Widoki na duszę
Ciche życie głośnego człowieka
Widzę, jesteś, słuchasz,
Ciężkie powietrze z ust dmuchasz.
I ja jestem. I mówię donośnie,
Lecz słowa me lecą bezgłośnie
I uciekają od przeznaczenia swego.
I zostawiają mnie samego.
Bez innych, bo nie słyszą
Mego o pomoc wołania zagłuszanego ciszą.
Miłość
Słowo samotne cierpi bez ucha,
Do którego wpadłoby na chwilę
I wiedziałoby, że ktoś je słucha.
Miłych, słodkich szeptałoby tyle,
Ile jedno słowo szeptać może.
Mimo swej krótkości, ma znaczenie
Wspaniałe, nieśmiertelne, wielkie.
To słowo daje uniesienie,
W którym tracimy smutki wszelkie.
Kleks
Czysta kartka
Atrament
Pióro
Tworzę światy
Piękne światy
Nagle
Znikąd
Kleks…
Czarny kleks…
Duży kleks…
Atrament nietknięty
Pióro czyste
Tylko na kartce
Kleks…
Skąd?!
Atrament nietknięty!
Pióro czyste!
Patrzę na światy
Tam
Kolejne Kleksy…
Zauważyłem skąd
To z mojej głowy
Kleksy…
A Atrament nietknięty
I Pióro czyste
Tylko w światach
Kleksy…
Prawda poety
Zatrzymaj się. Spójrz na wszystkich ludzi,
Co są ze sobą. We mnie to niepokój budzi,
Że i ty z kimś nie jesteś człowieku.
Dochodzi u ciebie do myśli wycieku.
Ciekną na papier w liczby i słowa.
Chaos, szaleństwo układane od nowa.
Nóż na chodniku
Boże,
Przepraszam.
Za to, że wbiłem Ci te wszystkie noże
I za to, że krwią Twą się zraszam.
Za to, że nożem codzienności
Cię zabiłem i jeszcze wiele razy zabiję.
W porównaniu do wieczności,
Zabijam Cię co chwilę.
Choć, dziękuję Ci, że nie tak, jak niektórzy,
Oczyszczam nóż swój.
Nie jak ci, co pochodzą z Twej róży,
A patrzą z pogardą na krzyż Twój.
Oni to noża nie czyszczą
Zjedzonego rdzą, splamionego krwią.
Oni swój nóż niszczą,
A i tak z drugim nożem tkwią.
Nie jak ci, co tylko dla gości
Mają zdobienia na nożu, złocenia,
Kość słoniową z Twych kości,
Oczu Twych używają, jako drogiego kamienia,
Ametysty ze źrenicy Twojej,
Rubiny z Twego serca miłego,
A i tak w zbrodni utwierdzają się swojej,
Nie czyszcząc prywatnego noża skrwawionego.
Bóg ślepy w Dzień Sądu wzrok otrzyma
I będzie sądził wedle wzroku.
Gdzie krew na nożu widzi oczyma,
Tam płacz i zgrzytanie zębów. Bóg dotrzyma wyroku.
Zegar ścienny
Zegarze, mój przyjacielu,
Powiedz mi proszę,
Ile czasu w chwilach tak wielu?
Powiedz mi! Ile jeszcze?! Proszę…
Ile jeszcze będzie strachu,
Ile szczęścia, ile cierpienia?
Tyś jest ekspert w tym fachu
I powiesz prawdę bez wątpienia.
Powiedz mi, Zegarmistrzu wielki,
Czy ten zegar nie ma aby skazy?
Bo na mój problem wszelki
Mówi, że jeszcze będzie tak wiele razy.
Gdy tak minuty mijają,
Coraz to więcej myśli wpada.
Choć z czasem, myśli te, coraz się bardziej wahają,
Bo czy to wszystko, co myślę, się dobrze układa?
Dziewczyna z awokado w dłoni
Zima panuje, a raczej dopiero zaczęła,
Bo połowa stycznia już za nami.
Obowiązkiem matka mi plany ścięła.
Mianowicie, wyjść po zakupy miałem.
Wracając między budynków ścianami
Dziewczynę młodą, smukłą widziałem.
W prawej dłoni trzymała awokado
I biegła w stronę samochodu.
Trzymała tylko to awokado.
Mimo leżącej na chodniku zmarźliny,
Nie zwalniała swego chodu.
Nagle upadła. Żal mi dziewczyny.
Jednakże ona się śmieje.
Nie wiem czemu. Co prawda, awokado całe,
Ale chodnik zimny, a i wiatr wieje,
Więc na jej miejscu bym się nie śmiał.
Lecz na prawdę życia się zdałem,
Choć i tak przy opinii tej bym się chwiał.
Bo jak można się śmiać z nieszczęść swoich?
Ja się nie umiem śmiać z tego.
Ja cierpię z powodu nieszczęść moich.
Dostrzegać dobro w źle każdy może.
Ja też to umiem kolego,
Ale u mnie tak być nie może.
Bo mój los jest tak miły,
Że daje wyłącznie owoc zgniły.
Narcyz