E-book
29.4
drukowana A5
35.7
Paryskie Opowiadania

Bezpłatny fragment - Paryskie Opowiadania


Objętość:
113 str.
ISBN:
978-83-8221-872-5
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 35.7

„Dzisiejszy Paryż jest czymś w rodzaju metafizycznego kalendarza — sam się odnajduje w czasie i dorasta”

Christian de Portzamparc

I

Zawsze wspominał z uśmiechem na twarzy kultowy serial Był sobie człowiek — Il était une fois… l’Homme. Podobało mu się, jak bohaterowie w kolejnych odcinkach przywdziewali różne szaty i grali różne postacie. Główny bohater, Pierre, był osobą wykształconą, ułożoną i myślącą. Zawsze grał dobrego obywatela. Jego bliski kolega, Siłacz (le Gros) — również pozytywna postać — to osiłek, który bronił Pierre’a oraz innych obywateli przed, jak ich potocznie nazywano, „nochalami”, czyli Wredniakiem (le Teigneux) i Konusem (le Nabot).

Nasz Pierre — nie ten z bajki, ale bohater opowiadania — mieszkał w Ville Lumière, czyli po prostu w Paryżu. Choć może określenie „po prostu” nie pasuje do tego miasta. Nie ma drugiego takiego miasta jak Paryż i nie można o Paryżu powiedzieć… tak po prostu.

Mieszkanie Pierre’a znajdowało się na Île de la Cité, jednej z dwóch paryskich wysp.

Pierre rzadko wychodził z domu. Mieszkał na szóstym piętrze w kamienicy przy quai aux Fleurs. Po tej stronie rzeki bukiniści, czyli księgarze znad Sekwany, raczej nie prezentowali swojego asortymentu, ale po drugiej stronie wody, na quai de l’Hôtel-de-Ville, przy jednej z ciemnozielonych budek, stał Bernard. Nie wyróżniał się niczym spośród dwustu szesnastu zarejestrowanych w Paryżu bukinistów. Sprzedawał książki, plakaty, komiksy i stare pocztówki. W wolnych chwilach lubił spoglądać na drugi brzeg Sekwany i któregoś razu zauważył systematycznie wyglądającą przez okno z szóstego piętra osobę. A że nie miał co robić, dla zabicia czasu zaczął interesować się tą personą.

„Papierosów nie pali, a ciągle wychyla się przez to okno i obserwuje, coś rękoma odmierza, coś liczy. Czyżby zamierzał wykonać czyn haniebny? Wysokość lotu z okna na beton odmierza?” — pomyślał z uśmiechem.

Pierre tak często i tak regularnie wyglądał z okna swojej kamienicy, że dla Bernarda obserwacja „Wychylającego się z okna” stała się niemal natręctwem. Jednak nie mógł nigdy zobaczyć, kiedy, i czy w ogóle, ten ktoś wychodzi na miasto i jak ta osoba w pełnej okazałości wygląda.

A Pierre… mieszkał sobie na szóstym piętrze, kochał Paryż i żył.

Rzadko wychodził na spacery, ale jak już pokazał się na mieście, chłonął jego aromat całymi płucami. Tu zapach boulangerie, pâtisseriecafé mieszał się z wonią perfum paryżan i perfum turystów (czyt. zapachem potu zmieszanego z perfumami goniących od pomnika do pomnika zwiedzających), kwiatów z fleuriste i warzyw z marché. Uwielbiał to.

Spacerując, przemierzał swoje wytyczone ścieżki, ale lubił zbaczać z nich i na nowo odkrywać Paryż — tak jak turysta.

Widok z jego okna był zachwycający. W pobliżu, po lewej stronie, wyrastał Pont d’Arcole, na wprost Parc Rives de Seine i boczne ściany monumentalnego Hôtel de Ville, na prawo Pont Louis-Philippe i Église Saint-Gervais-Saint-Protais.

Pierre najbardziej jednak lubił wędrować oczami w kierunku Place du Châtelet i znajdujących się w jego obrębie Théâtre du Châtelet oraz Théâtre de la Ville. Nad placem dostrzegał też unoszącą się pozłacaną postać na szczycie znamienitej Fontaine du Palmier. Była to rzeźba symbolizująca zwycięstwo — la victoire.

Spoglądając w tamtym kierunku, nie sposób jednak nie zerknąć nieco w bok, a tam wyrasta z ziemi, jako pozostałość po kościele Église Saint-Jacques-la-Boucherie, wieża — Tour Saint-Jacques.

Pierre, zaganiany mieszkaniec Paryża, nigdy nie miał czasu, aby zwiedzić swoje rodzinne miasto z góry. Podziwiać widoki i horyzont, będąc ponad tłumami, stojąc na wieży… A takich wież w Paryżu nie brakuje. Najbardziej znaną jest oczywiście wieża Eiffla albo wieżowiec — Tour Montparnasse. Nigdy nie wszedł na symbol Paryża — Stalową Damę. A teraz… to już niemożliwe.

Teraz Pierre jest w domu i jak zwykle wygląda przez okno. Prawdopodobnie, po drugiej stronie Sekwany, Bernard obserwuje tę, jakże nudną dla niego, scenę. Nudną, a jednocześnie fascynującą, spektakularną i schematyczną, zjawiskowo drętwą i nieznośnie dającą do myślenia.

Qu’est-ce qu’il est en train de faire, putain!? — zaklął Bernard. Choć putain to już nie tak wyraziste słowo jak kiedyś i dziś oznacza tylko cholera, to często wypływa z ust starszego, troszkę otyłego Bernarda.

A Pierre rozpoczynał właśnie swoje rytualne zwiedzanie miasta.

Choć widział z okna przeróżne paryskie monumenty i dzieła architektury, próbował zawsze wybrać sobie jedno z nich i dochodzić tam powolutku, używając zamiast nóg oczu, układając sobie drogę wzrokiem. Zawsze zaczynał od bramy wejściowej swojego budynku. Stąd startował.

Kamienica, którą zamieszkiwał, była jednym z najładniejszych segmentów przy quai aux Fleurs. Nabrzeże to zaczyna się od Pont Saint-Louis, a kończy się przy Pont d’Arcole.

W przeszłości nie mieszkał w niej nikt szczególnie istotny dla historii francuskiej stolicy. Pod numerem trzynastym kwaterowała nowozelandzka autorka modernistycznych opowiadań — Katherine Mansfield, a pod numerem pierwszym — żydowsko-francuski pisarz, filozof, eseista i dramaturg Edmond Fleg. Ponadto na nabrzeżu tym mieszkał francuski filozof, pisarz i muzykolog Vladimir Jankélévitch, a także były prezydent Francji René Coty, ale Pierre nikogo z nich nie znał osobiście.

Słyszał jednak historię, że na miejscu kamienicy numer dziewięć, która pochodzi z 1849 roku, niegdyś zajmowali lokal Pierre Abélard i Héloïse d’Argenteuil. A był to czas dość odległy, bo rok 1118.

Pierre, a można przypuszczać, że także Bernard, znał historię tych francuskich kochanków, których grób znajduje się na największym i najsławniejszym cmentarzu paryskim — Père-Lachaise.

Pierre zaczynał podróż. Brama wejściowa kamienicy, w której mieszkał. Ta stalowoniebieska furta, zawsze otwierana z lekkim wysiłkiem, delikatnie skrzypiała pod koniec rozwarcia. Skrzypnięcie… Tu stawia swój pierwszy „krok”.

Dziś postanowił „pójść” w kierunku Place du Châtelet. Wychylił się mocno przez okno, tak, aby zobaczyć drzwi budynku.

„Tu postawiłbym pierwszy krok… i już jestem na quai aux Fleurs.” — pomyślał Pierre.

Normalnie, aby dojść do zamierzonego placu, powinien kierować się w lewo, ku mostowi Pont d’Arcole, i dalej wybrać drogę wzdłuż lewego bądź prawego brzegu Sekwany, lecz dziś postanowił nagle zmienić plan i powędrował oczami na prawo. Jego wzrok nie objął całej ulicy, gdyż zakręca ona po kilkudziesięciu metrach. Dalej już nie mógł wychylać się przez okno. Sięgnął więc pamięcią i powędrował w myślach. Zatrzymał się po chwili, gdy „ujrzał” Pont Saint-Louis, most łączący Île de la Cité i Île Saint-Louis, czyli jego wyspę z wyspą sąsiednią. Île de la Cité — kolebką Paryzjan i Île Saint-Louis o nieco odrębnej historii.

Wspominał sobie teraz czasy szkolne, chcąc dokładnie i ze szczegółami odbyć podróż na Place du Châtelet.

Wiedział, że Île Saint-Louis, początkowo jako Île Notre-Dame, była magazynem drewna, pastwiskiem dla bydła czy placem ćwiczebnym dla rycerstwa. Zurbanizowano ją dopiero za panowania Henryka IV. Została nazwana na cześć króla Francji Ludwika IX Świętego. Stąd mieszkańcy wyspy Ludovisiens lub Ludoviciens wzięli swoją nazwę.

Jest to jedna z dwóch naturalnych wysp na Sekwanie, istniejących dzisiaj w Paryżu (poza Île aux Cygnes, która została sztucznie ufortyfikowana).

Wyspa zajmuje powierzchnię jedenastu hektarów, kończąc się po jednej stronie Place Louis-Aragon, a po drugiej Square Barye.

Projekty urbanizacyjne Île Saint-Louis ruszyły podczas panowania Henryka IV, ale szczyt osiągnęły dopiero za panowania jego syna Ludwika XIII pod regencją Marii Medycejskiej w 1614 roku. Zadanie to zostało powierzone Christophe’owi Marie, generalnemu wykonawcy mostów. Jeden z paryskich mostów nosi jego nazwisko.

Pomimo sprzeciwu kościoła, wyspa została zamieszkana i stopniowo pokrywała się domami od około 1640 roku. Obecnie jej główną arterią jest rue Saint-Louis-en-l’Île.

Większość budynków stawianych na wyspie to prywatne rezydencje, których, w głównej mierze, architektem był Louis Le Vau lub jego syn François Le Vau.

Na wyspie św. Ludwika Pierre lubił przechadzać się wzdłuż quai de Bourbon, pomiędzy Pont Marie a Pont Louis Philippe. Po drodze mijał dostojnie stojące rezydencje: Hôtel Le Charron, wybudowany w latach 1637–1640, Hôtel de Jassaud z 1642 roku, gdzie swego czasu mieszkali Maurice Maindron, autor powieści z gatunku płaszcza i szpady (Cape et d’Épée), José-Maria de Heredia, francuski poeta czy Georges de Lastic, markiz de Lastic, historyk sztuki i kolekcjoner.

Spacer kończył przy Place Louis Aragon, który ma ciekawą historię. Mieści się on na północnym krańcu Île Saint-Louis. Otwarty 24 marca 2012 roku, oferuje widok na nabrzeża: Hôtel de Ville, Pont d’Arcole, Pont Saint Louis i Île de la Cité. To miejsce jest hołdem dla słynnego pisarza i eseisty Louisa Aragona. Ten prosty, ale jakże urokliwy deptak jest w pełni utwardzony i ozdobiony kilkoma strzelistymi drzewami oraz paroma ławkami.

W latach swej młodości Pierre był jeden raz w stolicy Finlandii. W Helsinkach spacerował po Ehrenströmsvägen, ulicy leżącej nad Zatoką Fińską w parku Kaivopuisto. Nagle doznał déjà vu. Miejsce to, choć odmienne, bardzo przypominało mu quai de Bourbon i spacer wzdłuż Sekwany.

Pierre zostawił w pamięci Helsinki oraz wyspę świętego Ludwika i wrócił na quai aux Fleurs. W ciągu paru chwil znalazł się w zamierzchłych czasach.

W połowie nabrzeża znajduje się zejście na rue des Ursins. Jest to wąska ulica, prowadząca przez niewielki jardinet de la rue des Ursins. Wzięła swoją nazwę od rezydencji Hôtel Ursin, zdemontowanej w XVII wieku. Sto lat wcześniej była nazywana rue d’Enfer lub rue Basse-des-Ursins. Zlokalizowany tutaj ogródek, najmniejszą zieloną przestrzeń dzielnicy 4., założono w 1993 roku. Zajmuje podobną do trapezu powierzchnię mierzącą około dwudziestu pięciu metrów długości i siedmiu szerokości, więc określana jest jako jardinet, w przeciwieństwie do większego terenu zielonego — ogrodu (jardin). W mieście znajdują się jeszcze dwa mniejsze ogródki: jardinet Pihet-Beslay (11. dzielnica) i jardin Alice-Saunier-Seïté (6. dzielnica). Pośrodku stoi dumnie niewielka fontanna, Fontaine de la rue des Ursins, gdzie woda wypływa do umywalki z dwóch głów tygrysich.

Pierre po krótkim spacerze wzdłuż rue des Ursins wrócił w okolice swojego okna, na skrzyżowanie rue de la Colombe i quai aux Fleurs. Przed sobą miał widok na Pont d’Arcole oraz stojący hieratycznie, na Place de l’Hôtel de Ville po drugiej stronie Sekwany, Hôtel de Ville. Most wychodził centralnie na przesiąknięty historią Francji, Place de l’Hôtel-de-Ville — Esplanade de la Libération. Plac przy obecnym ratuszu powstał w 1803 roku. Wcześniej jednak miał inną nazwę — Place de Grève. Od słowa grève, czyli piaszczyste wybrzeże. I właśnie tak początkowo wyglądało obecne miejsce. Była to piaszczysto-żwirowa plaża nad brzegiem Sekwany. Teren ten szybko zamienił się w największy port w Paryżu, gdzie statki wyładowywały swój towar. Port oficjalnie nazwano imieniem biskupa Landeryka z Paryża (Landry de Paris) — Port Saint-Landry.

W roku 1141 Ludwik VII Młody (Louis VII le Jeune), na prośbę mieszkańców, otwiera oficjalnie Place de Grève, a w roku 1357 Étienne Marcel, namiestnik Paryża za czasów panowania Jana II Dobrego (Jean II le Bon) przenosi tu siedzibę gminy paryskiej. Nowy budynek gminy powstaje w 1533 roku, kiedy to Francją włada Franciszek I Walezjusz (François I).

Plac był również używany jako miejsce publicznych egzekucji. Robert François Damiens, który próbował zabić Ludwika XV, został stracony właśnie tutaj. Rewolucja kontynuuje tradycję i pierwsza egzekucja z użyciem gilotyny odbywa się na Place de Grève w 1792 roku. Życie na placu traci także François Ravaillac — francuski służący i nauczyciel, zabójca Henryka IV Burbona zwanego Wielkim (Henri IV), króla Francji i Nawarry.

Place de Grève był też miejscem kaźni dla Marguerite Porete — francuskiej mistyczki należącej do beginek, autorki dzieła Zwierciadło dusz prostych czyli Speculum simplicium animarum, Josepha Boniface’a de La Môle’a, Gabriela de Lorgesa — jednego z najzdolniejszych dowódców admirała de Coligny’ego podczas wojen religijnych, Louisa de Marillaca — marszałka Francji, Catherine Monvoisin, znanej jako La Voisin, francuskiej trucicielki i wróżbitki, organizatorki satanistycznych czarnych mszy, Louisa Dominique’a Cartouche’a — złodzieja i lidera gangu paryskiego czy Françoisa Ravaillaca — francuskiego służącego i nauczyciela, zabójcy Henryka IV Burbona, króla Francji i Nawarry.

25 kwietnia 1792 roku na Place de Grève odbyła się pierwsza egzekucja wykonana przez gilotynę. Skazany, Nicolas Jacques Pelletier był prostym złodziejaszkiem.

Tłum, przyzwyczajony do średniowiecznych, bardziej „wyrafinowanych” kar, okazał rozczarowanie szybkością procesu. Następnego dnia, ulicami miasta snuła się piosenka:

„Rendez-moi ma potence de bois, rendez-moi ma potence…”

Gilotyna pozostała na Place de Grève do maja 1795 roku.

Na placu odbywała się również, aż do 1648 roku, Wigilia św. Jana (Fête de la Saint-Jean.

Dzisiejszy Place de l’Hôtel de Ville — Esplanade de la Libération, to duża przestrzeń dla pieszych, oddana w hołdzie dla wyzwolicieli Paryża z 1944 roku.

Pierre powrócił do rzeczywistości i popatrzył na ulicę.

Nie odszedł od swojego budynku na odległość dłuższą niż kilka metrów, a odbył w myślach jakże długą podróż historyczną. Paryż wciąż go zachwycał. Jak mawiał, w paryskich zabytkach niczym w zwierciadle odbija się historia miasta — od średniowiecza po rewolucję, od okresu napoleońskiego po La Belle Époque.

„Zatrzymał się” na chwilę.

„Zrobię sobie przerwę na herbatę. Albo kawę… Nie, jednak herbatę. Niezdecydowanie zawsze było moim złym doradcą. Nawet wtedy, gdy…” — pomyślał. „Ach, nie chcę tego wspominać.”

W mgnieniu oka znalazł się w kuchni. Widać, że brakowało tu kobiecej ręki. Choć starał się zmywać naczynia regularnie, to porządku w całym mieszkaniu nie był w stanie utrzymać samodzielnie.

Jeden raz w miesiącu przychodziła wynajęta dziewczyna i sprzątała mu dwa pokoje, kuchnię i łazienkę z WC.

To była też okazja, żeby porozmawiać. Sąsiadów znał mało, zresztą rotowali się oni ciągle i często widywał nowe twarze. Raczej nikogo do siebie nie zapraszał. Chyba że okresowo listonosza, urzędników i im podobnych.

Wrócił do pokoju. Postawił herbatę na okrągłym, nieco zdezelowanym stoliku. Spojrzał na zdjęcia wiszące na ścianie, która również nie osłupiała świeżością.

Republika Środkowoafrykańska… Czad… Wybrzeże Kości Słoniowej… Senegal… Niger… Mali… Dżibuti… Libia… Przy każdym zdjęciu chwilę się zamyślał.

Nie były to wycieczki krajoznawcze. Wszędzie stał dumnie w mundurze, z karabinem w ręku.

Walka o pokój, chwałę, wolność, kraj, męstwo, własne „ja”, osobowość… A na koniec cztery ściany własnego mieszkania.

Jednak niektórym się udało. Wciąż służą i zajmują wyższe lub niższe, mniej lub bardziej znaczące stanowiska.

― Za czasów Ludwika IV pewnie mieszkałbym w Les Invalides. — Zaśmiał się.

Król wybudował go dla swych żołnierzy. Budynek służył za szpital i pensjonat dla inwalidów wojennych.

Pierre wychylił ostatni łyk herbaty.

― A dziś jestem turystą. — Uśmiechnął się do siebie. — Wracam do mojego Paryża.

Stolica dla niego to prawdziwa ville de promenade — miasto do spacerów.

Ruszył dalej quai aux Fleurs w kierunku mostu Pont d’Arcole i „wszedł” na niego.

Most łączy Île de la Cité z 4. dzielnicą. Ma osiemdziesiąt metrów długości.

Od średniowiecza do 1828 roku na miejscu obecnego połączenia funkcjonowała jedynie sześciometrowa przeprawa piesza — pod nazwą Passelerie de Grève. W 1828 roku obiekt zastąpiono szerszym mostem, wzniesionym przez Marca Séguina. W roku 1854 został on wymieniony na konstrukcję metalową i stał się pierwszym paryskim mostem z żelaza.

Jego nazwa pochodzi od bitwy pod Arcole (Bataille du Pont d’Arcole), w której siły francuskie, pod dowództwem Napoléona Bonapartego, pokonały Austriaków w 1796 roku. Druga hipoteza jest taka, że pewien młody uczestnik rewolucji lipcowej we Francji, umarł nieopodal, krzycząc: „Zapamiętajcie moje imię — Arcole!”.

Zbliżając się do końca mostu, Pierre — były żołnierz armii francuskiej — rozejrzał się na boki. Po obu stronach rozciągał się nowo utworzony Parc Rives de Seine.

W 1995 roku miasto postanowiło zamknąć ruch na brzegach rzek w niedzielę na rzecz pieszych. Latem cyklicznie od 2002 roku otwiera się plażę — Paris Plages — co uniemożliwia przejazd samochodów od końca lipca do końca sierpnia.

Na wiosnę 2013 roku otworzono voie express Rive-Gauche łączącą Musée d’Orsay i Pont de l’Alma, a latem 2016 roku zakończono ruch kołowy na voie Georges-Pompidou, to znaczy na prawym brzegu pomiędzy Tunnel des Tuileries i Port de l’Arsenal.

Park Rives de Seine otwarto oficjalnie 2 kwietnia 2017 roku.

Zainstalowano tu dwa hotele dla owadów i skrzynki lęgowe, które pozwalają obserwować ptaki i nietoperze, rozstawiono boiska do gry w pétanque (petankę) czy boulesjumelles 3D Timescope, jako darmowe lornetki 3D.

Weteran wkroczył teraz na quai de l’Hôtel de Ville. Przed sobą miał okazały Hôtel de Ville. Na wprost wyrastała Fontaine de l’Hôtel-de-Ville — jedna z dwóch fontann przy ratuszu, które próbują złagodzić surowość kwadratowego placu wokół. Po prawej stronie ratusza ukrywał się ogród, jardin des Combattants de la Nueve, którego wcześniejsza nazwa brzmiała jardin de l’Hôtel de Ville.

Jest to prywatny park ratusza o powierzchni 1600 m2, niegdyś zarezerwowany dla merostwa Paryża, który teraz stał się publicznym ogrodem w soboty, niedziele i święta.

Nazwę zmieniono niedawno — w roku 2015 — w hołdzie dla hiszpańskich żołnierzy z La Nueve, czyli Pułku Piechoty Czadu (Regiment de marche du Tchad), zmechanizowanej jednostki armii francuskiej, należącej do 2. Brygady Pancernej. Żołnierze ci brali udział w wyzwoleniu Paryża w sierpniu 1944 roku.

Pierre był na otwarciu tej ogrodzonej kompozycji kwiatów, krzewów i drzew w roku otwarcia. Niezmiennie starał się uczestniczyć w świętach wojskowych i tego typu podniosłych uroczystościach. Nie wstydził się tego manifestować i obnosić z insygniami wojskowymi. Zawsze będzie miał w sobie wojsko i zawsze będzie żołnierzem.

Nie dysponował jednak okazją, aby spocząć na kamiennej ławce w otoczeniu przyjemnej roślinności tego niewielkiego skrawka zieleni, którego zalany słońcem trawnik otoczony jest różami. Pomiędzy kwiatami wędrują kamienne chodniki, zapraszając na spacer. Pośrodku ogrodu góruje imponujący, konny posąg Étienne Marcela, naczelnika gildii paryskich kupców.

„Stojąc wzrokiem” na Pont d’Arcole, Pierre chciał obejrzeć się za siebie. Niestety jego wzrok i szyja aż tak daleko nie sięgały. Wiedział jednak, że obok nabrzeża, przy którym pomieszkiwał — quai de la Corse — wznosi się Hôtel-Dieu, najstarszy szpital w stolicy. Został założony w 651 roku przez biskupa Paryża św. Landeryka i był symbolem miłości i gościnności.

W 1165 roku kolejny biskup Paryża, Maurice de Sully, rozpoczął kompletną przebudowę tego obiektu. Stare budynki zostały zniszczone, a nowe ukończono w 1255 roku. Dopiero w XVIII wieku szpital stał się nie tylko przytułkiem, ale i miejscem opieki nad pacjentami, a potem także miejscem edukacji i badań medycznych.

Za fasadą tej murowanej konstrukcji, po środku dużego dziedzińca przekształconego w ogród, znajduje się mały basen, który nadaje temu miejscu charakter spokoju i beztroski.

Pierre ruszył teraz dalej, ku kolejnemu mostowi, ku Pont Notre-Dame. Po drodze, oprócz bukinistów, minął lokal gastronomiczny — Bistrot Marguerite.

Caramel au beurre salé.” — pomyślał. „Ale wcześniej przystawka, camembert rôti au miel i danie główne, saumon à l’unilatérale. Do deseru oczywiście café gourmand.

Zapachy Paryża. Pierre wziął głęboki oddech. Kawa, perfumy paryżan i zapachy turystów. Zapach ze sklepu z serami i z kwiaciarni…

Szedł wzdłuż quai de Gesvres, aż do mostu. Nie śpieszył się. Nie chodzi tu o zaliczanie kolejnych posągów i cudów architektury, trzeba jeszcze cieszyć się podróżowaniem i podziwiać to, co się zwiedza. Potrzeba czasu, by przyjrzeć się Paryżowi.

W odróżnieniu od wielu metropolii i zglobalizowanych miast, właściwie podobnych do siebie — odmienionych przez fontanny zastygłego betonu, betonowe osiedla, sztucznie wystawione pomniki — Paryż zachowuje wspaniałą, dostojną niepowtarzalność. Oczywiście nie można wszystkiego szufladkować. Każde miasto ma swoją duszę — na przykład stary rynek — wartą odwiedzenia.

Zatrzymał się chwilę przy Pont Notre-Dame. Most jest przedłużeniem rue de la Cité przy quai de la Corse na Île de la Cité i łączy wyspę z prawym brzegiem. W 4. dzielnicy przechodzi w rue Saint-Martin. Na terenie dzisiejszego mostu już w starożytności znajdowała się jedna z pierwszych przepraw przez Sekwanę. Został zniszczony w 886 roku, w czasie ataku Normanów. Kolejną platformę na tym miejscu zbudowano natychmiast po odparciu ich ataku i przetrwała ona do pożaru w 1406 roku. W roku 1413 Karol VI rozkazał zbudować nowy kompozyt, Pont de Notre-Dame. Kolejny pożar strawił go w 1499 roku. Osiem lat później znów odbudowano go jako potężny, oparty na sześciu łukach most, i zarazem jedno z najpopularniejszych miejsc handlu w mieście. W trakcie „rewolucji” Haussmanna w 1853 roku postawiono nowy, pięciołukowy most, który jednak stał się miejscem wielu wypadków barek i łodzi, co przysłużyło się do jego nieoficjalnej nazwy: Pont du Diable. Aby uniknąć ciągłych wypadków, w 1919 roku rozebrano starą kamienną konstrukcję i wzniesiono most jednołukowy z żelaza.

Pierre wrócił na chwilę myślami do znamienitej rue Saint-Martin, która jest najstarszą paryską arterią, zaraz po rue Saint-Jacques. Na początku historii Paryża była ścieżką rzymską, łączącą miasta Senlis i Orléans, i przejściem przez Paryż z północy na południe. Następnie stała się główną paryską trasą pielgrzymów do grobu św. Marcina w Tours, w drodze do hiszpańskiego miasta Santiago de Compostela (Saint-Jacques-de-Compostelle). Rue Saint-Martin bierze swoją nazwę od słynnego klasztoru w Saint-Martin-des-Champs, mieszczącego się w Conservatoire National des Arts et Métiers. Klasztor ten założył w 1060 roku Henryk I.

Wiadomo, że św. Marcin (apostoł Galów) poświęcił swoje życie dla bezdomnych. Historia głosi, że młody Marcin w pobliżu bramy miasta Amiens podarował połowę swego płaszcza żebrakowi proszącemu o jałmużnę. Kilka lat później ów Marcin, już jako biskup Tours, szedł w Paryżu drogą rzymską i wypatrzył w tłumie wiernych trędowatego mężczyznę. Podszedł do niego, ucałował go w policzek, a następnego dnia stał się cud — skóra na twarzy chorego została uzdrowiona. W miejscu, w którym ucałował chorego, powstała kaplica, a następnie klasztor, a drogę, na której ten cud się wydarzył, nazwano rue Saint-Martin.

Spacerując wzdłuż ulicy, możemy zwiedzić kościoły, Église Saint-Merri czy Église Saint Nicolas des Champs.

Zanim Pierre powędrował ku punktowi kulminacyjnemu swojej wycieczki, Place du Châtelet, spojrzał jeszcze w punkt, którego przechodzień nie zauważy, stojąc w pobliżu quai de Gesvres i Pont Notre Dame — chodzi o genialną i dostojną Tour Saint-Jacques.

Wieża stoi dumnie na square de la Tour Saint Jacques, utworzonym w 1856 roku i całkowicie odnowionym w 1997 roku. Wówczas park odzyskał swoje pierwotne, eleganckie piękno. Zobaczymy tu przeliczne odmiany drzew i krzewów: wysokie kasztanowce, akacje, perełkowca, nieszpułkę zwyczajną, pigwę, dąb czerwony czy gruszę. Spacerując przy wschodniej części wieży, możemy zatrzymać się na chwilę przed morwą papierową, którą łatwo rozpoznać po rosnących u podstawy liściach w kształcie serca.

Pośrodku skweru znajduje się stela z medalionem z brązu, wzniesiona w 1959 roku, przedstawiająca poetę Gerarda de Nervala.

Rozpoznawalny przez słynną wieżę w stylu gotyckim ogród narodził się w epoce wielkich dzieł barona Haussmanna i został otwarty przez Napoleona III w obecności królowej Wiktorii zwiedzającej Paryż. Wieża św. Jakuba Starszego jest wieżą kościelną z dzwonnicą — ostatnim zachowanym fragmentem gotyckiego kościoła św. Jakuba na prawym brzegu Sekwany (Église Saint-Jacques-de-la-Boucherie). Kościół był przystankiem dla pielgrzymów udających się do Saint Jacques de Compostela.

Église Saint-Jacques został wzniesiony w X wieku. Zasadniczą przebudowę przeszedł na początku XV wieku. Wieża zaś została sfinansowana przez cech rzeźników, którzy zamieszkiwali najbliższą okolicę. Od tej pory obiekt funkcjonował w opinii publicznej jako Église Saint-Jacques-de-la-Boucherie — św. Jakub od rzeźników.

W XVI wieku do kościoła została dobudowana dzwonnica, która jako jedyna zachowała się do naszych czasów. Dzwonnicę Saint-Jacques-de-la-Boucherie zbudowano w okresie panowania króla Franciszka I — między 1509 a 1523 rokiem. Reszta kościoła została zniszczona podczas Rewolucji Francuskiej. W roku 1836 władze Paryża sfinansowały remont budynku i stał się on ozdobą pierwszego w mieście publicznego parku. Na szczycie wieży umieszczono figurę jej patrona oraz zainstalowano laboratorium meteorologiczne. Ma ona łącznie pięćdziesiąt dwa metry wysokości. Na każdej ze ścian znajdują się cztery ostrołukowe okna na dwóch poziomach. Narożniki wieży udekorowane zostały płaskorzeźbami o motywach geometrycznych oraz figurami świętych — czterech Ewangelistów: Marka (lew), Łukasza (byk), Jana (orzeł) i Mateusza (anioł). Istnieje możliwość wycieczki na szczyt wieży — po trzystustopniowych schodach spiralnych — gdzie rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na cały Paryż.

Zwiedzanie przerwał mu dźwięk telefonu. Po chwili podniósł słuchawkę.

― Halo!

― Dzień dobry, tu Nicole. Chciałam panu powiedzieć, że jutro nie przyjdę sprzątać. Muszę wyjechać do Saint-Brieuc, ale w czwartek wracam i w piątek z rana melduję się u pana w mieszkaniu.

Pierre spojrzał na kalendarz. Był wtorek.

― Dobrze, nie ma sprawy. Myślę, że przez te dwa dni kurz mnie nie pokryje i nie utonę w brudzie. — Sarkastycznie zachichotał.

Również w słuchawce usłyszał cichy śmiech i wkrótce potem głos.

― Ale tak naprawdę, to jakby szanowny pan Pierre wziął do ręki kawałek szmatki i wytarł kurz z dostępnych mu miejsc, to czy coś by się stało szanownemu panu? — Zaśmiała się delikatnie Nicole.

Pierre zaskoczony, ale z uśmiechem odpowiedział:

― Chyba ma pani rację. Przyzwyczaiłem się, że przychodzi pani do mnie cyklicznie, i zrobiłem się strasznym wygodnisiem, rzekłbym nawet: leniem.

― Niestety zgadza się — odpowiedziała dziewczyna. — Do zobaczenia w piątek, muszę już kończyć.

Nicole pochodziła z Bretanii, z nadmorskiej miejscowości Plérin. To małe miasteczko, w którym się wychowała, leży około dziesięciu kilometrów od Saint-Brieuc, gdzie Nicole się teraz udaje.

Szeroka plaża — Martin Plage, przy Boulevard de Cornouaille, trzy zabytkowe kościoły z XVII wieku. Ot, cały Plérin.

Nicole postanowiła studiować w Paryżu. Dostała się na Collège de France w 5. dzielnicy i obecnie jest na pierwszym roku medycyny.

W zamyśle chciałaby zostać ginekologiem — tak jak wykładający tu niegdyś profesor Joseph Recamier, twórca nowoczesnej ginekologii medycznej i chirurgicznej.

Innymi autorytetami tej uczelni w dziedzinie medycyny byli: pionier fizjologii i patofizjologii — François Magendie, osobisty lekarz cesarza francuskiego Napoleona — Jean-Nicolas Corvisart, promotor szczepień i edukacji higienicznych — Jean Noël Hallé czy wynalazca stetoskopu — René Théophile Hyacinthe Laennec.

Nicole, aby zarobić trochę pieniędzy, wynajmowała się jako pomoc domowa, kelnerka czy opieka dla osób starszych.

Weteran wojenny zbliżył się do okna. Popatrzył na Sekwanę i pływające po niej batobusy wycieczkowe.

„Czy ja kiedykolwiek nimi płynąłem?” — pomyślał. „Jeżeli tak, to było to wieki temu.”

Oparł się o parapet i… zwiedzał dalej.

„Stał” przy quai de Gesvres. Po lewej stronie bukiniści ze stoickim spokojem oczekiwali na klientów albo po prostu oddychali Paryżem w przyjemnej woni Sekwany. Od czasu do czasu przystanął przy nich zaciekawiony klient, oglądając starocia. Jakiś turysta w żółtej czapeczce z plecakiem i aparatem fotograficznym zatrzymał się niepewnie przy jednym ze stoisk i udawał, że czyta stare francuskie komiksy. Pewnie oderwał się od reszty grupy w żółtych, jaskrawych okryciach głowy, będących znakiem rozpoznawczym wycieczki z…

Tylu turystów zwiedza Paryż, że pod czapką mogła się kryć twarz Polaka, Niemca, Amerykanina, Chilijczyka czy Koreańczyka.

Turysta odłożył komiks i wziął inną książkę.

Bukinista w białym berecie i wymiętej marynarce siedział na drewnianym krześle na środku chodnika, obserwując swoje miejsce pracy i przechodniów. Ludzie mijali go zygzakiem, ale nikomu nie przeszkadzało, że zajmuje część chodnika. Tu takie sceny są dopuszczalne i tolerowane, na tym polega urok francuskiej stolicy.

Paryż zawiera w sobie wiele rozmaitych miast, łączy różne czasy i czarujące miejsca w jeden magiczny wszechświat.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 35.7