E-book
15.75
drukowana A5
74.26
drukowana A5
Kolorowa
108.2
Pamiętniki rowerowe

Bezpłatny fragment - Pamiętniki rowerowe

2014—2024


5
Objętość:
453 str.
ISBN:
978-83-8384-951-5
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 74.26
drukowana A5
Kolorowa
za 108.2

PRZEDMOWA

Długo zastanawiałem się Drogi Czytelniku jak przygotować to dzieło, które trzymasz w dłoniach. Nie, nie jestem jego autorem. Przyjąłem na siebie jedynie rolę redaktora. Pokusiłem się, aby zrobić coś odwrotnego od tego, co zazwyczaj jest czynione. Otóż postanowiłem przenieść Internet do drukowanej książki. W połowie pracy zauważyłem jak trudne to zadanie. Zmierzyłem się z ogromnym materiałem zgromadzonym przez mojego ojca na blogu, którego prowadzi już 10 lat. Wybrałem jedynie skrawki, które niczym ulotne chwile, bardziej przypominają wspomnienia. Zatem Drogi Czytelniku, najbardziej odpowiednio jest nazwać to dzieło pamiętnikiem.

Kiedy w 2014 roku mój ojciec zaczął prowadzić bloga, nic nie zapowiadało tego, że w krótkim czasie stanie się on dość popularny w kręgach lokalnych rowerzystów. Posty pełne opisów przyrody, historycznych odniesień i kontekstów, okraszone naprawdę dobrymi zdjęciami i poczuciem humoru, szybko zaczęły służyć lokalnym obieżyświatom za inspirację do wyznaczania sobie tras wędrówek. W tym miejscu Drogi Czytelniku możesz zastanawiać się, czemu nie używam określenia „mój tata”. Prawda, brzmiałoby zdecydowanie lepiej i cieplej. Lecz w moim rodzinnym domu zawsze, z bratem, mówiliśmy o nim „nasz ojciec”, w czym kryło się równie wiele ciepła i rodzinnej więzi. Zatem Drogi Czytelniku, sam rozumiesz, tylko taki zwrot jest dla mnie naturalny… już od 45 lat.

To, że ojciec ma talent do robienia zdjęć, wiedzieliśmy praktycznie od dzieciństwa. Wszystkie rodzinne wycieczki były przez niego dokumentowane. Wielki, ciężki aparat Zenit, chyba radzieckiej produkcji, zawsze wisiał mu u szyi. Jeszcze pamiętam wielką optyczną maszynę, która znajdowała się w piwnicy. Nigdy nie widziałem jej w użyciu, ale był to ślad po czasach, kiedy ojciec także sam zdjęcia wywoływał. Zrobienie zdjęcia w tamtych czasach nie było łatwe. Dzisiejszy uczeń podstawówki, w ciągu godziny robi więcej zdjęć, niż standardowy Polak lat 80-tych XX wieku w ciągu roku. I tak oto staliśmy sobie grzecznie w bezruchu, a ojciec celował w nas obiektywem, który posiadał dziesiątki pokręteł, namiętnie przez niego obracanych. Zniecierpliwieni, słuchaliśmy wykładu, że aparat trzeba ustawić żeby zdjęcie wyszło. Wychodziło, bardzo dobrze mu wychodziło. Ot, zwykłe fotki z wakacji, ale po latach dalej dobrze się je ogląda. Czasy się zmieniły, a aparaty stały się cyfrowe, robienie zdjęć proste jak nigdy. Niemniej śledząc karty tego dzieła, zauważysz z pewnością Drogi Czytelniku, że oko ma mój ojciec dalej dobre do fotografowania.

To, że ojciec uwielbia historię, to też właściwie wiedzieliśmy od dawna. Wiedział wszystko, zawsze. Pamiętam, że kiedy byłem w liceum to miałem problem, żeby przebrnąć przez opasłe lektury. Myślałem, że po przeczytaniu „Zbrodni i kary” dostanę medal, a tymczasem mój ojciec w tym samym czasie, w kuchni, „leciał” sobie historię Rosji od XV do XVII wieku, książkę grubości opony do Fiata 126p, zapisanej małym druczkiem. Mało tego, on to nie tylko przeczytał, on to pamiętał. Każda podróż, dłuższa czy krótsza, wiązała się z tym, że walorem dodatkowym była przypowieść naszego ojca na temat historii danego miejsca. Czasem miałem wrażenie, że w tym kraju każdy kamień leżący przy drodze ma jakąś historię.

O jego kolejnych pasjach dowiedzieliśmy się trochę później. Rower. Przez jednych używany jako środek transportu, dla innych jest jedynie sportowym przyrządem. Dla mojego ojca stał się przyjemnością, bo dawał wolność swobodnej podróży i fantastyczny kontakt z przyrodą. Kiedy nogi nadają rytm, a wzrok śledzi uciekający spod kół asfalt, to się rozum uspokaja, bo nadąża za organizmem na swój sposób, układając myśli w równe sztaple, jak deski w tartaku. Wiem, bo kiedyś też sporo jeździłem. Ojciec jeździ dużo i oby miał siłę jeździć jeszcze więcej. Oczywiście to nie sama jazda, bo dodatkowo jest w stanie rozłożyć w piwnicy rower na drobne części i złożyć go z zamkniętymi oczami, niczym komandos składający swój karabin.

Kiedy przeczytałem jego wpisy na blogu zauważyłem, że ma też dar do pisania. Oto Drogi Czytelniku trafia w Twe ręce skopiowanych kilkadziesiąt postów z 10 lat historii bloga www.bikestats.pl/rowerzysta/Jorg. Autor bloga, Jorg (mój ojciec) nie wiedział, że mam zamiar to zrobić, więc nie miał wpływu, na dobór postów. Mam wrażenie, że nawet ja nie miałem wpływu, bo tyle tam tego jest i wszystko dobre, że czasami musiałem przyjmować metodę losowania, który post trafi do książki.

Znajdziesz tu Drogi Czytelniku głównie opisy ciekawostek bliższej i dalszej okolicy Skwierzyny, miejsca gdzie Jorg osiadł na stałe, ale odwiedził on rowerem praktycznie całe północne województwo lubuskie, od Kostrzyna nad Odrą na zachodzie, od Świebodzina na południu, po zachodnią Wielkopolskę, Międzychód i okolice, aż do Poznania. Świetnie w swych podróżach i odkryciach udokumentował kulturę zachodniej Polski i nieco zaniedbane dziedzictwo dawnych mieszkańców tych terenów. Z wielką pasją odnajdował w lasach Puszczy Noteckiej ślady po dawnych niemieckich osadach. Fantastycznie ukazał życie współczesnych mieszkańców północnej Ziemi Lubuskiej, na tle artefaktów pozostawionych przez przedwojennych Niemców. Udowodnił w swych podróżach, że ślady te widać, wystarczy otworzyć oczy. Pokazał, że człowiek powinien się zatrzymać, zajrzeć za krzak i zastanowić się kto mieszkał w domu, z którego zostało jedynie parę cegieł. Historia Ziemi Lubuskiej jest wielowymiarowa, w świadomości współczesnych naznaczona okrucieństwem II wojny światowej. Odwiedził Jorg wiele pozostałości po betonowych bunkrach, które są świadectwem szalonych idei XX wieku, które niech na zawsze już pozostaną ruinami. Jorg sięgał często dalej, odnajdując perełki z czasów napoleońskich i dużo wcześniejszych, z początkami chrześcijaństwa na tych ziemiach włącznie. Ślady dawnych mnichów, bitew, legend, opowieści o dawnych władcach. Lecz, co najważniejsze, uchwycił również ślady zwykłego życia ludzi, dla których ziemie te były domem, i współcześnie są domem. Bywał też Jorg rowerem w swych rodzinnych stronach, w dalekiej Małopolsce, a posty z wycieczek po malowniczych Ryglicach i Tuchowie też tutaj odnajdziesz. Uważaj Drogi Czytelniku!!! Jorg przejechał 91 618,16 km, w rowerowym siodełku spędził 193 doby, 16 godzin i 42 minuty, a na blogu umieścił 990 postów. Statystyka cały czas rośnie. Zatem Drogi Czytelniku, jeśli spodoba Ci się to dzieło, zajrzyj koniecznie na bloga rowerzysty Jorga (mojego ojca).

Artur Wójtowicz

Październik 2024 r.

ROK 2014

Wzdłuż międzywojennej granicy wersalskiej

Sobota, 29 listopada 2014 | dodano: 29.11.2014 r.

Skoro nie pada to, mimo chłodu, jazda nadal jest możliwa. Dla jazdy w terenie lekki mrozek nawet pomaga utwardzając piaszczyste odcinki. Na dzisiejszy wyjazd wybrałem trasę prowadzącą wschodnią granicą sąsiedniej gminy Przytoczna. Tak się akurat składa, że pokrywa się ona z międzywojenną granicą wersalską.

Wyjazd z Skwierzyny polnymi drogami w kierunku Krasnego Dłuska. Kilkaset metrów od rynku kończą się drogi utwardzone, a zaczynają terenowe i tak będzie aż do Krobielewa. Droga prowadzi przez las, z którego wyjeżdżam tuż obok leśniczówki w samym Dłusku. Mijam pałac, w którym właściciele urządzili ośrodek wypoczynkowy „Leśny Dwór”.

Pałac w Krasnym Dłusku.

Krasne Dłusko może być znane starszym miłośnikom jazdy konnej, wielu z nich nabyło tutaj tej umiejętności. Kilkanaście lat, aż do śmierci w 1977 r., mieszkał tu rotmistrz Jarosław Suchorski, wielki miłośnik koni i jazdy konnej, autor podręcznika do jazdy konnej. Jego postać była wspominana z wielkim szacunkiem w środowisku wojskowym Skwierzyny na początku lat 80 ubiegłego wieku.

Zaraz za wioską, przez mostek na Męcince (Strudze Lubikowskiej), wjeżdżam na drogę prowadzącą wzdłuż wału przeciwpowodziowego. Dziś strumyczek ledwie sączy się po dnie, aż się nie chce wierzyć, że kiedyś między Przytoczną a Dłuskiem na rzeczce pracowały dwa młyny wodne. Po prawej stronie rozrzucone pojedyncze zabudowania olenderskich osad Gaju i Poręby, a na drugim, skwierzyńskim, brzegu Warty zabudowania Nowego Dworu i Skrzynicy. W Gaju oddalam się od rzeki na kilkaset metrów, ponownie wracam na wał, tuż przed Krobielewem. Nad przydrożnym stawem ślady pracy gryzonia.

Ślady działalności bobra.

W Krobielewie godne uwagi: pracownia artystyczna lokalnego artysty rzeźbiarza i kościół szachulcowy z początku XIX w. Po przeciwnej stronie Warty widać zabudowania Krobielewka. W swojej historii Krobielewko i Krobielewo stanowiły również jedną wieś leżącą po obydwu stronach Warty. W czasie wojen ze Szwedami istniał tu drewniany most, którego relikty podobno można zaobserwować przy niskim stanie wody. Kolejny drewniany most zbudowali saperzy Wermachtu tuż przed II wojną światową, służył on do przeprawy wojska w czasie agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. Miał on długość 318 m, i był wówczas najdłuższym drewnianym mostem w Niemczech. Most ten został zniszczony w czasie działań wojennych w roku 1945. Do roku 1983 istniała w tym miejscu przeprawa promowa. Dziś na obydwu brzegach pozostały drogi, na których zwinięto asfalt na wysokości dawnych przyczółków mostowych.

Malownicza zagroda w rejonie Krobielewa — pracownia artystyczna.
Miejsce dawnego mostu pomiędzy Krobielewem a Krobielewkiem.
Kościół w Krobielewie.

W pobliskim Stryszewie granica przecinała koryto Warty dlatego funkcjonował tam urząd celny kontrolujący ruch na rzece. Zamierzam jednak dotrzeć do dwóch bliźniaczych schronów bojowych w lesie pod Stryszkami i kieruję się w stronę Goraja. Kilka kilometrów nawierzchni asfaltowej. Zaraz po minięciu Nowin kierunkowskaz kieruje mnie w las. Znów drogi gruntowe. Dojeżdżam do stacji transformatorowej przed stawami. Teraz kierunek w prawo. Kiedyś istniała tu kolonia domków, dziś zachował się jeden, chyba dopiero niedawno opuszczony, ale już pozbawiony okien, drzwi i części blacho-dachówki. Zaraz za domkiem, na pagórku, bunkry. Podobno takich bliźniaków na pasie przesłaniania MRU jest więcej. Spotkałem się z opinią że były specjalnie umieszczane w miejscach widocznych z strony polskiej, gdyż ich podstawowym zadaniem było odstraszanie ewentualnego „agresora”. Grubość ścian, a zatem ich odporność nie wyklucza takiego przeznaczenia. Z przedpola bunkrów roztacza się widok na stawy i przecinającą je groblę.

Delikatny bunkier pasa przesłaniania Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego.

Krótka decyzja, jadę do Strychów. Przeprawiam się przez groblę i w las. Z jednego stawu przy grobli spuszczono wodę, nie przeszkadza to jednak łabędziowi minimaliście.

Łabędź przedzierający się ostatnią strugą wody w spuszczonym stawie.

W Strychach zdecydowałem się na jazdę w kierunku Międzychodu. W centrum miejscowości modernistyczna świątynia z wieżą. Przy kościele zabudowania Katolickiego Ośrodka Terapii Uzależnień Anastasis.

Modernistyczny kościół w Strychach.

W pobliskim lesie mijam podmokłą dolinkę ze strumykiem, obok aleja drzew. W tym miejscu przekraczam starą wersalska granicę. W trawie leży wyrwana tablica informująca, że aleja jest zabytkiem przyrody. Za plecami sporadycznie używana do ruchu towarowego linia kolejowa z Międzychodu w kierunku Wierzbna i dalej z odgałęzieniami do Skwierzyny i Międzyrzecza. Akurat ten odcinek został otwarty w roku 1887. Na starej mapie z lat trzydziestych widać, że w związku z granicą, pomiędzy Wierzbnem a Muchocinem zostały zdemontowane tory.

Podmokła dolina ze strumieniem.
Malownicza aleja. Zabytek przyrody.

Przed Jeziorem Tuczno kieruję się na Stare Gorzycko i jego przysiółek Sterki. Tu na rozwidleniu dróg Skwierzyna — Poznań z drogą do Nowego Gorzycka, przy obecnej granicy województw Lubuskiego i Wielkopolskiego zachował się budynek niemieckiego posterunku straży granicznej, jeszcze niedawno mieścił się w nim zajazd, dziś opuszczony niszczeje. Po drugiej stronie drogi zachowały się schody prowadzące do nieistniejącego budynku polskiej kontroli granicznej. W latach 30—31 zanotowano na tym przejściu kilka incydentów polegających na niszczeniu znaków granicznych i wyrywaniu szlabanu.

Budynek dawnego niemieckiego posterunku granicznego.
Schody. Jedyna pozostałość po polskich zabudowaniach granicznych.

W pobliskim Wierzbnie w parku przed pałacem oglądnąć można tzw. kamień wersalski przeniesiony z pobliskiej granicy. Dzisiejszy ruch na drodze w kierunku Skwierzyny nie zachęcał jednak do jazdy drogą pozbawioną pobocza. Wierzbno zatem sobie darowałem, a kamień wygląda tak jak na zdjęciu zrobionym za mojej poprzedniej bytności w tej okolicy.

Kamień wersalski.

Wybieram dalszą mniej ruchliwą ale nietypową trasę. Kieruję się w drogę na Nowe Gorzycko, za Gorzyckiem jadę do Zielomyśla, jednak sama wioskę omijam skręcając wczesniej do Szarcza, z Szarcza pedałuję do Stołunia. W Stołuniu obok remizy stoi drewniany pomnik pochodzącego z tej wioski międzywojennego siłacza i zapaśnika Leona Pineckiego. Pinecki zmarł już w okresie powojennym w Łagowie.

Pomnik zapaśnika Leona Pineckiego.

Zaraz za Stołuniem muszę na kilka kilometrów pożegnać się z szosą prowadzącą do Międzyrzecza i skrótem drogą gruntową docieram do szosy Międzyrzecz- Rokitno na wysokości Jeziora Lubikowskiego. Zapada zmrok więc teraz jadę już bezpośrednio do domu. Większość trasy pokonałem drogami leśnymi, zatem wiatr zbytnio nie dokuczał. I znacznie zbliżyłem się do granicy 8 tys. w mijającym roku. Rower: 76.00 km

Most Bieruta

Niedziela, 9 listopada 2014 | dodano: 09.11.2014 r.

Wczorajszą sobotę i niedzielny poranek z powodów rodzinnych musiałem sobie odpuścić. Dopiero dziś po południu, po powrocie do Skwierzyny mogłem sobie pozwolić na dwugodzinną przejażdżkę. Pogoda trochę mglista, ale warunki do jazdy nie najgorsze. Dziś wypadło na most Bieruta.

Trasa szosowo-terenowa zaliczana kilkakrotnie w ciągu roku. Pierwsza część, starą trójką od Skwierzyny w kierunku Międzyrzecza kończy się za tablicą na której wita nas gmina Międzyrzecz. Lasem docieram do przeprawy przez Obrę znanej jako Most Bieruta.

Kiedyś istniał w tym miejscu drewniany most, przed rokiem 1945 zwany Mostem Wilhelma, doskonale znany wszystkim którzy spływali Obrą z Międzyrzecza w kierunku Bledzewa. Dziś jest to podwójny przepust rurowy, poważne utrudnienie dla kajakarzy. Muszą swoje jednostki pływające wyciągać na nabrzeże i ponownie wodować za mostkiem. Kilka lat temu, po jego „odbudowie” przez pewien czas wisiała na nim niebieska tablica z ironicznym napisem „Przed wojną był tu most Wilhelma, po wojnie Bieruta. Teraz jest przepust rurowy pomysłu jakiegoś fiu..”.

Stara droga krajowa nr 3.
Tabliczka widoczna od strony wody. Umieszczona najprawdopodobniej przez sfrustrowanych kajakarzy.

Od mostu, a właściwie grobli, w której umieszczono przepusty, rozpoczyna się cofka Zalewu Bledzewskiego, a sama zapora z elektrownią znajduje się jakieś 7—8 km w dół rzeki.

Droga na grobli, w której umieszczono przepusty rurowe.
Droga Wilhelma.

Za groblą podjazd na wysoki brzeg i na najbliższym skrzyżowaniu ukazuje się fotogeniczna aleja obsadzona platanami prowadząca w kierunku Chyciny. Na starej przedwojennej mapie nazwana jest Drogą Wilhelma (Wilhelmstarsse).

Tu pozwolę sobie wtrącić dygresję skąd tu tyle tego Wilhelma. Podobno niemiecki przewodnik z lat 30 wspomina o tym, że w roku 1902 cesarz Wilhelm II podczas podróży na manewry wojskowe pod Poznaniem zatrzymał się na kilka dni w Chycinie. Potem na pamiątkę cesarskiej wizyty drogę w kierunku Głębokiego nazwano Wilhelmstrasse, most na Obrze — Wilhelmsbrücke, a cypel nad Jeziorem Chycińskim — Kaiserzelt.

Już po zmroku wydostałem się z lasu na asfalt w Chycinie i drogę do Goruńska, Bledzewa i Skwierzyny. Zaraz za Chyciną wystąpiła awaria mojego zasadniczego oświetlenia. Błacha usterka, ale wymagała użycia kombinerek. Do niedawna miałem zamontowane oświetlenie awaryjne. Pech, że ktoś ostatnio „podzielił się” moją przednią lampą, zostawiając mi tylko uchwyt. Dobrze że działała chociaż tylna. Uratowało mnie intuicyjne wożenie w sakwie latarki. Dopiero w Zemsku zostałem poratowany obcęgami do gwoździ i do Skwierzyny dotarłem już w pełnej iluminacji. Rower: 38.00 km

Międzyrzecz, Kęszyca

Poniedziałek, 10 listopada 2014 | dodano: 10.11.2014 r.

Plan na dzień dzisiejszy był o wiele ambitniejszy niż jego wykonanie. Miałem zamiar dotrzeć dalej, zobaczyć więcej. Trasę z Skwierzyny do Nietoperka pokonałem dawną trójką. Obecnie po oddaniu do użytku trasy szybkiego ruchu auta się tam przeniosły, więc starą „trójką” jeździ się nią całkiem przyjemnie, niezła nawierzchnia, ruch umiarkowany.

W Międzyrzeczu za mostem na Obrze nadal trwa remont ul. Waszkiewicza. Plac budowy ominąłem od strony zamku. Skorzystałem z okazji żeby przekroczyć mostek na Paklicy, zerknąć na podwórko muzealne, zrobić parę zdjęć. Po kolei są to: budynek bramny, siedziba starostów międzyrzeckich — obecnie muzeum, wejście do świeżo wyremontowanego zamku i Bracia Międzyrzeccy -pierwsi polscy męczennicy z 1003 r.

Budynek bramny.
Siedziba starostów międzyrzeckich — obecnie muzeum.
Wejście do świeżo wyremontowanego zamku.
Bracia Międzyrzeccy -pierwsi polscy męczennicy z 1003 r.

W pobliżu południowego węzła obwodnicy, przy drodze do Nietoperka zamierzałem sprawdzić czy nie zachowały się w terenie jakieś ślady po rozebranej na początku lat 70 Wieży Bismarcka. Nie natrafiłem chyba na właściwe miejsce. W centrum Nietoperka leżą przewiezione stamtąd kamienie z nazwiskami fundatorów w/w wieży. Dziś jednak nie kierowałem się w stronę centrum wioski, lecz do Kęszycy.

W samej Kęszycy zaciekawiło mnie dokąd prowadzi niebieski szlak rowerowy. Zaraz za wioską pokazał się należący do MRU pas zębów smoka, ciągnący się gdzieś w dal (podobno na odcinku 12 km.). Po jakimś 1,5 km natrafiłem na nieźle zachowany bunkier. W domu, po powrocie, sprawdziłem. Był to PzW 724, należący do Grupy Warownej „Yorck”, zbudowany w roku 1939, zachowany w 95 %, dwukondygnacyjny, połączony z systemem podziemnym klatką schodową. Wejście dla przypadkowych turystów niedostępne. Podobno jeszcze zupełnie niedawno za schronem stała wieża widokowa, obecnie rozebrana ze względu na zły stan techniczny. Doczytałem się również, że na przedpolu bunkra istnieje fragment założenia parkowo — pałacowego Charlottenhof, rozebranego w latach trzydziestych w związku z budowa wspomnianego panzerwerku. Po kolejnych kilku kilometrach i zębach smoka niespodziewanie znalazłem się w … Nietoperku. Ciekawość została zaspokojona.

Zęby smoka. Umocnienia przeciwczołgowe MRU.
PzW 724 należący do Grupy Warownej „Yorck”.
Droga w stronę Nietoperka.

Ponowna jazda do Kęszycy, ale teraz już trochę zmodyfikowałem plany. Zrezygnowałem z byłej bazy wojsk radzieckich w Kęszycy Leśnej, a na rozjeździe za kościołem wybrałem brukowaną drogę do Kurska. Po około 2 km od wioski, w zaroślach słupy od bramy wjazdowej i fundamenty uruchomionej w roku 1925 elektrowni parowej opalanej węglem brunatnym wydobywanym na miejscu. Węgiel brunatny wydobywano w Kęszycy od roku 1857. Sama elektrownia o mocy 3,5 MW czynna była od roku 1925 do 1938. Została zlikwidowana i zburzona w roku 1938 w związku z zbudowanymi w pobliżu obiektami MRU. W tym samym okresie 1934—38 wysiedlono większość mieszkańców Kęszycy i osiedlono ich w nowo wybudowanych koloniach w Nowym Kursku i Gościkowie.

Przed Kurskiem przejechałem przez obrotowy most forteczny nad kanałem Strugi Jeziornej. Całe otoczenie mostu obstawione tabliczkami „Teren prywatny — wstęp wzbroniony”. Widok psuje jakiś daszek ze stołem, ławami i jeszcze dymiącym grillem. Zrezygnowałem z fotografowania. Podobny most, a moim zdaniem nawet bardziej fotogeniczny jest w Starym Dworku. W Kursku ostatecznie zrezygnowałem z będącej jeszcze w planach na dziś Gorzycy. Na koniec fotka malowniczego bagna znajdującego się przy drodze z Kurska do Chyciny, i przez Bledzew do domu. Rower: 63.00 km

Pozostałości elektrowni.
Słupy od bramy wjazdowej i fundamenty uruchomionej w roku 1925 elektrowni parowej opalanej węglem brunatnym.
Brukowana droga do Kurska.
Fotka malowniczego bagna w drodze z Kurska do Chyciny.

Grupa Warowna Ludendorff i inne militaria

Wtorek, 11 listopada 2014 | dodano: 11.11.2014 r.

Dziś w planach miała być wycieczka maksymalnie do 30 km. Wyjazd w kierunku szosy kostrzyńskiej. Na rozdrożu Gorzów- Kostrzyn pierwszy przystanek. Po prawej pomnik wspomnienie drogi przemarszu 2 AWP. Dokładnie po przeciwnej stronie drogi panzerwerk PZ. W875. Częściowo wysadzony, chyba ostatni większy bunkier północnego odcinka MRU.

Pomnik — wspomnienie drogi przemarszu 2 AWP.
Panzerwerk PZ. W875.

Następny przystanek przed Lisią Górą ze zniszczonymi schronami Grupy Warownej Ludendorff. Jest to jedno z trzech miejsc, w których toczyły się walki o zdobycie MRU. Całkowicie zniszczony system bunkrów z podziemnymi koszarami, połączonych poternami. Podziemia z względu na zawały niedostępne od 1945 r. Zwiedzając obiekt trzeba zachować szczególną ostrożność z względu na otwarte szyby zniszczonych klatek schodowych do części podziemnej. Na Lisiej Górze trwają jakieś roboty leśne i wycinka drzew. Wokół ruin zrobiło się przez to jakby bardziej przestronnie.

GW Ludendorff. Zasypana poterna prowadząca w głąb wzgórza do podziemi GW i ruiny kazamaty dla działka ppanc, na dole widoczne łoże do osadzenia armatki.
GW Ludendorff, rozerwana wybuchem trzystrzelnicowa kopuła odosobnionej wieży na stoku Lisiej Góry.
Prowizoryczne schody na Lisią Górę.
Ruiny panzerwerka.
Ruiny panzerwerka. Widoczny szyb klatki schodowej i windy.

Drogą pożarową 19 dojeżdżam do leśniczówki Bledzewko, skręcam do obrotowego mostu fortecznego w Starym Dworku. Most nad sztucznie wykopanym kanałem jest sprawny, i okazjonalnie bywa obracany. Dziś jest zajęty przez amatorów wędkowania. Nie chcę przeszkadzać, zawracam. To zdjęcie pochodzi z wcześniejszej wycieczki.

Obrotowy most forteczny w Starym Dworku.

Na moście zdecydowałem się na przedłużenie jazdy do Bledzewa. Drogowskaz kieruje w boczną, leśną drogę do Tymskiego Młyna. Droga trochę piaszczysta, ale przejezdna. Przy okazji natrafiłem na bunkropodobną budowlę, o której nie miałem do tej pory żadnego pojęcia. Wokół ślady robót ziemnych, chyba z okresu budowy MRU. Może w tym rejonie miał powstać jakiś kolejny element umocnień zanim przerwano roboty. Akurat odcinek od Bledzewa do Starego Dworku, poza okopami, pozbawiony jest jakichkolwiek stałych umocnień.

„Bunkropodobna” konstrukcja nieznanego przeznaczenia.

W Bledzewie zatrzymałem się na chwilę przy figurce Matki Boskiej zwanej kiedyś Bledzewską. Pochodzi ona z roku 1811.Słabo czytelna inskrypcja wykuta na cokole prosi Marię o opiekę nad ziemią bledzewską i informuje, że figurę ustawiono na mogile 87 rosyjskich żołnierzy, uczestników kampanii napoleońskiej z roku 1806. Żołnierze ci zmarli w szpitalu urządzonym przez miejscowy klasztor cystersów i zostali pochowani w zbiorowej mogile.

Figurka Matki Boskiej, zwana kiedyś Bledzewską.

Z Bledzewa prościutko i grzecznie do domu. Do 30 km. zabrakło kilkaset metrów. Rower: 29.00 km.

Do Gorzycy

Sobota, 15 listopada 2014 | dodano: 15.11.2014 r.

Na sobotę zaplanowałem jazdę w rejon Gorzycy i Świętego Wojciecha. W trakcie wycieczki ma dołączyć do mnie Artur. Na dziś wybrałem drogę przez Bledzew a następnie skrótami przez lasy do Międzyrzecza. Zaraz za pierwszym mostem w Bledzewie skręcam w kierunku gospodarstwa agroturystycznego „Dolatówka”. Obok trwają prace przy budowie nowego mostu, który ma zastąpić istniejące dotychczas dwa zabytkowe mosty na Obrze i wpadającym do niej kanale z wodami Ponikwy.

Wkrótce porzucam drogę do Dolatówki na rzecz drogi pożarowej 58. Doprowadza ona do mostka na Strudze Jeziornej łączącej J. Chycińskie z Zalewem Bledzewskim. Przy jej ujściu istniał kiedyś młyn wodny Grunziger Heidemühle. Uległ likwidacji po napełnieniu zbiornika ponieważ znalazł się w obrębie jego cofki. Obecnie można zobaczyć tylko fundamenty domu młynarza i zatopione pod wodą jakieś elementy młyńskiej budowli piętrzącej. Mostek podobnie jak Most Bieruta jest przepustem rurowym. Miejsce to obecnie nosi nazwę Grądzkie. W pobliżu na wysokim brzegu zalewu istnieją ślady wczesnośredniowiecznego grodziska. Dziś jednak czas nie pozwala na zwiedzanie grodziska.

Droga Wilhelma.

Dalsza droga prowadzi przez las w kierunku Gorzycy, w pewnej chwili mijam wspomnianą już w ubiegłym tygodniu Drogę Wilhelma. Przed samą Gorzycą mijam malowniczą skarpę porośnięta lasem. Z drogi rozciąga się widok na równie malowniczą dolinkę i wijącą się w niej Obrę.

Ponieważ umówiłem się z Arturem w Św. Wojciechu, a czas nieubłaganie goni rezygnuję z wałęsania się po wiosce. Przejeżdżam obok zabytkowego kościoła i dzwonnicy i w dalszą drogę. Resztę zwiedzania zostawiam sobie na inną okazję. Za wioską wybieram skrót leśną droga do Św. Wojciecha. Prawdopodobnie w tej wiosce w r. 1003 istniał erem w którym zostali zamordowani pierwsi polscy męczennicy — Bracia Międzyrzeccy.

Z Arturem spotykam się za Św. Wojciechem pod wiaduktem S-3. Po krótkiej naradzie zapada decyzja co do dalszej trasy. Wracamy do Skwierzyny drogą przez Kalsko i Rokitno.

Sanktuarium w Rokitnie.

Za Rokitnem decydujemy się przeciąć szosę poznańską. Jedziemy do Nowej Niedrzwicy i Krasnego Dłuska. Z Krasnego Dłuska leśną drogą do samej Skwierzyny. Rower: 58.00 km

Skoki — nieuchwytny pomnik wilka

Sobota, 22 listopada 2014 | dodano: 22.11.2014 r.

Na dziś zaplanowane było odszukanie pomnika wilka, obelisku postawionego na pamiątkę ustrzelenia w roku 1852 ostatniego wilka w lasach międzyrzeckich. Trochę ograniczony czas nie pozwolił na dokładniejsze spenetrowanie rejonu w którym stoi ten pomnik. A stoi na wzgórzu i miał być widoczny z przebiegającego nieopodal czerwonego szlaku pieszego. Jak się okazało wzgórków przy szlaku było kilka, a obelisk pozostał niewidoczny. Zabrakło czasu na powtórne przejechanie tego odcinka. Jeżeli pogoda pozwoli spróbuję jeszcze raz przy najbliższym wyjeździe. Wydaje mi się, że teraz wiem w którym miejscu został popełniony błąd w poszukiwaniach.

Trasa do Międzyrzecza zwykłym szlakiem, starą trójką. Zdjęcia z przejazdu przez Międzyrzecz pochodzą z poprzednich wyjazdów. Są to po kolei: pierwsze — dawna remiza i komenda PSP w Międzyrzeczu; drugie — Liceum Ogólnokształcące; trzecie — wieża ciśnień.

Dawna remiza i komenda PSP w Międzyrzeczu.
Liceum Ogólnokształcące w Międzyrzeczu.
Wieża ciśnień w Międzyrzeczu.

Dalej z Międzyrzecza drogą w kierunku Zbąszynka i Wolsztyna. Pomnik znajduje się kilkaset metrów od drogi, w lesie po jej lewej stronie, na odcinku pomiędzy Skokami a leśniczówką Czarny Bocian. Za Skokami jazda terenowa leśnymi drogami, niektóre z nich w znakomitym stanie, jak ta która jest oznakowana jako niebieski szlak rowerowy, inne bardziej terenowe jak czerwony szlak pieszy do Bukowca. Wędrówka przez lasy skończyła się ostatecznie w Bukowcu. Z Bukowca szybki powrót jednym skokiem poprzez Międzyrzecz do Skwierzyny. Reasumując cel został osiągnięty połowicznie: była przejażdżka na dystansie 69 km., i pomimo, że pomnik nie został odnaleziony to rejon poszukiwań jest teraz zawężony do jakichś 500 m. Rower: 69.00 km

Ponownie pomnik wilka

Wtorek, 25 listopada 2014 | dodano: 25.11.2014 r.

Dziś mam dzień urlopu. Na rano miałem zaplanowany wyjazd do Gorzowa, a po powrocie liczyłem, że pogoda pozwoli na rower. Żonę już wczoraj wyhamowałem w jej pomysłach na zagospodarowanie mojego wolnego przedpołudnia. Na resztę dnia jestem zatem wolny jak konik polny. Przeglądnąłem wszystkie informacje w temacie i jadę jeszcze raz poszukać pomnika wilka. Sektor ograniczony drogami Międzyrzecz-Pszczew oraz Międzyrzecz-Świebodzin jest mi całkowicie nieznany, oczywiście nie licząc jazdy pociągiem do Zbąszynka. Dzisiejszy wyjazd jest dopiero drugim w tamte okolice. Kierunek wygląda na dosyć ciekawy, ale jakąś dokładniejszą eksplorację trzeba odłożyć do wiosny.

W drodze do Międzyrzecza i Skoków nie szukam żadnych ciekawostek. Pierwszy przystanek robię na grobli w Skokach.

Skoki- dawniej Borowy Młyn (Heydemühle) osada nad Paklicą przy Jeziorze Bukowieckim. Jezioro jest zalewem powstałym przez spiętrzenie wód Paklicy dla potrzeb młyna. Urządzeniem piętrzącym jest ziemna grobla po której przebiega droga powiatowa do Zbąszynka. Najciekawsze w tym jest to że zalew został zbudowany w drugiej połowie XIV w, ma zatem jakieś 650 lat i należy do najstarszych tego typu budowli na ziemi międzyrzeckiej. Powierzchnia zalewu wraz z połączonym z nim kanałem Jeziorem Wyszanowskim wynosi ok. 140 ha. Zatem więcej niż powierzchnia Zalewu Bledzewskiego, dawałoby mu to powierzchniowo pierwsze miejsce w powiecie. Młyn wzniesiony w tym miejscu przetrwał jako młyn do końca XX w. Obecnie istniejąca zabytkowa budowla jest mieszkaniem właścicieli i siedzibą agencji reklamowej STUDIO STODOŁA Agencja Zleceń Nietypowych. Agencja zajmuje się między innymi znakowaniem szlaków turystycznych. W trakcie pogawędki z właścicielem agencji dowiedziałem się, że przy młynie istniała maleńka elektrownia wodna wykorzystująca siłę spadku wody, obecnie nieczynna. Właściciel ma zamiar częściowo ją odrestaurować, stworzyć ekspozycję urządzeń i udostępnić do zwiedzania. Dla przyszłych poszukiwaczy pomnika wilka również miał dobrą wiadomość, właśnie pracuje nad jego oznakowaniem. Od niego uzyskałem również szczegółowe informacje jak tam dotrzeć. W zasadzie potwierdziły się moje przypuszczenia co do jego lokalizacji. Poprzednim razem minąłem go w odległości jakichś 150 m.

Przynajmniej raz miała tu miejsce większa katastrofa budowlana, mianowicie w 1761 r. woda przerwała groblę i wezbrane wody Paklicy zalały najniżej położone tereny Międzyrzecza. Po drugiej wojnie, w celu naprawy zapory, wody jeziora były spuszczane dwukrotnie. Ostatnio o fatalnym stanie grobli mówiło się w roku 2008, jednak już coś w tym względzie zostało zrobione ponieważ mój rozmówca wspomniał że wbito ściankę Larsena i widać świeże kamienne wzmocnienia tamy.

Skoki — budynek po młynie. Obecnie siedziba agencji reklamowej.
Skoki — dawniej Borowy Młyn (Heydemühle) osada nad Paklicą przy Jeziorze Bukowieckim.

Pomnik wilka prawdopodobnie jedyny w Polsce, a być może w Europie postawiono w miejscu, w którym 18 lipca 1852 r. upolowano ostatniego wilka w lasach międzyrzeckich. Wilki w ówczesnych czasach były traktowane jako szkodniki i jako takie bezlitośnie tępione. Wilk którego upolowano w okolicy Wyszanowa przywędrował z Wielkopolski i wyrządzał duże szkody wśród zwierząt domowych okolicznych rolników. Zorganizowano więc wielkie polowanie z obławą, podczas którego ostatniego wilka ustrzelił myśliwy z podpoznańskiego Lusowa Johan Unger. Wdzięczni mieszkańcy okolicznych wiosek postawili w tym miejscu pamiątkowy kamienny obelisk o wysokości ok. 3 m. Umieszczono na nim okolicznościową płytę z napisem. Obecna płyta z napisem niemieckim i luźnym tłumaczeniem na polski została na nim umieszczona po remoncie przeprowadzonym przez leśników w 2004 r. Przedtem pomnik jako poniemiecki był w opłakanym stanie. Podobno watachę wilków nazywano w miejscowej gwarze komuną, zatem komunista z tekstu niemieckiego jest po prostu wilkiem. W polskim tłumaczeniu miano Communist zastąpiono określeniem Kompan.

Pomnik nie jest wyeksponowany, nieco oddalony od drogi i zlewa się barwą z otaczającymi pniami sosen. Bez oznaczenia łatwo go ominąć.

Pomnik wilka.
Tablica z inskrypcją „Tu zakończył Kompan życie, który owiec zżera płód. Johan Unger należycie zaspokoił jego głód”.

W wcześniejszej w rozmowie przed młynem w Skokach jego właściciel wspomniał, że w najbliższej okolicy były jeszcze cztery młyny na Paklicy: w Międzyrzeczu, w Kuźniku, w Szumiącej i Gościkowie. W Międzyrzeczu zostało po młynie tylko miejsce i nazwa ulicy, do Szumiącej i Gościkowa trochę dziś nie po drodze. Natomiast do Kuźnika wystarczy w drodze powrotnej zboczyć w Skokach. Tylko 1 km drogi asfaltowej, a dalej za Kuźnikiem drogą gruntową można dotrzeć do dzielnicy Międzyrzecza — Obrzyc. Odwiedziłem zatem obie miejscowości.

Kuźnik — dawniej Miedziany Młyn (Kupfermühle) osada powstała przy kolejnym z młynów na Paklicy. Budynek młyna pochodzi z pierwszej połowy XIX w i jest objęty ochroną konserwatorską. Stan jak widać poniżej. Ktoś chyba w nim jeszcze mieszka. Patrząc jednak na stan obecny można mieć obawy, że bez poważniejszego remontu długo chyba nie przetrwa. Młyn był czynny podobno do połowy lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Pod koniec ubiegłego wieku powyżej nieczynnego młyna zbudowano na Paklicy małą elektrownię wodną.

Kuźnik — budynek dawnego młyna.
Mała elektrownia wodna na Paklicy.

Na koniec zajrzałem za bramę szpitala w Obrzycach. Szpital dla nerwowo i psychicznie chorych — zbudowany w roku 1904, a więc w tym roku obchodził jubileusz 110 -lecia. W latach 42—45 hitlerowska „służba zdrowia” w ramach akcji T4 wymordowała w tutejszym szpitalu ponad 10 tys. chorych i niepełnosprawnych psychicznie. Nie kręciłem się po obiekcie. Zaraz za bramą wyróżniają się wśród pawilonów szpitala: kaplica i wieża ciśnień

Szpital w Obrzycach — kaplica.
Szpital w Obrzycach — wieża ciśnień.

Była to chyba ostatnia większa wycieczka w tym roku. Do 8 tysięcy km w 2014 r. brakuje mi tylko 156 km. Myślę że do końca roku uda się je zrobić jeżdżąc chociażby tylko po zakupy. Rower: 63.00 km

Zalew Bledzewski

Sobota, 27 grudnia 2014 | dodano: 27.12.2014

Niemal rok temu 1 stycznia rozpoczynałem tegoroczne wyjazdy wycieczką nad Zalew Bledzewski. Jeździłem wtedy południowym brzegiem jeziora. Dziś chciałem dotrzeć w pobliże zapory i elektrowni od strony północnej, a dalej jak Bóg da. Wyjechałem z domu dopiero po trzynastej, byłem przez to trochę pod presją czasu. Jeszcze przed stadionem w Bledzewie, obok tablicy informującej o elektrowni wodnej, zjeżdżam na drogę gruntową.

Droga w stronę elektrowni wodnej.

Po 1,5 kilometra dojeżdżam do elektrowni. Przed elektrownią stoją prywatne domki letniskowe, a na jej terenie znajduje się ośrodek wypoczynkowy gorzowskiej energetyki. Dostępu do obiektu broni ogrodzenie i zamknięta brama. Dziś furtka była otwarta i z pełną premedytacją złamałem zakaz wstępu. „Wlazłem” na teren ośrodka i zszedłem na dół pod samą elektrownię.

Kilka słów o staruszce elektrowni. Zaporę, która utworzyła zbiornik bledzewski wybudowano w końcu XIX w. Budowę samej elektrowni rozpoczęto w 1906 r. Rok 1911 można uznać za początek jej działania. Od tego czasu elektrownia pracuje niemal nieprzerwanie dostarczając energii elektrycznej. Jedynym wyjątkiem była krótka dwutygodniowa przerwa w lutym 1945r. spowodowana działaniami wojennymi. Początkowo zasilała w energię cztery powiaty: gorzowski, skwierzyński, międzyrzecki i międzychodzki. Obecnie oddaje ją do sieci ogólnej. Moc elektrowni to 1,5 MW.

Dawne elementy infrastruktury energetyczne zdobią teren.
Budynek elektrowni od strony dolnej wody.

W hali maszynowni pracują wciąż hydrozespoły pochodzące z 1910 r. jedynie w końcu lat 80-tych zdemontowano jeden z wyeksploatowanych generatorów. W elektrowni znajduje się kolekcja ikonografii, planów i schematów oraz różne maszyny elektryczne i aparatura kontrolno-pomiarowa pochodzące z innych modernizowanych przez ZE Gorzów elektrowni wodnych. Podobno zorganizowane grupy po wcześniejszym uzgodnieniu z ZE mogą zwiedzać tą ekspozycję. Kilkanaście lat temu w elektrowni pracował ojciec kolegi i przez to miałem okazję zaglądnięcia do hali, a nawet do pomieszczenia pod podłogą tuż nad turbiną wyłączonego zespołu.

Sam Zalew jest drugim pod względem powierzchni sztucznym jeziorem w powiecie międzyrzeckim. Wodę spiętrza zapora długości ok 160 m i szer. przy koronie ok 6 m. Powierzchnię zalewu różne źródła określają na ok 90 do 140 ha w zależności od sposobu obliczania. Pojemność określa się na ok. 3 mln m³. Głębokość zbiornika od 3 do 8 m przy zaporze. Wysokie brzegi zalewu porastają drzewa liściaste jedynie w nielicznych miejscach zastąpione sosną. Na całej niemal długości linii brzegowej wszechobecne rowy strzeleckie.

Rowy strzeleckie wzdłuż linii brzegowej.

Brzegiem zalewu docieram do końca cofki i przekraczam Obrę wspomnianym już kiedyś przeze mnie tzw „Mostem Bieruta”. Droga na początkowym odcinku za elektrownią to istne czołgowisko, ktoś pozasypywał tylko największe dziury gruzem wymieszanym z gliną. Dobrze, że dzisiejszy mróz związał rozmoczoną glinę. Później jest znacznie lepiej, a w porównaniu do początku tego traktu nawet komfortowo.

Mam zamiar dotrzeć do grodziska „Grądzkie”. Dawno tam nie byłem i dziś miałem mały problem z odszukaniem miejsca. Na grodzisku od strony lądu widoczne dobrze zachowane relikty fosy i wałów. Wałów nie ma tylko od strony wysokiego brzegu zalewu. Być może że nigdy ich tam nie było i sterczała tylko jakaś palisada, możliwe również że w przeciągu tysiąca lat Obra podmyła w tym miejscu brzeg i runęły one kilkanaście metrów w dół do wody.

Relikty fosy i wałów grodziska „Grądzkie”.
Grodzisko „Grądzkie”.

Na majdanie grodziska ślady fundamentów jakiejś dwudziestowiecznej budowli. Kiedyś w „Gazecie Powiatowej” natknąłem się na wzmiankę że w pobliżu grodziska w latach trzydziestych ubiegłego stulecia zbudowano duży drewniany dom dla dygnitarzy III Rzeszy przyjeżdżających tu na polowania. Myślę że to jest właśnie to miejsce. Z brzegu rozległy widok na zalew.

Ślady fundamentów jakiejś dwudziestowiecznej budowli.

Opuszczam grodzisko i kieruję się do mostku na wpadającej do zalewu Strudze Jeziornej. Początkowo miałem zamiar skręcić do Chyciny. Zapadający zmrok zweryfikował moje plany. Nie mam ochoty na nocną jazdę po lesie, jadę zatem prosto do Bledzewa. Z lasu na szosę wyjeżdżam obok mostów na Obrze, dwieście metrów od miejsca, gdzie ją dwie godziny temu opuściłem. Jeden z mostów również jest fragmentem MRU i w razie potrzeby wsuwał się pod powierzchnię bledzewskiego brzegu jak szuflada. Przy przyczółku widać schron dla obserwatora, schron jest jednocześnie maszynownią. Na nasypie drogi stalowa zapora samozatrzaskowa (zatrzask zapory po przeciwnej stronie drogi) i bariery z szyn.

Most forteczny na Obrze w Bledzewie.
Wejście do maszynowni mostu.
Jezdnia mostu, po zwolnieniu blokady zsuwała się do specjalnej komory.
Stalowa zapora samozatrzaskowa.

Szybko się ściemnia, czas wracać do domu. Nie wiem czy uda się jeszcze wyjechać w tym roku, więc traktuję ten wyjazd jako oficjalne zakończenie tegorocznego sezonu. Skończyłem niemal w tym samym miejscu w którym rok temu zaczynałem z dzisiejszym stanem licznika wynoszącym prawie 8300 km. Rower: 39.00 km

ROK 2015

Mój prywatny rajd Karabanowa

Sobota, 31 stycznia 2015 | dodano: 31.01.2015

Pierwotnym celem mojej dzisiejszej wycieczki miało być odszukanie Grupy Warownej „Nethelbeck”, którą stanowią trzy duże jednokondygnacyjne schrony. Jest to obecnie najrzadziej odwiedzana Grupa Warowna Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Znajduje się w bardzo urozmaiconym terenie, poprzecinanym przez wąwozy, w gęstym lesie. Według moich informacji najłatwiej do nich dotrzeć leśnymi drogami od strony Grupy Warownej „Schill”. Niestety dziś miałem pecha, natknąłem się tam na myśliwych. Trwało jakieś grupowe polowanie, zostałem poproszony o zwiększoną ostrożność, a najlepiej jakbym się tam w ogóle nie kręcił. Cóż robić, nie ma powodu aby kopać się z koniem, przyjemność żadna a ryzyko wielkie. Zawróciłem, w drodze powrotnej obejrzałem jakiś mały schron, znak że byłem na dobrej drodze. Za chwilę za moimi plecami przemknęło stado jeleni. Szkoda, że aparat akurat w tym momencie został przy rowerze.

Żeby dotychczasowa droga nie poszła na marne zdecydowałem się na jazdę do Wysokiej przez Kęszycę Leśną. W ubiegłym tygodniu odbywała się w tamtej okolicy impreza nazywana Rajdem Karabanowa, mająca upamiętniać przełamanie MRU pod Pniewem. Major Karabanow, dowódca 3 batalionu czołgów, 44 radzieckiej Brygady Pancernej, który pod osłoną nocy przedarł się tą drogą, zginął kilka kilometrów dalej w Wysokiej. Można powiedzieć, że poległ z powodu nie przestrzegania BHP, bowiem wbrew oficjalnym instrukcjom uwielbiał dowodzić stojąc w otwartej wieżyczce czołgu. Zresztą był jedyną śmiertelną ofiarą tej potyczki.

Mały schron na przedpolu Grupy Warownej „Nethelbeck”

W Kęszycy Leśnej do 1993 stacjonowali Rosjanie. Na początku lat trzydziestych Niemcy zbudowali tutaj koszary nazywane Regenwurmlager (Obóz Dżdżownic). Spiętrzyli również przepływającą w pobliżu Strugę Jeziorną. Spiętrzone wody rzeki połączyły dwa mniejsze, naturalne jeziorka, tworząc Jezioro Kęszyckie, jeden z elementów zapór hydrotechnicznych. W czasie drugiej wojny w koszarach szkoliły się cudzoziemskie jednostki walczące u boku Wermachtu (legiony waloński i hinduski). Po wojnie do 1957 r. w koszarach stacjonowała polska jednostka artylerii. Dziwna nazwa koszar wzięła się od nazwy Strugi Jeziornej nazywanej wówczas na tym odcinku Piesker Fliess lub alternatywnie Regenwurm.

Wjazd do Kęszycy Leśnej.
Pomnik radzieckiego łącznościowca (dostał postrzał?).
Budynek radzieckiego klubu oficerskiego (teraz chyba pustostan).
Jedna z uliczek Kęszycy Leśnej.

W lesie pomiędzy Kęszycą a Wysoką znajduje się jedyny zbudowany wjazd do podziemi A64. Projektowany był również olbrzymi blok bojowy mający osłaniać wjazd do podziemi, który ostatecznie nie został zbudowany. W pobliżu zachowała się jednak hala, która powstała na potrzeby podziemnych zakładów „Daimler-Benz”. Firma ta w 1943 r. zaadoptowała fragment podziemi na potrzeby linii produkcyjnej części do silników lotniczych.

Fundamenty baraków załogi pobliskiej podziemnej fabryki.
Brama wjazdowa do podziemi, dwa samochody już tu stały przed moim przyjazdem (kiedyś był pomysł aby urządzić tu wejście dla turystów zwiedzających korytarze MRU na rowerach, chyba ostatecznie upadł)


Hala przed wjazdem do podziemi, w hali dymiło jeszcze świeżo wygaszone ognisko. Pewnie palili je ludzie z samochodów przed bramą

W Wysokiej znajdują się cele mojej wycieczki związane z Karabanowem. Po pierwsze Pz. W 755 z którego 30 stycznia 1945 r. prawdopodobnie padł strzał od którego zginął mjr. Karabanow. Schron ten wizytował swojego czasu sam wódz Adolf Hitler. W centrum miejscowości głaz upamiętniający miejsce śmierci Karabanowa.

Pz. W 755 od strony wejściowej.
Wchodzących wita strzelnica, a obok kilkumetrowe doły, bez odpowiedniego sprzętu wizytę trzeba kończyć tuż za drzwiami.
Miejsce po zdemontowanej kopule pancernej, widać wejście do wnętrza obiektu.
Na takich słupkach rozciągnięta była zapora z drutów kolczastych uniemożliwiająca podejście do obiektu.
Jezioro Paklicko Małe i wlot do kanału fortecznego na przedpolu Pz. W. 755.
Kamień Karabanowa (kiedyś słyszałem że jest to przedwojenny pomnik poległych w I wojnie światowej zaadoptowany do innych potrzeb)

Do Skwierzyny wróciłem przez Pniewo, Kaławę i Międzyrzecz. W Pniewie zatrzymałem się chwilę przed tzw. „Tobrukiem”. Trafił tu bowiem ze Skwierzyny. Podczas budowy drogi szybkiego ruchu S3 pod Skwierzyną znalazł się na jej trasie. Budowniczowie trasy odkopali i przewieźli go do Pniewa.

„Tobruk” przywieziony z okolic GW Ludendorf w trakcie budowy S3.


Kościół w Kaławie.
Restauracja w Kaławie.

Jeszcze kilka słów o restauracji w Kaławie. Kilka lat temu jej właściciel jedno z pomieszczeń zaadoptował na celę więzienną mającą być atrakcją turystyczną. Sam właściciel bierze często udział w imprezach militarnych. Widuję go na Rajdzie Karabanowa, lub w Skwierzynie na MASH-u jak podjeżdża czarną wołgą przebrany w mundur polskiego generała lub oficera radzieckiego. Rower: 78.00 km

Międzychód — z linią kolejową 363 w tle

Sobota, 28 lutego 2015 | dodano: 28.02.2015

Wczorajszy przejazd przez Chełmsko podsunął mi pomysł aby spróbować jazdy wzdłuż ponad stuletniej linii kolejowej nr 363 — łączącej stację Rokietnica ze stacją Skwierzyna. Linia ta budowana była etapami, w 1887 roku został otwarty odcinek Międzychód — Wierzbno, w 1888 Rokietnica — Międzychód, a w 1906 Wierzbno — Skwierzyna. Z map wydanych w latach trzydziestych wynikałoby, że w okresie międzywojennym linia była rozebrana na odcinku od Wierzbna do Muchocina. Związane to było z istnieniem w rejonie Wierzbna granicy wersalskiej. Obecnie ruch na tej linii jest mocno ograniczony, kursowanie pociągów pasażerskich zawieszono jeszcze przed rokiem 2000, ponadto w 2002 roku zamknięto dla ruchu towarowego trasę Rokietnica — Międzychód. Miałem przyjemność jechać kilka razy tą linią do Poznania. Najbardziej denerwowała konieczność niemal godzinnego postoju w Międzychodzie w oczekiwaniu na pociąg jadący z przeciwnego kierunku. Z racji, że linia była jednotorowa w Międzychodzie wypadały mijanki.

Trasę pokonałem na odcinku od Skwierzyny do Międzychodu. W wycieczce towarzyszył mi kolega z pracy. Kolega jest zwolennikiem dróg bitumicznych i trochę grymasił na sporą ilość dróg gruntowych.

Stacje kolejowe na nieczynnej linii niemal wszystkie zaniedbane, większość z nich wykorzystywana jest w celach mieszkalnych. Zaczynamy od Skwierzyny i pobliskiego Chełmska.

Dworzec kolejowy w Skwierzynie.
Gmina Przytoczna wita.
Chełmsko.

Kolejna stacyjka znajduje się w pobliżu osady Chełmicko, nosi ona nazwę Rokitno. Ale do właściwego Rokitna trzeba było stąd zasuwać „per pedes” mniej więcej 4 km.

Rokitno w Chełmicku.

Do kolejnej stacji w Przytocznej pojechaliśmy przez Nową Niedrzwicę. W wiosce zwraca uwagę pięknie odrestaurowany pałacyk.

Pałac w Nowej Niedrzwicy (w użyciu bywa również stara nazwa Hersztop).
Stacja w Przytocznej.

Z Przytocznej jedziemy do Goraja. W Goraju porzucamy jazdę szosą wzdłuż linii kolejowej, na rzecz dawnych lokalnych traktów. Istniejące gdzieniegdzie rzędy starych przydrożnych drzew świadczą o ich dawnym znaczeniu. Dziś są to zwyczajne drogi gruntowe. My jedziemy taką drogą prowadzącą do Strychów.

Natomiast następną w kolejności za Gorajem stację, w Wierzbnie, zostawiamy sobie na drogę powrotną.

Stacja w Goraju.
Barokowy kościół w Goraju.

Za Strychami znów zbliżamy się do torów. Do Międzychodu docieramy od strony Muchocina. Tuż przy granicy miasta, przed oczyszczalnią ścieków widać z drogi wały tzw. szwedzkiego okopu. Jest to wklęsłe, czworoboczne grodzisko, zwane przez okoliczną ludność „Zbójecką Górą”. Z trzech stron posiada dobrze zachowane wały o wysokości 4—5 m, natomiast z czwartej wał się nie zachował przechodząc w strome urwisko opadające do Warty. W tradycji niemieckiej wzgórze to nosiło nazwę Räuberberge („zbójecka góra”), natomiast przedwojennych mapach polskich występowało jako Szwedzki Okop. Nazwa ta sięga czasów wojny północnej. W 1705 r. podczas pobytu Karola XII w Międzychodzie Szwedzi podejrzewali Polaków o zdradziecki napad. Król szwedzki kazał sypać szańce na Räuberberge, chcąc ostrzelać miasto. Ostatecznie do ostrzału nie doszło i Międzychód ocalał. Stąd wywodzi się nazwa Szwedzki Okop, jak nazywano to miejsce jeszcze przed 1945 r. Po 1996 r. wzgórze wróciło do utrwalonej w literaturze nazwy Zbójecka Góra. Nazwa ta nawiązuje do legendy, według której grodzisko było siedzibą zbójców, którzy kontrolowali ruch na Warcie, dzieląc się nielegalnie ściąganym mytem z właścicielami Muchocina. Według innej legendy, trzy siostry — sieroty, o których rękę poprosiło trzech bogato ubranych młodzieńców podążyły za nimi potajemnie do lasu, gdzie okazało się, że narzeczeni są zbójcami. Siostry, uciekając przed nimi skoczyły do Warty i utonęły. Odtąd wzgórze nazywano Zbójecką Górą, a urwisty brzeg rzeki — Dziewiczym Skokiem. Ustawiono tam krzyż, pod którym w południe i północy widywano czarnego kota, straszącego przechodniów. Krzyża tam obecnie nie ma, kota również, a nasypy są świeżo rozjeżdżone przez krosowców. Grodzisko chyba nie przetrwa kolejnych wieków.

Szwedzki Okop.
Stacja w Międzychodzie.
Pomnik powstańców wielkopolskich.

Z Międzychodu ruszamy przez Stare Gorzycko do pominiętej wcześniej stacji w Wierzbnie. Taka trasa pozwoli uniknąć jazdy ruchliwą szosą z Poznania do Gorzowa. Za Gorzyckiem droga asfaltowa przechodzi znów w gruntową.

Tuż za ostatnimi zabudowaniami Gorzycka spotykamy stado żerujących żurawi.

Stadko żurawi w okolicy Starego Gorzycka.
Kościółek w Wierzbnie.
Stacja w Wierzbnie.

Z Wierzbna ruszamy boczną drogą prowadzącą w kierunku Pszczewa. Nie jest to na pewno najkrótszy wariant drogi do Skwierzyny, ale pozwala uniknąć jazdy w ciągłym napięciu ruchliwą drogą bez poboczy. Ponadto chciałem sprawdzić czy budowa wieży widokowej na Górze Trębacza w Zielomyślu nie była czczym ubiegłorocznym gadaniem. Budowa jak widać postępuje.

Budowa wieży widokowej na Górze Trębacza w Zielomyślu pod Pszczewem.
Z poziomu gruntu dostępna jest tylko taka panorama.

Dalsza jazda leśną drogą do Lubikowa. W Lubikowie wybieramy drogę żwirową do Rokitna prowadzącą obok XVII w. kapliczki. Kapliczka została zbudowana w połowie drogi pomiędzy wioskami w roku 1671 z okazji powrotu rokitniańskiego obrazu z Warszawy.

Drzwi wejściowe da się uchylić, jednak dostępu do wnętrza broni solidna krata.
Wnętrze kaplicy.
Król Polski Michał Korybut Wiśniowiecki w roku 1670 gościł obraz Matki Bożej Rokitniańskiej w Warszawie.

W Rokitnie zaglądnąłem na maleńki cmentarzyk cystersów znajdujący się u podnóża bazyliki. Krzewy nie pozwalają na zdjęcia. W najbardziej oddalonym zakątku stoją dwa odłamane krzyże nagrobne z XIX w.

Krzyże nagrobne z XIX wieku na małym cmentarzu cystersów w Rokitnie.

Resztę drogi pokonaliśmy leśnym skrótem do Chełmska, a stamtąd pozostał jeszcze tylko zjazd do Skwierzyny i koniec wycieczki.

Miejsc odwiedzonych było sporo, wszystko bardzo pobieżnie. Na bardziej szczegółowe wycieczki przyjdzie pora wiosną. Rower: 78.00 km

Twierdzielewo, Rokitno

Niedziela, 22 marca 2015 | dodano: 22.03.2015

Na dzisiejszą niedzielę nie miałem żadnych planów. Trochę zimna, ale piękna, słoneczna pogoda zachęciła do spędzenia popołudnia poza miastem. Rano chyba był przymrozek, pomimo południa natrafiałem w lesie na zamarznięte kałuże.

Wybrałem się do Twierdzielewa poszukać dogodnego dojazdu do jeziora Żabno, następnie nad jezioro Rokitniańskie, był jeszcze pomysł zahaczenia o plażę na Lubikowskim. Podobno w Lubikowie trwa wyburzanie domków-slamsów przy plaży, chciałem zobaczyć jak to teraz będzie wyglądało.

Do Twierdzielewa dotarłem swoją zwykłą leśną drogą od strony Popowa. Żabno objechałem w około 75 %, znam teraz prawie wszystkie dojazdy. Dostęp do wody istnieje chyba tylko w jednym miejscu, gdzie indziej wszędzie trzciny i uginający się pod nogami grunt. Na całym zachodnim brzegu ciągnie się linia okopów sprzed 1945 r.

Stare okopy z okresu II wojny światowej nad Żabnem.
Żabno widziane z jedynego miejsca gdzie był dostęp do wody.

Następnie na kilkanaście minut zaglądnąłem do Twierdzielewa. Wioska jest w skali mikro, gospodarstw chyba nie więcej niż 14, taki jest najwyższy numer domu jaki wypatrzyłem. Jest w niej kościół, remiza OSP, kiedyś była szkoła. Dla zainteresowanych wypoczynkiem jest gospodarstwo agroturystyczne. Do większości sąsiednich miejscowości tylko drogi gruntowe.

Kościółek w Twierdzielewie.
Zabudowania w Twierdzielewie.

Do Rokitna również jadę drogą gruntową. W miejscu oznaczonym na starych mapach jako jeziorko Małe Rokitniańskie powstał nowy punkt czerpania wody ppoż. Obok figurki w Rokitnie skręcam w drogę prowadzącą nad jezioro. Kiedyś nad jeziorem Rokitniańskim funkcjonował ośrodek wypoczynkowy jakiejś fabryki włókienniczej z Bielawy. Piękna lokalizacja, miejsce oddalone od szumu i gwaru większych ośrodków, ba nawet do najbliższego Rokitna jest kilka kilometrów leśnymi drogami. Pewnie to oddalenie również przyczyniło się do tego, że nikt nie przejął tego ośrodka. Dziś ośrodek pozostał wspomnieniem, pozostało tylko kilka zrujnowanych domków, resztki pomostu. Szkoda, że piękne jezioro pozostaje niewykorzystane turystycznie.

Coś nowego zbudowane przy drodze do Rokitna.
Jezioro Rokitniańskie.
Niszczejące resztki budynków ośrodka nad Rokitnem.

Żeby nie wracać drogą, którą tu przyjechałem wydostałem się jakąś ścieżką na skraj lasu i stamtąd drogą na przełaj przez pola dotarłem do Kalwarii Rokitniańskiej. Dziś tylko przeciąłem ją w poprzek, zrobiłem zdjęcie najbliższej stacji drogi krzyżowej i wydostałem się na szosę do Rokitna.

Kalwaria Rokitniańska.
Jedna ze stacji tej pięknej, plenerowej drogi krzyżowej.
W dole widoczne J. Lubikowskie.

Przed drogą powrotną do Skwierzyny zajrzałem w Rokitnie w miejsce jeszcze niedawno zarośnięte krzakami. Dziś trwa tam budowa którejś z kolejnych kaplic na drodze krzyżowej. Jest to wzniesienie nieopodal wsi, do dziś nazywane Górą Kościelną. Na tym wzgórzu w roku 1705 rozpoczęto budowę kościoła mającego zastąpić dotychczasowy drewniany, który nie był wystarczająco duży, by pomieścić wciąż rosnącą rzeszę pielgrzymów przybywających do cudownego obrazu. Z nieznanych powodów budowa kościoła wkrótce została wstrzymana. Może były to kłopoty finansowe bledzewskich cystersów, może jakaś szalejąca w tamtym okresie zaraza. Ostatecznie istniejący do dziś barokowy kościół zaczęto budować dopiero po 30 latach, w roku 1740 na specjalnie usypanym wzgórzu, w samym środku wsi. Natomiast nieukończoną budowlę rozebrano, pozostały w ziemi jedynie jej fundamenty widoczne na poniższych zdjęciach. Na Lubikowo zabrakło już chęci i czasu. Rower: 44.00 km

Rokitno — relikty fundamentów na Górze Kościelnej.
Fragment fundamentów wyeksponowany w piwnicy budowanej kaplicy.
Góra Kościelna — widok na sanktuarium.
Góra Kościelna — widok na kaplicę.
Jedna z ładniejszych kaplic na stoku wzgórza
Kapliczka — punkt orientacyjny dla udających się nad jezioro.

Góra Bukowiec, szlakiem pamiątkowych głazów nad Jeziorem Buszno

Niedziela, 26 kwietnia 2015 | dodano: 26.04.2015

Wyjeżdżając z domu obawiałem się załamania pogody, dlatego ruszanie na dalszą wycieczkę wydawało się dosyć ryzykowne. Zaryzykowałem jazdę na Bukowiec.

Bukowiec — najwyższe wzniesienie na Pojezierzu Lubuskim, szczyt na wysokości 225,4 m. n.p.m. Różnica wysokości pomiędzy szczytem, a lustrem wody pobliskiego Jeziora Buszno przekracza 120 m. Obok Bukowca wznosi się niższy o 3 m. Gorajec. Na Gorajcu jeszcze nigdy nie byłem. Oficjalnie na terenie województwa wyższa ale zaledwie o ok. 1,5 m jest Góra Żarska pod Żarami.

Do Jeziora Buszno dotarłem trasą szosowo-terenową przez Bledzew i Templewo. Za osadą Templewko drogą pożarową, obok byłego radzieckiego składu głowic jądrowych, dojeżdżam do szosy Trzemeszno-Wielowieś na wysokości Jeziora Buszno. Przecinam szosę i brukowanymi drogami pozostałymi po nieistniejących wioskach na terenie poligonu wędrzyńskiego ruszam na podbój góry.

Oprócz samego szczytu dziś interesują mnie również pamiątkowe kamienie nad Jeziorem Buszno, dlatego podjeżdżam od strony, którą znam słabiej, stąd kilka falstartów do wyniosłości, które wydawały mi się szczytem. Pierwszy na dzisiejszej trasie znajduje się kamień postawiony dla uczczenia pamięci Otto Weddigena. Otto Eduard Weddigen był niemieckim oficerem marynarki, dowódcą U-Bootów z okresu I wojny światowej wsławiony zatopieniem w niespełna godzinę trzech brytyjskich krążowników pancernych w 1914. Zginął 18 marca 1915 kiedy to dowodzony przez niego U-29 został wykryty, a potem staranowany przez pancernik HMS „Dreadnought” w szkockiej zatoce Pentland Firth.

Jezioro Buszno.


Głaz Weddigena.

Na przesmyku pomiędzy jeziorami Buszno i Buszenko zachowała się budowla hydrotechniczna pozwalająca spiętrzyć wody jez. Buszenko o kilka metrów. Podobna stoi prze szosie do Wielowsi, ta druga miała spiętrzać wody w Busznie.

Budowla hydrotechniczna na kanale pomiędzy Buszenkiem i Busznem.

Kolejne dwa głazy poświęcone pamięci pracujących w tutejszych lasach leśniczych. Nic mi o nich nie udało się dowiedzieć poza tym, że Oblasser był szczególnie lubiany przez okolicznych mieszkańców.

Kamień z napisem „Ferestack”
Kamień z napisem „Vater Oblasser 1932”

Kolejne kamienie będą dopiero po drugiej stronie szczytu, od strony Wielowsi. Na razie czeka mnie podjazd niebieskim szlakiem rowerowym na wysokość ponad 100 m.

Ślady dawnej brukowanej drogi w okolicy góry Bukowiec.
Podejście pod szczyt Bukowca.
Na szczycie wzgórza dla użytku turystów postawiono daszek z ławami i stolikiem oraz skrzynkę z rejestrem zdobywców góry :)
Znak geodezyjny.
Wpis obowiązkowo dokonany.

Oczywiście należy się wpisać i zaczynam ruszać w drogę powrotną. Widoki ze szczytu zasłaniają drzewa. W pobliżu znajduje się węzeł szlaków „Bukowe Rozdroże”. Do Wielowsi prowadzi żółty szlak rowerowy. Przy drodze kolejne kamienie.

Poświęcony pamięci leśniczego Mariusza Winnika.
…i chyba bezimienny.

Poniżej strzałka zachęcająca do odwiedzenia cisów. Jest to ok 1,5 ha działka porośnięta cisami. Pierwsze prawdopodobnie zostały nasadzone sztucznie. Późniejsze zaczęły się wysiewać w sposób naturalny. Dziś przesuwające się po niebie chmurki nie zachęcają do przedłużania pobytu i ostatecznie nie skręcam do wąwozu który porastają cisy.

Kierunkowskaz do cisów łagowsko — sulęcińskich.


Zjeżdżam w dół. Jakiś kilometr przed Wielowsią przy drodze znajduje się cmentarzysko ludności kultury łużyckiej i ślady kamiennych kurhanów.
Tablica informacyjna.
Cmentarzysko ludności kultury łużyckiej.

Skoro jesteśmy przy kamieniach wspomnę o jeszcze jednym w samej Wielowsi. Przed kościołem stoi „kriegerdenkmal” poświęcony pamięci mieszkańców Wielowsi poległych w I wojnie światowej. W pomnik jest wkomponowany spory głaz z wyraźnie widocznym symbolem miecza. Głaz ten jest elementem wykorzystanym wtórnie. Być może jest to starszy (może nawet średniowieczny) tzw. krzyż pokutny.

Kościół w Wielowsi.
Pomnik (głaz o którym wspominałem wyżej znajduje się z tyłu po prawej).

Z Wielowsi jadę już prosto do domu. Zrezygnowałem nawet z wygodniejszej szosy do Zarzynia na rzecz brukowanej drogi do Templewa. Po niemal 30 km bezdroży i bruków, jazda szosą od Templewa do domu to czysta rozkosz.

Jeszcze jedna uwaga. Teren który dziś odwiedziłem częściowo znajduje się na obrzeżach poligonu wędrzyńskiego, dlatego trzeba przestrzegać kilku zasad sprowadzających się w skrócie do tego, że poza weekendami od maja do września we wszystkie pozostałe dni przed wejściem na teren należy się skontaktować z oficerem dyżurnym komendy poligonu. Rower: 73.00 km

Jezierce i Alexanderstein

Piątek, 29 maja 2015 | dodano: 30.05.2015

Led znów zaszczepił we mnie ciekawość Puszczy Noteckiej. Dziś otrzymałem od niego kilka zdjęć miejsc, o których nie miałem pojęcia, a właściwie, na które nie zwracałem uwagi patrząc w mapę. Na jednym z nich był spory kamień z wyżłobionym napisem „Alexander-Stein 18 Marz 1863—1923”

O kilku kamieniach — pomnikach w Puszczy Noteckiej słyszałem, jednak żadnego nie udało mi się odszukać w terenie. Dla jednego z nich o nazwie Friedels-Stein w pobliżu nieistniejącej dzisiaj Jabłonki poświęciłem nawet kilka kolejnych wyjazdów. Skoro nic nie znalazłem, aż do dziś byłem przekonany, że wszystkie zostały zniszczone. Zdjęcia Staszka (Leda) spowodowały, że zaglądnąłem w mapę 1:25000 z roku 1934 (plik ściągnięty z amzp) i od razu rzucił mi się w oczy punkt opisany Alexanderstein. Łatwy do odszukania jeżeli za punkt wyjścia weźmie się Jezierce.

Ponieważ na dzisiejsze popołudnie zostałem pozostawiony trochę samopas zadecydowałem, że zaraz po popołudniowych zakupach jadę do Jezierc i poszukam kamyka. Kilka dni temu zarzekałem się, że nie pojadę na żadne piachy, jednak dzisiejsze piaszczyste odcinki udało się pokonać na niskich przełożeniach.

To była kiedyś główna ulica w Jeziercach.
Leśniczówka Jezierce.

W Jeziercach rzut oka na leśniczówkę. Cmentarzyk dzisiaj sobie darowałem, bowiem droga do Alexandra leży po przeciwnej stronie, licząc od Skwierzyny. Na początkowym odcinku była oznakowana jako żółty szlak rowerowy, potem nawet nie wiem w którym miejscu zgubiłem znaki. Już zaczynałem wątpić, że dzisiaj coś znajdę, kiedy teren zaczynał przypominać zapamiętany z mapy. I w końcu jest, leży na poboczu po prawej stronie drogi.

Pytanie kogo, lub co upamiętnia kamień pozostaje otwarte. W Internecie niczego nie znalazłem. Podobne kamienie leżące w lasach łagowskich upamiętniają zasłużonych leśników, być może ten również. Tamte leżą przy szlakach turystycznych i są wyeksponowane. Ten natomiast jest w takim miejscu, że przypadkowy turysta tam nie dotrze. Szkoda, bo w Puszczy Noteckiej nie ma nadmiaru ciekawostek. Według mapy w pobliżu powinny być jeszcze dwa kamienie pomnikowe. Próbowałem odnaleźć jeden z nich leżący bardziej na północ. Po kilku próbach z różnymi dróżkami nic nie znalazłem. Niestety, bez mapy w wersji papierowej chyba zmyliłem drogi. Wiem, że tu kiedyś jeszcze przyjadę, ale już trochę bardziej przygotowany.

Alexanderstein.
Alexanderstein.


Fragment mapy z zaznaczonymi kamieniami.

W końcu zrezygnowałem, trzeba się przecież wydostać z lasu przed zmrokiem. Na szosę wydostałem się na wprost drogi do Polichna. Ruch na szosie był dzisiaj jakiś ograniczony. Na odcinku 14 km spotkałem jedynie 4 samochody, w tym jeden patrol policyjny kontrolujący jakiegoś rowerzystę. Rower: 51.00 km

Stary Dworek, Bledzew

Środa, 24 czerwca 2015 | dodano: 24.06.2015

Dziś sprawdziłem kolejny jagodnik w lesie za leśniczówką Bledzewko. Na jagody chyba nie ma co liczyć.

Dawno nie byłem w Bledzewie, więc skorzystałem z okazji. W Bledzewie ciekawiły mnie postępy na budowie nowych mostów na Obrze i kanale który odprowadza do Obry wody Ponikwy (Jordanki). Mosty te mają w przyszłości zastąpić dotychczas użytkowane, w tym jeden zwodzony rolkowy most forteczny. Obydwa dotychczasowe mosty są zabytkami i chyba zostaną zachowane. Może nawet ktoś się pokusi o próbę odtworzenia brakujących mechanizmów i uruchomienie mostu rolkowego. Ech, rozmarzyłem się.

Ciekawość zaspokoiłem, a postępy robót widać na zdjęciu. Rower: 28.00 km

Most obrotowy w Starym Dworku.
Postępy na budowie.
Bledzew żegna.

Danków

Sobota, 4 lipca 2015 | dodano: 05.07.2015

Nareszcie doszedł do skutku planowany od dawna wyjazd do Dankowa. Trochę obawiałem sie zapowiadanej przez meteorologów fali upałów, ale nie było najgorzej.

Ponieważ sieć lokalnych dróg okolic Skwierzyny nie jest w jakiś bezpośredni sposób związana z drogami na północ od szosy Gorzów — Strzelce Krajeńskie musiałem zastosować łącznik przez rezerwat Zdroiskie Buki. Zatem pierwsza część do Zdroiska pokonana drogami które znam z wcześniejszych wyjazdów. Piękno doliny Santocznej kontempluję bez zatrzymywania.

Pierwszy króciótki postój w Zdroisku. Chciałem bardziej szczegółowo obejrzeć most na Santocznej. Ciekawostką tego niewielkiego w sumie mostu jest to, że posiada w swojej konstrukcji tunel i komory minerskie. Nigdy dotychczas nie miałem okazji aby obejrzeć go bardziej szczegółowo. Tunel i komory są. Trochę ciasne, ale człowiek mojej postury może spokojnie wejść.

Pomnik poległych w I wojnie światowej mieszkańców Zdroiska (Zanzthal).
Wejście do tunelu minerskiego.
Tunel z komorami na ładunki minerskie.

Następny przystanek w Santocznie. Santoczno podobnie jak Zdroisko w XVIII w. było osadą hutniczą. W czasie wojen napoleońskich produkowano tu kartacze dla armii pruskiej. W miejscowej hucie powstało również kilka części do Fauermaschine — pierwszej niemieckiej maszyny parowej. Fakt ten upamiętnia głaz ustawiony w pobliżu kościoła.

Ciekawa jest również historia miejscowego kościoła. Wraz z napływem nowych pracowników huty pojawiła się potrzeba budowy kościoła. Ponieważ nowi parafianie „nie śmierdzieli” groszem, za zgodą Fryderyka II w roku 1767 zaadoptowali na cele religijne jeden z magazynów hutniczych. W latach 1818—1819 dobudowano szachulcową wieżę i odtąd dawny magazyn zaczął przypominać prawdziwy kościół. Bryła budynku kościelnego zachowała się w takim kształcie do dziś. W Santocznie zajrzałem jeszcze do lapidarium utworzonego obok starego zdewastowanego cmentarza protestanckiego i pod mostek na Santocznej. Zachował się tam mały wodospad, resztka jazu, którego koła wodne napędzały hutnicze maszyny.

Kościół w Santocznie.
Kamień upamiętniający fakt wykonania w miejscowej hucie części do pierwszej niemieckiej maszyny parowej.
Pomnik poległych w I wojnie światowej mieszkańców Santoczna (Zanzhausen). Zupełnie podobny do pomnika w Zdroisku.
Lapidarium w Santocznie. Miejscowy obywatel twierdzi że w pobliżu znajduje się jeszcze kompletnie zdewastowany spory cmentarz żydowski.
Kaskada na Santocznej. Stąd czerpały energię maszyny huty.

Ruszam do Dankowa. Czeka mnie ok. 10 km zupełnie niezłej, ale wąskiej szosy. Wąskiej, gdyż na moich oczach wymijały się dwie ciężarówki, z których jedna musiała się wycofać w dogodne miejsce i zjechać na pobocze aby przepuścić drugą. Od Dankowa część mojej trasy pokrywa się z trasą opisaną niedawno przez dornfelda w jego wpisie „Krzyż Wielkopolski — zwiedzanie”

Danków, średniowieczne miasteczko, które straciło swoje znaczenie po „prywatyzacji”. W końcu XV w. elektor Fryderyk II przekazał Danków swojemu lennikowi von Papsteinowi i w tym czasie pojawiła się ostatnia wzmianka o Dankowie jako miasteczku. Z tamtego okresu zachowały się resztki wałów i miejsce gdzie wznosiła się brama przy drodze do Barlinka. W pewnym oddaleniu od wałów, na przesmyku pomiędzy jeziorami Dankowskim i Kinołęka istniał gródek strażniczy. Dalsza część wałów miejskich ciągnąca się wzdłuż drogi biegnącej w kierunku Strzelec Krajeńskich została zniwelowana w XIX w w trakcie przebudowy drogi.

Od strony Strzelec bezpieczeństwa Dankowa strzegł drugi gródek wznoszący się na nasypie wznoszącym się w pobliżu kościoła. Ponadto w Dankowie można zobaczyć resztki imponującego założenia folwarczno-pałacowego. Sam pałac nie zachował się, został zniszczony przez żołnierzy radzieckich.

Pozostało jeszcze do odszukania zbudowane ok roku 1857 mauzoleum rodowe rodziny von Brand, ostatnich właścicieli dóbr dankowskich i ruszam do Strzelec Krajeńskich.

Mapa Dankowa.
Kościół w Dankowie.
Na wzgórzu widocznym za drzewami znajdował się gródek strzegący w średniowieczu przejścia od strony Strzelec Krajeńskich.
Jedna z bram prowadzących do wnętrza zabudowań folwarcznych.
Dawna oranżeria. Z tyłu widoczna stajnia z gołębnikiem.
Pozostałości wałów i fosy.
Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 74.26
drukowana A5
Kolorowa
za 108.2