Wstęp
Chcę, by moja miłość była ognista
paląca najtwardsze uprzedzenia
największą obojętność
najwytrawniejszy sceptycyzm
tak normalna w swym szaleństwie
Chwycę cię dziewczyno i przytulę
nie rozbiorę z ciebie nawet koszulki z ramienia
na przekór tym, co ściągnęliby wszystko
popatrzę tylko w oczy i pocałuję w czoło
Fragment mojego wiersza pt. Ludzki człowiek
Uwaga! Książka zawiera sceny bardzo kontrowersyjne. Powinny ją czytać wyłącznie dojrzałe osoby dorosłe. Autor prosi o wybaczenie, ale jest świadom, że jego postać musiała zejść w samą otchłań zła. Był to warunek sine qua non.
Dedykuję Bogu, ludziom i sobie
Personifikacja
To był zimny maj. Temperatura nocą spadała do bardzo niskich temperatur, ale nie zamykałem okna z powodu silnej alergii na roztocza. Długo zajmowało mi rozgrzanie zmarzniętych stóp, a krótkie spodenki, których nie chciało mi się zmienić na dłuższe, wcale nie pomagały. Długo wierciłem się, aby przykryć swoją kołdrą wszystkie odsłonięte części mojego ciała. W końcu udało mi się dojść do konsensusu i znaleźć w miarę wygodną pozycję, w której moje nogi były szczelnie przysłonięte. Otwarte okno gwarantowało mi hałas przejeżdżających co kilka minut samochodów, ale doświadczenie pokazywało mi, że gdy tylko odprężę się i zasnę wystarczająco szybko po rumorze jadącego zbyt szybko tira, to następnemu nie uda się już mnie obudzić. Dzień przeżyłem w spokoju, a większość czynności, które podczas niego wykonałem, nie było wystarczająco niechlubnych ani nieprzyjemnych, bym miał je roztrząsać w przedsennych myślach. Moja świadomość powoli odchodziła coraz dalej, a ostatnim moim wspomnieniem stało się krótkie spostrzeżenie, że mój żołądek, który zwykle wierci mnie nocą, przypominając, że znów zmarnowałem dzień, wtedy czuł się wystarczająco usatysfakcjonowany.
𝝣 𝝣 𝝣
Cisza i światło. Mój sen rozpoczynał się łagodnie, tak jak źródło wypływające z górskich skał łagodnie inauguruje swój bieg. Na początku nie byłem w stanie rozpoznać żadnych konturów tego fantazyjnego świata, ale z minuty na minutę mój umysł coraz bardziej przyzwyczajał się do wszechobecnego blasku. Poznawałem to po tym, że wyraźniej widziałem sylwetkę osoby, która początkowo znajdowała się jakby na horyzoncie, ale z pewnością stała zaledwie kilka kilkanaście kroków ode mnie. Czułem się, jakbym patrzył przez lornetkę przy złych ustawieniach i dopiero po chwili rozpoczął kręcenie pokrętłem odpowiadającym za ostrość. W ten sposób bezkształtna masa cały czas zwiększając swoją objętość, stała się najpierw osobą, później mężczyzną, a następnie starcem. Przestraszyłem się. Równie dobrze mógł to być sen o mojej śmierci. Kilka razy mi się śniła, a co gorsze, wydarzenie to miało miejsce w podobnej do obecnej scenerii. Sumienie okazywało już gotowość do rzucenia się na mnie i rozszarpania mnie na malutkie strzępy. Boże, ten starzec to święty Piotr — ta diabelska myśl jak błyskawica przeszyła moją głowę. Była jak wredny kozioł, który mąci barankowi jego wodę dla czystej przyjemności. Wiedziałem, że nie mam nic do powiedzenia. Nie mam władzy nad swoim snem. Muszę czekać. Starzec zbliżył się już tymczasem na odległość jednego kroku. Zobaczyłem go teraz w całej krasie. Na sobie miał czerwone odzienie, ni to szatę, ni to pled — z racji swojej grubości. Okrywało całe jego ciało, nawet nogi, wyłączając twarz. Patrzył na mnie wzrokiem, który wydawał się nawet nie smutny, raczej umęczony. A może i smutny? — pomyślałem. Niemniej, sprawiał wrażenie, że jest on mi mimo wszystko życzliwy, choć jego zamiary co do mojej osoby pozostawały na razie w tajemnicy. Cztery wyraźne bruzdy na jego czole, zaniedbana, długo nieprzycinana broda, sterczące aż za uszy niepoukładane włosy — mężczyzna przypominał bardziej starganego trudami podróżnika niż świętego. Pod jego krzaczastymi brwiami mieściły się przenikliwe, niebieskie oczy, którymi wpatrywał się we mnie badawczo. Oględziny mojej osoby chyba go nie zadowoliły, bo zmarszczył twarz nieciekawym grymasem i westchnął, cicho, ale za to przeciągle. Stał tak przede mną przez chwilę, nie zważając na moje rosnące zniecierpliwienie, stworzone z mieszaniny strachu i ciekawości. Wtem podniósł rękę, jakby chciał mnie uderzyć. Serce zaczęło unosić mi się coraz wyżej, z klatki piersiowej do krtani, mimo sztucznie utrzymywanej kamiennej twarzy. Ręka starca poszybowała jednak nie w moim kierunku, ale w stronę jego pleców, na których miał przyczepiony cienkim sznurkiem jakiś przedmiot. Począł go odplątywać jedną ręką, próbując wygiąć się w taki sposób, aby ułatwić sobie pracę. Szarpał się ze sznurkiem tak długo, że aż chciałem zaproponować mu pomoc, ale zanim wykonałem jakikolwiek ruch, z wyrazem ulgi chwycił do ręki sporych rozmiarów klucz. Zerwany sznurek spadł bezszelestnie. Nie powiedziałbym, że na ziemię, bo rzeczywistość stanowiła jedynie biała, chmurzasta powłoka i my. Kolejny raz zadrżałem, bo jak już zaznaczałem, w ten sposób wyobrażałem sobie właśnie niebo. To spostrzeżenie ugięło mi nogi. Ten człowiek z kluczem — to św. Piotr, a ja właśnie umarłem!
— Dwa klucze.
Zamurowało mnie. Odezwał się. Mężczyzna najwyraźniej nie poprzestał na wpatrywaniu się we mnie. Nie podobało mi się to. Mogłem wprawdzie spróbować wykonać paniczne ruchy i krzyczeć w przestrzeń, aby zmusić się do obudzenia, ale bałem się, że ta zagrywka mi się nie uda i się skompromituję.
— Nie jestem świętym Piotrem, on miałby w rękach dwa klucze. Ja mam jeden.
Znów przemówił. A ja nie umarłem. Co ja więc tutaj robię i kim jest ten czytający w mych myślach typ?
— Za chwilę się dowiesz, co tu robisz, Denisie.
Nie przypadła mi do gustu i ta odpowiedź. Mój lęk przerodził się teraz w podenerwowanie. Ten stary mnie zna, wie, kim jestem, wie, co myślę. Myślałem sobie, co może z tego wynikać i co mnie czeka. Dziwnym jednak trafem z sekundy na sekundę coraz mniej się tym przejmowałem. Zdałem sobie sprawę, że tylko on może wprowadzić trochę narracji do mojej sennej wizji.
— Na twych plecach umieszczę ten oto klucz — kontynuował. Ja zaś uświadomiłem sobie, że nie mogę się ruszyć ani na krok. Nie mogłem nawet podnieść głowy, aby spojrzeć mężczyźnie w oczy. Widziałem tylko białą przestrzeń. Czułem też na swych plecach dotyk, słyszałem przesuwany w palcach sznurek, kątem oka dostrzegałem w końcu i starca, sprawnie zawiązującego na mnie samym trzymany przez niego klucz. Miałem ochotę dowiedzieć się, do czego ów klucz ma mi posłużyć.
— Ten klucz to tylko symbol. Już go na sobie nie masz, zniknął. Powiedzmy, że wchłonął się w twoje ciało. Natomiast władza, którą on symbolizuje, jest realna. Została ci udzielona. Od teraz masz kontrolę nad swoim snem. Możesz go do woli kształtować, tak, jak zechcesz. Masz na to siedem godzin i trzydzieści trzy minuty. Możesz być spokojny, nie obudzisz się wcześniej.
— Czy naprawdę mogę wykreować wszystko, co chcę, dosłownie wszystko?
Starzec nie odpowiedział. Po prostu już go nie było.
𝝣 𝝣 𝝣
Pojawiła się na hotelowym łóżku. Nie wiem, czy przyszła do tego hotelu ubrana. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem nawet rzuconych w kąt koronkowych majtek. Siedziała i patrzyła się na mnie. Zupełnie naga. Udało się jej jednak usiąść w takiej pozycji, że zakrywała swoje części intymne rękoma i nogami. Prawą ręką opierała swoją głowę, lewą ręką trzymała za przegub prawą, obie zaś opierały się o podkurczoną pod brodę nogę. Wszystko to stanowiło zasłonę dla jej piersi. Ta sama noga we współpracy z podwiniętą pod pośladki drugą nogą zasłaniała jej pochwę. Całość dopełniały spuszczone nisko włosy, które nie pozwalały mi ujrzeć nawet pępka. Mimo tego nieznajoma robiła na mnie piorunujące wrażenie. Lekki makijaż tylko podkreślał jej kobiecą naturalność. Błękitne oczy spod gładkich rzęs patrzyły się na mnie łagodnie, czekająco. Zgrabny, idealnie kształtny nosek z dwiema doskonale wyprofilowanymi dziureczkami, aż prosił się o adorowanie. Usta, lekko otwarte, odsłaniające dwa bielutkie ząbki, wydawały się stworzone do całowania. Paznokcie, nie szponiaste, średniej wielkości, ale ostre, podkreślały jej potencjał drapieżnika. Smukłe włosy trudno było opisać, ale wiedziałem, że swą miękkością i łagodnością mogły stanowić dla mnie substytut hotelowej pościeli. Jedynie jej stopy psuły boską figurę. Trzy wystające żyłki i pięć widocznych dla mnie zbyt kanciastych palców kontrastowały z całą resztą. Już chciałem odrzucić tę nieperfekcyjną niedoróbkę mojej wyobraźni, ale ostatecznie postanowiłem dać jej szansę. Podszedłem do niej i przekornie pocałowałem jej koślawe paluszki u stóp i idąc wyżej, poobdarzałem muśnięciami mych ust całą stopę, aż do kostki. Podniosłem głowę. Kobieta nie drgnęła. Była jak woskowa figura, choć z pewnością żywa — słyszałem jej powolny oddech. Zaciekawiony tym faktem okrążyłem ją i pocałowałem kilka razy jej gładki jak skorupka od jajka odsłonięty fragment pośladków, zaintrygowany, że nie robi to na dziewczynie żadnego wrażenia. Postanowiłem rozebrać spodnie i poocierać swojego penisa o jej ciało. Ot tak, żeby zrobić coś podniecającego. Zdjąłem spodnie z moim jeszcze nie nabrzmiałym penisem, który w zetknięciu z jej jedwabistymi nogami wyprostował się całkowicie. Powiększyłem go, ale nieznacznie, chcąc zachować naturalność. Smagałem ją swoim prąciem, niczym malarz, tworząc swoim płynem preejakulacyjnym impresjonistyczne plamy. Na dziewczynie nie robiło to żadnego wrażenia. Trwała nieporuszona, zastygła w pięknym akcie. Postanowiłem to zmienić.
— Jak masz na imię? — zapytałem.
— A jak chcesz, żebym miała na imię?
— Julia.
— Jestem Julia.
Rozebrałem bluzę, którą miałem na sobie, zrobiło mi się gorąco. Rozpoczynała się przygoda, która zgodnie z obietnicą starca, miała trwać jeszcze siedem godzin i piętnaście minut. Założyłem spodnie, z trudem mieszcząc tam swojego penisa. Chciałem, żeby ona mi je zdjęła. Gdy pojawiło się w mojej głowie to życzenie, Julia poruszyła się. Rozprostowała swoją nogę, a jej prawa ręka powędrowała w kierunku mojego rozporka. Tym sposobem ujrzałem jej śliczne piersi w całej okazałości. Były średniego rozmiaru, choć i tak wyróżniały się one na tle jej szczupłego ciała. Nie były okrągłe jak piłki, niełatwo mi jest opisać ich kształt jednym słowem. Lewa pierś była nieznacznie większa od swojej sąsiadki. Gdyby podniosła ręce i rozciągnęła się, jej biust nabrałby kształt półkuli, jednak obecna postać różniła się od jakiejkolwiek znanej mi formy. Kilka centymetrów poniżej jej dokładnie ogolonej pachy rozpoczynało się stopniowe wzniesienie, które w pewnym momencie zmieniło się w dość pokaźne wybrzuszenie, przypominające balonik napełniony wodą. Porównanie to jest dobre, uwzględnia nawet foremną sutkową brodawkę wyglądającą jak wentyl. Piersi znajdowały się na tej samej wysokości, ale — pewnie z powodu ich rozmiaru — odchylały się na zewnątrz, co sprawiało, że w połączeniu z mostkiem tworzyły malutki trójkącik. Stałem przed łóżkiem, na którym kucała Julia. Kiedy przysunęła się do moich spodni, widziałem jedynie jej falujące nieznacznie cycuszki. Pochwa była zasłonięta przez pościel i opadające na jej krocze włosy. Powoli rozpięła mi zamek, pomagając sobie drugą ręką. Mój penis był tak nabrzmiały, że prawie wyskakiwał mi z bokserek. Musiała bardzo je naciągnąć, bałem się, że wysmykną się jej z rąk i uderzą jak sprężyna w moje prącie. Udało się jej jednak mnie nie skrzywdzić. Bokserki zatrzymały mi się na jądrach, Julia jeszcze raz je chwyciła i zsunęła w dół, na wysokość kolan. Od razu otworzyła usta i gwałtownie wsunęła sobie do nich mój gorący członek. Podniosła oczy do góry, patrząc na moją reakcję. Zadowolona, przycisnęła język i usta mocniej, i powoli jeździła nimi w górę i w dół. Następnie powoli wyciągnęła penisa ze swojej buzi, śliniąc się specjalnie, aby nawilżyć główkę. Część została w okolicy jej warg, zmieszana z preejakulatem. Oblizała tę mieszankę lubieżnie i dziko, niczym kot, po czym zajęła się przesuwaniem koniuszka języka po moim żołędziu. Jestem częściowo obrzezany, dlatego jest on od razu widoczny bez konieczności zsuwania napletka. Dlatego postanowiłem, aby pojawił się u mnie na krótki moment brakujący fragment napletka, po to, abym mógł zobaczyć, jak Julia ściąga go powoli i filuternie, oblizując odsłonięty żołądź. Wiedziałem, że za malutki moment dojdę, a że nie mogłem się zdecydować, w jaki sposób zakończyć, postanowiłem dojść dwa razy. Za pierwszym razem wystrzeliłem Julii spermą prostu w usta. Płynu było wystarczająco dużo, aby nadmiar wypływał z jej kącików, ale nie aż tyle, by zaistniało ryzyko zakrztuszenia. Uśmiechnęła się rozkosznie i głośno przełknęła nasienie, wylizując dokładnie całego mojego penisa, od trzon aż po cewkę, aby nie uronić ani kropli. Następnie powróciłem do momentu, w którym właśnie dochodziłem, aby alternatywnie zakończyć sposób mojego wytrysku. Chwilę poruszałem prąciem w ustach Julii, chcąc zwiększyć doznanie, a potem wyjąłem go z jej buzi, chwyciłem do ręki i odpowiednio stymulując, zrosiłem obficie jej twarz. Sperma zalała ją tak mocno, że musiała aż zamknąć oczy. Płyn szybko sączył się w dół, spływając do rowka pomiędzy piersiami. Julia chwilę po wytrysku chwyciła moje przyrodzenie i gwałtownie je masowała. Mój okres refrakcji nigdy nie trwał tak krótko. Po trzydziestu sekundach masażu byłem już w pełnym wzwodzie. Chwyciła w garść penisa i trzymając go kurczowo, zaczęła kierować się w stronę hotelowej łazienki. Prowadziła mnie jak psa na smyczy, z tym, że w tym przypadku smyczą był mój czerwony z podniecenia płciowy narząd. Obróciła się tak, że widziałem jedynie jej smukłe pośladki. Julia otworzyła kabinę i weszła tam ze mną, cały czas trzymając mnie za penisa. Ściągnąłem z siebie wszystko, co miałem na sobie, jak najszybciej mogłem, tak mocno byłem rozpalony. Napięcie w kroczu było bardzo duże i miałem świadomość, że już długo nie wytrzymam. Wiedziała to i Julia. Ukucnęła szybko, tak, że nie byłem w stanie nawet zorientować się, czy jej pochwa jest ogolona, czy też nie. Zaczęła mnie onanizować. Zrobiła to tak szybko, że zanim się spostrzegłem, już tryskałem nasieniem po całym prysznicu. Orgazm był tak silny, że aż zachwiałem się na nogach, opierając o nią swoje ciało. Zaśmiała się cicho, patrząc na mnie łobuzerskim wzrokiem. Wyjęła, nie wiem nawet skąd, płyn do kąpieli i zaczęła go wcierać obficie w swoje ciało. Po kilku chwilach była już całkiem namydlona. Cały czas stała do mnie tyłem. Ona bawi się ze mną — pomyślałem — celowo zasłaniając swoją muszelkę. Tym bardziej muszę ją zobaczyć — postanowiłem. Tymczasem Julia wzięła już do ręki słuchawkę i włączyła wodę. Zapiszczała cichutko, gdy pierwsze, nienagrzane jeszcze strugi wody oblały jej stopy.
— Czy masz jakąś gąbkę — zapytałem?
— Mam twoje dłonie — odpowiedziała niewinnie, jakby to była oczywista odpowiedź. Nie musiała dwa razy powtarzać. Najpierw ścisnąłem od tyłu jej piersi, ugniatając je w rękach, z wyczuciem, acz mocno. Zebrałem z jej ciała pianę, nałożyłem sobie na ręce i wmasowywałem ją w jej krągłe bułeczki. Robiłem to zamaszyście, przyciskając swoje ciało do jej pośladków. Mogłem to czynić bez problemów, ponieważ mój penis jeszcze się nie obudził po ostatnim szczytowaniu. Masowałem jej biust tak długo, aż z ust Julii wydobyło się ciche westchnienie. Wyczułem, że jej brodawki stają się twarde i że jest jej przyjemnie. Kiedy zasmakowałem już w dotykaniu jej piersi, schyliłem się lekko, pomijając celowo cały obszar pleców i wysunąłem rękę w kierunku jej krocza. Przemknęło mi przez myśl, że skoro tak skutecznie zasłania przed moim wzrokiem swoją pochwę, to niech przynajmniej spenetruje ją moja dłoń. Łapczywie włożyłem dwa palce w środek jej dziurki. Jęknęła, a jej ciało przeszył dreszcz. Bynajmniej nieprzyjemny. Nie byłem w stanie wepchnąć palców dalej, z racji tego, że stałem za jej plecami i musiałem wyginać rękę. Buszowałem zachłannie po jej skarbie, gładząc jej łechtaczkę i wargi sromowe. Jej cipka przypominała przekrojoną na pół brzoskwinię, z której nieśmiało, prawie nieznacznie wysuwały się wargi sromowe. Ciało nasuwało mi sporo owocowych skojarzeń. Jej piersi niczym grejpfrut, pośladki jak kokosy i brzoskwiniowa wagina jak wisienka na torcie. Jedna połówka tej brzoskwini odrobinę wystawała ponad drugą. Ku mojej uciesze poza malutkim zarostem na wzgórku łonowym, nie wyczułem żadnych włosów. Za pomocą dostępnych pod ręką olejków i szamponów pielęgnowałem każdy fragment ciała Julii, zatrzymując się przede wszystkim na pochwie. Unikałem tylko zmoczenia włosów, nie chciałem niszczyć jej pięknej fryzury. Gdy wypieściłem ją wszędzie, gdzie tylko mogłem, oznajmiłem jej, że musi mnie teraz zapoznać ze swoją przyjaciółką. Spojrzała ponętnie w dół, i cały czas będąc obrócona, pośliniła swoje trzy palce i wsadziła sobie do pochwy. Po chwili wyjęła je i włożyła mi do buzi. Oblizałem, na co Julia zareagowała słodkim uśmiechem. Następnie przysunęła swoje krocze do moich genitaliów i zaczęła mnie namiętnie całować. Przylgnęła do mnie mocno, byliśmy złączeni jakby w jedno ciało. Nagle zrobiło się trochę duszno, bo kabina była mała, a gorąca woda leciała już przez dłuższy czas. W dodatku podniecenie i język Julii w moich ustach zwiększały znacząco temperaturę mego ciała, a mój oddech stawał się płytszy. Mimo braku miejsca udało mi się chwycić Julię i wynieść ją mokrą do sypialni. Woda ściekała po podłodze, ale wiedziałem, że w tak ciepły dzień wszystko za chwilę wyschnie. Położyłem ją nagą na łóżku i wyjąłem z szuflady komody gruby sznur. Nie miał mi on służyć do jakiś brutalnych zabaw, nie chciałem aby Julia czuła przeze mnie jakikolwiek ból. Postanowiłem ją po prostu skrępować, aby nacieszyć się faktem, że mam nad nią pełną kontrolę. Wyglądała tak, jakby na to czekała. Rozłożyła się na plecach, odsłaniając w końcu swoją przepyszną cipkę, Rozchyliłem jej nogi i ręce, tak, że jej ciało ułożyło się w literę „X”. Przywiązałem ją delikatnie do tralek przy łóżku, po to, aby zakres jej ruchu był mocno ograniczony. Leżała teraz przede mną, naga, bezbronna, całkowicie odsłonięta. Spojrzałem na jej pochwę. Przez moje pieszczoty i podniecenie była mocno czerwona, szczególnie po lewej i po prawej stronie. Wyglądała trochę jak małża, a jej perłę stanowiła mała dziurka.
— Bądź spokojny, kotku, ona rozszerzy się gdy włożysz do niej swojego ptaszka.