E-book
2.36
drukowana A5
13.84
drukowana A5
Kolorowa
33.12
p u s t k a

Bezpłatny fragment - p u s t k a

k p t ! s u a ?


Objętość:
43 str.
ISBN:
978-83-8221-123-8
E-book
za 2.36
drukowana A5
za 13.84
drukowana A5
Kolorowa
za 33.12

I’m scared to get close and I hate being alone
I long for that feeling to not feel at all
The higher I get, the lower I’ll sink
I can’t drown my demons, they know how to swim

„mój dom płonie”

mój dom stanął w ogniu

ze środka leci gęsty dym, a pomarańczowe, płomienne jęzory powoli pną się ku górze

robi się coraz goręcej

trawione przez ogień materiały wydzielają paskudny smród

a ja stoję pośród tego wszystkiego bezczynnie, z założonymi rękami przyglądając się wrzeszczącemu w agonii kotu, którego futro okazało się doskonałą podpałką

bo w końcu co mógłbym zrobić?


nie wyjdę na ulicę krzyczeć

w miejscu drzwi jest teraz tylko łuna piekielnego ognia

ale okna na razie nie zostały dotknięte jego wyniszczającym objęciem

więc skoczyć?

nie, chyba jeszcze za wcześnie

krzyczeć?

nie, wrzaski wspomnianego wyżej kota raczej mnie zagłuszą


co więc zrobić?


mój dom płonie

obiekty niegdyś stanowiące przedmiot mojej jednostronnej miłości rozpadają się w drobny pył

zdjęcia, ubrania, książki

i wszystko to, na co zabrakło czasu, by wymienić


wspomnienia też powoli zaczynają się wymazywać

gdy trudno oddychać, niezwykle trudno jest też myśleć

już prawie zapomniałem jej twarz

ale tylko prawie

jej cień na zawsze wyrył się w tyle mego umysłu

rozpada się mój dom

moje rzeczy

moje wspomnienia

czy rozpadam się i ja?


prawdopodobnie

nie czuję bólu

ale po smrodzie palonej skóry mogę wnioskować, że owszem, i ja powoli zamieniam się w garstkę prochu


wszystko to odebrane mi w jeden dzień

jeden, krótki, słoneczny dzień

dwanaście godzin, może nawet mniej

słońce nie zdążyło nawet do końca zajść, a mój dom już całkiem spłonął


patrzę na to z rozpaczą

i wzdycham

w prawej ręce trzymając winne wszystkiemu nożyczki, a w lewej pomarańczową farbę, która nadała tej masakrze stylu


czym zasłużyłem sobie na ten okrutny los?

„brak koła ratunkowego jest poważnym niedopatrzeniem”

ostatnio pojechałem nad morze

szczerze, średnio je lubię, ale znajomi jakoś mnie przekonali

„będzie super”

„zobaczysz, spodoba ci się”

nie mogłem im odmówić

przytaknąłem więc pokornie głową i zacząłem pakować walizki


nie lubię podróży

nie lubię wciskać kilogramów ubrań do malutkiej walizki tylko po to, by następnego dnia je wszystkie wyciągnąć, całe pogniecione i nieposkładane


cholera jasna!

krzyknąłem, kopiąc nieposłuszną walizkę

nie chciała się domknąć

kolejny raz jak najbardziej nieżywy przedmiot robi na złość jak najbardziej żywemu posiadaczowi

absurdalne


to ja powinienem móc się nad nią znęcać!

kopię ją jeszcze kilka razy

mając cichą nadzieję, że z którymś ciosem zrozumie swój błąd


w końcu jednak udało się jakąś ją zamknąć

co prawda wymagało to zdecydowanie zbyt dużo siły i nerwów, ale to nie ważne

liczy się efekt, a nie przebyta ku niemu droga

tak zawsze mawiał mi ojciec

nie ważne jak się szło, ważne, że się doszło


trzymając się tego powiedzenia, stanąłem na dworcu, wyglądając za swoim pociągiem

jednak on, kto by się spodziewał, spóźniał się już paręnaście minut

nie ważne jak się szło, ważne, że się doszło

powtarzałem ciągle szeptem, czując narastający we mnie gniew


w końcu jednak dojechał

wsiadłem, zająłem swoje miejsce i zasnąłem

oczy otworzyłem, gdy byliśmy już na miejscu

przynajmniej jedna dobra rzecz spotkała mnie w trakcie tego wyjazdu

może więc nie będzie tak źle?


woda dostawała się do moich płuc

coraz ciężej było złapać oddech

wymachiwałem rękami na wszystkie strony, chcąc utrzymać się nad powierzchnią choćby ułamek sekundy

zaczerpnąć chociaż odrobinę powietrza


nie widziałem nic poza spienioną, niebieską wodą

i równie niebieskim niebem, rozpościerającym się nade mną

wszystko, co widziałem, było, z jakiegoś powodu, niebieskie

nawet moja skóra zaczynała nabierać tego koloru


wtedy nauczyłem się, żeby nigdy nie oceniać nocy przed wschodem słońca

może nie będzie tak źle, rzucone nierozważnie, może przynieść nieoczekiwane konsekwencje


nie wiem, co sobie myślałem, przyjmując ich zaproszenie

nie wiem, co sobie myślałem, wsiadając do pociągu

nie wiem, co sobie myślałem, dając się wepchnąć na głęboką wodę


nie wiem tego

może to „może” odebrało mi rozum?


wiem za to jedną rzecz

brak koła ratunkowego jest poważnym niedopatrzeniem

gdy świat przybiera same niebieskie barwy, jego nieobecność staje się wyjątkowo dotkliwa


wiem z własnej ręki

w końcu, ona nabrała właśnie, tak uwielbiany przez wielu, kolor

„nawet sny nie dają mi wytchnienia”

śnimy, żeby uciec przed okrutnym światem czekającym na nas po wyjściu z łóżka

śnimy, żeby odpocząć od narzuconych na nas obowiązków, przyciskających do ściany coraz mocniej i mocniej

śnimy, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o dręczących nas problemach, gromadzących się w naszej głowie


patrzę w sufit

biały, lekko brudny

farba miejscami jest wyraźnie źle nałożona

grudki i ślady pędzla widać gołym okiem nawet z mojej pozycji


głowa spoczywa bezwładnie na poduszce

ręce złożone wzdłuż ciała

nogi wyprostowane


telefon odłożyłem za mną, na biurku

niewielka, migająca zielona dioda delikatnie świeci, rozświetlając panującą w pokoju ciemność


okna zasłonięte i zamknięte, do środka nie ma prawa dostać się ani jeden promyczek księżycowej poświaty


zostałem sam z moimi myślami

nie wiem gdzie je skierować

jaki kierunek im nadać


jutro będę pracować

prawdopodobnie

praca to bowiem termin dość niejasny i niekonkretny

może oznaczać w zasadzie cokolwiek

cokolwiek, które nie zawsze udaje mi się osiągnąć


robię w myślach plan tego, co muszę zrobić następnego dnia

większość z nich sprawia, że odechciewa mi się w ogóle myśleć o jutrze


skupiam się więc na tym, co zrobiłem dzisiaj

lista nie jest, niestety, zbyt imponująca


wzdycham, odwracam się na drugi bok i zatapiam w myślach o tych wszystkich osobach, o których zdecydowanie nie powinienem już dłużej myśleć


męczę się, by jak najdłużej nie zasnąć


boję się snów

boję się zamknąć oczy i dać się zabrać do ich pokręconego świata


nie chcę kolejny raz obudzić się, wciąż mając przed sobą cudowną wizję, tylko po to, by uświadomić sobie, że ta nigdy się nie spełni


nie chcę znowu patrzeć jak mój umysł, używając snów, rozgrzebuje stare, niezagojone rany

ciągle wpycha kij w mrowisko, po czym dziwi się, że obchodzą go mrówki


nawet sny nie dają mi wytchnienia

nawet cholerne sny chcą mi tylko bardziej dokopać


tak, pamiętam, co zrobiłem źle

drogi mózgu, nie musisz mi tego przypominać każdej kolejnej nocy

proszę

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 2.36
drukowana A5
za 13.84
drukowana A5
Kolorowa
za 33.12