Książkę tę dedykuję
Panu Beneyto — wielkiemu, nieznanemu
malarzowi chwil
„Wiśnie”
Obraz olejny na płótnie autorstwa Ewy Golińskiej — Pisarkiewicz namalowany w 2007 roku podczas XVII Międzynarodowego Pleneru Malarsko — Rzeźbiarskiego „Pole Sztuk” w Rodowie, organizowanego przez gdańską Akademię Sztuk Pięknych.
Pan Beneyto i wiśnie
Pana Beneyto Nie wiadomo co, ale chyba powrót?
W myśl zasady: „Jestem czy nie jestem, ale skoro to rozważam, to chyba jestem”, Pan Beneyto, choć go nie ma — ponieważ odszedł — jednak powrócił.
A skoro powrócił, to znaczy, że prawdopodobnie znowu z nami jest.
Pan Beneyto i drzwi (I)
— Pukajcie! Najwyżej wam nie otworzą … — powiedział Pan Beneyto.
Pan Beneyto i drzwi (II)
— Pukajcie! I nie martwcie się, jeśli wam nie otworzą. Z tej strony drzwi też jest ciekawie — powiedział z uśmiechem Pan Beneyto.
Pan Beneyto i biszkopty
— Znaleźć to, czego się szuka — to szczęście. Znaleźć to, czego się nie szuka — to pogranicze magii. Ale pozwolić znaleźć siebie (o ile nie musisz się ukrywać) — to wielka roztropność. Zaś znaleźć samego siebie — to największa mądrość. Większą jest tylko umieć wyrzec się siebie, jeśli zajdzie taka potrzeba. — Wygłosił swoją natchnioną opinię Pan Beneyto jedząc biszkopty, które zanurzał w chłodnym mleku.
Pan Beneyto i wiśnie (I)
Pan Beneyto lubił mawiać, że jego opowieści to wisienki na naleśnikach. Można je wchłonąć razem z ciastem. Można nimi tylko nacieszyć oczy lub po prostu odłożyć je na bok bez emocji. Ci, którzy go znają wiedzą, że Pan Beneyto lubi naleśniki. I wiśnie … w postaci wiśniówki.
Pan Beneyto i tron
— Głupiec to głupiec — powiedział Pan Beneyto. — Ale głupiec na tronie to głupiec niebezpieczny. Tron sam w sobie nie daje bowiem mądrości tylko władzę. A władza jest sprawowana mądrze albo nie — w zależności od tego, kto ma ją w ręku. Takie tam przemyślenia. W gruncie rzeczy nic nowego i każdy to wie. — Powiedział Pan Beneyto spacerując po łodyżce orchidei.
Pan Beneyto i oksymoron
— Ukryta sława — Pan Beneyto powiedział to właściwie do siebie. Był jakiś zadumany, ale ja zrozumiałem go, jak mało kto.
Pan Beneyto i życzenie
— Życzę ci żebyś to, czego szukasz, znalazło cię samo. — Powiedział ze spokojem Pan Beneyto obserwując jak się miotam nad skotłowaną stertą dokumentów.
Pan Beneyto i szaleństwo
— Powiadają, że jak się z uporem robi to samo i oczekuje różnych wyników, to jest się szalonym. Ale powiadają też: „Pukajcie, a będzie wam otworzone” — zadumał się Pan Beneyto i dodał: — Ale mnie już bolą palce od tego pukania i chciałbym żeby zdarzyło się cokolwiek, ponieważ robię i robię i nic. Kompletnie nic. Żadnych wyników.
— To jest Pan w takim razie szaleńcem.
Pan Beneyto spojrzał na mnie wymownie. Jego wzrok powiedział mi, że rozważył już taką możliwość.
Pan Beneyto i wiek
— Zastanawiałem się w jakim wieku kobiety zaczynają się starzeć?
— Generalnie to sprawa indywidualna, ale skąd taki dylemat? — Spytał Pan Beneyto.
— Ponieważ zauważyłem, że jedne są atrakcyjne wcześnie i krótko, a inne nawet bardzo wiele lat później przyciągają wzrok i emocje.
— Tak. To prawda. Ale starość u kobiet nie ma, jak widzisz, nic wspólnego z wiekiem.
— Nie? — Zdziwiłem się.
— Nie.
— Ale po czym można rozpoznać, zorientować się, że to już się zaczyna?
— Po fryzurach.
— Jak to!?
— Kiedy dziewczyna lub kobieta denerwuje się, że chłopak lub mężczyzna dotyka jej włosów, to jest to zdecydowany sygnał nadchodzącej starości.
— Dlaczego?
— Bo normalnie kobiety lubią, gdy się je dotyka. I potrzebują tego. Ale gdy dopada je starość, co następuje nawet w wieku lat kilkunastu, wtedy zaczynają walczyć o swój atrakcyjny wygląd, by nie być transparentnymi, czyli niewidzialnymi. Układają na przykład włosy, by ściągnąć nimi uwagę mężczyzn. Ale gdy oni chcą dotykać tych włosów, to kobiety irytują się, bo to może zburzyć układ fryzur, czyli … zmniejszyć ich atrakcyjność.
— Absurd. Przecież nie składają się z samych fryzur! Ja na przykład zwracam uwagę na twarze i nogi.
— Być może absurd, ale kobiety takie są. I może dlatego są takie interesujące.
— Czyli starość, to nie wiek, ale brak spontaniczności?
— Lepiej bym sam tego nie zdefiniował. — Uśmiechnął się Pan Beneyto.
— A co ze starzeniem się mężczyzn?
— Ooooo. Nic. Kto by tam facetów głaskał po głowie.
Pan Beneyto i „Wielka Pardubicka”
Zastałem Pana Beneyto w kuchni. Siedział smętnie w szlafroku nad filiżanką kawy. Miał minę człowieka, który przebył pieszo daleką drogę.
— Wygląda Pan na zmęczonego — stwierdziłem z troską.
— Wszystko mnie boli. Całą noc brałem udział w gonitwie myśli — odpowiedział zbolały Pan Beneyto.
Pan Beneyto i Baron Münchhausen
— Opowiadałem o Auguście Podwójnie Mocnym? — Spytał Pan Beneyto.
Pokiwałem przecząco.
— On był tak silny, że gdy kiedyś cwałował wiele godzin na rumaku, a ten się zmęczył i ustał, to August Podwójnie Mocny wziął konia na plecy i biegł z nim tak długo, aż wierzchowiec wypoczął.
— A jak koń miał na imię?
— Münchausen. — Odpowiedział spokojnie Pan Beneyto.
Pan Beneyto i dzieci
— Dla dziecka cały świat jest zabawą. Zabawą stworzoną tylko dla niego. Dorośli tego nie rozumieją — opowiadał wróblom Pan Beneyto frunąc wysoko na huśtawce.
Pan Beneyto i adekwatność samooceny
Zapytałem Pana Beneyto kto jest gorszy — nadęty krzykacz, czy siedzący cicho w kącie.
— „Szara mysz” krzywdzi w zasadzie jedynie siebie, natomiast pyszałek w zasadzie krzywdzi wszystkich wokół — odpowiedział Pan Beneyto podlewając wyjątkowo wybujały szczypiorek w doniczce.
Pan Beneyto i cmentarz
— Byłem na spacerze na cmentarzu — oznajmił Pan Beneyto.
— Było ciekawie?
— Tak. Zawsze zauważam coś interesującego. Na przykład niedawno odczytałem ledwo widoczny wierszyk na wietrzejącej płycie:
„Tu leży inżynier ubogi.
Dziergał, dziergał
aż wyciągnął
nogi”
— A tym razem znalazł Pan równie ciekawy wiersz?
— Nie, ale na samotnej płycie bez danych wykuto napis:
„Odszedł stratowany obojętnością”
Nie mówiliśmy więcej nic. Czasem nic nie trzeba mówić.
Pan Beneyto i półki z książkami
Zastałem Pana Beneyto przed moim regałem zapchanym książkami.
— Widzę na półce „Moje życie z Chrystusem” św. Jana z Kronsztadu.
— To prawosławny święty — wyjaśniłem i dodałem — Dziwne książki wybieram.
— Może to one wybierają ciebie? — Retorycznie zapytał Pan Beneyto.
Pan Beneyto i władza
— Najgorszą chorobą nękającą populację całego globu od zarania ludzkości jest Zespół PCE.
— Nigdy nie słyszałem o takiej chorobie — zdziwiłem się. — A co to za choroba i co to oznacza?
— To klasyczna choroba władzy. Pycha. Chciwość. Egoizm. A w innej wersji: Próżność. Chamstwo. Egotyzm. Niektórzy to mają od początku i z tą chorobą idą już do władzy. Innych dopada dopiero na „stołku”. Nieważne, czy jest on malusieńki, czy prawdziwy. Władza deprawuje. I niezmiennie towarzyszy jej PCE. I nie jest istotne, czy władza jest realna czy urojona.
— Poważny pan dzisiaj.
— Ze mną jest jak z pogodą. Czasem słońce, czasem deszcz. A czasem pełne śniegu obłoki w różowe prążki.
Pan Beneyto i telewizja (I)
— Kto sieje wiatr, ten zbiera kurz — wyłączając telewizor Pan Beneyto skomentował najnowszą prognozę pogody.
Pan Beneyto i miejsce w szeregu
— W pewnym kościele przeczytałem o mnichu — patronie ludzi drugiego planu — powiedział Pan Beneyto.
— Hmmmm…. — mruknąłem.
— Myślę, że pierwsi, to pierwsi. Pismo mówi zaś, że ostatni będą pierwszymi. Czyli ostatni także są na dość dobrej pozycji. Ale ludzie drugiego planu nie są nigdy ani pierwsi, ani ostatni. Słabe to.
— Moja E. twierdzi, że my jesteśmy na zdecydowanie dalszym planie niż drugi.
Pan Beneyto zaczął jedynie nerwowo szarpać prawe ucho.
Pan Beneyto i telewizja (II)
Pan Beneyto przez znaczną część dnia oglądał programy informacyjne na różnych stacjach. Przed pójściem spać powiedział:
Na bardzo wielu drzwiach należałoby umieścić tabliczki z napisami:
„Uwaga! Zły człowiek”.
Pan Beneyto i lustro (I)