Zawsze do góry, a mimo wszystko w dół.
Umarłam
Znaku mi trzeba
by znów wróciła
ta nadziei iskra,
z której czerpałam
to co lubią we mnie.
Ciemno przed oczami.
Zmazały się jasne drogi.
Umknęło to co koiło.
Pustka wypełnia ciało.
Ból rozrywa umysł.
To nie ja,
bo umarłam.
Wojna
Wojna w sercu rozpętana.
Dwa fronty wrogów,
fronty porażki i beznadziei.
Wciąż o spokój błaga jeden.
Wciąż problem widzi przeciwny.
Łapią za broń,
szukają jak się przedrzeć.
Modlą się by przetrwać.
Zbyt wiele, zbyt mało.
Za szybko pragnęły.
Niemożliwe
Gdybyśmy niczym ptaki
samodzielnie nad ziemią
unosili swoje ciała i duszę,
zbyt łatwo dom nasz
pustką by zarastał.
Wyfrunąć z gniazda
bez ograniczeń mogłoby pisklę.
Gdybyśmy myśli znali sąsiada
nie byłoby wojen,
serc złamanych,
zdrad, nieporozumień.
Co by nam pozostało?
Każdy rozumiałby się
bez słowa najmniejszego.
A tak o transport
martw się człowieku.
Błądź i szukaj
trasy i celu gdzieś w oddali.
Pytaj o drogę,
marz by zobaczyć choć na chwile
ten bezkres, po którym chodzisz.
A tak walcz z samym sobą
próbując myśli odgadnąć.
Wylewaj łez tysiące
przez swoją niewiedzę.
Zadawaj pytania duszy
i nie licz,
że kiedyś tak po prostu