Filozofia
Pasażer
Pasażer na gapę
patrzy przez okno
na te wszystkie rozbiegane oczy
samotne matki
pchają te swoje wózki
dzieci urywają lusterka
samochodom na kredyt
mędrcy skaczą na główkę
system zabija wolność
prawda głęboko pod powiekami
uśmiecha się
i prosi nadzieję do tańca
a słońce czeka
zaraz zacznie się lato
skończy się szkoła
od życia nie ma urlopu
Pasażer na gapę
patrzy przez okno…
4:36
4:36 księżyc odchodzi w samotność
Słońce jeszcze się nie ujawniło
Krety przemykają cichcem
Tylko uważne ucho je wysłyszy
Obrazy utrwalone w podświadomości
rozpoznają rodzącą się przyszłość
Która zazdrości wierzącym
Kochankowie światła jeszcze śpią
Jest niebiesko i zielono
Radio gra rock’n'rolla
Niezapomniane wieczory
Zamykają swoje ulubione knajpy
Trzeźwość nieśpiesznie dopija kawę
Otowo czeka na przyjaciół
A życie budzi się
Malując uśmiechy na twarzach lunatyków
Gdzieś tam materialiści przesłuchują prawdę
Gdzieś tam mistycy wypatrują zapomnianych bogów
Gdzieś tam są perspektywy rozwoju, zarobku
Gdzieś tam miłość zakłada kolejną rodzinę
A ja?
A ja właśnie wstałem
Nie do końca wiem po co
Ufoszek
Niezidentyfikowany obiekt latający
przystanął na chwilę by zastukać w drzewo
Niby jak dzięcioł
lecz to nie on
Zbyt dostojny to gość
w czarnym smokingu
Po coś przyleciał do Otowa?
Szykowny posłańcu aniołów
Czy kiedyś cię jeszcze zobaczę?
Czy ta chwila miała znaczenie dla kosmosu?
Tego się nigdy nie dowiem
Odlatujesz w milczeniu
Niedopowiedziany
by zrobić przyjemność
komuś innemu
Tango
Życie płynie w jelitach
straconego czasu
a Ty wiecznie wracasz
do tych chwil
wiesz jak jest nie wiesz jak będzie
czarny smok pożera swój ogon
i człowieka z liściem na głowie
on posiadł wiedzę
Już przestał dawno się przejmować
i karać się za przeszłość
odpływa powoli
tam gdzie mieszka ona
Mądrość
jego ostatnia kochanka.
Szczepionka
Wzburzone wody oceanu spokojnego
Żanetą wypłukane złe myśli
złe słowa, źli ludzie
Życie to nie Kana Galilejska
nie napiję się z Tobą wódki przyjacielu
nie utopię życia w gorzale
W godzinę największego nieszczęścia
odchodzi Najważniejszy
zostaję sam z lustrem
Tylko kot on wie
jak dziecko we mgle
broczy przez opary ziół
Starożytne modlitwy, nowoczesne metody
nic mi już nie pomoże
mogę się tylko zaszczepić
Ostateczne zadanie
przyjąć szczepionkę na zło
tylko którą?
Stan Faktyczny
Już nie ma dzikich plaż
maskarada znaczeń
jednoznaczna masakra
przebierańcy na ulicach
wstydzą się swoich twarzy
zakazano uśmiechu
zostały tylko oczy
pragnące życia
jak w Bejrucie
przed wybuchem Bomby
Tylko poeci
się jeszcze dziwią
nie ma piwnicy
zostały barany
Nogi
Nogi pod stołem
szukają inspiracji
ręce zajęte papierosem
3 minuty wytchnienia
bezsens egzystencji
że tak powiem zagląda
przez szybę pustych miast
szczęście umknęło gdzieś za rogiem
sami sobie
sami w sobie
na zewnątrz jesień
pożółkłe liście spadają w czas
ptaki wydłubują resztki niebytu
ściółka śpi
Drugie żeglowanie Platona
Pływam w wyobraźni
łódką niebieską
dobijam do brzegu samotności
tam gdzie nikt nic nie rozumie
Latam w oparach poezji
8 metrów kwadratowych
pokoju sumienia
a ja pod sufitem wokół lampy
odtąd dotąd
donikąd
trudne wyrazy
tańczą pod podłogą
Pływam w wyobraźni
niebieską łódką
tylko brzegu nie widać
Bez tytułu
Tak jest z kranu wieczności
leci czas nasz określony
wskazówkami spojrzeń
Tak jest rury czasem przeciekają
hydraulików marzeń aż za wiele
partaczą robotę
gry w klasy
i gacie na gumie
kto nie skacze ten nie rozumie
Yerba mate rozpuszcza toksyny
popiół w płucach nie doskwiera
już tak bardzo
odchodzi tchnienie śmierci
czułe myśli nieśmiertelnych
na chwilę przed zmierzchem
Papieros
Najlepsze co mogę zrobić z życiem
to zapalić papierosa
puścić z dymem przeszłość
puścić bąka
i patrzeć
i słuchać
i czuć
Jak kos o poranku
jak nocna jaskółka
jak dźwięk pustej struny
na wietrze
rozlegam się powoli
rozpościeram ramiona czasu
nie wiem ile mi zostało
ale postaram się.
Życie
Od życia nie ma odpoczynku
uważność mruży oczy
szeroko rozkładają ręce
szukając Jezusa
wyzwolenia od mąk
w obawie przed wieczną winą
piją w Galileji wino
aż po blady świt
Kolejna pełnia księżyca
gdzieś tam rodzi się następny Buddha
przesilenie znaczeń
Wyobraźnia
Moja wyobraźnia puszcza bąki
nosem
pod wodą
kolorowe jak tylko potrafi
maluje niebo tęczą
rozbłyska noc polarna
i ziemia się styka z niebem
tańcząc walca
na trzy
raz dwa i trzy
i tak do końca świata
i jeszcze raz i jeszcze raz
karuzela wspomnień
rozmytych czasem znaczeń
nie szczędzi batów
ale trzeba biec
póki nie widać jeszcze mety
to nie koniec sztafety
jeszcze nie
Noc
Noc jest długa
jak lot z szóstego piętra
nie mieszkam już w bloku
Noc jest młoda
jak brzoza
o poranku
Noc jest czysta
jak wódka
gdzieś tam
Noc jest czarna
jak serce bez Ciebie
a ona gdzieś śpi
Noc jest jak rana
otwarta
co krwawi
Nocy ciemnozielona
tylko ty znasz
sekrety najszczersze
I te myśli o przyszłości
o czwartej nad ranem
jakoś to będzie
Blues już śpi
był na spacerze
w tym lesie
czekam świtu
razem z kolejnym
papierosem
Poranek kojota
Niedopita kawa
niedopita wódka
niedorżnięte panienki
i ten poranek jego mać
Zrobić jajecznicę,
przygotować fajki
posłuchać deszczu za oknem
jest plan
I coś jeszcze
i coś jeszcze
zawsze zapominam
obym zdążył sobie przypomnieć
Zanim wiatr zdmuchnie mnie z planszy
zanim zagrają ostatniego marsza
zanim odpłynę w ostatni rejs
i tak dalej i tak dalej
Wpław przez życie
woda wybacza grzechy