmianom. Ktoś na kogo musisz uważać wspomoże Ciebie w decyzji. Nauka magii rozszerzonej jest trudna. Wielcy czarodzieje zaginęli kiedy byli potrzebni. Od tych słów zaczyna się amnezja historii a jedyną drogą do poznania mrocznej tajemnicy jest pieczęć. Uważaj na nią. Ale Ty będziesz wszystko wiedzieć. Całą prawdę- Chłopak uśmiechnął się i zniknął.
Teraz myśli Arka krążyły w okręgu pieczęci.
Chłopak miał dylemat. Jedna strona podpowiadała mu aby użył czaru, druga, by tego nie robił zaś trzecia prosiła o powiedzenie choć części dyrektorowi.
Zaczął wracać do zamku.
Na korytarzu było pusto. Głosy dobiegały z góry. Chyba jadalni.
Arek wszedł na schody i chwilę później znalazł się w drzwiach.
Rozczarowani uczniowie popatrzyli w jego kierunku rzucając wzrok pełen pytań: Co zrobiłeś? Dlaczego? Czy nie możesz się normalnie uczyć?
I tym podobne.
Arek zauważył dość szybko, że dyrektor Nor Gut również patrzy na niego jak na osobę, wyrzutka społeczeństwa, który chce zniszczyć za wszelką cenę dobro i spokój panujący do tej pory od momentu zakończenia trzeciej wielkiej wojny światów, o której zdążył przeczytać ukradkiem w domu kiedy ojciec wyjechał robiąc sobie wakacje od siedzenia i rozkazywania synowi.
Słychać było szmery.
Arek podszedł bliżej stołu dyrektora i zaczął mówić.
Nie lubił przemawiać przed ludźmi jednak robił to ze wszystkimi szczegółami:
— Nie wiem co wiecie. Chcę powiedzieć o moim punkcie widzenia sytuacji.
— Więc mów. Opowiedz wszystkim jak odkryłeś ciemną moc. Powiedz dokładnie wszystko co powinniśmy wiedzieć. Wspomnij też, że teraz nauka jest przerwana. Dodaj jeszcze o Atha. Opowiedz jego historię jeśli użyłeś zaklęcia- Zachęcił nieumiejętnie, albo specjalnie Nor Gut.
— Nie chciałem tu przyjeżdżać- Zauważył- Słyszałem głos, który mnie ostrzegał. Widziałem Atha dwa razy w ciągu dnia. Raz ostrzegał, a teraz powiedział wszystko co mnie czeka w najbliższej przyszłości. Nie prosiłem się o to. Wyrzućcie mnie za moje przypadki. Może nie mogę naprawić świata. Zresztą nie marzyłem, by to kiedyś zrobić. Przygody to działka Elizy.
Wszystkie oczy skierowały się na dziewczynę.
— Ja pragnąłem tylko żyć lepiej. Zabijcie mnie jeżeli wam nie odpowiadają moje pragnienia. Nie jestem taki jak wy. A jeśli te wasze wróżby mają rację to jestem najsilniejszym magiem.
Uczniowie znowu patrzyli na Arka.
Rozdział 5
1
— Dlatego zrobię coś wbrew wam! — Kontynuował Arek- W domu byłem pomiatany. Tu przez tą sytuację też pewnie będę. W szkole wyśmiewany. Wiecznie mi dokuczali. Tu tak nie będzie! Najwyżej poniosę niegodną śmierć i skończę podobnie jak Atha. Wolę Ciebie nie zostawiać Skarbie, ale innego wyjścia nie ma. To się zaczęło! Będę znał prawdę!
— Wariat! — Krzyknął ktoś z uczniów.
— Odejdź ze szkoły i nie wracaj! — Wrzasnął ktoś inny.
— Spotkanie z Atha nic nie da! Dyrektorze. Uprzejmie wnoszę, że sam mi to niedawno powiedział. On nie obiecuje, że szkoła będzie bezpieczna. Bo chodzi tu o bezpieczeństwo! Każdy z was boi się! Strach wami zawładnął! Ale ja nie czuję strachu. Bez waszej nauki dojdę do wprawy i siły oraz poznam prawdę!
— Powtarzasz się! — Krzyknął jeden z uczniów.
— Pieczęć! To prawdziwa nazwa sekretu!
— Dość! — Nor Gut zdenerwował się- Przestań wymawiać tą nazwę!
— Ma prawo! — Alur stanął w obronie chłopaka- Zna sekret. Racja. Pieczęć znam też ja! Jestem silnym magiem. Ale to czy pieczęć Ciebie pożre jak to było w przypadku Atha zależy nie od ilości mocy, czy wieku lecz od najważniejszego czynnika. Psychiki. I Uważam, że powinien go poznać całkowicie! Wiem co by było gdybym nie stanął w jego obronie. Zostałby wyrzucony ze szkoły, porzucony w lesie lub wrzucony do wody! Takie metody nie powstrzymałyby zła! Wręcz przeciwnie! Podnieciłyby je! Sprawę zostawię zamkniętą w momencie kiedy chłopak wypowie słowa. Zna je. No dalej Arku! Zrób to!
— To szaleństwo! — Krzyknął z oburzenia dyrektor- Nawet mi się nie waż tego robić!
— Przykro mi dyrektorze. Teraz znam wielką czarną tajemnicę. Uwalniam ją!
W sali zrobiło się na chwilę ciemno. Potem znowu rozbłysło światło.
— Czujesz różnicę? — Spytał Alur.
— Tak! Wiem co zrobi dyrektor. Dlatego razem z Elizą wychodzę!
Chłopak podszedł do Elizy, która natychmiastowo wstała.
Ruszyli w kierunku schodów.
— Czekajcie! — Wrzasnął Dyrektor. Przystanęli- Czy królestwo i szkoła będą bezpieczne?
— Zadaj pytanie kuli w pańskim domu- Odpowiedział Arek- Ona działa kiedy czegoś się pragnie z całego serca. Nic dziwnego, że poprzednie próby panu nie wychodziły.
Nor Gut zdziwił się i usiadł.
Para wyszła z jadalni.
Będąc na schodach Eliza spytała:
— Skąd wiesz co dyrektor ma w domu?
— Teraz wiem wszystko.
— Nawet o tym kogo spotkałam ostatnio?
— Też. I jest nią osoba do której idziemy. Chcesz się czegoś dowiedzieć. Ja chętnie wysłucham co widziała i dopowiem resztę.
— To czemu mi o tym nie powiesz?
— Elizo. Chciałaś ją poznać. I wiem, że jak dobrze nakieruję ją to będziesz mieć niespodziankę.
Właśnie stanęli przed drzwiami w wieży.
2
Przed chatką siedziała starsza kobieta o siwiejących włosach, różanych oczach ubrana w najlepszą swoją sukienkę.
Para podeszła do niej Arek zabrał głos:
— Dzień dobry. Jesteśmy ze szkoły magicznej.
— Wiem drogie dzieci- Odpowiedziała.
— Wiem, że zna pani sekret dłużej niż ja i nauczyła pewną osobę jak go używać.
— To prawda młody człowieku. Wiem po co przychodzicie. Zapraszam do środka.
Kobieta wstała z bujanego krzesła i weszła do chatki.
Arek podążył jej krokiem zaś Eliza niezbyt przekonana jego.
— Usiądźcie śmiało na jednym z dwóch łóżek- Zaproponowała Kobieta.
Usiedli.
— Legenda mówi o dwóch osobach, które przyjdą by ulepszyć świat. Mało kto ją zna.
— Mam kilka pytań- Dziewczyna wyrwała się.
— Najpierw pierwsze. Tak. To ja tam stałam. I to co widziałaś było prawdziwe. Drugie. Jestem magiem wygnanym ze szkoły jakieś sześćdziesiąt lat temu po tym jak odkryli, że znam pieczęć. Trzy. Znam tą historię która Ciebie interesuje. Ale powiem to co najważniejsze. Resztę dopowie Arek.
— To zaczynajmy. Nie ma co zwlekać. Mam jeszcze osobne pytanie- Zauważył Arek.
— Historia ta jest stara. Mówi o Twojej babci. Nie znałaś jej. Elizo, to co usłyszysz może Tobą wstrząsnąć. Arianna była dobrą uczennicą. Magia przychodziła jej z łatwością, a nauczyciele ją chwalili. Z tego co wiem po ukończeniu nauczania wyszła za mąż za zwykłego człowieka. Nazywał się podajże Darf. Kiedyś wróciła do świata magii. Była jedną z wielkich czarodziejek o których świat zapomniał. Potrafiła dawać dar przemieszczania się między światami. Przyszła i została. Razem ze mną próbowała zrozumieć dlaczego Huggi zniknął kiedy zaczęło się dziać coraz gorzej w królestwie. Umarła dwanaście dni przed naszym pierwszym spotkaniem. Poprosiła mnie abym spaliła ją i rozsypała na terenie akademika. Zrobiłam to.
— Czyli moja babcia władała magią? — Zdziwiła się Eliza- To takie fantastyczne. Pomagała komuś? Miała jakieś przygody?
— Pomagała wielu osobom w tym magom i czarodziejom z niższych klas. O przygodach mi nic nie wspominała. Przykro mi.
— Umarła chociaż w spokoju?
— Tak. Spokoju cielesnym na pewno. Ducha? Pewnie też. A teraz Arku wyjdźmy na dwór. Elizo. Zostań, to tajemnica.
— Coś o pieczęci?
— Nie. Ale bardziej ważne.
Arek oraz kobieta wyszli z chatki i odeszli od niej kawałek.
— Nie. Nie uczę nikogo. Nie mam do tego odpowiednich preferencji- Zaznaczyła kobieta z wstępu.
— Wiem. Ale nie zostawię jej w szkole. Tam nie będzie bezpieczna.
— Wiem o czym mówisz, ale nie nauczę jej pieczęci. Jest za słaba emocjonalnie i psychicznie.
— To przecież można doskonalić. Proszę o pomoc. Tylko Pani się do tego nadaje.
— Chatka jest za blisko szkoły. Podczas tej akcji mój dom może ucierpieć. Czasu mam dużo, ale…
— Jeszcze raz proszę mnie wysłuchać. Dla mnie liczy się wykształcenie mojej ukochanej. Inaczej nie brałbym jej ze sobą. Poznaję talent do magii. Wiem, że jest urodzoną czarodziejką. Światu dzieje się krzywda. Wrócę kiedy tylko znajdę czas. Nie mogę jej zabrać na tak niebezpieczną podróż. Nie kiedy nie jest gotowa.
— Rozumiem. Nie wiem jak nauczać. Teraz są te nowe metody. Mogę iść starymi ubitymi ścieżkami. Te, które znam na wylot. Pieczęć mówi przyszłość, przeszłość…
— oraz działa w sposób niedziałający od wieku. Stuletnie opóźnienie.
— Teraźniejszy moment odbiera jako coś co można zmienić.
— Wiem, że pani się zgodzi. To kwestia dyskusji.
— Arku. Postaram się. Obiecuję. Przyjdź na gwiazdkę. W szkole tego zwyczaju nie obchodzą. To jej babcia nauczyła mnie tego. Wtedy podam dokładnie co zrozumiałyśmy.
— Chcę z góry za wszystko podziękować.
— Chcesz pewnie sam powiedzieć Elizie o nowej nauczycielce. Śmiało.
Podeszli bliżej chatki i Arek wszedł do środka.
3
— Dziękuję! Nauka magii i przeżycie przygód. To drugie uświadomiłam sobie dziś rano- Powiedziała szczęśliwa Eliza.
— Jestem Enona. Tak pro po formalności.
— To się poznaliśmy- Zauważył surowo Arek- Teraz czas na kolejną część historii. Jesteś gotowa Elizo?
— Jak zawsze.
— To jedna historia o której zapomniał świat. Twoja babcia przeżyła jedną przygodę. Poznała coś o czym się nie mówi. Było to w dniu zakończenia trzeciej klasy. Wtedy sama w pokoju siedziała i zastanawiała się co zrobi po zakończeniu szkoły. W pewnym momencie usłyszała jakby ktoś skrobał w lustro. Wstała nagle i weszła do łazienki.
— I co?
— Nikogo nie było. Kiedy znowu usiadła na łóżko skrobanie zamieniło się w skrzypienie podłogi. Wpatrzona w drzwi zauważyła wypływającą z łazienki krew. Podniosła się i…
— Uciekła?
— … Podeszła bliżej. Otworzyła drzwi. Jej oczom ukazał się Atha. Żywiła do niego większe uczucie od przyjaźni. Uśmiechał się. Twoja babcia zamknęła pokój i wyszła zszokowana, przestraszona jakby nic się nie stało. Chłopak umarł w następnym roku szkolnym.
— Wszystko nie ma sensu- Powiedziała Eliza- Atha jest młody. Musiał umrzeć niedawno.
— Twoja babcia żywiła go żywym uczuciem, a on pewnie chciał jej dorównać- Skomentowała Enona.
— Bo tak było. Arianna go kochała. Niestety nie posiadał psychiki aby zatrzymać pieczęć w sobie i… Wiesz co dalej.
— Chyba już czas- Zauważyła Enona- Zanim zajdzie wieczór dotrzesz do wsi Zagrodzie. Tam wiesz gdzie się udać.
— Do „Chatki Pod Smokiem Cienia”. Zobaczę jakie zadanie jest mi pisane.
— Szukaj Wielkiego Kapłana. Tam doszkolisz swoje umiejętności. Pozdrów go od Starej Wiedźmy.
— Przyjaciel?
— Prędzej szkolny wróg. Ale zna tajniki Pieczęci. Ostatni kontakt z nim był dość słaby. W drogę.
Arek wyszedł z chatki.
Słońce chyliło się z wolna ku ciemnością.
Wszedł na główną drogę.
4
Po długiej pieszej podróży w chwili egipskich ciemności chłopak zobaczył palące się światło w budynku, który nie przypominał chatki. Powiedziałby prędzej, że jest to karczma.
Ale nie mógł się kłócić z wywieszoną tabliczką obok wejścia. Ewidentnie pisało: „Chatka Pod Smokiem Cienia”.
Z taką informacją nie można było się sprzeczać.
Wszedł.
Wewnątrz grała wesoła skoczna muzyka. Wszyscy rozmawiali głośno i nikt nie zauważył nowej osoby.
Stoły łączone z ławami były podłużne. Światło raziło w oczy, ale nikt z obecnych nie czuł tego.
Bar obsługiwała kobieta o blond włosach z uroczym uśmiechem.
Arek podszedł do niej.
— Przepraszam- Zaczął- Gdzie mogę dostać jakąś misję?
— Hej Frox! Ktoś chce ulepszyć świat! Stawiasz mu?
— Niech się wali! — Odkrzyknął mężczyzna.
— Sam słyszałeś. Nie szukamy odważnego człowieka. Dawno nikt nie miał na tyle mocy i siły aby wykonywać te cholerne misje. Nie masz co tu szukać.
— Mam- Zaprzeczył Arek- Znam sekret. Najmroczniejszą tajemnicę Akiris. Muszę zarobić na ekwipunek. Wybieram się w długą podróż.
— Frox! Mówi, że zna tajemnicę!
— Niech się wali! Już mówiłem! Nie przyjmuję ochotników!
— Pieczęć! — Wrzasnął chłopak- Używam pieczęci i Jestem najsilniejszym magiem! Mówią o mnie legendy!
Wszyscy popatrzyli się na niego jak na wariata.
— Frox! Frox Podejdź do cholery! Dawno nikt nie władał pieczęcią! Nikt z Legend! Ostatni Wielki mag zaginął kilkanaście lat temu! Frox!
— Spokojnie. Zaraz przyjdzie z nożem w dłoni, a ja uchylę się nawet na niego nie patrząc.
Po tych słowach Arka Wielki mężczyzna wstał trzymając tasak w prawej dłoni. Chłopak zaś patrzył w ziemię.
Kiedy mężczyzna zrobił zamach Arek odsunął się w lewo.
Nóż trafił i utkwił w blacie.
— Co to ma Znaczyć?! Briti?! Czemu spudłowałem?
— Mówiłem- Odpowiedział mu chłopak potwierdzając swoje zdanie- Używam Pieczęci. Każdy ruch z precyzją do sekundy. Słowo wyważone. A ja jestem Arek.
Odwrócił się do Froxa.
— Dawno nikt nie szukał wyzwań- Powiedział Frox.
— To jestem jedyny. I wiem, że szukasz osoby, która doniesie informacje do Czarnego miasta, bo sam nie możesz się tam dostać. Jedyna znana Ci droga prowadzi przez most, który został zniszczony trzy lata temu. Jest szybsza i łatwiejsza trasa. Podaj ten list, a ja dostarczę go na miejsce. Zapłata teraz. Przed podróżą.
— Skąd wiesz tyle? Pieczęć to tajemnica.
— Ja mam widocznie szczęście. To co? Chcesz dostarczyć ten list?
— Fox. Zgódź się. Na ten moment lepszego nie znajdziesz- Powiedziała barmanka.
— Dobra. Ale wróć tu. Masz trzy dni. List do Blachy- Mężczyzna wyciągnął list i saszetkę z monetami- Tylko nie oszukuj- Podał je Arkowi przed nos.
— Na pewno wrócę szybciej. Trzy dni? Załatwię nawet szybką odpowiedź i zapłacisz mi za nią- Chłopak zabrał wszystko.
— Zobaczymy. Trzy doby. Tylko.
— Jasne. Żegnam.
Arek wyszedł z karczmy i zwrócił się w kierunku stajni.
Ledwo zdążył. Właśnie była zamykana.
— Chcę szybkiego konia na trzy doby. Pilnie.
— Zamykam- Powiedział Mężczyzna w łachmanach.
— Zapłacę podwójnie.
— W takim razie brązowy koń o białej grzywie jest do Pana dyspozycji. Płatność z góry.
— Jasne. Ile?
— Osiem monet.
Arek odliczył monety i zapłacił. W krótkim czasie dostał swojego wierzchowca.
Wyjechał ze wsi od razu.
Nie kierował się ku mostowi. On… jechał wprost na rzekę za którą znajdowało się miasto. Jego cel misji.
Rozdział 6
1
Rano Elizę obudziła Enona.
— Czas wstawać- Powiedziała kropiąc dziewczynę ciepłą wodą.
— Teraz?…
— Zawsze gotowa. To moje motto. Przyzwyczaj się.
— Od czego zaczynamy? — Zapytała Eliza siadając i przecierając oczy.
— Śniadanie. Zamiast jedzenia nauczysz się czarować.
— Że co?! — Zdziwiła się nagle się podnosząc.
— Nikt nie będzie szykował paniusi posiłków. Spróbuj wyczarować świeże bułki.
— Jeszcze raz powtórzę. Jak?! Nie mam magicznego patyka.
— Racja. Czar leży na talerzu. Podnieś kartkę i zacznij.
— Mam mówić?
— A jak chcesz inaczej coś zjeść? Użyj wyobraźni.
Enona uśmiechnęła się i usiadła przy stole.
— No dawaj. Lekcja pierwsza.
Eliza pościeliła łóżko i ubrała się. Potem podeszła do stolika i zabrała kartkę.
Tu w jej myśli pojawiło się pytanie: Jak to mam zrobić?
Przeczytała na głos czar. Nie brzmiał on jak coś kryjącego magię lecz wyczuwało się w nim podpowiedź: „Wyobraź sobie śniadanie w na stole patrząc w tym kierunku”.
Dziewczyna spojrzała na stół i starała się wybrać to na co ma ochotę.
— Bułki. Najlepiej ciepłe i kubek gorącego mleka z miodem- Przypomniała Enona.
— Jasne.
Eliza zeszła na ziemię.
Starała się zobaczyć talerz świeżych bułek na stole. Jednak jej myśli pytały ciągle: Jak?
— Zero pytań. Uwierz, że to masz.
— Serio? — Eliza nie mogła się powstrzymać.
Enona popatrzyła na nią ze zrozumieniem.
— A jakim sposobem chcesz otrzymać?
— Nie wiem.
— Wyobraź to sobie i uwierz.
Dziewczyna ponownie spróbowała.
Tym razem pytania zastąpiła słowem: Wierzę, że otrzymuję.
Lecz dalej nie było efektów.
— Postaraj się mocniej.
— To moje maksimum siły.
— Nie. Stać Ciebie na więcej.
— Dobrze.
I znowu kolejna próba.
Eliza zobaczyła oczami swojej wyobraźni jak na stole przed nią leżą bułki prosto z jej ulubionej piekarni, a obok stoi wazon z ciepłym krowim mlekiem i miodem akacjowym.
Enona uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała.
Eliza zamknęła oczy i poczuła ten swojski zapach.
Kiedy je otworzyła Kobieta nalewała właśnie mleka do kubków.
Bułki były ciepłe, lekko złote oraz miały chrupiącą skórkę zaś wewnątrz miękkie i puszyste.
Eliza podeszła bliżej.
— Siadaj- Zaprosiła Enona- Lekcja pierwsza do Twojej własnej oceny. Smacznego.
— Czyli udało mi się? — Usiadła.
— Jeżeli coś będzie nie tak sama się o tym dowiesz.
Enona uśmiechnęła się i przekroiła bułkę.
Eliza wzięła kilka łyków mleka i kęs pieczywa.
— Tak… Hm...Naprawdę smaczne. Pycha- Odezwała się po chwili. Jaka jest druga lekcja?
— Trochę tu zimno. Nie sądzisz?
— Rozpalę w piecu. Gdzie jest drewno i podpałka?
— Nie ma- Enona jeszcze bardziej się uśmiechnęła.
— Jak to?
— Magia. Po co jest jeśli nie do tego?
— Aha. To…
— Zrób to samo co ze śniadaniem. Tylko najpierw pościel swoje łóżko- Kobieta ucięła pytania.
— Przecież to zrobiłam.
Eliza popatrzyła na swoje posłanie.
Westchnęła.
— No tak… Też użyć?… Już się robi.
Dziewczyna dokończyła śniadanie i wstała od stołu zasuwając krzesło.
Odeszła kawałek.
— A krzesło?
— Ja… — Spojrzała za siebie.
— Magia.
— Jasne.
Eliza popatrzyła na krzesło i po kilku sekundach samo zasunęło się.
— Teraz dobrze?
— Łoże.
Spojrzała na łózko i wyobraziła sobie idealnie zaścieloną pościel. Zamknęła oczy i…
Puf!
Stało się.
Łózko idealnie zaścielone.
Teraz Eliza podeszła bliżej kominka i dotknęła dłonią paleniska.
— Nie poparz się.
Nie zwracała na nią uwagi.
Dziewczyna zobaczyła przed sobą rozpalający się ogień i szybko odsunęła rękę.
Nagle w pokoju zrobiło się cieplej.
2
W tym samym czasie Arek podjechał przed główną bramę Czarnego Miasta.
Budynki tutaj miały czarne barwy, a chodzący ludzie ubrani na granatowo lub szaro podśpiewywali smutne piosenki pod nosem nie zwracając uwagi na resztę otoczenia.
Chłopak zostawił swojego wierzchowca w zagrodzie obok bramy w wszedł główną ścieżką.
Nagle jakby coś w jego umyśle zaskoczyło i zobaczył młodego rudego chłopca w jasnych kolorach nie pasujących do otoczenia.
W pewnej chwili i ono zaczęło się zmieniać na bardziej wesołe.
Budynki zmieniały barwy na żywe odcienie tęczy, ludzie chodzili w rozmaitych drogich tkaninach, a ulice zaczęły zapełniać się od powozów konnych.
Arek podążył w ślad za chłopcem.
Trzy ulice dalej dziecko weszło do „Cukierni Wesołego Robaczka”.
Chłopak przetarł oczy.
Z niebieskiego baneru z czerwonymi napisami pozostało tylko siedem liter zamazanych białą farbą nietworzących spójności.
Sklep wyglądał na zamknięty.
Arek dla pewności dotknął klamki.
Drwi uchyliły się.
Bez zastanowienia wszedł do środka.
Wewnątrz pomimo upływu lat czuć było słodkie wyroby.
Za ladą stał mężczyzna, który przypominał tego szczęśliwego chłopca biegnącego ku spotkaniu kolejnych słodkich przygód.
— Przepraszam- Odezwał się Arek.
— Zamknięte- Powiedział mężczyzna z przygnębieniem.
— Nie szukam słodyczy.
— To tym bardziej mnie tu nie ma.
— Co się stało z tym wesołym chłopcem, który przychodził tutaj codziennie?
— A czy to ważne? — Mężczyzna opuścił głowę.
— Wiem, że kiedy tu przychodził lubił kupować „cukierki łaskotki”. To był jego ulubiony towar.
— Te czasy dawno minęły.
— Ale mogą jeszcze wrócić- Arek uśmiechnął się szczerze.
— Wątpię. Teraz ten sam chłopiec nie jest w stanie wyżyć do końca tygodnia. Interes przestał się kręcić odkąd złe sny…
— Zaczęły wszystkich prześladować- Dokończył Arek- Ale można temu zapobiec.
— Nie ma nikogo kto jest w stanie zakończyć złej passy.
— Mogę pójść z Panem na układ? Dlak?
— Skąd znasz moje imię? — Mężczyzna otworzył szeroko oczy.
— Każdy kto zna przeszłość pozna osobę kiedy ją zobaczy. Ja znam Sekret ciemności. I jestem największym magiem w Akiris.
— A więc to jednak prawda. Bajki nie kłamią. Gdzie jest drugi wielki czarodziej?
— Jeszcze się uczy. Nie jest gotowa by poznać sekret.
— Zrobię co zechcesz. Pójdę za Tobą wszędzie. Zabiję każdego kto…
— Wiem, że wiesz gdzie mogę znaleźć Blachę. Póki nie szykuje się wojna odśwież sklep. Wejście wygląda okropnie. Zmień ofertę i zejdź z ceny. Siedem złota za lizaka? Ja bym dał trzy. I dodaj jakieś promocje. W chwili kiedy będziesz potrzebny przyjdę po Ciebie.
— Blacha… — Dlak zamyślił się- Jego siedziba mieści się przy trzeciej bramie w białej willi. Tylko uważaj. To szemrana dzielnica. Tam ostatnimi czasy ginęli wyżsi magowie. Nie odnaleziono ich ciał.
— Rozumiem.
— Nawet jeśli dotrzesz do jego posiadłości cały potrzebujesz dobrego powodu aby się z nim spotkać osobiście.
— Mam list od jego dobrego znajomego, który muszę sam dostarczyć
— To powód masz. Więcej informacji o tej dzielnicy znajdziesz w bibliotece głównej. Tam składują wszystkie gazety. Pierwsza wzmianka o zaginięciach z tego roku pochodzi sprzed dwóch tygodni. Jeżeli chcesz się fatygować i czytać wszystkie artykuły to zapraszam. Osobiście skorzystałbym z oferty kogoś kto historię miasta ma w małym palcu. Mówię tu o Isha. Kobieta ma potencjał.
— Dzięki.
— I wzajemnie. Niech Wasze umiejętności ocalą świat.
Arek uśmiechnął się na pożegnanie.
Odwrócił się i został zawołany.
— Daj jej gumowe cukierki „smocza radość”. Mieszka naprzeciw sklepu.
Dlak rzucił dobrze zapakowane cukierki.
Arek złapał je i wyszedł.
Będąc na dworze chłopak wypatrzył otwarte okno na drugim piętrze i dokładnie wycelował.
Opakowanie odbiło się od szyby i wpadło do środka
Na ulicę wyjrzała kobieta o białych włosach.
— Czego! -Wrzasnęła niemalże natychmiast.
— Ja od sprzedawcy z zapomnianego sklepu!
Kobieta zamknęła okno.
Minutę później wyszła na dwór.
— O co chodzi? — Spytała dokładnie obserwując ruchy Chłopaka.
— Przysyła mnie sklepikarz naprzeciwko. Dlak. Ponoć znasz historię tego miasta.
— Nie dla psa kiełbasa. Najpierw zrobisz coś dla mnie.
— Jestem Wielkim magiem- Oburzył się Arek.
— Tym bardziej. Myślisz, że sprzedam informację za chleb? A skoro napatoczyła się rybka…
— W czym rzecz?
— Cukierki nie wystarczą. Potrzebuję kogoś kto przekona Dardrika. Nie lubimy się.
— Nie potrzebujesz mojej pomocy.
— Nie to nie.
Isha odwróciła się.
— Czekaj.
— Tak…
— On zmieni zdanie.
— Niby kiedy i w jakich okolicznościach? — Odwróciła się w jego stronę- Słucham.
— Twoja dobra znajoma o której dawno zapomniałaś.
— Niby kto? — Arek podszedł krok bliżej.
— Samanta. Stara się o jego względy. Spotkaj się z nią.
— I kiedy to zadziała?
— Jutro pójdzie z tym do niego. Uwiedzie go i pomoże Tobie.
— Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz? Wielki magu?
— Zobaczysz. Ja znam sekret.
— Dobra. Nie chwal się nim przed każdą napotkaną osobą i przejdziesz przez szemraną dzielnicę. Wszyscy znani czarodzieje i magowie ginęli. Magii używaj w krytycznej sytuacji.
— Dziękuję.
— I przyjdź wieczorem. Jutro pójdziesz ze mną do Dardrika. Nie popuszczę tak łatwo.
— Dobrze.
3
Popołudniu Eliza miała uszykować obiad. Mogła wyczarować co zechce. Wybrała najprostszą potrawę.
Indyk w sosie pieczeniowym nadziewany jabłkami prosto z pieca i sok gronostajowy z lodem czekał na stole kiedy do chatki weszła Enona.
Eliza szykowała właśnie talerze i sztućce oraz podtrzymała ogień.
— Czy to nie?..- Zaczęła Enona, ale dziewczyna jej przerwała.
— Potrawa świąteczna? Tak. Pomyślałam, że uczcimy dobrą wieść.
— Jaką?
— List leży na półce z księgami. Od Burta.
— Czytałaś? Czemu?
— Pomyślałam, że to coś ważnego.
— Zajmij się teraz czymś… Najlepiej idź się przewietrzyć. Wróć za godzinę.
— Obiad wystygnie.
— Podgrzejesz. Już. I podaj mi ten list.
Eliza podała list nauczycielce, a potem wyszła.
Na dworze panowało zimno.
Eliza czuła, że za niedługo stanie się coś złego. Wzięła kawałek oderwanej kory i wyobraziła sobie wiadomość ostrzegającą przed przyjściem zła. Poprosiła też aby nauczycielka odeszła póki jest jeszcze czas.
Tekst wyrył się w kolorze krwi.
Dziewczyna położyła korę przy wejściu i spojrzała w okno.
Mgła i zarys kobiety. To wszystko co zobaczyła. Ze smutkiem odeszła od chatki i pomodliła się za nauczycielkę.
Wiedząc, że nie może tu zostać ruszyła lasem trzymając się blisko głównej drogi.
Szła szybko nie zastanawiając się nad tym w którą stronę znajduje się teraz Arek.
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi zobaczyła rozjazd. Droga skręcała w lewo i prawo.
Rozdział 7
1
Gdzieś po dwóch godzinach drogi Eliza dotarła do budynku podpisanego jako „Chatka pod Smokiem Cienia”.
Weszła.
Wewnątrz humor wszystkim dopisywał. Radosne okrzyki, śpiewy, skoczna muzyka, historie przy alkoholu. Żyć nie umierać.
Eliza podeszła bliżej jednej z ław.
— … Wtedy chwyciłem go za szyję i dźgnąłem go moim ostrzem- Opowiadał jeden z mężczyzn.
Dziewczyna poszła dalej. Do barmanki.
— Szukam Arka.
— Kogo? — Zdziwiła się kobieta.
— Zna Pieczęć.
— Ej Frox! Ktoś szuka tego maga co mu dałeś zadanie!
— Sam wziął! — Odkrzyknął rosły mężczyzna podchodząc bliżej- Słucham.
— Szukam Arka.
— Tu go nie znajdziesz. Wyjechał z misją.
— Gdzie?
— A czy to ważne? — Burknął Frox- Ma jeszcze dwa dni na powrót. Nie dostaniesz się na drugi koniec rzeki. Most urwany. Próbowałem.
— W co się wpakował? — Eliza nie kojarzyła.
— Mówił, że jest jeszcze jedna osoba mająca wielką moc. Nie wierzę mu. Gdyby istniał ktoś taki to dawno by przyszedł.
— Właściwie… To ja się dopiero uczę, ale ponoć posiadam… No… Jestem wielką czarodziejką.
— I pewnie byś chciała zadanie? Co?
— Nie. Nie jest mi to po drodze. Szukam Arka jak wspomniałam.
— Jest w Czarnym Mieście. Ma wrócić za dwie doby. Poczekasz na niego?
— Wątpię. Ale dziękuję za informacje.
Eliza odeszła od baru i skierowała się ku wyjściu.
Wyszła.
Przed drzwiami stał mężczyzna, który zaprosił ją i zabrał do szkoły magii.
— Co tu robisz? — Spytał.
— Idę jak najdalej stąd.
— Szkoła magii nie pasowała?
— A co?
— Czas aby odegnać złe siły z budynku.
— Nie. Nie sprowadziłam ich. Tam jest niebezpiecznie.
— Myślisz, że nie wiemy tego? — Mich zaśmiał się- Jutro wszyscy są zwalniani. Przez waszą dwójkę… Nie wiem po co Nor Gut was przyjął, ale teraz załatwimy tą sprawę do końca.
— Ile mamy dni?
— Nikt tego nie wie. Heh… Nikt…
— Nie nauczę się wszystkiego w pośpiesznym tempie. Potrzebuję pomocy Arka. Bez niego nie pójdę.
— Skoro tak się uparłaś… Cisza!
Eliza zasnęła.
2
Arek właśnie szedł szemraną dzielnicą kiedy poczuł coś w rodzaju poczucia winy. Chciał zawrócić, ale wiedział, że do wykonania ma ważne zadanie. Nagle zobaczył biały ogromny dom. Uśmiechnął się pod nosem i wszedł na posiadłość.
Zapukał do drzwi zdobionych złotymi guzikami.
Otworzył mu mężczyzna ubrany jak lokaj.
— Słucham. Blacha nikogo nie przyjmuje- Powiedział.
— Ja mam bardzo ważną wiadomość od jego człowieka.
— Jest zajęty.
— Zajęty? — Zapytał zaskoczony mężczyzna w białym garniturze- Wpuść go.
Arek wszedł do środka.
Wszędzie błyszczała biel. Meble, ozdoby, obramowania obrazów lśniły się złotem. Ściany, podłoga oraz sufit biły jasnością.
— Ponoć wiadomość od mojego człowieka. Kto Ciebie przysłał?
— Blacha? Pan Blacha?
— Kto?! Muszę wiedzieć, bo obcych nie wpuszczam.
— Frox z „Chatki pod Smokiem Cienia”.
— Ach!… Pewnie oczekujesz ode mnie, że wynagrodzę Ciebie za trud. Poczekaj.
Blacha wyjął pistolet wojskowy.
— Przepraszam, ale oczekiwałem nie na śmierć ani pieniądze.
— Więc na co? — Blacha przeładował.
— Odpisanie na list. To ważne. Muszę wrócić w ciągu dwóch dni.
Odłożył pistolet.
— Daj list i wróć jutro wieczorem. Teraz!
Arek wyciągnął przesyłkę i podał ją mężczyźnie.
— A teraz powiedz czemu nie przyszedł sam. Czemu?!
— Most jest zerwany.
— To jak Ty tu dotarłeś?
— Znam sposób.
— Jak?! Powiedz Kurwa!
— Znam zaklęcie.
— Pieprzysz!
Nie mów o tym, że jesteś wielkim magiem. Nie wspominaj o pieczęci- Zabrzmiało w głowie Arka.
— Znam zaklęcie chodzenia po wodzie.
— Chrzanisz!
— Pieczęć- Wybełkotał chłopak.
— Co mówisz?
— Mogę wrócić jutro? Zabiorę list i odejdę.
— Znasz pieczęć? Znasz?! Gadaj!
— Tak.
— W takim razie powinieneś wiedzieć, że jestem niebezpieczny.
— Tak to nie działa.
Blacha wziął pistolet.
— Idź i przyjdź jutro. Wynocha!
Arek wybiegł z domu i poszedł szybko do mieszkania Ishy.
3
Eliza obudziła się w ciemnym pomieszczeniu. Wokół panowała głucha cisza i jedyne co słyszała to jej nierówny oddech- No super- Pomyślała- Arek będzie ze mnie dumny. Wpakowałam się w jakieś szambo. A planowałam tylko pomóc jemu. Arku… Wybacz mi. Proszę…
Nagle zza drzwi doszło ją szuranie. Wzdrygnęła się- Co mnie czeka? — Do środka wpadł snop jasnego białego światła, a w przejściu pojawiła się męska sylwetka.
— Nie- Powiedział znajomy głos- Pewnie, że ją tam oddam, ale po rozmowie.
— To ważne. Musimy spróbować- Dopowiedział damski głos.
— To może ją zabić. Jest jedyną deską ratunku, ale nie chcę ryzykować.
— Jak chcesz Arti.
To on. Przecież jest uczniem pierwszej klasy. O co tu chodzi? — Dziewczyna przechwyciła tą myśl. Teraz pogubiła się w prawdzie.
Drzwi zostały całkiem otwarte, a do pokoju wszedł Arti.
— Jestem- Powiedział nie uśmiechając się- Masz jedyną szansę na ocalenie szkoły.
— Nie da się- Odpowiedziała niemal natychmiast- Siła jest zbyt ciemna, a ja nie jestem gotowa. Jeszcze nie teraz.
— A kiedy? Słuchaj. Jak czegoś nie wymyślisz umrzemy tu.
— Ty…
— Tak, chodziłem do pierwszej klasy i jestem synem dyrektora Nor Gut. Ale z tego co wiem jesteś silniejsza niż myślisz.
— Gdzie mam iść?
— Wypowiedzieć słowa tajemne, które znają wszystko.
— Nie. Ta siła jest zbyt wielka na jedną mnie. Nawet gdybym posiadła tą wiedzę… Sama nie dam rady.
— To zostań tu. Ciemność to wróg ciemności.
— Przyjaciel.
— Masz rację- Arti uśmiechnął się pod nosem- Twój wybór jest nieważny. Tu nawet ja nie mogę nic zrobić. Działam… Rozkazy, nakazy i tak dalej- Chłopak znowu spochmurniał.
Eliza wstała i do pokoju weszło dwóch mężczyzn. Mich i drugi podobny do dyrektora.
— Ojcze do roboty- Powiedział Arti i mężczyźni złapali dziewczynę za ręce- Przykro mi- Dodał i zarzucił jej na głowę worek.
4
— Czas na rytuał przejściowy- Powiedział męski głos.
Dziewczyna nic nie widziała, ale czuła jak w rytm dudniącej muzyki zaczyna się kołysać.
Nagle zdjęto jej z głowy worek i zobaczyła w przebłysku księżyca misę z niebieskim ogniem, a za nią znajome twarze nauczycieli.
W tłumie siedziała też zakapturzona postać.
— Teraz złóżmy dar wielkiej mocy w nadziei, że odpuści naszą szkołę raz na zawsze. Rytualny nóż! — Głos dobiegał z prawej strony.
Eliza spojrzała jak jej oprawca podchodzi do niej z kamiennym nożem z złotą rękojeścią. Jej oczy zdradzały prośbę o pomoc. Nikt jednak nie reagował. Nikt prócz tajemniczej osoby.
Postać podniosła się nagle i wbiegła prosto w misę przewracając ją i wyciągając różdżkę.
— Co jest?! — Oprawca przerwał rytuał rzucając nóż na ziemię.
— Rozwiąż ją! — Rozkazała postać dziewczęcym głosem- Natychmiast!
— Kim jesteś aby mi rozkazywać?!
— Uczennicą Tego, który zaginął. A Ty jeśli mnie nie posłuchasz będziesz martwy! Nie każ mi tego robić! Nie moim zadaniem jest zmiana historii, ale robię to co muszę! Zło przybędzie tu jutro wieczorem! Do tego czasu opuście szkołę i rozproszcie się po Akiris inaczej zginiecie! Młoda ma rację! Nie powstrzyma tego w tym stanie! Nie zrobi tego sama! Jazda! Nie mam czasu!
Nor Gut rozwiązał nogi i ręce Elizy, która natychmiast wstała i dała mu liścia nie patrząc na gapiów.
— Chodź ze mną- Powiedział dziewczyna do niej kiedy ta spojrzała na nią- Zabiorę Ciebie w lepsze miejsce. A wy nie ważcie się iść za nami! Jeżeli to zrobi któryś z tu zebranych przekona się na własnej skórze, że nie żartuję! — Skierowała się ku innym, a potem wyciągnęła rękę do Elizy.
Eliza patrzyła na dziewczynę w czerwonym kapturze i widziała w niej mieszaną energię. Nie wiedziała czemu. Stała więc i patrzyła na nią jak osłupiała. Nie mogła wybrać.
Z jednaj strony nieprzewidywalni ludzie chcący tylko dobra dla innych, a z drugiej… Mieszanka energii chcąca dobra dla niej i całego świata lecz nieznana i być może bardziej niebezpieczna od tych, którzy zaczęli odprawiać rytuał.
Decyzja. Dziewczyno zdecyduj- Mówił wewnętrzny głos- Teraz możesz zniknąć stąd raz na zawsze, a Arka powiadomisz za dwa dni. Decyzja, decyzja, decyzja…
— Dobra- Powiedziała nieświadomie Eliza i podjęła się krótkiej wypowiedzi- Tak. Idę- Nie patrzyła na innych zebranych i podała nieznajomej dłoń.
— Świetnie- Dodała dziewczyna i zaczęła prowadzić ją w kierunku filaru budynku jakim była biblioteka.
— Czemu tu? — Zdziwiła się Eliza.
— Raz, dwa portal widoczny. Trzy, cztery zabierz nas stąd do mojej posiadłości. Pięć i sześć. Już!
Przed nimi pojawiło się przejście do pokoju z wielkim obrazem.
— Idziesz?
Pytanie Elizy zostało bez odpowiedzi.
Nieznajoma pierwsza przeszła przez portal.
Dziewczynie nie pozostało nic innego jak zrobić to samo.
— Chwila! — Krzyknął Arti podbiegając do Elizy- Zanim znikniesz… Weź mój miecz. Przyda Ci się kiedyś. Zobaczysz.
Chłopak odpiął od pasa miecz schowany w pochwie i podał go dziewczynie.
— Przepraszam za to. Nie miałem wyjścia. Może kiedyś się spotkamy.
Uśmiechnął się, ale Eliza nie odwzajemniła tego i przeszła na drugą stronę.
— Co tak długo? — Spytała dziewczyna ściągając kaptur- Co tam masz?
— To tylko miecz- Oznajmiła Eliza przyglądając się jej.
— Nie patrz się tak. Nie lubię tego.
— Przepraszam- Odwróciła wzrok.
— Nic nie szkodzi. Na ogół nie lubię zmieniać biegu historii, a ten ratunek… No cóż. Musiałam. Gdyby nie ja zło przyszłoby szybciej. I jeszcze jedno. Nie dziękuj. Nienawidzę gdy ktoś jest wdzięczny. Majmi.
Dziewczyna miała złote włosy długie do pasa, niebieskie oczy z których wychodziła młodość i doświadczenie.
— Eliza.
— Urodzona i wychowana u ludzi? — Majmi poprawiła włosy.
— Tak- Przyznała Eliza.
— Widać po imieniu. To takie ludzkie…
— Co?
— Imię. W Akiris imiona są unikalne. Nie ma nazwisk. Są tylko przydomki i imiona. Na przykład mój nauczyciel zrobił dużo dla królestwa i nazwano go Wielkim. Tak… Wielki Mustapha. Szkoda, że go z nami nie ma. Mówisz, że po co przybyłaś do krainy? Nie znam powodów. Nie potrzebuję ich, ale jestem ciekawa.
— …
— Dobrze. Wiem, że masz uratować z kimś świat. Tylko tyle z przepowiedni.
— Przepowiedni?
— Tak. Y… Jednej z historii o której wspominał mi w liście po zniknięciu Wielki. Wiedział wszystko. Znał każdy sekret. Zwłaszcza ten który musisz poznać. Nie dziś. Zaraz pokażę Tobie Twój pokój, ale przed tym powiedz jak nazywa się ten drugi. Wiem, że jest to chłopak. Posiada tajemnicę mojego mistrza. I Ty też kiedyś poznasz.
— Arek.
— To takie… Powiedzmy… Nijakie imię dla bohatera. Twoje też wypadało by zmienić. Co powiesz na… Może… Amara? Lub Drufia? Wiem! Niesamowita Elajza!
— Może zostawisz mnie przy moim imieniu i pokażesz mi pokój? — Zaproponowała Eliza.
— No tak. Jest na piętrze. Pierwsze drzwi od lewej. Widok na jeziorko. Jutro bądź o dziewiątej w kuchni. Znajdziesz ją na parterze.
— Dziękuję.
— Wyrobisz się?
— Tak.
— W takim razie resztę omówimy przy śniadaniu. Dobranoc.
— Wzajemnie.
— Y…
— Pamiętam- Eliza zakończyła rozmowę.
Weszła na piętro chociaż schody prowadziły wyżej.
W pokoju stały tylko dwa meble i jedna lampa obok łózka. Naprzeciw niego mieściła się komoda. Reszta pomieszczenia była pusta. Okno jak mówiła Majmi wychodziło na jeziorko.
Eliza położyła się i po chwili zasnęła twardym snem.
Rozdział 8
1
Dziewczyna znajdowała się w szkole do której uczęszczała za czasów podstawówki.
Wszystko wyglądało identycznie.
Drzwi od sal stały otwarte, zielone ściany zdawały się rozumieć każde położenie i ruch ucznia. Lampy żarowe biły swoim przygasłym światłem.
Eliza stała przy stacji radiowej do której wejście mieli tylko najstarsi uczniowie, czyli osoby, które operowały całą machiną muzyczną.
Zwykle tą bardzo ważną rolę dawano trzem osobom z ostatniej klasy.
Na przerwach panowała miła atmosfera przy muzyce klasycznej lub bluesie. Teraz jednak panowała grobowa cisza.
Dziewczyna poszła wolno w kierunku pokoju nauczycielskiego, ale w pewnej sekundzie zauważyła jak korytarz wydłuża się. Przystanęła. Z oddali zobaczyła postać kobiety, która równym krokiem podchodziła coraz bliżej.
— Elizo!… Elizo kochanie!… — Postać starała się przekrzyczeć ciszę.
— Mama? — Zdziwiona Eliza podeszła bliżej.
Kobieta przystanęła.
— Czas na naukę, której ja Tobie nie zagwarantuję, ale musisz poznać sekret do końca. Uważaj na siebie! Nie przyjmuj daru! Zabierz tylko talizman! Dar przyciągnie niebezpieczne sytuacje! Jeżeli go przyjmiesz to klątwa przeniesie się na Ciebie!
Kobieta zniknęła waz z obrazem. Zapadła chwilowa ciemność.
2
Eliza obudziła się ze słowami na ustach:
— Mama? Mamo! Nie odchodź!
Niestety sen powoli się zacierał.
Dziewczyna podeszła do okna i zastała tam wschodzące słońce- Nie poddam się- Pomyślała i w tym samym czasie ujrzała obraz tajemniczych drzwi.
Do pokoju zapukała Majmi.
— Wejdź- Rzekła spokojnie w zamyśleniu Eliza.
— Co chcesz zjeść? — Zapytała w progu Majmi- Jesteś moim gościem i chcę zadbać o to co jestem w stanie.
— Wędzoną pierś z indyka, ale sama sobie przygotuję. Wiem jak.
— W takim razie zapraszam do kuchni- Majmi uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.
Eliza została sama. Do jej głowy przyszedł pomysł aby przypiąć miecz po wstępnych oględzinach.
Wyjęła go z pochwy.
Rękojeść drewniana zdobiona czarnymi egipskimi znakami zakończona od jednej strony kamieniem szlachetnym podobnym do nieoszlifowanego rubinu, a z drugiej srebrnym błyszczącym i ostrym ostrzem, które mieniło się złotem w blasku pierwszych promieni słońca.
Schowała go i odłożyła na łóżko. Zajęła się rzeczą bardziej estetyczną. Wyobraziła sobie ubiór prawdziwej poszukiwaczki przygód, który widziała kiedyś w gazecie.
I na posłaniu pojawiły się ciemne kowbojskie spodnie z paskiem ze skóry krokodyla, biała bluza z długim rękawem zakończona falbankami, kamizelka z krowiej skóry na guziki oraz kapelusz taki jak nosili na dzikim zachodzie z pawim piórem. Przed łóżkiem stały wysokie ciężkie buty ze skóry konia.
Ubrała się, a wcześniejsze ciuchy schowała do komody.
Teraz dopiero założyła miecz i wyszła z pokoju.
Schodząc do kuchni myślała tylko o Arku.
— Widzę, że ciuchy są unikalne- Pochwaliła Majmi- To dobrze świadczy o człowieku, a jeszcze bardziej o kimś wielkim. Chcesz zjeść?
— Masz talizman-Eliza nie wahała się przy tych słowach.
— Tak. Mam go. Skąd wiesz? — Zdziwiła się Majmi.
— Ufam snom. Nic innego nie przyjmę. Talizman bez darów.
— Konkrety… Widzę, że nie przebierasz w zachciankach. Nie mogę Ciebie nauczyć tego co potrafię, bo sama będziesz o tym wiedzieć w swoim czasie. Zjesz?
— Odpuszczę. Nie jadłam prawie dobę, ale wytrzymam.
— Jak chcesz- Majmi spochmurniała- Talizman to naszyjnik wieczności. Leży w skrzyni. Ta zaś zakopana jest w lesie za domem przy wodzie. Znajdziesz też księgę zaklęć mistrza z jego różdżką.
— To jest ta cała darowizna?
— Przedmioty są zaklęte. Nie wiem, czy mają dobrą moc. Talizman jest na pewno szczęśliwy, a reszta?… Trudno powiedzieć. Nie korzystałam i nie mam pojęcia.
— To idę. Masz jakąś mapę? — Dopytała Eliza.
— Nie. Idź w lewo. Kamień z ALFĄ to miejsce skrzyni.
— Dziękuję- Odwróciła się.
— I nie zapomnij łopaty. Leży w piwnicy przy drzwiach zamkniętych na zaklęcie.
— Coś jeszcze?
— Powodzenia.
— Aha- burknęła pod nosem dziewczyna i wyszła z kuchni.
Zaczęły się poszukiwania schodów do piwnicy. Szybko okazało się, że mieszczą się naprzeciw głównego wejścia.
Eliza otworzyła drzwi i zapaliła małe światełko. Zrobiło się jaśniej i trochę przyjemniej.
Teraz zeszła w dół i zobaczyła na wprost zamknięte drzwi, a przy nich złotą łopatę. Podeszła bliżej i biorąc ją przypatrzyła się przejściu. Drzwi mieniły się w różnych odcieniach fioletu i różu.
Odeszła czym prędzej w chwili zobaczenia szkieletu w ciemnościach. Zamknęła piwnicę.
Według rad poszła w lewą stronę domu brzegiem wody. Kawałek dalej od budynku natrafiła na kamień ze znakiem Gamma.
Chyba dobrze poszłam- Pomyślała i weszła do lasku. Idąc dalej zobaczyła tabliczkę z napisem: Tu nic nie ma.
Upewniło ją to, że idzie w dobrym kierunku. Kolejnym znakiem było przyczepione ostrzeżenie, że zbliża się do bagien. I wtedy wyszła na mokradła. Jej noga natrafiła na grząski grunt i mało brakowało aby but został na miejscu.
— Tu nie znajdę ALFY- powiedziała sama do siebie cicho z wyrzutem błędów- Nie tędy droga.
Wyjęła nogę z bagna i zawróciła. Czas do domku pokonała szybciej znając drogę.
Tym razem udała się brzegiem na drugą stronę domu i po krótkiej podróży dotarła do tabliczki głoszącej: Kamień ALFA w głąb lasu przy wielkiej sekwoi liczącej ponad trzy i pół tysiąca lat.
Weszła w las.
Idąc czuła ciszę miejsca. Była tak nieznośna, że odgłosy kroków wyczuwało się z ponad trzystu metrów.
Oddech miarowy i spokojny (na pozór) krył niepokój, który Eliza żywiła do Arka.
Ptaki śpiewały skrzeczącą melodię przerywając kroki. Z każdym kolejnym dziewczyna czuła się mniej pewnie i stawała się bardziej spostrzegawcza i wyczulona na wszystko wokół. Rozpraszał ją nawet szelest resztek liści opadających na ziemię z pomocą lekkiego mruczącego zimowego wiatru, a każdy własny ruch budził strach. Lęk, że ktoś idzie jej śladami.
Tracąc resztki oporu przed tajemnicą lasu Elizę ucieszyło samo zobaczenie kamienia porośniętego mchem. Podeszła bliżej i wyrwała porosty z płaskiej strony głazu.
Na jej nieszczęście nie była to jeszcze ta skała. Pisała jednak zagadkę, którą dziewczyna przeczytała na głos:
— Tam gdzie leżą moczary znajduje się stary krzyż. Kto to go odnajdzie i przeczyta dalszą instrukcję otrzyma mapę do…
Tu tekst urywał się i zaczynały zadrapania na tyle duże, że nie możne było czytać dalej.
Eliza patrzyła przez kilka minut na kamień, a kiedy odwróciła się do dalszej drogi wypatrzyła kawałek pustego pola z grubym starym pniem- Sekwoja- Pomyślała i zanim ruszyła wypowiedziała bez świadomości:
— ALFA.
Nie minęło pięć minut i znalazła się na polanie.
Pień był naprawdę gruby. Gdyby wyliczyć jego średnicę miałaby ona osiemdziesiąt siedem metrów. Kora nosiła ślady zarosłych dawno zadrapań, przypaleń i wyschniętej krwi.