E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
13.93
Perfect — Bracia Smith’s #1

Bezpłatny fragment - Perfect — Bracia Smith’s #1


Objętość:
65 str.
ISBN:
978-83-8369-494-8
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 13.93

Pobierz bezpłatnie

Rozdział pierwszy

Obudził mnie hałas ludzi i samochodów przemierzających Nowy Jork. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się z jękiem. Nieważne ile będę spać, i tak się nie wyśpię, bo mam pracę na dziewiątą. Mlasnęłam z niesmakiem na samą myśl o nadchodzacych kolejnych paru godzinach w ponurym biurowcu.

No cóż, ale trzeba.

Wstałam i ruszyłam w stronę kuchni. Mieszkałam w wynajętej kawalerce, ale nie potrzebowałam większego mieszkania. Twierdziłam, że wystarczy mi to co mam. Zaparzyłam sobie herbatę i zrobiłam kanapki na drogę. Nie zdążyłabym zjeść ich na miejscu, co trochę mnie zasmuciło. Chciałabym mieć trochę więcej czasu dla siebie, żeby chociaż móc zjeść kanapkę we własnej kuchni. Spakowałam termos z herbatą, kanapki i książkę to dużej, czarnej torby i wybiegłam z mieszkania. Ruszyłam w stronę przystanku autobusowego, który przynajmniej miałam blisko. Wsiadłam w linię A i zajęłam miejsce siedzące. Wyjęłam z torby Mistrza i Małgorzatę i zaczęłam czytać.

Nie zdążyłam przeczytać nawet zdania, a mój telefon już zaczął wibrować. Wzięłam urządzenie do ręki. Dzwoniła Maya, przyjaciółka z pracy. Ledwo odebrałam połączenie, a już usłyszałam podekscytowany głos Mayi.

— Jedziesz już? Cholera, tak się cieszę że to już dziś! — krzyczała Maya. Przewróciłam oczami. — Co na siebie włożysz? Ja chyba te cekiny, wiesz te, co od Boba dostałam. Myślę że będę się dobrze prezentować w tłumie, a przecież to się liczy. No i oczywiście te szpilki od…

— Maya — przerwałam jej — pogadamy w pracy. Jestem w autobusie, słychać cię wszędzie!

— Och, no wybacz, ale będzie tak super! — piszczała

— Do zobaczenia Maya! — powiedziałam, i zanim zdążyła odpowiedzieć rozłączyłam się.

Odetchnęłam. Maya od trzech tygodni ekscytowała się dzisiejszą imprezą w największym klubie nocnym w mieście. Co prawda nie przepadałam za tego typu imprezami, za tłumem i hałasem, ale zgodziłam się tylko dla Mayi. Wiedziałam, jakie to dla niej ważne. Wyjęłam kanapkę i wgryzłam się w moje śniadanie. Popiłam je lekko zimną już herbatą, gdy autobus podjechał pod Jeremy’s Enterprises. Wysiadłam z autobusu i ruszyłam do wejścia wieżowca. Pracowałam z Mayą jako sekretarka w hallu głównym, gdzie przyjmowano klientów z propozycją współpracy, zażalenia i listy. Przyłożyłam kartę pracowniczą do skanera, a drzwi otworzyły się. Podeszłam do wieszaków, gdzie odłożyłam swoją kurtkę, szalik i czapkę. Torebkę zostawiłam ze sobą, bo zawszę wolę mieć ją ze sobą. Taki mam zwyczaj. Podeszłam do biurka i zajęłam miejsce na krześle. Po chwili podbiegła do mnie Maya, więc gwałtownie wstałam. No to sobie posiedziałam.

Hej! — pisnęła i przytuliła mnie.

Z lekkim uśmiechem odwzajemniłam uścisk.

— O mój boże, nie mogę uwierzyć, że…

— Maya — wtrąciłam się z irytacją — rozumiem, że jesteś podekscytowana, ale proszę nie przeszkadzaj mi w pracy.

— Okej, okej — mruknęła — Nudziara…

— Zabieraj się — odpowiedziałam, na co zareagowała śmiechem.

Usiadłyśmy przy biurkach. Odpaliłam komputer i zalogowałam się na pocztę. Od razu zalały mnie maile, Mayę chyba też, bo jej uśmiech jakby zbladł. Zachichotałam cicho na jej reakcję.

Po paru godzinach odpisywania na maile, rozmawiając przez telefon i obsługując klientów nasza praca w końcu się skończyła. Wyszliśmy z Mayą na przystanek i usiadłyśmy na ławce.

— Wracając do naszej rozmowy — zaczęła, a ja jęknęłam cicho

Zachichotała.

— Droga Jessico Ivans, co zamierzasz na siebie włożyć?

Skarciłam ją wzrokiem.

— Dobrze wiesz, że nie lubię jak się mówi na mnie pełnym imieniem. — powiedziałam surowym tonem, na co Maya odpowiedziała śmiechem — To tak jakbym mówiła na ciebie Maya Williams.

— Mi to nie przeszkadza — opowiedziała

— Zobaczymy — odparłam, gdy przyjechał nasz autobus

Wsiedliśmy do pojazdu i od razu rzuciłyśmy się na siedzenia. Złapaliśmy te z przodu, blisko okna i naprzeciwko siebie. Nasze ulubione miejsca w całym autobusie. Maya wyjęła duża, czarną torbę i spojrzała na nią z podekscytowaniem.

— Nie mogę się doczekać aż w końcu pokażę ci jaki autfit przygotowałam.

— Ja również — uśmiechnęłam się

— Naprawdę się nie cieszysz? — zapytała i zrobiła wielkie oczy

— Cieszę się, że będziemy tam razem — odparłam

— To nie jest odpowiedź na moje pytanie — zauważyła z przekąsem

— Tak, cieszę się Mayu — odpowiedziałam, na co Maya wyraźnie się rozczuliła

— Kocham Cię, Jess — szepnęła i przytuliła się do mnie

— Ja też Cię kocham — szepnęłam

Maya rozluźniła uścisk.

— Nie dokończyłyśmy rozmowy — przypomniała, a ja uszczypnęłam ją w policzek

— Dokończymy ten temat w domu. — powiedziałam -Tam się z tobą pomęczę — dodałam cicho

— Proszę? — zapytała

— Nasz przystanek — wymigałam się z niezręcznej odpowiedzi. Pełna profeska, jeżeli chodzi o szybkie zmienianie tematu.

— O! Faktycznie. — załapała Maya

Jechała dziś do mnie, aby przygotować się na nadchodzącą imprezę. Wysiadłyśmy z autobusu i ruszyłyśmy do mojego mieszkania. Weszłyśmy do środka. Ja rzuciłam się na kanapę, a Maya otworzyła czarną torbę. Zajrzała do środka i uśmiechnęła szeroko.

— O mój boże, nie mogę się doczekać aż to zobaczysz. Mówię ci, padniesz z wrażenia! — krzyknęła, a ja przewróciłam oczami.

Co jak co, ale miło jest patrzeć na tak szczęśliwego człowieka, a szczególnie gdy się do tego szczęścia przyczyniło. Maja zanurkowała do łazienki, aby się przebrać.

— Nie mogę się doczekać — odpowiedziałam głosem pełnym ironii

— I słusznie — powiedziała Maya i po paru minutach wyszła z toalety.

Niekontrolowanie opadła mi szczęka. Maya wyglądała naprawdę nieziemsko. Ubrana była w długą cekinową sukienkę w turkusowym kolorze, włosy spięła w kok, a usta pomalowała różową szminką. Do tego zrobiła sobie śliczne rzęsy, a na policzki nałożyła cienką warstwę różu.

— No teraz to szkołam — odpowiedziałam, a Maya zachichotała.

— Mówiłam! Ale dla ciebie trzeba coś wybrać — zamyśliła się

— Ja pewnie się tak normalnie ubiorę — wzruszyłam ramionami — Wiesz, że nie lubię wyróżniać się w tłumie.

— Rzecz w tym, że musisz się wyróżniać — powiedziała z śmiertelnie poważną miną

— No to ewentualnie tą szarą koszulkę, a do tego…

— Laska! Co ty pieprzysz! Na takie imprezy zakłada się fikuśne topy…

Skrzywiłam się. Nienawidziłam topów.

— Sukienki, albo zbyt krótkie spódniczki. — dokończyła

Zsymulowałam wymiotowanie. Maya widząc moją reakcję zaśmiała się, ale już po chwili kontynuowała swoją wypowiedź.

— W każdym razie, musisz założyć coś z tych ubrań

— Nie ma opcji — odpowiedziałam twardo

Maya zrobiła smutną minę.

— Prooooszę — jęknęła — Zrób to dla mnie

— To nie będzie dobry pomysł — wstałam.

Nie potrafiłam oprzeć się smutnej Mayi

— Ale robię to tylko dlatego, że to twój dzień — zaakcentowałam ostatnie zdanie.

Moja przyjaciółka pisnęła z podekscytowania.

— Dobra, pokaż mi co ty tam masz w szafie — powiedziała

*

Po długich dwóch godzinach wybierania ubrań dla mnie i kończenia make-up’u w końcu byłyśmy gotowe. Ubrana byłam w cekinową koszulkę i krótką spódniczkę w paski. Wszystko pożyczone od Mayi.

— Wyglądam jak dziwka — jęknęłam patrząc w lustro

— Nie pierdol, wyglądasz świetnie — odpowiedziała Maya przyglądając mi się z uśmiechem

Spojrzałam na nią uważnie.

— Jeden jedyny raz — zaznaczyłam wolno

— Jeden jedyny raz — powtórzyła Maya przewracając oczami

Spojrzałam w lustro ostatni raz i rzekłam:

— Idziemy

Uśmiechnęłam się.

Nie wiedziałam wtedy, jak bardzo ta jedna niewinna impreza zmieni moje życie.


Gdybym miała kiedyś zdefiniować największe szczęście, na pewno na przykład podałabym Mayę na widok wejścia do klubu.

Kolejka na szczęście nie była zbyt duża, więc nie byłam od początku tak bardzo negatywnie nastawiona do tego wieczoru. Po paru minutach udało nam się wejść do środka. Uderzyła we mnie mieszanina zapachów, hałasu i szybko migających świateł. Otoczyły mnie młode dziewczyny w za krotkich spódniczkach i chłopacy z zbyt długimi rękami. Wszyscy darli się, skakali i chlali coraz to większe ilości alkoholu i innych substancji o których nie chciałam mieć pojęcia. Maya zdecydowanie nie czuła tego samego stresu co ja, bo ledwo się obejrzałam a ona już siedziała przy barze. Podbiegłam do niej.

— Kuuurwaa, Jess jest zajebiście! — zawołała do mnie z uśmiechem

— Minęło parę sekund a ty już pijesz? — zapytałam, a kącik moich ust powędrował do góry

Może nie będzie aż tak źle…

— Daj mi się nacieszyć tobą jeszcze na trzeźwo! — krzyknęłam, gdy mają wzięła ze sobą drinka i ruszyła w tłum

— Nie słyszę cię! — odkrzyknęła ze zbiorowiska ludzi, i już po chwili zniknęła mi z oczu

— Jak dziecko — pomyślałam z irytacją i zanurzyłam się w tłum

Z głośników poleciało,,Rodeo” Blanki na co tłum zaczął piszczeć. Zauważyłam, że wszyscy są ubrani tak jak ja, i że prawie każdy jest mniej więcej w moim wieku, czyli dwadzieścia lat. Po chwili ujrzałam Mayę tańczącą z jakimś typem, który z każdym kolejnym wersem przysunął się coraz bliżej mojej przyjaciółki. Zaniepokoiło mnie to, ale Mayi prawdopodobnie nie sprawiało to problemu bo wykrzykiwała kolejne wersy piosenki jakby nigdy nic. Postanowiłam dać jej chwilę dla siebie. Pragnęłam dotrzymać obietnicy, że tej nocy to ona będzie bawić się najlepiej.

Próbowałam wydostać się z tłumu, ale nie było takie proste. Gdy już prawie udało mi się dojść w jakieś cichsze miejsce, nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stał umięśniony mężczyzna i z diabelskim uśmieszkiem wpatrywał się w moją twarz.

— Przepraszam, mógłby Pan mnie puścić? — zapytałam, ale zignorował moją prośbę

Próbowałam się uwolnić od mocnego uścisku, ale moje próby poszły na marne. Z zrezygnowaniem popatrzyłam na mężczyznę a on jedynie poszerzył swój uśmiech.

Otworzyłam usta aby zawołać po pomoc, gdy nagle jego pieść znalazła się na mojej twarzy. Upadłam na podłogę i jęknęłam z bólu. W ustach poczułam metaliczny smak krwi. Złapałam się za obolały policzek i spojrzałam w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się mój napastnik. Teraz już go tam nie było. Obolała wstałam wciąż trzymając się za twarz ruszyłam przed siebie. Łzy skapywały po moich policzkach ciurkiem, przez co ledwo cokolwiek widziałam, ale nie przeszkadzało mi to. Biegłam gdziekolwiek, byleby jak najdalej od tłumu. Zdawało mi się że z dala słyszę śmiech pijanej Mayi. Dotarłam do drzwi, które okazały się być otwarte. Bez zastanowienia weszłam przez nie do otwartej przestrzeni, prawdopodobnie zaplecza. Przy ścianach stały kontenery na śmieci wypełnione pustymi butelkami. Wszędzie było brudno i panował mrok.

— Przyjeb mu raz jeszcze — usłyszałam za sobą

Odwróciłam się. Zobaczyłam trzech mężczyzn. Dwojga z nich ubrani byli w czarne marynarki. Jeden miał krótko obcięte włosy i krótką grzywkę, drugi blond dredy. Trzeci miał na sobie granatową koszulę, był łysy i miał dość mocno posiniaczoną twarz. Ten z dredami przyciskał biednego łysego do ściany i okładał pięścią. Trzeci jednak stał i przyglądał się całej sytuacji. Chciałam zawołać po pomoc lub policję, ale byłam zbyt przerażona by cokolwiek wydostało się z mojego gardła. Gdy w końcu z ust ofiary dwóch napastników pociekła krew, mężczyzna z grzywką warknął niskim głosem do łysego:

— Szkoda, że nie przeżyjesz by powiedzieć swojemu szefuniowi, że nie tolerujemy szpiegostwa — powiedział i wbił mu nóż w klatkę piersiową.

Wrzasnęłam głucho gdy z piersi mężczyzny poleciała krew. Zaczęło kręcić mi się w głowie, wszystko wydawało mi się szare i rozmazane. Ostatnie co zobaczyłam to opadającego na ziemie łysego i podchodzących do mnie mężczyzn w granatowych marynarkach.

Potem zalała mnie całkowita ciemność.

Rozdział drugi

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Spróbowałam wstać, ale szybko opadła z powrotem na łóżko.

— Gdzie ja jestem? — pomyślałam

Okryta byłam mięciutką kołdrą, sama zaś leżałam na wygodnym materacu w najzwyklej wyglądającym pokoju.

— Michael, obudziła się — usłyszałam

Spojrzałam w stronę, z której usłyszałam głos. Ujrzałam jednego z napastników widzianych wczoraj w klubie. Nie no, to są chyba jakieś jaja. Ledwo przeraziłam się na widok tego z dredami, ujrzałam owego Michaela, czyli po mojemu: drugiego z napastników wczorajszej nocy przyglądającemu mi się z zainteresowaniem. Pisnęłam cicho i zachciałam zapaść się pod ziemię.

— Spokojnie mała, nic ci nie zrobimy — powiedział Michael

— Nie wierzę wam! — pisnęłam, czego bardzo pożałowałam, bo już po chwili zalały mnie mdłości — Jesteście mordercami, wypuście mnie stąd!

— Nie po tym, co wczoraj z jakiegoś powodu zobaczyłaś — powiedział drugi mężczyzna

— Zamknij się, Josh — warknął Michael

A więc miał na imię Josh.

— Co ja tu robię? — zapytałam zaspana

Ledwo dochodziło do mnie, co tu właściwie się dzieję.

— Zemdlałaś na zapleczu Conceit, po czym zarzygałaś nam cały samochód — powiedział Josh, skrzywiając się na samą myśl

Michael skarcił go wzrokiem, a ja zarumieniłam się myśląc o tym co tam się wydarzyło. Absolutnie nie pamiętałam tej sytuacji, ale musiało wyglądać to naprawdę obrzydliwie.

— Samochodem się nie przejmuj, powiedz mi jednak co robiłaś na zapleczu klubu. — powiedział Michael spokojnym głosem

— Sama nie wiem, po prostu… — zająkałam się — jakoś tak wyszło, przysięgam że…

— Kto ci to zrobił? — warknął Michael

Wzdrygnęłam się słysząc jego głos. Dopiero po chwili zrozumiałam, że chodzi mu o zapewne ogromnego siniaka na moim policzku.

— To nic — zachichotałam nerwowo

— Powiedz, kto ci to zrobił — powtórzył Josh

— Jakiś chłopak z klubu — spuściłam głowę

— Opisz mi go — Michael podał mi kartkę

Jako tako, opisałam obrzydliwego mężczyznę na kartce i oddałam ją Michaelowi.

— Dziękuję, Jessico — odpowiedział spokojnie Michael i wraz z Joshem ruszyli do drzwi

— Chwila! — przerwałam

Odwrócili się i spojrzeli na mnie pytająco.

— Skąd wiecie jak mam na imię? — zapytałam — I gdzie jest mój telefon?

— Wiemy wiele rzeczy — odpowiedział Michael i wyszedł z pokoju

Josh spojrzał na mnie ze współczuciem.

— Wiem, że może być Ci ciężko to zrozumieć, ale uwierz mi proszę że nigdy nie zrobimy Ci krzywdy — powiedział

Spojrzałam na niego z załzawionymi oczami. Nie wiedziałam nawet kiedy zaczęłam płakać.

— Telefonu nie możemy Ci oddać, ale uwierz nam, że robimy to po to żeby ci pomóc — dodał

— Dlaczego? — zapytałam

— Kiedyś zrozumiesz — powiedział — i nie nazywaj proszę mnie i mojego brata mordercami, bo zabijamy jedynie w ostateczności

— Jesteście braćmi? — zapytałam zaskoczona

— No tak — odpowiedział zmieszany Josh — Michael Smith i Josh Smith

Leżałam osłupiała próbując przetrawić tą informację.

— Gdybyś czegoś potrzebowała, wołaj, a łazienkę masz obok — powiedział i wyszedł z pomieszczenia.

Coś czułam, że trochę tutaj posiedzę.

I z tą myślą smacznie zasnęłam

Rozdział trzeci

Obudziłam się i od razu poczułam się lepiej. Zegarek na szafce nocnej wskazywał godzinę siódmą wieczorem. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę wspomnianej przez Josha łazienki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Z uśmiechem zauważyłam dużą wannę na samym końcu toalety. Podeszłam do umywalki, i ze zdziwieniem zobaczyłam nową, czystą szczoteczkę do zębów i pastę oraz małe, czerwone mydełko. Umyłam zęby i przeczesałam dłońmi włosy. Spojrzałam na obszerne lustro wiszące nad umywalką. Jak na ponad ponad dobę bez pielęgnacji, wyglądałam całkiem dobrze.

Nagle przypomniałam sobie o ważnej rzeczy. Nie miałam przecież żadnych ubrań na zmianę. Nadal nosiłam obrzydliwe cekinowe ubrania.

Właśnie. Maya. Co z Mayą?

Uznałam że dwa pytania to wystarczający powód aby wyjść z mojego pokoju.

Z zaciśniętym gardłem podeszłam do drzwi. Z ulgą stwierdziłam że nie są zamknięte. Otworzyłam cicho drzwi i wyjrzałam na korytarz. Poczułam się jak w jakimś pałacu. Cały dom urządzony był w pięknym gotyckim stylu, idealnie czysty i z ogromnym żyrandolem zwisającym nad salonem. Osłupiała przechodziłam przez środek salonu rozglądając się na wszystkie strony.

— Cholera, oni muszą być naprawdę bogaci — pomyślałam z uznaniem

Nagle poczułam na twarzy twardy tors mężczyzny. Przestraszona odskoczyłam. Okazało się że wpadłam na Josha, który teraz stał i ze śmiechem wpatrywał się w zdezorientowaną mnie.

— O boże, przepraszam — powiedziałam zażenowana i podniosłam ręce w obronnym geście — Nie zauważyłam Pana, chciałam…

— Przejdźmy na ty, w porządku? — zapytał z uśmiechem

— Dobrze — odpowiedziałam i oblałam się rumieńcem — Chciałam się zapytać, co z Mayą?

— Mayą? — zapytał Josh i zmarszczył brwi

Podrapałam się po głowie.

— Mayę Williams, tak? — usłyszałam za sobą

Ujrzałam Michaela, który w czarnym szlafroku wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi tęczówkami.

— Tak — odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem

— Została bezpiecznie odwieziona do domu przez naszych ludzi — podszedł do mnie

Staliśmy tak blisko siebie, że aż czułam jego oddech na mojej twarzy. Wpatrywał się we mnie, jak w najcenniejszy diament. Uciekałam od jego wzroku, ale on z łatwością go odnajdywał. Odsunęłam się od przerażającego mnie mężczyzny.

— Boisz się mnie, Jessico? — zapytał zdziwiony Michael

— Nie mów tak na mnie — odpowiedziałam ze złością — Nie pełnym imieniem

— A to niby dlaczego? — zapytał, a uśmiech na jego twarzy jedynie się powiększył

— Wolę zdrobnienie, i tyle — wzruszyłam ramionami — Czy to jakiś problem?

— A co jeżeli tak? — odpowiedział

Droczył się ze mną. Pierdolony Michael Smith się ze mną droczył. Przetarłam sobie ręką czoło.

— Boże, nie mogę po prostu iść do domu? — zapytałam

— Nie, nie możesz — odpowiedział twardo i bez zastanowienia Josh

— Dlaczego? — zapytałam

— Bo jesteś nam potrzebna — powiedział Michael

Zamrugałam. Mężczyzna nachylił się do mojego ucha.

— Do paru drobnych rzeczy — dopowiedział szeptem

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 13.93

Pobierz bezpłatnie