E-book
7.35
drukowana A5
19.05
drukowana A5
Kolorowa
40.97
Pan Beneyto i Pan Boo

Bezpłatny fragment - Pan Beneyto i Pan Boo

Objętość:
80 str.
ISBN:
978-83-8324-917-9
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 19.05
drukowana A5
Kolorowa
za 40.97

Moim wnusiom

Nieprawda

„Nieprawda” — Obraz z cyklu „Dotyk” namalowany akrylami na płótnie w 2022 roku przez malarkę Ewę Golińską — Pisarkiewicz. Praca była prezentowana po raz pierwszy podczas wystawy autorskiej zatytułowanej „Dotyk” w listopadzie i grudniu 2022 roku w Galerii „Metamorfozy” w Warszawie. Obraz „Nieprawda” pokazywany był również na wystawie autorskiej w Biurze Wystaw Artystycznych w Sieradzu w kwietniu 2023 roku.


Ewa Golińska — Pisarkiewicz (z domu Mazurowska). Urodziła się w Sieradzu. Uczęszczała do Liceum Ogólnokształcącego w Złoczewie. Ukończyła studia w Instytucie Artystycznym Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie (obecnie Uniwersytet Humanistyczno — Przyrodniczy im. Jana Długosza) — Dyplom w Pracowni Malarstwa Wincentego Maszkowskiego.

Prezentowała swoje obrazy na 22 wystawach indywidualnych i ponad 150 zbiorowych w Polsce, USA, Rosji, Niemczech, Włoszech, Belgii, na Słowacji i Ukrainie.

Zaprojektowała okładki i ilustracje do kilkudziesięciu książek i czasopism.

Mieszka w Sieradzu.


Koniec to jedynie kropka poprzedzająca

kolejne zdanie

Ponowny, i niekoniecznie ostatni, powrót Pana Beneyto

„Oczekiwanie”, 2022, Ewa Golińska — Pisarkiewicz

Pan Beneyto i Pan Boo

Pisałem coś, gdy na ekranie pojawił się uśmiech, a po nim drugi. Czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Po chwili pierwszy z uśmiechów odezwał się do mnie: „Wróciłem”. Po głosie poznałem Pana Beneyto. „A to jest mój przyjaciel … Pan Boo”. „Dzień dobry” — przywitał się grzecznie Pan Boo, po czym dodał: „Buu”.

„Co się z Panem działo, gdy Pan odsiadywał życie nie tu, lecz gdzieś tam, gdzie je Pan odsiadywał?”. Zapytałem nieco zawile.

„Poznawałem Pana Boo. To jest bardzo interesujący Pan Boo”

„I to wszystko?”

„A dlaczego nie? Poznawanie kogoś, to zajęcie na długo, a może nawet na jeszcze dłużej. A Pan Boo jest ciut nieodgadniony i potrzebuję wiele czasu żeby zjeść z nim beczkę soli popijając czymś sympatycznym. Bo wiesz … sama sól w dużych ilościach wymaga jednak popicia. Prawda Panie Boo?”.

Pan Boo kiwnął swoim uśmiechem i krótko zakomunikował: „buu”… — myślę, że tak na potwierdzenie słów Pana Beneyto.

„Zostaniecie na dłużej, czy to tylko element podróży?” Grzecznie zapytałem, żeby mieć jasność, co do tego, co może się wydarzyć … lub nie.

„To się okaże, ale bardzo prawdopodobne, że możemy pokręcić się tutaj trochę. Tym bardziej, że nadużywasz, jak zawsze, przecinków i … chcemy zobaczyć dokąd cię to zaprowadzi. A poza tym chcemy ci opowiedzieć to i owo, a najbardziej owo”.

Pan Boo potwierdził mówiąc „buu”.

„Wolisz posłuchać o przecinkach czy ruszamy w opowieść?” — spytał Pan Beneyto.

„W opowieść”.

„To do dzieła!!!”

„Buu” — powiedział Pan Boo.

Pan Beneyto i spotkanie z monarchą

— „Nieważne kiedy, ani gdzie rzecz się działa, i nie będziemy z tego powodu rozdzierać szat, bo ich za dużo nie mamy” — zaczął Pan Beneyto, a Pan Boo potwierdził zwyczajowym „Buu”. — „Ważne, że się wydarzyło i jest o czym poopowiadać. Zatem … Było sobie jakieś tam królestwo, a na jego tronie zasiadał Monarcha, imienia nie pamiętam, bo i po co. Monarchowie tak często się zmieniają, że szkoda czasu, by każdego pamiętać. Żyłem w wielu miejscach, a wszystkie miały władców, a byli jeszcze władcy ponadmiejscowi, którzy stali nad tymi lokalnymi. Oj, iluż przez mój długi, czy niedługi, żywot przewinęło się takich, czy siakich władców!!! Oj, oj!!!” — „Buu” — potwierdził Pan Boo. -„Oj, oj!” — dodał Pan Beneyto.

„Działo się działo, a że działo to armata, to się nawet armatało” — niespodziewanie zanucił radośnie Pan Boo. Po czym dodał oczywiście — „Buu”.

Pan Beneyto spokojnie pominął urok śpiewu Pana Boo skupiając się na jej treści, którą postanowił rozwinąć kontynuując swoją opowieść.

— „Wracając do rzeczy — zaczął — to teraz wrócę do rzeczy”. I wrócił. Jak obiecał.

— „Pewnego razu do stolicy królestwa władanego przez Monarchę przybył zwykły człowiek imieniem R. z R., który wszem i wobec mówił w pokłonach, zwanych przez niektórych z dworska, choć zupełnie nieprawidłowo, „lansadami” (ale słowo brzmiało dobrze, zatem było w użyciu do czynności innej od pierwotnej, ale równie nibyważnej w dworskim i nibydworskim wydaniu)”. Tu Pan Beneyto przyjął pozę, która mogła wskazywać, że rozpocznie większy miniwykład o znaczeniu i używaniu słów. Prawidłowo i nie. — „Miało być do rzeczy” — przerwał zbliżający się wątek językoznawczy Pan Boo. Pan Beneyto wrócił dzięki temu do przerwanej opowieści. — „Zatem …R. z R. rozpowiadał z dumą, że przybył, jako sługa uniżony do Monarchy, aby oddać należną Monarsze cześć. Szczerze mówiąc, to patrzono na niego jak na niezłego wariata. No bo kto, na zdrowy rozum, przybywa skądś tam do stolicy, po nic? No bo niby, co za zysk z pokłonienia się? A jaki wkład własny w to przedsięwzięcie bez perspektyw? Wariat z sługi uniżonego i tyle. Wariat R. z R.

Zwykły człowiek, którego będziemy nazywać dalej Sługą Uniżonym, postanowił jednak oddać cześć Monarsze, tak jak to sobie umyślił. A umyślił, ponieważ wydawało mu się, że Monarsze należny jest jego pokłon i bez tego pokłonu władcy może czegoś brakować i może nie czuć się odpowiednio uszanowany przez uniżonego sługę, którego, przypominam, nazywać będziemy Sługą Uniżonym. Zwykły człowiek, którego przypominam …nazywać będziemy Sługą Uniżonym, udał się do zamku — przepysznej siedziby władcy, aby wziąć udział w codziennej audiencji. Udając się nie uważał, że idzie po nic, bo pokłonić się własnoosobiście królowi, to jest całkiem duże COŚ.

W ogromnej Sali Poczekalnej, która prowadziła do Sali Audiencyjnej kłębiło się od mrowia ludzi. Straże pilnowały drzwi dzielnie dzierżąc halabardy i zadzierając brody zgodnie ze stopniem ważności poszczególnych osób. Najważniejszy był hrabia TT, który pełnił urząd Dzielcy Audiencyjnego. Stojąc na niewielkim podeściku wyłożonym aksamitem w kolorze odpowiednim do aktualnie odpowiedniego dnia, zadawał sakramentalne pytania każdemu, kto chciał w audiencji uczestniczyć. Pytanie brzmiało: „Prośba czy skarga?”. Bo wiedzieć należy, że na audiencję przybywały tłumy o twarzach dość lisio i fałszywie uśmiechniętych (rzekomo przyjaźnie, a na pewno przymilnie), tych którzy chcieli władcę o coś prosić i równie wielkie tłumy o ponurych i zaciętych gębach tych, którzy chcieli wnieść skargi i protesty.

Należy też wiedzieć, że audiencja przebiegała w sposób przechodni — przed drzwiami formowały się dwa ciągi petentów, którzy po otwarciu przemieszczali się gęsiego w stronę podwyższenia z tronem, na którym zasiadał Monarcha. U stóp tronu stał Wielki Odpowiedzialnik, który był wielce odpowiedzialny za porządek audiencji. Jego praca był ciężka i nużąca. Poinstruowani przed drzwiami petenci podchodzili parami. Z prawej ten z prośbą, z lewej ten ze skargą. Wielki Odpowiedzialnik kiwał głową i petent przedstawiał się i wypowiadał prośbę — „Wasza Miłość (tu następował ukłon), ja, hrabia taki a taki, proszę o stanowisko ambasadora w państwie takim a takim dla syna mego, dla zięcia mego, dla kogoś tam mego (tu następował ukłon i petent oddalał się wycofując tyłem). Po czym, po kiwnięciu Wielkiego Odpowiedzialnika, kłaniał się petent ze skargą — „Wasza miłość, ja, baron taki a taki, proszę Cię Panie o sprawiedliwość, ponieważ — tu następowały przeróżne „ponieważ”, a były czasem tak przedziwne, że nawet uczniom filozofów, którzy prześcignęli swoich Mistrzów nie śniłoby się to w najkoszmarniejszych koszmarach.

Po bokach Sali Audiencyjnej licznie stała zgromadzona tam w strojach nieodmiennie uroczystych służba, dworzanie i kto tam jeszcze stać powinien. Jednak w miarę upływu godzin, ubywało ludzi pod ścianami, aż w końcu było ich kompletnie brak. Choć im samym najwyraźniej audiencji nie brakowało.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 19.05
drukowana A5
Kolorowa
za 40.97