Złota łuna przebijała się przez
czarny horyzont, stopniowo wymazując z widnokręgu ciemne, lśniące gwiazdami
niebo. Ciemne kontury wyrzeźbionych nieregularnie skał coraz wyraźniej odcinały
się na tle wschodzącego dnia. Gładka powierzchnia czarnego asfaltu znikała pod
kołami Dodge’a, ustępując miejsca ciemnościom kończącej się nocy. W kabinie,
wypełnionej dźwiękami Pink Floyd, siedział mężczyzna w wieku czterdziestu kilku
lat.