E-book
4.41
drukowana A5
27.09
PATOLOGIE

Bezpłatny fragment - PATOLOGIE


Objętość:
52 str.
ISBN:
978-83-8384-270-7
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 27.09

PATOLOGIE

a gdybyś tak nakarmił mnie i odział

utulił do snu i skrycie odciął głowę

potem napisał wiersz o dekapitacji

to by było coś


a gdybyś tak przewinął cały świat do początku

tam spotkał twórcę wszechrzeczy

co wieczór dla niego się sznytował

to by było coś


a gdybyś tak wyskrobał się przed narodzinami

zadzierzgnął pętlę z pępowiny

wtedy by cię pokochali

i to by było coś


a gdybyś już więcej nic nie powiedział

ominął datę jedenastego lipca

to by było naprawdę coś


11 lipca 2024

ostatecznie może być instant

do Słońca mam stosunek

ambiwalentny

jednak się zapytam

kto wysłucha mojej skargi

na zachmurzenie


gdy już deszcz dopada mój parasol

zastanawiam się

co jeszcze niebo może wymyśleć


czasem halny przesadza

siadam z dezaprobatą

przed ciekłym kryształem

klikam przeładowuję celuję

odświeżanie pamięci

przeliczanie wrogów i ofiar

usuwam część świata

z Ulubionych


gdy już kryształ błyszczy czernią

biorę ją bez zmrużenia

kiedyś zalana wrzątkiem

przesłodzona i gorzka

teraz odpowiednio cicha

typu ‘sam na sam’


znów mogę przeglądać

kandydatów do mojego świata

to tylko teatr płonący

jak ja uwielbiam mordowanie się teatralnym sztyletem

wprawdzie wymierzam swej godności niemało pchnięć

ale pozwala to na przeżycie pomiędzy publiką a kulisami

upokorzony udawanym bólem szukam dla niego poetyki

bezcenny jest płacz kobiet i wyrywkowe sprawdzanie zegarka

przez ich mężów


okoliczność łagodząca samobójstw to gro motywacji

i szybkie ulatnianie się corpusu delicti za scenografią

powód: kurewsko rozwleczona nuda zionąca z kalendarzy

fakt, że wszystko zmierza do nieszczęśliwego końca w akcie

strzelistym


czasem zdarza się, że śmierć szczęśliwie spali na panewce

wtedy złośliwa menda pierwszego rzędu zakrzyknie „pożar”

więc znowu jestem sam ot i ość w gardle staje nad wyraz

kochają cię dopiero wtedy, gdy leżysz jak zdefiniowany trup

na rozdrożu


na walentynki dam ci, kochana, moją sztuczną ściętą głowę

z jowialnym uśmiechem i gromkim zawołaniem „kurtyna”

[za kulisami oliwimy sztylety i pompujemy sztuczne łzy]

Wierszu

życzę ci, żebyś nie był miałki,

amatorski, banalny, bez polotu, bez wyrazu,

bez znaczenia, bezpłciowy, koturnowy, głupi,

bezwartościowy, błahy, byle jaki, cieniuchny,

czczy, dyletancki, dziadowski, grafomański, jarmarczny,

kiczowaty, kiepskawy, kulawy, lichawy, mało istotny,

mało oryginalny, mało ważny, mało wyrazisty,

małowartościowy, marny, mdły, mierny, mizerny,

nędzny, nieatrakcyjny, nieciekawy, nieefektowny,

niegodny uwagi, niemrawy, nieokreślony, nieoryginalny,

nieprzemyślany, niespecjalny, niespójny, nietreściwy,

nieudolny, niewybredny, niewydarzony, niewymyślny,

przaśny,

niewyrazisty, niezajmujący, niezdarny, nijaki,

niskiego lotu, nowicjuszowski, nudny, odpustowy,

ograniczony, płaski, płyciutki, podły, podrzędny, pospolity,

pośledni, prostacki, prozaiczny, prymitywny, przeciętny,

pseudoartystyczny, pusty, ramotowaty, schematyczny,

sloganowy, spospoliciały, spowszedniały, stereotypowy,

szablonowy, szmatławy, szmirowaty, sztampowy, tandetny,

taniutki, trywialny, tuzinkowy, ubogi w treść, wyświechtany,

wytarty, oklepany, zdawkowy;

reszta nie ma najmniejszego znaczenia


[21 marca, Światowy Dzień Poezji]

niech się mury pną

a jeśli Warszawa to tylko sen

ciężki sen po przejedzeniu i opiciu

wokół markety z tabletkami na spanie

takie w noc z piątku na niedzielę


jeśli miasto to mrzonka

wyrosła z wielkiego ugoru wspomnień

tam oset jest gruby i cięty

tam sprytne macki lebiody


a jeśli ten pępek pochodzi od brzucha

wielkiego jak nadęta kopuła czasu

pełen twardości i pokręcenia

pępek głodny i zasznurowany


lecz jeśli Warszawa to sen

znaczy że kobranocka była dobra

stare kołysanki nie giną

wracają pod różnymi postaciami

nawet piosenką dzielnych murarzy

nowy bród

przeczytam ci wiersz

taki zwykły znad rzeki

nieśpiesznie zmywającej wygrane marzenia


opowiem ci wiersz

taki prosty jak z miasta na górce

której stopy rzeka obmywa pacierzami


opowiem ci wiersz

zmyślony przy lampie naftowej

ukradkiem przed wylewną rzeką i mostem


opowiedz mi wiersz

taki inny znad morza które przynosi

żywe bursztyny i martwe trampki

złota godzina

widziałem ołowiane chwile na wschodzie

pomyślałem sobie co tam zdarte cienie

widziałem drzewa zgłębiające mądrość urodzaju


dolinę Sanu jako płuca miast

bo widziałem grozę cząstek elementarnych

łapczywe wdechy sosną wydechy brzozą

widziałem w obiektywie oczarowanie słońcem


teraz czekam na efekt przemiany w złoto

kontemplacja dnia pełzającego za cyferblat

nie wiedziałem że oset może być fotogeniczny


nie wiedziałem że ciemność może błyszczeć

a horyzont parać się alchemią

chybił-trafił

ostatnia z sześciu kul w maszynie lotto

oczekuje na przechwycenie w bębnie losującym

zjawisko wyboru z czterdziestu dziewięciu

działa na mnie całkiem hipnotyzująco

bałem się spojrzeć na wybrane chybił-trafił numery

czekające cierpliwie na kuponie

a co, jeśli wybrane przez automat kule

będą miały liczby takie same jak z tej kartki

wprawdzie prawdopodobieństwo trafienia jest nikłe

przecież rządzi wszystkim kompletnie ślepy los

jeśli wygram miliony z kumulacji

będę musiał w końcu zgłosić się do urzędu

jechać do stolicy, szukać adresu, pytać autochtonów

unikać spojrzeń i domysłów o wygranej

a co, jeśli jakieś męty ze stołecznego półświatka

wypatrzą mnie zmierzającego do biura zwycięzców

nie uniknę śledzenia, Chryste, w końcu śmierci

gdzieś w drodze powrotnej przystanę na orlenie

na odpoczynek z hot-dogiem i tam mnie dopadną

nie daj boże zastosują tortury

wylosowane kule pokazały swoje numery

coś jakby skurcz chwycił za gardło — tam kamień

sięgam po kupon totolotka z bólem głowy

ciekawe, czy czeka mnie nieszczęście

40% afirmacji

czasem lubię wyszumieć się jak lasy

poświęcić się jak cerkiew w Lutowiskach


chrzczę deszczówką święconą dłonie

tuląc borówkowe zbocza i stoję

u stóp grani z pochylonym ostrzem

tak na wszelki wypadek


piję za twoje zdrowie

bo mi więcej nie trzeba

ostatni przegląd prasy

nie ma o czym śpiewać choć są struny głosowe

dlatego piszą bo takie rzeczy muszą wryć się w łeb

podsłuchane przez igłę wbitą wielbłądowi w ucho

enuncjacje przedwyborcze jak pralinki


wstęp do nieśmiertelności to największe marzenie

wiadomo jednak że niebo najlepiej widać z piekła


mój pierwszy kebab nazwałem milczeniem owiec

pomimo otaczającego stada baranów

zatem tkwię uparcie przy schabowym w plenerze

zdegustowany odklejoną panierką i starym purée

a kotlet no cóż uczczę go minutą ciszy


temat dnia to aborcja mózgu

ponoć w Niderlandach najmniej się skrobią

po głowie sumienie wymaga ukrywanej hipokryzji

i tak się też dzieje


w końcu pewna szatynko-blondynka odbudowała

florę bakteryjną pochwy

po przeglądnięciu tysiąca i jednej reklamy


nie ma o czym dumać choć szare komórki

są w permanentnym stanie gotowości bojowej

głowa owinięta gazą a częściej owładnięta ideą

dzisiejszy przegląd prasy wyludnił szpalty

wystrzelał litery rozmył znaczenia zniewolił

czuje się upodlenie

chłopiec karmiący dzikie kaczki

rzeka wlecze się na fali upału

wyciągnięte skrzydła po chleb

chodząc po wodzie

mały bóg rozdaje na prawo i lewo

wśród ptaków poruszenie


kobieta ciągnie chłopca za rękę

mówiąc że dzisiaj wystarczy

słońce jest już ciężarne

dziecko nie wierzy w koniec

ptaki wyglądają na zawiedzione


nie wiadomo po co

mężczyzna grzeje silnik

jego twarz zatopiona w asfalcie

rzeka wlecze się niemiłosiernie

Sen róży letniej

Otworzyła się księga didaskaliów

[z dala słychać wrzawę świata z Areny]


Masz tu omdlałą burgundową różę, Julio

Ze śladami krwi na cierniach

[wyciągnięta dłoń na tle nocnego witraża]


Czy czułeś, jak kwiat stygnie między kartkami nieczytanej

książki?

[Julia układa burgundową różę wśród tekstu]


Śpij kochana i schnij

[wychodzi i nie wraca]

Autodafe

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 27.09